Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kto pokonał nerwicę natręctw myślowych?


Rekomendowane odpowiedzi

no to jest ciężkie trzeba być zajętym w życiu mieć sporo zajęć to wtedy się nie myśli o pierdołach

dokładnie zgadzam się z Tobą trzeba mieć cały czas zajęcie, ostatnio miałem kilka dni wolnego i natręctwa wróciły. Już chciałem zwiększyć dawkę ale cały dzień zajęcia i powoli przechodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

autoterapia poznawczo-behawioralna (to ta co nie trzeba się wywnętrzać zbyt wiele - tylko ćwiczenia robić) i dużo zajęć w ciągu dnia. Z maksymalnie nasilonych objawów 24 godziny na dobę (nawet w snach:P) zostały mi tylko jakieś drobnostki od czasu do czasu, które znikają tak szybko jak się pojawiły :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od jakiegoś czasu chodzę na terapię poznawczo-behawioralną. Do tej pory miałam ok. 10 spotkań. Niestety do tej pory terapeutka nie zaczęła przeprowadzać ze mną ćwiczeń, tylko drąży, co wywołało u mnie takie, a nie inne natręctwa. Mówi, że zanim przejdziemy do właściwej terapii, musimy to ustalić, gdyż moje natręctwa są bardzo nietypowe. Nie wystarcza jej to, że miałam ciężkie dzieciństwo (awanturujący się i bijący mnie ojciec), a także kłopoty w gimnazjum (dręczący mnie rówieśnicy - co było dla mnie OKROPNIE traumatyczne i jestem pewna, że to główny powód mojej nerwicy). Kilka innych przyczyn też już znamy. Ale jej to nie wystarcza. Czy to jest normalne na takiej terapii? Bo już tracę cierpliwość, nie wspominając o tym, że czuję się coraz gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jej nie trzeba pokonać, o niej trzeba zapomnieć, testować sposoby wybrać najlepszy!

 

Napiszę wszystkim coś budującego:

 

SKORO JESZCE NIE STRZELACIE SOBIE W ŁEB TO JUŻ JESTEŚCIE WYGRANI... POMYŚLCIE CO ZROBIŁ BY SOBIE PRZECIĘTNY LEMING JAKBY GO WRZUCIĆ W TAKI STAN... JESTEŚCIE MOCNI! CO WAS NIE ZABIJE TO WAS WZMOCNI (O ILE WAS NIE ZABIJE)....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapia natręctw zależy od właściwego zdiagnozowania ich przyczyny. W niektórych przypadkach natręctwa pojawiają się niejako obok schorzeń neurologicznych (np. w pląsawicy Huntingtona, czy w zespole Tourette'a). W zdecydowanej większości jednak natręctwa są objawem zaburzeń lękowych, w tym zwłaszcza zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych (oraz zaburzeń składających się na spektrum ZOK).

Dobre rezultaty można uzyskać zażywając trójcykliczne leki antydepresyjne. Ich skuteczność jest w przypadku natręctw na tyle wysoka, że czasami określa się je mianem leków antyobsesyjnych. W ciężkich przypadkach stosuje się "końskie" dawki, wyższe od tych, które podawane są pacjentom z rozpoznaniem depresji. Dłuższy jest też okres profilaktyczny brania leku (po ustąpieniu objawów bądź znacznym ich zmniejszeniu się).

SSRI oraz neuroleptyki nie są specjalnie skutecznie przy natręctwach. Pomocna może okazać się też terapia behawioralna-poznawcza.

 

ROKOWANIE w przypadku natręctw jest różne. Pytanie, czy masz same natręctwa, czy też towarzyszą im kompulsje (natrętne czynności). Te kompulsje mogą mieć charakter jawny (np. mycie rąk) bądź też niejawny, niewidoczny (bądź trudno widoczny) dla otoczenia (np. powtarzanie jakiegoś wyrazu, liczenie, modlenie się itd.). W przypadku pełnego ZOK (a więc zaburzenia, gdzie występują i natręctwa, i kompulsje) rokowanie jest następujące:

- Rappaport (1986) sugeruje, że wśród chorych na ZOK można wyodrębnić 3 grupy: 1/3 chorych funkcjonuje dobrze, 1/3 w dalszym ciągu choruje na ZOK z okresowymi remisjami, u 1/3 następuje pogorszenie objawów (w porównaniu do okresu, w którym wystąpiły);

- Thomsen (1995) przebadał 61 pacjentów w okresie od 6 do 22 lat po wystąpieniu u nich pierwszych objawów ZOK. Uznał, że można wyodrębnić wśród nich 4 kategorie: (a) blisko 1/4 nie miała żadnych objawów, nawet subklinicznej postaci ZOK; (b) około 1/4 miała postać subkliniczną; © 1/4 cierpiała z powodu ZOK o nasileniu od umiarkowanego do bardzo ciężkiego; (d) 1/4 doświadczała objawów ZOK w chwilach znacznego napięcia lub stresu.

 

Pozdrawiam

hwn

 

-- 16 sie 2014, 18:51 --

 

Potomkini, dziwna ta terapeutka (jak na terapeutkę behawioralno-poznawczą). Pierwszym etapem tej terapii jest konceptualizacja problemu, z którym zgłasza się pacjent. Trudno mi sobie wyobrazić, aby to trwało aż 10 spotkań. W końcu terapia behawioralno-poznawcza ma być przede wszystkim terapią krótkoterminową. Dziwne jest również to, że tak zagłębia się w Twoją przeszłość. Ok, przeszłość jest ważna - także w perspektywie behawioralno-poznawczej - ale terapeuta powinien raczej koncentrować się na tym, jak Ci pomóc tu i teraz. Przeszłość to raczej domena terapii psychodynamicznej czy psychoanalitycznej.

Spytaj się może w napadzie frustracji, czy Twoja terapeutka ma superwizora, z którym konsultowała Twoje problemy.

Pozdrawiam

hwn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź. No właśnie nastawiałam się na praktyczne podejście do tematu, bo mam za sobą ok. 2-letnią terapię psychodynamiczną, która niewiele dała. Czytałam dużo o tym, że terapia poznawczo-behawioralna jest najlepszą opcją przy nerwicy natręctw, w związku z czym pokładałam w niej ogromne nadzieje. Sama już nie wiem, co mam o tym myśleć. Wiem jedno: jestem wykończona. Biorę leki od kilku lat (kilka razy miałam zmieniane), byłam na kilku terapiach (ta 2-letnia to ostatnia z nich), ale rezultaty kiepskie. Na terapię dojeżdżam 80 km do większego miasta, bo w moich okolicach do wyboru tylko psychodynamiczna. Idzie na to dużo pieniędzy, ale byłam już tak zdesperowana, że się na to zdecydowałam. I teraz nie wiem, co dalej. Czuję się tragicznie i wydaje mi się, że niedługo już pociągnę na tym padole łez.

:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potomkini, spokojnie... Natręctwa i kompulsje są "zaleczalne", a w najlepszym przypadku - uleczalne. W moim odczuciu, terapia psychodynamiczna słabo nadaje się do leczenia ZOK. Powiedz swojej obecnej terapeutce o swoich wątpliwościach i o kryzysie, który teraz przeżywasz. Wskaż jej, że nie chcesz powtarzać doświadczeń z terapii psychodynamicznej - tam Twoja przeszłość została szczegółowo przeanalizowana (swoją drogą, terapeutka powinna wziąć pod uwagę to, że niektóre Twoje interpretacje mogą wynikać z wcześniejszego procesu terapeutycznego, może te interpretacje budzą jej wątpliwości?).

Jeśli czujesz się bardzo źle, to zawsze warto włączyć do leczenia leki antydepresyjne.

Trzymam za Ciebie kciuki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spróbój z Anafranilem. Klomipramina jest znacznie bardziej skuteczna w leczeniu ZOK, zwłaszcza tych trudniejszych przypadków. Zob. artykuł kazuistyczny o leczeniu pacjentki, która przez kilka lat nie była zdolna funkcjonować zawodowo przez ZOK:

http://static2.medforum.pl/upload/file/OCD_przypadek_pani_Zofii%281%29.pdf

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm, może to była za mała dawka? Może zbyt szybko zrezygnowałaś z niego? (u osób cierpiących na ZOK czasami trzeba czekać dłużej na pozytywną reakcję farmakoterapii - w depresji jest to ok. 6 tygodni, w ZOK 2-3 razy dłużej).

Polecam Ci też taki podręcznik dla terapeutów behawioralno-poznawczych, zajmujących się leczeniem ZOK: Anita Bryńska, "Zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Rozpoznawanie, etiologia, terapia behawioralno-poznawcza". Książka jest do kupienia w Wydawnictwie Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zawiera nie tylko informacje o chorobie, ale też techniki pracy nad objawami.

Pozdrawiam

hwn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie pamiętam już, jaką dawkę brałam, ale okropnie mi po tym leku wypadały włosy, więc i tak nie chciałam już go brać. Co do tego podręcznika: słyszałam o nim i spytałam się terapeutki, czy by mi go polecała, a ona na to, że nie, bo ja nie mam typowych natręctw. W zamian tego poleciła mi "Program zmiany sposobu życia". Kupiłam tę książkę, ale rzeczy tam napisane nie odnoszą się do mnie. Jest tam opisanych kilka schematów życiowych, z których 2 się do mnie kiedyś nawet odnosiły, ale już dawno sobie z nimi poradziłam (tak mi się przynajmniej wydaje). W każdym razie nie znalazłam tam nic dla siebie, mimo że książka jest bardzo dobra i dowiedziałam się z niej wielu ciekawych rzeczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej tak na dobry początek niedzieli, w sumie południe ale ja dopiero co wstałem

Bardzo zmotywowała mnie ta dziewczyna do walki, dużo przeszła a podniosła się,

podobało mi się także podejście jurora który nie wstydzi się swojej niedoskonałości i otwarcie o tym mówi.

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potomkini, znam tę książkę. Być może to wyjaśnia, dlaczego Twoja terapeutka tak skoncentrowała się na dzieciństwie. Książka została napisana przez autorów związanych z tzw. terapią schematu. Terapia ta pozostaje takim mostem pomiędzy nurtem behawioralno-poznawczym a perspektywami wywodzącymi się z terapii psychodynamicznej. Zakłada się tu, że przedmiotem leczenia powinny być nie tylko obecne objawy, ale również ugruntowane, w większości wyuczone w dzieciństwie schematy. Pod wpływem niekorzystnych warunków środowiskowych owe schematy ulegają uaktywnieniu, zaś sam przedmiot lęku czy objawy mogą podlegać zmianom. W terapii schematów oprócz standardowych technik behawioralnych i poznawczych stosuje się też inne metody. Pacjent wraz z terapeutą zastanawiają się m.in. w jaki sposób ten pierwszy nabył dysfunkcjonalny schemat oraz co sprawia, że dalej się on utrzymuje.

 

Być może Twoja terapeutka związana jest z tym nurtem, a może po prostu jest nim zafascynowana. Trzeba przyznać, że założenia terapii schematu są sensowne. Jeśli jednak odczuwasz obecnie duży dyskomfort psychiczny, to może warto zwrócić uwagę terapeutce, abyście zajęli się teraźniejszymi problemami, a "leczenie" schematu odłożyli na przyszłość.

 

Zastanawia mnie to, co rozumiesz pod pojęciem natręctwa i dlaczego Twoje natręctwa miałyby być tak nietypowe.

Pozdrawiam

hwn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam sporo natręctw. Np. kupiłam jakiś czas temu fotel biurowy. Problem w tym, że ma on na sobie taką jakby siateczkę. Dostałam takiego natręctwa, że po prostu czułam przymus, aby dowiedzieć się, jaka jest dokładna ilość oczek w tej siateczce. Obłęd. Próbowałam jakoś odwracać uwagę i za wszelką cenę nie zacząć tego liczyć. Niestety po jakimś miesiącu przegrałam. Zaczęłam liczyć, ale nie byłam w stanie tego dokończyć, co jakiś czas się myliłam, bo tych oczek jest naprawdę dużo. Więc na podstawie tej ilości, którą zdołałam policzyć, oszacowałam "na oko" ile dokładnie tych oczek może tam być. Niby poczułam się spokojniejsza - natręctwo trochę odpuściło, ale po prostu nie jestem w stanie korzystać z tego krzesła. Jak tylko na nim siadam, pojawia się niepokój, że nie wiem, ile tych oczek tak naprawdę tam jest. Nie mogę kompletnie się skupić na tym, co w danym momencie robię. Dlatego z niego nie korzystam. Fotel ten mam od kilku miesięcy, ale chyba go sprzedam. Ogólnie często mam tak, że muszę znać liczbę "czegoś" z czego się to "coś" składa. Np. oczka w firankach. Nawet nie zaczęłam ich liczyć, bo wiedziałam, że nic by z tego nie wyszło. Oszacowałam za to, patrząc na nią, ile ich tam może być. I to mnie uspokoiło. Natręctwo odpuściło. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że prawdziwa liczba może być całkowicie inna, niemniej jednak jest to taki mój sposób na tę obsesję. Nie zawsze działa, ale przynajmniej czasem. Nie jest to więc typowe natręctwo, bo ja nie czuję przymusu liczenia czegoś, tylko samej wiedzy, ile czegoś może być.

Niektórzy czują przymus, aby np. liczyć wagony w przejeżdżającym pociągu. Ja tak nie mam, bo wiem, że zaraz ten pociąg sobie pojedzie i już nigdy więcej go nie zobaczę, więc nie widzę w tym sensu. Liczenie dotyczy tylko rzeczy, które są moje.

To tylko jedno z wielu natręctw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam okropną, zaawansowaną nerwicę natręctw myślowych. Okropne myśli i obrazy pojawiały się w mojej głowie na okrągło. Męczyłam się strasznie, bolała mnie głowa, oczy, często się gryzłam i drapałam ze złości, chciało mi się też wymiotować, chudłam. Nie mógł mi pomóc żaden psycholog ani psychiatra, może nie trafiłam po prostu na właściwego, dobrego lekarza :/ Miałam chodzić na terapię, ale kiedy dowiedziałam się, że każda godzina ma kosztować 100 zł zrezygnowałam- przez całe spotkania myślałabym tylko o tym, że tracę kupę pieniędzy :P Pomógł mi pewien ksiądz ;P Tak- po prostu zwykły ksiądz. Kilka szczerych rozmów i zaleceń :P Uwierzyłam, że to nie moja wina, że to co pojawia się w mojej głowie nie jest moje i z całej siły zaczęłam to olewać. Kiedy jakiś obraz pojawił się w mojej głowie- zamiast odganiać go, potrząsać głową i zaciskać pięści, zaczęłam się uśmiechać i przyjmowałam go ze spokojem. Zachowywałam spokój i to mnie uratowało. Kilka razy to wracało, można powiedzieć, że ze zdwojoną siłą, ale na szczęście udawało mi się znowu to olać. :D Zaczęłam więcej myśleć o pozytywnych sprawach, skupiałam się na tym co dobrego mogę dzisiaj zrobić. Teraz po natręctwach ani śladu :D Zapomniałam już jak to jest. Polecam wszystkim taką formę terapii ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×