Skocz do zawartości
Nerwica.com

"Dostałam w twarz" od terapeuty. Czy słusznie czuję?


bez_tozsamosci

Rekomendowane odpowiedzi

Błagam Was o pomoc. Nie chodzi mi o rady. Chodzi o zwykłe podzielenie się Waszymi spostrzeżeniami na poniższy opis sytuacji. Bardzo tego potrzebuję...

Napisałam to na innym forum, gdzie wydawało mi się KAŻDY może dostać namiastkę wsparcia od osób nam nie znanych. Niestety wyświetlenia są ale słów brak. Jest to dla mnie bardzo ważne, dlatego proszę...spójrz na to ze swojej perspektywy i napisz mi jak to widzisz.

 

Jestem w terapii 2 lata. Mam ogromny problem z mówieniem. Zazwyczaj jest we mnie tyle emocji że nie mogę się odezwać, czasami uciekają mi myśli i nie wiem nawet jak się nazywam, czasami jest to zwykły strach a czasami panika nie pozwalająca mi się ruszyć z miejsca, nie mogę nawet uciec. Łatwiej mi się pisze co nie oznacza że czytanie i omawianie danej kwestii nie sprawi mi problemu. Sprawia ogromny ale przynajmniej nie zapominam własnych myśli. Mój terapeuta o tym wie i z początku widziałam że faktycznie stara się by było mi jak najbardziej lżej, łatwiej. To co napisałam czytał sam, pomagał mi czytać, uspokajał. Mam jego numer od początku. Wyraził zgodę na dzwonienie do niego w kryzysie, zachęcał mnie do tego. Skorzystałam raz i nigdy więcej. Głównie dlatego że nie umiałam wydukać tego co chciałabym powiedzieć, nie umiałam zebrać myśli i nawet nie pamiętam co mi wtedy powiedział więc tak na prawdę było to bez sensu. Na początku terapii pisałam do niego bardzo często między sesjami. W kryzysach bądź wtedy gdy chciałam wyjaśnić jakieś swoje iracjonalne zachowanie na sesji a z którym czułam się fatalnie "tłumaczyłam" pisząc i wysyłając do niego wiadomość. I wtedy spotykałam się raczej z pozytywnym odbiorem tego. Nie dał mi do zrozumienia że sobie tego nie życzy, wręcz wzmacniał mnie pisząc np. "cieszę się że napisałaś". Pisałam do terapeuty coraz rzadziej z biegiem czasu, coraz bardziej ufałam i starałam się mówić. dalej miałam pozwolenie na zadzwonienie w chwili kryzysu. Teraz piszę od dzwonu czyli wtedy kiedy czuję że jest źle ale nie potrafię zadzwonić z w/w powodów.

 

jestem teraz w dużym kryzysie. Miałam sesję w czwartek na którą szłam z nadzieją że powiem bo nie mam już sił. I znów się zblokowałam, dopadła mnie panika której nie umiem wyjaśnić. Na większość jego pytań odpowiadałam milczeniem a w środku krzyczałam żeby mi pomógł. Zna mnie od tej strony...przynajmniej powinien wiedzieć co się ze mną dzieje w takich momentach i jak do mnie dotrzeć... (właśnie zgubiłam wątek...nawet pisząc gubię myśli...bezpowrotnie) Sad

...normalnie sesja trwa 40-50 minut. zapytał czy chcę iść do domu. Nie odezwałam się bo nie mogłam nawet powiedzieć że nie. Po 20 minutach powiedział że nie będzie mnie dłużej męczyć i że mam iść do domu, wziąć tabletkę na wyciszenie i się położyć spać. Nie zgodziłam się bo wiedziałam że to mi przejdzie, to powiedział że jak dotrę do domu to mam do niego zadzwonić. Powiedział również że jak będzie bardzo źle to mam zadzwonić.Po przyjściu byłam roztrzęsiona, zła na siebie że znów mi się nie udało plus kupa myśli przez które jestem w kryzysie. Nie zadzwoniłam, nie chciałam żeby się martwił a po drugie w tym stanie znów byłaby cisza. Cisza przez telefon? No chyba nie bardzo. Ale obiecałam że dam znać, więc wysłałam sms-a. Podziękował.

Po paru godzinach walczenia ze sobą postanowiłam skorzystać z pomocy "telefon" w kryzysie czyli w moim wypadku wiadomość. Pomyślałam że jeśli napiszę to co siedzi we mnie dziś to łatwiej mi będzie to zacząć na kolejnej sesji, gdy terapeuta będzie już to wiedział. Bo akcje pt. "napiszę i przeczytam na sesji" u mnie się nie sprawdzają. Piszę, idę i nawet nie wyciągam tego z torebki. A wysłana wiadomość to już poszła, już nie ma odwrotu, trzeba się z tym zmierzyć. Jest to swego rodzaju motywacja/podpora do tego by zacząć to co się postanowiło w tych skrajnych emocjach, by nie uciec znów od szczerej rozmowy. Miałam takie poczucie że tym razem nie ucieknę od tematu bo zwyczajnie nie mam już sił uciekać, ale znam swoje ograniczenia i to że z emocjami nie wygram, więc czekanie do następnej sesji z tym co miałam powiedzieć na ostatniej skończyłoby się jak zwykle. Jednak miałam z drugiej strony głowy poczucie że jest piątek. On ma już weekend, czy mam prawo? Czy będzie zły? Nigdy nie był ale zapytam. No i zapytałam czy mogę napisać bo nie mogę tego wytrzymać i chcę by to (co się ze mną dzieje) się skończyło. Dostałam odpowiedź że mam to napisać na kartce i przyjść w poniedziałek. Miałam ochotę się pociąć, było to dla mnie odrzucenie, nie zrozumienie moich problemów które niby widzi od 2 lat. Nie skontrolowałam się i odpisałam mu że zapomniałam że na wsparcie od niego mogę liczyć tylko w godzinach i dniach w których mu płacą. To mi odpisał że chyba zapomniałam w jakich godzinach się spotykamy i to było dla mnie jak uderzenie w twarz. Poczułam się dokładnie tak jak wtedy kiedy mój ojciec zapraszał mnie do kontaktu, zapewniał że mam się nie bać a gdy szłam do niego to łamał mi ręce. To takie śmieszne że dzieci są naiwne, że można nimi kręcić jak się chce.

Odebrałam to jak coś na zasadzie spadaj, twój czas minął, w tej chwili dla mnie nie istniejesz, a że jesteś w fatalnym stanie emocjonalnym to twój problem. I ok. ja naprawdę rozumiem że terapeuci też ludzie, że mają swoje życie, swoje rodziny i prawo do odpoczynku, ale jeśli zajmuje się czyjąś psychiką czyli czymś najbardziej osobistym i kruchym to nie powinien być bardziej uważny w tym co i jak mówi? Nie piszę do niego 5 razy w tygodniu, w tej chwili raz na miesiąc jak nie rzadziej. Piszę gdy wiem że to nie wytrzyma do kolejnej sesji, piszę gdy muszę, gdy nie radzę sobie ze sobą, gdy mam więcej odwagi by przez szczerość pójść dalej. Oferował pomoc "Jak będzie bardzo źle to zadzwoń" pomijając już wielokrotnie powtarzany przeze mnie fakt o trudnościach w mówieniu nawet przez telefon i o jego wiedzy o tym to wychodzi na to że ludzie którzy dzwonią do niego w kryzysie mają prawo do wsparcia po godzinach a ja "zapominam w jakich godzinach się spotykamy".

 

Bardzo jest mi z tym źle...nie ukrywam. Człowiek któremu zaufałam, pokazałam się mnie odrzuca. Ja tak to odbieram. Nie miałam powiedziane że mam nie pisać. Skoro coś na początku było wręcz wzmacniane, potem akceptowane a teraz nagle z dnia na dzień przeszło w coś zakazanego to jak mam się z tym czuć? Czuję się oszukana bo na początku mojej terapii było zupełnie inaczej. Czułam że mam do czynienia z terapeutą z powołania, który dobiera swoją technikę pracy indywidualnie a nie jak przewiduje schemat. Nie miał problemu z tym że ja piszę a nie dzwonię bo wiedział że to mi pomaga a chodzi chyba o to by pomóc. A to sprawiło że powoli zaczynam mu ufać i nagle trach. Koniec ...człowieczeństwa. W całym tym moim bólu napisałam co o tym myślę i mu wysłałam. Chcę to wyjaśnić w poniedziałek bo jestem bliska odejścia z terapii a co za tym idzie skończenia z tym na zawsze. Z drugiej strony widzę też własne błędy. Zaufałam mu. Nie w takim sensie że opowiadam o sobie bo opowiadać mogę każdemu, zrelacjonuję Ci moje życie w szczegółach ale bez emocji. Zaufałam mu bo pokazałam siebie. Kilka razy zapłakałam przy nim, kilka razy pokazałam strach, smutek i inne emocje których nie umiem nawet nazwać. Widząc moje emocje widzisz mnie nagą. To takie obnażanie się emocjonalne. To dla mnie najwyższy wyraz zaufania.

 

Nie umiem już dalej tego opisać, a jest wiele co jeszcze siedzi w mojej głowie w związku z tą sytuacją. Może mi się uda przy waszych pytaniach, o ile w ogóle ktoś to przeczyta. Może uda mi się też osobiście z terapeutą choć na ten moment czuję że to będzie koniec gdy zanosiło się na prawdziwy początek.

 

Wiem że wiele rzeczy odbieram źle, wiem że źle czuję…zawsze tak było. Starałam się to opisać jak najlepiej. Chciałabym wiedzieć jak Wy byście to odebrali, co o tym sądzicie, może mieliście podobnie, co zrobiliście. Czy może to ja mam coś z głową (no na pewno mam), ale może to wcale nie świadczy o tym jak ja to odczuwam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lusesita Dolores mam świadomość że mogę źle odczuwać, stąd post i prośba o lustro. Bo czuję strasznie mocno i nie jestem pewna czy odczuwam tak bo mam takie a nie inne doświadczenia czy faktycznie terapeuta mnie olał ciepłym moczem.

Artemizja zamierzam tak zrobić. Napisałam mu maila co o tym myślę na gorąco i zamierzam to wyjaśnić bo mimo że mi bardzo przykro to gdzieś tam jest lęk że On już nie chce mi pomagać i chce mnie zostawić/oddać komuś innemu. Boję się rzucić tą terapię po pierwsze bo widzę efekty i szkoda mi stracenia czasu i wysiłku który tam wsadziłam a po drugie zaufałam Mu i potrzebowałam do tego grubo ponad roku. Wiem że to ostatnia moja próba naprawienia siebie przy pomocy terapii. Stąd oprócz wyjaśnień terapeuty chcę znać opinię innych ludzi. Czy ja naprawdę przesadzam? Można przesadzać tak realnie jak to odczuwam?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem...czyli jednak to ja mam błędne przekonania. Tylko już nie wiem czy do samej tej sytuacji czy ogólnie do podejścia terapeuty do pacjenta.

Dziękuję Ci że ze mną rozmawiasz...jedyna osoba od kilku godzin która się nade mną zlitowała. Dużo to dla mnie znaczy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bez_tozsamosci, moim zdaniem terapeuta dobrze zrobił, bo omawianie problemu przez telefon, tym bardziej przez smsa nie jest na pewno dobrym pomysłem. I może nie nazwałabym kontaktu telefonicznego z T. przekraczaniem granic, bo to akurat jest zależne od samego T., nurtu itp., bo moja T. akurat nie ma nic przeciwko temu i wręcz kontaktujemy się głównie smsowo, ale nigdy w żadnej wiadomości nie opisuję czego dotyczy problem, ewentualnie proszę o dodatkową sesję, ale bez podawania konkretnego powodu, bo od tego jest gabinet terapeutyczny i kontakt bezpośredni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chciałam omawiać tematu. Nigdy właściwie do tej pory tak nie robiliśmy. Było tak że ja pisałam, wysyłałam, on odpisał coś w rodzaju że dobrze że o tym napisałam i temat był ruszany na terapii lubn jeśli uciekłam od tematu to nie. ale zawsze chodziło o to że pisałam w chwilach kryzysu po to by na dany moment na gorąco póki pamiętam i wiem przekazać co jest do pracy, z czym się borykam, czego nie umiem powiedzieć czy przeczytać na sesji. I przez 2 lata było ok. Nie miał z tym żadnego problemu. A opisana przeze mnie sytuacja różniła się tylko tym że byłam gotowa jak nigdy wcześniej by to co opiszę w poniedziałek obgadać. Bez odwrotu.

 

Boli mnie że widząc mnie w stanie skrajnym i jak sam określił "bliskim załamania", pokazując mi że się o mnie troszczy, martwi i przejmuje, każac mi powiadomić go że bezpiecznie dotarłam do domu i zapewniając że mogę zadzwonić gdy będzie źle po kilku godzinach nagle to co do tej pory było akceptowalne przestało takie być. To naprawdę tak wielkie poświęcenie odczytać maila nawet w poniedziałek w pracy? Mnie to ułatwia własną terapię. Czym jest terapia gdy nie możesz się odezwać bo myśli ze stresu Ci znikają i milczysz. Lepsza jest taka kiedy terapeuta już wie bo sama coś pisałam i dopytuje, pomaga, nakreśla. Lub jeśli przestało coś komuś odpowiadać to z racji wykonywanego przez niego zawodu oczekiwałam przekazania mi tego po pierwsze w lepszym emocjonalnie czasie dla mnie a po drugie w odpowiednio przyjazny sposób. Terapeuci chyba mają świadomość że są różni ludzie i różnie odbierają ich słowa, zachowanie, sposób mówienia.

Dołożył mi cierpienia...choć nie, nie tak. Nie chcąc go obwiniać, powiem że przez sposób mojego odczuwania dołożyłam sobie cierpienia. Choć jest w tym wszystkim jeden plus. Przekierował mi myśli...z paniki przed uświadomieniem sobie że mój partner nie żyje w ból że terapeuta mnie olał. A potem to wszystko razem wzięte sprawiło że się pocięłam (tego już mu nie powiem).

 

Nie chcę być sobą, widzę że ludzie tutaj nie odbierają tego jak ja. Nawet jedna osoba. Znów wyjdę na idiotkę. Idiotkę która na własne życzenie funduje sobie kolejne cierpienia. I żeby to jeszcze były takie "cierpienia" że są a jutro odejdą, ale to są moje życiowe zawody na ludziach które kształtują moje dalsze relacje. Nienawidzę siebie za takie odbieranie sprawy...nienawidzę

 

To będzie trudna rozmowa. On stawia granice po 2 latach pozwalania mi na to. Czemu je stawia w taki sposób, osobie w kryzysie. Mógł mi to powiedzieć na sesji. Obawiam się że wszystko co mi powie w poniedziałek o stawianiu granic i pewnie jeszcze o tym że moje oczekiwania to nie jego obietnice znów odbiorę tak emocjonalnie jak teraz w wyobraźni. I pewnie z braku odwagi, ze strachu i z poczucia odrzucenia przyznam mu rację nie godząc się na to i skrywając prawdę. Było tak już kilka razy (w innych kwestiach). Ja już wiem że to mi nie pomaga, że tylko sobie szkodzę takim zachowaniem, że straty ponoszę wyłącznie ja. Nienawidzę własnych emocji, przeszkadzają w relacjach z ludźmi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bez_tozsamosci, zwykle nie ma w życiu tak, że jest tylko jedna "prawidłowa" interpretacja sytuacji a inne są nieprawidłowe, każdy ma swój punkt widzenia i uczucia. Ale jestem pewna, że ten terapeuta nie zdawał sobie sprawy, że tak wielkie znaczenie miała dla Ciebie ta niewysłana wiadomość, owszem, zna Cię dość dobrze, ale to tylko człowiek, nie ma wszechwiedzy i nie przenika do Twoich myśli, uczuć. Nie wiedział, że poczujesz się aż tak odrzucona, że wrócą złe wspomnienia z dzieciństwa.

Co do granic - myślę, że to indywidualnie ustala pacjent z terapeutą, jeśli mu to nie przeszkadza, a ktoś tego potrzebuje, to mu pozwala zadzwonić czy napisać, skoro ustaliliście, że możesz dzwonić, to możesz, a może umówicie się na maila - jeśli będziesz chciała napisać coś, czego nie dałaś rady powiedzieć na terapii, to może byś mogła napisać i od razu wysłać, a on by to czytał i omawiał na kolejnej terapii? Myślę, że ta sytuacja tak się potoczyła, bo zapytałaś, czy możesz mu coś napisać, widocznie uznał, że skoro pytasz, to znaczy że możesz napisać albo nie (że dasz radę nie pisać i lepiej omówić już na terapii)...

Rozumiem, że psycholog jest dla Ciebie oparciem, ale to tylko człowiek, ma Ci pomóc w pewnych sprawach, ale nie możesz od jego zachowań uzależniać wszystkiego co czujesz i myślisz o sobie, to tak samo jak z lekarzem, ma pewną wiedzę (abstrahując od tego, czy psychologia jest naprawdę nauką), metody, doświadczenie, schematy postępowania, ale może się mylić, inny lekarz może powiedzieć coś innego i nie da Ci ostatecznego sensu życia ani nie da Ci nowego serca czy nowej wątroby. Nie będzie też przyjacielem czy częścią Twojego życia.

Co do tego, co Ci odpisał terapeuta, to Ty go w pewien sposób zaatakowałaś, co wynikało z Twoich emocji, a on jakoś tam zareagował (obronnie), ale nie sądzę, żeby zmienił do Ciebie stosunek czy sobie to jakoś wziął do serca, pracuje z osobami z problemami psychicznymi i na pewno nie takie rzeczy przerabiał z innymi.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tej sytuacji konkretnej - on dobrze się zachował, ty poszalałaś ;)

 

A jeszcze, całościowo uważam że t. przekroczył granice. A ty w to wlazłaś idealnie. Telefony/smsy - nie, w żadnej postaci czy kryzysie.

 

Popatrz jeszcze na bardzo ważną kwestię - jak ty ŁAMIESZ zasady ... masz 50 minut i wtedy nic mówisz, natomiast jak wyjdziesz z gabinetu to masz milion rzeczy w głowie do przekazania. I uruchamiasz sms, maile, telefony (nieważne jakie są powody, myśli, złe stany etc.).

I to jest WŁAŚNIE z twojej strony ... agresywne, przekraczające.

 

I suma summarum, od początku t. nie powienien Ci pozwolić na inny kontakt niż w gab.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam nikogo w życiu, ale też nie należę do osób które proszą o wsparcie. Jedyna osoba która przy mnie była pół mojego życia nie żyje i choć była mi najbliższą istotą to też miałam problemy by mówić co się dzieje.

Nie zwieszam się na terapeucie. Nie chcę by uczestniczył w moim życiu, nie mam potrzeby mieć w nim przyjaciela. Nie chcę przekraczać granic. Czasem nawet jak mi powie coś w stylu że ma córkę chorą to mnie tak boli i wywołuje we mnie takie uczucia że blokuję się na całą sesję. Lepiej mi gdy nic nie wiem.

Zabolało mnie po po prostu że coś mi dawał i nagle w sposób dla mnie mocno nieprzyjemny mi to odebrał, nie zważając na moje odczucia, biorąc pod uwagę TYLKO ewentualnie swoje. Uważam że tak się nie robi...

I choć czuję mocno to też nie ufam sobie w tej kwestii, wiecie jakie to uczucie?

Na kogo ja wyjdę jeśli tak przesadzam?

Boję się że mój kontakt z nim przez to co czuję już nie będzie taki sam

Nie umiem nawet tego wyjaśnić tak jakbym chciała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit, jeśli terapeuta pozwala na kontakt poza sesją, to jego sprawa. Też mogę dzwonić i pisać poza sesjami, gdy mam taką potrzebę. Ale no właśnie, nie jest to w żadnym wypadku omawianie problemu, bo od tego są sesje. Na pewno nikt tu nie łamie zasad, skoro od początku było na to przyzwolenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abraxas, to że coś miało miejsce od początku wcale nie znaczy że było prawidłowe i dobre.

 

Baaa, t. mówi że ma chorą córkę ! Co to jest ??

 

Bez tożs., zmień sobie t. na takiego profesjonalnego. Bo to w czym bierzesz udział nie jest dobre dla Ciebie. Tylko oddala Ciebie od zdrowia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit, to nie tak że opowiada mi o swoim życiu. Ta akurat sytuacja zdarzyła się gdy odebrał telefon podczas mojej sesji i przeprosił bo ma chorą córkę. Mnie odpowiada że On nie jest taki sztywny/ schematowy. Jest dla mnie autentyczny, ludzki, nie robi wielkiej tajemnicy ze swojego życia. Generalnie mi to odpowiada poza jakimiś wyjątkami kiedy czuję się z tym strasznie źle, ale to tylko człowiek i cieszę się że nie jest maszyną wykonującą swój zawód. A to że wtedy zrobiło mi się strasznie przykro to pewnie wynika z tego że wywołało to u mnie poczucie że mną ojciec nigdy się nie przejmował, że ja nie doznałam troski, że to coś czego nigdy nie doświadczyłam. Takie stany mam nawet jak oglądam film i jest jakaś pozytywna relacja ojca z córką, więc to moja wina.

Jest najlepszym terapeutą jakiego spotkałam, tylko pewne jego zachowania, nieliczne bardzo mnie ranią. I nie wiem do końca czy to moje przeżywanie jest adekwatne do sytuacji, ale widzę u siebie zmianę bo próbuję tego dociec a nie uciekać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abraxas, to że coś miało miejsce od początku wcale nie znaczy że było prawidłowe i dobre.

 

Baaa, t. mówi że ma chorą córkę ! Co to jest ??

 

Bez tożs., zmień sobie t. na takiego profesjonalnego. Bo to w czym bierzesz udział nie jest dobre dla Ciebie. Tylko oddala Ciebie od zdrowia.

To, czy terapeuta mówi o sobie (w umiarze - tj. spotkania pozostają skoncentrowane są na kliencie) i czy pozwala na kontakt między sesjami, jest kwestią jego indywidualnego podejścia oraz nurtu, w którym pracuje. Zauważyłam, że na tym forum ulubioną radą chodzących na terapię (idealną, rzecz jasna) jest: "zmień sobie terapeutę na profesjonalnego". To zaskakujące, jak łatwo ocenia się rzekomą szkodliwość czyjejś terapii na podstawie paru postów.

 

bez_tozsamosci, jak ktoś już napisał, opowiedz swojemu terapeucie o wszystkim na najbliższej sesji. Warto omówić poczucie odrzucenia, którego doświadczyłaś. Natomiast wydaje mi się, że teraz niepotrzebnie starasz się rozstrzygnąć, czy to, co się w Tobie dzieje, jest "słuszne". Jesteś w terapii, masz pełne prawo przeżywać emocje, a nawet przesadzać, może po prostu to przyjmij? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NIe, jest to niezależne od nurtu.

Jest to nieprofesjonalne.

 

I właśnie osoby chore/z deficytami/z problemami - jakkolwiek to nazwać ;) łatwo idą na coś takiego.

Ale też nie ma co się dziwić skoro na tym rynku cała masa oszołomów, a dwa skąd człek ma wiedzieć jak wygląda prawidłowe leczenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NIe, jest to niezależne od nurtu.

Jest to nieprofesjonalne.

 

Nie zgodzę się że jest to nieprofesjonalne. Przeczytałam mnóstwo artykułów na ten temat, słyszałam opinie terapeutów wykładających w szkołach dla terapeutów i tak jak napisał ktoś wyżej zależy do od nurtu i człowieka.

Ja nie umiałabym się odnaleźć w sytuacji kiedy terapeuta jest maszyną i swoje jakieś małe rzeczy typu że lubi jeździć na rowerze ukrywa w sposób jak gdyby ta informacja przekazana pacjentowi podczas rozmowy miałaby znacząco mu lub mnie zaszkodzić. Jak wówczas nawiązać relację, jak zaufać? Zaufasz maszynie?

 

Tutaj się nie zgodzę, tutaj obronię swojego terapeutę. Cenię ludzi którzy są ludzcy nawet a może przede wszystkim gdy są to psychoterapeuci którym powierzamy siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NIe, jest to niezależne od nurtu.

Jest to nieprofesjonalne.

No i jak tu dyskutować? :roll:

 

Ale też nie ma co się dziwić skoro na tym rynku cała masa oszołomów, a dwa skąd człek ma wiedzieć jak wygląda prawidłowe leczenie.

No może na przykład poradzić się Ciebie! essprit, powiedz mi, proszę, jak wygląda prawidłowe leczenie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit, być może dla Ciebie to nieprofesjonalne, ale moja terapeutka pracuje podobnie, też zdarzyło jej się odebrać telefon w trakcie sesji, bo miała chore dziecko, mogę pisać maile, smsy, dzwonić, oczywiście nie zawsze odbiera i nie zawsze od razu przeczyta i odpisze. I nie uważam, że jest oszołomem, a ja mam klapki na oczach przez swoje zaburzenie. Twoje "prawidłowe leczenie" może i jest dla Ciebie prawidłowe, ale moim zdaniem jak terapeuta potrafi trzymać dystans to kontakt między sesjami nie jest problemem dla żadnej ze stron. Robienie z wszystkiego tajemnicy i budowanie wokół siebie murów, byle terapeuta był na maksa białą kartką nie jest przyjemne. Ja sobie cenię, że niektóre sytuacje terapeutka mi wyjaśnia, co nie znaczy, że opowiada o swoim życiu, mówi ile musi czyli zwykle jedno zdanie i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Suise, jabyś chciała to byś doczytała co jest prawidłowe.

Kontakt poza gabinetem dotyczy conajwyżej odwoływania sesji. Nic więcej.

 

A tutaj mamy przykład osoby, która jest DWA LATA w terapii - idzie na sesje, nie gada; ale potem smaruje sms'y/maile.

I uważasz to za zdrowe ?

Pozwolenie t. w jej przypadku jest tylko i wyłącznie podtrzymywaniem jej chorego funkcjonowania.

Coś co powinna umieć zmienić ... nadal to robi za zgodą t.

Bo jak, przepraszam, t. stara się po czasie naprawić błąd - to ona się obraża, czuje się odtrącona etc.

To DLA MNIE nie jest leczenie.

 

Zdaje sobie świetnie sprawę, że t. w pewnym momencie jest najważniejszą osobą na świecie i że jest to specyficzna relacja --- i właśnie dlatego wymyślono pewne zasady, normy ... żeby CHRONIĆ pacjenta. Bo to on - ponosi konsekwencje niekompetencji t. - mimo, że jest mu tak miło na duszy, że t. odpowie na sms'a albo wykaże się takim "ludzkim".

 

 

Już całkiem na marginesie "głupio" się spytam - płaci ze te czytanie/odpowiadania na maile/sms'y ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit, to, że u Ciebie może nie wolno było kontaktować się między sesjami to nie znaczy, że to jest jedyna słuszna metoda postępowania ;)

jeśli pacjent tego kontaktu nie nadużywa i odbywa się to za zgodą terapeuty nie widzę w tym nic nieprofesjonalnego.

polecam poczytać 'Dar terapii. List otwarty do nowego pokolenia psychoterapeutów i ich pacjentów.', pogląd, że terapeuta ma być "białym ekranem" już dawno przeszedł do lamusa ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja akurat miałam do czynienia z takim oszołomem i wiem jak to się skończyło dla mnie.

Żle. Rzekłabym bardzo żle.

 

 

I co to za pisanie "jeśli p. nie nadużywa", "jeśli to za zgodą terapeuty" ???

 

T. w ogóle takiej zgody ma nie dawać.

A p. - od tego jest sesja, a nie po. I też założenie że człowiek jakoś tam zaburzony wie co to znaczy "nadużywać".

Po prostu nie ma takich kontaktów.

 

Czy interniście - relacjonujesz po wizycie sms'em czy mailowo jak się czujesz po 1 tabletce gripexu, a jak po 3 ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Są osoby, którym na sesji trudno mówić o czymś twarzą w twarz albo którzy najwięcej emocji związanych z tym, co działo się na sesji, przeżywają w domu, więc całe szczęście, że są i takie "oszołomy" wśród terapeutów, którzy zgadzają się na kontakt poza tymi 50 minutami. Jeśli jakiś terapeuta nie potrafi tego kontaktu należycie dozować w ustalonych granicach, to faktycznie może się źle skończyć. A jak widać po opisie sytuacji, terapeuta zaczął jakieś kroki podejmować, żeby więcej działo się na sesji a nie poza nią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×