Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia depresyjno-lękowe - nie widzę dla siebie przyszłości.


gieka

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Nie chcę się rozpisywać nie wiadomo jak długo, więc napiszę tylko o konkretach. Leczę się już od kilku dobrych lat na zaburzenia depresyjno-lękowe i końca nie widać.

Pierwsze objawy nerwicy lękowej miałam na studiach magisterskich. Naprawdę silne, uczucie jakbym nie mogła nic przełknąć, jakbym miała zaraz zwymiotować, pocenie się, niepokój, bezwładne ręce. Do tego doszła mała depresja. Mimo, że nic wyjątkowo strasznego się nie wydarzyło w moim życiu. Wtedy zaczęła się moja przygoda z psychiatrą. Dostałam Seronil w jakiejś małej dawce, z czasem objawy puściły. Niestety po pewnym czasie pojawiły się objawy ze strony nerwicy lękowej - pierwsza praca, potem kolejna. Bez depresji. Przez długi czas brałam Dutilox 120 mg, do tego na spanie Trittico 150 mg i Ketrel 25 mg.  Przez długi czas jakoś dawałam radę funkcjonować, chociaż nie było idealnie i chyba nigdy nie będzie. Po zwolnieniu z 3 pracy z kolei, załamałam się. Zbiegło się to czasem, gdy psychiatra zmienił mi Dutilox na Wenlafaksynę, niestety czasem miałam po niej skutki uboczne i szybko ją odstawilam (niestety z dnia na dzień, wiem że to źle) i było to straszne zejście... Wtedy postanowiłam odstawić leki, bo czułam się na tyle dobrze, że stwierdziłam że mam już tego wszystkiego dość i odstawiam. Nie było tak źle u mnie. Niestety nie wiedziałam że wtedy też wywalą mnie z pracy. Na początku było nieźle, potem wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Ciągły strach, lęk, drżenie rąk, straszne bicie serca, uczucia obezwładniające.. Nie byłam totalnie w stanie nic zrobić.. Potem na nowo zaczęlam brać leki, aktualnie Dutilox 90, Trittico 150, Fluanxol 0,5 mg, Pregabalina 1/2, potem cała 75 mg.. Po pewnym czasie troche się uspokoiłam, ale nie mam w ogóle energii, ciągle jestem zmęczona, nie mam motywacji cokolwiek robić.. Mam wysoki puls, boję się ponownie iść do pracy, boję się ludzi. Myślę że nie poradzę sobie bez rodziców, nie wiem co zrobię gdy ich zabraknie. Uważam, że moje życie to jakiś żart i gdybym miała wybór to wolałabym nie żyć..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ach... jakbym czytała o sobie. Z jednym mam odwrotnie - to ja uciekam z każdej pracy. Tak na wszelki wypadek. Przeraża mnie myśl, że mogę zostać zwolniona. Boję się tego, choć raczej rzadko były ku temu powody. 

Raz mnie wyrzucili. Przepłaciłam ogromnym załamaniem i głębokim epizodem. Powód? Boję się ludzi, więc elegancko wpadłam w rolę ofiary. Praca przez te nerwy traciła i tak oto był niby powód, choć na tym poziomie wiele korporacji z durnymi zasadami ma inne metody... cóż. 

 

1 godzinę temu, gieka napisał(a):

Mimo, że nic wyjątkowo strasznego się nie wydarzyło w moim życiu. 

 

Na pewno? Nie zawsze to musi być ogromny wstrząs. Ludziom włącza się hamulec "bezpieczeństwa", kiedy czują że nadchodzi etap ich przerażający. Piszesz, że to zaczęło na studiach i piszesz, że boisz się ludzi. Dla mnie to się składa - studia najczęściej zwiastują usamodzielnienie się, konieczność wyjścia do ludzi i przetrwania. Trzeba się utrzymać tak ekonomicznie, a jak to zrobić, kiedy boisz się ludzi? Jak odnaleźć się w miejscu pracy? Może świadome to nie było, ale podświadomości nie doceniamy. Oczywiście ja tu nie twierdzę, że tak było na pewno, ale to się jakoś skleja. 

Depresja to choroba, ale też komunikat. 

 

Bliskie mi co piszesz, bo ja też się od kilku miesięcy zastanawiam czy to się kiedyś skończy? Może nie całkiem, wiem. Ale czy skończy się na tyle, bym mogła przestać czuć się w życiu jak nad przepaścią, na polu minowym a trochę się nim cieszyć, go doświadczać i je eksplorować? Ostatnio mam wątpliwości. Ciężarówki leków, lata terapii a ostatnio doszłam do wniosku, że niby sporo zmieniłam, ale ten kluczowy problem, który mnie blokuje ciągle nie jest rozbrojony. 

 

Zaczęłam się zastanawiać czy jest w ogóle na to szansa. Czy ja mam na to jeszcze siłę. Bo w ostatnich miesiącach czuję się wykończona i zrezygnowana, ale tak inaczej niż zazwyczaj. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie zostawić tego i może przestać się szarpać? 

Jednak z drugiej strony wiem, że będzie mnie to frustrować... dlaczego, to może już nie będę się rozpisywać. 

 

1 godzinę temu, gieka napisał(a):

Myślę że nie poradzę sobie bez rodziców, nie wiem co zrobię gdy ich zabraknie. Uważam, że moje życie to jakiś żart i gdybym miała wybór to wolałabym nie żyć..

 

Przytulam zdalnie. 🌸 🙁 

Dobrze, że bierzesz leki, a próbowałaś terapii?

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Wiem co przechodzisz. Czytając to miałam wrażenie jakbym ja to pisała. Leczę się przeszło 20 lat z przerwami. A w sumie nerwicę mam od dziecka. Też przechodziłam różne etapy. Odstawiałam leki bo przecież po co mi one skoro ciągle byłam nie do życia. Niestety wszystko wracało z podwójną mocą przez co leczenie na nowo było męczarnią. Raczej cię to nie pocieszy ale ja też nie mam sił na nic, najchętniej to bym z łóżka nie wychodziła. Niby chce wyjść, zrobić coś koło domu czy w domu, wyjść gdzieś do ludzi ale jednocześnie najlepiej przykryła bym się kołdra i nie ruszała nigdzie. Mam na tyle kiepsko że mam dzieci i nie za bardzo mogę liczyć na pomoc od innych. Widzę że nie robię tego co powinna robić normalna matka, mam wrażenie że robię im krzywdę bo patrzą na taką matkę jak ja, która ledwo wstaje z łóżka by coś zrobić. Ale tak naprawdę to tylko one jeszcze mnie trzymają przy życiu, bez nich już dawno by mnie nie było. 

Lekarz mi powiedział że najlepiej u mnie będzie jeśli nie będę już odstawiać leków, że najlepiej brać je do końca życia, bo każdy następny nawrót choroby będzie mocniejszy i wtedy ciężej jest go leczyć. Nie wiem dlaczego tak bardzo dostajemy od życia po tyłku, nie wiem dlaczego nie możemy żyć normalnie ciesząc się życiem a nie wegetując. Pewnie znajdą się osoby które powiedzą "ale ty tylko masz nerwicę czy depresję, inni mają gorzej", być może tak. Wiem że ludzie mają ciężkie choroby i cierpią, ale my też cierpimy. Też nie raz myślałam ba myślę że było by lepiej wylogować się z życia, ale boje się. Z jednej strony człowiek myśli że skończy się jego cierpienie, ale z drugiej strony zapala się lampka że zacznie się cierpienie innych osób które mnie kochają. 

Nie wiem co mam ci napisać, bo wiem jak ci ciężko ale nie poddawaj się. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.09.2023 o 00:12, gieka napisał(a):

Potem na nowo zaczęlam brać leki, aktualnie Dutilox 90, Trittico 150, Fluanxol 0,5 mg, Pregabalina 1/2, potem cała 75 mg.. Po pewnym czasie troche się uspokoiłam, ale nie mam w ogóle energii, ciągle jestem zmęczona, nie mam motywacji cokolwiek robić.. Mam wysoki puls, boję się ponownie iść do pracy, boję się ludzi. Myślę że nie poradzę sobie bez rodziców, nie wiem co zrobię gdy ich zabraknie. Uważam, że moje życie to jakiś żart i gdybym miała wybór to wolałabym nie żyć..

 

Nie chciało mi się czytać całości, ponieważ ostatnio mam za dużo na głowie, by zagłębiać się bardziej w problemy innych, ale mogę się odnieść do tej części, którą zaznaczyłem 🙂

 

Leki, które bierzesz są mocnym zestawem antydepresyjnym i antylękowym. Sam biorę Fluanxol i ten lek bardzo mi pomaga na motywację. Dziwne, że Ci nie pomaga, no ale każdy inaczej reaguje na lek. Chyba, że bierzesz je zbyt krótko i jeszcze się nie rozkręciły. To już do ustalenia z lekarzem. Są leki na aktywizację.

 

Też co do rodziców, mam bardzo podobne odczucia. Mam 25 lat, nie mam już mamy i ukochanej babci, zmarły. Te osoby były dla mnie bardzo dużym wsparciem. Został mi w zasadzie tata, który jest panem swojej firmy i ma przez to sporo na głowie, zarabia też na mnie jeszcze i nie ma czasu mnie wspierać emocjonalnie, co jest dla mnie absolutnie zrozumiałe przy takiej ilości zobowiązań. Reszta rodziny to już zupełnie inna bajka, nie dla mnie po prostu. Mam bardzo mało znajomych, głównie poznanych w Internecie, w tym jednego z tym samym zaburzeniem psychicznym, dużo rozmawiamy, wspieramy się wzajemnie, bo mamy podobną wizję siebie i świata. Chciałbym też mieć chłopaka (tak, jestem homo), którego się bardzo staram znaleźć. Chodzę też na terapię nerwic, która mega mi pomaga, dużo we mnie zmieniła, w życiu bym nie podejrzewał, że takie zmiany we mnie zajdą, leki też mi super pomagają. Mam też dobrą, spokojną i kulturalną pracę w laboratorium medycznym jako pomoc techniczna. Planuję też poprawić maturę, przygotować się do niej przez cały następny rok, by spróbować pójść na kierunek medyczny, o którym marzę od dziecka. Nie no, trochę już zbudowałem, ale ciągle obawiam się samotności. Czegoś mi ciągle brakuje w tych kontaktach. Bo też przez swoje zaburzenie psychiczne boję się wchodzić w bardziej zażyłe relacje, ten lęk jest cholernie ciężki do pokonania, a bardzo pragnę kochać. No cóż, każdy ma jakieś ograniczenia...

 

Tak chciałem się podzielić troszkę swoją historią 🙂 Chcę Ci przez to powiedzieć, że leki i terapia potrafią zdziałać cuda, tylko grunt, żeby nigdy nie zabrakło sił do rozbudowywania swojego życia, bo bez tego jest mega ciężko, wiem coś o tym. Leki potrafią dodawać sił do pracy nad sobą nie tylko na terapii 🙂

 

Trzymaj się! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×