Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

W takim razie widać, że dużo już wiemy o sobie i naszych natręctwach. dobrze jest sobie wszystko przeanalizować. bo jak sie dochodzi do pewnych wniosków to łatwiej jest później to wszystko przyjąć i walczyć z tym :)

 

Piko tylko wiesz co, tabletki chyba nie pomoga nam zmienić toku myślenia prawda? zmniejsza lęk... bo to poczułam już po pierwszym tygodniu... taki dziwny spokój... ale i euforie w pewnych momentach co mnie przeraziło bo wydawało mi sie że zachowuje sie jakbym była naćpana, jeśli tak to moge ująć.

Prawde mówiąc to po prostu chyba za dużo naczytałam sie o zespole serotoninowym. a wiadomo, od razu przypisałam sobie że jeśli będe to brała to zapadne w śpiączke. bo może tak naprawde nie są mi te tabletki potrzebne....

 

dobrej nocy życze.... i jak najmniej negatywnych, natrętnych myśli.

trzymajcie sie ciepło!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Jacy my wszyscy jesteśmy do siebie podobni:). Też tak mam, że nie potrafię (nie chcę ) mówić, że coś mi się nie podoba tylko mówię: nic się nie stało, spoko...

Co do tabletek to chyba i psychoterapia i farmakoterapia jest tak samo potrzebna na drodze do wyleczenia.

miłego dnia wam życzę moi mili:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc kochani...

u mnie lepiej! na dowód tego co napisaliscie wyzej! na miejsce "kocham nie kocham" wrocily stare natrectwa: sprawdzanie telefonu (mania ze polaczy mi sie samo z netem), nie ubieranie nowych rzeczy tylko dlategfo ze wierze ze skoro pierwszy raz przyniosly pecha to znowu top zrobia, omijanie przeszkod (np kosz na smieci czy cokolwiek innego) kiedy ide z Lukaszem zawsze tylko omiojamy ta przeszkode gęsiego lub ta sama stroną- nie dopuszczalne jest ominiecie tego kosza ja prawa on lewa strona bo tro bedzie znaczyc ze cos sie moze z nami stac. najgłupsze dotycza tego ze jak mam cos identycznego( np dzis jechałam z kolezanka ktora fatalnie sie czuje psychicznie depresja i itd i mowi do mnie "o mamy taka sama torebke- ja od razu no to chyba tez mi sie pogorszy skoro ona ma taka torebkle jak ja) nienormalne wiem ale autentyczne.tak na marginesie juz jej chyba nie zaloze bo mi sie kojarzy juz... tak czy siak latwiej z tymi natrectwami wiedzac ze kocham i ze chce z Lukaszem byc! Kochani leki naprawde pomagaja. moze nie mam ochoty na przyklad na wytezona prace umyslowa (zalegajaca praca magisterska) ale usmiecham sie coraz czesciej i lepiej duzo o niebo lepiej jest mi w zwiazku i mojej drugiej polowce rozwniez. lepiej funkcjonuje spolecznie i w kontakcie z innymi ludzmi. jesli pojawiaja sie juz mysli z Lukaszem to jakos sobie je tlumacze i tym razem w koncu to pomaga. oby nie było tylko gorzej, pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze powiedziane Bad Girl. Szkoda, że to od nas nie zależy jakie natręctwo akurat mamy. Takiego jakie mamy nie życzylibyśmy pewnie nikomu, nawet wrogowi. Ja już wolałem bać się wychodzić z domu bez butelki wody w obawie przed uduszeniem i mycie rąk niż to... pozdrowionka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przypomniało mi sie właśnie jak kiedyś musiałam zawsze chodzić spać przed godziną 22... kiedy tylko zrobiło sie później dostałam napadu lęku... sama nie wiem dlaczego. ale to minęło... dochodze do wniosku że właśnie wtedy kiedy pojawił sie mój ukochany....

i właśnie tak jak mówisz Mieciu.. szkoda że to od nas nie zależy co mamy za natręctwo bo ja chyba też wolałabym to mycie rąk niż ciąga niepewność uczuć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bad Girl miałam to samo z chodzeniem spać. Panicznie się bałam iść później spać, i na początku była to 22:30, a potem coraz wcześniej...koszmar :/ I z zaskoczeniem stwierdziłam, że miałam takie samo natręctwo jak mieciu. Jak byłam mała, chorowałam na alergię, ale późnej minęło. Kilka lat temu po przeziębieniu zaczęłam kasłać i raz była taka sytuacja, że nie mogłam się uspokoić. Od tego czasu panicznie obawiałam się, że mogę się udusić i zawsze nosiłam przy sobie wodę. Dziwne, ale prawdziwe...

 

A co do obecnych myśli, jest średnio. Czasem jestem na 100% pewna, że kocham, a czasem mam strasznie silny nacisk z umysłu, żeby zerwać, bardzo trudno jest mi nad tym zapanować. Mam wrażenie, że wtedy zadzwonienie i zerwanie byłoby jak np. przejście po zebrze na pasach, a nie po czarnych elementach - formą wypełnienia kompulsji i oddalenia napięcia. Ale ponieważ wiem, że nie chcę tego zrobić powstrzymuję. Niestety bardzo to trudne :( Dzisiaj na przykład mało czasu spędziliśmy na takiej aktywności "zadaniowej" w stylu wspólna nauka czy odpytywanie mnie z czegoś na kolokwium albo dyskutowanie o czymś poważnym, ale pomimo tego było fajnie. Oczywiście teraz już myślę, "jak strasznie beznadziejnie spędziliśmy czas". Mam nadzieję, że to kiedyś minie. Faszeruję się tymi lekami i ledwie widoczna poprawa. A na ostatnią psychoterapię nie poszłam. Mam dość tej kobiety, ona mi tylko bez przerwy mówi, że mi współczuje i jest przerażona sytuacją u mnie w domu :/

 

Pozdrawiam wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam kochani.... nie mamialam sily pisac, tak okropnie jeszcze nie bylo, wszystko co moj chlopak zrobi nie po mojej mysli daje mi mysli i powody zeby zerwac, pozatym mam straszne mysli samobojcze;/ :( juz nic mnie nie trzyma przy zyciu, kazda sytuacja daje mi przeklete wymysly! u psychologa bylo swietnie, dotarlysmy do tego ze zachowuje sie bardzo infantylnie jeszcze, ze chce zeby moj kochany robil wszystko co chce :(

 

 

mam teraz identycznie jak ty lucy : sa epizodyczne sytuacje kiedy jestem szczesliwa i w 100% pewna ze kocham, ale wystarczy jedno gowno zeby to wszystko minelo:(( przypomina mi sie jakas sytuacja np kiedy nie zasmialam sie z tego co on mowil, albo ze sie na mnie wkurzyl i odrazu mysl: nie kocham go?

 

lucy prosze cie znajdz nowego psychologa, albo powiedz swojej pani ze cie to denerwuje, ja o dziwo jestem bardzo szczera wobec mojej psycholog, mowie jej : nie podoba mi sie co pani mowi i to pomaga....

 

 

prosze kochani pomorzcie mi bo jesli bedzie dzis zle to nie wiem co zrobie:( kurde no!!!!!!!!!!!!!!!! :(

 

pa rybki! bede wieczorem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

trzymać mi sie tam i sie nie dawać!!!!!!

Piko pomysl sobie tak: 'jak ja strasznie musze kochac swojego chlopaka, skoro tak długo walcze z wiatrakami... wszystko to dla Niego'

 

Byłam ostatnio na wizycie kontrolnej u swojej psychoterapeutki i mam cenna wiadomość dotyczącą leków. Za żadne skarby nie można ich szybko odstawiać. Jeśli ktoś chce, to musi odzwyczaić od tego organizm, czyli np.przez jakiś czas brać zmniejszoną dawkę, potem np co drugi dzień i powoli przestawać. Inaczej można czuć się gorzej np. odrealnionym itp. Tak w ogole to powiedziała mi żebym sobie zwiększyła dawkę (pomimo tego że czuje sie juz b. dobrze), ale chodzi o taki eksperyment, zeby starać się wyeliminować wszystkie objawy w 100%.

 

Trzymajcie sie mocno dziewczyny i chłopaki!!! walczcie!!!

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piko i Lucy.... ja też mam często chwile kiedy szukam sobie powodów do rozstania.. już wiele razy mialam zamiar to zrobić... ale jednak mnie zawsze coś powstrzymywało. nie wyobrazam sobie życia bez niego i nadal walcze mimo wszystko... Już mówiliśmy o tym, że musimy coś czuć skoro dzień w dzień zmierzamy sie z tym samym problemem i nie dajemy za wygraną. Musimy kochać...

Chociaż często myśle, że nerwicowcy po prostu nie umieją kochać... ale myśle o tym tylko wtedy kiedy jestem jakoś dziwnie chłodna i ironiczna wobec mojego chłopaka..

nie wiem, czy wy też tak macie, że zaczynacie dogryzać swoim ukochanym praktycznie bez powodu.... ja zazwyczaj przypominam mu o jego byłej. on sie zdenerwuje ja za chwile popadam w smutek i jest koniec spotkania.

to co robie jest nie logiczne...

trzymajcie sie mimo wszystko :)

 

PS. Lucy, z tym chodzeniem spać... u mnie doszło do tego że już o 20:30 musiałam spać.... wszyscy zawsze na mnie patrzyli jak na wariatke kiedy latem bylo o tej godzinie jasno a ja już w łóżku... ze strachem.

Dobrze ze mam to już za sobą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie kochani.

Ja też miewam coś takiego, że dogryzam mojej Dorotce i staram się wyprowadzić ją z równowagi...zupełnie nieświadomie. Moje samopoczucie się poprawia ale za to tkwi we mnie jakaś agresja, coraz większa i większa, wyładowuję się na przedmiotach i czasem (psychicznie) na "niej", potem bardzo mi z tym źle i przykro (chociaż samopoczucie fizyczne jest wtedy lepsze). Muszę o tym powiedzieć mojej psycholożce bo zaczyma się bać samego siebie:(. Pozdrawiam was

Piko nie załamuj się proszę, Ty jesteś tu takiem dobrym duszkiem i ten duszek ma tu nadal się wypowiadać. Raz gorzej, raz lepiej ale musisz mieć świadomość, że kiedyś się z tego będziesz śmiała. Wszyscy musimy w to uwierzyć, bo od naszego nastawienia zależy dostrojenie psychiki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mieciu mam właśnie identycznie tak samo. że poprawiam sobie humor właśnie kiedy sie wyładowuje i najczęściej na ukochanym. to jest naprawde nie do pomyślenia.jest mi przykro z tego powodu ale nie potrafie tego zmienic... to jest najgorsze. czasem sie zachowuje jakby mi w ogole nie zalezalo na niczym,.... a tak nie jest.

moj chlopak musi byc naprawde bardzo wyrozumialy ze to znosi. na szczescie wie ze to choroba i jakos to akceptuje.

 

trzymajcie sie ciepło :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witajcie! mieciu to raczej wy jestescie dobrymi duszkami, ja tylko przylaze i marudze :( ale dobrze ze moge sie wygadac komus kto wie co przezywam.... wiecie co dzis musialam zalatwic cos w dziekanacie i zaczepila mnie dyrektorka, powiedziala mi ze widziala ze cos ze mna nie tak w grudniu bylo i bla bla bla... ze jestem skryta i tak dalej.... wtedy pomyslalam : moja depresje tak bylo widac? ;/ masakra:( i ta skrytosc... nigdy nie bylam skryta, zawsze bylam mega otwarta, komunikatywna, wesola... zawsze bylo mnie pelno.... teraz widze jak to chorobsko mnie zmienilo..... niby jestem jaka bylam, ale skoro cale cialo pedagogiczne widzialo ze cos ze mna nie tak (bo juz wykladowcy tez mowili mi ze zle wygladam) to cos w tym musi byc:( dzis tez w budzie bylam przygnebiona i zestresowana : co bedzie dzisiaj ale po konfrontacji z dyra pomslalam ze musze sie troche maskowac :( dzis jak spotkalam sie z kochaniem zrobilam maly krok na przod, co z tego bedzie zobaczymy, ale bylo calkiem calkiem, odegnalam zle mysli chociaz na jakis czas.... ehhhhh kurde jestem tak wyczerpana psychicznie....

 

jestem z wami kochani! modlcie sie, bo mnie to ratuje w zlych chwilach.... papa!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy czytaliscie inne wątki, ale w jednym ktoś napisał:

 

"Tak całkowite wyleczenie choroby następuję poprzez przebudowę osobości z typu niepewnego na pewny, z pesymisty na optymistę. Osoby które się wyleczyły lub za takie się uważają stają się jednostkami niesamowicie silnymi i odpornymi psychicznie właściwie nie do poznania z czasów choroby, dobrze by chory naśladował innego domownika albo osobę która wg niego żyje właściwie. To także osoby z którymi fajnie i przyjemnie się przebywa.

Co do źródeł to nie myśli czy czynności są charakterystyczne dla osób z nn ale sposób ich interpretacji i zbyt duża skłonność do emocjonalności. Wadliwe połącznie podstawy i kory powoduje konieczność ciagłych i nieustannych analiz oraz wzmaga tendencję do strachu oraz lęku. "

 

Bardzo mi sie to spodobało i mam nadzieje, że każdy z nas stanie się "jednostka niesamowicie silna i odporna psychicznie właściwie nie do poznania z czasów choroby"

 

:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobry tekst :) Dodaje pewności siebie.

Ja i tak uważam, że jesteśmy nawet teraz nadzwyczaj silni. mimo wszystkich uciążliwych mysli i przeszkód, potrafimy walczyć i wierzyć w zwycięztwo. Czasami czuje, że jesteśmy zupełnie inni niż wszyscy...

jeśli pokonamy chorobe... to naprawde będziemy niesamowicie odporni psychicznie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piko głowa do góry! ja mam niestety to z wygladem przez caly czas i wiem jakie to moze być uciążliwe... :/

nie wiem czy dobrze myśle, ale w tym przypadku objawia się chyba nasz chory perfekcjonizm...

przy okazji za bardzo staramy sie stworzyć związek idealny... którego raczej nie ma...

Pikpokis dasz sobie rade i idz na psychoterapie nawet jeśli nie masz chęci. to ci napewno pomoże i postawi na nogi chociaz na chwile :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

staram sie walczyc kochani.... u psycholog bylo dobrze, staram sie byc bardziej pewna siebie, walczyc z myslami, ale wiecie jak to jest.... Bad girl masz calkowita racje z tym obserwowaniem wygladu i tym podobne, moja psycholog powiedziala identycznie ze tym patrzeniem i analizowaniem objawia sie nasze dazenie do perfekcji i chec stworzenia idealnego zwiazku, jak z bajki, zeby wszystko nam pasowalo, zebysmy zawsze zasmialy sie z tego co nasi kochani mowia, zeby oni zawsze mieli ochote robic to co my, zeby zawsze sie z nami zgadzali.... pa rybki! sprobuje byc jeszcze dzisiaj!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piko a widzisz jakieś zmiany po tych psychoterapiach? bo to ten perfekcjonizm jest tak głeboko w nas zakorzeniony, że aż nie moge uwierzyć, że można coś z tym zrobić... a to jest naprawde męczące. zwłasza, że nie potrafie sama inaczej myśleć.

która to już z kolei twoja wizyta Piko?

 

Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bad Gril zawsze na wizycie dowiaduje sie czegos o sobie, psycholog nazywa moje zachowania o ktorych ja nie wiedzialam, uswiadamia mnie, i to jest bardzo bardzo dobre, ale najwazniejsza niestety jest moja praca nad soba, stosowanie innych zachowan, zmiana mysli, a to jest bardzo abrdzo trudne, mowie mojej psycholog co powinnam robic, co zmienic ale w praktyce jest to trudne.... tak jak napisala apsik musimy sie obrucic o kilkadziesiat stopni, z pesymiste na optymiste, z perfekcjonisty na osobe ze tak powiem normalna.... Bad girl kochana ja caly czas sie ucze, probuje jak narazie hamowac moje wybuchy, a jak przychodza mysli to mam sobie pomyslec ze one nic mi nie robia i przeciez one byly kiedys i nic sie nie dzialo.... jestem bodajze po 5 wizycie, bo chodze co tydzien, wiem jak to trudno zmienic myslenie:( zwlaszcza ze do tej walki dochodza jeszcze te natretne mysli, patrzenie na wyglad i tak dalej:( a powiedz kochana jak ty sobie radzisz? pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Praca nad soba napewno musi być bardzo trudna... ale widze, że to ci pomaga.. bo zaczynasz coś zmieniać. dobrze, że o tym piszesz, postaram sie też jakoś zmieniać swoje myślenie. wiesz, bagatelizować te wszystkie natręctwa. bo ja zauważam, że trace już siły na jakąkolwiek walke. wydaje mi sie, że zaczyna mnie to coraz mniej obchodzić co będzie z nami. tak bardzo jest ciężko... myśle sobie często, że lepiej się rozstać, nie męczyć się. ale z drugiej strony w ogóle sobie nie wyobrażam życia bez niego i nadal w tym trwam.

po za tym, właśnie wczoraj mi powiedział, że wyjedzie najprawdopodobniej na półtora miesiąca do pracy za granice. nie wiem jak sobie z tym poradze... i czy czasem przez ten czas o nim nie zapomne. odzwyczaje się :(

 

te natręctwa co do wyglądu są naprawde straszne.... od razu nachodzi mnie myśl "przecież on mi sie nie podoba", potem , że nie moge z nim być skoro mi to przeszkadza... i na końcu chce mi sie płakać. cięzko to wszystko pojąć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej...

Oj ostatnio się wiele działo i mam sporo napięcia z tym związanego. U mamy nawrót choroby i kolejne chemie, babcię trzeba było umieścić w ośrodku opiekuńczo-leczniczym...ma średni kontakt z rzeczywistością. Przedwczoraj miałam straszną awanturę w domu zupełnie bez powodu, myślałam, że w nocy wyjdę z domu ze wszystkimi rzeczami, koszmar...

 

Ostatnio z myślami było nawet dobrze, natomiast pojawiły się okropne kompulsje. Codziennie muszę myć włosy, a jak tego nie zrobię, mam bardzo duże napięcie psychiczne, ostatnio zapomniałam wziąć ze sobą szczotki jadąc na wydział, to co chwilę chciałam wysiąść i wracać do domu :( na zajęciach czasem nie mogę się skupić, bo się zastanawiam, jak się układają włosy i muszę je natychmiast poczesać :/ chyba je skrócę, może objawy przejdą...

 

Dziś w nocy było kiepsko, myśli zaatakowały ze zdwojoną siłą i nie mogłam zasnąć. W końcu usnęłam po pierwszej, a już o dziewiątej nie mogłam spać...czuję się jakaś taka wypluta...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aby z tego wyjść przydałoby się całkowite pozbycie się innych problemów. Czasami wystrczy lekki stres aby przekroczyć barierę frustracji i wszystko wraca... Tylko jak pozbyć się innych stresorów? To niestety nie takie łatwe jak wiemy. Może trzeba gdzieś wyjechać, coś zmienić w życiu aby oderwać się od wszystkich problemów - aby przemyśleć wszystko jeszcze raz i wychwycić w gąszczu własnych myśli te które nam najbardziej odpowiadają - te które które są naprawdę nasze i zgodne z naszymi przekonaniami. Mam nadzieję, że każdemu z nas to się uda - tą czy inną drogą. Życzę wam choć trochę radośći w ten długi weekend - ja jadę z moją Dorotką do Amsterdamu i Paryża oderwać się od tego co tu:). Trzymajcie się i nie dajcie się, myślę, że warto - kiedyś wszystko będzie dobrze - wszyscy z tego się będziemy śmiali. Pozdrowionka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od kiedy zwiększyłam dawkę leku czuję się jak normalny człowiek :D nic mnie nie męczy, a jak próbuje to wszystko olewam... czuję się tylko niepewna siebie - czyli jak kiedyś przed nerwicą, jakieś takie kompleksy do mnie wracają, ale dużo zmieniam i staram się naprawiac :) jest naprawde super, nie sądziłam, że jeszcze takiego czasu dożyję... z każdego dnia czerpię radość i nie ma lęku... nie wiem czy tak juz będzie zawsze, ale jedno co chcialam wam powiedzieć, to to, że warto walczyc... z moim skarbem jest pięknie. Nie jak kiedyś - inaczej, ale moim zdaniem lepiej. Ta choroba nas zbliżyła, jesteśmy ze sobą po pewnych doświadczeniach i wiem, że to wszystko przetrwałam dla niego. I wcale nie jest idealnie. Jest ludzko :)

 

pozdrawiam was mocno i wysyłam nadzieję, że wam się wszystko ułoży!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×