Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wątek dla kobiet w ciąży lub dla planujących ciążę


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Witaj,ja również mam duuuże dzieci,ale byłam już chora jak były całkiem malutkie.I wiesz,wydaje mi się,że dzieci przyjmują nas takimi jacy jesteśmy.Nawet nasze dziwne zachowania.Najważniejsze żebyś nie żałowała im okazywania miłości,a wszystko bedzie dobrze :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś stworzyłam podobny temat w "Nerwicy lękowej".. Moje dziecko miało (ma..?) objawy psychosomatyczne. Niby był malutki kiedy chorowałam i nie powinien pamietać,ale psychika ma swoje prawa. Dziecko genetycznie dziedziczy cechy charakteru rodziców (np.wrażliwość,nerwowość).Nie mamy na to wpływu..Kiedy matka (lub ojciec) nie potrafi w pełni zapanować nad wszystkimi swoimi reakcjami,dziecko na tym cierpi. Ziarnko pada na podatny grunt. Nie ma znaczenia, czy dziecko nas akceptuje takimi jakimi jesteśmy..Oczywistym jest,ze kocha nas ślepo i bezgranicznie. My tez kochamy.. Nie ma sensu obwinianie się za ewentualne dolegliwości potomka (nad tym pracuję...),ważne by starać się nie stwarzać napiętych sytuacji w życiu codziennym. To wnioski z naszych wspólnych wizyt w poradni psychologicznej i u psychiatry..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzieki za wasze listy, bo przyznam ze oprocz moich problemow z sama soba, druga trauma w moim zyciu jest obserwacja mich corek. Utwierdza mnie ona w przekonaniu, ze maja w sobie to samo, a moze nawet i wiecej (moj maz tez z typu cholerykow i nadwrazliwcow), przeraza mnie fakt ze brna w tym same chore sciezki myslowe, ktore ja wybieralam, boja sie tak samo, jak ja sie balam i bala sie moja mama...nie wiem jak o tym wszystkim myslec, jak tym wszystkim kierowac, a niestety ich bol, jest moim bolem i jak bym chciala bardzo nie umiem sie od tego uwolnic

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Muszla,ja wiem z doświadczenia,że dzieci odbierają jak "sejsmograf"wszelkie nastroje i atmosferę w domu.I wasze zachowania przyjmują jako swoje.Jesteście dla nich wzorcem.Dopóki są małe nie mają innych wzorców,więc opierają się na tych dostępnych.Na przykład-z rodziny patologicznej tylko w wyjątkowych sytuacjach wychodzi normalne dziecko(tylko nie bierz tego do siebie,to tylko obrazowy przykład).Dlatego wszystko zależy od was.I nie mów mi,że to niewykonalne,bo wiem również z doświadczenia,że wykonalne.Trzeba tylko naprawdę chcieć.Jeśli chcesz mieć zdrowe i radosne dzieci,musisz zrobic wszystko żeby atmosfera w domu i relacje z dziećmi były zdrowe i radosne.Jeśli dzieci ciagle widzą cię smutna,zatroskaną a męża zdenerwowanego-nie oczekuj,że będą radosne i pełne życia.Nerwica jest właśnie w taki sposób zaraźliwa i najgroźniejsza dla dzieci.Nie dopuść do tego żeby ich przyszłość wyglądała podobnie do twojej.Zaręczam ci,że potrafisz.Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurcze, caly czas nie moge sie pozbierac z nowa swiadomoscia swojej osboby tzn. z tym co mam i mialam od lat ale nie wiedzialm ze to sie nazywa depresja i nerwica lekowa, tak naprawde ucze sie zyc prawie od nowa bo to zburzylo moj porzadek swiata,

 

staram sie byc wzorem, ale to w tej sytuacji jet trudne,

pomaga mi psychoterapeuta, madra kobieta, tez mama,

 

aha no i jak powiedziec 11latce,ze swiat nie jest wcale straszny tylko ona sie go boi, bo co???jest chora?, na razie jej mowie ze jest wrazliwa, poki co starcza...ale serce mi peka w srodku

 

a temat rzeka...

 

czy naprawde wierzycie ze mozna umiejetnie zyjac ochronic dzieci przed ich nadwrazliwoscia, skoro one sie takie urodzily???

 

[ Dodano: Czw Lut 01, 2007 8:21 pm ]

rozo, czy ty piszesz z pozycji osoby dotknietej depresja??? nie wiem , ale jakbym slyszala moja pania psychoterapeute?

wdrozylas to w zycie, czy ty tylko tak teoretycznie, bo ja teoretycznie juz wiele wiem, ale mam problemy zeby zastosowac te rady w zyciu, byc moze jestem dotknieta ta przypadloscia bardziej, no nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...rozo, czy ty piszesz z pozycji osoby dotknietej depresja??? nie wiem , ale jakbym slyszala moja pania psychoterapeute?

 

:D O rety,co doświadczenie w chorobie może z człowieka zrobić.Muszelko,nie mam pojęcia o psychologii i nawet się tym nie interesuje.To wszystko niestety smutne wieloletnie doświadczenie.

Ja niestety za późno zauważyłam,że przenoszę swoje lęki i inne paranoje na mojego starszego syna(wiadomo,młoda matka,nerwica,depresja,bardzo trudne warunki,mąż w wojsku przez dwa lata,brak oparcia w rodzinie).Ale gdy to zrozumialam,walnęłam pięścią w stół i powiedziałam sobie,że tak dalej być nie może.Ja to pikuś,ale dzieci nie wolno mi krzywić emocjonalnie,bez względu na moje koszty.I w największej depresji na siłę śmiałam się,wymyslałam dzikie zabawy,niesamowite wycieczki i wypady,opowiadałam bajki,tuliłam,wysłuchiwałam itd.Wszystko co powinna robić normalna matka.Zauważyłam też u siebie rzecz straszną.Ponieważ ja unikałam ludzi,rzadko przesiadywaliśmy z synem w piaskownicy,prowadzałam go jakimiś bezdrożami byle się nie natknąć na ludzi-wynik-on też ma fobię społeczną.Bez przerwy go straszyłam-uważaj bo sie przewrócisz,bo coś tam.Stuknęłam się w łeb-kobieto co ty wyprawiasz?Zaczęłam wychodzić do ludzi,zapraszać znajomych,pozwalać mu na zdobywanie doświadczeń nawet kosztem guzów czy zwichniętej nogi.Ale i tak nie wszystko udało mi się naprawić.Wiele udało mi się jeszcze zepsuć.Jednak jak pomyślę sobie,że gdybym się nie wzięła za walkę to strach pomyśleć jakie byłyby teraz moje dzieci.Mój syn ma średnio nasilona depresję i fobię społeczną,również stany lękowe.I mogę sobie śmiało napluć w brodę za to,że tak jest :( I nigdy sobie tego nie wybaczę.

Muszelko-śmiech to wspaniałe lekarstwo.Nie dołuj się tak chorobą,jest to jest,kit jej w ucho.Naucz się śmiać,wyszukiwać w największych bzdetach-powodu do uśmiechu.Dzieci też to przejmą i na pewno będzie lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozo to co mowisz o wspanialych relacjach z dziecmi , o atmosferze szczesliwej i radosnej, chodzi o to ze wiem o tym doskonale , zeby dzieci byly szczesliwe, to trzeba im ten szczesliwy i beztroski swiat pokazac, a ja niepotrafie. moj trzyletni syn.... jekby tu okreslic, ujme tak: wspaniale by sie nadawal do programu "superniania". starszy , osmioletni, spokojny, rozwazny a nawet zbyt leniwy...., mnie jest naprawde ciezko ze wspanialym, usmiechem od ucha do ucha, paradowac przed wszystkimi, niepotrafie byc az tak falszywa wedlug swoich odczuc. wierz mi moj mlodszy syn potrafi skutecznie wyprowadzic z rownowagi, nawet znajomi ktorzy juz coraz zadziej zreszta do nas zagladaja, nieposiedza dluzej niz gora 2 godz, a o wyjsciu gdzies nawet niemarze, wiem ze tylko bym sie najadla nerwow i co poniekad i wstydu. mozesz sobie pomyslec o mnie ze jestem wyrodna matk,a kocham moje dzieci ponad wszystko oddalabym za nie zycie, ale nerwica, niepozwala mi na normalne zycie. nieraz , tak jak nawet dzisiaj, kiedy wreszcie mlodszy syn juz spi, jestem tak zmeczona i wyczerpana, ze jedyne o czym marze to uciec gdzies na koniec swiata , na bezludna wyspe, gdzie zaznalabym chodz o odrobine spokoju. nielatwo unikac stresu, i leczyc sie kiedy dziecko lazi po meblach, tlucze i niszczy wszystko co mu popadnie, jest agresywne, nie da soba pokierowac krzyczy, nieznosząc sprzeciwu.. moznaby wymieniac bez konca.do takiego dziecka trzeba miec cierpliwosc, i stalowe nerwy, a gdzie ich szukac u mnie? maz pracuje cale dnie, wiec niewiele moze pomoz, moja mama czasem wezmie mlodszego na jakis czas ,ale oddaje go wyczerpana psychicznie i fizycznie. niewiem, moze to moja wina, albo napewno moja, niepotrafie sobie z tym poradzic, lecze sie, biore leki i chodze na psychoterapie, ale czasem wszystko staje sie bez sensu i mam ochote z tym skonczyc, moze bezemnie moim dzieciom bedzie lepiej, juz sama niewiem.... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozo czy podczas tej walki bralas lekarstwa? pytam sie ciebie bo musze cos z tym zrobic, a na razie nic nie biore, bo podobniez nie jest tak zle..."normalnie pracuje" i na zewnatrz wszystko ok. ale unikam domu, i nie podjelam tej walki ktora ty podjelas, a musze ...tylko na razie zbieram sily...

 

do ostatniego postu: posluchaj, chyba pierwsz rzecza jaka musisz zrobic to synka zaakceptowac takim jakim jest, mnie tez jest ciezko, numery jakie robia mi moje corki sa nieziemskie, ale we mnie jest coraz mniej zlosci bo wiem ze to im podarowalam w genach, i coraz mniej krzycze a wiecej rozmamwiam, i jest latwiej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

muszelko to niejest tak ze ja go nieakceptuje, tylko niepotrafie sobie z nim poradzic, moze on to wyczuwa....moze wie ze jestem wariatka jestem zalamana a zwlaszcza dzisiaj mam okropny dzien.... pozdrawiam :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

boze mam to samo, wstyd mi palcze w srodku, kocham je nad zycie a wydaje mi sie ze je zawodze, nie znalazlam jeszcze stabilnosci w tym wszystkim, nie umie sobie radzic,

ale po to podjelam ten temat zeby sobie pomoc, i jutro juz sprobuje nad soba bardziej panowac,

temat trwa i trzba jakos sobie pomagac, dla mnie jest juz duzo ze wiem ze nie tylko ja walcze o siebie i o dzieciaki, dla ktorych jestem najwazniejsza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny,a czy zauważyłyście,jakie metody stosuje super niania?Toż to istna tresura,nauka odruchów.Ciało Liceum(he he fajny nick),spójrz na synka z innej strony.Tzn.nie podchodź do niego w stylu-boże jaka jestem zmęczona,nie dam rady,znów ten dzieciak mnie wykończy,a ja chcę odpocząć.On wyczuwa twoje zmęczenie i brak wiary we własne siły.Dlatego bierze sprawy w swoje ręce.Musisz ułożyć sobie konkretny plan dnia.O tej godz.to,o tej godz.tamto.A jak za bardzo podskakuje-system kar(np.siedzenie w kącie,stare jak świat).Przemęczysz sie przez kilka dni,ale dziecko zrozumie,że ty tu jesteś "przewodnikiem"a nie on.Wiem coś na ten temat,bo mój młodszy synek był bardzo żywiołowy.Wesołe,fajne dziecko,ale nie do opanowania.Zastosowałam wobec niego metodę tresury jaka stosuje się wobec małych piesków(i to działa :lol: )Wytyczyłam mu co mu wolno a co nie,ukierunkowałam go tym,bo dziecko bardzo tego potrzebuje i bezwzględnie przestrzegałam.Ale nie w formie krzyków i awantur,tylko spokojnie i konsekwentnie.Raz wyszło,pięć razy nie,ale w końcu zachowanie syna zaczęło mieć ręce i nogi.Nie zapominałam przy tym o chwilach zabawy takiej żeby mógł sie wyszaleć do woli.Nie łudźmy się to ciężka praca,trzeba wyrobić w sobie samej dużo samodyscypliny,ale efekty są zaskakujące.I najważniejsze-uzgodnijcie ten sposób postepowania z mężami-żeby nie było nieporozumień.Bo jeśli mama mówi-teraz idziemy jeść,a ojciec-oj daj mu się pobawić,to kicha,nic z tego nie wyjdzie.Trzymajcie się cieplutko i nie rezygnujcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jezu kochany, fajnie czytac takie posty, co iinego wdrozyc w zycie te rady... ja wiem ze to wszystko super rady, tylko ze ni uja nieumie tego zastosowac. moje dziecko ma takie chwile ze to aniolek slodziudki jak cukiereczek, za moment siedzi na szafie i smieje sie niezdając sobie sprawy z zagrozenia... eh opowiem wam jak spadl z lozka pietrowego... otoz moj starszy syn spi na gorze, wtedy moj mlodszy synus jakos niemiala zamiaru usnac, godzina po pierwszej a on niespi, siedzialam w pokoju, i czekalam (za rada superniani) az usnie. w koncu pomyslalam ze niewytrzymam dluzej oczy mi sie kleily, i zasypialam na siedzaco. zaproponowalam synkowi ze pojde sie umyc i przyjde zeby sie polozyc obok niego, poszlam do lazienki i nagle uslyszalam huk.....niewiem jak wyszlam z lazienki i dotarlam do pokoju synkow, gdy weszlam mlodszy wstawal wlasnie, otrzepal kolanai oznajmil : "mamusiu chyba juz pojde spac" po czym polozyl sie bez slowa, ja zdebialam , starszy wystraszony siedzial na lozku okazalo sie ze wlazl do niego , a n spal na brzuchu, po czym wziąl swoj mlotek ze swojego zestawu narzedzi dla dzieci i zaczal go walic po glowie, starszy chcial sie przekrecic i go tym sposobem zrzucil. bylam w szoku chcialam wzywac pogotowie w koncu to wysoko, postawilam synka kazalam mu sie przejsc obejzalam dokladnie ani sinca, ani zadrapania, ale i tak wezwalam karetke zeby wykluczyc jakies wylewy wewnetrzne czy cos takiego ale nic mu niewykryli. eh caly tydzien mialam z glowy, ile wypilam butelek waleriany, niewiem niespuszczalam go z oczu, ale mimo tego moj syn gdy tylko nikt niewidzi i tak wlazi na pietro mimo moich zakazow, eh. kochani ja mysle ze "zdrowym " mamom jest chyba latwiej, tak mi sie wydaje, ale dziekuje wam za rady, jestescie kochani, oczywiscie podejme to wyzwanie i sprubuje skozystac z waszych jakze cennych dla mnie rad, pozdrawiam was serdecznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja psycholog u ktorej bylam wczoraj otworzyla mi oczy na pewną sprawe. otoz pwoiedziala ze nie bez znaczenia jest dla mnie moje dziecinstwo. zawsze myslalam ze mialam je w miare udane. roslam w poczuciu ze jestem bardzo kochana, rodzice o mnie dbali, niebyli alkoholikami niebili mnie itp. ale uswiadomila mi bardzo wazna rzecz. otoz okazalo sie ze moja hipohondria, bo na to tez cierpie, mogla wyniknac z tego ze moja mama bez przerwy na cos chorowala. to znaczy to niebyly jakies powazne choroby ale ciagle cos jej doskwieralo. ciągle cos bolalo, a to plecy a to nogi a to serce, i wiele innych. i rzeczywiscie jak sobie przypomne to w naszym domu, ciagly bol czegos byl na porzadku dziennym. niebezznaczenia jest to ze pochodze ze wsi, wiec harowa od rana do wieczora i moja mama miala prawo do tego zeby sie czuc wiecznie zmeczonai jednoczesnie wiecznie zharowana. ja ciągle sie mama zamartwialam, jako dziecko czesto bylam chetna ja wyreczac w czym tylko moglam, i zresztą do dzisiejszego dnia obraz moich naprawde wspanialych rodzicow mam takich , ze są to przedewszystkim zmeczeni i schorowani ludzie. i wlasnie z tąd moglo sie rozwinąc u mnie to ciągle poszukiwanie chorob, bo w takim otoczeniu wyroslam, po prostu podswiadomosc "kazala" mi tak myslec ze bez chorob i bolu , to zycie niejest normalne. teraz boje sie o wlasne dzieci, niechce zeby one tez mialy takie problemy, wiec postanowilam, ze bede sie starac niebiadolic i oszczedzic im tego wysluchiwania, ze ciągle cos mi jest. to niebedzie latwe, ale z pomoca specjalisty mam nadzieje ze mi sie uda. pozdrawiam wszystkich serdecznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!!!

Od 10 lat borykam się z nerwicą i depresją.Bywało różnie, raz lepiej raz gorzej.Leczyłam się, poddawałam i tak na zmainę.

Teraz mam kochanego 4miesięcznego synka.Jak byłam w ciąży czułam sie rewelacyjnie i sądziłąm że jak urodzę to razem z syniem będe góry przenosić.

Miesiąc przed porodem wiedziałam już że będę miała cesarkę a nie musze dodawać co to znaczy dla osoby z nerwicą.

Miałam znieczulenie zewnątrzoponowe więc byłam całkowicie świadoma.Myślałam że umrę ale nie umarłam .Chęć poznania nowego człowieczka była silniejsza niż starch.

W szpitalu ciągle mnie kłuli.Na sali byłam sama Ale szczęśliwa bo dałam radę.Pokonałam nerwicę.Ja przerażona myszak która boi się swego cienia dała radę nerwicy.Nie mogłam się ruszyć ale trzymałam synka w objęciach

Cesarkę przeżyłam, ale nerwica i tym razem okazała się silniejsza niż ja.

Po powrocie do domu totalnie się załamałam.Pomimo że przeczytałm stos książek to i tak nie wiedziałam jak mam podejśc do mojego maleństwa.Nerwica znalazła sobie drogę.panicznie zaczełam się bać ze zrobię synkowi krzywdęprzy np. przy przebieraniu.Jak płakał nie wiedzialm co chce.A na dodatek zaczęły sie okropne kolki i całe godziny płaczu.

Wtrącający się rodzice którzy bardzo się zmienili i nie dawali mi spokoju.Zaczeli co płacz małego przybiegać do pokoju i mnie strofowac.Nasze stosunki zaczeły się pogarszać po raz kolejny urządzili mi piekło.

ch córeczka którą mieli pod kontrolą zaczeła bronić swego zdania i rodziny.

Ae dzięki temu wiem że nie chcę żyć z lękiem.Muszę iść na terapię by znów samodzielnie bez lęku funkconować i nie być zależna od innych.

Teraz mam cel.Pragnę by mój synek miał normalną mamę, a mąż normalną rodzinę.

Jak jest tu jakaś mama z lękami i chce porozmawiać to proszę napisz.

pozdrawiam.Karmen

 

karmen79@o2.pl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Karmen.

Doskonale znam to o czym piszesz. Tez mam synka -3,5 letniego i też w ciąży czułam się super ale po jakimś czasie nerwica wróciła. miałam codziennie ataki paniki, bałam się zostawać z nim sama w domu, itp. Od roku chodzę na terapię i czuję się rewelacyjnie w porównaniu z tamtym okresem. Nie mam lęków, co nie oznacza ze nie łapię dołów ale radzę sobie ze wszystkim, nie przejmuje się tak, mam więcej siły. Wprowadziłam sporo zmian w swoim życiu, przede wszystkim wyprowadziłam się od rodziców i bardzo ograniczyłam kontakty z nimi bo codziennie były awantury albo spięcia. Wiem też mniej więcej skąd wzieła sie nerwica, czego unikać.

Nie sądziłam że terapia tak mi pomoże. wczesniej byłam u paru psychologów ale to była porazka, brałam też leki przeciwdepresyjne ale działały w odwrotny sposób, tzn jeszcze bardziej nasilały lęki. Miałam szczęscie że trafiłam do wspaniałego terapeuty, wreszcie czuję ze żyję, mogę normalnie funkcjonować, zajmować się swoim synkiem i cieszyć się z wychowywania go, odbudowywać siebie.

Myśle, ze powinnaś poszukać terapeuty, któremu zaufasz i z którym dojdziesz do źródła swoich problemów no i je przerobisz. Łatwo nie jest ale na pewno warto. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wszystkiego dobrego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za słowa otuchy.

Właśnie jestem na etapie szukania terapeuty ale okazało sie że wcale nie jest to takie łatwe.Mieszkam w małym mieście i tutaj jest tylko jeden psycholog ale on nie podejmie się terapi.Szukam w większym mieście obok .Dzisiaj dzwoniłam ,terapeutka zawołał 80 zł :shock: , wysoko się ceni.Ale i tak narazie nie przyjmuje i skierowała mnie do swojego męża .Jak powiedziałam że wolę do kobiety i czy mogłaby mi kogoś polecić odpowiedziała że życzy powodzenia.HI HI

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

o dzidzie walczylismy 5 lat i w koncu się udalo, jestem w 8 tyg ciąży. przez nieplodnośc ip wpakowalam sie w depresję i lęki, dzieki lekom-seroxatowi udało mi się wrócić do normalności i odstawic leki, tak sie złożyło :) szczesliwie ze zaszłam w ciąże bedąc juz po odstawieniu lekow. Niestety od jakiegoś czasu czuję ze zaczyna to wracac, boje sie o dzidzię, ze mój stres może mu zaszkodzić, a z drugiej strony przeciez nie moge brac zadnych leków i kolo si zamyka. Poradzcie co robic, czy w ciąży można brac coś, np ziołowego chociaż?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam nerwice od dziecka z przerwami i niedawno urodzilam trzecie dziecko. Ciaza faktycznie zmienia tzn. pod wplywem hormonow nerwica milczy.ale niestety po urodzeniu zawsze po jakis 3 miesiacach mam powrot nerwicy taki solidny , ktory mija po okolo 6 miesiacach. ale wiem jedno warto miec dzieci, kochac je .Nawet za cene cięzkich czasami przezyć .

Mnie zastanawia tylko jedna rzecz bo akurat teraz po urodzeniu tzreciego dziecka moje ataki wszystkie wygladaja tak samo , nagle robie sie czerwona , palpitacje serca i cisnienie takie że az czuje je w calej glowie uszach coś okropnego .Czy ktoś ma tez takie akcje? oczywiscie jak sie uspokoje to wszytsko mija.kontrolowalam cisnienie w ciagu dnia i jest na poziomie 120/80 a w czasie ataku to nie mierzylam bo bym nie byla w stanie.

 

pozdrawiam :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dwoje dzieci :)

8-latek urodzony jeszcze "przed nerwicą" ;) potem była kolejna ciąża - niestety poronilam i w tym okresie nerwica zaczęła mi się baaaardzo dawać we znaki - jakiś czas brałam leki, potem trochę spokoju z okresowymi nawrotami i kolejna ciąża - i to był najspokoniejszy okres :) początek był trudny bo bałam się że znowu mogę stracić dziecko, całą ciążę brałam leki podtrzymujące ciążę ale psychicznie było bardzo ok.

Nerwica wróciła po ok roku od powrotu do pracy - a córka ma teraz 2,5 roku.

 

Miałam trudności z zajściem w ciążę i z donoszeniem ciąż - ale nie wiązałabym tego z nerwicą tylko innymi problemami fizycznymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Na nerwicę lękową choruje od 2001 roku.

Wszyscy tu wiedzą, jak to wygląda, więc nie będę się zbytnio rozpisywać.

Zaczęło się nagle i zmieniło całe moje życie.

Mam tego pecha, że to jedna z tych cięższych odmian, która bez leków, całkowicie eliminuje mnie z życia, a nawet na „prochach” ataki są czasem tak silne, że bez karetki się nie obywa.

 

Przyjmuję seroxat i xanax w dawce od 1 do 2 mg dziennie.

Nie pracuję, bo mimo wielu prób, choroba i tak wygrywała, a ja zmuszona byłam się zwalniać.

 

Ok. 3 tygodni temu, dowiedziałam się, że jestem w ciąży.

Obecnie jestem w 7 tygodniu.

Dopiero dwa tygodnie temu odstawiłam leki i zaczął się koszmar.

Nie potrafię ująć słowami, jak bardzo źle się czuję. Ataki paniki dopadają mnie nawet we śnie – gdy wreszcie jakoś uda mi się zasnąć. Jest tak źle, że nie mogę nawet wstać z łóżka.

Potworne, nie przemijające nawet na chwilę zawroty głowy.

Zaburzenia widzenia.

Bolą mnie nawet dźwięki – dziwne, ale możliwe. Każdy dźwięk sprawia mi ból.

Kołatanie serca.

Napady gorąca i ciągła podwyższona temp. 37,5

Drgawki, drżenie i sztywnienie kończyn.

Kłopoty z oddychaniem.

Światłowstręt.

Zaburzenia równowagi.

Świąd skóry

Oczywiście dodać trzeba wszelkie dolegliwości ciążowe z nieprzerwanymi nawet na chwilkę mdłościami.

….i już sama nie wiem co jeszcze.

Do tego dochodzą jeszcze kłopoty ze snem. Prawie nie sypiam. Jeśli już uda mi się zasnąć, budzę się co 30-50 min z atakiem lęku, a właściwie to on mnie wyrywa ze snu. Oczywiście pościel i piżamki można wykręcać, bo te kilkadziesiąt minut snu wystarczą, żebym obudziła się zlana potem.

Już nie mogę. Naprawdę nie mogę.

Myślę, że dopadła mnie jeszcze do tego jakaś gigantyczna depresja, bo wciąż płaczę i mam coraz to straszniejsze myśli, że chcę z tym wszystkim już skończyć.

 

Jestem sama, znaczy nie mam nikogo. „Tatuś” się zmył, a rodzina… szkoda mówić.

 

Mój psychiatra ma nadzieję, że wytrzymam. Teraz wyjechał.

Pytałam ginekologa, jaki wpływ na dziecko mogą mieć te wszystkie prochy, które brałam, nie wiedząc jeszcze, że jestem w ciąży. Ani on, ani psychiatra nie umieją na to odpowiedzieć. Oboje są zdania, że nie ma odpowiedniej literatury i badań, które odpowiedziały by na te pytania. Kazali wszystko odstawić i…. czekać.

 

Wiem, że to co powiem, wyda się straszne wszystkim mamom, ale nie poradzę nic na to co czuję, a że jestem z tym sama….

Po prostu już nie mogę.

Może gdybym nie była chora i tak strasznie się nie męczyła, było by inaczej, ale jest jak jest.

Płaczę, bo czuję się winna za to co czuję, ale już nie mogę tego znieść.

Gdy słyszę małe dzieci za oknem dostaję ataku paniki.

Wymiotuję, gdy widzę w TV reklamę z małymi dziećmi.

Koleżanka przysłała mi zdjęcia swojego nowo narodzonego dziecka, a ja na jego widok, zaczęłam się dusić.

Gdy kładę się spać i czuję, że mój brzuch się zaokrąglił (jestem bardzo szczupła i troszkę już widać), czuję jakby to nie było moja cześć ciała i nie mogę dotknąć własnego brzucha.

Widziałam USG i dostałam ataku. Nie chcę, żeby tak było.

Strasznie się boję !!!

W piątek miałam iść do ginekologa. Siedziałam na łóżku skulona i powtarzałam sobie jak mantrę, że dam radę, że tam dojdę.

Nie wiem ile tak siedziałam…udało mi się umyć i ubrać i to był chyba już szczyt tego co mogłam zrobić. Trzęsąc się w drgawkach padłam w przedpokoju i już nic więcej nie mogłam zrobić. Wiedziałam, że musze iść, ale nie byłam w stanie podnieść się z podłogi.

Nie miałam wyjścia. Wzięłam xanax, położyłam się i po pół godzinie wezwałam taxówkę.

To straszne.

Mój stan jest tak opłakany, że myślę o najgorszym, bo już nie wiem, jak mogę sobie pomóc i ……i po prostu tak bardzo się boję i chcę, żeby choć na jeden dzień, to wszystko się skończyło.

Żebym mogła otworzyć oczy i czuć się dobrze – normalnie.

 

Wiem, to co mówię, jest straszne….

Jak Wy ,mamy sobie z tym poradziłyście?

Czy są jakieś leki, które mogą mi pomóc?

Co ja mam robić?

Jeśli miałyście podobne doświadczenia, proszę poradźcie mi coś.

 

 

Ps. Przepraszam, ze pisze tak chaotycznie, ale patrzenie w monitor też łatwe nie jest, gdy wentylator tak głośno chodzi i ostre światło wpada do oczu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×