Skocz do zawartości
Nerwica.com

to raczej nie depresja.


Hellbike

Rekomendowane odpowiedzi

(wybralem ten dzial, poniewaz niektore z moich objaw przypominaja depresje)

 

Postanowilem napisac na forum, poniewaz czuje sie nieco zdesperowany. Myslalem o psychologu, ale boje sie, ze zaczne traktowac go jako ostatnia nadzieje, a w dniach, w ktorych nie bede mial wizyty - bede absolutnie poddany stanowi, w ktorym zazwyczaj sie znajduje. Pozatym, cenie sobie niezaleznosc i wolnosc umyslu, jestem nastawiony na samodzielne radzenie sobie z tym, co dzieje sie w mojej glowie - nie dlatego, bo boje sie prosic o pomoc(dlatego tez, ale to znacznie mniejszy bodziec) - ale dlatego, ze nikt nie moze wiedziec lepiej odemnie, co tak naprade sie ze mna dzieje.

 

Niesadze, abym mial depresje. Tak naprawde ciezko jest mi stwierdzic, jaki jest moj problem - czasami, kiedy udaje mi sie uzyskac samopoczucie takie, jakie bym tego chcial - dosc wyraznie widze, ze chodzi o niska samoocene, brak akceptacji samego siebie. Jednak w ciagu ostatnich dwoch ostatnich miesiecy widzialem tak wiele roznych drog w swojej glowie, ze nie jestem w stanie stwierdzic, ktora jest wlasciwa - chociaz czasami wydaje mi sie, ze to wlasnie ta droga, na ktorej sie akurat znajduje.

 

Moja sytuacja jest skomplikowana, taka mi sie przynajmniej wydaje. Bardzo bym sie ucieszyl, gdyby ktos potrafil zdefiniowac moj problem, odeslac mnie do ksiazki, podac definicje - chyba to jest glownym celem tego posta.

 

Srednio rozumiem swoj stan - a to w jaki sposob i w jakim stopniu go rozumiem, w ogromnym stopniu zalezy od stanu w jakim sie znajduje. Aby moc przyblizyc go w jak najbardziej obiektywny sposob jaki potrafie - opisze czesc swojego dotychczasowego zycia, ktore postrzegam mniejwiecej tak samo niezaleznie od stanu w jakim sie znajduje.

 

Niewiem kiedy sie to dokladnie zaczelo - mysle, ze juz w podstawowce, a pozniej narastalo - ale zupelnie nie akceptowalem swojej osoby. Nie pamietam, jakie pragnienia rzadzily mna do czasow liceum, ale wiem dokladnie, jak postrzegalem siebie, swoj sens zycia, kiedy juz znalazlem sie w liceum - wszystkim czego pragnalem, bylo bycie ziomkiem nr. 1. Nie bylo tam mnie - nie chcialem byc mna, chcialem byc kims, kogo wszyscy beda uwazali za cool osobe. Bylo to trudne do osiagniecia, poniewaz stronilem od ludzi, balem sie ich, wstydzilem, kontakty miedzyludzkie byly dla mnie zazwyczaj udreka.

Ta historia to chyba niezbyt dobry pomysl, ciezko jest mi opisac to kim jestem i kim bylem w taki sposob. Wiec napisze w podpunktach to, jak sie czulem, czuje.

 

- emocje. Boje sie tego, co czuje. Robie wszystko, aby ludzie nie widzieli tego, co czuje - nie chce zeby ktos widzial, ze jestem szczesliwy, bo boje sie, ze uzna mnie za frajera. strasznie boje sie ponizenia. negatywnych emocji tez boje sie okazywac - ktos moglby mnie wysmiac, i byl bym jeszcze wiekszym posmieliskiem. wdg. mnie, ludzie z boku widzieli by to tak : "mial zly humor, a on jeszcze go dobil! hahahaah!". boje sie swoich emocji do tego stopnia, ze nie tylko ich nie okazuje, ale do nieawna staralem sie nie odczuwac - przez ostatni rok zupelnie niemal zupelnie wyzbylem sie emocji, i udawalem, ze tak powinno byc - przez ostatni rok pamietam tylko 2-3 momenty, w ktorym czulem szczescie - pomimo tego, ze bylem w bardzo udanym(przynajmniej taki sie wtedy wydawal) zwiazku. Boje sie byc soba. W momentach calkowitego upadku wyglada to tak: jadac autobusem boje sie, ze ktos sie do mnie odezwie. wiem, ze zapadlbym sie ze wstydu pod ziemie, nawet gdybym musial wypowiedziec pojedyncze slowo - boje sie, ze powiem cos glupiego, lub barwa mojego glosu bedzie niewlasciwa. Gdyby ktos mnie zaczepil, uderzyl - nie powiedzial bym nic, uznal bym to normalne - poniewaz wiem, ze jestem smieciem i na nic lepszego nie zasluguje.

Kiedy autobus zbliza sie do mojego przystanku - boje sie wstac i wysiasc - bo autobus bedzie sie musial przezemnie zatrzymac - a ludzie w autobusie czekac, az ja wysiade - nie chce miec na nich zadnego wplywu, boje sie. gdyby nie to, ze ktos moglby mnie wysmiac za to, ze nie wysiadlem na swoim przestanku - pewnie bym nie wysiadl, i pojechal 20km dalej. Nie jest tak zawsze - czuje sie tak, kiedy osiagam dno - kiedys(2 lata temu) mialem tak czesto, ostatnio tylko 2 dni w ciagu ok miesiaca.

 

To, co mysla o mnie inni, jest dla mnie zazwyczaj priorytetem - i nie chodzi o to, ze zalezy mi na ich opini. jest we mnie druga czesc mnie, ktorej to totalnie nie obchodzi, ktora wie, ze jestem cudowna osoba, a jesli cos robie - to mam ku temu powody, ktore sa dla mnie racjonalne. tak naprawde wiem tez, ze kazdy ma powody, ktore sa dla niego racjonalne. Wiem, ze nie istnieja ludzie zli - kazdy akcja jest czyms spowodowana. Nie czuje zlosci, zla, w pelni akceptuje to kim jestem, czym jest swiat. Jest tez druga czesc mnie - ktora sie nie akceptuje, ktora sie zlosci, ktorej nic sie nie chce, ktora stresuje sie przy kazdej czynnosci - wszystko co robi, robi tylko po to, aby inni uznali ze jest madry, fajny, lepszy. Robienie czegos, kiedy nikt nie patrzy, nie ma zadnego sensu - nikt nie przekona sie o jego wartosci (pisze o sobie w trzeciej osobie, to zamierzone, nie ma sensu doszukiwac sie w tym rozdwojenia jazni: ] ). Nie chce dalej zaglebiac sie w to, jaka filozofie wyznaje - ale kiedy czuje sie soba - moge sluchac innych opini. kiedy czuje sie zle - kazdego, kto ma opinie inna od mojej uwazam za idiote - chce sprawic, aby myslal tak jak on, aby uznal mnie za guru, aby zaakceptowal to, ze jestem od niego madrzejszy (robie to prawdopodobnie dlatego, bo sam boje sie, ze jestem glupi). Przez ostatni rok, kiedy nie odczuwalem prawie zadnych emocji - uwazalem sie za geniusza, najinteligetniejsza forme zycia - kiedy ktos myslal inaczej niz ja, musial byc w bledzie.

Druga czesc mnie wie, ze to nie ma znaczenia. Inteligencja, madrosc, nie definiuje naszej wartosci.

 

Czytajac to, mozna by pomyslec, czego tak wlasciwie ten koles chce?

moj problem nie jest tak powazny, jak depresja.

Czego chce? Umiec wyrazac swoje emocje, a przedewszystkim, nie bac sie ich odczuwac. Nie zalezy mi na tym, aby odrazu osiagnac katharis. Poprostu chcialbym wiedziec, ze ide w dobra strone - przestac sie oszukiwac, zaczac akceptowac, podazac w strone, w ktora chcialbym isc.

 

Bo przez wiekszosc czasu sie oklamuje. Kiedy zalezy mi na opini innych, wmawiam sobie, ze tak nie jest, ze chce byc soba - chociaz w tym momencie jest inaczej, a moje klamstwo ma skutek odwrotny do zamierzonego. chcialbym moc byc ze soba szczery - poniewaz obecnie jest to dla mnie stan zupelnie nienaturalny. caly czas oszukuje sie co do tego, kim jestem.

 

Chcialbym czuc smutek - i kiedy juz go poczuje, i wiem, ze to prawdziwy smutek, czuje szczescie - poniewaz naprawde cos czuje, wiem, ze przestaje sie oszukiwac.

 

Przez wiekszosc czasu przedewszystkim stres i presje - nic nie przynosi mi radosci, czy jakichkolwiek innych emocji.

 

swoj problem opisalem w sposob bardzo chaotyczny, i bardzo niedokladny - poniewaz tak naprawde nie wiem jaki mam problem. Nie wiem nawet do konca jakie sa skutki - poniewaz nie wiem, kim tak naprawde jestem, i jak wygladam "ja" bez tych ubocznych skutkow.

 

Czasami udaje mi sie osiagnac stan, w ktorym czuje, ze to ja. Czuje radosc, smutek, rozmowa z ludzmi nie jest dla mnie meka - wszystko, caly swiat, wyglada zupelnie inaczej. To dla mnie naprawde niesamowite, jak ogromna roznica jest pomiedzy tymi dwoma stanami.

 

pisze to miedzyinnymi po to, aby pokazac, ze jestem cool. Moje nastawienie kilka razy nieco sie zmienialo podczas pisania tego, zmienialy sie tez poszczegolne motywy oraz ich sila.

 

Wiem, ze kiedy to opisuje, nie wyglada to na prawdziwy problem, raczej na marudzenie. Ale dla mnie to naprawde duzy problem. Chcialbym teraz czuc smutek, ale nie czuje. do niedawna nie bylo to dla mnie problemem, ale niedawno zobaczylem, ze wszystko do tej pory bylo klamstwem. ze jest gdzies we mnie, gleboko schowanych, jest mnostwo emocji, mnostwo ja, ktore kryje przed samym soba - ktore chcialbym umiec wydobyc.

 

wszelki kontakt z ludzmi dostarcza mi przedewszystkim stresu - robie to chyba glownie po to, aby sie dowartosciowac - przez caly czas panicznie sie bojac, ze nie zostane uznany za wartosciowego (chyba, ze udaje mi sie chwilowo zaakceptowac siebie, wtedy - co jest dla mnie w tym momemcie niemal niewyborazalne - chce rozmawiac z ludzmi, dla czystej przyjemnosci rozmowy. Rzeczywiscie cos czuje, i nawet nie boje sie tak bardzo tego pokazac. Ale zazwyczaj tak nie jest)

 

kiedy na przyklad czytam ksiazke - robie to tylko po to, zeby albo udowodnic sobie, jak bardzo szybko czytac potrafie ( i co chwile sprawdzam na ktorej stronie juz jestem) - albo zeby moc sie tym pochwalic. tak wyglada wiekszosc czynnosci, ktore robie. Nie potrafie odczuwac przyjemnosci z czegokolwiek (no chyba, ze... (to, co pisalem wyzej)).

 

Wlasciwie jedynie to, ze czasami udaje mi sie osiagnac stan samoakceptacji - kiedy wiem, ze sie nie oklamuje - daje mi sens zycia. Bo obecnie, nie ma zbyt wiele mnie w moim ciele - nie czuje, zeby to zycie bylo moje - czuje sie raczej jak skorupa.

 

Mysl o tym, ze ktos moglby zrobic cos specjalnie dla mnie - to, ze moglbym wplynac w jakis sposob na jego zycie - miec wplyw na jego emocje - to dla mnie prawdziwy horror (i dlatego sam albo nie okazuje emocji, albo udaje ze cos czuje, zeby miec jak najmniejszy wplyw emocjonalny na otoczenie).

 

Czesto sam degraduje samego siebie w oczach swoich i innych - po to tylko, zeby pozniej miec mniejszy wplyw na ich emocje (tzn, boje sie, ze komus moze sie cos nie spodobac - wiec odrazu mowie, ze cos tam jest do niczego, i zeby nie spodziewal sie zbyt wiele(a opis ten zazwyczaj dotyczy mnie)).

 

i nigdy nie okazuje zaangazowania. Bo moze sie nie udac, a ja zostane wysmiany, bo chcialem, ale sie nie udalo (i nie chodzi raczej o to, ze ja boje sie, ze nie wyjdzie - tylko o to, ze ktos mnie wysmieje, bo nie wyszlo). i czesc mnie wie, ze to bardzo irracjonalne. A czesci mnie zupelnie nie obchodzi to, czy jest to racjonalne, czy nie, tylko to, ze chce cos zrobic/osiagnac, a to czy komus sie to spodoba czy nie, nie ma zadnego znaczenia.

 

Ale zazwyczaj wladze ma ta pierwsza czesc mnie.

Teraz tez sie boje, dlatego staram pisac sie tak, aby nie wygladalo to na prawdziwy problem.

 

Gdybym musial w jednym zdaniu opisac swoj problem, powiedzialbym, ze jest nim to, ze uwazam sie za smiecia(albo przynajmniej kogos, kto jest w lancuchu pokarmowym pod ludzmi).

 

mam ochote napisac, ze tylko w bardzo malym stopniu opisalem swoj problem. Ale nie wiem, czy chce zrobic to dlatego, aby pokazac, jak zlozona osoba jestem(bo chce byc za takiego postrzegany, opisalem to wyzej), czy dlatego bo faktycznie opisalem swoj problem w malym stopniu. Caly czas, podczas pisania tego, mialem takie dylematy. Dlatego jest tak chaotycznie.

 

boje sie nawet troche, ze to forum moze byc spiskiem, stworzonym w celu osmieszania ludzi. Moj post zostanie umieszczony na wszystkich mozliwych portalach a ja stane sie posmieliskiem calego swiata.

 

Czesc mnie jednak widzi to zupelnie inaczej, i postanowila nawet uzyc swojego prawdziwego nicka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, witam Cię na forum. Nie masz się czego bać, każdy tu ma jakieś mniejsze lub większe problemy i nie jest naszym celem ośmieszanie kogokolwiek. :D Wiesz, choć trudno mi było nadążyć za myślami, które chciałeś przekazać, po części utożsamiam się z tym co napisaleś. To ze sam siebie nawet nie umiesz określić, lub że sam przed sobą nie chcesz się przyznać do niektórych swoich cech i zachowań nie ułatwi nam stwierdzenia, co Ci jest. Pozatym nie jesteśmy tu od tego. Proponuję wizytę u specjalisty, nie patrz na to jak na jakąkolwiek utratę niezależności, psycholog Cię nakieruje najwyżej, lub doradzi, ale prawda jest taka że tak czy inaczej będziesz sobie musiał poradzić sam. Człowiek zdrowy nigdy nie zrozumie chorego, więc nie masz się co spodziewać, że psycholog Cię zrozumie tak, jakbyś tego chciał. Ale i tak moze Ci pomóc. A my tu tylko możemy Cię jakoś wspierać i wysłuchać. Pozdrówki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

miałem bardzo podobne "objawy", ale u mnie poszło to w katastrofalną stronę ciągłego analizowania sowich myśli. Doszedłem do wniosku że jest coś nie tak i teraz siedzę w wielkim gównie z którego nie da rady już chyba wyjść. Myślę, że mamy bardzo podobną osobowość. Ja miałem tak, że potrafiłem dużo gadać, wymyślać jakieś dowcipne rzeczy choć sprawiało mi to wielką trudność. Ale zawsze wiedziałem, że grałem. I nie czułem się sobą. Z ta książką miałem tak samo. Też tak masz, że prawie nic nie rozumiesz jak czytasz? Nie wiem czemu niektórzy ludzie mają taką osobowość ale jest ona strasznie niszcząca.

Ciesz się człowieku, że potrafisz przynajmniej czasami gadać normalnie, to jest naprawdę piękna umiejętność. Ja wycofałem się całkowicie i rozmowa jest dla mnie koszmarem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez analizuje. Zawsze sie zastanawiam, czy to naprawde ja? czy chce sie tak zachowywac, czy to tylko klamstwo? czy to co czuje jest prawdziwe, czy to tylko iluzja? Ale teraz coraz bardziej widze, ze to czesc klamstwa. Czesto, kiedy czuje sie nie tak jak wydaje mi sie, ze powinienem sie czuc - np, nie moge przestac myslec o tym, jak wypadne w oczach innych, lub nie jestem w stanie wyrazic swojego zdania, bo nie wiem ktore jest prawdziwe, zaczynam mowic sobie, ze to wcale nie jestem ja, i staram sie dotrzec do tego, kim naprawde jestem. Ale to klamstwo. Te negatywne rzeczy ktore odczuwam to takze czesc mnie, i musze dokladnie je poznac, zrozumiec ich przyczyny, zamiast udawac, ze ich nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×