Skocz do zawartości
Nerwica.com

F60, F32, F4... - ile można?


mCIH

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, jestem M. i w sierpniu skończę 21 lat. Chciałbym spisać swoje problemy dla Was i dla siebie, bo tak naprawdę od kilku lat nie potrafię spojrzeć na to wszystko z boku. Może komuś to pomoże, może ktoś ma większe doświadczenie pomoże mi, zobaczymy co z tego wyjdzie.

 

Moje problemy zaczęły się, gdy poszedłem do liceum. Nigdy wcześniej nie zmieniałem otoczenia – podstawówka i gimnazjum to jeden, dobrze znany mi budynek, z ludźmi których znałem już od żłobka. Ponadto, okres dziecięcy to w moim przekonaniu szczęśliwy czas – dużo się udzielałem, byłem uzdolniony, miałem świetne oceny. Generalnie, był ze mnie pożytek. Niestety, rzadko kiedy byłem nastawiony na stres, zmierzenie się z czymś nowym i chyba po części stąd moje problemy.

 

W liceum z założenia ma się być dojrzalszym, odpowiedzialnym za siebie. Ciężko mi było dostosować do surowszego otoczenia, większych wymagań i już po dwóch miesiącach pęknąłem. Zjadły mnie lęki, a pisząc konkretniej – wciągnęły mnie do łóżka. Zacząłem się leczyć u psychiatry, miesiąc czy dwa później nawiązałem kontakt z psychologiem, który utrzymuję do dziś [ale o tym później]. Zdiagnozowano u mnie zaburzenie z pogranicza depresji i psychozy, dostałem nauczanie indywidualne i jakoś dałem radę (w końcu to tylko liceum). Przyznam, że w tym czasie dostałem ogromne, przynajmniej w moim mniemaniu, wsparcie od polonistki, które z biegiem lat okazało się najlepszą ‘terapią i podtrzymywaniem na duchu’. Kocham ją do dziś, platonicznie, i nigdy nie przestanę, choć nie chcę ponownie gościć w jej życiu (z uwagi na cały ten syf, jaki ze sobą niosę). Brak kontaktów szybko nadrobiłem, bo co dziwne, jestem bardzo towarzyski i ludzie zwyczajnie mnie lubią. Następne dwa lata żyło mi się całkiem fajnie, brałem leki i chodziłem na terapię, choć przyznam, że mam skłonność do nagłego przerywania leczenia, a także uciekania ze spotkań indywidualnych. Wróciłem do aktywności fizycznej, którą tak ubóstwiam i w której jestem całkiem dobry i jakoś to się kręciło, było dobrze! Zdałem bardzo dobrze maturę (a tak mnie wszyscy poskreślali na początku liceum) i życie stało przede mną otworem. Wybrałem studia na jednej z lepszych uczelni w kraju i przeprowadziłem się do dużego miasta, wszystko przy wsparciu rodziców. Niestety, tutaj znowu, po miesiącu, czy dwóch moje niedorozwinięci wyszło na jaw i totalnie oklapłem.

 

Po pierwszym semestrze zerwałem/wyleciałem ze studiów, wróciłem do domu, a w tym czasie niechętnie przychodziło mi poddawanie się leczeniu. Zacząłem palić papierosy, zarzuciłem sport, przytyłem – I don’t give a fuck. Jakoś w kwietniu pojawiła się trawka, do której mam dość ambiwalentny stosunek. Faktycznie, tłumi ona we mnie lęki, objawy, czy depresyjny nastrój, ale tylko na moment bycia na haju. Następnego dnia zawsze mam w głowie ‘gówninkę’ – luki w pamięci, jestem jakiś taki powolny, dość leniwy, ociężały, co mi się nie podoba. Z drugiej jednak strony nie zauważyłem, by przy intensywniejszym paleniu negatywnie wpływała na mój stan psychiczny.

 

W maju już się pozbierałem, wróciłem do treningów (które, tak , nie przyznam się tego napisać, są głównym sensem mojego życia. Chyba większość ludzi ma taką swoją robotę, dzięki której życie jest po prostu prostsze) i było ok., ale przez brak codziennych kontaktów z ludźmi czułem się samotnie.

Postanowiłem wrócić na studia, tym razem na psychologię, ale nie ze względu na siebie, tylko z zainteresowań - psychologia sportu itp. Pierwszy semestr był super – znalazłem się w bliższym kontakcie z nowymi ludźmi (wreszcie, bo na poprzedniej uczelni tego nie było!), zajęcia mnie interesowały, dziewczyny ciekawiły, a forma rosła. Niestety, w lutym tego roku po raz kolejny, coś mnie chlasnęło i jestem tym śmieciem, którego tak w sobie nienawidzę. Wróciłem do fajek, z dnia na dzień zrezygnowałem ze sportu, bla bla, mógłbym długo wymieniać. Najgorsze były lęki (przed wykładowcami) ponieważ czułem, że inni życzą mi źle. Strasznie źle się to potoczyło, często kosztuję marihuanę, jestem taki out law. Podczas, gdy na uczelni myślą, że mam to zwyczajnie gdzieś, ja ocieram łzy i nie potrafię się przełamać, by tam pójść. Nawarstwiły się zaległości, a co za tym idzie duży stres, dlatego lekarz prowadzący, przy zauważalnym nasileniu objawów, zaproponował mi pójście do szpitala. Zgodziłem, się, ale po trzech dniach wypisałem się, ponieważ w przypadku zostania na całej terapii, ciążyło na mnie powtarzanie roku (a przecież wszechobecna presja nakazuje mi studiować). Cały weekend, zmotywowany, ale i przestraszony jak nigdy, przesiedziałem w książkach. Niepotrzebnie, bo jak się okazało brak koncentracji uniemożliwia mi napisanie byle jakiego kolokwium. Dziś już się tam nie pojawiłem i chyba więcej moja noga tam nie stanie.

 

To bardzo uproszczona moja historia, podczas walki z chorobą, teraz chciałbym wypisać objawy, które zauważyłem :

- stany depresyjne

- lęki, głównie przed szkołą

- negatywne nastawienie ludzi wobec mnie (moim zdaniem)

- podświadome, autodestruktywne zachowania – zdarza się, że połączę leki z używkami, chociaż doskonale zdaję sobie sprawę późniejszych konsekwencji,

- niemoc dokończenia czegoś - być może to przez zbyt wysokie wymagania, ale de facto od tych kilku lat nie potrafię niczego dokończyć (w liceum pociągnęli mnie ludzie)

- zrywanie kontaktów z ludźmi – pewnie myślą, że ich olewam, ale ja tylko uważam, że nie zasłużyli sobie, żeby znać takie gówno jak ja

- nie potrafię tworzyć związków – podobnie jak z kontaktami, nie chcę nikogo ciągnąć w dół, nikt by ze mną nie wytrzymał

- gniew wewnętrzny – do 16 roku życia był ze mnie rozrabiaka, później przygasłem, ale gniew pozostał, tylko że mnie. Ostatnio co dzień mam ochotę czymś rzucić, rozwalić, uderzyć głową w coś.

- przerywanie leczenia – autodestruktywnie. Myślę, że jest mi dobrze, ale po pewnym czasie wracam do kąta i mam nauczkę. Jednak podczas podejmowania takiej decyzji nigdy nie myślę, że robię to wbrew sobie! Zdarza się to często – u lekarza, przy wydawaniu pieniędzy, w relacjach z damsko-męskich.

- nie objaw, ale problem – najbliższa mi osoba w życiu, która jest mi bardzo, bardzo bliska, jest alkoholikiem i akurat wchodzi w narkotyki (póki co trawka). Może to też jest źródłem moich zaburzeń?

 

I generalnie, jeśli chodzi o studia, to nie robię tego, czego bym chciał (tak do końca). Czuję presję pieprzonego społeczeństwa, rodziny, że mam zostać KIMŚ. A tak naprawdę, chciałbym jeździć śmieciarką albo uczyć kogoś, czegoś.

 

Więcej nie przychodzi mi na myśl, ale pewnie jeszcze parę się znajdzie w historii opisanej wyżej.

‘Stety, niestety’ na potrzeby pójścia do szpitala skserowałem swoją kartę pacjenta i znam wszystkie notatki psychologów i lekarzy. Nieustannie pojawia się: F60 F32 F41,2.

 

Ale wiecie, co? Nachodzi mnie taka refleksja, że najgorsza jest świadomość tego, że jest się chorym i że nie potrafię sobie pomóc, a także to, że wiem jak wygląda życie bez takich problemów, jak jest wspaniałe i ile można z niego czerpać.

 

Niestety, nic mi nie pomaga, siedzę na głowie rodzinie, ale zabijać się nie chcę, to żadne wyjście. Może to Was zdziwi, ale myślałem, żeby pisać do Trybunału Europejskiego z prośbą o eutanazję. Dobra, te pięć lat wytrzymałem, ale ileż jeszcze można?

Może wyjść z domu i nie wrócić, zacząć życie jako włóczęga? I tak na nic więcej się nie przydam, znając się, nie skończę studiów i nie znajdę pracy. Szkoda mi rodziny, byli i są zbyt dobrzy dla mnie.

 

Właśnie, na nic więcej się nie przydam – świadomość tego nie napawa mnie optymizmem.

 

Na koniec chciałem się zapytać Was o to F60, ponieważ jest to dość rozległa działka. W sumie nie wiem konkretnie o co, ale po prostu nikt wcześniej nie informował mnie, że to również u mnie zdiagnozowano, stąd moje zdziwienie i smutek.

 

Wolałbym mieć chory ciało, a zdrowy umysł, true story.

Trzymajcie się ciepło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie zdiagnozowano F21 po prawie dwumiesięcznym pobycie na oddziale zamkniętym. Na wolności od kilku dni i nie wiem co dalej. Ciesz się, że do Twojej długiej listy nie dostałeś F21 bo ja czuję się cokolwiek niezbyt, a co ciekawe - diagnoza praktycznie całkowicie pokrywa się ze stanem faktycznym. Po krótkiej euforii (spuszczenie ze szpitalnej smyczy) zaczynam wracać do starych przyzwyczajeń czyli siedzenia w domu przy zasuniętych zasłonach i gapienia się w nic, choć leki każą mi chyba być aktywnym. Czasem gdzieś wyjdę nawet z banalnego powodu. Może będzie jednak lepiej. A może nie? :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×