Skocz do zawartości
Nerwica.com

vice versa

Użytkownik
  • Postów

    147
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez vice versa

  1. vice versa

    Czy masz?

    nie, ale mam widok na park. Czy masz "dwie lewe ręce"?
  2. Ja też do wróżbitów/wróżek nie dzwonię, również do nich nie chodzę. Przyznam się jednak, że mimo iż też jestem "wykształconym głupkiem" ;P raz zasięgnęłam "porady" numerologa, który również swoją opinię opierał na innych sztukach tajemnych jak np. tarot (szklanej kuli i kota nie posiadał). Kiedyś, jak jeszcze nie został wyrzucony z TV wróżbita Dawid (za nagie zdjęcia w gejowskich gazetach), z fascynacją słuchałam jego wczuwanie się w odcinanie klątw i podczepień z 7 pokolenia ze strony matki. Zawsze poprawiał mi tym humor . Niestety widziałam często, że i jego to bawiło.
  3. Biorę Risperidon (Risperon 1mg) na natręctwa. Właściwie został mi przepisany na kompulsje- rozdrapywanie skóry na twarzy i notoryczne zdzieranie strupów, ale sądzę, że pomaga również na natrętne myśli, które się u mnie dość często pojawiają. Zażywam 2 x dziennie rano i po południu po 1 mg. Niestety ciągle ma na mnie działanie nasenne- kleją mi się powieki, z trudem powstrzymuję oczy przed zamykaniem, czuję się tak jakbym obserwowała swoje życie z boku lub we śnie. Ponieważ jestem aktywna zawodowo, powoduje to u mnie zwolnienie tempa pracy. Myślę, że Risperidon wzmacnia u mnie również działanie antylękowe przy równoczesnym zażywaniu wenlafaksyny. Ostatnio, ponieważ cierpię również na bezsenność, dawkę popołudniową przełożyłam na noc i śpię po risperidonie jak niemowlę. Nie mam suchości w ustach, dość dobrze wstaję rano. I zapomniałabym, ostatnio przytyłam kilka kilogramów i po przeanalizowaniu skutków ubocznych zażywanych leków, ustaliłam że sprawcą tegoż jest risperidon.
  4. Również przy zaburzeniach lękowych i myślach natrętnych brałam chlorprothixen zentiva 50 mg na noc, z założeniem, że ma działać nasennie. Owszem usypiał pięknie, miałam po nim całą głowę różnnorakich snów. Nietety miałam również suchość w ustach i trudności z wybudzaniem. Bywało, że przez godzinę ustawialam drzemki, by móc z trudem zwlec się z łóżka.
  5. Niestety popieram przedmówcę. Xanax wiele lat temu pomógł mi przetrwać najgorszy czas (brałam go doraźnie w chwilach rzeczywiście nie do wytrzymania). Obecnie zażywam (moge już chyba napisać zażywałam w czasie przeszłym) Zomiren SR przez około 5 miesięcy 2 X 1 mg rano i wieczorem. Lek ten był dla mnie wybawieniem. Wbrew wszelkim obawom, łatwo z niego schodziłam- najpierw zmniejszając na 0,5 mg 2x dziennie, potem tylko wieczorem o,5 mg, następnie co drugi, trzeci dzień wieczorem. Obecnie nie brałam go od ponad tygodnia i czuję się bardzo dobrze. Owszem, zawsze mam w zapasie 1 opakowanie leku na wypadek wystąpienia lęków i natrętnych myśli (które trwają u mnie nawet do 3 tygodni non stop) i może ten zapas wzbudza u mnie uczucie bezpieczeństwa.
  6. Biorę wenlafaksynę (faxolet er) od 8 miesięcy na noc, początkowo w dawce 75 mg, obecnie 150 mg. Dawka została zwiększona po 7 miesiącach, gdy zaczęły znów u mnie występować niepokój i lęk. Dawka zwiększana przez 10 dni 75 mg + 37,5 mg a następnie 150 mg. Po czterech- pięciu dniach zażywania dawki 112,5 mg zaczęłam być przygnębiona, drażliwa, smutna. Następnie pojawił się okropny lęk, bezsenność, kołatanie serca, splątanie i natłok myśli a także duszności i "gumowe" stawy oraz bezustannie powracające negatywne myśli łącznie z samobójczymi. Brałam lek w zwiększonej dawce a znów nie byłam sobą. Ponieważ słabo kontaktowałam po zwiększeniu leku do 150 mg po kilku dniach niechcąco go zmniejszyłam do 75 mg (pomyliłam opakowania i zamiast 75 mg x 2 zażywałam 37,5 mg x 2). Mój koszmar (lęk, bezsenność, natrętne myśli, które zawładnęły mną całkowicie i w które wierzyłam) trwał 3 tygodnie. W międzyczasie, po odkryciu pomyłki w braniu leków, zwiększyłam dawkę do 150 mg. Po czterech tygodniach koszmar minął. Czuję się bardzo dobrze, miewam chwile zawahania i obawy, jednak wszystkie wymienione wcześniej objawy zanikły. Nawet patrząc z perspektywy czasu, myśli które mnie ogarnęły i w które wierzyłam, odbieram jak irracjonalne i bez dalszych konsekwencji. I teraz zadam pytanie: czy mój stan (lęki i natrętne myśli) mógł mieć związek z przyzwyczajeniem się do starej dawki leku 75 mg czy może tak źle przechodziłam zwiększenie dawki? Jeśli chodzi o diagnozę- to, co lekarz to stawiał ja inną: ZOK, nerwica lękowa (lęk wolnopłynący), ostatnio ostra reakcja stresowa i depresja a także neurastenia. Obecnie od kilku lat leczę się u jednego lekarza z różnym skutkiem- raz jest lepiej a raz gorzej, mimo stałego przyjmowania leków.
  7. vice versa

    ot

    Paniom wstęp wzbroniony! ten zakaz jest lepszy niż niejedno zaproszenie. Wabi oczywiście kobiety :). Musiałam tu wleźć, by poznać męskie tematy. Niestety doznałam rozczarowania- nic się tu nie dzieje .
  8. vice versa

    Czy masz?

    niestety nie. czy masz fotel bujany?
  9. vice versa

    Skojarzenia

    dobry szpital- szpital w Leśnej Górze
  10. vice versa

    Czy masz?

    Tak, kota a właściwie dwa, bo jednego w głowie. Czy masz mydło w kostce?
  11. Zacytowałam część swojej wcześniejszej wypowiedzi, gdyż pokrywa się z tym co pisze Nicholas: I dlatego ja, jako kobieta w wieku 40+ trzymam za Was kciuki i wierzę, że Wam się uda. Z mojej strony to tyle. PowodzeniaNicholas1981!
  12. vice versa

    Skojarzenia

    wypadek- samochód
  13. Ależ oczywiście, masz świętą rację. Czytałam inny wątek/wątki z wypowiedziami Nicholasa i zauważyłam, że jest on wrogo nastawiony do wszelkiej formy terapii. By szybciej mógł osiągnąć względną stabilizację wspomniałam o farmakoterapii.
  14. Związek z drugą osobą nie zabiera nam wolności, ale ją w pewien sposób ogranicza. Bycie w związku to sztuka akceptacji drugiego człowieka, jego wad, zalet, zainteresowań czy pasji- mimo, że swoje ma się zgoła odmienne. W związku jest się wolnym człowiekiem ale z racji miłości człowiek chce się czuć zniewolonym. Chce spędzać razem czas, chce iść ze swoim partnerem do sklepu np. wędkarskiego a potem wstać o 4.00 rano i marznąć nad jeziorem w deszczu, tylko po to, by sprawić mu przyjemność... Właśnie w ten sposób związek ogranicza.
  15. Odebrałam to jak stwierdzenie, że człowiek zaburzony psychicznie nie ma szansy na związek z drugą, zdrową osobą... Z tym oczywiście się nie zgodzę, ale akurat nie jest to wątek na tą polemikę. Nicholas1981 napisał, że ta kobieta wie o nim prawie wszystko, pomagała mu przez wiele lat, zapewne wspierała nie tylko wiedzą naukową ale w jakiś sposób też emocjonalnie. To, że wie też o jego chorobie i związanych z nią "wzlotach i upadkach" i, że nadal utrzymuje z nim kontakt, świadczy o jej pełnej akceptacji. Relacja nauczycielka- uczeń z reguły jest beznamiętna, bo kto ze swoich problemów psychicznych zwierza się swojemu, dajmy na to, promotorowi? Ale jeżeli ona słucha, toleruje, akceptuje to już inaczej rysuje się ich znajomość. Może zbyt optymistycznie to oceniam, może Nicholas1981 nakreślił tą znajomość tak jakby chciał ją widzieć a nie jak wygląda ona rzeczywiście... Nie znaczy to jednak, że nie może być szczęśliwy. Jeżeli kocha naprawdę, nie powinien topić smutków w alkoholu, tylko pielęgnować tą znajomość. Może coś się z tego wykluje. Wszyscy na tym forum walczymy, by ustabilizować się psychicznie i emocjonalnie. I tu się z Tobą zgodzę, choć nie napisałaś tego wprost- Nicholas1981 jest rozchwiany psychicznie. By się ustabilizować powinien stosować się do zaleceń lekarza i uznać, że farmakoterapia, mimo sutków ubocznych z czasem naprawdę potrafi pomóc.
  16. Jestem kobietą w wieku powiedzmy więcej niż średnim, gdyż mam te 40+1 lat, czuje się więc zobowiązana wypowiedzieć w tym temacie. Po zobaczeniu Twojego zdjęcia Nicholas1981 stwierdziłam, że jesteś bardzo przystojny. To już wiesz, bo o Twojej powierzchowności z zachwytem wypowiedziała się już większa część forumowiczek. Twoja znajoma, kobieta, którą darzysz uczuciem zna wszystkie Twoje atuty, łącznie z tymi ukrytymi- wykształceniem, inteligencją, wrażliwością, zna również Twoje problemy a przebywając z Tobą, je wszystkie akceptuje. Moim zdaniem, kobieta 40 letnia czuje się połechtana zainteresowaniem młodego, przystojnego i inteligentnego mężczyzny. Żyć nie umierać- czego więcej trzeba? Otóż, należy spojrzeć na ten związek również i z drugiej strony. Tobie imponuje zapewne jej dojrzałość i dystans do świata, jej- Twoja młodość, uroda, temperament i możliwości fizyczne. Zapewne oboje lubicie przebywać w swoim towarzystwie, co nie oznacza, że jesteście dla siebie stworzeni. Ja na miejscu tej kobiety po prostu bałabym się zaangażować w taki związek, bałabym się porzucenia przez Ciebie, odrzucenia przez Twoje środowisko czy opinii otoczenia. W naszym kraju panuje zaściankowość i brak tolerancji dla inności. A związek młodego przystojniaka z dojrzałą kobietą nie jest normą. Taki związek (w moim subiektywnej opinii) opierał by się na ambiwalentnych odczuciach- dumie i strachu. Dodatkowo, każda babka zdaje sobie sprawę, że kobiety starzeją się szybciej a mężczyznom koło czterdziestki zdarza się przeżywać drugą młodość. Może to takie myślenie trochę na wyrost, ale przeze mnie brane jest pod uwagę. Powyżej napisałam Ci swoje zdanie, ale na Boga, Nicholas1981 nie kieruj się tym, co mówią inni (w tym ja). Bądź sobą i dąż do tego co czujesz, że dla Ciebie dobre. Spędzaj z nią jak najwięcej czasu, bądź przy niej takim jakim jesteś, nie czaruj i nie obrażaj jak na chwilę zniknie Ci z oczu. Jeśli jesteście sobie pisani- będziecie razem, ale nie można tego zaniedbać. P.S. Moja przyjaciółka od kilkunastu lat tworzy udane małżeństwo z 6 lat młodszym od siebie mężczyzną. Oboje bardzo się kochają i szanują. Jak widać istnieją szanse na sukces w tej materii, czego oczywiście Ci życzę.
  17. vice versa

    Skojarzenia

    ciepły letni deszcz- tęcza
  18. Zadałam Wam to pytanie, gdyż bardzo mnie to nurtuje. Jeszcze dwa tygodnie temu miałam w głowie gonitwę myśli na jeden temat i związany z tym utrudniający funkcjonowanie lęk. Trwało to jakieś trzy tygodnie non stop, z przerwą na sen- oczywiście po zażyciu skutecznego leku nasennego. Nic do mnie nie docierało- obsesyjna myśl była silniejsza niż racjonalne podejście do tematu. Normalne życie stało się udręką, praca rzeczą wręcz niemożliwą. Około tygodnia temu, tak z dnia na dzień zaczęłam "normalnie" myśleć, analizować swoje wcześniejsze zachowanie (to podczas natrętnych myśli) i zauważać ich irracjonalność. Na dzień dzisiejszy czuję się bardzo dobrze, mam świadomość tego, że niedawno nie byłam sobą i niestety świadomość tego, że za jakiś czas to znów powróci. Obsesje takie wcześniej miałam 7 miesięcy temu, jeszcze wcześniej w lutym 2013 - mogłabym tak wymieniać wstecz jeszcze kilka terminów. Ataki takie zawsze trwały po 2- 3 tygodnie, po czym chyba samoistnie ustępowały. Nadmieniam, że od wielu lat leczę się psychiatrycznie, stale zażywam leki, które chyba nie mają wpływu ta występowanie tych ataków. Czy u Was wygląda podobnie? Macie ataki natręctw co jakiś czas, czy ciągle zatruwają Wam życie?
  19. Sonka_85, jaki był powód zmuszenia Cię do zwolnienia się z pracy? Zgodnie z art. 53 KP pracodawca może (ale nie musi) zwolnić Cię po 182 dniach zwolnienia lekarskiego i 3 miesiącach świadczenia rehabilitacyjnego (oczywiście o spełnieniu wymienionych w KP przesłanek). Jeśli zwolniłaś się sama za porozumieniem stron lub za wypowiedzeniem, to niedobrze. W innym przypadku mogłabyś wygrać sprawę w Sądzie Pracy. Szkoda, że wcześniej nie załatwiałaś spraw związanych z otrzymaniem świadczenia rehabilitacyjnego, myślę, że wtedy nie miałabyś problemów z pracodawcą. I tak jak wyżej Aranjani, napisała- pracodawca ma obowiązek wydania świadectwa pracy!
  20. Ja lęk mam w sobie, zawsze i wszędzie. I boję się wszystkiego- począwszy od jazdy samochodem, którą nota bene kiedyś uwielbiałam, teraz traktuję wyłącznie jako przymus przemieszczania się, po lęk o kota który sam siedzi w domu i co on "myśli"... Oj, to zupełnie tak jak ja. A jeśli decyzji nie mogę odłożyć, to spycham ją na innych. Zwykłe wybranie się na urlop jest problemem, bo nie mogę zdecydować czy chce jechać w góry czy nad morze, więc mówię partnerowi- "jesteś mężczyzną- to zdecyduj". Niestety, w życiu zawodowym decyzje czy samodzielne czynności do wykonania są koszmarem. Wszystko sprawdzam po trzykroć, potem każe sprawdzić innym, po czym konsultuję to co robię z pracodawcą i zaczynam się bać błędu... Obłęd... Na pewno jesteśmy już dwie :).
  21. Wyciągnęłam temat sprzed 7 lat, gdyż niestety nadal on mnie dotyczy. I znów niestety dotknął mnie na urlopie, podczas błogiego leniuchowania i braku jakiegokolwiek stresu... W czasie tych 7 lat, podczas napadu lęku związanego z obsesyjnymi myślami popełnienia jakiegoś irracjonalnego błędu, zwolniłam się z pracy; po odpoczynku i pewności, że psychicznie daję już radę- podjęłam kolejną- niestety za dwukrotnie niższą pensję. Byłam z niej zadowolona- nowe otoczenie, zadania wpływały na moją motywację- do czasu tego cholernego urlopu. Znów sobie wmówiłam, że powinnam była zrobić coś inaczej, lepiej. Już wtedy urlop zamienił się w koszmar. Lęki wróciły ze straszną siłą, kołatanie serca i "paraliż" kończyn nie pozwoliły mi funkcjonować w dzień, a nasilające się obsesyjne myśli nie pozwalały spać w nocy. Leki, które brałam do tej pory nagle przestały działać. Przez 2 tygodnie urlopu żyłam jak zombie, podobnie było po powrocie do pracy. Na nic się dały tłumaczenia osób z działu, ze wszystko jest w jak najlepszym porządku, że podjęta decyzja jak i tryb mojego postepowania wcześniej konsultowane były zarówno z prawnikiem w firmie, jak i dyrektorem. Słowa te były rzucane jak grochem o ścianę- ja wiedziałam lepiej- jest błąd a z tego błędu będą nie lada konsekwencje, dla mnie, dla firmy jak i innych pracowników. Osoby z firmy stwierdziły, że nie widziały mnie jeszcze w takim stanie, że nie przyjmowałam żadnych argumentów, że myśli będące w mojej głowie zawładnęły mną całkowicie. Chwilę wcześniej, przed napadem obsesji miałam wizytę u psychiatry, podczas której stwierdziłam, że czuję iż znów źle się ze mną dzieje, że zaczynam się bać swoich działań, że się boję, że popełnię błąd. Poinformowałam lekarza, że te myśli zaczęły mnie paraliżować i moja efektywność w pracy znacznie zmalała.W związku z tym została mi zwiększona dawka leku, że tak powiem podstawowego faxolet z 75 na 150 mg, do tego 2 razy dziennie 1 mg risperidonu na natręctwa w postaci ciągłego kaleczenia sobie twarzy, przez wydrapywanie dziur z nieistniejących problemów skórnych oraz rano i wieczorem po 1 mg zomirenu o przedłużonym działaniu. Jak najbardziej stosuję się do zaleceń lekarza, biorę systematycznie leki a jednak to cholerstwo znów jest. Jak sobie dajecie z tym radę- przyjmę każdą wskazówkę, by rzeczywiście móc poczuć się lepiej. Wizytę u psychiatry mam dopiero za miesiąc. Dziękuję za uwagę tym, którzy dotrwali do końca postu.
  22. nerwosol-men, napisałam wcześniej, że leki pomagają ale nie na zawsze. Myśli i lęki powracają w najmniej oczekiwanym momencie. U mnie ostatnio spokój trwał 7 miesięcy a teraz znów lęki i myśli z tym związane zaprzątają mi głowę .
×