Skocz do zawartości
Nerwica.com

Oiom

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Oiom

  1. Czyli Tobie też... Nam=ludziom. Miałem na myśli nas, czyli ludzi. Ale ja, oczywiście, też niekiedy szukam prostych "rozwiązań" wszystkich problemów. Tylko, niestety - to co zbyt proste, zazwyczaj jest nieskuteczne. Tak jak od "cudownych tabletek" nie schudniesz 20 kg w trzy tygodnie, tak też alkohol nie rozwiąże Twoich problemów. Ale kurcze, dlaczego w tym całym rozgoryczeniu ucieka się do nieprawdy? Dlaczego mi nie powie: Kamila, źle zrobiłaś, nienawidzę Cię za to, że mnie zostawiłaś wtedy, kiedy wciąż mogliśmy razem być. Albo cokolwiek innego, co byłoby prawdą. Dlaczego nie oskarży mnie o coś, co rzeczywiście miało miejsce? A tu "wciska mi w usta coś, czego nie powiedziałam." Myślę, że na swoje pytania sama sobie odpowiedziałaś tym zdaniem: Możliwe, że on rzeczywiście próbuje wzbudzić w Tobie poczucie winy. To najczęstszy sposób na manipulowanie drugim człowiekiem. Dlatego najrozsądniej będzie, jak dasz sobie pewien czas (np. kilka dni) na przetrawienie tych wszystkich emocji i nie będziesz w tym czasie podejmowała żadnych działań, a po upływie tego czasu spróbujesz spojrzeć na sprawę chłodnym okiem i podejmiesz jakieś decyzje. To na pewno nie jest dobry moment, żebyś na przykład próbowała określić swoje uczucia względem tego człowieka, dlatego że obraz tych uczuć może być zamazany przez tą próbę manipulacji, złość, smutek, szereg negatywnych emocji. Daj sobie trochę czasu na spokojne przemyślenie całej sytuacji. Ja wiem. Ale myślisz, że zasłużyłam na to, żeby być tak postrzeganą? Myślę, że zdecydowanie nie zasłużyłaś na to, żeby być tak postrzeganą. I tego powinnaś się trzymać. Jeśli ktoś ocenia Cię niewłaściwie, to jest to jego problem, a nie Twój. To on robi błąd, a nie Ty. I naprawdę nie powinnaś winić się za całą sytuację.
  2. Zacznę od końca. Czyli od zakończonej abstynencji alkoholowej. Wiem, że to zabrzmi trywialnie, ale na pewno masz świadomość, że alkohol nie rozwiąże Twoich problemów. Co więcej, w dalszej perspektywie czasowej może je pogorszyć, zwłaszcza w połączeniu z lekami, które bierzesz. Alkohol to sposób (tak nam się często wydaje) na rozładowanie swoich emocji, (niby)recepta na odprężenie i zapomnienie. Spróbuj zastanowić się nad innym sposobem rozładowania emocji, takim który nie będzie miał złych konsekwencji. Nawet nie wiesz jak pomocne może być zbicie kilku szklanek, albo rozerwanie na strzępy starej poduszki - możesz spróbować. W tym, jak potraktowałaś swojego byłego chłopaka, że wolałaś się z nim rozstać niż skazać go na cierpienie jest jakiś głęboki humanizm i dobroć. Myślę, że masz świadomość (a jeśli jej nie masz, to ja chcę Cię przekonać, że masz ku niej wszelkie powody), że nie okłamałaś Go, nie miałaś fałszywych uczuć ani zamiarów, nie wykorzystałaś Go, nie bawiłaś się jego uczuciami. To są jego zarzuty i one są niesłuszne. Nie jesteś winna całej sytuacji. Wręcz przeciwnie, wykazałaś się humanizmem, altruizmem i miłością (nawet jeśli nie personalną, to właśnie taką międzyludzką, humanistyczną). Twoja decyzja o rozstania mogła być błędem (ja tego nie potrafię ocenić) ale nie stały za nią żadne złe intencje, wręcz przeciwnie. Nie chcę oceniać Twojego byłego chłopaka. Może być tak, że jego pretensje są wynikiem poczucia krzywdy, odrzucenia, tęsknoty. Wtedy - chociaż powinien zachować więcej empatii i wstrzemięźliwości - nie powinno się mieć do niego wielkich pretensji. Może być też tak, że po prostu próbuje Tobą manipulować (oddanie pamiętnika, śledzenie Cię wieczorem bez słowa) i to wtedy bardzo źle o nim świadczy. Ja mam zbyt mało danych, żeby to ocenić. Dziwi mnie natomiast, że ta cała sytuacja wyniknęła właśnie teraz, jak rozumiem kilka tygodni (miesięcy?) po rozstaniu - masz jakiś pomysł, dlaczego on właśnie teraz tak się zachowuje? Czy to jest ten chłopak, z którym spotkałaś się kilkanaście dni temu? Może to spotkanie obudziło w nim jakieś dawno skrywane urazy? Niestety, muszę teraz się powtórzyć. Tak jak już kiedyś pisałem, to że jedna osoba mówi o Tobie złe rzeczy (a wcale nie jest jasne, jak myśli, bo to może być tylko gra, o której wspominałaś) wcale nie powoduje, że te złe rzeczy są prawdą. Sama wiesz, kim jesteś. Sama wiesz, że nie jesteś egoistką. Sama wiesz, że nie miałaś żadnych złych intensji. Znasz siebie najlepiej, myślę że odczuwasz swoją nieprzeciętność i wyjątkowość, nie pozwól innym (niezależnie od tego, jakie mają intencje) narzucić Ci jakiegoś nieprawdziwego obrazu Ciebie samej. Spróbuj zamknąć oczy i przypomnieć sobie ostatnie dni. Te chwile drobnych przyjemności, spokoju, odpoczywania od złych emocji. W Twoich wypowiedziach, nawet tutaj, na forum, można było wyczytać sporą dozę optymizmu. Spróbuj wrócić do tego w myślach. To było realne. To znowu może być realne. To jest naprawdę bardziej realne, bliższe prawdy o Tobie samej niż opinia jednego człowieka. Myślę, że masz w sobie tyle siły wewnętrznej, żeby się teraz nie poddać, nie zrezygnować, nie przekreślić tych dni ciężkiej pracy nad samą sobą.
  3. Wyimaginowana - po Twoich ostatnich wypowiedziach myślę, że dobrze radzisz sobie z całą sytuacją. Potrafisz obiektywnie spojrzeć na siebie i swoje życie, kontynuujesz terapię, która najwyraźniej przynosi pozytywne rezultaty. Zaczęłaś dostrzegać pozytywne strony życia, ten opis spotkania ze znajomym, później ze znajomymi to najlepsze dowody na to, że potrafisz odczuwać radość. Wszystko to jest bardzo optymistyczne, możesz być z siebie naprawdę zadowolona. To jest właściwy moment na to, żebym się trochę wycofał. Myślę, że powinnaś teraz chwytać się pozytywów w swoim życiu, a te negatywne strony głównie zostawić na rozmowy z psychologiem. Oczywiście, jeśli będziesz miała jakieś problemy, albo będziesz chciała o czymś napisać, to ja ze swojej strony spróbuję Ci pomóc. Bedewere - to, co opisałaś to raczej nie są objawy "schizofrenii, lub psychozy". Niewykluczone natomiast, że masz nerwice. Próba ignorowania objawów, to może być niezły pomysł na kilka dni, natomiast jeśli objawy nie ustąpują, to naprawdę warto wybrać się do psychologa (lub/i) psychiatry. To mogę Ci z czystym sumieniem polecić.
  4. Chyba się trochę nie zrozumieliśmy. Ja nie twierdzę, że Ty chciałaś użyć próby samobójczej jako formy szantażu, czy że świadomie próbowałaś zwrócić na siebie uwagę. Zastanawiam się po prostu, czy ta sytuacja z Twoim ojcem - poczucie odrzucenia, ten deficyt miłości - nie wpływała (być może podświadomie) na Twoją decyzję. Ludzie często podejmują takie decyzje (o świadomym zakończeniu życia) trochę na zasadzie buntu: "jak umrę, to mnie docenią!". Sam nie wiem, czy to jest szczęście, że Tobą nie kierowało coś takiego (chęć zwrócenia na siebie uwagi). Sytuacja byłaby wtedy jednak prostsza, terapia plus zmiany w relacjach z innymi ludźmi mogłyby rozwiązać cały problem. Gorzej, jeśli chęć śmierci wynika z poważnej choroby (np. depresja, nerwica, choroba dwubiegunowa) lub poważnego zaburzenia osobowości (np. osobowość z pogranicza), albo - i to jest rzecz dyskusyjna - staje się integralną częścią osobowości (psychiatria nie uznaje czegoś takiego). U Ciebie, szczęśliwie, na razie nie dostrzegam tworzenia się filozofii śmierci, czy filozofii skrajnego pesymizmu, to znaczy nie widzę żebyś budowała sobie skrajnie depresyjny światopogląd. I tego się trzymaj! Omijaj Schopenhauera i Becketta szerokim łukiem.
  5. A nie jest trochę tak, że Ty wtedy myśląc (marząc?) o śmierci myślałaś trochę na zasadzie "pokażę mu! jak coś się ze mną stanie, to on wtedy naprawdę zrozumie, że ja istnieję (/istniałam), zrozumie że źle mnie traktował"? To, że na początku masz pewne dolegliwości jest częste i naturalne. Pytanie tylko, do jakiego stopnia źle się czujesz. Psychiatra pewnie Cię uprzedził, że jeśli będziesz bardzo źle się czuła, to powinnaś przyjść do niego i wtedy zmienicie leki (to się zdarza). Chlorprothixen to jest - według encyklopedii leków - lek uspakający i nasenny, natomiast Asentra to antydepresant, więc można powiedzieć, że jesteś leczona standardowo. Tylko pamiętaj: nie możesz pić alkoholu, nie możesz odstawiać leków na własną rękę i nie możesz sama modyfikować dawek. Początkowo możesz się trochę dziwnie czuć, mieć huśtawki nastroju, stracić apetyt, ochotę na seks, możesz być pobudzona itd. ale to powinno po pewnym czasie ustąpić. Jak piszą w encyklopedii leków: "Pierwsze oznaki poprawy pojawiają się po około 7 dniach, pełne działanie leku ujawnia się po 2-4 tygodniach". Jak myślisz, co w Twoim wypadku będzie można uznać za "poprawę"?
  6. Witaj po przerwie, Hmmm... Rzeczywiście tłumaczenie się Twojego ojca może Cię nie przekonywać. Nie do końca rozumiem dlaczego do jego przyjazdu jest konieczna sprzedaż domu. Tutaj znowu może pojawić się problem komunikacji. Kiedy Ty mówisz "stęskniłam się" myślisz, że wysyłasz komunikat: "widzisz, czekam na Twój telefon i tęsknie; chciałabym, żebyś dzwonił częściej; chciałabym, żebyś okazywał mi więcej zainteresowania". Tymczasem on stwierdzenie "stęskniłam się" wcale nie musi odebrać w ten sam sposób. Co więcej, może odebrać to jako próbę ataku, na zasadzie "ja tu ciężko pracuję, a ona jeszcze ma do mnie pretensje o to, że rzadko dzwonię". Ważne żebyś miała świadomość, że ten sam komunikat dwie osoby mogą odczytać zupełnie inaczej. W tym momencie mamy do czynienia z problemem relacji kobieta-mężczyzna a także córka-ojciec. O problemach z różnym interpetowaniem komunikatów może w wolnej chwili poczytać w wielu książkach psychologicznych, czy popularno-psychologicznych, nawet w bardzo znanej pozycji "Kobiety są z Marsa, a mężczyźni z Wenus", czy w ambitniejszej "Psychologii konfliktu" Stanisława Chełby i Tomasza Witkowskiego. Widzę, że ta sytuacja z Twoim ojcem jest dla Ciebie wielkim problemem. Myślę, że to wszystko wiele tłumaczy, tłumaczy w znacznym stopniu stan, w którym jesteś od kilku miesięcy. Jest to rzecz, którą na pewno powinnaś bardzo dokładnie omówić ze swoją terapeutką. Zastanawiam się na ile Twój ojciec jest poinformowany o Twoich obecnych problemach? Czy on na przykład wie o Twojej próbie samobójczej? O depresji? Czy myślisz sobie czasami, że te informacje o Twoich problemach sprawią, że on zwróci na Ciebie uwagę? Jak wrażenia po wizycie u psychiatry?
  7. A co on mówi na temat Waszego spotkania? Pamiętam, że kiedyś obiecywał Ci, że Cię do siebie zabierze. Czy ten temat jakoś wraca w Waszych obecnych rozmowach? Mówiłaś mu ostatnio że chciałabyś się z nim zobaczyć? Pisząc "my mężczyźni" miałem na myśli generalnie płeć brzydszą. :) Od wieków ludzie byli wychowywani według pewnych schematów: chłopak to przyszły samiec, wojownik, twardy i silny; dziewczyna to przyszła kobieta, wrażliwa matka, opiekunka "domowego ogniska". To widać nawet po współczesnych zabawkach: dla dziewczynek lalki (substytut dziecka) dla chłopców pistolety (substytut walki). Większość chłopców od dziecka słyszało: "nie możesz płakać, nie jesteś dziewczyną", "co to za chłopak, który tak się nad sobą użala?" itp. Zwróć uwagę, że nadal w wielu środowiskach (wcale nie jakiś ultrakonserwatywnych) wrażliwi mężczyźni uchodzą za homoseksualistów, albo osoby nieprzystowane. Większość chłopców nie było zachęcanych do ekspresji emocjonalnej w dzieciństwie (wręcz przeciwnie), stąd też problemy z wyrażaniem i okazywaniem uczuć. To nie tylko jest kwestia zaślepienia, ale i "gry", którą ludzie (kobiety i mężczyźni) prowadzą na początku znajomości. Mężczyzna wie, że kobieta oczekuje od niego zainteresowania i okazywania uczuć, więc zazwyczaj robi to na początku znajomości (kupuje kwiaty, prawi komplementy itp.). Naiwna kobieta myśli, że tak będzie zawsze i po kilku latach (miesiącach?) przychodzi wielkie rozczarowanie. Ty już kiedyś pisałaś, że jesteś wyczulona na psychomanipulację, więc to Cię może ochronić przed tym rozczarowaniem. Powiedzmy, że mam wszechstronne zainteresowania. :) A dotychczas unikałyście trudniejszych rozmów? To w zasadzie naturalne, że w obliczu poprawy Twojego samopoczucia terapeutka trochę "podnosi poprzeczkę". Na pewno Twoje obecne problemy są w znacznym stopniu warunkowane przez to, co spotkało się w przeszłości. Rozmawianie o tym, to tak jakby forma leczenia. Myślę, że uda Ci się przełknąć to niesmaczne lekarstwo. Jeśli znowu zaczniesz czuć, że terapia Cię przerasta, to postaraj się o tym porozmawiać ze swoim psychologiem - na pewno lepiej odpuścić sobie przez jakiś czas przykry temat, niż zupełnie rezygnować z terapii.
  8. Tutaj pojawia się główne pytanie, na które może być Ci trudno odpowiedzieć: czy Twój ojciec nie ma uczuć w stosunku do Ciebie (ojcowskiej miłości) czy ma, tylko nie potrafi ich okazać? Kiedy on wyjeżdżał Ty byłaś małą dziewczynką, teraz jesteś dorosłą kobietą - problem może polegać na tym, że Twój ojciec po prostu nie potrafi okazywać swojego zainteresowania i miłości, a ponieważ Ty nigdy nie mówiłaś mu czego tak naprawdę potrzebujesz, to on żyje w przekonaniu, że jest wspaniałym rodzicem. My mężczyźni (faceci? ) od wielu pokoleń byliśmy wychowywani na "twardych samców", którzy nie powinni specjalnie okazywać uczuć, bo to byłoby zbyt "babskie". Dopiero teraz coś się w tym względzie zmienia. Może być tak, że Twojego ojca nikt nie nauczył jak należy okazywać uczucia (może w dzieciństwie i młodości postępowano z nim tak, jak teraz on postępuje z Tobą?) i właśnie to w dużej mierze rzutuje na Wasz kontakt. Ta nieumiejętność okazywania uczuć może nie mieć wielkiego znaczenia w relacji ojca z synem (syn nie oczekuje takiej ekspresji uczuć) często stanowi natomiast kluczowy problem w relacji ojca z córką. Co więcej, może Ci się kiedyś trafić partner z podobnym "defektem" i będziesz miała takie same dylematy (problem maglowany w dziesiątkach publikacji na temat relacji damsko-męskich). Wprowadziłem język antropologiczno-biologiczny, żeby udowodnić, że jednak jestem antropologiem-amatorem. Hmm... A może spróbujesz dobrze przemyśleć wszystkie sprawy przed położeniem się do łóżka? Daj sobie jakiś czas przed położeniem się - na przykład pół godziny - tylko na myślenie. Załóż sobie, że po upływie tego czasu kładziesz się do łóżka i masz pełną kontrolę nad swoimi myślami, możesz odsunąć od siebie myśli nieprzyjemne i sprowokować te przyjemne. Jakiś czas temu uporałem się w ten sposób z irytującą gonitwą myśli. Pomogła też oczywiście medytacja.
  9. No, to nie pozostaje Ci nic innego jak tylko zrobić to, na co masz ochotę. :) Swoją drogą ta potrzeba to dobry znak - zazwyczaj ludzie w ciężkiej depresji unikają kontaktów interpersonalnych, a zwłaszcza miejsc gdzie jest "ruch i dużo ludzi". Hmm... A czy Ty wiesz jak miałaby wyglądać ta Wasza wzajemna relacja? Umiesz powiedzieć (nie ojcu, tylko mnie) czego oczekujesz? Jak wyobrażasz sobie kontakty z których byłabyś zadowolona (z uwzględnieniem obiektywnych ograniczeń takich jak m.in. odległość, która Was dzieli)? Może jeśli określisz swoje potrzeby, to znajdziemy jakiś sposób żeby je zaspokoić. Myślę, że jesteś inteligentna (widzisz - nie będziesz musiała układać żadnej listy swoich zalet... po prostu za kilka tygodni wypiszesz sobie na kartce wszystko to, co napisałem o Tobie ja i warzywo i cała praca wykonana ) i jeśli się postarasz, to możesz zazwyczaj dostać to, czego chcesz. Spotkałaś kiedyś takiego Mężczyznę? Chodzi mi o to, czy Mężczyzna nie jest w Twojej głowie tylko koncepcją teoretyczną? No i pytam z ciekawości: jak według Ciebie rozkładają się proporcje pomiędzy "mężczyznami" a "facetami"? Jaki procent osobników z chromosomem Y to "faceci" a jaki procent to "mężczyźni"? Pytam jako antropolog-amator. Nie drażnią Cię te dziesiątki myśli? Te myśli wcale nie muszą być skutkiem problemów z zasypianiem, ale ich przyczyną. Myślę, że dobrze interpretujesz ten sen. Te gonitywy, karabiny, noże, pistolety, Niemcy, obserwacja - to świadczy o poczuciu zagrożenia. W Twoim wypadku problem jest szczególny, bo zostałaś zaatakowana podczas snu, co podświadomie może zaburzać Twoje poczucie bezpieczeństwa w łóżku. Od dawna masz tak częste i intensywne koszmary?
  10. Wyimaginowana, A masz teraz ochotę na odświeżenie tych znajomości? Terapeutka na pewno będzie Cię namawiała do "wyjścia do ludzi", ja nie zamierzam tego czynić. Po prostu zastanawiam się, czy w Twoim konkretnym przypadku kontakty z innymi ludźmi nie mogłyby być jednym ze sposobów na poprawę nastroju. Sama pisałaś, że obecność Twojego brata i dziewczyny zdecydowanie poprawiły Twoje samopoczucie - może to jest wskazówka? Hmmm.... Teraz muszę powtórzyć standartowe pytanie: mówiłaś kiedykolwiek swojemu ojcu o tym, że jesteś niezadowolona z Waszych wzajemnych relacji? Wiem, że taka reakcja - mówienie o tym, co Ci się nie podoba - jest trudna. Nie myśl sobie, że masz z tym problemy przez depresje, choć depresja może to jeszcze katalizować. Większość ludzi ma problem z asertywnością. W wolnej chwili możesz poczytać sobie o problemie asertywności - w internecie jest wiele stron, artykułów, a nawet książek do ściągnięcia na ten temat. Opisałaś kolejne przykre doświadczenie życiowe. Sporo się tego uzbierało w Twoim życiu. Zauważyłem, że szczególnie dużo przykrych doświadczeń spotkało Cię ze strony mężczyzn: brata, ojca, "przyjaciela" matki. Zastanawiam się, czy te wydarzenia nie wpłynęły Twój stosunek do mężczyzn? Nie chcę Cię tutaj prowokować do jakiś nazbyt intymnych zwierzeń, po prostu zastanawiam się, czy nie odnosisz wrażenia, że masz bardziej negatywny stosunek do mężczyzn niż do kobiet? Ja podczas naszego dialogu niczego takiego nie zauważyłem, ale biorąc pod uwagę ilość Twoich przykrych doświadczeń z mężczyznami, ten bardziej negatywny stosunek nie powinien dziwić. W razie czego dobrze jest ten problem wyłowić w zalążku. Hmmm... Najczęściej polecaną książką o buddyzmie dla początkujących jest książka Thubten Cziedryn "Buddyzm dla początkujących". Tam są opisane podstawowe założenia filozofii buddyzmu i praktyk buddyjskich, adresowane do człowieka zachodu. Wiele rzeczy, zwłaszcza filozoficznych, może wydać Ci się w buddyzmie dziwacznych - ja sam nie jestem zwolennikiem filozofii buddyzmu, tylko bardziej psychologii buddyzmu i tego ujmującego stosunku do życia. W tym sensie najlepiej byłoby poobcować z buddystami, a niestety z tym w Polsce może być problem. Z ciszą problemu raczej być nie miała - to sprawa indywidualna, niektórzy medytują np. przy releksującej muzyce. Gorzej z siedzeniem i milczeniem - rzeczywiście w przypadku większości praktyk medytacyjnych trzeba siedzieć w jednym miejsu i milczeć przez kilkanaście minut. Dobrym wstępem do medytacji może być próba trwania w stanie niemyślenia, pustki wewnętrznej (i koncentracji tylko na spokojnym oddechu) przed zaśnięciem, kiedy leży się już w łóżku. To jest taki trudny moment, bo ludzie często zmagają się przed zaśnięciem z "gonitwą myśli", która może wpływać na jakość snu i generować koszmary. Ty nie masz problemu takiej "gonitywy myśli"? Może z tego wynikają Twoje koszmary, o których wspominałaś? Pamiętam, że śni Ci się, że umierasz - może to dlatego, że dużo myślisz o śmierci przed zaśnięciem? Zdrowiej szybko. :) Bedewere, Wyimaginowana rzeczywiście dobrze wybrała fragmenty moich wypowiedzi, które również mogą odnosić się do Twojego problemu. Mogę też się przyłączyć do rady warzywa - zastanów się, może w Twoim otoczeniu jest ktoś, komu możesz zaufać i porozmawiać o swoich problemach. Jeśli sytuacja Cię przerasta, to na pewno warto jest wybrać się do psychologa.
  11. Witaj, Bardzo dobrze, że jesteś w takim pozytywnym usposobieniu. Ważne, żebyś dobrze wykorzystała ten pozytywny potencjał - to jest może dobry czas na planowania bardziej odległej przyszłości, na określanie priorytetów. Może, to jest też dobry czas, żeby otworzyć się trochę na ludzi, spoza rodziny - masz jakiś znajomych? Często wychodzisz z domu? Wydaje mi się, że mimo wszystko masz spore potrzeby kontaktu z innymi ludźmi i te kontakty (jeśli tylko są pozytywne) to poprawiają Twój nastrój. Może warto trochę rozruszać życie towarzyskie, przenieść je również poza obszar rodziny? Hmmm... No, ale to wszystko właśnie świadczy o tym, że Ty szukasz potwierdzenia własnej wartości u innych ludzi. A ja chciałbym Cię namówić do tego, żebyś spróbowała polubić swoje wnętrze niezależnie od tego, co robią, mówią i myślą inni ludzie. Stąd też pytałem o to, czy się lubisz i dlatego radziłem Ci na początku, żebyś wypisała sobie swoje zalety i walory. To będzie trudne. Tu: może nie chodzi o to, jak mnie postrzegają, tylko jaką rolę spełniam w (ich) życiu. Jesteś niezadowolona z roli, jaką spełniasz w życiu członków swojej rodziny? Nie rozmawialiśmy dotychczas o Twoim ojcu, ale odnoszę wrażenie, że zdecydowanie nie jesteś zadowolona z Waszej relacji? Mam racje? Możesz iść do ośrodka. Ważne, żebyś nie była sama. Nawet jeśli nie będzie tam psychologa, to i tak lepiej żebyś była pod czyjąkolwiek opieką, niż zupełnie sama. No kurdę, ja też chcę To jest osiągalne, chociaż przy dużym poziomie wrażliwości i empatii (tak jak u Ciebie) będzie wymagało sporo pracy. Często wydaje nam się, że mamy dwa wyjścia: empatia i wrażliwość na cierpienie innych i wynikające z tego nieszczęście; lub szczęście, ale spowodowane zobojętnieniem. Lubię buddystów właśnie dlatego, że potrafią łączyć stabilny poziom szczęścia, pewien dystans do rzeczywistości i jednocześnie zachować pełną wrażliwość. W ogóle zainteresowanie się kulturą wschodu mogłoby być dla Ciebie owocne - stąd też moja rada, żebyś porozmawiała ze swoją terapeutką o medytacji.
  12. Nie wiem, czy to jest kwestia poczucia winy, natomiast ta sytuacja w sposób skrajny wykrzywiła wtedy (wczoraj) Twoje postrzeganie samej siebie. Tak jak już pisałem - Twoja wartościowość, charakter, osobowość, wady, zalety to coś raczej stabilnego (osobowość się zmienia, ale nie z dnia na dzień przy braku traumatycznych przeżyć). Natomiast to jak Ty sama patrzysz na siebie jest bardzo mocno uzależnione od chwili, danego nastroju. Nie sądzisz, że to co myślisz o sobie, o świecie, o życiu, o innych ludziach w takich dniach jak ten wczorajszy jest warunkowane przez depresje? A skoro jest warunkowane przez depresje, to nie powinno się w oparciu o to podejmować decyzji? I trzeba zrobić wszystko, żeby przetrwać ten czas i nie zrobić czegoś, czego nie dałoby się odwrócić? Zwróć uwagę na pewną rzecz: czułaś się jak nikt, bo w oczach Twojego wuja nie zasługiwałaś na pomoc. Czyli, możnaby zastosować skrót: myslałaś wtedy, że dla Twojego wuja jesteś nikim, więc sama czułaś się nikt. Zgodzisz się? Musisz mieć świadomość, że w relacjach z innymi ludźmi usłyszysz na swój temat różne rzeczy: pozytywne i negatywne; niekiedy skrajnie sprzeczne. Jeśli będziesz więc sugerowała się tym, co mówią o Tobie inni i jak Cię traktują, to będziesz skazana na wieczne huśtawki: od euforii do depresji. Dobrze, że odważyłaś się jej powiedzieć o wczorajszym dniu. Powiedziałaś jej o wszystkim? O wszystkich swoich uczuciach i wszystkich pragnieniach z jakimi wczoraj walczyłaś? Myślisz, że jesteś w stanie dotrwać do piątku (rozumiem, że przyszłego) w takim stanie jak dzisiaj, czyli w stanie pozytywnej stabilizacji? Wiem, że czujesz się teraz lepiej i może wolałabyś nie myśleć o przykrych sprawach, ale myślę, że nad jedną rzeczą powinnaś się zastanowić. Co zrobisz, jeśli ten okropny, przygnębiający nastrój zacznie wracać? Jeśli znowu będziesz miała tak ogromne pragnienie śmierci? Chodzi mi o to, żebyś spróbowała opracować sobie taki plan reakcji awaryjnej i zastanowiła się, gdzie w taki sytuacjach możesz szukać pomocy, gdzie dzwonić, gdzie jechać. Może dobrze jest się w ten sposób zabezpieczyć właśnie wtedy, kiedy czujesz się dobrze? W razie kryzysu nie będziesz musiała się już nad tym zastanawiać, tylko zrealizujesz to, co wcześniej zaplanowałaś. Dziękuję - dobrze. Jestem dosyć niezależny od wpływu czynników zewnętrznych na mój nastrój, więc jest on raczej stabilny. :)
  13. Dziękuję Ci za to, że tak dokładnie opisałaś całą sytuację. Postaram się zwrócić Ci uwagę na kilka rzeczy. Przeanalizuję to co napisałaś krok po kroku, tak jak byśmy rozmawiali. Jeśli jesteś tą sytuacją zmęczona, to pomiń to wszystko - nawet nie czytaj - i postaraj się wrócić do tego wtedy, kiedy będziesz miała wystarczająco dużo siły. Skończyłaś 20 (?) lat. To naturalne, że ten dzień był dla Ciebie ważny. Chciałaś spędzić go z matką i zaczęłaś realizować swoje pragnienie: bardzo dobrze. Przypadek losowy - nie jesteś winna temu, że miałaś nieudaną noc. Świetna, wzorowa reakacja. Dokładnie to bym Ci poradził w takiej sytuacji: zwolnienie, głęboki spokojny oddech, miła muzyka. Przypadek losowy. Świetnie, że wspierasz Green Peace. Rozsądna decyzja. Zrobiło Ci się przykro... To naturalne. Liczyłaś na pomoc, a tej pomocy Ci odmówiono i w konsekwencji nie mogłaś zrealizować swojego pragnienia (pojechać do matki). Ale zobaczmy jak na to reagujesz... Rozumiem taką reakcję - świadczy o wrażliwości. I tutaj zaczyna się problem. Dlaczego tak się czułaś? Dlaczego to wydarzenie - mieszanka nieszczęśliwego wypadku i dosyć nieczułe zachowanie Twojego wuja - spowodowało, że poczułaś się jak nikt? Dlaczego zaczęłaś się obwiniać za całą sytuację? Owszem, mógł pożyczyć Ci te pieniądze - tak jak pisałem, zachował się nieczule. Ale dlaczego Ty zaczęłaś winić za to SIEBIE? Zwróć uwagę: ten przypadek losowy wpłynął na to jak postrzegasz samą siebie. Dlaczego "nie byłaś warta"? Twój wuj może miał zły dzień, może jest złym człowiekiem, może ma o coś do Ciebie pretensje, może chciał być bardzo "wychowawczy". Niezależnie od tego, co nim kierowało - Ty nie byłaś temu winna. Nie musiałaś mówić swojemu ojcu co tak naprawdę się dzieje. Miałaś prawo zachować to dla siebie. Mam nadzieję, że nie winisz się za te niewinne kłamstwo? Mam nadzieję, że uda Ci się spokojnie porozmawiać z terapeutką. Właśnie zaczynasz wizytę (kiedy piszę te słowa jest 19.01). Jeśli Ci się nie uda, pomyślimy nad jakimś innym sposobem poinformowania o wszystkim terapeutki. Wiem, że się powtarzam, ale muszę napisać to jeszcze raz: szczerość w Twojej relacji z terapeutą jest kluczowa, to ona może przesądzić o sukcesie terapii. Szpital to ostateczność. Nie wiem, czy psychiatra będzie Ci proponował pobyt w szpitalu. Prawie na pewno przepisze Ci leki. Mam nadzieję, że one ustabilizują Twój nastrój, sprawią że nie będziesz już więcej przeżywała tego co wczoraj. Nie masz mnie za co przepraszać, bo niczego złego mi nie zrobiłaś. :)
  14. To świetnie, że jakoś ogarnęłaś tę sytuację i czujesz się teraz lepiej, ale nie powinnaś tego wszystkiego bagatelizować. To jest bardzo niebezpieczne - po udanym dniu, nagle przyszedł dzień dramatyczny i jak rozumiem (jeśli jest inaczej, to wyprowadź mnie z błędu) nie miało to żadnych zewnętrznych powodów (to znaczy nie stało się wczoraj w Twoim życiu nic takiego, co mogłoby spowodować tak złe samopoczucie). Sama pisałaś, że tylko tekli udało się odciągnąć Cię od śmierci... Wiem, że może być Ci teraz trudno rozmawiać o tej sytuacji i może nie chcesz do niej wracać, ale jednak będzie trzeba to przeanalizować i to jak najszybciej. To nie przypadek, że wczoraj chciałem Cię namówić na wizytę u psychiatry: uważam, że Ty naprawdę tego potrzebujesz. To, co stało się wczoraj, to nie jest wynik Twojej osobowości, charakteru, tylko jednak jest to wynik choroby - zgadzasz się ze mną? Poważne choroby leczy się u lekarza, Ty swojej w zasadzie nie leczysz (trudno za leczenie uznać doraźne dawki hydroxiziny przepisane przez psychiatre na pierwszej i ostatniej wizycie). Te ostatnie dwa dni możesz potraktować jako lekcje. Mogłabyś na przykład stwierdzić, że od teraz, Twoim głównym celem będzie to, aby czuć się tak jak przedwczoraj (czyli bardzo dobrze) i aby absolutnie uniknąć takich stanów jak wczoraj. Ten przedwczorajszy dzień był bardzo pozytywny, bo pokazał Ci, że możesz czuć się dobrze. Chcę Ci zaproponować, żebyś zadała sobie dzisiaj poważne pytanie: co teraz jestem w stanie zrobić z tą sytuacją? Co powinnam, co mogę, na co wystarczy mi sił? Co jest osiągalne, a co osiągalne nie jest? Dlaczego nieosiągalne jest nieosiągalne, co można zrobić, żeby było osiągalne? Ja - chociaż dotychczas unikałem radzenia czegoś wprost - to zaczne te rozważania i doradzę Ci dwie rzeczy, moim zdaniem konieczne: 1. Szczerą rozmowę z terapeutką na temat ostatnich dwóch dni (przedwczorajszego i wczorajszego) i jeśli jesteś w stanie, to również na temat drugiej próby samobójczej. 2. Możliwe jak najpilniejszą (ale niekoniecznie w szpitalu) wizytę u psychiatry i szczerą rozmowę z psychiatrą, to znaczy opowiedzenie mu o wszystkim istotnym. Jeśli napiszesz, że cele wyrażone w punktach 1 i 2 są słuszne i jesteś w stanie je zrealizować, to super. Życzę powodzenia i czekam na relacje. Jeśli uważasz je za słuszne, ale nie jesteś w stanie zrealizować, to spróbuję Ci jakoś pomóc i to ułatwić - wtedy musimy odpowiedzieć na pytanie, co uniemożliwia wykonanie tego planu i zastanowimy się jak to wyeliminować. No i wreszcie trzecia możliwość - jeśli uważasz, że te założenia są niesłuszne, to napisz dlaczego, a ja spróbuję Cię przekonać, że jest inaczej. Spokojnie, ja sobie poradzę z myślami i nerwami. :) Ale rzeczywiście - mocno mnie wczoraj przestraszyłaś. Bedewere - wybacz, że odpowiadam dopiero teraz. Dziękuje za komplement. Nie jestem psychologiem. Pisałem już wyimaginowanej, że to tylko koleżeńska próba pomocy. :)
  15. To co jednak chiałbym Ci teraz zaproponować (po przeczytaniu tego, co pisałaś o tabletkach), to jest jednak wizyta w szpitalu (przynajmniej na izbie przyjęć). Jeszcze dzisiaj. Z tego co znalazłem jedyny szpital psychiatryczny w Krakowie to tzw. Babiński czyli Szpital specjalistyczny im. Dr Józefa Babińskiego na ulicy Józefa Babińskiego 29 w dzielnicy VIII Dębniki. Tutaj adres do ich strony: http://babinski.pl To daleko od centrum Krakowa (jakieś 7 km w linii prostej od rynku) więc najlepiej będzie jeśli weźmiesz taksówkę (pieniądze nie mają teraz znaczenia). Najlepiej, żeby ktoś z Tobą pojechał: może spróbuj się przełamać i poprosić osobę, która jest w domu i do której masz najwięcej zaufania? Sama, czy z kimś – pójdź na izbę przyjęć i poproś o rozmowę z psychiatrą. Tam jest na pewno 24 godzinny dyżur psychiatryczny. Nie bój się pasów i tym podobnych rzeczy. Nic takiego Ci nie grozi. Jeśli sytuacja nie jest bardzo poważna, to po prostu porozmawiasz z psychiatrą i wrócisz do domu. Jeśli nie będziesz mogła wrócić do domu, to znajdziesz się pod opieką specjalistów, którzy udzielą Ci realnej pomocy. Jeśli na razie nie chce jechać do szpitala – do czego gorąco Cię namawiam – to chociaż zadzwoń tam, do lekarza dyżurnego (na pewno psychiatry) i z nim porozmawiaj. Takie telefony, do lekarza dyżurnego, można znaleźć na ich stronie internetowej: Lekarz Dyżurny Tel.6524322 Tel.6524323 Co Ty na to?
×