Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sam nie wiem, od czego zacząć...


Mr.Scratch

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Jestem niespełna 21-letnim, z pozoru przeciętnym typem. W rzeczywistości może nieco zbyt wrażliwym "człowiekiem po przejściach", że tak to nazwę. Nie za bardzo mogłem znalezć dla siebie wątek, ale chcąc nie chcąc, wybrałem ten. Jest to dla mnie nieprzyjemne razy dwa ze względu na fakt, iż mój ojciec był schizofrenikiem.

Tyle wstępu i przejdę do rzeczy...

Jak wielu normalnych, przeciętnych ludzi, jestem nieszczęśliwie zakochany, ale przebiegu tego wszystkiego nie sposób niestety uznać za normalny...

Wszystko trwa od około dwóch lat, choć tak naprawdę powinienem mówić o niespełna roku, gdyż przez taki właśnie okres miałem mniej-więcej stały kontakt z moją "lubą".

Wszystko przebiegało zgodnie z podręcznikową "normą"-depresja, rozpaczanie w samotności, każda myśl kręciła się wokół "tego kogoś", ale jakiś jeden, może dwa miesiące temu sytuacja wymknęła się spod kontroli...

Zacząłem miewać co raz to dziwniejsze sny(przeważnie koszmary, specyficzna, przybijająca atmosfera) i wizje(praktycznie wszystkie przerażające), pojawiające się w stanie przejścia ze stanu czuwania w sen.

Czynnikiem, który sprawia, że pewnie ciężko sklasyfikować to wszystko medycznie, był jeden mały szczegół. Niektóre ze snów(dotyczące tylko i wyłącznie mej ukochanej) zaczęły się sprawdzać i niemalże dziać na moich oczach ponownie. Miałem tyle szczęścia, że niektóre opowiadałem bliskim przyjaciołom jeszcze przed momentem, w którym stawały się rzeczywistością. Z tego powodu nie dostałem od razu plakietki "czubek", traktowano to jako zjawisko paranormalne, a ja byłem hmm... "ciekawostką". Zaakceptowałem te sny w jakiś sposób(tak na marginesie, nie wiem, co mógłbym innego zrobić) i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wydarzenie sprzed bodajże kilku dni...

Przez długi czas mam problemy ze snem, więc i tamtej feralnej nocy posiedziałem dłużej. Położyłem się, nadal nie mogłem zasnąć. Myślałem o ostatnim ze wspomnianych snów, który sprawdził się wówczas(i to tylko według mnie)tylko po części. Problem w tym, że w pewnym momencie poskładałem wszystkie myśli w jedno, całe "puzzle" nabrały sensu okazując się dziecinnie proste. Zrozumiałem, że druga część snu sprawdziła się właśnie tamtego dnia, po południu. Pamiętam, że cały dzień czułem specyficzny, niezrozumiały nastrój, nie wiem jak go nazwać, może "odmiennym stanem świadomości". To tłumaczyłoby, dlaczego rozwiązanie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Podświadomość zarejestrowała, ale wszystko czekało jeszcze na meldunek w świadomości, przynajmniej tak to sobie tłumaczę. W skrócie powiem, że czułem się naprawdę zle. Poszedłem do łazienki zapalić, przemyśleć sobie to wszystko. Nie wiedziałem, co mnie jednak czeka po powrocie do łóżka...

Więc wróciłem, próbowałem zasnąć. W stanie przejściowym między czuwaniem a snem, pod powiekami ukazała mi się kolejna, niepokojąca "wizja"(nie dotyczyła jednak Jej, na pewno nie dosłownie). Otworzyłem oczy przerażony, przewróciłem się na drugi bok, zamknąłem oczy ponownie i zobaczyłem nieco inny, niepokojący obraz, w tej samej scenerii. Znowu ekspresowo podniosłem powieki, ale rzecz w tym, że obraz nie zniknął. Zaczął roztaczać się przed tymi fizycznymi oczyma w ciemności, na stosie poduszek leżących przy łóżku... Zaznaczam, że nigdy nie miałem halucynacji. Próby opisania uczuć towarzyszących temu wszystkiemu są chyba pozbawione sensu. Nie umiałbym opisać tamtego przerażenia, wrażenia znajdowania się na cienkiej granicy obłędu...

Pobiegłem do łazienki i zrobiłem, co mogłem najgorszego, czyli spojrzałem w lustro. Kolejny szok, jednak nie do końca bezpodstawny. Moje zrenice były rozszerzone do granic możliwości, w oświetlonym pomieszczeniu(prawdopodobnie adrenalina). Potem panika, nawet chwilowa chęć oddania się w ręce specjalisty itd.

Opowiedziałem o wszystkim bliskim, przyjaciołom itp. Poklepywali mnie po plecach, inni byli zdziwieni, przerażeni itd., no i zostałem takim "ciekawym przypadkiem". Typem z historyjką dobrą na tani film, albo książkę, tyle, że tę historyjkę napisało mu samo życie... Pozostało mi tylko przyjąć pokrętną logikę całej sytuacji, w końcu "są na tym świecie rzeczy, o którym się fizjologom nie śniło".

I tutaj pojawia się temat, w którym ktokolwiek mógłby mi coś poradzić. Przymykam oko na to, że większej części mojej historii nie sposób logicznie wyjaśnić, ale od tamtego czasu nie potrafię normalnie zasnąć. Po prostu boję się własnej wyobrazni i potencjalnych "obrazków" przed snem. Doskonale wiedziałem, że tak będzie i że dokładnie tak to działa. Boję się czegoś, i choćby nic się nie działo, mój mózg i tak będzie robił sobie "złośliwości" w postaci takich właśnie "prezentów" na dobranoc. Napisałem tu, bo nie wiem, czy w grę nie może zacząć wchodzić coś w rodzaju "tego", lub nerwicy lękowej...

Proszę tylko o wyrozumiałość i skupienie się na ostatnich linijkach postu, mimo, że te wcześniejsze mogą wydawać się niektórym zbyt niewiarygodne :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam bladego pojęcia co się z Tobą dzieje, co to za zjawisko czy choroba, ale jeśli Cię to pocieszy to ja miewam coś takiego, że jeżeli czegoś bardzo podświadomie się obawiam i to coś dotrze do mojej świadomości i pomyślę o tym przez ułamek sekundy, to to się zawsze dzieje. Taka myśl i później już więcej nie zawracam sobie tym głowy. Poza tym mam niebywałą zdolność do przewidywania czarnych scenariuszy, moje obawy w 90% przypadków się sprawdzają dlatego ciężko jest mi normalnie żyć i z nadzieją patrzeć w przyszłość. Często w takich sytuacjach mówię o sobie "czarownica" :P Jest to częścią mojej osobowości już od bardzo dawna i nie powiem, utrudnia mi to życie. Myślę, że jest to w jakimś stopniu związane z moim pokrętnym, do bólu analitycznym myśleniem. Nie miewam przy okazji żadnych wizji czy halucynacji. Nie wiem czy masz się czym martwić, bo każdy z nas posiada coś takiego jak tzw. intuicja, mówił o niej nawet mój psycholog, więc zdaje się, że jest coś zupełnie normalnego. Lepiej żeby jakiś schizofrenik opowiedział Ci jak się zaczyna choroba, ponieważ nie mam doświadczenia w materii wizji i słyszenia głosów. Jednak o ile zdążyłam się zorientować w temacie dobrze wróży fakt, że zauważasz, że pojawiło się coś, co zwraca Twoją uwagę, bo z reguły chorzy na schizofrenię nie zdają sobie sprawy z tego, że coś się dzieje nie tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki za odpowiedz :)

Od "intuicji" odroznial to fakt, ze sny byly z pozoru zlepkami wydarzen, ktore czesto nie za bardzo do siebie nie pasowaly.

Pelne szczegolow, ktore w momencie przebudzenia wydawaly sie glupie, a zaczynaly pasowac do siebie wtedy, gdy wszystko wchodzilo w zycie. Pamietam, ze prawie wszystkie przedstawialy sytuacje, ktora prawdopodobnie albo dziala sie w momencie, w ktorym o niej snilem, albo nieco pozniej, wiec dopuszczalem do siebie mysl, ze byc moze to rodzaj "telepatii", efekt praktycznie nieustannego myslenia o dziewczynie. No wlasnie, tyczy sie to wszystkich, procz ostatniego, ktory przedstawial syuacje z najblizszej wowczas przyszlosci, jak i zdarzenie, ktore mialo miec miejsce jakies 2-3 tygodnie pozniej. Dlatego sprawa wydaje sie bardziej skomplikowana.

Jak mowilem, przymykam oko na niedorzecznosc tego wszystkiego. Docenilem nawet "przecietne" poplakiwanie sobie i ciagle mysli "o Niej". To wcale nie bylo takie zle, choc swego czasu myslalem inaczej. Chcialbym tylko normalnie zasypiac...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy wierzę? Słyszy się o takich rzeczach, więc nie można tego wykluczyć. Pamiętam, że pomijając to, co działo się ostatnio, w wieku może 15 lat przyśniła mi się sytuacja, która miała miejsce dnia następnego. Zwyczajny, do bólu przeciętny moment z życia, ale dzięki temu, kiedy to się powtórzyło pierwszy raz, nie przeraziło mnie specjalnie. Jak mówię, wszystko rozbija się jednak o to, że powtórzyło się więcej niż jeden w tak krótkim czasie i do tego zaszło stanowczo za daleko, jak dla mnie.

Wszystko jest po prostu zbyt złożone, żeby nazwać to przypadkiem. Chyba jestem zmuszony wierzyć, że coś jest "nie tak", bo na pewno czegoś takiego nie miałem w planach, a ciągły brak snu i lęki na pewno do niczego dobrego nie doprowadzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mr.Scratch, to pytanie które zadałam to podstawowe pytanie zadawane przy diagnozie zaburzeń osobowości schizotypowych. Nasunęło mi się bo jeśli Twój tato jest chory na schizofrenie to możesz mieć właśnie te zaburzenia. Oczywiście to jest do konsultacji z lekarzem. My nie mamy prawa stawiać diagnoz.

 

-- 12 lis 2013, 19:11 --

 

osobowo-schizotypowa-schizotypia-t32353.html Poczytaj ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mówiłem, swoje sny opowiadałem ludziom wcześniej i dlatego jeszcze nie zostałem uznany za... wiadomo kogo :) Dlatego "myślenie magiczne" ma tu chyba niewiele do rzeczy. Skoro ja coś w tym widzę i kilku zdrowych ludzi także widzi choć cokolwiek, to znaczy, że albo coś w tym rzeczywiście jest, albo wszystkich nas powinni zamknąć już teraz :) Oczywiście to z boku wygląda na paranoję i sam zacząłem się nad tym zastanawiać, ale nie myślenie "magiczne", a myślenie logiczne nasuwa bardzo proste wnioski.

Dzięki za link, dowiedziałem się ciekawych rzeczy :) Posiadam cechy osobowości schizotypowej, ale to można chyba podciągnąć pod nieśmiałość, do tego często miałem niechęć do niektórych ludzi, ale to też da się w moim przypadku bardzo prosto wytłumaczyć :) Wynik negatywnych przeżyć z dzieciństwa. Do tego dochodzi "kwiecistość wypowiedzi", ale z tego co mówią ludzie, moje wypowiedzi z reguły są logiczne.

Wracając do myślenia magicznego, zawsze wierzyłem, że każdy ma swoje przeznaczenie, ktoś nad nami czuwa itd. Idąc tym tokiem myślenia, stereotypowa "Babcia" układająca tarota ma coś z głową :)

To tyle na ten temat, nieco zaniepokoiły mnie niektóre podobieństwa, ale to jest najmniejszy problem. Dokładnie wiem, że te najświeższe wydarzenia były dla mnie na pewno małą(albo i trochę większą) traumą. Wiadomo, że człowiek składa się nie tylko ze świadomości, ale i podświadomości. Wywarło to na mnie duży wpływ i to może być pierwszy, albo pierwszy drugi i trzeci na raz, krok do paranoi.

Zamykam oczy i nie ma tak, że myślę o niczym. Boję się tego, co zobaczę pod powiekami. Nawet jak nie widzę nic szczególnego, zwyczajne "mroczki" i tego typu rzeczy, towarzyszy mi ciągłe napięcie, co w ogóle uniemożliwia sen. Tak poważny problem mam, jak mówiłem, od kilku dni. Wcześniej nie mogłem zasnąć, ale jak już mnie "wzięło", to nie było z tym kłopotów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mr.Scratch, w tym linku chyba nie ma ale na schizotypię zwiększa się prawdopodobieństwo zachorowania kiedy nasi bliscy chorują na schizofrenie. Trochę dużo masz tych podobieństw. Może warto udać się do lekarza. Co o tym myślisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta, do lekarza na pewno się udam, zwłaszcza, że moje samopoczucie i postrzeganie świata na pewno uległo zmianie po tym wszystkim...

Przez obecną sytuację nie za bardzo mam możliwość i mówiąc szczerze, nie za bardzo mam też chęć się tam wybierać, ale że zawitam na kozetce w najbliższej przyszłości, to jest pewnik :)

Dzięki za pomoc.

 

-- 23 lis 2013, 02:59 --

 

Ehhh... I to natrętne gówno znowu mnie tutaj przywiodło...

Posiedziałem trochę nad tematem, i myślę, że jestem w stanie trochę lepiej zobrazować problem.

Przez kilka dni mogłem odczuć zauważalną poprawę. Na pewno nie zasypiałem normalnie, z reguły naprawdę pózno. Czasem praktykowałem też różne idiotyzmy, typu "robienie sobie dobrze" przed snem tylko po to, żeby paść na łóżko po wszystkim i zasnąć. Owszem, głupie, ale jeśli komuś się przyda-skutkowało :)

Problem w tym, że nie mam zamiaru zostać nałogowym onanistą, ani przestawiać organizmu na inną strefę czasową(bo jak tak dalej pójdzie, będę spał dniami, a nocami chyba ślęczał tutaj), więc raczej staram się normalnie zasnąć.

Dzisiaj jednak wszystko wróciło do "normy". Zamykam oczy, nie jest zle, myślę-"zasnę", aż tu przed oczyma wyobrazni wyskakują kolejne jaskrawe obrazki. Palpitacji serca brak(ale przyspieszona akcja, co nie dziwne-i owszem), lęk, a może właściwie-niepokój, jakiś tam jest, ale bez porównania z tym, co działo się w dniu, który opisałem w pierwszym poście. To w sumie zrozumiałe, teraz takie problemy to dla mnie normalka, więc odchodzi element zaskoczenia i wynikający z niego szok.

Oglądam "w głowie" te same obrazki, czasem coś w rodzaju animacji "niewiadomoczego". Problem w tym, że otworzyłem oczy i podobnie jak za pierwszym razem, obrazki nie zniknęły. Te "halucynacje", czy jakkolwiek tego nie nazwę, mają miejsce tylko w ciemności, włączam światło i wszystko znika.

I tak przyglądałem się temu nie tyle przerażony, co najzwyczajniej w świecie wściekły i poirytowany, bo nie mogę się nazwać niezestresowanym człowiekiem i nie uśmiecha mi się dorzucać tego do góry innych zmartwień.

Wiem, że do lekarza muszę się wybrać, ale w najbliższym czasie, tj.jakieś 2-3 tygodnie nie mam jak. Spróbuję nażreć się trochę magnezu, bo zdarzało mi się też odczuwać ostatnio silne mrowienia na ciele i osłabienie, a to podobno zwiastuje jego niedobór. Póki co, może ktoś miał do czynienia z podobnym przypadkiem, sam doświadczył czegoś podobnego i podzieli się ze mną swoją opinią.

 

-- 24 lis 2013, 02:56 --

 

Dla ciekawskich, po tym wszystkim miałem różne paranoje, przez kilkanaście minut czułem się, jakbym był na jednym, wielkim, nieprzyjemnym haju. Przywodził na myśl stany po zapaleniu marihuany-zaburzenia pamięci krótkotrwałej, lęki itd. Potem te same kłopoty z zaśnięciem, ucisk w żołądku, nudności...

Rano czułem się konkretnie zle, oprócz nasilającej się paranoi, fizycznie było ze mną naprawdę nieciekawie. Otępienie, kłopoty z mówieniem itd.

Cały czas sądziłem i wręcz wmawiałem sobie jakąś cięższą chorobę psychiczną, ale tak nagłe pojawianie się i znikanie objawów przeplatane momentami trzezwego myślenia i masa innych dolegliwości, typu właśnie nudności czy, a może przede wszystkim-ciągły ciśnieniowy ból tylnej części głowy jakoś mi nie pasowały.

W ogóle nie zwracałem uwagi, że jakiś czas temu, może rok, może dwa, zauważyłem u siebie anizokorię, czyli nierówność zrenic. Pamiętam, że dostrzegłem tę różnicę po okazyjnym(paliłem dosłownie kilka razy w życiu i z reguły unikam) zapaleniu marihuany. Ot, wyglądałem trochę jak Husky, jedna zrenica większa, druga mniejsza, sądziłem, że to jakiś dziwaczny, krótkotrwały efekt działania THC. Przymknąłem na to oko, zapomniałem i tyle. Problem w tym, że kilka minut "googlowania" i zdałem sobie sprawę, że to wszystko może mieć ze sobą związek i być efektem obecności guza w mózgu. Dlatego uznałem, że jak najszybciej, zamiast do psychiatry, wciskając mu swoje kity, powinienem udać się na prześwietlenie głowy.

Tak czy siak, dzięki za Waszą pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dobry "wieczór"

piszę tutaj tylko z czystej ciekawości. muszę powiedzieć że przeraził mnie twój przypadek naprawdę, nigdy o takim czymś od nikogo nie słyszałam. co prawda dopiero teraz to przeczytałam czyli po jakimś miesiącu, ale interesuje mnie czy po jakimś czasie to ustało i jak sie sprawy teraz mają? a no i oczywiście zastanawia mnie przyczyna bo sama chyba nie wiem co to mogłoby być. czy na tle nerwowym lub przez stres? a może zwykły sen? :D tak czy siak jest to bardzo dziwne ale jak dla mnie chyba wiarygodne. pozdrawiam :)

 

ps. uprzedzam że nie wszystkie wypowiedzi przeczytałam dokładnie bo jestem za leniwa więc z góry przepraszam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na chwile obecna praktycznie wszystkie objawy tego "czegos" ustaly. Lwia czesc tego wszystkiego generowala autosugestia. Lek przed choroba psychiczna bedzie towarzyszyl mi do konca moich dni, niestety, a jak juz mam chocby najmniejszy powod by sadzic, ze w tym temacie cos jest ze mna "nie tak", ten wlasnie lek probuje zrobic ze mnie wariata :) Najwazniejsze to zdawac sobie z tego sprawe i "przymykac oko". Przymykam, bo pamietam, co dzialo sie z moim Ojcem, od tego na chociazby peryferia tamtego stanu mam doalownie lata swietlne.

Ostatnio lekki "nawrot" w postaci koszmarnego snu, w ktorym bylem... Nienormalny, a jakze by inaczej :) Po przebudzeniu uczucie leku, ale poradzilem sobie z nim, przeszedl po kilkunastu, kilkudziesieciu minutach. Dla ciekawskich, sa to objawy zaburzen hipnagogicznych(wizje przed snem) i hipnopompicznych(po przebudzeniu). Rzecz wedle encyklopedii calkowicie normalna, lezaca blisko tzw.paralizu przysennego, ktory tez miewalem od czasu do czasu jako 15-18 latek.

Co jest przyczyna? Milosc, prosze Pani :) Tak bardziej powaznie, spedzilem i niestety spedzam 99% swojego zycia na mysleniu o kims, z kim najprawdopodobniej(bo choc mi rzadko, ale cuda sie zdarzaja) nigdy nie bede. I zaden psycholog, nic tutaj nie pomoze, albo przejdzie samo, albo nie przejdzie... Nigdy nie czulem sie bardziej zrezygnowany, pozbawiony checi do zycia, jednoczesnie wiem, ze Ona jest lekarstwem na wszystko. Kilka zamienionych przez internet slow i pierwszy raz w ciagu dnia szczerze sie usmiecham...

Jako, ze choc glowny, nie byl to moj jedyny problem, mysle, ze uklad nerwowy po prostu nie wytrzymal. Nic specjalnego, a do tamtych snownie chce mi sie wracac, bo i po co... Ewentualnie czesc objawow moze miec zwiazek z nierownoscia zrenic i tutaj wypadaloby zasiegnac porady lekarza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie sądziłem, że wrócę tu po takim czasie, ale jednak. Od zawsze odkładałem wszystko na pózniej, tak było i z wizytą u lekarza. Minęło ponad pół roku i dopiero teraz umówiłem się na wizytę. Termin? Za miesiąc :)

Koniec końców, do ruszenia tyłka do gabinetu popchnęła mnie sytuacja, z której nie widzę już jakiegokolwiek wyjścia. Kilka miesięcy temu zerwałem kontakt z tą dziewczyną w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach, przez własną głupotę. Po tym wszystkim, całkowicie przestawiłem się na "tryb nocny" i właśnie teraz zaczynam swój "dzień". Choć... właściwie nie do końca, bo wczoraj rano wyjątkowo nie mogłem zasnąć. Krótkie, ale intensywne omamy rozstroiły mnie lekko i jestem na nogach od ok. ponad trzydziestu godzin. Prócz "nocnego markowania", od tamtego czasu hipnagogi albo nasilały się nieznacznie, albo nic nie ulegało większej zmianie. Prócz tego bodajże raz miałem leciutki omam psychiczny w ciągu dnia. Cały czas mam świadomość tego, że nic z tego nie jest prawdziwe. Z resztą-to tylko obrazki, nawet nie próbują udawać rzeczywistych rzeczy. Dalej w mniejszym lub większym stopniu mnie przerażają, ale w końcowym rozrachunku nie przywiązuję do nich wagi. Nie przywiązuję wagi nawet do przesadnie abstrakcyjnych snów, które miewam(te "prorocze pierdoły" już nie pojawiają się w ogóle, był to jednorazowy przypadek).

Bardziej martwią mnie nieuzasadnione lęki, które dalej pojawiają się to tu, to tam, ale nie piszę nawet z tego powodu.

Od czasu zerwania tamtej znajomości dalej żyłem bzdurnymi nadziejami na cud, aż stopniowo zacząłem od nich odchodzić. Został tylko wrak po człowieku, którym byłem/chciałem być kiedyś. Mam wrażenie, jakby z sytuacji, w której jestem, nie było jakiegokolwiek wyjścia. Często pojawia się myśl mówiąca, że śmierć jest jedyną opcją. Nie myślę o niej w kategoriach "wzbudzacza poczucia winy w ludziach", a traktuję jako wyjście awaryjne. Jestem strasznie zmęczony życiem.

Czasami zdarza mi się jeszcze odczuwać radość z robienia czegokolwiek, jednak pojawia się ona rzadko i zostaje dosłownie na moment. Problem leży w tym, że to, co czułem, było dla mnie jedynym sensem istnienia. Obok tego doskonale wiem, że takie podejście, nawet przy wstępnie pozytywnym rozwoju wydarzeń, na końcu i tak doprowadziłoby mnie tu, gdzie jestem teraz. Mimo to, nie potrafię pomyśleć o życiu w innych kategoriach. Znajomi idą na studia, zarabiają pieniądze, potrafią sprawiać choć pozory zadowolenia z życia.

Ja sam, w wieku grubo ponad 21-lat mam ledwo liceum, przez takie a nie inne priorytety nigdy nawet nie podszedłem do matury, choć wiem, że mogłem zdać ją bez większych problemów. Kilka miesięcy temu nie było to jednak dla mnie w ogóle ważne(podobnie, jak i teraz), co udowodniłem, nie stawiając się nawet w szkole.

Prawdopodobnie, gdyby Ona mnie potrzebowała, byłbym dla Niej, ale nie myślałbym o tym w tamten "stary" sposób, bo teraz nie mam już nic do zaoferowania.

Czuję się opluty, poniżony, bezwartościowy i niechciany.

W związku z tym wszystkim, przed wizytą u lekarza, zastanawiam się czy medycyna ma mi w tym przypadku cokolwiek do zaoferowania. Możliwe rozwiązanie wydaje mi się tylko wegetacją na lekach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×