Skocz do zawartości
Nerwica.com

Od czego zacząć i gdzie jest koniec w kulce splątanych kabli


foxlae

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie, zarejestrowałam się tutaj po popodczytywaniu sobie kilku wątków. Tytułem wstępu powitalnego ponieważ nie pokusiłam się o to w powitalni, w skrócie cierpię na depresję od wieku nastoletniego (a mam owych wiosen obecnie dwadzieścia parę na karku), choć obecnie nie jestem w najciemniejszym punkcie skali, o ile takowa istnieje. Raczej jakiś średni odcień szarości, chyba jaśniejszy.

 

Do forum doprowadziły mnie rozmyślania o stanie obecnym. Zastanawia mnie czy ktoś z Was utożsamia się z którymiś z moich odczuć (?). Nie jestem pewna czego właściwie tu szukam. Jakiegoś światełka inspiracji, cudzej historii, być może po prostu poprzebywania z kimś kto z moją sytuacją utożsamić może się nie tylko intelektualnie, za pomocą empatii co przez podobne odczucia.

 

Ostatnio nieustannie zadaję sobie pytanie czy mam w ogóle jakiekolwiek szanse na normalność, czy pamiętam w ogóle jeszcze czym są normalne odczucia, czy potrafiłabym faktycznie wskazać u siebie moment w którym jest dobrze? Długotrwała depresja nabyta w młodym wieku wydaje się stygmatyzować osobowość, długotrwały brak poczucia sensu sprawia że zaczyna zacierać się w pamięci tego sensu definicja, jak jest i z granicą odczuć. Złe samopoczucie zaczyna zdawać się czymś normalnym, po najciemniejszym okresie przesuwa się tolerancja na czucie się źle, zostaje tylko pustka. Czasem czuję się jak wyprana, choć nie utraciłam zdolności silnego odczuwania. Wyprana z osobowości, mam wrażenie że bardziej pamiętam kim jestem i sama się przez owo wspomnienie samookreślenia definiuje, niż naprawdę czuję się sobą.

 

W życiu codziennym funkcjonuje mi się całkiem nieźle. Moje zwichnięcie wychodzi na światło dzienne raczej w detalach, dość subtelnych, przypuszczalnie trudnych do połączenia przez niewprawnego obserwatora w całość.

 

Z jednej strony zdaję się potrzebować kontaktu z ludźmi, z drugiej strony długotrwałe rozmowy z ludźmi o "życiu codziennym" są dla mnie męczące. Po dłuższym kontakcie z ludźmi czuję się zmęczona, staje się milcząca, przestaje mieć nań ochotę. Zauważyłam że przebywanie wśród ludzi stawia mnie w specyficznym stanie napięcia, w którym bardzo kontroluję próbę wywierania dobrego wrażenia : brak pewności siebie, niska samoocena, kompleksy wyglądowe, ogólna dziwność :P

 

Nie chciałabym żeby ten post był przydługi, więc nie będę wnikać w szczegóły moich problemów, chodzi mi raczej o wniosek do którego zmierzam. Im bardziej wgłębiam się w siebie tym więcej dostrzegam uszkodzeń. Takich małych chorych mechanizmów, które łączą się sobą w niezłą plątaninę ;-) Z której strony by się nie wgryźć, jakaś uszkodzona część mnie, jakaś blokada, coś z czego próbuję się wyzwolić. Przez lata, przez kształtujące mnie wydarzenia do tych pogmatwanych struktur dokładać musiałam w końcu równie pogmatwane cegiełki.Jak sądzicie, czy bardzo poplątane konstrukcje w ogóle da się rozplątać? :) Czy można tylko bawić się w porządkowanie kawałków?

 

Witajcie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

haha, nie obrażę się, You made my day :D

 

Witaj DarkPassenger, noo.. nie da się odmówić trafności takiemu postawieniu sprawy ;-)

Btw - propsy za sygnaturkę(podpis) który nomen omen też idealnie wpasowywuje się w toaletowy klimacik ^^

Cóż, all is shit.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaję, że cześć z tych objawów Twoich to po prostu doroślenie i utrata beztroski z dzieciństwa:) To, że jesteś inna bo życie Cię doświadczyło to nie znaczy, że nie jesteś sobą.

 

"Z jednej strony zdaję się potrzebować kontaktu z ludźmi, z drugiej strony długotrwałe rozmowy z ludźmi o "życiu codziennym" są dla mnie męczące. Po dłuższym kontakcie z ludźmi czuję się zmęczona, staje się milcząca, przestaje mieć nań ochotę. Zauważyłam że przebywanie wśród ludzi stawia mnie w specyficznym stanie napięcia, w którym bardzo kontroluję próbę wywierania dobrego wrażenia"

 

A to z kolei jest nic innego jak introwertyzm, nie jest to zaburzenie żadne tylko taka natura Twoja:) Ja też w wieku 17 lat byłem ekstrawertykiem w dużo większym stopniu a teraz mam 26 i bliżej mi do introwertyzmu. Z tego co piszesz to silna laska z Ciebie bo dużo przeżyłaś a funkcjonujesz dobrze w życiu. Wszystko wróci do normy:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Maćku, Ślicznie dziękuję Ci za odpowiedź ;-)

 

Też uważam że to ma jakiś związek z wejściem w dorosłość, poczuciem że powinnam się ogarnąć, polegać na samej sobie, świadomością że w tej chwili buduję swoją przyszłość. Tym że czas mija. Mam taką cholerną potrzebę zdefiniowania samej siebie, odpowiedzenie sobie na pytanie czego właściwie chcę, czego szukam, nawet co lubię i w jaką stronę chciałabym dalej podążać. A nie potrafię. Pomijając już brak motywacji do ruszenia z miejsca. Czasem czuję się jak pusta kartka, ktoś kogo kształtuje przypadek, ktoś kto leci po prostu z wirem wydarzeń. Tyle że mam to od dobrych kilku lat, a mam ich 25, więc termin na takie przemyślenia hmm.. ciut mi się obsunął. Tyle że w wieku 21, 22 lat byłam dość niedojrzała jak na swój wiek. Staram nie winić się za stracony czas, za to że robię pewne rzeczy dopiero teraz, być może mogłam działać szybciej, szybciej wołać o pomoc, jednak mam świadomość że wyrzucanie sobie tego do końca życia nie jest dobrym pomysłem i tylko trzyma mnie w miejscu. Faktycznie, obecnie funkcjonuję wcale nieźle jak na stan mojej głowy.

 

Btw, to myślę że większość ludzi borykająca się z własną psychiką przez dłuższy czas jest silna a jednocześnie słaba. Silna bo uczy się funkcjonować w kompletnej ciemności, kurczowo trzymając się chęci życia i nadziei że kiedyś nadejdzie dzień w którym coś pęknie, a słaba bo pomimo woli zrobienia czegoś ciągle tylko walczymy głównie z samymi sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten czas wcześniejszy nie był stracony, nie byłaś widocznie gotowa wcześniej i ten czas doprowadził Cię do decyzji, że teraz pora już coś zmienić:) Myślę, że większość osób ma takie rozterki właśnie w tym okresie przejściowym między dzieciństwem a dorosłością. Nieliczni tylko w wieku nastu lat wiedzą już co chcą robić do końca życia. A jak w Twoim odczuciu wygląda szczęście. O czym myśl sprawia Ci radość, nawet jak jeszcze nie masz tej rzeczy?

 

PS. Siła ujawnia swe oblicze w słabości;) Jak u kogoś jest wszystko ok to nie potrzebuje siły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jak w Twoim odczuciu wygląda szczęście. O czym myśl sprawia Ci radość, nawet jak jeszcze nie masz tej rzeczy?

 

Sęk w tym że nie ma takiej rzeczy, nic nie jest w stanie uczynić mnie szczęśliwą, po prostu nie potrafię czuć się szczęśliwa. Potrafię odczuwać estetyczną przyjemność, czy wzruszenie, jednak nie odczuwam spełnienia. Jedynie pamiętam to odczucie z dzieciństwa. W każdej z dziedzin właściwie wybieram pomiędzy opcjami których nie lubię, nienawidzę a które są w porządku. To nie tak że nie posiadam szerokiego emocjonalnego spectrum - wręcz przeciwnie, czuję coś ciągle, tyle że jeśli czuję coś bardzo silnie to są to jedynie emocje negatywne. Najwyższym osiągalnym pułapem w ramach emocji pozytywnych jest jakieś tam zadowolenie i spokój, czy właśnie poruszenie estetyczne. Ale nie szczęście. Po prostu nie mam takiego celu, nic nie wydaje się nieść za sobą wystarczające poczucie sensu. To jest właśnie sedno sprawy, bo to poczucie pełnej sensowności, przyjemności jest tym co stanowi kompas w życiu człowieka, wskazuje mu cel - ja jestem tego pozbawiona.

 

I to spowalnia moje życie, sprawia że tak naprawdę jest ono spędzane na zabijaniu czasu, choć robię wiele różnych rzeczy.

 

Ech, mam nadzieję że nie brzmi to zanadto jęcząco, choć niestety mam poczucie że tak właśnie jest :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej Łapa, dziękuję za wskazóweczki ;)

 

Odnośnie terapii, to moja depresja jest teoretycznie zaleczona. A stan obecny wydaje się być pozostałością po niej, co do którego trudno mi stwierdzić czy istonie wymaga dalszej terapii.

 

Co do filozofów, choć podczytywanie różnych tego typu dzieł trącących o pytania odnośnie sensu obce mi nie jest, wydaje mi się że w moim problemie zdaje się być bezcelowe. Filozofowie dają inspirację w poszukiwaniu raczej immanentnego sensu ludzkiej egzystencji, w kategoriach uniwersum. Ja poszukuję czegoś w rodzaju sensu nadanego, czy też takiego jednostkowego odczucia które nadawałoby mojemu życiu jakieś tory i formę.

Nie potrzebuję odpowiedzi dlaczego tu jestem. Ja po prostu chcę odnaleźć coś w czym mogłabym zatracić się, do czego mogłabym zmierzać, poczucia że istnieje coś na czego końcu tkwi sobie czysta pospolicie ludzka frajda :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony zdaję się potrzebować kontaktu z ludźmi, z drugiej strony długotrwałe rozmowy z ludźmi o "życiu codziennym" są dla mnie męczące. Po dłuższym kontakcie z ludźmi czuję się zmęczona, staje się milcząca, przestaje mieć nań ochotę. Zauważyłam że przebywanie wśród ludzi stawia mnie w specyficznym stanie napięcia, w którym bardzo kontroluję próbę wywierania dobrego wrażenia : brak pewności siebie, niska samoocena, kompleksy wyglądowe, ogólna dziwność :P

Witaj, doskonale to rozumiem ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×