Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia


take

Rekomendowane odpowiedzi

SrebrnaSowa nie krępuj się - Take wpadł w trans i rozpisuje się o swoich możliwościach na rynku pracy, ale jak chcesz się z nami podzielić czymś adekwatnym do tematu wątku - wal śmiało (zresztą ja udzielając się na temat bezrobocia Take'a zostałam upomniana, że off i spam nie są mile widziane) :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TruchłoBoga ... żebyś wiedział, że dokładnie tak :zonk:

Dla mnie sex to tylko we dwoje, tylko z osobą, do której czuję coś więcej niż tylko pociąg fizyczny i owe uczucia są odwzajemnione. Do tego nie wchodzi w grę anal ani żadna jego pochodna (ale to może dlatego jestem tak uprzedzona, że osławiony K. przez dwa lata próbował mnie zmusić do niego różnymi technikami szantażu, a na koniec stwierdził, że - cyt. - "nie może byc z kobietą, która nie chce mu dac w dupę ;) ). Nie jestem też entuzjastycznie nastawiona do "zabawek" i tego typu urozmaiceń.

Reasumując - pod tym względem jestem nudna jak flaki z olejem :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja raczej braku "potrzeb płciowych" nie zaświadczam. W moim przypadku niestety popęd seksualny zdaje się być ważnym motorem do funkcjonowania :( Masturbacja, pornografia mnie nie pociągają. Nie dość, że grzeszne, to jeszcze w nałóg można wpaść. Na więź małżeńską też nie wpływa to dobrze. Mam nawet "ambicję", by się nie masturbować. Ale sposób, w jaki moja mentalność "przetwarza" bodźce seksualne, nie jest normalny. Najbardziej atrakcyjnymi płciowo rzeczami są dla niej rzeczy związane z wydalaniem cuchnących "produktów" ciała przez odbyt. Jakby w tym było jakieś "magiczne myślenie", że bez tych obrzydliwości nie ma pełnego zaspokojenia seksualnego (czyli wygląda to na autentyczną parafilię). Nie znalazłem tekstów dotyczących tego, jak pomagać osobom z takimi przypadłościami.

 

Może w jakiś godziwy sposób należałoby wyzwolić się z tej przesadnej potrzeby tajemniczości seksualnej (obejmującej też to, co jest związane z dziwacznymi fetyszami) przez oswojenie się z istnieniem rzeczy, które są związane z tymi osobliwymi perwersjami (tym, że atrakcyjne kobiety mają przewód pokarmowy, że wydalają kał i gazy jelitowe, czemu zwykle towarzyszą wstydliwe odgłosy, a to, co zostało wydalone, z reguły ma nieprzyjemny zapach). Przez wytłumaczenie mojej psychice, że nie ma w tym nic niezwykłego, "magicznego" i podniecającego, że atrakcyjna kobieta ma przewód pokarmowy, wydala przez odbyt kał i gazy jelitowe, czemu towarzyszą zwykle wstydliwe, krępujące dźwięki... Że to czynności podobne do:

- oddychania (czasem ładna kobieta może mieć nieświeży oddech i można to poczuć),

- jedzenia (kobiety mogą jeść i pić w miejscu publicznym),

- usuwania wydzieliny z nosa (nieraz kobiety w miejscu publicznym wyciągają chusteczki do nosa i korzystaniu z nich towarzyszy dźwięk, który może być dość głośny),

- kaszlu (czasem kobiecie może zdarzyć się to w miejscu publicznym) itp.!

 

Defekacja i flatulencja mają może i mniej wspólnego z prokreacją niż jedzenie (które może służyć do odżywania płodu przez ciężarną matkę, jeżeli kobieta by nie jadła, to umarłaby i ona, i jej dziecko). Ta seksualizacja defekacji, flatulencji i (dolnego odcinka) przewodu pokarmowego u osób płci przewciwnej, które u mnie występuje, jest irracjonalna! W związku z tymi czynnościami mogę też mieć pewne lęki (związane np. z utratą tajemniczości) Oczywiście w celu leczenia chorej seksualności nie można stosować środków, które upokarzałyby kogoś, zwłaszcza w sposób bezpośredni. To, że moja potencjalna dziewczyna, a później żona, wychodziłaby do toalety, aby wydalać kał, nie powinno być dla mnie czymś podniecającym. Jakbym poczuł zapach tego, co wydaliła (np. po jej wyjściu z toalety) czy usłyszałbym odgłosy towarzyszące wydalaniu, to też nie powinno być dla mnie czymś podniecającym. Ta perwersja może mieć w sobie dodatkowo infantylizm i "dziecinadę", może sprawiać wrażenie, jakbym zatrzymał się w jakiejś dziedzinie rozwoju psychicznego na etapie (naprawdę?) małego dziecka (z tym infantylizmem to i w bardziej ogólny sposób może coś u mnie być).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim problemem jest też przesadna potrzeba "tajemniczości" oraz nadmierny lęk związany z naruszeniem owej "tajemniczości". "Tajemniczość" dotyczy u mnie nawet tego, co nie ma związku z prokreacją, seksualnością. To przesada.

 

Co by było, gdyby moja dziewczyna przy mnie wydaliła gazy jelitowe i byłby po tym niemiły zapach zgniłej kapusty czy zepsutych jaj? Co by było, gdybym zobaczył resztki jej kału w muszli klozetowej, bo chwilę wcześniej nie zauważyła, że nie wszystko (nie cały kał) się spłukało? Takie rzeczy dla człowieka bez moich perwersji nie mają charakteru seksualnego. Ale dla osoby mającej flatufilię czy koprofilię są to bodźce seksualne. Chcę doprowadzić do sytuacji, w której tego typu rzeczy nie zrobią na mnie żadnego nienormalnego wrażenia. Moja mentalność ma zrozumieć, że widok kału osoby płci przeciwnej czy poczucie jej gazów jelitowych to tyle samo, co poczucie jej nieświeżego oddechu czy zobaczenie strupa na jej ciele bądź łupieżu na głowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, ja go ani nie ugłaskuje ani nie potępiam :] nie poczuwam się też do roli aby go umoralniać i wychowywać, zwłaszcza jak nie znam z autopsji jego zaburzeń.

Pisanie w internecie do kogokolwiek tekstów, które mają umoralnić i wychować jest raczej bez sensu, ktoś kto je pisze to chyba albo jest naiwny wierząc, że coś dadzą, albo po prostu tak pisze, żeby coś pisać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie to nawet normalny popęd płciowy byłby "zawalidrogą". Celibat jest dla mojej natury męczący. Natura wolałaby płodzić dzieci z żoną doświadczającą tego samego rodzaju kondycji co ja. "Męczy" ją bezżenność! Nie interesuje jej socjalizowanie się, nabywanie umiejętności społecznych, kolejne studia. Woli żonę. "Fura pieniędzy", wille, drogie samochody, jachty, zagraniczne wycieczki nie są jej potrzebne do szczęścia. Nie wyobrażam siebie jako rodzica, wychowawcę potomstwa. Jestem "niezrównoważony" wewnętrznie. Odpowiedzialny człowiek nie dopuściłby mnie do małżeństwa. Co jeśli później wpadałbym w "jazdy" i źle by to wpływało na żonę i dzieci? "Nie radzę sobie z religią". Mam duże problemy i rozterki w sferze religijnej.

 

A co byłoby, gdyby żona zachorowała na raka? Co, jeśli miałaby usunięte piersi? Co, jeśli wypadłyby jej włosy? Straciłaby to, co w znaczny sposób różni ciało kobiece od męskiego. Dla przykładającej dużą uwagę do wyglądu mojej natury mogłoby to być bardzo trudne przeżycie. Co, jeśli żona zmarłaby lub nie mogłaby opiekować się potomstwem? Co, jeśli odeszłaby? Nie chciałbym doświadczyć czegoś takiego. Włosy kobiecej długości, wyraźne piersi, zewnętrzne żeńskie narządy płciowe są atrybutami kobiecości. Mojej psychice mogłoby być źle, gdyby żona ich nie miała.

 

Moja mentalność z natury jakby "nie liczy się" z uczuciami innych. Myśli raczej zasadami, nie w sposób "neurotypowy". Nagość jakoś w mojej mentalności nie wzbudza wstydu, zdaje się też brakować mojej mentalności potrzeby bycia kochanym przez inne osoby. Powiedziałbym, że jest autystyczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od czasu do czasu libido mi bardziej dokuczy. Lubię rozważać na temat małżeństwa. Moja natura nie chce zachowywać dziewictwa do śmierci, ale tym bardziej nie chce wszeteczeństwa. Brakuje jej żony, z którą mógłbym co noc spać w jednym łóżku. Moja natura chce rozbudzać się seksualnie... Niestety, bardzo chce tego, aby "łakocie" seksualne były dla niej dozwolone. Nie podoba jej się życie bez żony. A renta przez jakiś czas po prostu mi się należy, wbrew temu, co niektórzy pisali (dla mnie te komentarze były niemiłe, niegrzeczne i złe, wręcz oburzające!). Niejedna osoba będąca psychologiem czy psychiatrą stwierdziła, że jestem niezdolny do pracy czy powinienem mieć rentę socjalną. Po studiach będę potrzebował dużo terapii. A moje "jazdy" religijne i zamęt w sferze religijnej nie prognozują zbyt dobrze :( Poza całą zaburzonością to religia jest "koszmarną" sferą dla mnie, seksualna też doskwiera. Przez jakiś czas nie ma co myśleć o pracy, bo z moim życiem jest "fatalnie". I tak naszej rodzinie ta renta się należy - nie palę, nie piję, nie biorę, nie wszeteczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

take, przeczytałam Twoje posty... :shock:

Ujmę to tak... STARAM się być tolerancyjna ale cisną mi się na usta niezbyt miłe słowa :great: >. Trzeba było dołożyć się rodzicom, mieć na głupi bilet autobusowy, leki, kartę do telefonu, itd.

Myślisz, że się nie bałam? Nie denerwowałam? Boże, nawet nie wiesz jaki koszmar przeżywałam... Niejedną pracę "ciężką" miałam, nie fizycznie, bo taka mnie nie przeraża, tylko mam na myśli psychiczne zgnojenie. Ale w życiu trzeba jakoś się przełamywać! To jest trudne i to cholernie ale możliwe.

 

Zamiast snuć rozkminy o "przyszłych żonach", doczytywaniu się nowinek na temat swoich fetyszy, może spróbuj znaleźć coś czym byś się zajął? Hobby? Cokolwiek! No i nie wiem czy się leczysz? Terapia jakaś?

Kałowe fazy ma wielu ludzi. Odpowiedni portal, 3 kliknięcia i masz do wyboru, do koloru.

 

Mój mały móżdżek średnio przyjmuje, to co tutaj wypisujesz... :bezradny: Według mnie kombinujesz jak koń pod górę. Chcesz wzbudzać litość i niech Ci jeszcze pracę dadzą. A rodziców Ci nie żal? Tylko sobie współczujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zajęcie na najbliższy czas mam zapewnione ze względu na studia. Na potem nie mam pomysłu. Czytam kolejny post osoby, która "zaiwania" w pracy za niewielką stawkę. Władze powinny coś z tym zrobić, aby ludzie godziwie zarabiali. Jakbym miał jakąś pracę, to musiałbym coś dla siebie zostawić, nawet jakieś kilkadziesiąt złotych, aby mieć motywację do pracy. "Praca za piątkę" (a może i mniej niekiedy :( ) to nie coś, co powinno się zdarzać w Polsce. Rzeczywiście, moje podejście do pracy może być bulwersujące patrząc na to, w jakich warunkach żyją inni ludzie (np. bywają de facto wyzyskiwani, aby mieć za co żyć). To, że nie chcę być wyzyskiwanym oburza pewne osoby? Mi nawet tzw. "psychocosie" powiedzieli, że powinienem mieć rentę socjalną. Mam mentalność nie (tylko) osoby z nerwicą, ale "upoślada" czy "świra". A między kimś takim (wyraźnie "nienormalnym") a osobą z nerwicą i depresją jest różnica.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

take, widzisz... ja też bym wiele rzeczy "chciała" ale realia są jakie są. :bezradny:

Wspomniałam już, że nie znam Ciebie i nie do końca rozumiem rodzaj Twoich zaburzeń ale też nie umniejszaj innym jednostkom chorobowym. Gdyby nie moje starania, praca nad sobą, stosy książek, itd., byłoby ze mną krucho.

Ponowię pytanie. Leczysz się? Co specjaliści u Ciebie KONKRETNIE zdiagnozowali?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leczę się (ale to w zasadzie jedna wizyta u psychiatry na trzy miesiące trwająca ok. 30 minut), biorę paroksetynę, ostatnio co około tydzień mam wizyty u psychologa trwające około godzinę (o których nie mówię rodzinie). Zdiagnozowano mi zespół Aspergera (prawie siedem lat temu w specjalistycznym ośrodku), OCD, zaburzenia schizotypowe (dopiero na początku 2015 roku). Na piątym roku studia dały mi w kość. Nie mam przyjaciół czy znajomych. Boję się obcych ludzi (taka "podejrzliwość", że mnie otrują czy zabiją), najlepiej chyba z babcią mi się rozmawia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

take, no cóż.

Zespół Aspergera i ogólnie autyzm są bardzo specyficzną jednostką zaburzeń. Przeciętny śmiertelnik nie umie pojąć ich mechanizmów, a nawet mało który specjalista... Ja sama długo miałam krzywdzące podejście do "zaburzonych" w sensie autystycznym. No bo jak to? Studia zrobione, pięknie, ładnie wszystko, a do roboty, to nie? Osz ten leń! Takie miałam mniej więcej podejście... Do czasu, gdy poznałam swoją koleżankę. Ma syna z autyzmem. Chłopak genialny pod kątem nauki , z wyróżnieniem skończył studia - filologię angielską. Rozmowa z nim jest specyficzna ale rzeczowa, zadaje pytania, odpowiada nad wyraz mądrze. Wiedze ma przeogromną. Fizycznie zero widocznych objawów upośledzenia. Czy jest zdolny do pracy? Nie. Histerycznie boi się ludzi, ma zerową orientację w terenie, nie potrafi nawiązywać relacji międzyludzkich, ma również zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. To, że znalezienie dla niego pracy graniczy z cudem nie wynika z niechęci. Trudne do ogarnięcia ale tak jest. Mnie było trudno to pojąć, póki nie poznałam sytuacji "z bliższa".

Dlatego, jeśli chłopak jest zdiagnozowany prawidłowo, to nikt nie powinien Go tutaj ośmieszać, czy obrażać. To że czegoś nie rozumiemy, nie daje nam prawa do ośmieszania kogokolwiek.

Wielu było na tym forum hipochondryków, ściemniaczy, to też rozumiem z drugiej strony.

take, nie sądzę, żebyś na tym forum znalazł wsparcie. Może poszukaj miejsca bardziej specjalistycznie ukierunkowanym na Twoje zaburzenia?

Przeciętnemu Kowalskiemu nie uda się zrozumieć Twoich dylematów, problemów... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się udało skończyć pierwszy etap studiów, dla mnie wyglądają one na mniej wymagające, niż filologia (na maturze przedmiotem, z którego miałem najmniej punktów, był język polski), poza tym nie najlepiej idzie mi mówienie w obcych językach (łatwiej posługuję się słowem pisanym). Na studiach mogłem napisać pracę dyplomową na interesujący mnie temat (podobnie jest z magisterską). Ciekawy profil ma ten chłopak - pasjonat historii, muzyki i języków, brak orientacji w terenie. A czytałem o takich osobach z ZA, co miały "GPS w głowie", były naprawdę dobre z matematyki, zajmowały się programowaniem. Ja jestem jakby "pośrodku" - lubię mapy od dzieciństwa, matura z matematyki poszła mi bardzo dobrze (akurat w moim roku była łatwa, a ze względu na ZA miałem w szkole średniej godziny rewalidacyjne z matematyki), ale informatyka mnie nie pociąga.

 

Czyżby ten Aspijczyk był uzdolniony werbalnie? W Ameryce Północnej mogliby go skrzywdzić, stwierdzając, że zamiast aspijskości czy autystyczności ma "zaburzenia uczenia się pozawerbalnego" (NLD, NVLD, nonverbal learning disorder, nonverbal learning disability). A dla mnie to nie coś pokroju dysleksji czy dyskalkulii, tylko różny od autyzmu dziecięcego i jego spektrum rodzaj całościowych zaburzeń rozwoju. Dla mnie rzeczywiście wygląda on na niezdolnego do pracy (jeszcze to OCD przy aspijskości)... Takie "hyperlogiczne" (z talentem w dziedzinach związanych ze słowem) względnie łagodne całościowe zaburzenie rozwoju może być gorsze od takiego wyraźnie podobnego do autyzmu dziecięcego, ale z GPSem w głowie i talentem informatycznym. Relacjami międzyludzkie mojej mentalności za bardzo nie obchodzą, mój lęk przed ludźmi jest "dziwny", mam też przykre doświadczenia ze szkoły podstawowej i gimnazjum (mobbing szkolny). Ten mężczyzna opisany w poście powyżej jest dość podobny do mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doświadczam ewidentnych potrzeb seksualnych, a zboczenia płciowe (dotyczące pociągu do płci przeciwnej) mam od dzieciństwa. Mam 24 lata i nawet nie przygotowuje się do małżeństwa (nie mam sympatii i nigdy nie miałem). Mam silny pociąg do płci przeciwnej. Nie odczuwam potrzeby oddania za kogoś życia, ale brak żony jest dla mnie pewnego rodzaju cierpieniem. Od dzieciństwa jestem "nienormalny" psychicznie, dostałem nawet orzeczenie o całkowitej niezdolności do pracy, mam diagnozy psychiatryczne (zespół Aspergera, natręctwa, schizotypia). Moja natura patrzy na bycie z żoną jako na wygodę, źródło rozkoszy, która nie musi wiązać się z orgazmem i wytryskiem. Doświadczam tego, że nie jest przyjemny brak współmałżonki w łóżku podczas codziennego snu, którą można tulić, całować, pieścić (nie chodzi tu o czynności mające rozbudzać seksualnie, przede wszystkim nie o takie, które mają doprowadzić chociaż jednego ze współmałżonków do orgazmu), do której można mówić czułe słówka, której imię można z czułością zdrabniać. Dla takich jak ja to chyba celibat przymusowy zdaje się być najlepszym wyjściem, zdaje się, że nawet jednego dziecka czy współmałżonka nie można im powierzyć. Moja mentalność nie jest zainteresowana "normalnym" życiem społecznym, nie czuję potrzeby bycia kochanym, ale ważne są dla mnie zasady... Dawniej zdarzały mi się zachowania seksualne (i to nierzadko, niestety niekiedy bardzo głupie, ale do współżycia nie doszło - wielkie szczęście w nieszczęściu). W mojej sytuacji to wielodzietność wygląda na coś ewidentnie przeciwwskazanego - nawet z utrzymaniem siebie mam problemy (nigdy nie pracowałem zawodowo). Nie pociąga mnie posiadanie innych dzieci niż biologiczne urodzone przez moją żonę (dla mojej mentalności adopcja nie jest atrakcyjna).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku najbardziej "pokaźna" perwersja może dotyczyć smrodu pochodzącego z pośladków (odbytu czy szpary międzypośladkowej) osoby płci przeciwnej, chodzi tu głównie o odór kału czy chociażby gazów jelitowych. Gdyby kał nie miał zapachu lub miał zapach świeżych malin, to mógłby być odbierany inaczej przez moją naturę. Smród może być kluczowy. "Produkcja" smrodu przez ciało osoby płci przeciwnej jest dziwnie podniecająca dla mojej psychiki. Gdyby gazy jelitowe i kał nie cuchnęły, to one i odgłosy z nimi związane mogłyby być inaczej odbierane. Moja parafilia może w szczególny sposób wiązać się ze smrodem, nie z kałem jako takim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kluczowym elementem zboczenia w moim przypadku zdaje się być smród (zwłaszcza kału czy gazów jelitowych). Bez smrodu perwersja może być wyraźniej słabsza. A w tym smrodzie nie ma nic atrakcyjnego seksualnie, nie służy on prokreacji, jest on głupim, dziwacznym fetyszem. Nie chcę podniecać się seksualnie. Swojej dziewczynie pozwalałbym przy mnie wydalać gazy jelitowe - nie chciałbym mieć podniecenia seksualnego i nie chciałbym, aby u mnie ich zapach czy odgłos je wywoływał. Po co ma się przy mnie męczyć? Dla mnie i dla innych flatulencja czy defekacja powinny być zupełnie obojętne seksualnie. Tym bardziej pozwalałbym jej wydalać gazy jelitowe w łożu małżeńskim - skoro własne gazy jelitowe mogą być nie tyle o "bolesne", co zabawne dla mnie (a czasem nawet ich zapach może sprawiać mi nieseksualną przyjemność), to dlaczego żona w łóżku miałaby mieć dyskomfort z powodu konieczności opuszczenia go w celu wydalenia gazów jelitowych? Oglądanie czyjejś defekacji - też tego nie chcę, zwłaszcza w przypadku płci przeciwnej.

 

Współżycie nie po ciemku nie jest dla mnie atrakcyjne. Wszeteczeństwo nie powinno w ogóle istnieć. Nie chcę zostać wszetecznikiem. Nie chcę, aby ktokolwiek został wszetecznicą lub wszetecznikiem.

 

Można się zastanowić, dlaczego niektórzy mogą publicznie pokazywać takie części ciała jak wulwa czy penis i jądra bądź odbyt, zwłaszcza w celach seksualnych. Niektórzy mogą publicznie pokazywać defekację człowieka (przy czym na dodatek łatwo pokazać najbardziej intymne części ciała człowieka, zwłaszcza odbyt)... Dla mnie ujrzenie tych części ciała u żony przed ślubem kościelnym byłoby "tragedią". Nie chciałbym "powszednienia" czegoś takiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×