Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a związki/miłość/rozstanie


Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki za odpowiedzi. To jest właśnie tak, że ja bym była skłonna z nim być cały czas. Jemu to obojętne. Dla niego nie ma znaczenia co się z nim dzieje. A dla mnie ma ogromne. Nie sądzę bym poczuła się lepiej. Bo jest ok i nie mam zamiaru go rzucać. Tak samo jemu nie wróżę, by czuł się lepiej. Z tą różnicą, że on by mógł łatwo zerwać. Tak w zasadzie to ja jestem na jego łasce. Dlatego uważam, że to ja powinnam to skończyć. Nie pozwolić się zeszmacić do resztek. Nie chcę być od kogoś zależna, dlatego wiem, że muszę coś z tym zrobić. Bo wiem, że to czego pragnę jest nieosiągalne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie wiem, że to nie takie proste i w tym problem. Bo nie wiem jak się z tym uporać. A mam na myśli to, że on wie że może mnie swobodnie obrażać i szantażować a ja i tak nic z tego nie zrobię, bo sobie bez niego nie poradzę i mu wybaczę. Zachowuję się czasem tak jakbym była na jego usługach. A potem znowu jest wszystko ok i się dogadujemy. Ale wciąż ta świadomość, że ja dla niego jestem nikim mnie dobija. Wiem, że muszę to zerwać dla własnego dobra. Choć tak bardzo chciałabym z nim być, by się dobrze nam układało, jemu zależało itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem bo go kocham, czuję się przy nim dobrze za wyjątkiem momentów gdy nam się nie układa, potrzebuję jego obecności, gdy go nie ma jest mi dziwnie. A boję się, że wszystko wróci cała depresja. Bo można powiedzieć, że moja znajomość z nim, mnie ożywiła i pomogła sobie poradzić z chorobą. Zatem jeśli go zabraknie, wszystko może wrócić. Boję się tego momentu kiedy zerwiemy. Nie wiem jak zareaguję, co się ze mną będzie działo. Już mieliśmy kilka ostrzejszych sprzeczek i ciężko mi było. Ledwo sobie radziłam, choć nie odczułam by było tak źle jak niegdyś. Po prostu uzależniłam się od niego. To tak jak uzależnienie od leków uspokajających czy alkoholu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak się mówi to może i brzmi prosto. Ale trzeba wziąć pod uwagę to co się przeżywa. A i o nowy związek nie tak łatwo. Poza tym jaka gwarancja, że się wszystko gładko ułoży? Że się zapomni o tym co było? To się wydaje łatwe. Ale w rzeczy samej trudno się zebrać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czuje sie niepotrzebna i beznadziejna..

nie wiem, co mam ze soba zrobic;( szukam pomocy, ale nie wiem, czy ktos potrafi mi pomoc.

Posrednio chodzi o mezczyzne, z ktorym jestem od 4 lat, choc problem jest ze mna, a nie z nim..

Wszystko zaczelo sie bajecznie. Bylam bardzo mloda, moze za mloda na zobowiazania? Jest ode mnie starszy o 3 lata, ale nigdy mi to jakos specjalnie nie robilo roznicy. Problemy zaczely sie, gdy wyjechal na studia. Co prawda przyjezdzal co tydzien na weekend, ale juz wtedy zaczelo sie cos psuc. Co to znaczy psuc? dziwne smsy, telefony niby o notatki.. Jakis czas pozniej dowiedzialam sie, ze regularnie zwierza sie z naszych "problemow" pewnej dziewczynie ze swojej grupy. Wscieklam sie, ale nie moglam nic zrobic. Pozniej zalatwil sobie karte z sieci, w ktorej ona ma telefon, zeby miec do niej tansze smsy, o zgrozo - od mojej siostry. Ja i cala jego rodzina mamy telefon w innej sieci, wiec tym sposobem dorobil sie dwoch telefonow. Ja oczywiscie nie mialam dostepu do tego drugiego. Az do pewnego dnia. Chcialam upewnic sie, ze miedzy nimi nic nie ma - przynajmniej tek sobie wmawiam - okazalo sie oczywiscie inaczej. Po tym incydencie zaczelam juz regularnie sprawdzac jego smsy... Blagalam go, zeby z nia skonczyl, on oczywiscie twierdzi, ze miedzy nimi nic nie ma, chociaz ja wiem, ze jest. Ostatnio przeczytalam cos, czego sie podswiadomie spodziewalam - zdradzil mnie z nia. Zapytalam go o to, potwierdzil. Dodatkowo przy ataku wsieklosci, jekie zdarzaja sie mu stosunkowo czesto (szczegolnie po alkoholu) potrafi mnie zwyzywac, a nawet uderzyc. Poradzicie mi zapewne - zostaw go, nie jest wart lez i nerwow, ale wlasnie na tym polega moj problem - ja nie potrafie go zostawic. Przy kazdej probie mowienia, czy nawet myslenia o tym wpadam w panike. On jest wspanialym czlowiekiem, o ile nie wspomne o niej, a to, ze nie chce z nia zrywac kontaktu tlumaczy, ze jaka ma pewnosc, ze po tym jak to zrobi miedzy nami bedzie lepiej. Na domiar zlego w tym roku poszlam na studia i mieszkam 10 min od ich uczelni, wiec nie ma mozliwosci, zebym jej nie spotkala (nie znamy sie). Jak mam sie zachowac, gdy spotam ja na ulicy? Jak mam reagowac, kiedy on, mimo moich prosb smsuje z nia? Mam stany lekowe, zaburzenia laknienia, problemy z zasypianiem. Wiem, ze sama sie niszcze, jednak nie potrafie nic zrobic. Panicznie boje sie samotnosci. Pomozcie;(

Ps. nie mam pieniedzy na porade specjalisty prywartnie, a na publiczna bede musiala jeszcze czekac ok. 1,5 mca;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówisz że jest wspaniałym człowiekiem ?! Jest świnią, zrobił Cię w h.., olał ciepłym moczem i nawet się z tym nie kryje. A jak teraz jest agresywny po alkoholu i Cię wyzywa to jestem pewny na 200%, że będzie w przyszłości bił swoją żonę.

Zaczęłaś studia i na pewno szybko poznasz kogoś bardziej wartościowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poza tym jaka gwarancja, że się wszystko gładko ułoży? Że się zapomni o tym co było?

No właśnie, wydaje się takie oczywiste, ale jak poznaje się w końcu kogoś, kogo się nawet nie szukało w gruncie rzeczy, pojawiają się te pytania i drążą i wiercą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie to jest wszystko chore. Że człowiek potrafi się tak od kogoś uzależnić, że jest skłonny nawet siebie niszczyć. To ciągłe wmawianie, że jest dobrze, że się ułoży, że on jest w porządku. Choć postępuje nie tak jak powinien, my wszystko wybaczymy, bo boimy się straty. Na dodatek wiemy co powinniśmy zrobić, ale jednak. Nie umiemy się przełamać. I tak się dzieje z wieloma osobami. Całe mnóstwo kobiet tkwi w związkach w których występuje zdrada czy przemoc. Mimo to nie umiemy z tym zerwać. Mimo iż wiemy, że to nas niszczy. Druga osoba staje się naszym życiem. Bez niej wszystko traci sens. Jak sobie z tym radzić? Czy ktoś zna odpowiedź? Jak uwolnić się z takiego niszczycielskiego związku?

Ostatni tydzień spędziłam ze swoim partnerem. Nie wiem czy dobrze robię. Wszystko niby jest ok. Miło się spędza czas. Czuję, że nie chcę tego kończyć. Bo się nie sprzeczamy, wszystko jest dobrze. Jednak co jakiś czas przypominam sobie jak jest naprawdę. Nie mogę się cały czas oszukiwać. Bo dobrze wiem, że wcale zbyt wiele dla niego nie znaczę. Nie sprawia mu radości przebywanie ze mną. Nie umiem go zadowolić. Ale z drugiej strony nie chcę tego wszystkiego kończyć. Ale też nie chcę by był ze mną na siłę. Na razie nie umiem z tym zerwać. Może ktoś wie jak się uporać? W którą stronę pójść? Bo każda droga jest zła. Dlatego muszę wybrać mniejsze zło. Ale nie wiem czym ono jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

laven, kobieta jest w stanie znieść wiele upokorzeń i często bywa tak, że musi się naprawdę bardzo dużo wydarzyć, aby w końcu nabrać tyle desperacji, aby zakończyć toksyczny związek. Zresztą, myślę, że generalizowanie co do płci nie ma tu sensu - znam pary, w których to mężczyzna jest tą stroną niszczoną.

laven mi się udało dwa miesiące temu zakończyć takowy związek. Było niesamowicie ciężko i nadal jest jednak ani razu nie pożałowałam, pomimo częstych ataków paniki na temat tego, co się ze mną teraz stanie. Udało mi się to ponieważ wyobraziłam sobie szczęśliwy związek, wiesz, taki, w którym chciałabym dożyć starości. Potem powolutku obserwowałam związek, w którym wówczas tkwiłam. Ta obserwacja pomogła mi nabrać wewnętrznego przekonania, że to nie ma nic wspólnego z tym, czego naprawdę chcę i potrzebuję. To przekonanie dało mi siłę na powiedzenie - koniec.

Jest tylko jeden problem. Poznałam kogoś. I jest mi cholernie ciężko nie sugerować się przeszłością. Daję sobie czas, ale im więcej go upływa, tym bardziej jestem przekonana, że nie powinnam się w ogóle już wiązać. I tu też zastosowałam tę samą metodę co w poprzednim przypadku. Jak na razie nie ma powodów, aby narzekać, a mimo wszystko ciągle towarzyszy mi lęk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzeczywiście nie ma co uogólniać, ale jednak to kobiety częściej są ofiarami. Gratuluję, że udało Ci się wyrwać z tego związku. Potrzeba naprawdę wiele siły i odwagi by się udało. Ja mam jeszcze o tyle dobrze, że nie pojawia się żadna przemoc, ani nic w tym stylu. Ostatnio mam takie odczucia, że w zasadzie mam bardzo wiele. A jestem strasznie zachłanna bo chciałabym więcej. Dlatego też zastanawiałam się czy by lepiej tego wszystkiego nie kontynuować. Bo nie jest mi źle. Choć też nie jest idealnie, nie tak jakbym chciała. Ale coś nie pozwala mi wierzyć, że ktoś byłby w stanie mnie pokochać. Nawet jeśli wszystko byłoby dobrze, to strasznie się boję, że nigdy nie zapomnę o nim. Czuję się straszliwie przywiązana. A teraz wszystko się na dodatek posypało. Zrobiłam coś złego. On się nie odzywa cały dzień. I cholernie się boję czy w ogóle się odezwie. Czy to nie będzie koniec. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Póki co przespałam cały dzień. Głowa mnie okropnie boli. I generalnie nic mi się nie chce. Co prawda nie jest tak źle jak to zwykło kiedyś. Ale mój stan nie jest najlepszy. Wiem, że nie powinnam się tym przejmować, ale jednak. Troszkę mi ciężko się zrobiło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do tego nie byłabym skłonna. Pobiłam go. Wpadłam w furię, zaczęłam go bić. Aż strzeliłam mu z całej siły w twarz. Od tego momentu się nie odezwał. A wiem, że jest bardzo wyczulony na takie rzeczy i z racji tego, że jemu na mnie mało zależy, to może być już koniec. Tak bardzo się boję co będzie dalej. Już kiedyś mi mówił, że jeśli się pokłócimy to zrywamy kontakty bo on już nie ma siły. Wiele razy dawał mi szansę, zatem bardzo możliwe, że to koniec. A ja nie wiem jak sobie z tym poradzić. Czuję się taka zdruzgotana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem. Bo nie było żadnej przemocy. Wszystko było w porządku, do dzisiejszego poranka. W gruncie rzeczy to myślałam że on pierwszy mnie uderzy, bałam się że będę cierpieć. A tu się okazuje, że to ja jestem agresywna. Zawsze nad tym panowałam, ale gdy puszczą mi nerwy to tracę panowanie nad sobą. Raz już go podrapałam do krwi. A teraz pobiłam. Zazwyczaj jak coś mi odwali to sama siebie krzywdzę. Ale akurat miałam jak się wyżyć. Ale to incydenty. Zawsze jestem dla niego dobra. Z czasem ograniczyłam obrażanie się itp. Starałam się by wszystko się układało. Ale on jest strasznie drażliwy, potrafił obrazić się o byle co, a potem mnie szantażować albo wyzywać potwornie. Ale już było dobrze, nie drażniłam go, on też był spokojny. Dogadywaliśmy się i nie kłóciliśmy, do momentu kiedy się na niego rzuciłam. Przynajmniej sobie uświadomiłam, że on wcale nie był taki zły. Mimo iż nic do mnie nie czuł, strasznie się dla mnie poświęcał. Ja też się starałam, ale mi nie wychodziło. Czuję się z tym bardzo źle. Gdybym tylko mogła to zawrócić. Nie chciałam mu zrobić krzywdy. Generalnie jestem bardzo spokojna, wrażliwa i uległa. Choć zdarza mi sie, że staje się bardzo agresywna, wredna i chamska wobec innych. Nie wiem co teraz będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×