Skocz do zawartości
Nerwica.com

foxlae

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia foxlae

  1. Cześć! Słuchajcie, czy objawy w postaci ogólnego telepania, pogorszenia wzroku w jednym oku, pulsowania skroni (jakby uczucie rozpierania, wysokiego ciśnienia - czego nie potwierdza pomiar i kołatanie oraz kłucie serca, po 2 dniach brania bioxetinu można uznać za normalne?.. Ktoś z Was miał może styczność z podobnym łubudu od strony organizmu? Brałam kiedyś (parę lat temu( ten lek na depresję, bez efektów ubocznych. Wczoraj wystartowałam ponownie z 20mg na zaburzenia lękowe z lękiem napadowym po serii ataków paniki, duszności, guli histerycznych i dziwnych wrażeń sercowych w zeszłym tygodniu... i kurcze nie wiem co robić. Odstawić? Bo żeby od samego początku były takie efekty uboczne? Za duża dawka? Ech... Ktoś? Coś?..
  2. Gratulacje Monar! Ta przyjemność właśnie przede mną Mi udało się powstrzymać przed napisaniem do pewnej osoby, która nie stara się o mnie w stopniu w jakim staram się o naszą relację ja, choć tęsknię przestraszliwie i zależy mi na częstym kontakcie, ponieważ rozmowa z nią w jakiś sposób doładowuje moje akumulatorki, hm. To jakiś krok do szacunku dla siebie samej. Pisząc po raz kolejny zapewne znów poczułabym że narzucam się komuś. Good.
  3. hej Łapa, dziękuję za wskazóweczki Odnośnie terapii, to moja depresja jest teoretycznie zaleczona. A stan obecny wydaje się być pozostałością po niej, co do którego trudno mi stwierdzić czy istonie wymaga dalszej terapii. Co do filozofów, choć podczytywanie różnych tego typu dzieł trącących o pytania odnośnie sensu obce mi nie jest, wydaje mi się że w moim problemie zdaje się być bezcelowe. Filozofowie dają inspirację w poszukiwaniu raczej immanentnego sensu ludzkiej egzystencji, w kategoriach uniwersum. Ja poszukuję czegoś w rodzaju sensu nadanego, czy też takiego jednostkowego odczucia które nadawałoby mojemu życiu jakieś tory i formę. Nie potrzebuję odpowiedzi dlaczego tu jestem. Ja po prostu chcę odnaleźć coś w czym mogłabym zatracić się, do czego mogłabym zmierzać, poczucia że istnieje coś na czego końcu tkwi sobie czysta pospolicie ludzka frajda
  4. Sęk w tym że nie ma takiej rzeczy, nic nie jest w stanie uczynić mnie szczęśliwą, po prostu nie potrafię czuć się szczęśliwa. Potrafię odczuwać estetyczną przyjemność, czy wzruszenie, jednak nie odczuwam spełnienia. Jedynie pamiętam to odczucie z dzieciństwa. W każdej z dziedzin właściwie wybieram pomiędzy opcjami których nie lubię, nienawidzę a które są w porządku. To nie tak że nie posiadam szerokiego emocjonalnego spectrum - wręcz przeciwnie, czuję coś ciągle, tyle że jeśli czuję coś bardzo silnie to są to jedynie emocje negatywne. Najwyższym osiągalnym pułapem w ramach emocji pozytywnych jest jakieś tam zadowolenie i spokój, czy właśnie poruszenie estetyczne. Ale nie szczęście. Po prostu nie mam takiego celu, nic nie wydaje się nieść za sobą wystarczające poczucie sensu. To jest właśnie sedno sprawy, bo to poczucie pełnej sensowności, przyjemności jest tym co stanowi kompas w życiu człowieka, wskazuje mu cel - ja jestem tego pozbawiona. I to spowalnia moje życie, sprawia że tak naprawdę jest ono spędzane na zabijaniu czasu, choć robię wiele różnych rzeczy. Ech, mam nadzieję że nie brzmi to zanadto jęcząco, choć niestety mam poczucie że tak właśnie jest
  5. Dodałabym też depresję wyrażoną potocznie jako dołek, gorszy nastój, zły humor no i fiksacje jako potocznie dziwaczne zachowanie, pasję, uwielbienie czegoś :)
  6. W sumie racja, poza tym warto zauważyć że pytania w 1z10 powtarzają się, Ci ludzie specjalnie przygotowują się pod ten program (tak, da się), co nie znaczy że posiadają gruntowną wiedzę o wszystkim. Dla mnie osobiście znajomość dat historycznych pomniejszych bitew np, czy nazwisk poszczególnych dowódców jest wiedzą całkowicie przecenioną, lepiej rozumieć chyba mechanizmy stojące za zjawiskami a w drążeniu tematów do poziomu detali skupić się jedynie w paru wybranych dziedzinach/jednej; niż mieć w małym paluszku masę takich ciekawostek na wyrywki. Nie neguję tu chęci zdobywania wiedzy, każda jest fajna i coś wnosi, ale nie ma co popadać w rozpacz że świat jest pełen informacji a zdolności percepcyjne człowieka ograniczone
  7. Cześć Maćku, Ślicznie dziękuję Ci za odpowiedź ;-) Też uważam że to ma jakiś związek z wejściem w dorosłość, poczuciem że powinnam się ogarnąć, polegać na samej sobie, świadomością że w tej chwili buduję swoją przyszłość. Tym że czas mija. Mam taką cholerną potrzebę zdefiniowania samej siebie, odpowiedzenie sobie na pytanie czego właściwie chcę, czego szukam, nawet co lubię i w jaką stronę chciałabym dalej podążać. A nie potrafię. Pomijając już brak motywacji do ruszenia z miejsca. Czasem czuję się jak pusta kartka, ktoś kogo kształtuje przypadek, ktoś kto leci po prostu z wirem wydarzeń. Tyle że mam to od dobrych kilku lat, a mam ich 25, więc termin na takie przemyślenia hmm.. ciut mi się obsunął. Tyle że w wieku 21, 22 lat byłam dość niedojrzała jak na swój wiek. Staram nie winić się za stracony czas, za to że robię pewne rzeczy dopiero teraz, być może mogłam działać szybciej, szybciej wołać o pomoc, jednak mam świadomość że wyrzucanie sobie tego do końca życia nie jest dobrym pomysłem i tylko trzyma mnie w miejscu. Faktycznie, obecnie funkcjonuję wcale nieźle jak na stan mojej głowy. Btw, to myślę że większość ludzi borykająca się z własną psychiką przez dłuższy czas jest silna a jednocześnie słaba. Silna bo uczy się funkcjonować w kompletnej ciemności, kurczowo trzymając się chęci życia i nadziei że kiedyś nadejdzie dzień w którym coś pęknie, a słaba bo pomimo woli zrobienia czegoś ciągle tylko walczymy głównie z samymi sobą.
  8. Ja też czuję się zmęczona fizycznie i psychicznie, zagubiona. Nałożyłam sobie straszną presję by poczuć się choćby w święta radośnie, by odtworzyć odczucia z dzieciństwa towarzyszące choince, pierniczkom i innym duperelom i niemożność odzyskania tego stanu strasznie mnie wkurza. Chciałam po prostu czegoś innego, czegoś wyjątkowego, prawdziwego na tle dni które zlewają się w jednorodną masę, coś do czego wracać można by pamięcią. Tak nijako mi. Poza tym stwierdzam że jestem dziwnym przypadkiem któremu nie pasuje do końca żaden człowiek. Niby mam ludzi w okół siebie, ale tak naprawdę nikogo z nich nie uważam za przyjaciela, w nikim nie znajduję zrozumienia, lub po prostu nie jestem w stanie wystarczająco zbliżyć się do interesujących mnie wyjątków. Problem jest zapewne gdzieś we mnie samej, ale jakoś nie potrafię go zlokalizować.
  9. Ja tu widzę dwie kwestie. Jeśli dobrze zrozumiałam, nie bierzesz leków a masz problemy z koncentracją, w kontekście tego że czytany tekst mało co do Ciebie dociera. Miałam analogiczny problem i niestety ten rozwiązał się dopiero przy udziale farmakoterapii (z resztą uważam że jeśli podziałała na coś, to właśnie na odzyskanie zdolności przyswajania wiedzy u mnie) Druga sprawa że za wiele sobie narzuciłeś na początek, w moim odczuciu. Co wraz z chęcią nauczenia się, ambicją przy jednoczesnych problemach z tej wiedzy przyswajaniem tworzyć może dodatkową blokadę. Intuicyjnie pomóc powinno w jakiś sposób rozpoczęcie od postawienia sobie mniejszych wymagań i nauki tego co wchodzi Cię najszybciej, bo moim zdaniem problem w bardzo dużym stopniu ma związek z brakiem przekonania samego Ciebie że jesteś w stanie zassać materiał. Oczywiście to tylko jakiś tam początek, ale wydaje mi się że definiujący sprawę bo niby jak masz cokolwiek przyswoić skoro zasiadasz do tego w przekonaniu że nie jesteś w stanie? I nie, nie chodzi o samo Twoje przekonanie o własnej inteligencji, a właśnie tym odczuciu frustracji.
  10. haha, nie obrażę się, You made my day Witaj DarkPassenger, noo.. nie da się odmówić trafności takiemu postawieniu sprawy ;-) Btw - propsy za sygnaturkę(podpis) który nomen omen też idealnie wpasowywuje się w toaletowy klimacik ^^ Cóż, all is shit.
  11. Witajcie, zarejestrowałam się tutaj po popodczytywaniu sobie kilku wątków. Tytułem wstępu powitalnego ponieważ nie pokusiłam się o to w powitalni, w skrócie cierpię na depresję od wieku nastoletniego (a mam owych wiosen obecnie dwadzieścia parę na karku), choć obecnie nie jestem w najciemniejszym punkcie skali, o ile takowa istnieje. Raczej jakiś średni odcień szarości, chyba jaśniejszy. Do forum doprowadziły mnie rozmyślania o stanie obecnym. Zastanawia mnie czy ktoś z Was utożsamia się z którymiś z moich odczuć (?). Nie jestem pewna czego właściwie tu szukam. Jakiegoś światełka inspiracji, cudzej historii, być może po prostu poprzebywania z kimś kto z moją sytuacją utożsamić może się nie tylko intelektualnie, za pomocą empatii co przez podobne odczucia. Ostatnio nieustannie zadaję sobie pytanie czy mam w ogóle jakiekolwiek szanse na normalność, czy pamiętam w ogóle jeszcze czym są normalne odczucia, czy potrafiłabym faktycznie wskazać u siebie moment w którym jest dobrze? Długotrwała depresja nabyta w młodym wieku wydaje się stygmatyzować osobowość, długotrwały brak poczucia sensu sprawia że zaczyna zacierać się w pamięci tego sensu definicja, jak jest i z granicą odczuć. Złe samopoczucie zaczyna zdawać się czymś normalnym, po najciemniejszym okresie przesuwa się tolerancja na czucie się źle, zostaje tylko pustka. Czasem czuję się jak wyprana, choć nie utraciłam zdolności silnego odczuwania. Wyprana z osobowości, mam wrażenie że bardziej pamiętam kim jestem i sama się przez owo wspomnienie samookreślenia definiuje, niż naprawdę czuję się sobą. W życiu codziennym funkcjonuje mi się całkiem nieźle. Moje zwichnięcie wychodzi na światło dzienne raczej w detalach, dość subtelnych, przypuszczalnie trudnych do połączenia przez niewprawnego obserwatora w całość. Z jednej strony zdaję się potrzebować kontaktu z ludźmi, z drugiej strony długotrwałe rozmowy z ludźmi o "życiu codziennym" są dla mnie męczące. Po dłuższym kontakcie z ludźmi czuję się zmęczona, staje się milcząca, przestaje mieć nań ochotę. Zauważyłam że przebywanie wśród ludzi stawia mnie w specyficznym stanie napięcia, w którym bardzo kontroluję próbę wywierania dobrego wrażenia : brak pewności siebie, niska samoocena, kompleksy wyglądowe, ogólna dziwność Nie chciałabym żeby ten post był przydługi, więc nie będę wnikać w szczegóły moich problemów, chodzi mi raczej o wniosek do którego zmierzam. Im bardziej wgłębiam się w siebie tym więcej dostrzegam uszkodzeń. Takich małych chorych mechanizmów, które łączą się sobą w niezłą plątaninę ;-) Z której strony by się nie wgryźć, jakaś uszkodzona część mnie, jakaś blokada, coś z czego próbuję się wyzwolić. Przez lata, przez kształtujące mnie wydarzenia do tych pogmatwanych struktur dokładać musiałam w końcu równie pogmatwane cegiełki.Jak sądzicie, czy bardzo poplątane konstrukcje w ogóle da się rozplątać? :) Czy można tylko bawić się w porządkowanie kawałków? Witajcie :)
×