Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nadja@

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nadja@

  1. Kapiel w gongu :) haha fajnie brzmi,ale co to takiego?reszte czaje i zamierzam sprobowac jogi bo mam taka mozliwosc pozdro
  2. dzieki Noopi za odpowiedz :) dostalam numer, od mojego lekarza rodzinnego, do poradni psychologicznej, gdzie psychiatrzy i psychologowie pracuja razem,w grupie i konsultuja wszystko miedzy soba,mam nadzieje ze dobrze trafilam i ze pomoga mi wrocic do siebie. A czy ktos z Was slyszal o metodzie EFT?myslalam zeby z tego skorzystac przez internet ale nie wiem czy to ma sens,w sumie jak nie sprobuje to sie nie dowiem,nie wiem na ile jest to efektywne i czy wogule pomaga, Myslalam tez o hipnozie zeby moc wejrzec w swoja podswiadomosc.Czy ktos z Was to robil?Moze znacie jakies inne metody ktore sa skuteczne. wiem ze wszystko lezy w naszej psychice i zalezy od nas i od naszych checi ale sama nie potrafie sie przelamac,potrzebuje zlamac ta bariere ktora nie daje mi isc do przodu,tylko trzyma w miejscu. Odpiszcie jesli znacie cos skutecznego pozdrawiam
  3. witam widze ze mamy podobne doswiadczenia moje zycie do 12 roku zycia wygladalo cudownie.normalne dziecinstwo,jednak gdy mialam niecale 12 lat : 1.mama wyjechala za granice do pracy na stale,widzialam ja 2 miesiace w roku,na wakacje,prawie codziennie rozmawialam przez telefon,przezylam przez to traume,plakalam w samotnosci,nikt nigdy nie spytal sie mnie jak sie czuje,czy brakuje mi mamy.Z nikim o tym nie rozmawialam,tylko czasem z dwoma przyjaciolkami ale to nie to samo.zylam ciaglym przekonaniem,bo tak mowil tez tata,ze za niedlugo pojedziemy wszyscy na stale do mamy tylko Ona musi znalezdz tacie najpierw prace,niestety nigdy nie doszlo to do skutku. 2.po paru latach (2-3) odkrylam ze tato ma inna kobiete a mama faceta,chociaz nigdy sie do tego nie przyznawali,ukrywali wszystko ze niby jest ok,ale ja jako dziecko dobrze wiedzialam ze cos tu nie gra,tymbardziej ze gdy mama przyjezdzala do Polski na urlop to widzialam jak sie po kryjomu kloca,i widzialam tez ze juz sie tak nie zachowuja w stosunku do siebie jak kiedys,tzn.nie rozmawiaja ze soba,nie przytulaja,nie caluja,nie siedza obok siebie,widzialam ze milosc miedzy nimi wygasla.po jakims czasie mama zaczela zle mowic o tacie co bardzo mnie ranilo,tata rowniez zle mowil o mamie.zylam w ciaglym klamstwie,oszukiwana przez rodzicow,przez osoby ktore tak bardzo kochalam i ufalam.tata oklamywal mnie ze musi jechac do pracy na nocke a tak naprawde to jechal do kochanki,gdy to odkrylam balam sie mu o tym powiedziec,nawet nie wiem dlaczego,chyba dlatego ze nikt ze mna nigdy szczerze nie rozmawial,wogule nie rozmawial. 3.gdy mialam 17 lat poznalam chlopaka starszego ode mnie o 14 lat.bylismy ze soba 2 lata.pozniej poznalam Mojego Kochanego Marcina,zakochalam sie w nim po uszy,dal mi wszystko czego potrzebowalam,dzieki niemu rzucilam prochy na depresje ktore bralam bo On mi dawal radosc,poczucie bezpieczenstwa i plany na przyszlosc,oboje chcielismy miec rodzine, dzieci,(powiem tylko ze Marcin byl po rozwodzie i mial 2 kochanych dzieci z ktorymi mam kontakt po dzis dzien),od poczatku jednak wiedzialam ze marcin za duzo pije,nie myslalam nawet w sposub ze jest alkoholikiem tylko ze jest w chwilowym dolku po stracie dzieci i ze wyjdzie z tego a ja mu w tym pomoge,bylam gotowa na wszystko,zakochana,szczesliwa i pelna nadzieji,nigdy wczesniej nie czulam takich uczuc jakie dawal mi Marcin,to bylo cos pieknego,zaszlam w ciaze jednak poronilam,drugi raz zaszlam w ciaze i urodzilam sliczna coreczke,Zuzie.myslalam ze po narodzinach corki Marcin sie juz zmieni ale bylam naiwna i nie zdawalam sobie sprawy z powagi sytuacji.Marcin byl alkoholokiem,co pozniej sam stwierdzil i nie chcial sie leczyc,doprowadzilo Go to do tego ze popelnil samobojstwo gdy nasza corka miala rok i miesiac.przez te trzy lata ktore spedzilismy razem teraz wiem ze zylam w ciaglym stresie spowodowanym jego pijanstwem,uczucia przeplataly sie: zlosc,wybaczenie,radosc,rozczarowanie,zal,nadzieja,rozpacz,itp.Marcin powiesil sie,napisze tylko tyle ze to wlasnie ja znalazlam Go wiszacego w lazience i odcielam sznurek.od jego smierci minelo 2 lata a ja dalej nie moge sie z tym pogodzic,a dlatego ze wiem ze bardzo sie kochalismy i ze Marcin nie chcial umierac w taki sposob,gdy pil byl okropny ale gdy nie pil byl wspanialym czlowiekiem do rany przyluz i tak tez mowi o nim cala rodzina i znajomi.Mielismy tyle planow marzen,bylismy zareczeni,planowalismy drugie dziecko i slub.PRZEZYLAM KOLEJNA TRAUME.wyjechalam z corka za granice,jestem we wloszech ponad rok i nie wiem jak mam zyc,biore leki ale one nie pomagaja zaczac zyc na nowo,zycie bardzo mnie doswiadczylo,jestem osoba baaardzo wrazliwa,spokojna i nie potrafie okazywac emocji ktorych jest we mnie mnustwo,tych dobrych i tych zlych.do tego mam nerwice lekowa i TPSD-tego wlasnie sie dorobilam przez cale zycie,zyje dla mojej coreczki bo to Ona daje mi sile do zycia. tak jak autorka wyzej tez ciagle czuje pustke ktorej nie potrafie niczym zapelnic,stracilam poczucie bezpieczenstwa (ktore mimo wszystko dawal mi marcin).pracuje,raz na tydzien chodze na lekcje tanca,takze nie zamknelam sie w domu,mieszkam z corka,mama i jej facetem,czuje zal,rozgoryczenie,czesto mam napady depresji,wtedy juz wogole trace calowicie sens i mysle nawet w takich momentach o samobojstwie,raz mi sie cos podobnego snilo,boje sie ze sobie nie poradze ze soba ze do konca zycia bede sama,ze juz nikogo nie bede w stanie pokochac i w to jestem swiecie przekonana chociaz inni mowia ze sie myle,ze sie zakocham i ze cale zycie przede mna,ale kiedy jak patrze na jakiegos mezczyzne przystojnego i fajnego albo nawet z nim rozmawiam to ciagle mysle o Marcinie,porownuje wszystkich mezczyzn do marcina a wiem ze lepszego nie znajde bo dla mnie marcin byl idealem,jak mam tak zyc,to jest okropne,i tak cale zycie bedzie,kiedy w koncu stane na nogi?????
  4. dzisiaj dzien zaczal sie dziwnie,rano niby wszystko ok,po godzinie troche gorzej,w drodze do szkoly w autobusie mialam dziwne uczucie, nawet sama nie potrafie tego opisac,troche jakbym tracila kontakt z rzeczywistoscia,mialam wrazenie jakbym zaraz miala oszalec,zwariowac,ale udalo mi sie nad tym zapanowac,pozniej 2godziny w szkole,spoko,bez wiekszych problemow,nie odplywalam w inny wymiar,bylam obecna,moze pare sporadycznych glupich,dziwnych mysli przeszlo mi przez mysl,po szkole wsiadlam w autobus zeby pojechac do domu,zajmuje mi to jakies 6-7min,juz pod koniec rozbolal mnie brzuch i poczulam ze odplywam,spadlo mi bardzo cisnienie,bylam zdezorientowana,oszolomiona,typowe przy spadku cisnienia,ledwo dotarlam do domu,walnelam sie od razu do wyra,po chwili dostalam drgawek,drzaly mi miesnie,okropne uczucie,i nie da sie nad tym zapanowac,co gorsza jak chce sie cos z tym zrobic to jest gorzej,prubuje sie wtedy odprezyc maksymalnie,zwielam lorazepam 1mg jak zawsze kolo poludnia,po 15min pomalu wszystko zaczelo ustepowac a po godzinie czulam sie dobrze. czy ktos mial takie objawy,jak sobie z nimi mozna radzic,czy jest cos na drgawki?wiem ze ten przeklety lorazepam przestaje dzialac,coraz bardziej sie na niego uodparniam,ale nigdy w zyciu nie wezme wiekszej dawki!!!!bo chce z tym skonczyc!!!!w poniedzialek ide do lekarza i mysle ze zaczne odwyk,ktorego tez bardzo sie boje poniewaz mam 3 letnia coreczke,coprawda mieszkam z rodzicami i pomoga mi napewno,od grudnia zaczynam nowa prace,bede sprzatac wille pewnej rodzinie i boje sie ze zawale ta prace,pomozcie mi!!!!prosze!!!!!!mam duzo objawow odstawiennych,lek,niepokoj,glupie mysli,poczucie ze zwariuje co jest dla mnie najgorszym z objawow i najbardziej sie tego boje.Napiszcie prosze jak wy radziliscie sobie z tymi objawami,czy pomaga relaksacja albo moze sport lub inne rzeczy,chodzi mi o ten moment jak dopadaja nas te przykre objawy co wtedy robic,moze powinnam zajac sie bardziej dzieckiem,skupic na niej?czy to mi pomoze zwyciezyc ten wstretny lek.boje sie bardzo tego ze powiedza mi ze musze isc do szpitala na odwyk bo nie mam innego wyjscia,nie chce za nic w swiecie tam isc bo nie chce zostawic mojej coreczki ale z drugiej strony wiem ze to moze byc konieczne i lepsze dla mnie,prosze pomozcie!!!!
  5. witam lorazepam przez pierwszy miesiac bralam od cioci ktora sama mi go polecila,jest pielegniarka i anastyzjologiem wiec zaufalam jej,cieszylam sie ze moge je brac i czuc sie dobrze i nie mialas swiadomosci tego ze sa tak silnie uzalezniajace, pozniej pojechalam do mamy,do innego miasta,gdzie mieszkam do dzisiaj i tabletki kupuje mi facet mamy,poprostu idzie do apteki,ma tam znajomego i bez problemu mu je sprzedaje,i dlatego tymbardziej nie miala zadnych podejrzen ze ten lek jest tak niebezpieczny,najwidoczniej ten farmaceuta ktory sprzedaje mu te leki jest totalnym glabem i nie zdaje sobie sprawy jakie szkody wyrzadza,mieszkam we wloszech a oni sa kompletnymi idiotami i wszystko tutaj tak funkcjonuje,jak sie ma znajomosci to mozna zalatwic wszystko,nawet lorazepam z apteki ;/ jestem przerazona faktem ze wkopalam sie w takie bagno,poniekąd z mojej winy niestety gdy go wezme uspokajam sie bardzo szybko ale tylko uspokajam,wszystkie inne glupie i przykre mysli zostaja,jedno dobre to, to ze moge funkcjonowac i swiat staje sie realny,bo bez niego mam wrazenie ze jestem gdzies obok i ciezko skupic mi sie na rozmowie z kimkolwiek i w ogólee to jeszcze duzo tego jest, Ile u Ciebie trwalo odstawienie tego swinstwa?Brales w zamian cos innego? czy jest mozliwe odstawienie tego wogole? boje sie znowu przechodzic przez to pieklo!!! -- 26 paź 2011, 14:00 -- CLONY piszesz ze ten lorazepam i inne ryja glowe na potege,ale co masz na mysli?w jakim sensie?juz nigdy nie bede soba?co sie moze zmienic w psychice? pozdrawiam czekam na odpowiedz z gory dziekuje :)
  6. Witam wszystkich :) od 1,5 roku cierpie na zespol pourazowy i na nerwice lekowa.pierwszy psychiatra zle mnie zdiagnozowal i przepisal mi SULPIRYD i chyba hydroxicizinum (czy cos w tym stylu).co chodzi o ten hydroxicizinum to wzielam tylko jedna tabletke po ktorej nie wiedzialam co sie ze mna dzieje,po czym przespalam caly dzien bo nie moglam opanowac tej sennosci.Sulpiryd bralam na szczescie tylko jakies 3-4 miesiace bo zatrzymal mi sie wtedy okres,jak powiedzial lekarz gdy zatrzyma mi sie okres to musze wrocic i zmienimy lek,Lecz ja nie wrocilam i nie zmienilam leku lecz zmienilam lekarza!!!!Moja pani psycholog powiedziala mi ze bylam zle zdiagnozowana i ze musze przestac brac sulpiryd a przepisala mi ZOLOFT i ze musze go brac minimum pol roku.Zaczelam wiec brac Zoloft,ziolowe tabletki uspokajajace doraznie i sulpiryd ktorego ciagle balam sie odstawic.wyjechalam za granice i kontakt z moja psycholog sie urwal,sulpiryd obnizal mi bardzo cisnienie i raz prawie zemdlalam wiec moja ciocia u ktorej wtedy przebywalam poradzila mi LORAZEPAM.pomalu odstawilam sulpiryd bez zadnych skutkow ubocznych i zaczelam brac Zoloft i Lorazepam jednoczesnie.wtedy nie wiedzialam ze lorazepam jest tak silnie uzalezniajacy,moja ciocia mowila mi ze moge go brac spokojnie bo jest bezpiecznym lekiem ale sie mylila z tego co tu czytam. Zoloft 1x50mg Lorazepam 1-2x1mg teraz minal juz rok czasu od kad biore te dwa leki,bardzo mi pomogly,za tydzien mam wizyte u psychologa od ponad roku,boje sie bardzo odstawic lorazepam i zoloft a bardzo chce to zrobic!!! czy moze ktos juz odstawial te leki,napiszcie czym je najlepiej zastapic,czy dla wszystkich skutki odstawiania sa tak okropne i drastyczne,prosze pomozcie mi,!!!!!! teraz biore : Zoloft 1x50mg, lorazepam 2x1mg
  7. czesc jestem nowa na portalu,czytam uwaznie wszystkie wpisy i po raz kolejny uswiadamiam sobie ze mam nerwice lekowa i zespol stresu pourazowego,byc moze mam tez cos jeszcze innego(?) na poczatku chcialam naswietlic moje cale zycie bo uwazam ze moj problem ma podloze jeszcze w dziecinstwie. Zawsze bylam osoba niesmiala,zakompleksiona,uwazalam ze inni sa lepsi ode mnie mimo ze nikt z rodziny mi tak nigdy nie mowil,taki mam charakter,zawsze wstydzilam sie okazywac swoje emocje,pokazac czy powiedziec ze cos mi sie podoba,nikt nigdy nie uwazal tego ze taka jestem ze moze byc to problem i po prostu dorastalam tak przez wiele lat.Jedyne co to pamietam tylko slowa mojej mamy ktora mowila mi zawsze ze niesmialosc jest zaleta a nie wada ale jakos nie potrafilam tego wdrazyc w zycie jako cos dobrego tym bardziej ze czesta ludzie pytali sie mnie czemu jestem taka powazna,dolowalo mnie to zawsze i myslalam juz wtedy ze jestem jakas dziwna i inna niz wszyscy,taka po prostu bylam.Gdy mialam niecale 12 lat moja mama wyjechala do wloch do pracy na stale i wtedy zaczal sie moj koszmar,nie potrafilam poradzic sobie z ta rozlaka,codziennie plakalam w samotnosci ale nigdy przed tata czy przed bratem,bo wstydzilam sie tego,a oni nigdy nie pytali o to jak sie czuje,czy jest mi zle,na szczescie poznalam wtedy moje dwie przyjaciolki ktorym zwierzalam sie ze wszystkiego,ciagle byly plany ze za jakis niedlugi czas wszyscy pojedziemy do mamy na stale i bedziemy wszyscy razem,to trzymalo mnie przy nadzieji lecz nigdy do tego nie doszlo,po dlugim czasie okazalo sie ze tata ma kochanke i ze mial ja jeszcze zanim mama wyjechala co bylo glownym jej powodem wyjazdu,chciala uciec od ojca ale nie potrafie zrozumiec do konca jak mogla nas zostawic(?)brat poszedl do liceum plastycznego do innego miasta i zostalam z ojcem ktory dbal o mnie nie robil mi krzywdy ale tez nie robil nic dobrego aby pomoc mi z emocjami bo nawet nigdy o nie nie pytal wiec jak by nie bylo zostalam sama sobie,zanim doszlam do tego ze ojciec ma druga kobiete wiele razy zostawalam sama w domu i nawet na cale noce co bylo dla mnie koszmarem,ojciec czekal az zasne,pamietam jak wchodzil do pokoju sprawdzic czy spie wychodzil po cichu i jechal gdzies ale juz wtedy zastanawialo mnie to gdzie jedzie bo nie byla to droga w kierunku pracy wrecz odwrotna,twierdzil zawsze ze byla awaria w pracy i musial pojechac,te klamstwa sprawily ze przez rok czasu prawie z nim nie rozmawialam,wiem ze on to czul ale on tez nie potrafil ze mna o tym rozmawiac,wiem ze kochalismy sie bardzo dlatego taki gniew mialam do niego.pozniej mijal czas a ja ciagle nie potrafilam znalezc sobie miejsca w zyciu,brak matki i oschlosc ojca dobijalo mnie,bylam wiecznie smutna,zamyslona,nic mi sie nie chcialo,w szkole nie szlo mi dobrze bo nie potrafilam skupic sie na nauce,zaczely sie problemy z anoreksja,lub bardziej chec zachorowania na nia,poszlam pewnego razu sama do psychologa,psycholog zadzwonil do mojego ojca,wiem ze byl u niej na spotkaniu,gdy przyjechal do domu usiadl kolo mnie w pokoju,wiem ze chcial zaczac temat ale nie potrafil,oboje mielismy lzy w oczach,to bylo okropne.lecz do zadnej rozmowy w koncu nie doszlo,z anoreksja poradzilam sobie w miare szybko bo wiem ze po czesci bylo to wymyslone przeze mnie aby zwrocic na siebie uwage ale i to nie przynioslo pozytywnych skutkow,wyciagnela mnie z tej choroby jedna mysl o tym ze anorektyczki w przyszlosci czesto maja problem aby zajsc w ciaze,tak mnie to przerazilo ze praktycznie z dnia na dzien skonczyly sie moje problemy z jedzeniem,w miedzy czasie chorowania na anoeksje zapisalam sie do szkoly muzycznej jak namowila mnie moja przyjaciolka i poszlam grac na perkusji,wiem ze to bardzo duzo mi dalo,szkola ta podniosla mnie na duchu i pozwolila przetrwac,ciagle jednak brakowalo mi milosci i tej drugiej osoby,malo zadawalam sie z rowiesnikami,wolalam towarzystwo starszych,poznalam mojego pierwszego chlopaka,byl ode mnie o 14lat starszy,ja mialam wtedy 17,on 31,zwiazek trwal ponad dwa lata,zakonczylam go ja gdzyz poznalam mojego Marcina a poza tym tamten zwiazek nie nalezal do udanych.Z Marcinem dopasowalismy sie idealnie,kochalismy sie szalenie mocno,bylismy bardzo szczesliwa para,nawet inni nam zazdroscili takiej milosci,jednak wiedzialam od poczatku ze marcin ma problemy z alkoholem,pomyslalam ze z tego wychodzili gorsi nalogowcy,ze razem pokonamy wszystko,bo czego nie zrobi sie dla milosci,od poczatku jednak marcin mial dziwne jazdy ktore ja dzielnie znosilam,myslac ze to minie i pomoge mu stanac na nogi,po pol roku zaszlam w ciaze,jednak poronilam co bylo dla nas obojga ogromnym przezyciem,po trzech miesiacach znow zaszlam w ciaze i urodzilam sliczna coreczke,jednak przez caly ten czas problem alkoholowy nie znikal a co gorsza narastal ku mojemu zdziwieniu gdyz nie wiedzialam dlaczego,i co z nim jest,leczyc sie nie chcial,bylo trudno do niego dotrzac,poza tym ciagle brakowalo pieniedzy,mial dwie osobowosci jak wypil byl czesto nie do zniesienia ale przeciez go kochalam i dzielnie znosilam chociaz chcialam z nim o tym rozmawiac co sie z nim dzieje ale o w koncu twierdzil ze i tak nie przestanie pic,chociaz jedno dziennie bo to go relaksuje,rece mi opadaly,bylam coraz bardziej zdesperowana i zachukana przez niego bo stosowal na mnie przemoc psychiczna,mimo tego wszystkiego wiem ze do samego konca mnie kochal i ja go kochalam i kocham go po dzis dzien,Marcin popelnil samobojstwo dwa lata temu,nasza corka miala rok i miesiac,o pierwszej w nocy powiesil sie w lazience,znalazlam go ja co bylo dla mnie trauma,zadzwonilam po szwagra i tesciowa,wzielam noz odcielam go i stukalam po klatce piersiowej aby sie obudzil ale bylo juz za pozno,gdy przyszla tesciowa i zobaczyla co sie stalo ja wybieglam na klatke i czekalam na karetke gdyz tesciowa miala tak przerazona mine ze sama sie jej przestraszylam,to byl horror,pozniej przyszli inni czlonkowie rodziny,gdy karetka pojechala bo stwierdzila zgon lezalam przy nim dlugo dotykajac go przytulona,plakalam,to byl dla mnie szok,jedna rzecz ciekawa to to ze poczulam na duszy ulge dla mnie i dla niego,ze on juz nie cierpi i ze ja tez odetchne i wtedy dopiero zrozumiala jak bardzo wykanczajace psychicznie byl dla mnie jego problem alkoholowy,z drugiej strony nie moglam sie pogodzic z wieloma rzeczami,przede wszystkim ze nas zostawil(....)kocham go po dzis dzien bo byl bardzo dobrym czlowiekiem,Aha chcialam jeszcze wspomniec ze od kiedy bylismy razem to wszystkie problemy jakie mialam ze soba minely i z dnia na dzien zucilam wszystkie leki na depresje,Po jego smierci mialam taka postke w sercu i w sobie,najgorsze uczucie jakie mi towazyszylo to brak poczucia bezpieczenstwa,to mnie zabija po dzis dzien,nie potrafie sobie poradzic po jego stracie,gdy minal szok czyli jakies 3 miesiace pozniej,uswiadomilam sobie ze to wszystko to prawda,ze juz nie wroci,zaczely sie moje problemy,wyszlam do znajomych o polnocy,jednak szybko wrocilam bo niezbyt dobrze sie z nimi czulam,chcialam polozyc sie spac a tu klapa,oczy same sie otwieraly mimo ze chcialam je zamknac,robilo mi sie goraco na twarzy,balam sie ogladac telewizor,balam sie postaci z telewizji,balam sie zmowic paciez ktory zawsze odmawialam,gdy zamykalam oczy galki oczne ruszaly sie na wszystkie strony,cialo trzeslo sie cale jakby z zimna mimo ze bylo mi cieplo i ten lek sie pojawil,wzielam wtedy leki uspokajajace i jakos udalo mi sie zasnac,ktoregos dnia pojechalam wykapac sie nad jezioro z kolega zeby nie zwariowac w domu,pozniej pojechalismy do naszych przyjaciol,wszystko wydawalo sie w porzadku do czasu az weszlam do srodka,bylam tak rozkojazona ze nie zauwazylam ze moja przyjaciolka zrobila przemeblowanie w kuchni,poszlam od razu zapalic,ktos ze mna rozmawial ale mi bylo ciezko rozmawiac,drzal mi glos,nie potrafilam skleic zdania,poszlam do pokoju ,usiadlam i po minucie stwierdzilam ze nie wytrzymam tak a juz wogule nie nadaje sie do rozmowy bo jestem za bardzo roztrzesiona i ten ciagly lek przed niewiadomo czym,wrocilam do domu,to byl okropny dzien,ale tylko przy coreczce czulam sie dobrze,mialam czesto wrazenie ze zaraz zemdleje,czesto robilam sie blada jak sciana robilo mi sie slabo,drzalo mi cale cialo,mialam biegunki i brak apetytu,nic mi sie nie chcialo,bylam zdolowana,czulam pustke no i ten brak poczucia bezpieczenstwa,i duzo innych.zrobilam wszystkie potrzebne badania lecz wszystkie byly dobre,bralam ziolowe tabletki uspokajajace lecz niewiele pomagaly,w koncu poszlam do psychiatry i stwierdzil nerwice lekowa,biore ZOLOFT od 1,5 roku i lorazepam ktory dala mi moja ciocia na lepsze spanie,poza tym pol roku po smierci Marcinawyjechalam do mamydo wloch i bardzo duzo mi to pomoglo,zmienilam otoczenie,ludzi,srodowisko i to pomaga mi dojsc do siebie,z kazdym dniem bylo coraz lepiej,jednak przez rok nie bylam na zadnej kontroli u psychiatry,biore od roku lorazepam na wlasna reke i ostatnio probowalam go odrzucic ale leki i strach wracaja,przyspieszony oddech,pocenie rak,pewnego wieczoru tak sie przestraszylam ze natychmiast wzielam lorazepam i wszystko sie uspokoilo,chyba jestem od niego uzalezniona bo to lek silnie uzalezniajacy jak przeczytalam wczoraj na forum,za tydzien mam wizyte u psychologa,pierwsza od roku i dodaje mi to otuchy bo wiem ze moze mi pomoc,mam tez taki problem ze od dluzszego czasu gdy przychodza leki mam wrazenie ze zaraz zwariuje a najgorsze jest to ze szukam w sobie schizofreni i bardzo sie o to boje ze moge to miec chociaz jeszcze nie znalazlam niczego co by na to wskazywaly ale i tak sie tego panicznie boje,jest mi ciezko rozmawiac z ludzmi ale wiem ze to tez wynika z mojego charakteru,zmuszam sie do wielu rzeczy,wczesniej ukojeniem bylo polozyc sie zasnac aby nie myslec,teraz mam internet w domu wiec pochlania mi on caly dzien,nie potrafie sie zrelaksowac,tak po prostu polozy i obejrzec telewizje bo lapia mnie wtedy leki,najbardziej meczy mnie to ze ciagle skupiam sie na sobie,nie bylo dnia ani godziny rzebym nie myslala o tej mojej nerwicy,boje sie o przyszlosc,o to ze na przyklad jutro moge umrzec albo ze mojej corce cos sie stanie,ogolnie widze przyszlosc nie najciekawiej,chyba wogule tego nie widze ale mimo to ciagle daje rade ze wzgledu na moja kochana coreczke ktora daje mi najwiecej sily do zycia i do przezwyciezenia tej choroby,boje sie o to ze jesli teraz mam takie problemy a mam dopiero 24lata to co bedzie za 10lat,zycie stalo sie dla mnie koszmarem,jak ma sobie poradzic ze soba i z ta choroba po takich przezyciach?jestem zdesperowana.....................
×