Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak dalej żyć???!!!


Gość beznadzieja33

Rekomendowane odpowiedzi

Od 2 m-cy moje życie toczy się na leżeniu i ciągłej analizie tego co zaszło i spowodowało to jak teraz się czuję. Pewne symptomy były już dużo wcześniej od ok maja poczułam się fatalnie, całkowicie odcięłam się od ludzi i unikałam kontaktu, nawet udawałam, że ich nie widzę ale nie docierało do mnie co się dzieje. Zaczęłam być bardzo nerwowa, dawałam znać niektórym osobą w rodzinie, że coś się ze mną dzieje, byłam kłótliwa, roszczeniowa i do wszystkich miałam pretensje. Wiem, że nie radziłam sobie z problemami, które spadały na mnie co chwile, nie dawałam sobie rady z tym wszystkim, brakło mi już sił, nie potrafiłam rozwiązać problemów, liczyłam na pomoc ale nikt nie potrafił mi pomóc. Niektórzy brali moje zachowanie jako złe przecież się kłóciłam ale nie potrafiłam powiedzieć o co chodzi a nawet jeśli tak, nikt za mnie niczego nie zrobi. I tak żyłam z dnia na dzień aż w końcu wybuchłam w miejscu gdzie nie powinnam wśród ludzi znajomych ale nie bliskich tych których nie zauważałam lub nie chciałam. Kiedy zdałam sobie sprawę co zrobiłam położyłam się w domu na całe dnie i zastanawiałam co się ze mną stało ale było już za późno bo musiałam wstać i znów tam iść. Wśród tych samych ludzi popełniłam następne głupoty, wszystko się waliło, aż zaczęłam się wśród nich dziwnie zachowywać. Gdy byli koło mnie zastygałam jak słup soli, wywoływali we mnie lęk i przerażenie. Zdałam sobie sprawę, że dziwie na mnie patrzą jak na wariatkę, niektórzy się uśmiechali na mój widok, gdy musiałam się odezwać to mówiłam z nerwami i złością. Nie chciałam tak się zachowywać po prostu to działo się wszystko wbrew mojej woli. Nie umiem sobie wytłumaczyć co do tego doprowadziło, co się ze mną porobiło i bardzo mi źle z tym wszystkim. Popadłam w depresje i podobno nerwicę lękową. Leki trochę pomagają ale nie potrafią cofnąć czasu i nie spowoduję, że zapomnę i inni zapomną. Zupełnie zamkłam się w domu, boję się wychodzić bo boję się reakcji ludzi ponieważ plotki już się pojawiły. Boję się też czy dalej się nie będę pogrążać bo nie wiem jak będę się zachowywać w takim stresie. Muszę wychodzić czasami czy tego chcę czy nie bo mam pewne obowiązki i wracać w to samo miejsce ale jestem przerażona. Nie czuję się wariatką tylko człowiekiem sponiewieranym przez problemy i życie ale kto to zrozumie, co ja nawyrabiałam, jak dalej żyć z takim obciążeniem, chce uciec jak najdalej ale nie mogę. Napisałam co czuję, nie wiem czy zrozumiale. Zmarnowałam sobie życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zmarnowałaś. Dlaczego tak uważasz? Ludzie z problemami nie są rozumiani przez innych, dlaczego? Bo nie wydaję mi się, by ktoś był w stanie to zrozumieć, jeśli nie przeżył tego na własnej skórze..

Sytuacja się..poprawi? Czasem dobrze posiedzieć w domu, jednak myślę że powinnaś wychodzić, mimo wszystko.. I starać się ze wszystkich sił nie myśleć za dużo, ja obrałam taką metodę 'zajmowanie się czymś', robię byle co, byle tylko nie mieć za dużo czasu, nie nudzić, bo to w naszym wypadku bardzo źle działa.. Masz jakieś pasje, zainteresowania? Rób to, co Cię cieszy, lub dawniej cieszyło.. A co do ludzi, nie przejmuj się wszystkimi. Niektórymi nie warto.. Oni się tak nami nie przejmuję, a my nimi? To niezrozumiałe, ale też ciężko się przebić. Nie wypominaj sobie złych rzeczy które były dawno (chociaż ja też tak robię) bo to bez sensu.. Na efekty potrzeba poczekać.. Pozdrawiam Cię ciepło, i mam nadzieję że jakoś sobie poradzisz. Chcesz pogadać, lub cokolwiek, pisz śmiało..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybaczcie mi, że nie chce pisać wprost. Mój wybuch nerwów nie powinien się wówczas zdarzyć. Mogę sobie to tłumaczyć, że była to reakcja na pewną sytuację o której nie miałam pojęcia ale powinnam zachować zimną krew i zapytać później o co chodzi gdyż była to delikatna sprawa. Sprowadziłam na siebie podejrzenie, że zależy mi aby było inaczej niż chce reszta. Nie umiałam tego wyjaśnić, miałam pretensje do wszystkich, że nie zostałam uprzedzona o tym fakcie bo może bym inaczej zareagowała. Po kilku dniach sama wpadłam jak śliwka w kompot bo podobno nie dotarła ode mnie informacja w pewnej sprawie i nie wiem czemu tak się stało gdyż dałam znać ale nikt mi nie wierzy. Nie potrafiłam tego wszystkiego wyjaśnić, pod wpływem stresu gubiłam się, pogrążyłam się totalnie. Kolejne powroty w to miejsce zaczęły mi sprawić ogromny lęk, sama tego nie rozumiem czułam się jak sparaliżowana, ruchy skrępowane, mam luki w pamięci, czułam ogromny lęk, wypowiadałam się nerwowo. Gdy opuszczałam to miejsce wracałam do równowagi ale po pewnym czasie uświadamiałam sobie, że znów zachowałam się dla innych jak wariatka i nie wiem dlaczego. Było to silniejsze ode mnie. Zachowałam się jak winna a nie jestem. Kilku miesięczne nieustające problemy spowodowały, że totalnie się pogubiłam. Wcześniej jakoś dawałam radę ale po tym wszystkim jestem totalnie rozbita.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli się z kimś mocno pokłóciłaś bo myślałaś że stało się coś co się nie stało?

 

Ja mam czasem ten problem że gdy czuję się odrzucony przez kogoś to mówię za dużo niemiłych rzeczy, trudno mi zapanować nad frustracja wtedy. Choć staram się z tym walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, to co się stało już się nie odstanie. Muszę z tym żyć i wiem teraz, że to co się ze mną teraz dzieje jest skutkiem wielu sygnałów, które doświadczałam wcześniej. Nie wiązałam ich ze sobą ale wiedziałam, że coś się ze mną dzieje. Szukałam pomocy tam gdzie nie mogłam jej otrzymać. W końcu trafiłam do psychologa, który mi wszystko wytłumaczył. Żałuję, że w ostatecznym momencie, kiedy wszystko zawaliłam a mój lęk bardzo nasilił. Muszę zmienić swoje myśli ale to chyba trudne. Ja uwierzyć w siebie? Będę musiała w końcu stawić czoła problemom, które sobie naważyłam ale czuję się teraz taka słaba i bezsilna i do niczego a czas goni. Jestem jak mała dziewczynka, która zgubiła się w lesie i się boi ale szuka drogi powrotu. Czy ją odnajdę? -nie wiem. Jak stoczyć największą walkę swojego życia, kiedy jestem taka bezbronna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beznadzieja33, problemem nie jest to co się stało, ale brak wiary w siebie i możliwość oponowania z lękiem. Często w nerwicy jest tak, że ta daje osobie znać już wcześniej. Często latami. Zazwyczaj jest bowiem tak, że nerwica jest efektem rozchwiania emocjonalnego, niedojrzałości emocjonalnej i borykania się problemami, które często są wynikiem braku pewności siebie przez dłuższy okres czasu. Te problemy często wiążą się ze stresem, a co za tym idzie poczuciem niepokoju, zazwyczaj nieuzasadnionego niepokoju często w sytuacjach teoretycznie bezstresowych. Jest to też wynikiem rozchwiania i niedojrzałości świata wewnętrznego (emocjonalnego).

Twój przypadek nie jest odosobniony. Zdaję sobie sprawę, że kwestia uwierzenia w siebie i możliwość pokonania nerwicy jest dla Ciebie w danej chwili niewyobrażalna, ale kiedy przyjdzie momentu "luzu" dojdziesz do wniosku, że to całkiem logiczne, że to całkiem prawdziwe.

Świetnie opisuje bowiem sens i całą istotę problemu nerwicy lękowej ktoś kto z chorobą sobie poradził i kto z nią wygrał. Pan Grzegorz Szaffer słusznie tłumaczy istotę lęku - otóż potrzebne są dwie rzeczy by się bać - musi istnieć zagrożenie (nawet jeśli jest nierealne) i musi istnieć tzw skarb, który mu podlega, a więc coś co chcemy, nawet jeśli podświadomie - bronić przed tym zagrożeniem. Oczywiście dochodzimy do momentu, kiedy może zaistnieć sytuacja kiedy tak zagrożenie jak i skarb będą kolejno nierealne i nieświadomie istotne.

Wniosek jest jeden, jeśli nie ma zagrożenia albo skarbu, o który się boimy to nie ma też lęku. Że pozwolę sobie zacytować "coś musi zagrażać i coś musi być zagrożone".

Stąd wiemy, że drogi do wyjścia z nerwicy są dwie - pierwszą będzie stawienie czoła samemu lękowi. Przypomnieć warto więc przysłowie, że "Strach ma wielkie oczy". Tak więc stanąć trzeba przed sobą i uświadomić sobie, że masz prawo się bać i odczuwać lęk. Jesteś tylko człowiekiem. Zaakceptuj to jaka jesteś.

"Alternatywą jest budowanie masek i póz, obarczanie odpowiedzialnością innych, agresja, frustracja i coraz większe rozmijanie się z rzeczywistością. Maski chronią nas ale i ograniczają. Każdy z nas jakąś nosi, często wymiennie zależnie od sytuacji. Pytanie nie jest nawet, czy taką czy inną maskę zakładasz, ale czy sam nie stałeś się maską. Czy nie utknąłeś w wiezieniu fałszu? Żeby wyjść z nerwicy potrzebujesz świeżego powiewu prawdy na swój temat. Podejmowania decyzji w oparciu o rzeczywisty, a nie projektowany swój obraz. Oto zresztą zadanie na całe życie – poznać siebie. Zakładaj maski i buduj wizerunki dla innych jeśli chcesz, ale nie zakładaj maski przed samym sobą. Zwiedzie cię tylko na manowce pychy lub frustracji i przed niczym nie uchroni.".

Święte słowa! Świetny też cytat z Pascala - człowiek nawet w momencie umierania, chociaż dla świata jest tylko trzciną falującą na wietrze, jest czymś szlachetniejszym, ponieważ wie, że umiera i ma tego świadomość.

Tak samo trzeba mieć świadomość swojej nerwicy, słabości z nią związanych. Nie bać się... bać. Trzeba nastawić się na cierpienie i lęk, bo uzdrowienie zawsze wiąże się z cierpieniem. Podobnie jak z chorobą fizyczną - trzeba ją przecierpieć aż się wyzdrowieje - tu jest łatwiej bo nie można od niej uciekać, w przypadku nerwicy już tak i stąd dłuższy okres, mozolniejsza droga i większe cierpienie.

Drugą drogą, a najlepiej współistniejącą do pierwszej jest uświadomienie sobie skarbu, którego nerwica wybrała i poddanie go. Nerwica zawsze atakuje te sprawy, które są najważniejsze. To istota istnienia lęku - to o czym pisałem wyżej - musi istnieć coś co jest zagrożone. Nie będziesz się przecież bać o to, że spalisz kiełbaskę bo nie jest to dla Ciebie ważne. W Twoim przypadku skarbem jest opinia, opinia wśród ludzi z miejsca, do którego boisz się wracać. Tak bardzo jest dla Ciebie ważne, że boisz się, że mogłaby być negatywna. Wierzysz, że jest negatywna i boisz się tam wracać. Pojawia się ten lęk przed lękiem. Dla innych będzie to własne szczęście, szczęście, dla którego odrzucają propozycje pracy, miłość partnerską, rezygnują ze związków, może to być jakaś egocentryczna albo nawet egoistyczna postawa, egoistyczne pobudki, realizacja własnych egoistycznych marzeń kosztem wszystkiego. Tacy ludzie też będą się bać ludzi, partnerów, relacji, miłości w obawie przed niezrealizowaniem tych wszystkich potrzeb. Zagrożenia często nierealne, ale skarb realny. Szczęście jest zagrożone, marzenia są zagrożone, "JA" jest zagrożone, więc rezygnujesz z odwiedzania miejsc, kończysz związek z partnerem, odrzucasz propozycję pracy albo z niej rezygnujesz, boisz się iść do przodu by nie zmienić pozornego poczucia stabilności.

Każdy skarb można zracjonalizować, każdy skarb można poddać. Każdy skarb, nawet życie można zdewaluować. Nie zmierzam do tego, że można popełnić samobójstwo, po tym jak uzna się, że życie wcale nie jest tyle warte - nie! Chodzi o to, że nie ma sensu bać się o życie i nie chodzi o przejawianie braku zdrowego rozsądku. Chodzi o to, że życie nie trwa wiecznie, śmierć jest naturalnym następstwem. Coś ma początek i coś ma koniec. Ludzie nie boją się śmierci, ale wyobrażeń o niej. Boją się bo o niej myślą. Kiedy śmierć przychodzi nie ma miejsca na lęk. Po prostu umierasz i Twoje ziemskie życie ustaje. Boisz się bo myślisz, że śmierć może w ogóle nadejść. Tak samo jest z tym o co się boisz teraz. Boisz się, że opinia o Tobie jest wykładnią Twojego życia. Najlepiej opisuje to jednak sam Pan Szaffer. Zacytuję więc go ponownie:

"Pozycja i opinia. Boisz się, że się ośmieszysz publicznie, zemdlejesz, wezmą cię za wariata. Może całe życie budowałeś jakiś swój wizerunek. Jesteś osobą dynamiczną, przedsiębiorczą, rozsądną, która była do tej pory podporą dla innych. Może występujesz przed jakimś gronem. Może nawet jesteś kimś znanym, którego wizerunek jest własnością publiczną. Stworzyłeś sobie jakiś obraz. Uznałeś, że ten obraz, to jak cię ludzie odbierają, cię definiuje. Wierzysz, że taki jesteś.

Ale co w zasadzie takiego się stanie jeśli się ośmieszysz? Czy twój wizerunek warty jest tego szarpania? Dziesiątki ludzi ośmiesza się codziennie w telewizji i co z tego? Jaki jest najgorszy scenariusz? Uznają cię za wariata? Co z tego? Każdy jest wariatem w jakimś obszarze. Masz poważną pracę? Co z tego? Czy od niej zależy zbawienie świata? To jest tylko w twojej głowie! Zmień punkt widzenia, a to co jest teraz dla ciebie nie do pomyślenia stanie się normalne. Czy myślisz na przykład,że ciężko chorzy ludzie, którzy leżą w szpitalu, robią pod siebie i, przepraszam bardzo, budzą się umazani we własnym gównie ośmieszają się? Nie. Ośmieszają się tylko ci którzy z tego kpią. Więc dlaczego sądzisz, że ty ośmieszyłbyś się gdybyś na przykład zemdlał?

Nie chodzi przecież o to, żebyś obnosił się ze swoimi słabościami i porażkami. Po prostu przyznaj sobie prawo do bycia sobą.

Jest więcej ludzi w twoim otoczeniu, którzy będą mieli dla ciebie zrozumienie w każdej sytuacji, niż myślisz. Czasem trzeba też umieć brać, poszukać wsparcia.

Żeby wszystko było jasne: nie zemdlejesz i nie zrobisz z siebie wariata! Na pewno! Ale poddaj tę swoją twierdzę wokół której budujesz mury obrony. Dokonaj tego zabiegu myślowego! W ten sposób przyspieszysz zmniejszenie napięcia."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, dziękuję Ci bardzo za tak obszerną wypowiedz. Mam nadzieję, że wszystko zrozumiałam co chciałeś mi przekazać, czytałam a raczej chłonęłam Twój post z 10 razy. Buduję swoją świadomość na temat nerwicy, nawet nie wiesz jak ważne dla mnie to jest, że zaczynam rozumieć co się dzieje wewnątrz mnie. Jak wiele rzeczy staje dla mnie oczywiste. Przypominają mi się różne obrazy z mojego życia z przed lat i wszystko układa się w całość.

Wiem, że nie zwariowałam bo już o to się podejrzewałam. Chcę w końcu „ŻYĆ” bo mam dla kogo. Wiem, że przede mną długggaa i ciężka droga ale myślę, że stoję na jej początku. Moment „luzu” o którym piszesz nadszedł. Kiedy wykonam następny krok- nie wiem- będę się starać stawić czoła lękowi ale nie do końca wiem jak mam to zrobić. W teorii wszystko wiem i rozumiem ale jak w praktyce dokonać „tego zabiegu myślowego”?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beznadzieja33, krok po kroku. Życie z nerwicą to pokonywanie barier. Przełamywanie lęków przez pokonywanie tych barier po kolei. Nie próbuj przebić się przez 10 ścian naraz. Najpierw przebij pierwszą, potem następne. Pierwszym krokiem jest świadomość - jej osiągnięcie i stanięcie w prawdzie przed samym sobą. Uświadomienie sobie nerwicy. Potem uświadamiasz sobie bezsens tych wszystkich lęków co też osiąga się stopniowo - przez uświadamianie sobie powoli, że w istocie Twój skarb nie jest wart tego całego przeżywania, a i sam strach ma wielkie oczy, bo przecież zagrożenie nie jest w istocie takie straszne. Stąd już bardzo blisko do podjęcia decyzji o stawieniu czoła własnemu cierpieniu, o uświadomieniu sobie, że zamiast adorować cierpienie uciekając od problemu lepiej stawić mu czoła. Przekonwertować cierpienie w uczucie przyjemne. Lęk zamieni się w jakiś lekki strach, a strach może być przyjemny. Tak z tremą, strachem radzą sobie sportowcy, zwłaszcza Ci indywidualnie np. w sportach walki - walczą nie tylko z rywalem, ale przede wszystkim z samym sobą. Oni nauczyli się traktować strach i tremę jak uczucie motywacyjne jak adrenalinę, jak napęd do wymagania od siebie jeszcze więcej. Oni nauczyli się lubić tą adrenalinę, ten strach, niepokój. Broń Boże nie mówię tu o adorowaniu cierpienie czy jakiejś formie ascezy. Nie chcę byś nauczyła się czerpać przyjemność z bólu choć w pewnym sensie lekki ból może mieć pozytywny przyjemny oddźwięk jak dobrze do niego podejść. Chodzi mi o sam sens całej tej sytuacji - to ilustruje podobieństwo do nerwicy - z nią naprawdę można żyć, wystarczy zdewaluować przedmiot lęku jak i sam lęk. Tak w istocie człowiek osiąga uzdrowienie z nerwicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, nie chce nic robić na siłę, wolałabym aby było jak piszesz po kolei. Biorę leki, które chyba zaczęły działać bo rzeczywiście samopoczucie mam o niebo lepsze. Nie płacze, nie leżę całymi dniami i nocami, mogę skupić uwagę na czymś innym, nie myślę ciągle o jednym 24 godziny na dobę, śpię lepiej nie budzę w nocy a nawet za dużo śpię, czasami mieszam dzień z nocą. Wrócił apetyt i to co straciłam to już wróciło na wadze. Wczoraj od nie pamiętam kiedy spontanicznie się zaśmiałam bo synek mnie tak rozśmieszył, spędziliśmy fajny dzień. Wykonuje zadania od psychologa, szukam myśli i przeżyć, które zaprzeczają, że nie jestem beznadziejna itp. Myślałam, że to głupie zadanie i wcale nie chciało mi się tego robić ale coś tam napisałam i nie jest to całkiem bezsensu. Potrafię wyjrzeć przez okno, otworzyć drzwi wyjściowe bez uczucia napięcia. Po wizycie u psychologa byłam na zakupach i myślałam co mam kupić a nie bezsensu krążyłam między półkami i szukałam zagrożenia wśród ludzi. Bo ja mam z tym problem, od wielu lat nie pozwalałam im się zbliżyć do mnie. Jeśli tylko wyczułam, że chcą przekroczyć pewną granice, zasłaniałam się tysiącami powodów aby tylko do tego nie doszło. Z roku na rok coraz bardziej i zawsze cierpiałam i pamiętałam latami gdy ktoś mi coś niefajnego powiedział. Jeśli tylko w drugim człowieku coś mi nie pasowało, jakaś cecha charakteru, sposób bycia, odrzucałam go i nie potrafiłam zaakceptować z jego wadami i zaletami. Pozwalałam "wybrańcom" napić się ze mną kawy, spotkać gdzieś ale takich jest chyba jeden na milion. Czasami przeszło mi przez myśl: dlaczego ja nie potrafię tak jak inni? Chciałam ale nie umiałam. A teraz wychyliłam się na maxa na opinie wielu innych ludzi, zupełnie bezmyślnie i nie wiem do dziś jak mogłam taki dół pod sobą wykopać. Psycholog twierdzi, że moja reakcja była zupełnie naturalna ale nie podzielam do końca jej zdania, wiem, że była nie na miejscu. Straciłam nad sobą kontrolę, to nie byłam ja, coś mną rządziło i raz doprowadzało do szału a raz do płaczu a później zupełnie się poplątałam i jest jak jest. Leki pozwolił mi się wyciszyć, nabrać trochę dystansu, zastanowić, czytać na ten temat. Najgorsze jest to, że nie mogę już odwlekać dnia powrotu, za kilka dni czy chce czy nie muszę tam iść i się pokazać. Wmawiam sobie: pójdziesz tam i stawisz czoła lękowi, przywitam się i uśmiechnę a reszta mnie nie obchodzi, niech myślą i mówią co chcą i tak nie mam na to wpływu. Nie warto się tak "szarpać" bo przez to moja rodzina nie miała ani radosnych ani normalnych świąt, od 2 mcy nie było nic tylko moje cierpienie, dziecko nie miało matki, mąż żony. Ale tak jak napisałam: wmawiam sobie ale lęk ciągle robi swoje, burzy te myśli tak logiczne i zrozumiałe przecież, nie pozwala im wypłynąć na powierzchnię. Jest ciągle silny. Więc jak mam stawić czoła i iść tam kiedy nie jestem jeszcze gotowa? Czy można się w ogóle przygotować?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beznadzieja33, właśnie o to chodzi by się nie przygotowywać:). Do życia nigdy nie da się przygotować. To tak jak gdzieś pisałem - nie ma czasu na przygotowywanie się do walki z lękiem, z nerwicą, z natręctwem. Podobnie jak z tym poślizgiem w samochodzie - kiedy do tego dochodzi, nie masz czasu na zastanowienie się, na myślenie, reagujesz! Podobnie powinno być w nerwicy. Tu niestety zawsze jest miejsce na ucieczkę, na odwlekanie, ale odwlekanie powoduje nie tylko sytuację, w której nie zmierzasz do wyjścia na prostą, ale także sytuację, przez którą prawdopodobnie zwiększasz swoje szanse na rozbicie się z każdym dniem. Dobrze, że leki Ci pomagają, ale z lękami musisz się konfrontować bez względu na stopień Twojej gotowości. To nerwica podsuwa Ci myśli, poczekaj, nigdzie nie musisz się śpieszyć, masz czas, jesteś jeszcze młoda, przecież nie musisz wygrać już dziś, odpocznij, zbierz siły. Tylko Ty ich wcale nie zbierasz, z każdym dniem nerwica nie pozwala Ci ich zebrać, nie zamykasz oczu i nie odpływasz w błogą nieświadomość. Ciągła czujność, ciągła analiza powoduje, że w walce z nerwicą z każdym dniem coraz bardziej narażasz się na przyśnięcie w walce, na to by ta zaszła jeszcze dalej. Nie czekaj więc. Nie chcesz przecież tego. Co jest więc silniejsze i ważniejsze dla Ciebie? Twoja rodzina i jej szczęście, czy Twój "tymczasowy" spokój i ulga, które przynosi ucieczka? Czy Twoje egocentryczne cierpienie przesłania Ci dobro rodziny? Twoje dobro? I tak i nie. Z jednej strony bardzo dobrze wiesz, że tego nie chcesz, nie masz w ogóle ochoty by nerwica wpływała na Twoje życie, z drugiej strony "nie możesz", boisz się. Typowa ambiwalencja :) wszystkiemu winny lęk... Ja nie każę Ci się nauczyć jak przestać się bać i stawić czoła nerwicy - nie! Jeśli przestaniesz się bać to nerwicy już nie będzie. Ja proszę byś uświadomiła sobie, że masz prawo się bać, masz prawo odczuwać lęk, jesteś tylko człowiekiem i to wyjątkowo wrażliwym człowiekiem! Stań na przeciw siebie i uświadom to sobie. Masz prawo bać się iść do lekarza, masz prawo bać się wielu innych rzeczy, ale czy ten lęk ma Cie paraliżować? Paraliżuje tylko dlatego, że boisz się samego lęku. Pozwól samej sobie bać się, a zobaczysz, że "strach ma wielkie oczy".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, jest dokładnie jak piszesz. Nastawiam się już jutro działam ale gromadzi się napięcie i sposobność, że w sumie mogę to jeszcze trochę odłożyć i tak odkładam ale też w gruncie rzeczy wolałabym mieć to już za sobą.

Poza tym nie mogę tego rozgryźć:

 

"Stań na przeciw siebie i uświadom to sobie. Masz prawo bać się iść do lekarza, masz prawo bać się wielu innych rzeczy, ale czy ten lęk ma Cie paraliżować? Paraliżuje tylko dlatego, że boisz się samego lęku. Pozwól samej sobie bać się, a zobaczysz, że "strach ma wielkie oczy".

 

Czyli, mogę się bać wszystkiego ale problem w tym, że paraliżuje mnie lęk, że się czegoś boję. I powinnam uznać, że uczucie strachu jest zupełnie normalne i każdy go doświadcza?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

beznadzieja33, dokładnie tak - nerwica to nic innego jak wyolbrzymianie doświadczanych emocji, oczekiwań względem świata, siebie etc. To ciągłe życie w napięciu. Czujesz nieustanną presję, którą w istocie sama sobie stwarzasz. Każdy odczuwa strach, tremę, niepokój, ale Ty uważasz przez swoje wyolbrzymianie, że nie powinnaś go czuć w ogóle, nie powinnaś mieć obaw, wątpliwości. Właśnie dlatego, że wyolbrzymiasz - to jest właśnie chorobliwe, to właśnie nerwica! Miłość, którą odczuwasz nigdy nie będzie dla Ciebie miłością bo ciągle oczekujesz od siebie więcej, oczekujesz, że powinna być doskonałym uczuciem pozbawionym wątpliwości i wahań. Nigdy nie poczujesz szczęścia, bo uważasz, że szczęście warunkuje tylko bezstresowe życie, pewna miłość, brak wątpliwości i "wielkie" wydarzenia w życiu. Podczas gdy szczęście tworzą te małe rzeczy, których Ty nie widzisz przez swoje wyolbrzymianie. Podobnie jest z lękiem - Ty boisz się bać. Boisz się, bo uważasz, że nie powinnaś się bać wizyty u psychiatry, że nie powinnaś się bać o swoją rodzinę i relację, ani o swoje uczucia. Otóż każdy się boi, każdy miewa wątpliwości i jakieś zawahania. Tylko tam to jest strach, który przypomina o tym co jest ważne, Ty natomiast uważasz, że to oznaka czegoś złego, a to, że uznają Cie za wariatkę, a to, że nie kochasz, a to, że zrobisz komuś krzywdę... To lęk przed tym lękiem Cie paraliżuje, to fakt, że boisz się bać sprawia, że zwykły strach, zwykłe wątpliwości zamieniają się w ogromny problem i paraliżujący lęk. Nie wymagaj idealnego uczucia - to jak kiedyś powiedział mi pewien Ksiądz, może dać tylko Bóg. Człowiek jest niedoskonały, wymaganie doskonałości od siebie i to w każdym momencie swojego życia powoduje uczucie lęku, presję, która spycha Cie w ciemność. Człowiek winien zmierzać do doskonałości - owszem, ale pamiętając jednocześnie, że ta jest nieosiągalna! Zbliżać się swoim życiem do doskonałości, ale nie być doskonałym :) - tak więc powtórzę - masz prawo się bać, zrozum to. Tylko nie pozwól by lęk Cie paraliżował, by przeszkodził Ci pomóc samej sobie. Myślisz, że nawet jak powiesz komuś o tym, że się boisz tej wizyty to pomyśli, że jesteś jeszcze bardziej chora? Nie! Wręcz przeciwnie! To oznaka tego, że jeszcze myślisz racjonalnie. Wizyta u lekarza zawsze niesie ze sobą możliwość usłyszenia złych nowin, ale zawsze też niesie szansę na wyzdrowienie:) Spróbuj porozmawiać o tym z mężem. Idź do lekarza. Nie usprawiedliwiaj się. Dopóki wmawiasz sobie, że masz czas, że nie musisz się śpieszyć będziesz się czuć usprawiedliwiona by nosić uczucie lęku w sobie, by dźwigać cierpienie, by poddawać się nerwicy. Jeśli przestaniesz to sobie wmawiać już nie będziesz miała usprawiedliwienia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wszystkim za odpowiedzi.

Ezekiel, twoje posty dały mi sporo do myślenia gdyż wiele w nich prawdy. Jednocześnie przepraszam, że byłam taka monotonna i niby wszystko rozumiem ale jakoś pojąć nie mogę :))

Chciałam jeszcze napisać, że byłam i przeżyłam. Na początku nie było łatwo, napięcie i niepewność co zaraz się wydarzy. Kiedy zauważyłam, że moje dłonie lekko drżą a w środku zaczynam czuć, że coś się dzieje- pomyślałam, panuj nad sobą, dasz radę, wszystko będzie dobrze, nic się nie dzieje, nic się nie dzieje! Po chwili poczułam się trochę lepiej i już nie myślałam o niczym, robiłam to co do mnie należy, było tu i teraz. Im dłużej tam byłam i coraz bardziej się upewniałam, że rzeczywiście wszystko jest dobrze z minuty na minutę powoli odpływało napięcie. Nie było analiz każdego spojrzenia i słowa, nie brałam niczego do siebie. Nie pozwoliłam sobie więcej ani na chwilę zawahania, że jest inaczej. Dla jednych byłam zupełnie obojętna a niektórzy nawet coś zagadali. Nie znaczy też to wszystko, że w końcu poczułam zupełny luz, nadal wewnątrz był lęk i niepewność do samego końca ale nie spanikowałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×