Skocz do zawartości
Nerwica.com

Niechęć do studiowania


Silky

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem dwudziestoletnią dziewczyną. Od wielu lat cierpię na depresję i nerwicę, lecz leczenie u psychiatry rozpoczęłam dopiero po ukończeniu 18 roku życia. Aktualnie męczę się na drugim roku studiów i o tym właśnie będzie ten wątek. W liceum uczyłam się w klasie biologiczno-chemicznej, lecz trafiłam do niej całkiem przypadkiem, gdyż nie wiedziałam, co chcę w życiu robić. Biologia nigdy nie była moją mocną stroną, lecz przez ambicje mamy wciąż myślałam o studiowaniu farmacji w niedalekiej przyszłości. Niestety nauka rozszerzonych przedmiotów nie sprawiła mi frajdy, a w drugim semestrze trzeciej klasy było już za późno, aby przygotować się do matury z totalnie innych przedmiotów. Otóż wtedy właśnie odkryłam swoje prawdziwe pasje, którymi okazały się języki. Znalazłam także studia, które byłyby spełnieniem moich marzeń, lecz ze względu na brak odpowiedniego przygotowania do matury nie udało mi się na nie dostać. Trafiłam natomiast na jeden z medycznych kierunków, mając nadzieję, że może mi się spodoba. Cóż, zajęcia niezbyt mnie interesowały, a ćwiczenia praktyczne wykańczały. Pod koniec semestru miałam ogromne załamanie nerwowe, przeogromnie bałam się sesji, którą ostatecznie zdałam. Drugi semestr udało mi się zaliczyć, choć ledwo, bo kompletnie nie chciało mi się przerabiać zagadnień, które w żadnym stopniu nie pokrywały się z moimi zainteresowaniami. Przyszedł drugi rok i zaczął się przedmiot, który okazał się być pogromem dla studentów - biochemia. Wymagania wzięte z kosmosu, zmniejszono nam liczbę możliwości popraw kolokwiów w stosunku do poprzedniego rocznika. Pominę już, jakim postrachem okazała się być wieść, ile osób z zeszłego roku odpadło przez biochemię, a ile otrzymało warunek. Informacje okazały się być prawdą. Oblałam wszystkie kolokwia z tego przedmiotu i już nie mam siły do niczego. Do końca miesiąca powinnam napisać pięć popraw, z czego jednej już nie zdałam, choć uczyłam się szczegółowo i długo. Podczas przerwy świątecznej nawet nie tknęłam notatek z tego przedmiotu, a powinnam była. Nie potrafię. Z dnia na dzień co raz bardziej nienawidzę studiów, które wybrałam i brakuje mi motywacji. Niestety nie mam wsparcia w domu, mama słysząc o moim załamaniu nerwowym, wydarła się na mnie, że nie będzie wysłuchiwać histerii i jak tak dalej pójdzie to będę nikim. Wykańczam się psychicznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak czujesz od zawsze ,ze biologia i chemia to nie twoja bajka to sobie daruj bo bedziesz całe zycie nieszczęsliwa. Zrób sobie rok przerwy, poswiec go na nauke mocna jezyka i idx na język.Jak rodzice robia trudnosci to zalicz ten rok i nastepny juz zlej tylko poswiec czas na jezyki sesje zimowa zalicz jako tako, moesz miec warunek nawet i za rok idź na jakis jezyk , z tych sie wypisz i postwa rodziców przed faktem dokonanym. podra sie troche i im przejdzie a ty bedziesz zadowolona, tylko dobrze sie zastanow czy na pewno tego chesz zeby nie wyszło po pół roku ,ze czytasz teksty np. w staroangielskim z 12 w. jak miała moja koleżanka na anglistyce o jakis pasterzach pasajacych owce i płakała ,ze po co ona ma to czytac o jakis pastuchach jak mówiła i ze bez sensu. Na kazdym kierunku masz przedmioty koszace gdzie leci duzo osób i jak myslisz ,ze bedzie łątwo na dobrej uczelni to sie mylisz, pokuć trzeba. Chyba ze pójdziesz na ajks prywatna albo jakis koledz miejski wtedy bedzie łatwiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem Ci tak. Ja mam lat 28 i też nie wiem co chcę robić w życiu. Swego czasu mnie to przerażało, ale teraz już mam inne podejście. Po prostu uznałam, że wszystkie zwroty w życiu (typu "przebranżawianie się itd) tak na prawdę nie są niczym szczególnym. To że co jakiś czas czujesz, że chcesz zacząć robić coś innego to jest zupełnie normalne. Ja sama najpierw poszłam do klasy językowej. Potem wylądowałam na socjologii. Skończyłam licencjat, ale stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie i potem przez rok pracowałam jako opiekunka do dziecka. Spodobała mi się pedagogika i dlatego poszłam na studia drugiego stopnia właśnie na ten kierunek. W międzyczasie nauczyłam się takiego podejścia, Że studia i praca to tak na prawdę tylko dodatek do życia i potraktowałam sprawę jak przygodę (urozmaicając sobie też życie poza studiami, co niezmiernie oburzało inne osoby, mimo, że było jak najbardziej w granicach moralności - niestety ludzie popełniają ten błąd, że żyją żeby pracować, a nie pracują żeby żyć). Pomimo robienia setki rzeczy poza studiami (a może właśnie dlatego, że nie zrezygnowałam z całej reszty życia) teksty chłonęłam z przyjemnością i miałam całkiem dobre oceny. Na prawdę bardzo miło wspominam ten okres i nie żałuję go, pomimo,że... popracowałam w dwóch przedszkolach, łącznie kilka miesięcy, i tak się zraziłam, że nigdy więcej takiej pracy. Po prostu przestałam podchodzić do zmian w życiu jako do katastrofy:). Wydaje mi się, że na tym między innymi polega rozwój. A rozwój ma chyba to do siebie, że nie może się odbywać na siłę, a na pewno nie poprzez załamanie nerwowe. Bo inaczej będziesz żałować straconego czasu i "zezgredziejesz":). Po prostu próbuj, zmieniaj zdanie i potraktuj to jako normalną rzecz:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×