Skocz do zawartości
Nerwica.com

MYśli samobójcze


Agacia

Rekomendowane odpowiedzi

Dręczą was czasami myśli samobójcze? CZy w nerwicy lękowej występują takze myśli natętne ze tak musi być ze boicie sie o swe przeznaczenie. Mnie teraz to męczy ze tak musi być ze i tak niedługo zginę albo sie zabije paranoja...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jesli chodzi o mój przypadek to spróbowałam samookaleczania. jednak nie miało to do końca podłoża w myślach samobójczych. kiedyś zdarzały się dni, że takie myśli nie wychodziły z mojej głowy, tylko było ich coraz więcej i umacniały się. planowanie, nowe pomysły, rozważanie za i przeciw.

 

teraz bardzo czesto martwię się o swoja przyszłość i myślę o niej raczej w negatywnych barwach... w moich myślach utarło się przeświadczenie o nieuchronności smierci, że i tak kiedys umrzemy, albo nawet w niedługim czasie przez przypadek (bo nie jestem osobą wierzącą). czasem nawet jak idę ulica to miewam myśli, że a nuż potraci mnie samochód, bo akurat zbyt szybko weszłam na ulicę. po pewnym czasie stwierdzam, że to głupota, ale takie sytuacje się zdarzają. gorsze jest to, że czuję upływ czasu i wiem, że mam tyle do zrobienia, a jednak czas przelatuje przez palce, a gdzieś tam w oddali czeka śmierć. był początek i będzie koniec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochana Cytrynko, przejrzalam pare Twoich postow i widze, ze jestes osoba bardzo inteligentna. Z tego co wiem zdajesz sobie tez sprawe ze swojego stanu.

Owszem, byl poczatek i bedzie koniec. Kiedys kazdego z nas dotknie. Ale czy bol zwiazany z naszymi przezyciami psychicznymi nie jest gorszy niz smierc?

Ja, chorujac, na GAD (cos takiego jak nerwica natrectw) czulam sie jakbym byla w grobie.

Owszem, byl poczatek i bedzie koniec ale czy warto sie meczyc zamiast swoje zycie przezyc jak najlepiej?

Powiedz mi, Kochana, czy bylas u jakiegos lekarza, wzglednie psychologa? Czy dalas sobie pomoc?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cytrynka i agacia! ja wiem o czym piszecie mialam podobnie, balam sie o swoje zycie na kazdym kroku, balam sie wyjsc na ulice w obawie,ze moze stac mi sie cos zlego, dalej mam uczunie nieuchronnego uplywu czasu i tego,ze zycie sie kiedys skonczy i co dalej?... jestem osoba wierzaca jednak boje sie tego co nas czeka po smierci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Owszem i ja miałem myśli samobójcze. To była wina niewątpliwie depresji, która niewątpliwie się rozwinęła jako reakcja na stres pierwszych chwil z nerwicą, kiedy jeszcze nabijałem sobie banię schizofrenią lub tym, że będę miał uszkodzony mózg do końca życia. Jednak te myśli , mimo ich strasznie silnego natężenia i długości czasu, udało mi się odeprzeć. Do tej pory potrafie o tym pomyśleć, no ale raz na jakiś czas a nie całymi dniami bez wytchnienia.. takie myśli trzeba odpychać z całej siły, i to naprawdę skutkuje :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedz mi, Kochana, czy bylas u jakiegos lekarza, wzglednie psychologa? Czy dalas sobie pomoc?

wybieram się. tzn mam lepsze dni, naprawdę normalnie się czuje, ale niepokój pozostał. uważam, ze zaczynanie terapii w moim mieście nie ma sensu, bo za 2 tygodnie wyjeżdżam do Kielc na następny semestr, więc tam kogoś poszukam. już nawet wysledziłam tych lepszych specjalistów.

 

zawsze czułam, że powinnam sobie pomóc poprzez psychoterapie, nawet przed tymi atakami. a tu nagle te lęki z nikąd... popchnę to dalej, tylko muszę mieć z kim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem was bardzo dobrze, ja się bałam, że popełnie samobójstwo, to było straszne. Nie wyobrażałam sobie jak to zrobie, poprostu sie bałam, że to może nastapić. Psycholog zadała mi pytanie, a co by było gdybyś to zrobiła? Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, siedziałam chyba z 10 minut i sie zastanawiałam. Jestem więrzącą osobą, ale nie wiedziałam jak jej odp na to pytanie. Psycholog dała mi do zrozumienia, że gdyby to nastapiło skonczyło by się wszystko: radośc, smutek, wszystkie uczucia jakie czuje-ich by poprostu nie było, mnie by nie było. Nie czułabym, nie myslała, nie żyła. Wielka ogromna pustka. Od tamtej pory lęki zniknęły, nie wiem jak, zastanawiam się nad tym czasami jak to mozliwe,że były i zniknęły. Ale to tylko tych lęków się pozbyłam, z pozostałymi było gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiadomo, że każdy człowiek ma takie chwile w życiu, że mysli o smierci, o tym co nas tam potem czeka.

 

niestety, my nerwicowcy, nazbyt często popadamy w nastroje nostalgiczne i takie mysli się nas trzymają. czasem nie chodzi o podtekst samobójczy, tylko o sam sens istnienia, skoro umrzemy. a te ,czasem niedorzeczne, sytuacje na drodze z samochodami i inne nie są uwarunkowane tym, że chcemy tego, śmierci, tylko że się tego boimy, wizualizujemy ta sytuację.

 

każdy z nas chce wykorzystać pozytywnie i w pełni dany nam czas na ziemi, ale to jest takie głupie przeświadczenie, że umrzemy, a po nas slad nie zostanie. choć czyny i pamięć mają bezcenną moc. w pośpiechu życia i myśli czasem nie ogarniam świata i nie umiem się zrealizować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w pośpiechu życia i myśli czasem nie ogarniam świata i nie umiem się zrealizować.

Ja mam tak samo, czasami sie zastanawiam, dlaczego tak musi być, jesteśmy za mało wytrwali w tym co robimy, czy poprostu świat nie daje nam szans na to, żeby sie realizować. Albo boimy się porażki i sami rezygnujemy w podświadomości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie to raczej wygląda tak, że interesuje mnie wszystko dookoła, nie mam głównego interesującej mnie dziedziny, która dawałaby mi punkt odniesienia do dalszych działan.

 

z drugiej strony, jestem mało wytrwała. zaczynam, potem obawiam się, że to zbyt długa droga, albo nie cel dla mnie. albo tez nie mam możliwości, środków i rezygnuję. ojej, a potem ten głupi żal do siebie.

 

niestety, chęci, upór i wiara w to, co się robi prowadza do sukcesu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie to raczej wygląda tak, że interesuje mnie wszystko dookoła, nie mam głównego interesującej mnie dziedziny, która dawałaby mi punkt odniesienia do dalszych działan.

Ja mam swoje zainteresowania, ale często o nich zapominam.

z drugiej strony, jestem mało wytrwała. zaczynam, potem obawiam się, że to zbyt długa droga, albo nie cel dla mnie. albo tez nie mam możliwości, środków i rezygnuję. ojej, a potem ten głupi żal do siebie.

U mnie tak było z jogą, chciałam się nauczyć, ale nic z tego nie wyszło, bo zrezygnowałam, a łatwo jest z czegoś zrezygnować.

niestety, chęci, upór i wiara w to, co się robi prowadza do sukcesu.

Mówią, że jestem uparta, mam wiare w siebie, ale brakuje mi osoby, która byłaby obok i mnie mobilizowała. Zawsze sama starałam się osiągnąc cel, nikt mi nie pomagał. Tak myśle sobie, że fajnie by było mieć swojego pomocnika, który zawsze byłby obok i wspierałby mnie wtedy kiedy straciłabym siłe i nie miała ochoty iśc dalej, iść dalej po sukces. Chociaż moim sukcesem jest walka z lękami, nigdy się nie poddałam, wiadomo są kiedyś chwile słabości, ale to one powodują, że mam siłe iść , mobilizują mnie do tego, że należy walczyć o siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówią, że jestem uparta, mam wiare w siebie, ale brakuje mi osoby, która byłaby obok i mnie mobilizowała. Zawsze sama starałam się osiągnąc cel, nikt mi nie pomagał.

 

Chociaż moim sukcesem jest walka z lękami, nigdy się nie poddałam, wiadomo są kiedyś chwile słabości, ale to one powodują, że mam siłe iść , mobilizują mnie do tego, że należy walczyć o siebie.

po przeczytaniu takiego posta od razu się zastanawiam, skąd ludzie z nerwica biora taką siłę?

 

myślę, że duże znaczenie ma ogolne podejście psychiczne do tematu i do życia, jaki ktoś był kiedyś. w twoim przypadku m8385 wygląda to tak, że sama dajesz sobie siłę do walki, nakręcasz się na każdy następny dzień i to Cię ratuje przed totalnym załamaniem. to jest pozytywne :smile: piszesz, że chciałabyś miec kogoś koło siebie, taką dobrą duszę do pomocy, ale moim zdaniem, potrzebni Ci zwykli życzliwi ludzie. bo sama masz w sobie wiarę w lepsze lata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

piszesz, że chciałabyś miec kogoś koło siebie, taką dobrą duszę do pomocy, ale moim zdaniem, potrzebni Ci zwykli życzliwi ludzie. bo sama masz w sobie wiarę w lepsze lata.

Masz racje cytrynkaaa88, ale ja mam mnóstwo życzliwych mi ludzi, mam trzy wspaniałe przyjaciółki, na które zawsze mogę liczyć, ale jeśli o chorobe, czuje sie osamotniona w tym. Nieważne ile razy bym tłumaczyła jak się czuję, one i tak mnie nie rozumieją. Wiem, że mogę im się wygadać, wypłakać na ramieniu, ale czuje w tej całej sytuacji niedosyt. Może dlatego, że nie jestem w pełni szczera w stosunku do nich. Boję się czasami tego, że uzanają mnie za jakąś wariatkę, bo uczucia, które próbuje im opisać, uczucia, które towarzyszą mi na co dzień, są im obce i niezrozumiałe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może dlatego, że nie jestem w pełni szczera w stosunku do nich. Boję się czasami tego, że uzanają mnie za jakąś wariatkę, bo uczucia, które próbuje im opisać, uczucia, które towarzyszą mi na co dzień, są im obce i niezrozumiałe.

tak jak sama napisałaś... nie jesteś w pełni szczera wobec nich, bo zdajesz sobie sprawę, że normalnie funkcjonujący emocjonalnie ludzie nie zrozumieją twoich emocji, które towarzyszą Ci co dnia. tak więc nie możesz w pełni poczuć się przy swoich przyjaciółkach "spełniona" w rozmowach. dlatego zostaje ten margines samotności.

 

i tak zazdroszczę Ci, że masz aż trzy prawdziwe przyjaciółki. ja nie mam żadnej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam wszystkich,

tez mam podobnie, nachodza mnie czarne mysli, poczucie bezsensu istnienia, jakies takie mysli w stylu 'nawet jak chce zyc to i tak nie ma po co sie wysilac bo w koncu umrzemy'. Ja to nazywam 'dolkiem egzystencjalnym' i mysle ze ma to zwiazek z depresja ktora przechodzilam,a ktora powiedzmy ze juz wyleczylam. Pracuje, mam znajomych, jestem zdrowa fizycznie, mam kochanych rodzicow i dobrego chlopaka czyli mam wszystko co normalna osobe uczyniloby szczesliwa a ja jakos we wszystkim widze bezsens. To sie chyba nazywa anhedonia? tzn niemoznosc cieszenia sie niczym. Dodam ze jest to uczucie przemijajace, potrafie zapomniec o smutkach i cieszyc sie zyciem np przez 3 miesiace, a pozniej nagle to powraca i trwa, tydzien, dwa... w koncu jednak przemija - i to dla tych momentow wlasnie staram sie zyc. Bo wiem ze jak dotad to przemijalo po jakis czasie. Mialam mysli samobojcze. Mysli te skupialy sie raczej na takim zalozeniu ze jest przeciez tyle cudownych rzeczy na tym swiecie ktore mozna robic, tyle pieknych miejsc, przyszlosc moze byc piekna - a mnie tak jakos to wszystko obojetne jest. jezeli nie jestem w stanie niczym sie cieszyc to po co w ogole zyc, nie mam nic do stracenia. Przezywam ogromny lek kiedy takie mysli mnie nachodza. Mimo ze nie chcialabym tego to boje sie ze ktoregos dnia odbiore sobie zycie. Dodam ze w tej chwili nie jestem juz w stanie ciezkiej depresji, wiec nie wiem skad te mysli. Czy osoba nie bedaca w depresji moze takie mysli miec? wszystko to dziwne.... trzymam za nas kciuki w oczekiwaniu na lepsze dni. pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnoszę wrażenie, że w przypadku osób z określonymi zaburzeniami emocjonalnymi, lub pewnymi typami osobowości, myśli samobójcze to w pewnym sensie standard i o ile nie przybierają one charakteru szczególnie natarczywych, nie powinniśmy przesadnie niepokoić się ich obecnością... Zazwyczaj istnieje dosyć wyraźna granica pomiędzy samymi tylko przemyśleniami na ten temat, a podjęciem konkretnych działań mających na celu ich sfinalizowanie. Oczywiście, aby ją przekroczyć, czasami wystarczy niewielki z pozoru bodziec, ale przypuszczam, że większość osób mających za sobą nieudane próby samobójcze i posiadających niezachwianą niczym zdolność wyciągania wniosków z własnych poczynań z czasem zdaje sobie sprawę, że nie jest to właściwa droga. Idealne rozwiązania w tym wypadku nie istnieją, a liczne przykłady, o których dowiadujemy się za pośrednictwem mediów dają nam często zupełnie błędne wyobrażenia dotyczące tej kwestii. Jeśli chodzi o moje osobiste doświadczenia, wraz z upływem lat problem wydaje się ustępować samoistnie i pomimo, że nie brak w moim życiu sytuacji kryzysowych mam też pełną świadomość, że kombinując w tym kierunku próbuję jedynie oszukiwać samego siebie bo niczego tak naprawdę zdziałać nie zamierzam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×