Skocz do zawartości
Nerwica.com

opowiem Wam moją historię.


cząstkaświata

Rekomendowane odpowiedzi

Na początku chciałam ostrzec,że post będzie bardzo długi ale mam nadzieję,że są tutaj cierpliwi ludzie którzy zdołają przeczytać do końca. Postaram się pisać tylko o tym co jest dla mnie bardzo istotne.

 

Podstawówka

Zacznę od początku swojego życia, z tego ile pamiętam. Kiedy byłam w podstawówce wszystko było dobrze do 3 klasy. Pamiętam,że rozdzielili Nas do innych klas tak więc od 4 klasy chodziłam do nowej. Bardzo przeżywałam to przejście więc modliłam się żebym nie trafiła do tej najgorszej klasy (gdzie prawie wszyscy byli ''lepsi'') los tak chciał,że akurat do niej trafiłam. Pamiętam,że stałam się bardziej skryta, nieśmiała, nie chciałam chodzić do szkoły. Zawsze w pewien sposób czułam się gorsza od innych ale znalazłam koleżanki, które miały możliwie podobne sytuacje życiowe (jedna skryta, jedna z domu dziecka, jedna z patologicznej rodziny) jakoś udało mi się przetrwać do 6klasy podstawówki. W podstawówce miałam już problemy z nauką, pamiętam sytuację w której musiałam czytać opowiadanie i było tam,że wynik meczu drużyny to 1:1 a ja przeczytałam to ''jeden podzielić na jeden'' do dziś pamiętam jak wszyscy się ze mnie śmiali. Co najgorszego spotkało mnie w podstawówce to molestowanie przez sąsiada, nie pamiętam już dokładnie w której byłam klasie ale dokładnie pamiętam te sytuacje, wychodziłam na klatkę schodową się bawić gdzie sąsiad (dużo starszy ode mnie, chory psychicznie, zielony papiery itp.) zawsze bawił się z nami. I dziwi mnie to, że nikogo to nie dziwiło. Nie pamiętam ile razy w tygodniu to się działo. Pamiętam,że dotykał i lizał mnie w miejscach intymnych nawet przed moimi drzwiami gdzie obok jest ich jeszcze 3 (dziwne,że nikt w tym czasie nie wyszedł na klatkę) Byłam mała i nie wiedziałam,że to jest złe. Nigdy nie powiedziałam o tym nikomu. Zostałam skierowana do psychologa na badania przez niską samoocenę, układałam klocki itp. Pani psycholog zleciła tylko żebym siedziała zawsze na lekcjach w pierwszej ławce.

 

Gimnazjum

Los tak chciał. Kiedy zobaczyłam listę przyjętych do gimnazjum byłam znowu w innej klasie. Ponownie problemy z nauką, problemy ze skupieniem, nie potrafiłam się odnaleźć, nadal skryta, nieśmiała, często źródłem pośmiewiska za nieładne ubrania czy biedę, za wygląd. Pamiętam,że zdarzyło się iż miałam wszy na głowie to też stało się źródłem ciągłego pośmiewiska przez długi okres czasu mimo,że mama wyczyściła mi głowę od razu jak tylko się dowiedziałam. W szkole była świetlica do której chodziłam od 6kl. podstawowej. Pamiętam,że raz wychowawczyni prosiła Nas do osobnej sali na rozmowę pytając o naszą sytuację rodzinną.. zawsze odpowiadałam,że nic nie powiem bo boję się,że pójdę do domu dziecka. Mam bardzo trudny charakter, wychowawczynie wiele razy próbowały ze mnie wyciągnąć cokolwiek, chciały mi pomóc bo moja siostra w przeciwieństwie do mnie zawsze mówiła jak jest na prawdę. Byłam bardzo chuda jak na swój wiek i wzrost, jedna wychowawczyni przynosiła mi śniadania. Druga wychowawczyni, która była psychologiem/pedagogiem domyślała się,że chyba mam zaburzenia odżywiania bo ciągle o to pytała gdzie ja odpowiadałam,że wszystko jest w porządku. Przyszedł czas kiedy druga wychowawczyni podjęła się współpracy ze mną mimo,że nienawidziłyśmy się okropnie. Perfidnie widziałam jak robiła mi na złość, i to dosłownie. Potem próbowała dotrzeć do mojego wnętrza ale najczęściej po prostu były to godziny ciszy. Pamiętam,że zawsze byłam zdania ''Po co mam komuś opowiadać o sobie skoro i tak wszyscy mnie zostawią i zapomną'' wtedy wychowawczyni powiedziała mi: ''Ja czuję,że to jest coś więcej. Chcę mieć z Tobą kontakt nawet kiedy będziesz dorosła'' dla kogoś kto ma zaburzenia osobowości, brak zainteresowania ze strony dorosłych to jak wygrana na loterii ale pamiętam,że kiedyś powiedziała ''Świat nie kręci się tylko wokół Ciebie'' to mnie wtedy bardzo zabolało. Pamiętam,że przez kilka dni bardzo to analizowałam, płakałam.. zastanawiałam się dlaczego najpierw oferuje mi swoją uwagę, a potem daje mi do zrozumienia że nie jestem jedyna, ktora potrzebuje pomocy. Ja wtedy nie byłam w stanie dostrzec nic innego niż swoje problemy. Zaczęłam ją ignorować ze względu na to co powiedziała jednak za każdym razem wychodziła z inicjatywą przeprosin, do czasu kiedy powiedziała mi: ''Czuję ogromną presję, nigdy nie wiem dlaczego nagle przestajesz się do mnie odzywać, nie wiem co złego zrobiłam, i dlaczego zawsze to ja muszę wychodzić z inicjatywą?'' Oczywiście miała racje, ja sprytnie i specjalnie stwarzałam te sytuacje tylko dlatego by zobaczyć czy jej na mnie zależy, chciałam żeby poświęcała mi całą swoją uwagę chociaż było to raczej nie możliwe, chciałam więcej niż mogła mi dać. Przywiązałam się ogromnie i opowiedziałam to dlatego,że nadal sobie z tym nie radzę. Nie potrafię zrozumieć dlaczego obie wychowawczynie, które podchodziły do mnie ze szczególną uwagą zniknęły z mojego życia. Ja na prawdę myślałam,że im na mnie zależy kiedy ostatnio chciałam iść opowiedzieć o swoich sukcesach zwyczajnie nie mają już czasu bo mają swoje życie, zdaje sobie z tego sprawę. Czasem żałuję,że nie powiedziałam im całej prawdy może wtedy byłyby przy mnie do teraz. Pamiętam,że swego czasu w gimnazjum okaleczałam się.

 

W wakacje, podczas przerwy gimnazjalnej poznałam kolejna osobę, której uczepiłam się jak rzep na włosy. Historia się powtórzyła,że niby jej zależy na mnie więc ja automatycznie uwierzyłam w to,że tak jest ale.. miałam wieczne pretensje, nigdy nie chciałam powiedzieć z jakiego powodu, obiecała mi,że mnie odwiedzi (dzieli Nas jakieś 50km?) ale tego nie zrobiła więc znowu czułam się bardzo odtrącona. Dzisiaj już wiem dlaczego się tak zachowywałam wobec wychowawczyń i tej osoby, szukałam uwagi, troski, miłości, opieki, której nie otrzymałam od mamy. Nie potrafię sobie wybaczyć bo na prawdę się przywiązałam i nie dość,że do dziś tęsknie to i jeszcze na przeprosiny za późno.

 

Dom rodzinny

Nigdy nie miałam pełnej szczęśliwej rodziny, mój tata popełnił samobójstwo kiedy zaczynałam 1kl. gimnazjum ale nigdy mnie i mojej siostry nie chciał. Przewinęło się paru ojczymów ja rozumiem,że mama szukała swojego szczęścia ale jej nie wychodziło. Pierwszy ojczym bardzo dużo pił, do tego znęcał się psychicznie i fizycznie nad mamą, utkwiły mi w pamięci niektóre momenty walki. Zawsze bałam się,że któryś cios może być śmiertelny. Do dzisiaj mieszkamy w jednym i tym samym mieszkaniu (pokój z kuchnia) gdzie moje łóżko jest równoległe do łóżka mojej mamy więc nie raz widziałam i słyszałam to, co jak dla mnie jest sprawą prywatną. Na szczęście mamie udało się uciec, ciągano nas po sądach, w końcu trafił do więzienia ale spokoju nie mieliśmy długo. Mama nie była święta bo też dużo piła, znalazła drugiego mężczyznę, który również był alkoholikiem. Ponowne wieczne kłótnie, rozstali się. Ponownie nowy partner alkoholik, wieczne kłótnie, rozstali się. Od niedawna jednak moja mama zmniejszyła ilość spożywanego alkoholu na tydzień, znalazła nowego partnera i przynajmniej raz na 2 tygodnie przychodzi i ich weekend razem wygląda jedynie pijąc alkohol. Kiedy zostaje na noc, zawsze dochodzi do prywatnych spraw. Kiedy zwróciłam uwagę mamie po raz pierwszy,że ja nie chcę tego widzieć ani słyszeć to nic sobie z tego nie zrobiła, ale za drugim razem już dosadnie powiedziałam co myślę i się poprawiło ale przedwczoraj patrzyłam na telewizor, mama już poszła spać i zaczęła się masturbować przy mnie. Nie wiedziałam w ogóle jak mam się zachować.. nie wiem dlaczego robi to przy mnie, nie wiem jaką z tego ma przyjemność, ja nie jestem głucha ani ślepa. Kontakt z moją mamą wyglada różnie raz jest dobrze, a raz nie. Nie jesteśmy wylewne do wyznawania swoich uczuć. Mama zmaga się ze swoimi problemami czesto przez alkohol, ale ja chce sobie radzic inaczej, nie chce popelnic samobojstwa jak tata chociaz czasem myslę,że tak by było najlepiej.. i nie chce wpaść w alkoholizm. 3 lata temu zmarła moja babcia i dziadek z którymi byłam bardzo zżyta. Oboje zmarli w jednym dniu. Dwa lata temu sąsiad podpalił swoje mieszkanie, prawie cały budynek się palił, byłam wtedy z mamą w domu ale na szczęscie nikt nie ucierpiał. Rok temu byłam świadkiem śmierci 6miesięcznego dziecka sąsiadki, dużo czasu spędzaliśmy razem i też bardzo to przeżyłam.

 

Mężczyźni?

4 lata temu poznałam chłopaka przez internet, dużo pisaliśmy, znaliśmy siebie na wylot, w zasadzie widzieliśmy się tylko dwa razy i może to śmieszne ale byliśmy w sobie bardzo zakochani. Do czasu kiedy nie znalazł sobie nowej dziewczyny więc ze mną urwał kontakt, potem znowu mieliśmy kontakt potem znowu znalazł dziewczynę więc znowu urwał kontakt, potem znowu mieliśmy kontakt ale od lutego tego roku kontakt się urwał. Przeżywałam bardzo to ''rozstanie''. Teraz pod tym względem żyje mi się o wiele lepiej, w końcu powiedziałam: STOP! nie dam się tak traktować. Czasem jest tak,że wspomnę o Nim i o uczuciu które Nas łaczyło ale już nie płaczę, nie przeżywam tego chociaż serce gdzieś tęskni. Podsumowując kolejne odtrącenie. Od tamtego czasu pojawiło się może 2 mężczyzn z którymi mogło by być pięknie ale to ja ich odtrąciłam bo potrzebowałam dużo czasu, jestem strasznie uprzedzona do mężczyzn, zresztą jak do wszystkich ludzi.

 

Teraźniejszość

Nigdy nie miałam jakoś zbytnio dużo przyjaciół, i teraz ich też nie mam. Wszystkich, którzy byli i im zależało rozwiał wiatr. W tym roku kończę 20lat, nadal mam problemy z odżywianiem, mieszkam nadal z mamą i siostrą, mam problemy ze sobą i w nauce, w sierpniu mam kolejną poprawkę matury z matematyki. Nie potrafię znaleźć pracy,a chcę pracować jako opiekunka dziecięca, w tej pracy czuję się najlepiej. Nie chce szukać pracy gdzieś indziej bo boję się ludzi, nie lubię ludzi. Pracowałam przez 3 miesiące u jednej rodziny ale zrezygnowali nie z powodu złego opiekowania sie dziećmi ale myślę,że nie radziłam sobie emocjonalnie w pewnych momentach w kontaktach z rodzicami. I myślę,że dlatego też nie potrafie znaleźć pracy bo jestem skryta, nieśmiała i wydaje mi się,że to po mnie widać. Do mężczyzn jestem uprzedzona, a kiedy poznaje kogoś fajnego i mogło by z tego coś być przychodzi myśl,że kiedyś w końcu będziemy musieli współżyć. Słowo współżyć wywołuje u mnie obrzydzenie i niechęć, dlatego nie chce się wiązać i ranic drugiej osoby, tłumaczyć każdemu z osobna co przeszlam ale przecież każdy potrzebuje kogoś kto zrozumie naszą historię, otuli Nas ramionami i powie,że będzie dobrze.

Mam straszne zmiany nastroju.. mogę siedzieć w domu miesiąc nigdzie nie wychodząc bo nie lubię ludzi. Nie radze sobie emocjonalnie, nie jestem silna, ani też wytrwała. Czasem wydaje mi się,że po prostu jestem porażką, mogę siedzieć i płakać.

 

Chcę spełniać marzenia! Interesuję się końmi, muzyką, gimnastyką ale zwyczajnie brak mi równiez motywacji. Boje się bo nie radze sobie w roznych sytuacjach miedzyludzkich. Chcialam pojsc do psychologa.. bo juz mam dość walczenia samemu z całym światem ale psycholog jest kosztowny, a ja nie mam pracy, żeby spełniać marzenia muszę mieć prace,a żeby miec pracę muszę sobie radzic sama ze sobą. Błedne koło, a ja jestem ciągle na środku. Wszystko to co się działo, wpłynęło na moją osobowość. I nie mam pojęcia jak sobie pomóc:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cząstkaświata, witaj na Forum. Wiele w życiu przeszłaś. Mam wrażenie, że czujesz się zamknięta w pułapce, z której nie ma wyjścia. To jednak nieprawda. Jedno zdanie szczególnie zwróciło moją uwagę: "chcę spełniać marzenia". Może się to stać jednym z punktów zaczepienia, dać Ci siłę na to, żeby o siebie walczyć. A wierz mi, że warto, bo życie można odmienić o 180 stopni.

 

Co do sprawy psychologa...

 

Jeśli chciałabyś podjąć terapię (terapię, a nie sporadyczne wizyty u psychologa), to nie musisz za to płacić. NFZ również to refunduje. Potrzebne jest tylko skierowanie od lekarza rodzinnego bądź psychiatry. Jak już je będziesz miała, to możesz podzwonić do placówek, które mają podpisaną umowę z NFZ i wpisać się na listę oczekujących. Oczekiwanie jest zależne od miasta i placówki. Nic nie będziesz musiała za to płacić ;)

 

Witaj :) Masz racje tak się właśnie czuje ale są dni kiedy wierzę,ze jest wyjście ale i są dni takie kiedy totalnie nie wierzę. Jednego dnia wydaje mi się,że jestem w stanie zawalczyć o siebie ale znowu nie wiem w jaki sposób, nie wiem gdzie i w którą stronę iść, a drugiego dnia znowu mogę tylko siedzieć i płakać. Dlatego dobrze mieć wsparcie, kogoś komu można zaufać, kogoś kto zna Naszą historię i nadal chce z Nami mieć kontakt, a kiedy zwątpimy pokaże Nam w którą stronę szliśmy i,że wciąż ma to sens. Ja również myślę,że to marzenia mogą być małą bramą do zmiany.

 

Ja nawet nie wiem jak wygląda taka terapia. Czy może się zdarzyć,że przed specjalistą nie będę chciała się otworzyć bo nie będę czuła się pewnie? mam wrażenie,że tak właśnie będzie. W internecie łatwo jest pisać o swoich problemach ale zwierzanie się obcej osobie jest nieco trudne, i wstydliwe. A skierowanie od lekarza rodzinnego bądź psychiatry to mam pójść i powiedzieć,że potrzebuje pomocy? I dziękuję bardzo za Twoją odpowiedź :)

 

-- 27 maja 2014, 14:07 --

 

Hej,

 

jestem w podobnym wieku co Ty i chociaż przeszedłem zdecydowanie mniej, to wydaje mi się, że rozumiem jak się czujesz.

 

Trzymam za Ciebie kciuki, mam nadzieję, że uda Ci się uzyskać pomoc.

 

Cześć, dziękuję Ci bardzo za te słowa. I również trzymam kciuki za Ciebie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W Twoim wieku przeżywałam straszne chwile, ale wtedy nie było internetu, a nikt znajomy nie był zainteresowany moimi problemami. Nazywali mnie - dowcipnie - córką grabarza.

Przeważnie byłam tragiczna i załamana. Aż wreszcie znalazł się ktoś, kto mi pomógł. Alkoholiczka, moja nauczycielka malarstwa. Była tak inteligentna, że nie trzeba było streszczać swoich dramatów. Muszę powiedzieć, że to chyba JEDYNA osoba, która mnie dowartościowała. Wystarczy jedna. Tak się złożyło, że zachorowała i umarła, a ja zostałam w jej mieszkaniu. Już miałam dobrze po trzydziestce.

Nigdy nie trafiłam na zbiorową terapię, ale rozmawiałam z osobami, które chodzą na nią chodzą. Są zadowolone. Chyba wolałabym grupowe zajęcia od indywidualnych, bo też jestem b nieufna i boję się takich bliskich relacji sam na sam. No tak jest.

Wierzę w Ciebie. Wzruszyłaś mnie swoją historią... Jesteś wrażliwą dziewczyną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W Twoim wieku przeżywałam straszne chwile, ale wtedy nie było internetu, a nikt znajomy nie był zainteresowany moimi problemami. Nazywali mnie - dowcipnie - córką grabarza.

Przeważnie byłam tragiczna i załamana. Aż wreszcie znalazł się ktoś, kto mi pomógł. Alkoholiczka, moja nauczycielka malarstwa. Była tak inteligentna, że nie trzeba było streszczać swoich dramatów. Muszę powiedzieć, że to chyba JEDYNA osoba, która mnie dowartościowała. Wystarczy jedna. Tak się złożyło, że zachorowała i umarła, a ja zostałam w jej mieszkaniu. Już miałam dobrze po trzydziestce.

Nigdy nie trafiłam na zbiorową terapię, ale rozmawiałam z osobami, które chodzą na nią chodzą. Są zadowolone. Chyba wolałabym grupowe zajęcia od indywidualnych, bo też jestem b nieufna i boję się takich bliskich relacji sam na sam. No tak jest.

Wierzę w Ciebie. Wzruszyłaś mnie swoją historią... Jesteś wrażliwą dziewczyną.

 

Pamiętam,że ja dość późno otrzymałam komputer z dostępem do internetu więc wszystko co przeżywałam tłumiłam w sobie. Sądzę,że w zbiorowej grupie jest małe prawdopodobieństwo,że człowiek przywiąże się do swojego terapeuty. Ciężej byłoby mi się otworzyć jednak przed większą grupą, zajęło by mi to na pewno więcej czasu niż zajęcia indywidualne, tak mi się wydaje.

 

Dziękuje bardzo za odpowiedź, to dla mnie dużo znaczy.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cząstkoświata, poszukaj takiej grupy. To długo trwa. Zanim taka grupa zbierze się możesz jeszcze kilka razy zmienić zdanie - zdążysz się wycofać.

Otwieraj furtki, a może któraś będzie dobra.

Jeszcze z moich doświadczeń "córki grabarza" - może postarasz się zapisywać swoje dni. Po opadnięciu emocji odczytasz je na nowo,

sama nabierzesz dystansu do kogo trzeba. Pamiętnik, notatnik, mi chyba to pomogło. Tak świetnie opisałaś swój problem, masz zacięcie literackie.

I jeszcze ... Deprecha deprechą, ja bym też miała deprechę w Twojej sytuacji - zawalcz o swoje życie. Np ucz się angielskiego. Wkuwaj słówka, znajdź jakiś zabawny podręcznik...

Nawet jako kobieta do dziecka będziesz inaczej postrzegana gdy opanujesz język. Otwieraj furtki.

Postaraj się jeździć na rowerze, pływać, biegać - brać zimny prysznic...Łatwo powiedzieć. Może Ci się uda.

Wierz mi, że inni też mają ciężko...ale Ci nagadałam, trzym się !

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mimo, iż nie jestem wytrwałym "czytaczem" przeczytałem twoją opowieść. Rozumiem, że takie napisanie, podzielenie tym z innymi miało na celu przyniesienie Ci pewnej ulgi, mam nadzieję, że się udało. Też czasem myślę by napisać taka "spowiedź" z pewnego aspektu swojego życia, ale może jeszcze nie czas na to. Czasem chyba warto napisać o czymś co nas boli....

Nie będę prawił kazań bo sam w najlepszej sytuacji życiowej nie jestem. Powiem tylko jedno. Musisz bardziej uwierzyć w siebie i koniecznie znaleźć pracę jaka by ona nie była. Miałabyś dzięki temu zajęcie i mniej czasu na zadręczanie się myślami i wyrzutami sumienia.

Radziłbym także skończyć z tym "błędnym kołem" pt. nie pójdę do psychologa bo nie mam pracy, nie pójde do pracy bo nie jestem stabilna emocjonalnie....

Takie podejście nie zaprowadzi Cie do znikąd. Rozumiem, że nie lubisz ludzi bo sie na nich zawiodłaś. Naturalny mechanizm. Moja liczba przyjaciół wynosi dokładnie 0 wiec cos o tym wiem. Ja też generalnie nie lubie ludzi, ale jednak pracuje w miejscu gdzie jest ich pełno, gdyż doszedłem do wniosku, że od ludzi nie da sie uciec. Trzeba sie zatem do ich towarzystwa przyzwyczaić oraz się przełamać.

Musisz wychodzić, zając sie czymś najlepiej pracą. Izolacja prowadzi do pogłębienia depresji.

To tyle ode mnie. Mam nadzieje ze troche pomogłem. Pozdro :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cząstkoświata, poszukaj takiej grupy. To długo trwa. Zanim taka grupa zbierze się możesz jeszcze kilka razy zmienić zdanie - zdążysz się wycofać.

Otwieraj furtki, a może któraś będzie dobra.

Jeszcze z moich doświadczeń "córki grabarza" - może postarasz się zapisywać swoje dni. Po opadnięciu emocji odczytasz je na nowo,

sama nabierzesz dystansu do kogo trzeba. Pamiętnik, notatnik, mi chyba to pomogło. Tak świetnie opisałaś swój problem, masz zacięcie literackie.

I jeszcze ... Deprecha deprechą, ja bym też miała deprechę w Twojej sytuacji - zawalcz o swoje życie. Np ucz się angielskiego. Wkuwaj słówka, znajdź jakiś zabawny podręcznik...

Nawet jako kobieta do dziecka będziesz inaczej postrzegana gdy opanujesz język. Otwieraj furtki.

Postaraj się jeździć na rowerze, pływać, biegać - brać zimny prysznic...Łatwo powiedzieć. Może Ci się uda.

Wierz mi, że inni też mają ciężko...ale Ci nagadałam, trzym się !

pozdrawiam

 

Nie ma tak,że ja tylko siedzę i użalam się nad swoim losem. Staram się otwierać furtki każdego dnia, fakt faktem czasem są takie dni kiedy nie mam ochoty na nic, tylko na zamknięcie się w szczelnej skorupie, i w momencie pisania swojej historii właśnie byłam w skorupie. Regularnie staram się uczyć angielskiego od roku, jeżdżę na rolkach, pływam i od niedawna biegam, dzisiaj mija równy miesiąc odkąd przestałam palić i szczerze trochę jestem z siebie dumna, tylko nieszczęśliwi ludzie palą papierosy, a ja chce być szczęśliwa.. może nie co szczęśliwa ale realnie radząca sobie z życiem, codziennymi sytuacjami. Prowadzę bloga od ponad roku. Nie stoję w miejscu, poruszam się do przodu ale dość mozolnie w porównaniu do innych rówieśników, każde zadanie/postanowienie wymaga ode mnie dużo czasu, i ten czas mi najwięcej zabiera.. Pracy szukam na okrągło, dzień w dzień. I wierz mi,że ja wcale nie uważam iż tylko ja mam ciężko. Dzień w dzień dane jest mi to doświadczać, więc uczę się na swoich błędach i innych przy okazji. I myślenie w sposób,że inni mają też ciężko wcale nie podnosi mnie na duchu, ani w żaden sposób nie pociesza, nawet nie zwalnia mnie z tego co noszę na swoich barkach. Ty też się trzymaj.

 

-- 09 cze 2014, 21:01 --

 

Mimo, iż nie jestem wytrwałym "czytaczem" przeczytałem twoją opowieść. Rozumiem, że takie napisanie, podzielenie tym z innymi miało na celu przyniesienie Ci pewnej ulgi, mam nadzieję, że się udało. Też czasem myślę by napisać taka "spowiedź" z pewnego aspektu swojego życia, ale może jeszcze nie czas na to. Czasem chyba warto napisać o czymś co nas boli....Nie będę prawił kazań bo sam w najlepszej sytuacji życiowej nie jestem. Powiem tylko jedno. Musisz bardziej uwierzyć w siebie i koniecznie znaleźć pracę jaka by ona nie była. Miałabyś dzięki temu zajęcie i mniej czasu na zadręczanie się myślami i wyrzutami sumienia.

Radziłbym także skończyć z tym "błędnym kołem" pt. nie pójdę do psychologa bo nie mam pracy, nie pójde do pracy bo nie jestem stabilna emocjonalnie....

Takie podejście nie zaprowadzi Cie do znikąd. Rozumiem, że nie lubisz ludzi bo sie na nich zawiodłaś. Naturalny mechanizm. Moja liczba przyjaciół wynosi dokładnie 0 wiec cos o tym wiem. Ja też generalnie nie lubie ludzi, ale jednak pracuje w miejscu gdzie jest ich pełno, gdyż doszedłem do wniosku, że od ludzi nie da sie uciec. Trzeba sie zatem do ich towarzystwa przyzwyczaić oraz się przełamać.

Musisz wychodzić, zając sie czymś najlepiej pracą. Izolacja prowadzi do pogłębienia depresji.

To tyle ode mnie. Mam nadzieje ze troche pomogłem. Pozdro :D

 

Dziękuję więc za Twoją wytrwałość, może i przyniosło ulgę ale wydaje mi się,że tylko chwilową. Nie chcę byle jakiej pracy, moja siostra tkwi od roku w pracy której nienawidzi, więc jaki jest sens robienia czegoś czego nie lubimy? ciągle chodzi podenerwowana i założę się,że ta praca odbiera jej nawet chęci do życia, czy wiarę w siebie. Doskonale jednak wiem,że działanie to najskuteczniejsze lekarstwo na dręczące myśli. I całkowicie zdaje sobie z tego sprawę,że izolacja prowadzi do pogłębienia depresji jednak wezmę Twoje wszystkie sugestie rozważę i być może wyciągnę z nich coś. Pozdrawiam również :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Droga Cząstko Świata

Mam za sobą depresję, nerwicę, napady paniki, molestowanie, poronienie, niezbyt szczęśliwe dzieciństwo, długo można by wyliczać. Trochę czasu zajęło mi uporanie się z tym wszystkim, ale można, uwierz, można żyć w miarę szczęśliwie, można nawet z tych trudnych doświadczeń wyciągnąć lekcje. Oczywiście my wrażliwcy musimy wkładać w życie więcej wysiłku niż inni.

Mam więcej lat na karku, więcej doświadczenia. Jeśli chcesz pogadać napisz do mnie na anaisia@poczta.onet.pl, może będę mogła Cię jakoś wesprzeć, chciałabym Ci pomóc:) Pozdrawiam Cię serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×