Skocz do zawartości
Nerwica.com

Do osób, które depresją mają (lub prawie mają) za sobą


Zmęczona83

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

 

To jest mój pierwszy "regularny" post - zaraz po poście przywitalnym, w którym z grubsza opisałam skąd się tu wzięłam ;)

 

Mam pytanie do osób, które pokonały lub sa na dobrej drodze, żeby pokonać to paskudztwo, którym jest depresja. U mnie jest ok. Normalnie żyję. Oceniam, że na codzień "jestem sobą", z czego się bardzo cieszę. Jednkaże co jakiś czas - nie zauważyłam regularności i innych czynników, które mogłyby mieć wpływ (może cos przeoczyłam) - dopada mnie 2-3 dniowe depresyjne zmęczenie, gdzie wszystko traci sens, jest mi smutno, czuję się jakbym miała worek kamieni na ramionach, którego nie da się zrzucić. Ogólnie wszystkie bardzo znajome "rewelacje".

 

Swoją terapię przerwałam ok. 2 lata temu, może nieco mniej. Na codzień nie widzę powodu, żeby wracać (inną sprawą jest to, że nie miałabym nawet za co jej sfinansować), ale wiem też, że są sprawy nieprzepracowane, które mogą się któregoś dnia ujawnić, albo właśnie się ujawniają. Być może właśnie to jest powód, żeby wrócić. Sama nie wiem. Z drugiej strony powrót teraz jest bez sensu, bo planuję w najbliższych miesiącach na stałe wyjechać z Polski i nie wyobrażam sobie zaczynać terapii z kimś nowym - nie chodzi o samą nową osobę, ale o opowiadanie "historii choroby", tego co było kiedyś, co już jest rozwiązane itp. Takie wdrażanie nowego terapeuty w całość problemu.

 

Macie problem z takimi mikroepizodami? Jeżeli tak, to jak sobie z tym radzicie?

 

Pozdrawiam,

Zmęczona83

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Sangathrina, pozytywne myślenie, książki i właściwie wszystko inne, co zagłusza problem, jest dobre na chwilę. I wcale nie znaczy to, że to odrzucam. Wręcz przeciwnie! Staram się myśleć pozytywnie, gdy jestem w dołku to intensywnie myślę o tym wszystkim, co jest "poza dołkiem", że to jest chwilowe, a ja mam swoje cele życiowe, które chcę osiągnąć itp. Ale czasem te negatywne emocje są tak wielkie, że mam wrażenie, że zaraz mnie wciągną jak jakaś starszna czarna dziura, z której nie ma ucieczki.

 

Co do "dopinania sprawy" - jestem w kropce, tak jak już pisałam w pierwszym pośćie :( I uwierz mi, chciałabym wrócić na terapię i się pozbyć tego potwora, który gdzieś tam schowany siedzi i warczy. Póki co jednak, muszę znaleźć jakieś inne sposoby niż kompleksowa terapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmęczona83, skoro w tym rzecz, to nie ma co sobie odpuszczać tylko niestety stety trzeba drążyć nadal. Swoją drogą, ja w pewnym momencie się zmęczyłam tym drążeniem i dałam sobie trochę odpocząć. tylko nie za długo - bo im dłużej tym mniej się chce i często przypałęta się coś dodatkowego... to, że nie chodziłam na terapię nie znaczyło jednak, że nic nie robiłam. nauczyłam się w tym czasie wyodrębniać siebie od choroby (spersonalizowałam to coś) i świadomość tego, co jest objawem chorobowym nauczyła mnie całkiem nieźle sobie radzić z tym mimo nawracających epizodów. z czasem zaś tych epizodów było coraz mniej. a że czasem mi się nie chce z łóżka wstać - bez przesady, jak jest taka pogoda jak dzisiaj to mam prawo sobie poleniuchować :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2Proof, mogłabyś podać jakiś drobny przykład "jak wyodrębniasz siebie od choroby"? Ja staram się być uważna - obserwuje swoje zachowanie i staram się w tym być obiektywna (o ile słowo "obiektywna" nie jest znacznym nadużyciem), ale zwykle na tym się kończy, bo emocje potrafią ze mną robić co chcą :( Nie jestem pewna, czy fakt, że zauważam objawy chorobowe jakoś bardziej mi pomaga w uporaniu się z moimi "dołkami" emocjonalnymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Macie problem z takimi mikroepizodami? Jeżeli tak, to jak sobie z tym radzicie?

Myślę że same miną. U mnie było podobnie i z czasem (kwestia kilku lat) zdarzają się coraz rzadziej i są coraz krótsze. Myślę że te epizody to taki powrót na stare śmiecie, potrzeba poczucia tego doła który paradoksalnie był też przyjemny. Potrzeba pobycia w stanie w jakim się było wiele lat i z jakim bylismy bardzo zżyci.

Najlepsze co możesz zrobić to się tym nie przejmować i pozwolić się tym epizodom wypalić. Jeśli będziesz się nakręcać i dołować że się dołujesz, to nic dobrego z tego nie wyjdzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mushroom, myślę, że masz bardzo wiele racji. I rada wydaje się bardzo sensowna :) Ale jest ryzyko, że epizody się wypalą, ale problem nie znikie, tylko będzie jeszcze bardziej zagłuszony, zakamuflowany. Wiem... trzeba wrócić na terapię. Kiedyś na pewno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapia jest ważna i zawsze pomaga nawet jeśli tylko trochę to i tak jest to lepsze niż nic.

Mi terapia pomagała tylko trochę, a prochy wcale, gdy znajoma poleciła mi książkę 'Opętani przez Duchy' Pani Wandy Prątnickiej.

Pani Wanda była ostatnią deska ratunku ale pomogła, więc radzę nie czekać jak ja aż wszystko zawiedzie, ale wcześniej się zainteresować i czegoś dowiedzieć na ten temat. Wszyscy wierzymy w życie pozagrobowe i w istnienie duchów, ale często ignorujemy to co niewygodne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmęczona, wydaje mi się, że dążysz do tego żeby Twoje życie płynęło słodko i bezproblemowo. Takie rzeczy to tylko w bajkach :D Prawdziwe życie to wieczne problemy, troski, większe i mniejsze zmartwienia, bolesne wspomnienia (których nie wymaże żadna psychoterapia, bo nie ma metod które spowodują zanik pamięci) itd. Każdy człowiek ma okresowe "dołki" gdy wszystko się wydaje bez sensu. Tego nie wyleczysz bo to samo życie :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kasiak80 być może nie masz pojęcia o czym piszesz, ludzie mają troski większe i mniejsze, jednym co się wydaje, że mają strasznie źle, to dla innych takie życie byłoby bajką,

dużo jest rzeczy subiektywnych, ale istnieją też rzeczy bardzo obiektywne, o których ktoś może sobie nie zdawać sprawy bo nigdy nie doświadczył czegoś podobnego,

ogólnie to mnie bawi jak osoby, które czegoś nie przeżyły mogą komuś dawać rady, to tak jakby ktoś kto nie był nigdy zakochany mówił komuś co to znaczy

ps. są metody, które wymazują wspomnienia, nawet ty je stosujesz tylko nawet o tym nie wiesz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To raczej Ty nie wiesz czym jest depresja, dziewczyna pisze ze raz na jakiś czas ma 2-3 dni "gorsze" - pytam kto ich nie ma? A to, ze jeden się potrafi cieszyc wszystkim a drugiemu ciagle źle to też sprawa charakteru, na który nie da się nic poradzić.

Prawdziwe jest też powiedzenie "w miarę jedzenia rośnie apetyt", może gdy osiągniesz to co sąsiad, któremu zazdrościsz to będziesz chciał mieć więcej - to czysto ludzkie.

Nieraz też nie wszystko wiemy o tych osobach którym tak zazdrościmy, nam się może wydawać że prowadzą wspaniałe życie a drugie dno może kryć wiele tajemnic.

Co do wymazywania wspomnień, nie wyobrażam sobie żeby to było możliwe (chyba że masz na myśli te z zamierzchłego dzieciństwa albo jakieś patologiczne wyparcie traumatycznych wspomnień w przebiegu ostrej reakcji na stres itp.).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, dziewczyny. Myślę, że nie ma co sie licytować, kto ma gorzej. Każdy ma inaczej. I inny ma poziom "odczuwania bólu".

 

kasiak80, akurat nie mam złudzeń, że życia nie da się przeżyć lekko, łatwo i bezproblemowo, więc do tego absolutnie nie dąże. Wolę tę energię poświęcić na coś innego ;) W każdym razie, teraz widzę, że nie napisałam wszystkiego o moich dołach. Biorąc pod uwagę to, że ja prowadzę praktycznie zupełnie normalne życie, więc normalnych dołków psychicznych mi nie brakuje, ale one są takie... normalne - podniosę się, otrzepię i pójdę dalej. Czasem nawet tego potrzebuję, żeby na pewne rzeczy spojrzeć z innej perspektywy, czy w ogóle na świeżo. Poza tym czuję w całej rozciągłości wszystkie swoje emocje, jestem w stanie się wypłakać i jest mi po tym lepiej. I to jest o czym piszesz, czyli coś, co się zdarza każdemu.

Gorzej jest, gdy nachodzi mnie drugi typ dołów, który jest zupełnie inny. Wygląda jakby na 2-3 dni wróciła depresja, z tymi wszystkimi dziwnymi stanami, myślami, jakimś otępieniem, ciężkością, beznadzieją, nie wiem czym jeszcze. W zwykłych dołach mam jeszcze w sobie jakieś poczucie, że to jest stan przejściowy, a tutaj jest inaczej. Najgorzej jest, gdy zaczynam rozpamiętywać stan, w którym byłam kiedyś stojąc na peronie - gdy nagle wszyscy ludzie wokół mnie przestali istnieć, zupełnie nie miało znaczenia, że właśnie nadjeżdża pociąg, a mnie coś pchało, żeby zrobić te dwa kroki do przodu. W tym wszystki był taki spokój i taka zachęcająca lekkość. I właśnie najbardziej mnie przeraża, że takie myśli wracają, że odtwarzam sobie sytuację, która obiektywnie była jaka była. Takie coś chyba nie jest normalne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×