Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość unikająca (lękliwa)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Ja czasem czuję, że jestem nie tylko z innej planety, ale w ogóle z całkiem innej galaktyki.

Ja od najmłodszych lat byłem niedopasowany do tego świata. Nigdy nie rozumiałem ludzi i ich zachowania. Zawsze czułem się jako odrębna jednostka, wykluczona z gatunku ludzkiego, odarta z człowieczości. Po prostu coś jest ze mną nie tak i każda osoba, która miała ze mną kontakt Ci to powie. Niektórzy nawet nazywali mnie psychopatą. Mówili, że się mnie boją bo jestem nieobliczalny. Tylko najśmieszniejsze jest to, że nikt nie potrafi DOKŁADNIE sprecyzować o co chodzi. Zresztą ja sam nie potrafię tego sprecyzować to trudno aby ktoś obcy to mógł zrobić.

 

No i chcę jeszcze powiedzieć, że jestem coraz bardziej znieczulony, bo czytam wiele wpisów tutaj i nie robią na mnie wrażenia. Ktoś może pisać, że się okalecza, chce się powiesić, a ja kiwam głową i mówię: normalka.

Ja to jestem w takim stopniu znieczulony, że mógłbym o w tej własnie chwili kogoś odstrzelić z gnata bez mrugnięcia okiem. Już nic nie zrobi na mnie wrażenia, najgorsze wynaturzenia nawet. Wieszajcie się, podcinajcie sobie żyły, skaczcie z okien, walcie sobie w żyłę róbcie co chcecie ja mam to gdzieś. Mógłbym wysilać się na jakieś współczucie, smutek, nie wiem nawet jak to nazwać ale po co mam to robić? Dla rozrywki? Nie będę udawał, wale prosto z mostu, po prostu nie robi to na mnie wrażenia. Nawet gdyby przy mnie kogoś zabijali to też byłbym mega spokojny. Tak jakbym w ogóle nie miał emocji, został mi tylko zdrowy rozsądek i te nakazy z dekalogu, których należy przestrzegać. Ja wiem na 100%, że u mnie jest to spowodowane przez rodziców. Marzy mi się, że wbijam tam do ich pokoju, dla starego z partyzanta na starcie walę z nogi w zęby, później cała seria ciosów na mordę aż do utraty przytomności za te wszystkie zmarnowane lata. Z matką mam większy problem ponieważ mimo, że żywię do niej niesamowite obrzydzenie to jednak mam jakieś opory przed agresją fizyczną skierowaną w jej stronę.

 

W tym dokumencie jest idealnie rozpisana moja cała osobowość i sposób w jaki postępuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja od najmłodszych lat byłem niedopasowany do tego świata. Nigdy nie rozumiałem ludzi i ich zachowania. Zawsze czułem się jako odrębna jednostka, wykluczona z gatunku ludzkiego, odarta z człowieczości. Po prostu coś jest ze mną nie tak i każda osoba, która miała ze mną kontakt Ci to powie. Niektórzy nawet nazywali mnie psychopatą. Mówili, że się mnie boją bo jestem nieobliczalny. Tylko najśmieszniejsze jest to, że nikt nie potrafi DOKŁADNIE sprecyzować o co chodzi. Zresztą ja sam nie potrafię tego sprecyzować to trudno aby ktoś obcy to mógł zrobić.

Też od zawsze, odkąd pamiętam, byłem niedopasowany, ale pełną świadomość niedopasowania zyskałem dużo później.

 

Ja to jestem w takim stopniu znieczulony, że mógłbym o w tej własnie chwili kogoś odstrzelić z gnata bez mrugnięcia okiem. Już nic nie zrobi na mnie wrażenia, najgorsze wynaturzenia nawet. Wieszajcie się, podcinajcie sobie żyły, skaczcie z okien, walcie sobie w żyłę róbcie co chcecie ja mam to gdzieś. Mógłbym wysilać się na jakieś współczucie, smutek, nie wiem nawet jak to nazwać ale po co mam to robić? Dla rozrywki? Nie będę udawał, wale prosto z mostu, po prostu nie robi to na mnie wrażenia. Nawet gdyby przy mnie kogoś zabijali to też byłbym mega spokojny.

Ja jestem prawie nieczuły na krzywdę innych, za to na punkcie ewentualnego skrzywdzenia mnie, jestem mocno przewrażliwiony emocjonalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Unikałem wszystkiego, możecie się śmiać. Unikałem kichania w szkole bo wstydziłem się? (nie wiem czy to jest odpowiednie słowo no bo niby czego). Unikałem smarkać do chusteczki, połykałem te flegmy lub wycierałem o rękaw bluzy. Unikałem jedzenia kanapek w szkole. Unikałem zgłaszania się do odpowiedzi. Bardzo często znałem odpowiedź na pytanie nauczyciela ale nigdy się nie zgłosiłem. Pamiętam, że miałem taką niepisaną umowę ze swoim nauczycielem od języka polskiego, że jak znałem odpowiedź na jakieś pytanie lub chciałem aby mnie zapytał to wtedy patrzyłem się mu w oczy, a on zawsze wtedy kumał o co chodzi. Unikałem sikania w szkolnym kiblu gdy było więcej osób bo wtedy czułem presję i mój pęcherz zaciskał się, nic nie chciało lecieć, osoba obok w kabinie mogłaby pomyśleć co on tam robi tyle czasu, przecież nic nie leci. Unikałem srania w szkolnym kiblu bo byłoby słychać plusk spadającego gówna co wydawało mi się bardzo niesmaczne i nie na miejscu. Jak chciało mi się srać to trzymałem na siłę, aż prawie waliłem w majtki. Już jak nie mogłem utrzymać to przeważnie biegłem do domu. Czasami nie wytrzymałem i zdarzyło mi się, że musiałem walić w kiblu ale wybierałem wtedy czas gdy trwały lekcje aby nikt nie wszedł. Na lekcjach jak chciało mi się szczać to nigdy nie spytałem się nauczyciela czy mogę do toalety tylko trzymałem tak długo, aż prawie mi pęcherz eksplodował, nawet trochę popuszczałem. Dzisiaj jestem wyćwiczony w powstrzymywaniu się przed sikaniem i sraniem. Unikałem gry na WF, zawsze siedziałem na ławeczce, do dzisiaj nie umiem nawet prawidłowo odbić piłki przy serwowaniu w siatkówce. Unikałem praktycznie wszystkiego co wymagało jakiegoś własnego wkładu, co wykraczało poza sztywne ramy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Unikałem kichania w szkole bo wstydziłem się? (nie wiem czy to jest odpowiednie słowo no bo niby czego). Unikałem smarkać do chusteczki, połykałem te flegmy lub wycierałem o rękaw bluzy.

Kichania itp. też się wstydziłem, ale nie unikałem w takim stopniu, żeby w ogóle tego nie robić.

 

Unikałem zgłaszania się do odpowiedzi

Ja też

 

Unikałem sikania w szkolnym kiblu gdy było więcej osób bo wtedy czułem presję i mój pęcherz zaciskał się, nic nie chciało lecieć, osoba obok w kabinie mogłaby pomyśleć co on tam robi tyle czasu, przecież nic nie leci. Unikałem srania w szkolnym kiblu bo byłoby słychać plusk spadającego gówna co wydawało mi się bardzo niesmaczne i nie na miejscu. Jak chciało mi się srać to trzymałem na siłę, aż prawie waliłem w majtki. Już jak nie mogłem utrzymać to przeważnie biegłem do domu. Czasami nie wytrzymałem i zdarzyło mi się, że musiałem walić w kiblu ale wybierałem wtedy czas gdy trwały lekcje aby nikt nie wszedł. Na lekcjach jak chciało mi się szczać to nigdy nie spytałem się nauczyciela czy mogę do toalety tylko trzymałem tak długo, aż prawie mi pęcherz eksplodował, nawet trochę popuszczałem.

Ja zazwyczaj chodziłem do kibla tylko w czasie lekcji, ale głównym powodem było to, że miałem obawy, że w kiblu rówieśnicy mogą mi zrobić krzywdę. Przed spytaniem się nauczyciela nie miałem dużego oporu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przypomniało mi się parę rzeczy. Gimnazjum, lekcja matematyki, siedziałem w ostatniej ławce z takim największym kozakiem (najbardziej lubianym) w klasie (a nawet w całej szkole). Ja wiecie jak to zaburzony fobik siedziałem jak na szpilkach, cały sztywny, modliłem się tylko o to aby mi nie dokuczał bo znałem jego temperament no i zaczęło się. Mój rówieśnik wziął cyrkiel i zaczął mi wbijać w udo tą igłę. Całą lekcje mnie tą igłą tak szprycował, że później miałem całe spodnie w dziurach i całą nogę pokaleczoną. Ja tylko mówiłem zostaw, przestań, stop, a on się śmiał, mówił durne teksty i dalej zaczynał swoją zabawę. Nie mogłem się obronić no bo co miałem zrobić? Przerwać lekcję i powiedzieć dla nauczyciela? Sprzedawać? Ja osobowość unikająca miałem to zrobić? No bez przesady. Miałem z nim się bić w tej ławce? To samo. Poza tym w takiej walce byłbym bez szans.

 

Przypomniało mi się ostatnio również wiele ciekawych faktów z czasów podstawówki. Myślałem wcześniej, że w podstawówce było u mnie w miarę ok ale jednak wspomnienia tego nie potwierdzają. Nie pamiętam tych czasów zbyt dobrze ale przypomniało mi się jak specjalnie zmieniałem piętra i chodziłem dla pozorów po różnych korytarzach aby nie stać samemu pod salą, aby nikt nie zobaczył, że nigdzie nie chodzę więc chodziłem byle gdzie. Pamiętam również jak wiele razy siedziałem na parapecie i patrzyłem się w szybę. Ciekawe... nie klei się to dla mnie z moimi innymi wspomnieniami. Przecież w podstawówce znałem wiele osób, miałem bardzo dobrego kolegę i w ogóle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monooso, ,,Ja to jestem w takim stopniu znieczulony, że mógłbym o w tej własnie chwili kogoś odstrzelić z gnata bez mrugnięcia okiem. Już nic nie zrobi na mnie wrażenia, najgorsze wynaturzenia nawet. Wieszajcie się, podcinajcie sobie żyły, skaczcie z okien, walcie sobie w żyłę róbcie co chcecie ja mam to gdzieś. Mógłbym wysilać się na jakieś współczucie, smutek, nie wiem nawet jak to nazwać ale po co mam to robić? Dla rozrywki? Nie będę udawał, wale prosto z mostu, po prostu nie robi to na mnie wrażenia."

i moze dlatego ludzie cie nie lubia ludzie czuja ze ktos jest niedobry , ma spłszczone emocje i mysli tylko o kawałku własnej dupy, ja czuje przynajmniej i nie lubie takich ludzi, którzy własnie maj taka postawe, lubie ludzi, którzy nawet zamknieci w sobie widac ze przeżywaja wszystko i zmagaja sie ze soba ,maja rozterki oralne izadaja sobie pytania, ciagle jakby rowijaj sie emocjonalnie , w sumie kogos kto mi bardzo pod tym wzgledem odpowiadał poznałam tylko raz wzyciu i mysle ciagle o nim własnie ze wzgledu na te cechy,

ale ogólnie lubie takich ludzi nawet jak sa dziwni to takich lubie i szanuje

a takich jak ty unikam i pewnie ludzie tez maj cie dlatego gdzies a ty jestes nieszczesliwy i nie rozumiesz dlaczego

 

-- 03 paź 2014, 22:44 --

 

to ze dziobanie kogos cyrklem jest ponizej pewnego poziomu to ina sprawa, ale facet w swej prymitywnej postaci wyczuł ,ze cos z toba nie halo i w swoim prymitywiźmie zachowywał sie tak jak go było na to stac, ale to co napisałes to mzona miedzy wami w sumie znak równosci postawic niestety i zdaj sobie z tego sprawe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i moze dlatego ludzie cie nie lubia ludzie czuja ze ktos jest niedobry , ma spłszczone emocje i mysli tylko o kawałku własnej dupy, ja czuje przynajmniej i nie lubie takich ludzi, którzy własnie maj taka postawe

Pewnie tak. Jestem zbyt zamknięty w sobie, znieczulony, oschły, obojętny, nie okazuję praktycznie żadnych emocji. Jestem jak zimny, wyrachowany skur*wysyn. Niektóre osoby mówiły, że się mnie boją, mimo, że to ja się ich bałem. Wyczuwam zakłopotanie i strach ludzi w kontaktach ze mną. Odnosiłem również zawsze wrażenie, że gdy wchodziłem w jakieś nowe środowisko to inne osoby były zawsze do mnie agresywnie nastawione, już po samym pierwszym wrażeniu, tak jakby mnie z automatu nie lubiły i chciałby mnie pobić. Takim samym zimnym draniem był mój dziadek, mój ojciec, a nawet inni członkowie rodziny. Nie wiem jak to zmienić, nie potrafię się otworzyć, robię to z automatu. Praktycznie od zawsze jestem jak taki manekin. Pomocy! Mój wizerunek zewnętrzny jest całkowicie inny niż moje wnętrze.

 

lubie ludzi, którzy nawet zamknieci w sobie widac ze przeżywaja wszystko i zmagaja sie ze soba ,maja rozterki oralne izadaja sobie pytania, ciagle jakby rowijaj sie emocjonalnie

To przeciwieństwo mojej osoby. Ja jestem jak posąg. Twardy i nie do zdarcia.

 

to ze dziobanie kogos cyrklem jest ponizej pewnego poziomu to ina sprawa, ale facet w swej prymitywnej postaci wyczuł ,ze cos z toba nie halo i w swoim prymitywiźmie zachowywał sie tak jak go było na to stac, ale to co napisałes to mzona miedzy wami w sumie znak równosci postawic niestety i zdaj sobie z tego sprawe

No wyczuł, że coś ze mną nie tak, trudno nie wyczuć. Ode mnie aż razi odmiennością. Masz rację można pomiędzy nami postawić znak równości ponieważ ja też nie jestem święty i w swojej przeszłości nabijałem się z kozłów ofiarnych. W gimnazjum dla takiego jednego z kolegami urządziliśmy nawet prawdziwe piekło, mimo, że sam byłem też gnębiony przez inne osoby. To co się działo z nim to było istne szaleństwo, ciekawe czy jest jeszcze o zdrowych zmysłach. Przepraszam za swoje czyny ale od zawsze gardziłem takimi osobami, nabijałem się z nich, mimo, że byłem jedną z nich. Pamiętam jak kiedyś dla tego kolesia w gimnazjum napchaliśmy całe buty gównem i zawsze po szkole czekaliśmy aż wyjdzie aby mu dokuczać. To było chore.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to nie było chopre to było prymitywne, nie wiem w jakim srodowisku sie wychowałes, :?:

jednak zacznij od drobnych zmian siebie samego a za kilka lat zobaczysz efekty,

i jednak unikaj takiego srodowiska bo zawsze to uderzy w ciebie, to bardziej prymitywne zabawy,ale to sie tez tyczy w zyciu dorosłym, jak sie zadajesz z kims kto jest ponizej pewnego poziomu moralnego chociaz na pierwszy rzut oka wydaje sie w porzadku ,ale robi komus swinstwo jakiekolwiek swiństwo ,to predzej czy później wykreci cos tobie, jak sie bedzie psuło miedzy wami bo jest do tego zdolny i nie mqa zahamowań , zawsze patrz czy człowiek trzyma sie zasad nie odbija nikomu partnera, nie wygryza na siłę z pracy, jak odnosi sie do podwaładnych i bardzo stroznie oceniaj ludzi i właśnie tylko i wyłącznie po takich zachowaniach, tylko oosby na odpowiednim poziomie dopuszcza sie do przyjaźni albo sie je kocha, inni to tylko chwilowi znajomi, trzymaj sie tej zasady a zobaczysz ze bedziesz miał odpowiednich ludzi wokół siebie a nie ludzkie swinie,

a ty wiesz co z toba nie tak to cwicz postawy zeby sie zmienic, to sie samo nie zrobi na to trzeba kilka lat tak mi sie wydaje , bo ja tak nigdy nie miałam jak ty, pewne cechy sa wrodzone ,ale mozna je troche nagiac jednak srodowiskiem i cwiczeniami

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja to jestem w takim stopniu znieczulony, że mógłbym o w tej własnie chwili kogoś odstrzelić z gnata bez mrugnięcia okiem.
Ja jestem prawie nieczuły na krzywdę innych

Ja jestem empatyczny, raczej w kierunku uczulenia.

 

Unikałem wszystkiego, możecie się śmiać. Unikałem kichania w szkole bo wstydziłem się? (nie wiem czy to jest odpowiednie słowo no bo niby czego). Unikałem smarkać do chusteczki, połykałem te flegmy lub wycierałem o rękaw bluzy.

Z kichaniem nie, ale ze smarkaniem było ciężej. A jeszcze gdy miałem katar......to był koszmar...

 

Unikałem jedzenia kanapek w szkole.

Ja nie

 

Unikałem zgłaszania się do odpowiedzi. Bardzo często znałem odpowiedź na pytanie nauczyciela ale nigdy się nie zgłosiłem.

Dokładnie. Czasem jak się zgłosiłem, to coś poplątałem, a potem wstyd.

Unikałem sikania w szkolnym kiblu gdy było więcej osób bo wtedy czułem presję i mój pęcherz zaciskał się, nic nie chciało lecieć, osoba obok w kabinie mogłaby pomyśleć co on tam robi tyle czasu, przecież nic nie leci.

Identico! Często wchodziłem do kibla, zaraz do kabiny obok wszedł ktoś inny, ja jeszcze nie zacząłem sikać, a już z nerwów mi siki nie chcą lecieć i żeby przypadkiem w oczach współsikającego nie wyjść na szkolnego koniobijcę, po prostu się ogarniałem, myłem ręce i wychodziłem z łazienki, udając, że już zdążyłem nasikać, zanim petent dobił do kabiny sąsiedniej, tylko długo se pasek zapinałem, spodnie poprawiałem, itp.

 

Na lekcjach jak chciało mi się szczać to nigdy nie spytałem się nauczyciela czy mogę do toalety tylko trzymałem tak długo, aż prawie mi pęcherz eksplodował, nawet trochę popuszczałem.

Ta, na początku (później też, ale udawało się przełamywać) podstawówki miałem problem z proszeniem belfrów o zgodę na wyjście do tóalety (na przerwie często nie dawałem rady z powodu innych dzieci)... w I klasie 2 razy zdarzyło mi się, że nie udało się przemóc oporów przed zadaniem sakramentalnego: "Proszę pani, czy mógłbym pójść do ubikacji?" i ambrozją nasiąkły gatki, spodnie oraz podłoga.

Unikałem srania w szkolnym kiblu bo

...musiałbym kminić papier toaletowy, a co, miałbym się może pytać nauczyciela czy gdzieś lecieć po papier? Nie wchodzi w grę :D. Przez cały mój cykl edukacyjny nie srałem w szkole ani razu. Gdzieś we wczesnej podstawówce raz gdy tato zawoził mnie do szkoły, zachciało mi się kupciać, więc powiedziałem tacie, że mnie boli brzuch i źle się czuję. Zawróciliśmy i zostałem w domu. Nie wyobrażałem sobie defekacji w toalecie szkolnej.

 

Mój rówieśnik wziął cyrkiel i zaczął mi wbijać w udo tą igłę.

Cyrklem to sam się ciąłem. A koledze wbiłem długopis w kark, bo raczył mi psikuśnie piórnik zajumać.

 

 

W sumie to tak się przejmuję zdaniem innych, że nawet wyobrażając sobie własne samobójstwo, zawsze muszę sypnąć element reakcji innych na moją śmierć. A potem cudowne zmartwychwstanie i na toż ich reakcja :P.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to ze dziobanie kogos cyrklem jest ponizej pewnego poziomu to ina sprawa, ale facet w swej prymitywnej postaci wyczuł ,ze cos z toba nie halo i w swoim prymitywiźmie zachowywał sie tak jak go było na to stac, ale to co napisałes to mzona miedzy wami w sumie znak równosci postawic niestety i zdaj sobie z tego sprawe

Znak równości pomiędzy brakiem empatii (który nikomu nie wyrządza krzywdy) i stosowaniem przemocy? Nie sądzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja często bardzo przeżywam, gdy widzę na filmie, jak dzieje się komuś krzywda i mam ochotę przeniknąć do telewizora i ratować krzywdzoną osobę lub zwierzę, natomiast w realu krzywdy innych bardzo rzadko mnie ruszają.

Powiedzmy, że mam podobnie. Większe emocje wywołuje we mnie film niż sytuacja w życiu realnym.

 

Ja zawsze wiedziałem, że nie wolno dokuczać innym.

Ja i tak w tym dokuczaniu byłem najbardziej łagodny ponieważ zawsze miałem w sobie większy poziom wrażliwości niż reszta. Moi koledzy nie mieli żadnych zahamowań, robili straszne rzeczy, byli jak zwykłe zwierzęta. Ja w pewnym stopniu upodobniłem się do nich aby nie stać samemu na uboczu. U mnie w gimnazjum działy się takie rzeczy i była taka patologia, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Jeden koleś codziennie przychodził i płakał, plecak mu w kiblu spuszczali, kurtkę rwali, w każdą zimę dzień w dzień obrzucali śniegiem, w każdy dzień po lekcjach miał solidny wpier*ol itd. O wszystkim wiedziała wychowawczyni, pedagog, rodzice i g*wno zdziałali. Zresztą teraz tak sobie przypominam to moja wychowawczyni w ogóle była jakby na w pół świadoma tego co dzieje się dookoła jej. Najgorsza wychowawczyni jaką miałem ever, niczego nie kontrolowała, miała wszystko w dupie.

 

nie wiem w jakim srodowisku sie wychowałes, :?:

W środowisku bardzo nietypowym, szalonym, przedziwnym, patologicznym. Ojciec alkoholik i lekoman, który całe życie grał rolę kozaka mimo, że na prawdę jest zwykłym, zakompleksiony, nieśmiałym leszczem, który w życiu kompletnie nic nie osiągnął. Mój ojciec ma jakieś zaburzenia nastroju ponieważ raz jest normalny, raz jest miły, a innym razem bez powodu jest mega wkur*iony i każdego atakuje. Tak jakby w nim siedziało parę osób, raz jest taki, a po godzinie jest kompletnie inną osobą. Matka, która też starała się grać rolę trzymającej poziom panny, a tak na prawdę to też zakompleksiona, uległa, nieśmiała szmata. Moi obaj rodzice to socjopaci, są to bardzo dziwne osoby, mój dom też jest bardzo winy, agresja werbalna i język rynsztokowy jest tutaj czymś normalnym. Moi rodzice zawsze wyręczali mnie ze wszystkiego. W dzieciństwie miałem bardzo mało kolegów, prawie wcale ale jak już to głównie obracałem się głównie w środowisku dzieci z rodzin patologicznych. Dziwnym trafem się złożyło, że wszyscy moi koledzy z dzieciństwa mieli ojców alkoholików, a przy okazji ich ojcowie to byli koledzy mojego ojca.

 

jednak zacznij od drobnych zmian siebie samego a za kilka lat zobaczysz efekty,

Zacząłem. Na przestrzeni ostatnich 2 lat zmieniłem swoje postrzeganie świata, tak to ujmę ale jednak pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, takich jak chociażby fobia społeczna, uczucie inności, niedostosowania oraz automatyczne wchodzenie w rolę osoby, która ma wszystkich w dupie przez co inni też mnie mają w dupie. Te automatyczne wchodzenie polega na tym, że w sytuacjach społecznych moje ciało z automatu się zmienia, zmianie ulega mimika twarzy, wyraz twarzy, ton głosu, spięcie mięśni itd. przez co wtedy jestem kompletnie inną osobą od której ludzie uciekają.

 

i jednak unikaj takiego srodowiska bo zawsze to uderzy w ciebie, to bardziej prymitywne zabawy,ale to sie tez tyczy w zyciu dorosłym, jak sie zadajesz z kims kto jest ponizej pewnego poziomu moralnego chociaz na pierwszy rzut oka wydaje sie w porzadku ,ale robi komus swinstwo jakiekolwiek swiństwo ,to predzej czy później wykreci cos tobie, jak sie bedzie psuło miedzy wami bo jest do tego zdolny i nie mqa zahamowań

To prawda. Mój najlepszy kolega w szkole, którego znałem wiele lat później przeszedł na stronę oprawcy i traktował mnie jak ostatniego śmiecia. Dlaczego? No bo on właśnie był taki jak ja wtedy czyli dwulicowy, tylko aby komuś dowalić mocniej, wyśmiać itd. Poszedł tam gdzie powiał wiatr. Ja go jeszcze załatwię jak go spotkam, niech nie myśli, że ujdzie mu to na sucho. Ostatnio go widziałem, jak mnie zobaczył to udawał, że mnie nie widzi, odwracał się plecami albo skręcał w drugą uliczkę. Dało się wyczuć jego zakłopotanie. Jak opanuję jakieś podstawy sztuk walki i poprawię kondycję (a coś tam ćwiczę w domu) to go załatwię na środku ulicy przy tłumie osób bo to zwykły leszcz, na niego nie trzeba będzie wiele.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja i tak w tym dokuczaniu byłem najbardziej łagodny ponieważ zawsze miałem w sobie większy poziom wrażliwości niż reszta. Moi koledzy nie mieli żadnych zahamowań, robili straszne rzeczy, byli jak zwykłe zwierzęta. Ja w pewnym stopniu upodobniłem się do nich aby nie stać samemu na uboczu. U mnie w gimnazjum działy się takie rzeczy i była taka patologia, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Jeden koleś codziennie przychodził i płakał, plecak mu w kiblu spuszczali, kurtkę rwali, w każdą zimę dzień w dzień obrzucali śniegiem, w każdy dzień po lekcjach miał solidny wpier*ol itd. O wszystkim wiedziała wychowawczyni, pedagog, rodzice i g*wno zdziałali. Zresztą teraz tak sobie przypominam to moja wychowawczyni w ogóle była jakby na w pół świadoma tego co dzieje się dookoła jej. Najgorsza wychowawczyni jaką miałem ever, niczego nie kontrolowała, miała wszystko w dupie.

U mnie w gimnazjum był w miarę duży porządek, większość nauczycieli pilnowała porządku w klasie na lekcjach, na przerwach dyżurowali po 3-4, a czasem po 5 na każde piętro, przy przyjmowaniu do szkoły było pod uwagę brane też zachowanie, nie trudno można było wylecieć ze szkoły, a jak dyrektor miał obchód, to spora część uczniów ustawiała się pod ścianą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja i tak w tym dokuczaniu byłem najbardziej łagodny ponieważ zawsze miałem w sobie większy poziom wrażliwości niż reszta. Moi koledzy nie mieli żadnych zahamowań, robili straszne rzeczy, byli jak zwykłe zwierzęta. Ja w pewnym stopniu upodobniłem się do nich aby nie stać samemu na uboczu. U mnie w gimnazjum działy się takie rzeczy i była taka patologia, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Jeden koleś codziennie przychodził i płakał, plecak mu w kiblu spuszczali, kurtkę rwali, w każdą zimę dzień w dzień obrzucali śniegiem, w każdy dzień po lekcjach miał solidny wpier*ol itd.

Zawsze mnie zastanawiało jaką przyjemność mają ludzie z gnębienia innych poniżania i maltretowania. W szkole też byłem tzw ofiarą-ale chyba najbardziej paradoksalną. Ja się umiałem dobrze bić-czasem poza szkołą niektórzy się mogli zdziwić-ale byłem katowany w domu za bójki szkolne, dlatego inni się nade mną znęcali-nie mogłem im oddać, potem przeszło mi to również na działania poza szkolne, i tylko wyjątkowe sytuacje sprawiają że mogę zareagować. Nigdy nie męczyłem innych, i zawsze mnie drażniło to co czasem widziałem. Ja nie miałem jeszcze źle, byli więksi pechowcy. Dziś nawet jak widzę w telewizji że ktoś się znęca, widzę te złośliwe uśmiechy to chciałbym wejść do środka i zaprowadzić porządek, uratować tych gnębionych i ukarać surowo bandytę. Potem nawet przez kilka godzin mnie to prześladuje, a to przecież tylko film-fikcja. Mam patologicznie silne poczucie sprawiedliwości, zresztą pewnie jeszcze wypaczone przez chorobę. To co tutaj przeczytałem o tym znęcaniu się sprawia że chciałbym aby tacy ludzie-nieważne że niepełnoletni posiedzieli z rok w więzieniu-ale w izolatkach. Być może to by coś dało. Nauczyciele niestety sami boją się uczniów, dlatego udają że nie widzą. Prawo jest zbyt łagodne.

Mój najlepszy kolega w szkole, którego znałem wiele lat później przeszedł na stronę oprawcy i traktował mnie jak ostatniego śmiecia. Dlaczego? No bo on właśnie był taki jak ja wtedy czyli dwulicowy, tylko aby komuś dowalić mocniej, wyśmiać itd. Poszedł tam gdzie powiał wiatr. Ja go jeszcze załatwię jak go spotkam, niech nie myśli, że ujdzie mu to na sucho. Ostatnio go widziałem, jak mnie zobaczył to udawał, że mnie nie widzi, odwracał się plecami albo skręcał w drugą uliczkę.

Czasami widzę tych z którymi chodziłem do szkoły i mnie męczyli. Dziś chcą się oddzywać, że niby wszystko ok. Dla mnie są skreśleni. Udaję, że ich nie widzę, a jak mnie któryś zaczepi to szybko daję do zrozumienia że nie mam ochoty z nim gadać. Byli cwani w grupie -pojedynczo to nie chcieli do mnie startować, chociaż wiedzieli że nie mogę oddać, ale w 3,4 to już tak. Teraz niby zmądrzeli i o "koledze" sobie przypominają.

Ostatnio go widziałem, jak mnie zobaczył to udawał, że mnie nie widzi, odwracał się plecami albo skręcał w drugą uliczkę. Dało się wyczuć jego zakłopotanie. Jak opanuję jakieś podstawy sztuk walki i poprawię kondycję (a coś tam ćwiczę w domu) to go załatwię na środku ulicy przy tłumie osób bo to zwykły leszcz, na niego nie trzeba będzie wiele.

Gościa najlepiej zignorować, a zająć się sobą. Szkoda czasu i nerwów na typa-wiem że to się łatwo pisze, ale jak mu wpieprzysz to nic Ci to nie da. Co innego bronić siebie, albo innych, a co innego samemu kogoś atakować. Jak ćwiczysz to świetnie bo zwiększysz pewność siebie ( sam przez jakiś czas ćwiczyłem i wiem że działa-potem mi już zdrowie nie pozwalało na treningi ) a to się przełoży na inne dziedziny życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze mnie zastanawiało jaką przyjemność mają ludzie z gnębienia innych poniżania i maltretowania.

Te osoby dzieliły się na dwie grupy. Pierwsza grupa to były osoby, które również miały wielkie predyspozycje aby stać się takimi kozłami ofiarnymi, których prześladowali i zwyczajnie dowartościowywali się ich kosztem, sprawiało im to przyjemność ponieważ byli zbyt głupi aby znaleźć sobie jakąś inną rozrywkę. Druga grupa to były takie typowe cwaniaczki, osoby lubiane i szanowane w szkole, osoby, które rozpieprzały lekcje. Oni mieli to w swojej naturze, odnosili wielką przyjemność ze sprawiania bólu dla drugiej osoby, tym samym umacniali swoją pozycję w stadzie. Czasami ta grupa dokuczała dla tej pierwszej ale nigdy odwrotnie. Ja należałem do tej pierwszej grupy, a po jakimś czasie balansowałem na krawędzi zostania kozłem ofiarnym, aż później zostałem i byłem tak jakby drugi, zaraz po tym pierwszym. Jak wiadomo osoby z pierwszej grupy wtedy zaczęły mi też dowalać, a żeby było jeszcze zabawniej to ja dalej z nimi trzymałem. Pluli mi w twarz, a ja udawałem, że nic się nie dzieje ponieważ raz były normalne, a innym razem dowartościowywały się moim kosztem. Jak chorągiewki na wietrze, które głupiały w grupie. Tak to u mnie wyglądało w gimnazjum.

 

dlatego inni się nade mną znęcali-nie mogłem im oddać

Ja właśnie też miałem mocno zaprogramowane w tym durnym łbie, że co by się działo to nie mogę oddać, nawet jakby mnie zabijali. Nawet jakbym miał przewagę fizyczną to nie mogę oddać. Mogło to być spowodowane zdecydowanym tłumieniem przejawów jakiejkolwiek agresji ze strony ojca już od najmłodszych lat. Mogło to być również spowodowane skrajnym wychowaniem w duchu wyidealizowanych katolickich zasad, że trzeba bliźniego miłować itd. Ale to nie trzyma się kupy bo w takim razie dlaczego dokuczałem tamtemu kozłowi ofiarnemu? Chociaż jak tak sobie teraz głębiej myślę to ja w stosunku do niego również nie stosowałem jakiejś przemocy fizycznej, głównie opierało się to na agresji werbalnej.

 

Ja nie miałem jeszcze źle, byli więksi pechowcy.

Ja też chociaż było FATALNIE.

 

Czasami widzę tych z którymi chodziłem do szkoły i mnie męczyli. Dziś chcą się oddzywać, że niby wszystko ok. Dla mnie są skreśleni. Udaję, że ich nie widzę, a jak mnie któryś zaczepi to szybko daję do zrozumienia że nie mam ochoty z nim gadać. Byli cwani w grupie -pojedynczo to nie chcieli do mnie startować, chociaż wiedzieli że nie mogę oddać, ale w 3,4 to już tak. Teraz niby zmądrzeli i o "koledze" sobie przypominają.

Gdyby do mnie taki jeden podszedł to na dzień dzisiejszy nie wiem jak bym zareagował. Jakiś czas temu widziałem swojego głównego oprawcę z czasów gimnazjum i odczułem strach oraz stres. Nic, a nic się nie zmienił, teraz jeszcze bardziej wyglądał jak jakiś gangster. Gdy go zobaczyłem to szybko kroku przyspieszyłem i spieprzyłem. Jakby do mnie podszedł i zaczął coś gadać to chciałbym mu powiedzieć 'wypier*alaj' prosto w twarz, ciekawe jak by zareagował. Na jakąś walkę bym się nie zdecydował bo bym nie miał szans.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza grupa to były osoby, które również miały wielkie predyspozycje aby stać się takimi kozłami ofiarnymi, których prześladowali i zwyczajnie dowartościowywali się ich kosztem, sprawiało im to przyjemność ponieważ byli zbyt głupi aby znaleźć sobie jakąś inną rozrywkę.

Czyli tak bardzo bali się oberwać, że byli gotowi totalnie zgnoić innych, żeby tylko samemu nie znaleźć się w roli ofiary.

Jak wiadomo osoby z pierwszej grupy wtedy zaczęły mi też dowalać, a żeby było jeszcze zabawniej to ja dalej z nimi trzymałem. Pluli mi w twarz, a ja udawałem, że nic się nie dzieje ponieważ raz były normalne, a innym razem dowartościowywały się moim kosztem. Jak chorągiewki na wietrze, które głupiały w grupie.

Być może podświadomie miałeś nadzieję, że przyjmą Cie z powrotem do grupy. Tzw czołowi oprawcy tak robią, zmuszają innych do działania i przyglądają się z uśmiechem, w razie wpadki zawsze mogą zrzucić na nich winę. Można wtedy powiedzieć że dokuczali wszyscy, a jak wszyscy są winni to tak naprawdę nikogo nie da się ukarać.

 

-- 04 paź 2014, 20:21 --

 

Edit: muszę szybciej pisać bo Psychoanalepsja_SS minimalnie mnie wyprzedził, pisząc w sumie to co ja :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem prawie nieczuły na krzywdę innych, za to na punkcie ewentualnego skrzywdzenia mnie, jestem mocno przewrażliwiony emocjonalnie.

A ja nawet nie chcę mówić co bym zrobił jak bym widział, że ktoś komuś robi krzywdę. A jeśli to jeszcze kobiecie to już w ogolę ...

Jak jeżdżę na badania krwi i przede mną w kolejce jest jakaś dziewczyna to nie mogę patrzeć jak jej pobierają krew. Mam ochotę podstawić swoja łapę aby to mi zamiast jej pobrali bo po co mają ją krzwdzić

 

I nóż mi się w kieszeni otwiera jak widzę co w dzisiejszych szkołach (głównie tych wspaniałych gimnazjach) się dzieje ... Dawniej jak coś nawyrabiałeś w szkole to dostałeś tak po łapach, że nie mogłeś długopisa trzymać a dziś? nauczyciel boi się głośniej coś powiedzieć bo może do domu w całości nie wrócić ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę właśnie, że niektórzy wchodzą w rolę 'oprawcy', żeby zyskać akceptację w grupie i uniknąć losu 'ofiary'.

Też tak myślę ale takie osoby robią to całkowicie nieświadomie. Od zerówki zadawałem się z takim jednym kolesiem, był moim najlepszym kolegą. Był wielkim prześmiewcą, zawsze naśmiewał się z osób słabszych od siebie samego, dowalał im wszystkimi możliwymi sposobami, to była jego jedyna rozrywka, a jak przyszło do konfrontacji z kimś bardziej pewnym siebie i silniejszym to srał w majtki, uciekał, odwracał kota ogonem. To był wielki pozer, dwulicowiec, judasz, frajer. Usposobienie wszystkiego co najgorsze. Osoba fałszywa i zepsuta do szpiku kości. Już nawet ci klasowi cwaniacy mieli większy honor od niego bo nikogo nie udawali, byli sobą, a on to był kur*a jak człowiek guma, normalnie z plasteliny, dopasowywał się do każdej sytuacji tak aby zawsze ocalić własną dupę. Zero zasad, zero honoru, zero wszystkiego, tfu. Jak trzeba było ocalić własną dupę to potrafił dla swojego najlepszego kolegi wbić nóż w plecy. Jak sobie go dzisiaj wspominam to robi mi się nie dobrze, mam ochotę rzygnąć, a trzymałem z nim dobre 8 lat. Czuję do tej osoby niesamowite obrzydzenie. Tak się zastanawiałem dlaczego taka osoba została moim najlepszym kolegą, dlaczego spośród tylu dzieci akurat my ze sobą się skumaliśmy, no przecież wybór był ogromny. Dzisiaj nie wiem czy ja też taki z natury byłem czy tego wszystkiego nauczyłem się od jego, podejrzewam, że to pierwsze. Tylko on nie miał aż tak dużej fobii społecznej jak ja więc miał o wiele większe pole manewru. Jego ojca nigdy nie poznałem ale nasze matki były bardzo podobne. Jego matka też była mega nadopiekuńcza. Coś mi się zdaje, że jego ojciec też był nieźle szurnięty temu tak go ukrywał przed światem. Teraz tak analizuję swoje inne znajomości szkolne i ja właśnie zadawałem się głównie z takim typem ludzi dwulicowych, chore. Takie osoby przeważnie zostawały moimi kolegami. Najśmieszniejsze jest to, że ja wybierałem te osoby na znajomych nawet jak jeszcze nie wiedziałem jak się zachowują, nie wiedziałem, że przejawiają takie same cechy, tak jakby jakaś energia się przyciągała.

 

Być może podświadomie miałeś nadzieję, że przyjmą Cie z powrotem do grupy.

Paradoksalnie ja w tej grupie ciągle byłem. Z tymi osobami dalej rozmawiałem na przerwach, czasami wyszedłem gdzieś po szkole, innym razem dokuczaliśmy razem dla tego głównego kozła ofiarnego. Miałem z nimi dalej takie same relacje jak wcześniej, tak jakby nic się nie stało, nawet nigdy nie poruszyłem tego tematu. Wracając jeszcze do tego swojego kolegi, o którym pisałem wcześniej to on później też stał się tak jakby trzecim kozłem ofiarnym, ludzie zobaczyli jaki to frajer i osoby z pierwszej grupy również mu dokuczały. Na koniec los się odwrócił i on miał najgorzej przesrane w całej klasie.

 

I nóż mi się w kieszeni otwiera jak widzę co w dzisiejszych szkołach (głównie tych wspaniałych gimnazjach) się dzieje ... Dawniej jak coś nawyrabiałeś w szkole to dostałeś tak po łapach, że nie mogłeś długopisa trzymać a dziś? nauczyciel boi się głośniej coś powiedzieć bo może do domu w całości nie wrócić ...

Moje gimnazjum miało w mieście opinię jednego z najgorszych. Pamiętam lekcję muzyki, przyszła nowa młoda nauczycielka, dzisiaj analizuję jej zachowanie i była idealnym przykładem osoby z nerwicą i fobią społeczną. Była po prostu jakaś inna, sztywna, nieśmiała. Dało się wyczuć jej inność, mimo, że próbowała to ukrywać i grać twardą babkę. Uczniowie szybko wyczuli fałsz, zobaczyli, że w rzeczywistości ta nauczycielka jest słabiutka wewnętrznie i to wykorzystali. Każda lekcja była rozpieprzona na maksa, a ona nie dawała sobie w ogóle rady. Bała się wysłać jakiegoś ucznia, np. do dyrektora ponieważ wtedy obawiała się, że ją zwolnią no bo ile razy ma wysyłać każdego do dyrektora? Bo musiałaby wysłać chyba z połowę klasy, a wtedy wyszłoby, że nie daje sobie kompletnie rady i ją zwolnią. Nie wiedziała co robić, każda lekcja to był stres dla niej. Uczniowie się z niej nabijali, nie mogła w ogóle dojść do głosu. Błagała, licytowała się z uczniami, szła na jakieś umowy, no nie pamiętam już wszystkiego. Pamiętam, że kiedyś nawet się rozpłakała. Masakra. Chyba po paru tygodniach zrezygnowała z pracy. Taka osoba w ogóle na nauczyciela się nie nadaje bo uczniowie wyczują od razu, że z nią coś jest nie tak. Nie da się tego ukryć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie ciekawy wątek się wywiązał. O przemocy w szkole. Ja trochę m. in. na terapii to przerabiałem, ale jak widzę nie wiem wszystkiego.

 

Zawsze jak czytam to forum, to większość osób wyobrażam sobie właśnie jako bardziej ofiary, niż oprawców, dlatego trudno mi zrozumieć tych, którzy mają problemy z psychiką, a sami znęcali się nad innymi. Jak widać się to nie wyklucza. A więc nie wystarczy "stać się kozakiem", żeby wyzdrowieć. A tak właśnie kiedyś myślałem.

 

 

Piszcie dalej, a ja sobie poczytam, bo nic więcej mi do głowy nie przychodzi. Nie będę przecież w każdym wątku pisał "złotych rad". I tak każdy musi sam wpaść na pomysł co dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę właśnie, że niektórzy wchodzą w rolę 'oprawcy', żeby zyskać akceptację w grupie i uniknąć losu 'ofiary'.

może i tak ale ja nigdy tai nie byłem co najwyżej mogę mieć żal do siebie że nie reagowałem jak innych gnębiono, ale na to że mnie gnębiono tez prawie nikt nie reagował a większość chłopaków nawet tych o niskiej pozycji się przyłączało. Generalnie było tak że ci o najwyższej pozycji w stadzie gnębili, naśmiewali się z co najmniej połowy klasy, ci ze średniego poziomu gnębienia prześladowali tych słabszych a ci tych najsłabszych a później już nie było nikogo. Ja byłem 2- gi od końca także mnie większość klasy dołowało. W szkole średniej było nieco lepiej ale przez to że 1/3 z podstawówki miałem dalej w klasie moja opinia i pozycja była kiepska, a jak jednego z tych najgorszych spotkałem parę lat po skończeniu szkoły odezwał się tak że powinien ode mnie w twarz dostać, zresztą to psychol był więc nawet nie ma o czym gadać. Ale ci ludzie nawet nie mają wiadomości ile krzywdy wyrządzili dzieciakom w dzieciństwie wręcz uważają że byli, są cool.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×