Skocz do zawartości
Nerwica.com

Niewyleczona depresja


wyimaginowana

Rekomendowane odpowiedzi

wojtala, urwać kontakt z rodziną? Nie wyobrażam sobie tego. Wytłumaczy mi ktoś, jak mogłoby to wyglądać?

 

chmielo52, sens, sens... może gdzieś jest ukryty, ale i ja go nie mogę zobaczyć. Jedyne, co widzę pozytywnego w tym wszystkim, że to przeszłość, która wiele mnie nauczyła.

 

[*EDIT*]

 

Ja już jestem stary(po trzech próbach)

 

 

Jak się z tym czujesz? Ja mam do siebie pretensje, że mi się nie udało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wujostwo też przysparza mi wielu innych problemów, mianowicie pogarsza moje stosunki z ojcem, z którym i tak mam dosyć złe. Ojciec jak dzwoni to odbiera mój wujek, a na pytanie: "co słychać?" zaczyna na mnie skarżyć, że siedzę całe dnie w pokoju, że nie da się ze mną porozmawiać, że nie chodzę do szkoły. Więc, kiedy ja dostaję słuchawkę czuję się jakby bombardowało mnie kilka samolotów, choć to tylko mój ojciec, który dostał zbyt wiele zbędnych informacji, o które nawet nie zapytał.

A mówiłaś kiedyś swojemu wujostwu, że to relacjonowanie Twojego życia Twojemu ojcu Ci się nie podoba? Jeśli czujesz, że granice Twojej prywatności są przekraczane i co gorsza negatywnie odbija się to na relacjach z Twoim ojcem, to możesz przecież jakoś zaakcentować swoje niezadowolenie. Możesz porozmawiać z wujostwem i poprosić, żeby dali Ci więcej swobody, żeby nie relacjonowali Twojego życia innym, bo czujesz się wtedy źle, masz wrażenie, że ktoś ingeruje w Twoją prywatność. Przy tego rodzaju rozmowach ważne jest asertywne sformułowanie komunikatu: bez krytyki, bez pretensji. Coś na zasadze "wiem, że się o mnie martwicie i że chcecie dla mnie dobrze i jestem Wam za to bardzo wdzięczna, ale byłoby mi łatwiej gdybyście..." i dalej mówisz to, na czym Ci zależy. To działa! W ten sposób jesteś w stanie załatwić z ludźmi naparawdę dużo...

Nie chodzi mi tutaj konkretnie o tę sytuację z Twoim wujostwem, tylko bardziej o umiejętność sprzeciwu wtedy kiedy nie czujesz się komfortowo. Taki inteligentny egoizm, który jednocześnie nie ingeruje w prawa innych ludzi na pewno by Ci się przydał.

 

No i już absolutnie ostatnia rzecz - nie chcę, żebyś sobie pomyślała, że przesadnie ingeruje w Twoje sprawy i zamieniam się w zrzędzącego kolegę - te Twoje przykre doświadczenia z bratem i znajomym Twojej matki. Rozmawiałaś o nich ze swoją terapeutką? Wiem, że zbiera Ci się wiele rzeczy, o których powinnaś z nią porozmawiać i możesz czuć się z tego powodu nieco przytłoczona. Wiem też, że to może być dla Ciebie trudny temat. Jednak, te doświadczenia są istotne, wiele tłumaczą. Zastanów się, czy nie byłoby warto porozmawiać o tym z psychologiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oiom, zwróciłam uwagę, ale nie w ten sposób, co proponujesz. Oni nie mają w swoich dzieci i ciotce się troche w głowie "poprzestawiało". Całą swoją mądrość dotyczącą wychowania dzieci czerpie z harlequinów i tvn style. Czego więc można oczekiwać? Pracuje w księgowości, tj. ma najlepszą pracę z mojego otoczenia czyt. lepszą od matki, ojca, moich braci i wujka, i czuje sie z tym nad wyraz dobrze. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby i to nie odbijało się na naszych stosunkach. Kiedy rozmawiamy ona podnosi głos i nie pozwala mi dojść do słowa. Postępowo przestałyśmy ze sobą rozmawiać. Moja terapeutka poprosiła mnie, żebym zaczęła stawawiać małe kroki w celu ocieplenia tych relacji, jednak żeby móc to zrobić musiałam zacząć rozmowę, podzas gdy tylko się mijamy na przedpokoju czy w kuchni i rano rzucamy sobie wymuszone "cześć". Więc któregoś ranka zapytałam ją, jaka jest pogoda, czy ciepło, bo ona już wychodziła wcześniej. I tym swoim narastającym głosem jakby ktoś się bawił equalizerem wygarnęła mi, że mi przecież zawsze jest zimno, bo wasza rodzina już "taka" jest :| . Z akcentem na taka. Kiedy. p. psycholog poprosiła o spotkanię trio: z ciotką i wujkiem, to na nie nie przyszła. Czyżby jakieś obawy dotyczące przyczyn mojej "próby" samobójczej?

 

No i już absolutnie ostatnia rzecz - nie chcę, żebyś sobie pomyślała, że przesadnie ingeruje w Twoje sprawy i zamieniam się w zrzędzącego kolegę

Ingerujesz w moje sprawy? To w ogóle złe określenie. Ja bym powiedziała, że mi pomagasz i mimo pewnie małej ilości Twojego wolnego czasu wolałabym, gdybyś jednak poodpisywał mi jeszcze. Jesteś jak terapeuta :)

 

te Twoje przykre doświadczenia z bratem i znajomym Twojej matki. Rozmawiałaś o nich ze swoją terapeutką?

Tak, powiedziałam jej o tym wszystkim na pierwszej wizycie. Na razie przywraca w moich oczach skrzywiony obraz rodziny i próbuje go nieco wypoziomować. Do "tamtych rzeczy" jeszcze na szczęście nie wracała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Pięknooka,

 

Rzeczywiście wygląda na to, że ułożenie relacji z Twoją ciotką nie będzie takie proste. Czy ona ma taki sposób bycia w stosunku do wszystkich ludzi? Np. Twojego brata, który też tam mieszka? A może traktuje Cię ze szczególnym chłodem z jakiegoś konkretnego powodu, na przykład obwinia Cię za coś (bardzo możliwe, że całkowicie niesłusznie)? Jak rozumiesz zdanie: "Tobie zawsze jest zimno, bo Wasza rodzina już taka jest"? To wygląda trochę tak, jakby on obwiniała Cię za grzechy innych członków Twojej rodziny... Może też, tak jak zdajesz się sugerować, ona czuję się winna za Twoją "próbę" samobójczą i nie umie sobie z tym poradzić? Odpowiedź na te pytania powinna stanowić dla Ciebie wskazówkę w jaki sposób "rozładować" to napięcie między wami. Może się uda.

A jak układa się Twoja relacja z wujem? Pamiętam, że ochoczo relacjonuje Twoje życie Twojemu ojcu. Ale, może jest bardziej komunikatywny i da się z nim jakoś porozumieć?

 

Świetnie, że porozmawiałaś ze swoją terapeutką na temat tych przykrych wydarzeń z przeszłości. Wojtala dosyć radykalnie radził Ci, żebyś w obliczu tej sytuacji zerwała kontakty z matką i jej facetem. Zerwanie kontaktów jest zbyt radykalnym pomysłem (świadczy o tym Twoja reakcja), ale może przydałoby Ci się troszeczkę egoizmu w tej sytuacji. Teraz pojawiają się trzy pytania w kontekście Twojej relacji z matką (o faceta matki nie pytam bo wypowiedziałaś się zdecydowanie na temat swojego stosunku do tego człowieka) :

1. Czy kontaktujesz się z nią z wewnętrznej potrzeby (bo chcesz z nią być... tak jak często córka chce być z matką, babką, dziewczyna z chłopakiem, matka z dzieckiem itd. czyli mówiąc w skrócie dla przyjemności wspólnego obcowania) czy z poczucia obowiązku?

2. Czy Ty jesteś potrzebna swojej matce? Czy pomoc, której jej udzielasz realnie zmienia coś w jej życiu?

3. Czy myślisz, że jesteś w stanie zrobić dla niej coś więcej niż robiłaś dotychczas? Może jest coś, czego nie próbowałaś, a co mogłoby jej pomóc?

Ważne, żebyś sama przed sobą odpowiedziała na te pytania. Te odpowiedzi mogą być dla Ciebie wskazówką jak kształtować przyszłe relacje z mamą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oiom ? Ty mnie zawstydzasz :P

 

Przyjmijmy, że brat z którym mieszkam to X, a ten dtugi to Y. Najpierw urodził się Y, ale jak urodził się X, to ciotka zaproponowała mojej matce, żeby ta oddała jej tego drugiego syna. Nie stało się na szczęście tak. Moi rodzice i bracia mieszkali wtedy w tym mieszkaniu, co ja teraz, też razem w wujami, którzy już twedy chołbili X nadzwyczajnie. I tak przez całe lata. Gdy się przeprowadziliśmy do mojego domu rodzinnego wujostwo ciągle go zabierało do siebie, gdzie tu miał więcej atrakcji, niż w małej mieścinie. Może nie było tu ogrodu, ale duży ruch, kino i wiele wiele innych miejsc, w które go zabierali. Dobrze zaplusowali. Jak ja byłam jeszcze małą dziewczynką i rodzice mnie do niech na dwa dni przywieźli, to usłszałam: "Tylko nie licz na żadne prezenty, bo my nie mamy pieniędzy." Nigdy jednak nie żebrałam w sklepie, nie byłam też chciwa - nie wiem, skąd to niemilstwo się wzięło. Tak więc X był faworyzowany od samych narodzin, co i jego nie uchroniło przed dzisiejszą zgorzkniałością ciotki. Niby mówi do niego pieszczotliwie (podczas gdy chłop ma 24lata), ale z nim też nie potrafi rozmawiać. Kiedy jesteśmy w domu we trójkę: wujek, X i ja - i przychodzi ciotka to wszyscy zamykają się w pokojach.

 

Najgorzej ma wujek - bo mają wspólny. Jednak i on nie jest w stanie wiele znieść, więc 3/4 dnia spędza na przedpokoju. Dostęp jest łatwiejszy, zawsze można coś zagadać. Jest humorzasty, ale to chyba należy do jego charakteru. Czasem można się dużo pośmiać, nawet z niego samego, a czasem strach cokolwiek mruknąć. Bądź, co bądź. I tak uważam, że z nim idzie się łatwiej dogadać.

 

Kiedyś była jeszcze taka sytuacja, że piłam browara u siebie i bez pukania weszła do mnie ciotka i ryknęła, że ona "nie będzie mieszkać z alkoholikiem pod jednym dachem". Próbowałam powiedzieć, że "pije jedno piwo" (!), ale ona tylko wywrzeszczała: "popatrz na matkę! ja wiem, jak to się zaczyna." Zamknęłam się wtedy, bo pomyślałam, że jak wybuchnę, to w jednej chwili wyląduję na bruku.

 

Zwykle jest tak, że przyjeżdzam do mamy, co dwa, trzy tygodnie. Dlatego, że chcę. Potrzebuję powiedzieć jej o najbardziej błahych sprawach. Czasem przyjeżdżam, bo ona tego chce. Tak było ostatnio. Było tak ciepło... 16st. a ja zamiast wytarzać się w trawie, pojeździć na rolkach, albo wyjść gdzieś na dlużej z kotem, to pojechałam i otworzyła mi drzwi kompletnie pijana. Z nim. Zwątpiłam.

 

Myślę, że troszkę jej pomagam. Chociażby tym najkonretniejszym - że wciąż jestem. Że żyję, ale też, że pomimo iż nie mieszkamy razem, to nie zostawiłam jej z tym problemem. Moi bracia przez długi czas do niej nie przyjeżdżali. Było jej z tym bardzo ciężko, dlatego ja przyjeżdżałam ciężej. Pomimo tego, że jest chora, też normalnie odczuwa, a nawet nadwrażliwie. Więc jeśli tylko mogę jakoś pomóc - robię to.

 

Czy jest coś czego nie zrobiłam? Tak. Sprawa w sądzie dla tego sk... .

Ale i to dojdzie kiedyś do skutku. Wolałabym, żeby już mama przez niego nie cierpiała, ale jak tylko coś się stanie, to po raz kolejny wzywam policję, a z tego co wiem oni mają wtedy obowiązek zawiadomić prokuraturę.

Mogę też pomóc jej finansowo, gdy tylko znajdę pracę, bo w obecnej sytuacji pomagam, ale to jest niewiele jak na to, żeby przeżyć miesiąc.

 

Kąpiel i wizyta u psychologa. A co na śniadanie?

 

[*EDIT*]

 

Dodam jeszcze, że jutro są moje kolejne urodziny i jadę Jej złożyć coś a' la życzenia i gratulacje ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wyimaginowana

chcem Ci coś napisać, przeczytałam kilka twoich postów i coś wemnie ruszyło, przykre,że nie masz wsparcia i poczucia byciem kochaną przez rodzinę, ważne jednak,że o tym piszesz i wyrzycasz to z siebie, pamiętaj,że ty w przyszłości prawdopodobnie będziesz matką i żoną i sama zbudujesz swoją rodzinę to jest realne i wykonalne nie poddawaj się,.

Masz braci na twoim miejscu starałabym się odbudować silną więź z nimi, starać się walczyć o tą braterską miłość, jeśli nawet nie widzisz szans.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedewere,

ech. Dla mnie stało się to normalne, że moje życie rodzinne tak wygląda. Wiem jedno: że jeśli kiedyś będę miała okazję sprawdzić się jako matka, czy żona - nie zawiodę.

 

Więź z moimi braćmi. Chciałabym, żebyśmy kiedyś byli tak blisko jak lata temu, kiedy mama nas w trójkę w jednej wannie kąpała. Albo jak graliśmy w "kluchy". Obojętne, może kiedyś znowu jakaś (nie daj Boże) tragedia nas złączy.

 

Pozdrawiam też.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwica pojawia sę wtedy gdy cos sie dzieje wbrew nas, na co wpływu nie mamy. Ja też mam 2-ch braci starszegi i młodszego, kiedy starszy wyjechał, a był moją podpora,wsparciem, przyjacielem, popadłam w nerwice nie umiejąc wtedy jeszcze nazwać swojego stanu.

Wiem więc co to znaczy czuć sie samotną, niekochaną,, to jest coś przez co się traci chęci do działania, marzenia i życia. Aleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee warto jest zawalczyć, ja krzyknełam swojemu rodzeństwu w twarz że ich potrzebuje bo bez nich nie dam rady...pomogło, zebym nie spróbowała też bym nigdy nie wierzyła, że mogę jeszcze na nich liczyc. Bądz silna i się nie poddawaj :-)

 

[*EDIT*]

 

"Znowu przyszła do mnie samotność

choć myślałem, że przycichła w niebie

Mówię do niej:

- Czego chcesz jeszcze, idiotko?

A ona:

- Kocham ciebie."

 

(ks. J. Twardowski)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedewere, to na szczęście nie nerwica, a depresja. Myślę, że gdybym ja powiedziała to samo moim braciom, to ośmialiby się zawstydzeni i temat nigdy by nie wrócił do naszych rozmów. Ja bym wolała, żeby przemówiły czyny, a nie usta. Usta mówią różne rzeczy - nie zawsze prawdziwe.

 

 

Jestem po wizycie. Wciąż nie powiedziałam jednej rzeczy. Nie umiałam. Nie dzisiaj, kiedy tak dobrze się czuję, że aż promienieję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja sama nie wiem czy mam depresje czy nerwicę. Czasem jestem poddenerwowana, uczucie jakbym biegła a czasem pustka totalna pustka. Też mam h.. z rodziną, ojciec kiedyś prubował popełnić samobojstwo, obwiniał mnie o to i te uczucia jakie miałam wtedy wróciły, psycholog mi mowila ze to przez to ze nie czulam złości, że nie powiedziałam mu ile mnie to kosztowało, ze sobie nie potrafilam z tym poradzic..ehhh

Wiem jedno nie wolno w sobei tłumić złości, smutku. Musisz zaczac mowić o tym co Ciebie trapi, i sprobuj z braćmi, jeśli nawet nie wyjdzie to bedziesz miała świadomość że prubowałaś.

Ja też sie czuje lepiej, już od 2 tyg :-) ptfu ptfu..oby tak dalej :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyimaginowana,

 

Zaczynam od najważniejszego: wszystkiego najlepszego. :)

 

W kontekście relacji z Twoim wujostwem, które bardzo dobrze nakreśliłaś, trudno jest mi coś Ci poradzić. Rzeczywiście słuszna wydaje się być rada Twojej terapeutki, żebyś próbowała ocieplać te stosunki metodą „małych kroków”. Możesz próbować, w sumie – co masz do stracenia? To Ty wyciągasz rękę, a jeśli ktoś tę rękę odrzuca, to źle świadczy o nim, a nie o Tobie.

Ważne, żebyś nie dawała się sprowokować swojej ciotce do kłótni - staraj się formułować przekaz w sposób asertywny (mów zdecydowanie NIE jeśli coś Ci się nie podoba) ale sympatyczny (swoje NIE może ozdobić sprytnym komplementem).

 

Jeśli chodzi o Twoje stosunki z mamą, to sprawa się z mojego punktu widzenia częściowo wyjaśniła: Ty potrzebujesz jej, a ona potrzebuje Ciebie. Żadne radykalne rozwiązania w stylu zerwania kontaktów nie mogą więc wchodzić w grę.

 

Zwykle jest tak, że przyjeżdzam do mamy, co dwa, trzy tygodnie. Dlatego, że chcę. Potrzebuję powiedzieć jej o najbardziej błahych sprawach. Czasem przyjeżdżam, bo ona tego chce. Tak było ostatnio. Było tak ciepło... 16st. a ja zamiast wytarzać się w trawie, pojeździć na rolkach, albo wyjść gdzieś na dlużej z kotem, to pojechałam i otworzyła mi drzwi kompletnie pijana. Z nim. Zwątpiłam.

Rozmawiałaś z nią o tym później? Powiedziałaś jej, co czujesz (bez pretensji i osądzania) w takich sytuacjach? Potraficie rozmawiać szczerze o Waszych wzajemnych stosunkach? Mówisz swojej mamie o tym, co w jej życiu sprawia Ci przykrość (rozumiem, że jest to jej facet i alkohol)? Jeśli tak, to jak ona na to reaguje?

 

Ważne, w jaki sposób rozmawiasz ze swoją mamą. Twoja matka ma pewnie wyrzuty sumienia z powodu swoich problemów życiowych, nie możesz jej więc otwarcie krytykować, ani osądzać.

Czy jest coś czego nie zrobiłam? Tak. Sprawa w sądzie dla tego sk... .

Ale i to dojdzie kiedyś do skutku. Wolałabym, żeby już mama przez niego nie cierpiała, ale jak tylko coś się stanie, to po raz kolejny wzywam policję, a z tego co wiem oni mają wtedy obowiązek zawiadomić prokuraturę.

Mogę też pomóc jej finansowo, gdy tylko znajdę pracę, bo w obecnej sytuacji pomagam, ale to jest niewiele jak na to, żeby przeżyć miesiąc.

A myślisz, że można zrobić coś, żeby ona przestała pić? Udzielić jej jakiejś pomocy w tej sferze? Nie ma uzależniania, z którego nie możnaby wyjść.

 

Poświęcam dużo uwagi Twojej rodzinie, bo widzę, że to ważny dla Ciebie temat. Ponadto wydaje mi się - jeśli jest inaczej, to wyprowadź mnie z błędu - że masz silną potrzebę opiekowania się kimś. Świadczą o tym marzenia o byciu matką (w bardzo młodym wieku), uwaga jaką poświęcasz kotu, no i przede wszystkim Twój stosunek do matki. W tej potrzebie opiekowania się nie ma niczego złego, wręcz dobrze to o Tobie świadczy. Wątpię, żeby ktokolwiek namawiał Cię do tego, żebyś wyeliminowała ten element swojego życia wewnętrznego. Istotne jest natomiast uświadomienie sobie tej cechy charakteru i konsekwencji, jakie ma ona dla Twojego życia. Te konsekwencje nie zawsze będą dla Ciebie pozytywne i to musimy sobie otwarcie powiedzieć. Na pewno Twoja terapeutka będzie zwracała Ci na to uwagę.

 

W Twoich dzisiejszych postach dostrzegłem sporo optymizmu. Sama o sobie napisałaś, że "tak dobrze się czujesz, że aż promieniejesz". Świetnie! Jak myślisz, co jest powodem tego dobrego samopoczucia? Jeśli odpowiesz sobie na to pytanie, to być może znajdziesz klucz do stałej poprawy swojego nastroju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sz kurde. Jeszcze mi się skasował post jak już go kończyłam pisać. Wrr. Od początku.

 

Oiom,

serdecznie dziekuję ;)

 

Myślę, że ocieplanie tych relacji jest jak praca Syzyfa. Czekam tylko, aż będę się mogła stąd wyprowadzić.

 

Nie rozmawiałam z nią o tym, jedyne, co powiedziałam jej w gniewie to: "nie pij już więcej. Przyjechałam tu dla Ciebie." Ale ona walnęła kolejną banię - z tego, co widziałam już ostatnią, a ja z tym swoim gniewem spaczona cierpieniem poszłam do swojego pokoju.

 

Kiedyś zaproponowałam jej, że może warto skorzystać z terapii, ale ona tylko odpowiedziała, że chyba sobie z niej żartuję, bo przecież nic się nie dzieje.

 

 

Świadczą o tym marzenia o byciu matką (w bardzo młodym wieku)

Heh, jak sama nazwa wskazuje instynkt macierzyński nie jest czymś, co sie kontroluje. Takie pragnienie (?) jest we mnie od dawna.

 

Kot jest dla mnie bardzo ważny, bo wzięłam go chorego ze schroniska tylko dlatego, żeby był sensem mojego życia. Wiem, egoistycznie. Po części się udało. Trochę mi pomógł, ale później to, że był nie wystarczyło.

 

Jeśli chodzi o matkę - nie potrafię jej zostawić z problemem. To wszystko.

 

Może rzeczywiście jest to opiekuńczość - nie wiem, bo działa podświadomie.

 

Nie wiem też, jak to się stało, że wczoraj było tak dobrze, a dzisiaj tak dupiaście. Sama noc wystarczyła?

 

Ty jak spałeś?

 

[*EDIT*]

 

Urodzinowy wiersz.

 

zostanie rozdeptanych butów kilka par

kilka już też znoszonych płaszczy

a także kilka bezsensownych zdań

co jak bezbronny już nie będą się płaszczyć

 

na kartce papieru między bazgrołami

których nikomu nie będzie się chciało czytać

walcząc wraz ze swymi sumieniami

schowają twarz w ręce, niewinnie poczną chlipać

 

nieświadomi ciężaru, obarczeni winą

wyrzucą buty stare i płaszcze wytarte

słowa zaś spisane pośród kartek zginą

bo ileż te słowa mogą być warte?

 

 

Chyba nie tak powinnam pisać w tym dniu. Coś się popsuło. Bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozmawiałam z nią o tym, jedyne, co powiedziałam jej w gniewie to: "nie pij już więcej. Przyjechałam tu dla Ciebie." Ale ona walnęła kolejną banię - z tego, co widziałam już ostatnią, a ja z tym swoim gniewem spaczona cierpieniem poszłam do swojego pokoju.

A myślałaś o tym, żeby wrócić do tej sytuacji i porozmawiać z nią przy sprzyjających warunkach (kiedy Ty będziesz spokojna, a ona trzeźwa)?

 

Kiedyś zaproponowałam jej, że może warto skorzystać z terapii, ale ona tylko odpowiedziała, że chyba sobie z niej żartuję, bo przecież nic się nie dzieje.

Hmm... A może powinnaś wrócić do tego dialogu? Oczywiście wtedy, kiedy będziesz miała na to wystarczający dużo sił.

Jak Twoja mama mogłaby zareagować na komunikat tego rodzaju: "mamo, wiesz że Cię kocham i będę przy Tobie pomimo wszystko, ale uważam, że masz problem... Pęka mi serce kiedy często widzę Cię pijaną. Chciałabym Ci pomóc się z tym uporać. Myślę, że to jest możliwe!"? Nie proponuj jej od razu terapii - na początku ważne jest, żeby ona stwierdziła, że rzeczywiście ma problem, ale jest w stanie się z nim uporać.

Nie mam doświadczeń w kontaktach z osobami uzależnionymi. Nie wiem, czy jesteś wewnętrznie przekonana do tego, żeby namówić swoją mamę na jakąś radykalną zmianę (na walkę z uzależnieniem). Nie wiem, czy masz wystarczająco dużo sił, żeby przeprowadzać z nią takie trudne rozmowy. To są pytania, na które musisz sama sobie odpowiedzieć. Jeśli jednak spróbujesz jakoś pomóc swojej mamie w tej kwestii, to myślę, że możesz poprosić swoją terapeutkę o radę i odpowiedź na pytanie jaki rozmawiać z osobą uzależnioną i jak nakłonić ją do terapii.

 

Kot jest dla mnie bardzo ważny, bo wzięłam go chorego ze schroniska tylko dlatego, żeby był sensem mojego życia. Wiem, egoistycznie. Po części się udało. Trochę mi pomógł, ale później to, że był nie wystarczyło.

Mnie się taki egoizm podoba. Kot ma dom i jest kochany, a Ty masz kota - wszyscy wygrywają. Zastanawiam się tylko, czy takie poszukiwanie sensu życia wyłącznie w jednej istocie (to może być kot, dziecko, chłopak, mąż, matka) jest słuszne? No, bo pomyśl: Twój kot umrze i Ty stracisz sens życia? Czy warto redukować swoje życie tylko do relacji z jedną istotą (nawet najwspanialszą i najkochańszą)? A może lepiej byłoby przyjąć, że jednak żyjesz przede wszystkim dla samej siebie (taki pozytywny egoizm) co oczywiście nie wyklucza bardzo ważnej roli innych osób w Twoim życiu? To na pewno wymagałoby dużo miłości własnej. A Ty: lubisz siebie? Lubisz spędzać czas z tą pięknooką Kamilą z Krakowa? Jesteś dla niej dobra? :)

 

Nie wiem też, jak to się stało, że wczoraj było tak dobrze, a dzisiaj tak dupiaście. Sama noc wystarczyła?

Często masz takie nagłe zmiany nastroju?

Myślę, że jesteś na początku terapii, więc nie należy spodziewać się tego, że przez cały czas będziesz się świetnie czuła. Ważne i pozytywne jest jednak to, że w ogóle, po raz pierwszy od dłuższego czasu, miałaś dobry dzień. Mam nadzieję, że będzie to stanowiło dla Ciebie zachętę dla dalszej terapii i pracy nad sobą.

 

Ty jak spałeś?

Dobrze. :) Lubię spać, uważam to za piękny proces twórczy... Nie wiem czy wiesz, ale surrealiści kładąc się spać wywieszali kartkę "UWAGA! Artysta pracuje!". Myślę, że my ludzie powinniśmy dążyć do tego, żeby nasz mózg na jawie osiągnął taki stan perfekcyjnej pracy jaki osiąga każdej nocy podczas tworzenia naszych snów.

 

Wiersz bardzo mi się podobał jeśli chodzi o poziom ekspresji uczuć. Dobrze, że wyrażasz swojej emocje nawet, jeśli są to emocje pesymistyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odpisze Ci może wieczorem. Wybacz Oiom, ale czuję się okropnie.

 

Jasne. Nigdzie nam się nie spieszy. Jeśli nie będziesz chciała, nie odpisuj w ogóle - moje pytania są raczej po to, żebyś sama sobie na nie odpowiedziała i tym uświadomiła pewne rzeczy.

 

Postaraj się teraz nie utożsamiać ze swoim samopoczuciem. Wiem, że to trudne, ale spróbuj. Wczoraj czułaś się lepiej i świat pewnie wydawał Ci się o wiele piękniejszy, Twoja przyszłość była bardziej kolorowa, Ty sama bardziej wspaniała. Dzisiaj wydaje Ci się, że jest dużo gorzej. Ale, to przecież - ten sam świat, ta sama przyszłość i ta sama Ty. Zmienił się TYLKO Twój nastrój.

 

Niestety, muszę zniknąć na kilka godzin. Nie poddawaj się i głowa do góry: jutro może być lepiej. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym wrócić do tematu tamtej wizyty, ale obawiam się, że nie mam na tyle siły psychicznej. Nie mogę się zebrać i powiedzieć, co mi leży na wątrobie. Rozmowa nie nalezy do najłatwiejszych.

A może lepiej byłoby przyjąć, że jednak żyjesz przede wszystkim dla samej siebie (taki pozytywny egoizm) co oczywiście nie wyklucza bardzo ważnej roli innych osób w Twoim życiu?

Oczywiście, że byłoby to dla mnie zdrowsze, ale żyć dla samej siebie? Gdzie widzieć sens wstawania, co rano? Wiem, sens można znaleźć w pracy, w spełnianiu siebie i swoich marzeń. Ale takie powody niestety do mnie nie przemawiają. Trudny ze mnie zawodnik.

Czy lubię siebie? Lubię. Ale tylko w tym dobrym nastroju. Lubię siebie w gronie znajomych, na mszy, lubię swoją wrażliwość i opiekuńczość, ale tylko do momentu, aż nie zaczynają być dokuczliwe. A może inaczej: lubiłabym siebie, gdyby poukładałoby mi się tak, że mogłabym być sobą. Czy jestem dla siebie dobra - ciężko powiedzieć. Może Ty wiesz?

Aż takich zmian nastroju nie miałam już od dawna, pewnie przede wszystkim dlatego, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz śmiałam się tak głośno. Jedno jest pewne - ten dzień był tak zły, że to tekli udało się mnie odciągnąć od różnych niebezpiecznych środków i narzędzi. Chciała się ze mną spotkać, podczas gdy ja zaczęłam się faszerować proszkami. Niestety nie udało nam się spotakć, ale za to Jej się nieświadomie udało odciagąć mnie od śmierci. Nie wiem na jak długo. Wizyta u psychiatry odwołana - zachorował. Zastanawiam się, czy się nie zgłosić do szpitala.

 

Oiom, a nie śnią Ci się koszmary? Może jesteś aż tak zmęczony, że nie masz siły śnić? Ja w snach, co noc umieram kilka razy. Wiersz wyszedł słabo, ale tak już mam, jak pisze na szybko pod wpływem silnych emocji. Przepraszam w ogóle, że go wkleiłam.

 

[*EDIT*]

 

I... jak długo może trwać kilka godzin?

 

[*EDIT*]

 

Oiom? Przespałam ostatnie trzy godziny po zażyciu tabletek. Czy masz jakiś pomysł jak przetrwać tę noc ze swoimi myślami? Pewnie znów nie zasnę do 4 ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może zostawmy na razie sprawę relacji z Twoją mamą, poezję, sny a nawet kwestię życia dla samej siebie. Możemy wrócić do tego później.

 

Skupmy się na tym, co dzieje się teraz. Z tego co piszesz, sytuacja rzeczywiście wygląda poważnie. Myślę, że jak najszybciej powinnaś porozmawiać z psychiatrą. Jeśli nadal czujesz się tak fatalnie i masz poważne myśli samobójcze, to powinnaś porozmawiać z nim jeszcze dzisiaj. Jeśli jest trochę lepiej, to powinnaś pójść do lekarza najpóźniej jutro. Sama najlepiej wiesz, czy jesteś już "na granicy" wytrzymałości. Tamten psychiatra zachorował: trudno. Są inni. Nie powinnaś czekać. Lepiej zachować się nadgorliwie, niż przegapić coś poważnego.

 

Czy Twoja terapeutka mówiła Ci jak postępować w takich sytuacjach? Możesz mieć do niej jakiś prywatny kontakt, poza ośrodkiem? Możesz do niej zadzwonić?

 

Kilka rad zawsze uniwersalnych: oddychaj spokojnie, głęboko przez nos; postaraj się przez kilka minut o niczym nie myśleć, trwać w stanie pustki myślowej; nie utożsamiaj się ze swoimi myślami, nie utożsamiaj się ze swoim smutkiem. Najlepiej byłoby, żebyś nie była sama: bliski kontakt z kotem to minimum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tej chwili czuje, ze dotrwam do rana, ale przede mną cała noc i nie wiem jak będzie. Co jesli bd sie chciała przekrocze tę granice wytrzymałości w środku nocy? Ja wiem, co wtedy.

 

Nie mam do niej prywatnego numeru. Mam tylko do ośrodka, ale nie chcę już tam spędzać nocy, to było okropne przezycie.

 

Kot mi przeszkadza w tym stanie. Łazi po mnie i miauczy. Nie mam nikogo.

Przy kompie tez nie moge być, bo stoi u X w pokoju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tej chwili czuje, ze dotrwam do rana, ale przede mną cała noc i nie wiem jak będzie. Co jesli bd sie chciała przekrocze tę granice wytrzymałości w środku nocy? Ja wiem, co wtedy.

 

Nie mam do niej prywatnego numeru. Mam tylko do ośrodka, ale nie chcę już tam spędzać nocy, to było okropne przezycie.

 

Kot mi przeszkadza w tym stanie. Łazi po mnie i miauczy. Nie mam nikogo.

Przy kompie tez nie moge być, bo stoi u X w pokoju.

 

To co jednak chiałbym Ci teraz zaproponować (po przeczytaniu tego, co pisałaś o tabletkach), to jest jednak wizyta w szpitalu (przynajmniej na izbie przyjęć). Jeszcze dzisiaj.

Z tego co znalazłem jedyny szpital psychiatryczny w Krakowie to tzw. Babiński czyli Szpital specjalistyczny im. Dr Józefa Babińskiego na ulicy Józefa Babińskiego 29 w dzielnicy VIII Dębniki. Tutaj adres do ich strony: http://babinski.pl

To daleko od centrum Krakowa (jakieś 7 km w linii prostej od rynku) więc najlepiej będzie jeśli weźmiesz taksówkę (pieniądze nie mają teraz znaczenia). Najlepiej, żeby ktoś z Tobą pojechał: może spróbuj się przełamać i poprosić osobę, która jest w domu i do której masz najwięcej zaufania? Sama, czy z kimś – pójdź na izbę przyjęć i poproś o rozmowę z psychiatrą. Tam jest na pewno 24 godzinny dyżur psychiatryczny. Nie bój się pasów i tym podobnych rzeczy. Nic takiego Ci nie grozi. Jeśli sytuacja nie jest bardzo poważna, to po prostu porozmawiasz z psychiatrą i wrócisz do domu. Jeśli nie będziesz mogła wrócić do domu, to znajdziesz się pod opieką specjalistów, którzy udzielą Ci realnej pomocy.

Jeśli na razie nie chce jechać do szpitala – do czego gorąco Cię namawiam – to chociaż zadzwoń tam, do lekarza dyżurnego (na pewno psychiatry) i z nim porozmawiaj. Takie telefony, do lekarza dyżurnego, można znaleźć na ich stronie internetowej:

Lekarz Dyżurny

Tel.6524322

Tel.6524323

 

Co Ty na to?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech. Przeczytałam to dopiero teraz. Znam ten szpital i wiem, gdzie jest. Ale mniejsza o to.

 

Wzięłam "troche" hydroxyzyny i przespałam całą noc. Z tego, co wiem to miałam gorączke. Teraz już lepiej. Ale to też nie ważne. Czuję się bardziej przyzwoicie niż wczoraj. Stan krytyczny minął.

 

Chciałam tam wczoraj jechać - na babińskiego, ale przytłoczyła mnie myśl, że ciągle by ze mną rozmawiali psychiatrzy; ja bym odpowiadała całkiem poważnie, a oni by mnie nie zrozumieli.

 

Dzisiaj mam o 19,00 wizyte u psychologa. Nie wiem, jak to będzie wyglądało. Pewnie całkiem normalnie, bo nie odważe się powiedzieć o wczorajszym wieczorze.

 

Oiom, dziękuję, że byłeś. Ale może to nie jest warte zachodu. Na co Ci te myśli i nerwy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To świetnie, że jakoś ogarnęłaś tę sytuację i czujesz się teraz lepiej, ale nie powinnaś tego wszystkiego bagatelizować. To jest bardzo niebezpieczne - po udanym dniu, nagle przyszedł dzień dramatyczny i jak rozumiem (jeśli jest inaczej, to wyprowadź mnie z błędu) nie miało to żadnych zewnętrznych powodów (to znaczy nie stało się wczoraj w Twoim życiu nic takiego, co mogłoby spowodować tak złe samopoczucie). Sama pisałaś, że tylko tekli udało się odciągnąć Cię od śmierci...

 

Wiem, że może być Ci teraz trudno rozmawiać o tej sytuacji i może nie chcesz do niej wracać, ale jednak będzie trzeba to przeanalizować i to jak najszybciej. To nie przypadek, że wczoraj chciałem Cię namówić na wizytę u psychiatry: uważam, że Ty naprawdę tego potrzebujesz. To, co stało się wczoraj, to nie jest wynik Twojej osobowości, charakteru, tylko jednak jest to wynik choroby - zgadzasz się ze mną? Poważne choroby leczy się u lekarza, Ty swojej w zasadzie nie leczysz (trudno za leczenie uznać doraźne dawki hydroxiziny przepisane przez psychiatre na pierwszej i ostatniej wizycie).

 

Te ostatnie dwa dni możesz potraktować jako lekcje. Mogłabyś na przykład stwierdzić, że od teraz, Twoim głównym celem będzie to, aby czuć się tak jak przedwczoraj (czyli bardzo dobrze) i aby absolutnie uniknąć takich stanów jak wczoraj. Ten przedwczorajszy dzień był bardzo pozytywny, bo pokazał Ci, że możesz czuć się dobrze.

 

Chcę Ci zaproponować, żebyś zadała sobie dzisiaj poważne pytanie: co teraz jestem w stanie zrobić z tą sytuacją? Co powinnam, co mogę, na co wystarczy mi sił? Co jest osiągalne, a co osiągalne nie jest? Dlaczego nieosiągalne jest nieosiągalne, co można zrobić, żeby było osiągalne?

Ja - chociaż dotychczas unikałem radzenia czegoś wprost - to zaczne te rozważania i doradzę Ci dwie rzeczy, moim zdaniem konieczne:

1. Szczerą rozmowę z terapeutką na temat ostatnich dwóch dni (przedwczorajszego i wczorajszego) i jeśli jesteś w stanie, to również na temat drugiej próby samobójczej.

2. Możliwe jak najpilniejszą (ale niekoniecznie w szpitalu) wizytę u psychiatry i szczerą rozmowę z psychiatrą, to znaczy opowiedzenie mu o wszystkim istotnym.

Jeśli napiszesz, że cele wyrażone w punktach 1 i 2 są słuszne i jesteś w stanie je zrealizować, to super. Życzę powodzenia i czekam na relacje. Jeśli uważasz je za słuszne, ale nie jesteś w stanie zrealizować, to spróbuję Ci jakoś pomóc i to ułatwić - wtedy musimy odpowiedzieć na pytanie, co uniemożliwia wykonanie tego planu i zastanowimy się jak to wyeliminować. No i wreszcie trzecia możliwość - jeśli uważasz, że te założenia są niesłuszne, to napisz dlaczego, a ja spróbuję Cię przekonać, że jest inaczej.

 

Oiom, dziękuję, że byłeś. Ale może to nie jest warte zachodu. Na co Ci te myśli i nerwy?

Spokojnie, ja sobie poradzę z myślami i nerwami. :) Ale rzeczywiście - mocno mnie wczoraj przestraszyłaś.

 

 

Bedewere - wybacz, że odpowiadam dopiero teraz.

 

Oiom Ja jestem pełna podziwu twoim postom, czy mamy doczynienia z psychologiem?

Dziękuje za komplement. Nie jestem psychologiem. Pisałem już wyimaginowanej, że to tylko koleżeńska próba pomocy. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczorajszy dzień był dla mnie dosyć ważny. Czułam, że pokonuję niewidzialną barierę. Bo chciałam zadbać o swoje samopoczucie. Poszłam spać pozytywnie nastrojona, ale po nocy, kiedy pogrożyłam się jedynie w półśnie, byłam zmielona jak świeża kawa. Byłam spięta i się spieszyłam. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, zaczęłam głęboko oddychać, zwolniłam i włączyłam miłą dla ucha muzykę. I już było dobrze. Jak dla mnie wystarczająco. Zaczęłam się cieszyć, że jadę do matki, że zrobię jej miłą niespodziankę. Ubrałam się i zahaczyłam jeszcze o bankomat. Od ponad pół roku wspieram green peace poprzez comiesięczną dotację. Jest to kwestia 35zł. I akurat tego dnia mi te pieniądze pobrali. Została mi jedyna dycha, za którą nie mogłam jechać. Wróciłam się więc do domu i poprosiłam wujka, żeby pożyczył mi chociaż te 20zł. Pożyczył mi kilka razy jakieś grosze i zawsze oddawałam na czas, więc nie sądziłam, aby i teraz mogłoby być inaczej. Ale było. Usłyszłam tylko: "Nie mam pieniędzy! Do pracy idź!" Rozryczałam się, bo cały mój plan legł w gruzach. Czułam się jak nikt. Wiedziałam, że on mógł pożyczyć mi te pieniądze. To nie jest majątek. Nie byłam warta nawet dwóch głupich dych, które zastąpiłyby mi największą albo najskromniejszą imprezę ze znajomymi, samotne upicie się czy cokolwiek innego, a podarowałyby najcenniejszy prezent, który chciałabym dostać tego dnia. Czy to tak wiele?

 

Pogrążyłam się w nieustającym płaczu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ok 14,00 zadzwonił mój ojciec cały w skowronkach. Składał mi życzenia, a ja skupiałam się na tym, żeby szloch niechcący nie wymsknąl mi się do słuchawki. Odpowiadalam półsłówkami załamującym się głosem. Kiedy stwierdził, że chyba się nie wyspałam - szybko odpowiedziałam: "Nie, tato. Przeziębiłam się, wiesz?" -"Nie ubierasz się?" -"Po prostu wymarzłam."

 

Czułam się jak tonący, który wie, że nie da rady dotkąć stopami dna. Szpital mnie przerażał, a nie mialam nic, co dałoby mi stuprocentową pewność, że nie przeżyje. Ten fakt jeszcze bardziej mnie załamał.

 

Stało się. Na wpół przytomna przeżyłam tę noc.

 

Co jest nieosiągalne? Nie wiem. Nie chcę chyba trafić do szpitala. Za niedługo wizyta u terapeutki. Spróbuję powiedzieć jej, co działo się wczoraj. Kiedy dzwoniła do mnie (wczoraj), żeby odwołać wizyte u psychiatry, to powiedziała, że poszukamy innego.

 

Nie chciałam Cię wystraszyć. Chciałam tylko jednego. Przepraszam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×