Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja historia choroby


Nadja@

Rekomendowane odpowiedzi

czesc jestem nowa na portalu,czytam uwaznie wszystkie wpisy i po raz kolejny uswiadamiam sobie ze mam nerwice lekowa i zespol stresu pourazowego,byc moze mam tez cos jeszcze innego(?)

na poczatku chcialam naswietlic moje cale zycie bo uwazam ze moj problem ma podloze jeszcze w dziecinstwie.

Zawsze bylam osoba niesmiala,zakompleksiona,uwazalam ze inni sa lepsi ode mnie mimo ze nikt z rodziny mi tak nigdy nie mowil,taki mam charakter,zawsze wstydzilam sie okazywac swoje emocje,pokazac czy powiedziec ze cos mi sie podoba,nikt nigdy nie uwazal tego ze taka jestem ze moze byc to problem i po prostu dorastalam tak przez wiele lat.Jedyne co to pamietam tylko slowa mojej mamy ktora mowila mi zawsze ze niesmialosc jest zaleta a nie wada ale jakos nie potrafilam tego wdrazyc w zycie jako cos dobrego tym bardziej ze czesta ludzie pytali sie mnie czemu jestem taka powazna,dolowalo mnie to zawsze i myslalam juz wtedy ze jestem jakas dziwna i inna niz wszyscy,taka po prostu bylam.Gdy mialam niecale 12 lat moja mama wyjechala do wloch do pracy na stale i wtedy zaczal sie moj koszmar,nie potrafilam poradzic sobie z ta rozlaka,codziennie plakalam w samotnosci ale nigdy przed tata czy przed bratem,bo wstydzilam sie tego,a oni nigdy nie pytali o to jak sie czuje,czy jest mi zle,na szczescie poznalam wtedy moje dwie przyjaciolki ktorym zwierzalam sie ze wszystkiego,ciagle byly plany ze za jakis niedlugi czas wszyscy pojedziemy do mamy na stale i bedziemy wszyscy razem,to trzymalo mnie przy nadzieji lecz nigdy do tego nie doszlo,po dlugim czasie okazalo sie ze tata ma kochanke i ze mial ja jeszcze zanim mama wyjechala co bylo glownym jej powodem wyjazdu,chciala uciec od ojca ale nie potrafie zrozumiec do konca jak mogla nas zostawic(?)brat poszedl do liceum plastycznego do innego miasta i zostalam z ojcem ktory dbal o mnie nie robil mi krzywdy ale tez nie robil nic dobrego aby pomoc mi z emocjami bo nawet nigdy o nie nie pytal wiec jak by nie bylo zostalam sama sobie,zanim doszlam do tego ze ojciec ma druga kobiete wiele razy zostawalam sama w domu i nawet na cale noce co bylo dla mnie koszmarem,ojciec czekal az zasne,pamietam jak wchodzil do pokoju sprawdzic czy spie wychodzil po cichu i jechal gdzies ale juz wtedy zastanawialo mnie to gdzie jedzie bo nie byla to droga w kierunku pracy wrecz odwrotna,twierdzil zawsze ze byla awaria w pracy i musial pojechac,te klamstwa sprawily ze przez rok czasu prawie z nim nie rozmawialam,wiem ze on to czul ale on tez nie potrafil ze mna o tym rozmawiac,wiem ze kochalismy sie bardzo dlatego taki gniew mialam do niego.pozniej mijal czas a ja ciagle nie potrafilam znalezc sobie miejsca w zyciu,brak matki i oschlosc ojca dobijalo mnie,bylam wiecznie smutna,zamyslona,nic mi sie nie chcialo,w szkole nie szlo mi dobrze bo nie potrafilam skupic sie na nauce,zaczely sie problemy z anoreksja,lub bardziej chec zachorowania na nia,poszlam pewnego razu sama do psychologa,psycholog zadzwonil do mojego ojca,wiem ze byl u niej na spotkaniu,gdy przyjechal do domu usiadl kolo mnie w pokoju,wiem ze chcial zaczac temat ale nie potrafil,oboje mielismy lzy w oczach,to bylo okropne.lecz do zadnej rozmowy w koncu nie doszlo,z anoreksja poradzilam sobie w miare szybko bo wiem ze po czesci bylo to wymyslone przeze mnie aby zwrocic na siebie uwage ale i to nie przynioslo pozytywnych skutkow,wyciagnela mnie z tej choroby jedna mysl o tym ze anorektyczki w przyszlosci czesto maja problem aby zajsc w ciaze,tak mnie to przerazilo ze praktycznie z dnia na dzien skonczyly sie moje problemy z jedzeniem,w miedzy czasie chorowania na anoeksje zapisalam sie do szkoly muzycznej jak namowila mnie moja przyjaciolka i poszlam grac na perkusji,wiem ze to bardzo duzo mi dalo,szkola ta podniosla mnie na duchu i pozwolila przetrwac,ciagle jednak brakowalo mi milosci i tej drugiej osoby,malo zadawalam sie z rowiesnikami,wolalam towarzystwo starszych,poznalam mojego pierwszego chlopaka,byl ode mnie o 14lat starszy,ja mialam wtedy 17,on 31,zwiazek trwal ponad dwa lata,zakonczylam go ja gdzyz poznalam mojego Marcina a poza tym tamten zwiazek nie nalezal do udanych.Z Marcinem dopasowalismy sie idealnie,kochalismy sie szalenie mocno,bylismy bardzo szczesliwa para,nawet inni nam zazdroscili takiej milosci,jednak wiedzialam od poczatku ze marcin ma problemy z alkoholem,pomyslalam ze z tego wychodzili gorsi nalogowcy,ze razem pokonamy wszystko,bo czego nie zrobi sie dla milosci,od poczatku jednak marcin mial dziwne jazdy ktore ja dzielnie znosilam,myslac ze to minie i pomoge mu stanac na nogi,po pol roku zaszlam w ciaze,jednak poronilam co bylo dla nas obojga ogromnym przezyciem,po trzech miesiacach znow zaszlam w ciaze i urodzilam sliczna coreczke,jednak przez caly ten czas problem alkoholowy nie znikal a co gorsza narastal ku mojemu zdziwieniu gdyz nie wiedzialam dlaczego,i co z nim jest,leczyc sie nie chcial,bylo trudno do niego dotrzac,poza tym ciagle brakowalo pieniedzy,mial dwie osobowosci jak wypil byl czesto nie do zniesienia ale przeciez go kochalam i dzielnie znosilam chociaz chcialam z nim o tym rozmawiac co sie z nim dzieje ale o w koncu twierdzil ze i tak nie przestanie pic,chociaz jedno dziennie bo to go relaksuje,rece mi opadaly,bylam coraz bardziej zdesperowana i zachukana przez niego bo stosowal na mnie przemoc psychiczna,mimo tego wszystkiego wiem ze do samego konca mnie kochal i ja go kochalam i kocham go po dzis dzien,Marcin popelnil samobojstwo dwa lata temu,nasza corka miala rok i miesiac,o pierwszej w nocy powiesil sie w lazience,znalazlam go ja co bylo dla mnie trauma,zadzwonilam po szwagra i tesciowa,wzielam noz odcielam go i stukalam po klatce piersiowej aby sie obudzil ale bylo juz za pozno,gdy przyszla tesciowa i zobaczyla co sie stalo ja wybieglam na klatke i czekalam na karetke gdyz tesciowa miala tak przerazona mine ze sama sie jej przestraszylam,to byl horror,pozniej przyszli inni czlonkowie rodziny,gdy karetka pojechala bo stwierdzila zgon lezalam przy nim dlugo dotykajac go przytulona,plakalam,to byl dla mnie szok,jedna rzecz ciekawa to to ze poczulam na duszy ulge dla mnie i dla niego,ze on juz nie cierpi i ze ja tez odetchne i wtedy dopiero zrozumiala jak bardzo wykanczajace psychicznie byl dla mnie jego problem alkoholowy,z drugiej strony nie moglam sie pogodzic z wieloma rzeczami,przede wszystkim ze nas zostawil(....)kocham go po dzis dzien bo byl bardzo dobrym czlowiekiem,Aha chcialam jeszcze wspomniec ze od kiedy bylismy razem to wszystkie problemy jakie mialam ze soba minely i z dnia na dzien zucilam wszystkie leki na depresje,Po jego smierci mialam taka postke w sercu i w sobie,najgorsze uczucie jakie mi towazyszylo to brak poczucia bezpieczenstwa,to mnie zabija po dzis dzien,nie potrafie sobie poradzic po jego stracie,gdy minal szok czyli jakies 3 miesiace pozniej,uswiadomilam sobie ze to wszystko to prawda,ze juz nie wroci,zaczely sie moje problemy,wyszlam do znajomych o polnocy,jednak szybko wrocilam bo niezbyt dobrze sie z nimi czulam,chcialam polozyc sie spac a tu klapa,oczy same sie otwieraly mimo ze chcialam je zamknac,robilo mi sie goraco na twarzy,balam sie ogladac telewizor,balam sie postaci z telewizji,balam sie zmowic paciez ktory zawsze odmawialam,gdy zamykalam oczy galki oczne ruszaly sie na wszystkie strony,cialo trzeslo sie cale jakby z zimna mimo ze bylo mi cieplo i ten lek sie pojawil,wzielam wtedy leki uspokajajace i jakos udalo mi sie zasnac,ktoregos dnia pojechalam wykapac sie nad jezioro z kolega zeby nie zwariowac w domu,pozniej pojechalismy do naszych przyjaciol,wszystko wydawalo sie w porzadku do czasu az weszlam do srodka,bylam tak rozkojazona ze nie zauwazylam ze moja przyjaciolka zrobila przemeblowanie w kuchni,poszlam od razu zapalic,ktos ze mna rozmawial ale mi bylo ciezko rozmawiac,drzal mi glos,nie potrafilam skleic zdania,poszlam do pokoju ,usiadlam i po minucie stwierdzilam ze nie wytrzymam tak a juz wogule nie nadaje sie do rozmowy bo jestem za bardzo roztrzesiona i ten ciagly lek przed niewiadomo czym,wrocilam do domu,to byl okropny dzien,ale tylko przy coreczce czulam sie dobrze,mialam czesto wrazenie ze zaraz zemdleje,czesto robilam sie blada jak sciana robilo mi sie slabo,drzalo mi cale cialo,mialam biegunki i brak apetytu,nic mi sie nie chcialo,bylam zdolowana,czulam pustke no i ten brak poczucia bezpieczenstwa,i duzo innych.zrobilam wszystkie potrzebne badania lecz wszystkie byly dobre,bralam ziolowe tabletki uspokajajace lecz niewiele pomagaly,w koncu poszlam do psychiatry i stwierdzil nerwice lekowa,biore ZOLOFT od 1,5 roku i lorazepam ktory dala mi moja ciocia na lepsze spanie,poza tym pol roku po smierci Marcinawyjechalam do mamydo wloch i bardzo duzo mi to pomoglo,zmienilam otoczenie,ludzi,srodowisko i to pomaga mi dojsc do siebie,z kazdym dniem bylo coraz lepiej,jednak przez rok nie bylam na zadnej kontroli u psychiatry,biore od roku lorazepam na wlasna reke i ostatnio probowalam go odrzucic ale leki i strach wracaja,przyspieszony oddech,pocenie rak,pewnego wieczoru tak sie przestraszylam ze natychmiast wzielam lorazepam i wszystko sie uspokoilo,chyba jestem od niego uzalezniona bo to lek silnie uzalezniajacy jak przeczytalam wczoraj na forum,za tydzien mam wizyte u psychologa,pierwsza od roku i dodaje mi to otuchy bo wiem ze moze mi pomoc,mam tez taki problem ze od dluzszego czasu gdy przychodza leki mam wrazenie ze zaraz zwariuje a najgorsze jest to ze szukam w sobie schizofreni i bardzo sie o to boje ze moge to miec chociaz jeszcze nie znalazlam niczego co by na to wskazywaly ale i tak sie tego panicznie boje,jest mi ciezko rozmawiac z ludzmi ale wiem ze to tez wynika z mojego charakteru,zmuszam sie do wielu rzeczy,wczesniej ukojeniem bylo polozyc sie zasnac aby nie myslec,teraz mam internet w domu wiec pochlania mi on caly dzien,nie potrafie sie zrelaksowac,tak po prostu polozy i obejrzec telewizje bo lapia mnie wtedy leki,najbardziej meczy mnie to ze ciagle skupiam sie na sobie,nie bylo dnia ani godziny rzebym nie myslala o tej mojej nerwicy,boje sie o przyszlosc,o to ze na przyklad jutro moge umrzec albo ze mojej corce cos sie stanie,ogolnie widze przyszlosc nie najciekawiej,chyba wogule tego nie widze ale mimo to ciagle daje rade ze wzgledu na moja kochana coreczke ktora daje mi najwiecej sily do zycia i do przezwyciezenia tej choroby,boje sie o to ze jesli teraz mam takie problemy a mam dopiero 24lata to co bedzie za 10lat,zycie stalo sie dla mnie koszmarem,jak ma sobie poradzic ze soba i z ta choroba po takich przezyciach?jestem zdesperowana.....................

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napewno powinnas chodzic na terapie by nabrac sil do walki z soba. Czy ty dalej bierzesz zoloft? bo pisalas ze od poltora roku...wiec jesli odczuwasz dalej te obawy i leki to znaczy ze zoloft nie jest dla ciebie. Zreszta ten proch bralam 11 lat temu i tylko mi szkodzil...a teraz o tym leku pisza zle rzeczy i ludzie zakladaja sprawy. JEsli sobie nie poradzisz w terapi z lekami ( obawami) to powinnas isc do psychiatry po inne leki i nie brac nic na wlasna reke bo mozesz sobie zaszkodzic tylko. W sumie to ja mysle ze wszystkie leki szkodza ale to juz inna historia. Z dnia na dzien nie wyjdziesz z tego wiec musisz liczyc sie z tym ze to potrwa, terapia trwa i tylko od ciebie zalezy jak w niej bedziesz uczestniczyla i co z niej bedziesz wynosic. Siedzac w domu przed komputerem i zajmujac sobie czas tylko nim napewno nie pomozesz sobie. Koniecznie zajmuj sobie czas pozytywnymi rzeczami, i jakims wysilkiem fizycznym jak silownia czy czwiczenia w domu bo to tez pomaga. Wazne by sie nie poddawac..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×