Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam, moja historia


Ravyna

Rekomendowane odpowiedzi

Bonus może jeszcze znajdziesz ;)

Nigdy nie mów nigdy... czasem właśnie jak się nie spodziewasz.

No wiesz, ja nie chcę szukać na siłę.

Zresztą, gdybym nawet trafił na tą, odpowiednią, to ja rodziny nie chcę.

Żadnych dzieci.

Ja tak sobie postanowiłem i chce się tego trzymać.

 

Myślę, że tak od razu nie odpowiadałoby mi mieszkać z kobietą pod jednym dachem.

Na takie rzeczy jest potrzebny czas.

Mieszkanie ze sobą, to nie jest prosta sprawa.

To są, obowiązki, problemy, rachunki na głowie. Trzeba być odpowiedzialnym za swoje sprawy.

 

W życiu nie ma samych przyjemności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No nie ma... to prawda.

 

Po co zakładasz sobie taki gorset? A jak się na serio zaangażujesz i uznasz, że jesteś gotów wywrócic swoje życie do góry nogami, bo tego właśnie chcesz?

Wszystko jest możliwe, wszystko może się niespodziewanie odwrócić... a juz na pewno nasze postrzeganie wielu rzeczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No nie ma... to prawda.

 

Po co zakładasz sobie taki gorset? A jak się na serio zaangażujesz i uznasz, że jesteś gotów wywrócic swoje życie do góry nogami, bo tego właśnie chcesz?

Wszystko jest możliwe, wszystko może się niespodziewanie odwrócić... a juz na pewno nasze postrzeganie wielu rzeczy.

Chciałbym naprawdę w to wierzyć...

Ja jestem w stanie się w coś zaangażować, coś dać od siebie, jeżeli i kobieta chciałaby tego samego.

Nie mówię, że od razu miałby być jakiś związek, bo na to musi być czas.

No ale, bliskie relacje koleżeńskie.

Próbowałem z tym już nie raz i, jakoś nie wychodziło.

Właśnie w moim przypadku, zawsze brakowało, dobrej woli, zaangażowania i chęci drugiej strony.

A nie ma możliwości stworzyć coś bliskiego z drugą osobą, jak druga strona nic nie robi od siebie.

To właśnie na tym polega, że dwie osoby, muszą się tak samo angażować.

 

Nie na siłę, tylko dobrowolnie.

Co może zrobić człowiek, który w takich sytuacjach, czuje się i jest całkowicie bezsilny?

Który nie ma żadnej pomocy do tego, żeby osiągnął to, do czego dąży?

 

To dobre pytanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale rozumiem bezsilność, kiedy ma się poczucie bycia samemu na polu bitwy :(

Nic nie da się zrobić. Nie zmusisz nikogo aby mu zależało... trzeba odejść. Dać sobie żyć osobno, skoro eazem się nie da.

I to jest dobre powiedzenie.

Właśnie, dużym problemem, między ludźmi jest to, że ktoś nie docenia czyjegoś zaangażowania, starania się o coś.

Ktoś to olewa, lekceważy, traktuje to z obojętnością.

Ja to doskonale znam.

Nie raz to odczułem.

Wtedy, zawsze będzie bezsilność, brak jakiejkolwiek pomocy w dążeniu do jakiegoś spełnienia.

To jest chora sytuacja.

To jest "błędne koło", z którego nie można wyjść.

 

To dobrze, że tu się rozumiemy, bo to ważne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale nie chodzi żadne zdradzanie, nie szanowanie kogoś.

Po prostu, "bycie z kimś", to nie jest więzienie, jak myśli wielu ludzi.

Oczywiście, trzeba się trzymać pewnych granic, ale bez przesady.

Są rzeczy, które nie są zabronione i nikt nie może komuś, czegoś zabraniać.

 

Ośmielę się nie zgodzić...

Takie stwierdzenia dotyczą obu stron.

To jest jak umowa.

Ja godząc się na związek z kimś mam pewne oczekiwania i partner ma.

Jeżeli obie strony o tym wiedzą i godzą się na stworzenie związku- to nie mogą "łamać zasad umowy" , bo wtedy umowa przestaje być ważna.

Proste.

Jak ja nie chcę, żeby flirtował z koleżankami z pracy, bo sprawia mi to przykrość i ból- to on wiedząc o tym, a mimo to robiąc to... "Zrywa warunki umowy"

 

 

Umowa... a gdzie zaufanie? Nie pamiętam, żeby zaczynała związek od ustalania reguł. To juz nawet ja czuję się jakoś nadzorowana i ograniczona. Niech kazdy będzie sobą... Każdy wie, że nie chce być zdradzany, niech więc nie zdradza. Każdy wie czy podobałoby mu się pisanie smsów o oczywistym charakterze przez partnera... niech więc sam tego nie robi. To są rzeczy oczywiste wg mnie, że pewnych rzeczy się nie robi.

A moim sposobem na rozeznanie jest jedna rzecz - jesli okazuje się nagle, że chowasz telefon, że nie jesteś do końca szczery/a z partnerem i kręcisz, nawet małymi kłamstewkami, to oznacza, że już jesteś nie w porządku, bo musisz kłamać. A kłamiesz, bo wiesz, że gdyby partner usłyszał prawdę, to by go to skrzywdziło, że to jest po prostu nie uczciwe i jest zagrożeniem dla związku.

O takich rzeczach jak flirt, to się nawet nie mówi, o tym się zapomina za chwilę, jeśli jest na prawdę niewinne i już więcej do tego nie wraca.

 

To był przykład przytoczony z opisu autorki tematu.

Chociaż śmieję się z tego co czytam tu i wyżej, bo tak Wam się lekko pisze o tym, że flirt to nic złego..

Idę o zakład- że nic złego jeżeli to Was dotyczy... jeżeli zrobi to Wasz partner- aż tak się Wam nie spodoba ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mamy po dwadzieścia kilka lat, studiujemy. Próbowałam, zawsze efekty były chwilowe.

 

Z reguły jestem cierpliwa, niestety takie sytuacje doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Dodam, że wcześniej przyjaźniliśmy się, nie mam za bardzo nikogo tak bliskiego, jak był mi ten człowiek. :)

A od rozmowy oczekuję jedynie zrozumienia, tego, że potrzebuję pomocy w poradzeniu sobie z moimi "małymi" problemami. Oczekuję też, aby przyznał się do winy - choć to głupie, ale mam okropne poczucie niesprawiedliwości.

 

 

Niestety... Prawda jest taka, że gdyby jemu zależało- dowiedział by się na temat Twojej choroby... Jak Ci pomóc..

Mam podobną sytuację i bardzo trudno mi się żyje...

I jak mam być szczera- to wszelkie rozmowy pomagają tylko na chwilę, a po paru dniach jest znowu tak samo...

Robi tak od samego początku naszej znajomości... Od tego czasu moja samoocena zeszła poniżej zera..

Czuję się jak nic nie warty śmieć...

Więc jedyne co ja mogę doradzić- to zakończenie tego związku, chyba, że znasz go na tyle dobrze, że wiesz, że zacznie Cię szanować.

Prawda jest taka, że jak chcesz wiedzieć jak mężczyzna będzie Cię traktował- bardzo łatwo sprawdzić... Wystarczy poobserwować jak się odnosi do własnej matki...

Ale oczywiście, całkowicie się tutaj z Tobą zgadzam, że, jeśli chce się być razem, ustala się to, to należy się tego, wspólnie trzymać.

Obydwie strony muszą się tego trzymać.

Musi być wzajemną chęć.

Są ustalone zasady: nie ma zdrady, nie ma okłamywania się, nie ma oszukiwania się, szanuje się wzajemny szacunek i wartości.

Ale zawsze jest tak, że któraś ze stron te zasady łamie.

Często tak jest.

Ktoś nie dotrzymuje słowa.

I wtedy to nie jest w porządku, bo, rzeczywiście się kogoś rani.

 

Zgadzam się z tym, że "bycie razem" na poważnie, to jest rodzaj "umowy".

Musi być taka "umowa".

Ale jeśli ktoś nie zamierza tego dotrzymać, nie jest szczery, to lepiej nie być z taką osobą.

Wszystko musi być ustalane wspólnie, razem.

 

 

dziękuję :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ośmielę się nie zgodzić...

Takie stwierdzenia dotyczą obu stron.

To jest jak umowa.

Ja godząc się na związek z kimś mam pewne oczekiwania i partner ma.

Jeżeli obie strony o tym wiedzą i godzą się na stworzenie związku- to nie mogą "łamać zasad umowy" , bo wtedy umowa przestaje być ważna.

Proste.

Jak ja nie chcę, żeby flirtował z koleżankami z pracy, bo sprawia mi to przykrość i ból- to on wiedząc o tym, a mimo to robiąc to... "Zrywa warunki umowy"

 

 

Umowa... a gdzie zaufanie? Nie pamiętam, żeby zaczynała związek od ustalania reguł. To juz nawet ja czuję się jakoś nadzorowana i ograniczona. Niech kazdy będzie sobą... Każdy wie, że nie chce być zdradzany, niech więc nie zdradza. Każdy wie czy podobałoby mu się pisanie smsów o oczywistym charakterze przez partnera... niech więc sam tego nie robi. To są rzeczy oczywiste wg mnie, że pewnych rzeczy się nie robi.

A moim sposobem na rozeznanie jest jedna rzecz - jesli okazuje się nagle, że chowasz telefon, że nie jesteś do końca szczery/a z partnerem i kręcisz, nawet małymi kłamstewkami, to oznacza, że już jesteś nie w porządku, bo musisz kłamać. A kłamiesz, bo wiesz, że gdyby partner usłyszał prawdę, to by go to skrzywdziło, że to jest po prostu nie uczciwe i jest zagrożeniem dla związku.

O takich rzeczach jak flirt, to się nawet nie mówi, o tym się zapomina za chwilę, jeśli jest na prawdę niewinne i już więcej do tego nie wraca.

 

To był przykład przytoczony z opisu autorki tematu.

Chociaż śmieję się z tego co czytam tu i wyżej, bo tak Wam się lekko pisze o tym, że flirt to nic złego..

Idę o zakład- że nic złego jeżeli to Was dotyczy... jeżeli zrobi to Wasz partner- aż tak się Wam nie spodoba ;)

 

Jakoś sobie nie wyobrazam, żeby którakolwiek osoba w związku opowiadała "A wiesz... dziś poflirtowałem z koleżanka z pracy" Co to za informacja? Pytanie co rozumeisz poprzez flirt, bo może każdy z nas ma na mysli inny kaliber tego pojęcia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

Tak? Ciekawe.

Wyobraź sobie, że miałam

Bzdura pozostaje bzdurą - jak każda prawda generalna z poradników dla panienek na pensji.

 

 

Przepraszam- jeszcze się nie dogrzebałam Twojej historii na forum, więc nie wiem co "Ciebie trapi"... może poświęcę trochę czasu i znajdę- wtedy może zrozumiem...

Teraz tylko nasuwa mi się pytanie, czy jesteś w związku?

Bo zauważyłam po Twoich wpisach, że nie opierasz się na przykładach z życia- tylko na czyichś teoriach, które za kilka lat mogą się właśnie okazać totalną bzdurą ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rosa26 i zapewne tak jest- każdy rozumie pojęcie flirt inaczej...

Mi osobiście nie podobałyby się pewne zachowania- i jeżeli mojemu partnerowi/ mężowi to nie odpowiada- nie akceptuje tego, że sobie nie życzę... to droga wolna....

ja nikogo na siłę nie będę trzymać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flirt to całkiem spoko sprawa, jeśli wiesz, że ten mężczyzna tak samo nie zaczął związku z Tobą. Nie, kiedy prosisz go mnóstwo razy, aby tak nie robił, bo to po prostu boli. Sama też mam sporo kolegów (uroki studiowania na polibudzie) o których był zazdrosny, mi nie pozwalał na rozmowy w tym stylu, jakie sam prowadził.

 

Wiem- lepiej być samemu, niż w związku, który ściąga Cie w dół. Nigdzie tego nie kwestionuję. Niestety jak mówiłam, kocham tego człowieka i okropnym bólem jest patrzenie na niego codziennie- bo muszę. Łatwo powiedzieć - zapomnij, kiedy nie musi się go oglądać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

albo być samemu i nie masz problemów ale jest samotność a to według mnie najgorsze

 

O ja sie nie zgadzam. Osobiście wolę być sama niż nieszczęśliwa w związku tylko byle być w związku. Nie ytrzeba być samotnym tylko dlatego, że nie ma się partnera. Przecież są jeszcze inni ludzie, zajęcia... świat po prostu.

Nie jest przyjemne, gdy ktoś lekceważy czyjeś starania o coś, co dla kogoś jest ważne.

Gdzie tu jest w tym sprawiedliwość?

Tu nie ma w tym sprawiedliwości.

Brak wdzięczności za to, że ktoś się o coś stara, angażuje się, że komuś zależy.

Gdzie tu jest w ogóle jakaś logika w tym?

 

Człowiek jest ze wszystkim sam, żadnego wsparcia w tym, żeby mu się udało osiągnąć to, do czego dąży i czego oczekuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flirt to całkiem spoko sprawa, jeśli wiesz, że ten mężczyzna tak samo nie zaczął związku z Tobą. Nie, kiedy prosisz go mnóstwo razy, aby tak nie robił, bo to po prostu boli. Sama też mam sporo kolegów (uroki studiowania na polibudzie) o których był zazdrosny, mi nie pozwalał na rozmowy w tym stylu, jakie sam prowadził.

 

Wiem- lepiej być samemu, niż w związku, który ściąga Cie w dół. Nigdzie tego nie kwestionuję. Niestety jak mówiłam, kocham tego człowieka i okropnym bólem jest patrzenie na niego codziennie- bo muszę. Łatwo powiedzieć - zapomnij, kiedy nie musi się go oglądać.

 

Nie twierdzi nikt, że to proste. Ale czasem warto ostudzić emocje przytomnym zastanowieniem się nad konkretami. Nad tym co jest a czego nie ma. Co daje szanse a co nie. Czy dzieje się coś, co może spowodować Twoje nieszczęśce, złe samopoczucie, złe traktowanie i nie ma widoków na poprawę czy też są.

Wiem, że są emocje. Jednak trzeba dla własnego dobra ostudzić je i przeanalizować co daje szansę związkowi i czy w ogóle.... Trzymam kciuki. :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłością nie można wszystkiego tłumaczyć.

Miłość to jedno, a pewne granice, to inna sprawa.

Miłość, to tak naprawdę zaślepienie, które rani.

Rozumiem normalną miłość, ale "chorą miłość...?"

 

Tego nie potrafię zrozumieć.

Nie rozumiem takiej miłości...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłością nie można wszystkiego tłumaczyć.

Miłość to jedno, a pewne granice, to inna sprawa.

Miłość, to tak naprawdę zaślepienie, które rani.

Rozumiem normalną miłość, ale "chorą miłość...?"

 

Tego nie potrafię zrozumieć.

Nie rozumiem takiej miłości...

 

A tu się nie zgodzę w całości. Od pewnego czasu całkowicie inaczej rozumiem miłość, niż rozumiałam wcześniej.

Tak w skrócie - myślę, ze jak jest miłość tak na prawdę, taka oddana i prawdziwa, nie ma miejsca na nudę, na lęki i obawy przed zdradą. Trudno jest taką miłość stworzyć, ale jest to wykonalne. Taka symbioza jednocześnie z miejscem na autonomię każdego z osobna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłością nie można wszystkiego tłumaczyć.

Miłość to jedno, a pewne granice, to inna sprawa.

Miłość, to tak naprawdę zaślepienie, które rani.

Rozumiem normalną miłość, ale "chorą miłość...?"

 

Tego nie potrafię zrozumieć.

Nie rozumiem takiej miłości...

 

A tu się nie zgodzę w całości. Od pewnego czasu całkowicie inaczej rozumiem miłość, niż rozumiałam wcześniej.

Tak w skrócie - myślę, ze jak jest miłość tak na prawdę, taka oddana i prawdziwa, nie ma miejsca na nudę, na lęki i obawy przed zdradą. Trudno jest taką miłość stworzyć, ale jest to wykonalne. Taka symbioza jednocześnie z miejscem na autonomię każdego z osobna.

No tak, ale to nie jest normalna miłość.

Jeśli druga osoba tą miłość lekceważy, jest na to obojętna i nie szanuje uczuć osoby, która kocha, to najwyraźniej nie jest warta tej miłości.

Ja nie mogę uwierzyć w coś takiego, że jedna osoba "kocha na ślepo", a druga osoba tą miłość lekceważy i tego nie docenia.

Dla mnie to nie jest normalne.

 

Według mnie, takie uczucie, jak: miłość, powinno mieć granice, pewne zasady.

Wiem, że tak, często nie jest, ale powinno tak być.

Ja się z tym akurat nie zgodzę, bo na siłę się nikogo nie da kochać.

 

Czy normalne jest, jak kocha się niewłaściwą osobę?

Bo ja uważam, że to nie jest normalne. A często tak się dzieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie, nigdy nie kochała żadna kobieta.

Nigdy nie doświadczyłem tego uczucia.

 

Ale może to i dobrze, bo, gdyby miała mnie obdarzyć takim uczuciem jakaś kobieta, i byłaby to nieodpowiednia dla mnie kobieta, to nie byłoby dobrze.

Jak miałaby być do mnie "miłość od nieodpowiedniej kobiety", to lepiej, żeby w ogóle nie było miłości.

Można żyć bez miłości. To nie jest jakiś "koniec świata".

 

Ja jestem jednym z przykładów, że nie mam miłości, nie ma kobiety, która by mnie kochała i żyje z tym.

Wprawdzie, miałem do czynienia z dziewczyną, która tylko tak twierdziła, "że mnie kocha" i często mi o tym mówiła.

Ale tak naprawdę, to nie była żadna miłość. A już na pewno nie szczera.

Ja nie czułem tego, żeby ona mnie kochała.

To były tylko same, puste słowa...

Brak, jakiegokolwiek zaangażowania w tym kierunku.

 

Nawet nie potrafiła mi, realnie udowodnić tej miłości.

Ona była dobra tylko w "pięknym mówieniu", a za tymi słowami nic nie wynikało.

To jest jeden z problemów, jakie miałem z taką dziewczyną.

Ja, oczywiście nie brałem na poważnie tych słów, jakie ona mi mówiła.

Bo, gdy dziewczyna mówi facetowi, "że go kocha", przymila się do niego, a nic nie robi w tym kierunku, to co sobie można o tym pomyśleć?

Możne sobie pomyśleć, że, dziewczyna ma jakąś: fantazje, szuka zabawy i naiwnego faceta do "robienia z niego frajera".

Tak to można określić.

 

To, jaka jest tutaj mowa o stworzeniu, normalnego uczucia, między ludźmi, jeżeli są takie dziewczyny czy też kobiety, które tak się zachowują?

A dużo jest takich dziewczyn/kobiet.

Przez takie "przeszkody", nigdy nie stworzy się ani związku, ani żadnych, zdrowych relacji.

 

Tylko szkoda, że ktoś tego nie rozumie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłością nie można wszystkiego tłumaczyć.

Miłość to jedno, a pewne granice, to inna sprawa.

Miłość, to tak naprawdę zaślepienie, które rani.

Rozumiem normalną miłość, ale "chorą miłość...?"

 

Tego nie potrafię zrozumieć.

Nie rozumiem takiej miłości...

 

A tu się nie zgodzę w całości. Od pewnego czasu całkowicie inaczej rozumiem miłość, niż rozumiałam wcześniej.

Tak w skrócie - myślę, ze jak jest miłość tak na prawdę, taka oddana i prawdziwa, nie ma miejsca na nudę, na lęki i obawy przed zdradą. Trudno jest taką miłość stworzyć, ale jest to wykonalne. Taka symbioza jednocześnie z miejscem na autonomię każdego z osobna.

No tak, ale to nie jest normalna miłość.

 

Jak to nie? Przecież w związku każdy powinien mieć też tą swoją przestrzeń, żeby nie nie wpaść w jakieś przesadne emocje, zeby mieć też siebie samego a nie tylko siebie nawzajem. Powinna być ta część wspólna, ale i ten świat kazdego z osobna - miejsce na pasje itp.Żeby świat nie kończył się tylko na drugiej połówce, bo wtedy robi się nie zdrowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudno jest kochać, gdy ktoś ma zaburzenia psychiczne.

One mogą się pojawić nagle.

To wystawia na próbę.

Widocznie Twój chłopak nie potrafi znieść tej próby.

Może kiedyś zrozumie.

 

Ja byłam 5 razy w szpitalu i tez było cieżko.

Może nikt by tego nie zniósł? Nie wiem. Ja robiłam rzeczy, których nie chciałam. Nie mówię, ze to nie moja wina. Biorę odpowiedzialność. Myśle, ze Ty tez. A Twój chłopak to raczej nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że tak.

Ja też uważam, że musi być własna przestrzeń, prywatność, swoje sprawy, będąc z kimś.

Dla mnie, "ograniczenia w związku", to chora sytuacja.

Nie liczy się tylko osoba, z którą się jest.

Tak wyglądają normalne związki, w których jest, czas dla siebie, własna przestrzeń, własne sprawy.

 

Ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji, w której jestem z kobietą ( nawet tą, odpowiednią dla mnie ) i nic innego już się nie liczy.

Nie wyobrażam sobie, żebym ja nie miał swojej przestrzeni, swojego czasu dla siebie.

 

Są sytuacje, w których trzeba od siebie odpoczywać, dawać sobie na coś czas.

 

Ja bym sobie nawet nie pozwolił na to, żebym musiał tkwić z związku, w którym są ograniczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu musi być wzajemne zrozumienie, zaufanie, ugoda.

Ale do tego też trzeba dążyć.

To samo nie przychodzi. Wspólnie, razem można zdziałać wiele, tylko trzeba chcieć...

Tak, normalnie, szczerze chcieć.

Ale, znając obecne czasy, to z tym jest trudno.

 

Przeważnie jest tak, że ktoś chciałby wiele zyskać, dostać coś od kogoś, a samemu nie robić nic.

Najlepiej, dostać "na gotowe" i niczym się nie przejmować.

No ale tak to nie może być. Nic za darmo nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba wszyscy źle to wszystko rozumiecie. Właśnie chodzi o to, że związek dwojga ludzi to nie worek pełny ograniczeń i zakazów. Jest to coś na co dwie osoby dobrowolnie się zgadzają. Nikt nie każe Wam być z osobą, której nie odpowiada Wasz flirt z kolegami z pracy. Nikt nie każe Wam być z kimś z kim się czujecie źle.

Ale pisząc, że nie wyobrażacie sobie życia z osobą, która "Was ogranicza" jest również egoistyczne. Ponieważ nie akceptujecie tego, że takim zachowaniem sprawianie drugiej osobie ból.

Więc po co oszukiwać? Po co ukrywać coś? Okłamywać?

Nie potrafisz się pohamować, pomimo, że wiesz, że Twojego partnera to rani?

To nie udawaj, że Ci zależy- tylko odejdź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłością nie można wszystkiego tłumaczyć.

Miłość to jedno, a pewne granice, to inna sprawa.

Miłość, to tak naprawdę zaślepienie, które rani.

Rozumiem normalną miłość, ale "chorą miłość...?"

 

Tego nie potrafię zrozumieć.

Nie rozumiem takiej miłości...

 

A tu się nie zgodzę w całości. Od pewnego czasu całkowicie inaczej rozumiem miłość, niż rozumiałam wcześniej.

Tak w skrócie - myślę, ze jak jest miłość tak na prawdę, taka oddana i prawdziwa, nie ma miejsca na nudę, na lęki i obawy przed zdradą. Trudno jest taką miłość stworzyć, ale jest to wykonalne. Taka symbioza jednocześnie z miejscem na autonomię każdego z osobna.

 

 

Podobno nie ma czegoś takiego jak ta jedna, prawdziwa oddana miłość- o czym możesz przeczytać w temacie Odcięcie emocjonalne od ludzi :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic nie jest biało-czarne, byłoby zbyt łatwo. Nie jest dobrze ranić partnera, i nie jest dobrze ograniczać (jego, siebie). Rozchodzi się o równowagę. Rozchodzi się o poważne traktowanie słów i emocji partnera. Nie o zbywanie gadką: znowu coś wymyślasz. Problemy należy rozwiązywać, nie ich unikać lub udawać, że ich nie ma. Przynajmniej taka jest teoria - w praktyce to czasem jest niełatwe. Właściwie: zwykle jest niełatwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×