Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak wyjść z tego stanu?


jimmyb

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich,

 

mój problem bierze się chyba z wygórowanych wobec mnie oczekiwań społeczeństwa. Zawsze byłem świetnym uczniem, cała rodzina, z którymi dzielili się też moi rodzice była do tego przyzwyczajona, a ja do pewnego momentu praktycznie bez wysiłku osiągałem dobre wyniki. Problemy zaczęły się pod koniec liceum, gdzie ewidentnie już w przygotowaniach do matury nie dość że straciłem chęć do jakiejkolwiek nauki, to nie potrafiłem po prostu bez długiego ślęczenia nad książkami nauczyć się niczego. No ale jakoś poszło, dostałem się na wymarzony kierunek.

 

Ale teraz jest niestety jeszcze gorzej. Po pierwszym roku mam praktycznie pewny wypad z uczelni, przez cały czas uspokajałem wszystkich, że w sesji poprawkowej dam radę wszystko odrobić, ale nie dałem. Nie dość, że praktycznie zatraciłem umiejętność nauki, to presja jaka spoczywa na mnie (cały czas myślę o reakcji moich najbliższych) jest zbyt duża i z nerwów niemal nie mogłem normalnie funkcjonować.

 

Szczerze mówiąc, wolałbym żeby moi rodzice przyłożyli mi lub nawrzeszczeli, ale niestety jedyne co robią w razie takich sytuacjach jest niezwykle umiejętne używanie sarkazmu. Kiedy wylecę ze studiów, stanę się dla nich kompletnie bezwartościowym człowiekiem, o pokazywaniu się reszcie rodziny nie ma nawet co wspominać. Tym bardziej, że przecież jestem już dorosły, powtarzane mi jest, że sam decyduję o sobie i swoich wyborach, ale zaraz potem dodawane jest wystarczająco dużo, bym poczuł się jak ostatni śmieć.

 

Bo powiedzcie szczerze, zastanawiam się już nad tym od paru dni: co warte jest życie bez studiów, będąc wyśmiewany przez wszystkich w rodzinie? Po co żyć? Dla kogo? Jest co prawda pewna dziewczyna, jest cudowna, ale widuję się z nią bardzo rzadko, sam nie wiem czemu ale oboje nawzajem trzymamy się na dystans. A tak bardzo chciałbym mieć kogoś, dla kogo nie będzie ważnym jakie mam wykształcenie, co robię, a tylko to, że jestem. Macie może jakieś rady, co zrobić w takiej sytuacji?

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj

Odpusc sobie poki co studia , bo Cie wyniszczy to do reszty

Musisz odpoczac , to oczywiste

Od razu do psychiatry - zobzczysz potwierdzi o ile jest tak zle

Pewno to zwylka depresja lub przemeczenie

 

W zwiazku z tym , ze dobro rodziny masz ponad wlasne dobro - lekarz da Ci odpowiednie kwity

Bedziesz usprawiedliwiony

A Przede wszystkim mysl o SOBIE , chrzanic rodzine i ich dolujacy sarkazm ,

Pomysl sobie tak :

To ten sarkazm , te ironie te cisnienie poglebily Ci Twoj stan umyslu

Ich obwiniaj , ze nie zauwazyli granicy wytrzymalosci wyczerpanego intelektualnie czlowieka !

To nie Twoja wina !!

Pozdrawiam

WK

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jimmyb udaj się do psychologa przedstaw mu sytuacje,znajdziecie jakieś optymalne wyjście z sytuacji.Dobrze jest rozważyć wszystko z kompetentną,obiektywną osobą swoje problemy ich źródło i sposoby radzenia sobie z nimi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Studia to nie wszystko (wyobraź sobie, że ja liceum skończyć nie mogę, to tak na pocieszenie), po za tym olej opinie rodziny. Tak samo mi doradziła moja terapeutka gdy przedstawiłam jej podobny problem (dalszej) rodziny i ich opinie, że jestem np. czarną owcą w rodzinie. Nie przejmuj się ich opiniami. Odpocznij od studiów, idź do psychologa, może do psychiatry po leki aktywizujące?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wielkie dzięki za odpowiedzi, fajnie, że ktoś się zainteresował :)

 

Dziś umówiłem się na spotkanie z dobrą (tak przynajmniej słyszałem) psycholog, mam nadzieję, że konsultacja z nią choć trochę pomoże, być może mój problem nie ma w 100% podłoża psychologicznego (mimo całej tej presji i oczekiwań oraz panicznego strachu przed niezdaniem i jego skutkami, jest trochę dziwne, bym kompletnie stracił zdolność nauki, z wysokiego-swojego czasu jej poziomu...)

 

No nic, dam znać jak się to wszystko potoczy, jeszcze raz dzięki Wam za pomoc, pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też uważam, że psycholog, bo przydałoby się coś zrobić z tym odczuwaniem presji, a jeśli to się kształtowało w Tobie już od dzieciństwa, to łatwiej będzie ze specjalistą.

Co do studiów - czy to jest dalej Twój wymarzony kierunek? Nie chodzi przecież o to, co powie rodzina - tylko czy Tobie na tym zależy. Bez studiów można żyć, kierunek można zmienić - tylko chodzi o to, czy to Ci da szczęście i czy widzisz sens w tym, co robisz. Musisz szukać motywacji do działania w sobie , a nie w wymaganiach innych - czyli "chcę" a nie "muszę" (bądź "nie chcę i nie muszę") - inaczej nie będziesz miał siły, paliwa do działania. Jeśli Ci zależy na studiach, to zawsze jest wyjście - na przykład urlop zdrowotny jeśli się nie uda (Bo może się uda).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren, świetnie to napisałeś.

 

Nie stawiaj wszystkiego na jedną kartę. Jeśli zawalisz rok to .... rodzina się odwróci, będziesz bezwartościowy itd. Dokładnie myślałam tak samo i nie zdałam. Coś się stało czy zmieniło? Jestem tak samo mądra z zaliczonym rokiem jak i bez niego. Szkoda, że na poprawę swojego stanu psychicznego nie wziąłeś się po pierwszej sesji, bo byś pewnie już doszedł do siebie.

 

Pisz co u Ciebie i jak się z tym wszystkim czujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo powiedzcie szczerze, zastanawiam się już nad tym od paru dni: co warte jest życie bez studiów, będąc wyśmiewany przez wszystkich w rodzinie? Po co żyć

Zejdź na ziemię. Studia nie są gwarantem absolutnie niczego ani tym bardziej nie uczą życia. Ja przerwałem studia z powodu nerwicy, nie żałuję jakoś specjalnie. W międzyczasie kształciłem się ("samouk") w swojej obecnej branży, później założyłem firmę, a dzisiaj pracą się dosłownie bawię i daje mi kupę frajdy. Zacznij robić coś dla siebie... dobrze radzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mogę podpisać się pod tym co napisali moi "przedmówcy" ręką, nogą i czym tam jeszcze. Studia to nie wszystko. Jestem obecnie na trzecim roku dziennych studiów (kierunek bardzo popularny, uczelnia publiczna) i jakoś nie czuję się lepsza ani szczęśliwsza. Niekiedy mam wrażenie, że zamiast być mądrzejsza, to jestem coraz głupsza. Też kiedyś dobrze się uczyłam, ale odkąd studiuje nauka czegokolwiek jest dla mnie męką (może to przez moje niezbyt pozytywne nastawienie). W tym roku zafundowałam sobie dwa warunki, ale to nie to jest dla mnie problemem, bo ja wolałabym więcej się uśmiechać i żyć pełnią życia. Jeśli ktoś ocenia drugiego człowieka przez pryzmat wykształcenia to jest dla mnie niewiele wart. Znam osoby, które mają skończone zawodówki, a swoją inteligencją i wiedzą zawstydziłyby niejednego. Ściskam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo powiedzcie szczerze, zastanawiam się już nad tym od paru dni: co warte jest życie bez studiów, będąc wyśmiewany przez wszystkich w rodzinie? Po co żyć? Dla kogo? Jest co prawda pewna dziewczyna, jest cudowna, ale widuję się z nią bardzo rzadko, sam nie wiem czemu ale oboje nawzajem trzymamy się na dystans. A tak bardzo chciałbym mieć kogoś, dla kogo nie będzie ważnym jakie mam wykształcenie, co robię, a tylko to, że jestem. Macie może jakieś rady, co zrobić w takiej sytuacji?

Pozdrawiam

Może być warte więcej niż całej reszty ogółu - czas który poświęciłby na głupie egzaminy może poświęcić na szukanie własnej drogi w życiu i szczęścia, próbować, popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski, budować światopogląd.

 

Pieprz to, serio, po prostu pieprz. Znajdź pasje w życiu, próbuj różnych rzeczy, rób swoje, tak po prostu. Bo tak dążysz do czegoś, w co sam wpadłem - mega ambicje, pełno planów, a potem z tego są same problem. A największe zasadniczo dwa - brak czasu (czyt. brak odpoczynku, ciągłe zmęczenie i wkur**** że czegoś nie zrobiłem) oraz doły. Zmieniam to ciągle i widać efekty, serio. Wybierz sobie 3-4 rzeczy które lubisz, które chciałbyś Z WŁASNEJ NIEPRZYMUSZONEJ WOLI robić i rób to. Nie będzie lekko, może być cholernie ciężko - rodzina się odwróci, otoczenie będzie Cię traktować źle, pracodawcy mogą Cię mieć w dupie bo nie mają zniżek na Tobie - ale to tak na prawdę świetna nauka dla człowieka, buduje jego charakter, postawę, niezależność. Taka jest cena za wyjście ze "strefy komfortu", czy zaryzykujesz - to już Twoja decyzja. To jedyna droga do realizacji własnych planów i marzeń, inne to iluzja, która może w jakimś tam małym stopniu się spełni. Ja na dzień dzisiejszy mam takie trzy rzeczy - trzy pasje, w tym jedna która mam nadzieje będzie moim zawodem (nawet w niedalekiej przyszłości), koncentruje się na nich. I żadna szkoła ani żaden kretyn nie zabroni mi tego robić.

 

Zauważ, problem nie jest w tym je**** papierku, tylko głupich decyzjach ludzi - a takie rzeczy jak studia to usprawiedliwienia (ktoś kto je ma będzie miał opinie "no cóż, miał pecha", ktoś bez - "to debil bez studiów, wcale się nie dziwie").

 

Gdyby ktoś mnie segregował pod względem wykształcenia, to nim by się dowiedział jakie mam dostałby publiczną zje** oraz szansę "wykazania się", ile jest warte jego wykształcenie, innymi słowy takich ludzi się po prostu omija.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech, drodzy pomocni Forumowicze... jestem totalnym idiotą, nie mam właściwie słów aby opisać swoje zachowanie...

 

Co działo się pół roku temu każdy wie, napisaliście mi wiele mądrych rad, do których miałem mocne postanowienie się dostosować, poszedłem do psychiatry, który przepisał mi leki na depresję, powiedział dokładnie to samo co Wy...

 

I nagle zrobiłem bardzo głupią rzecz- mianowicie po kilku kolejnych docinkach ze strony rodziców i rodziny postanowiłem udowodnić im, że jednak potrafię dalej studiować i tam się utrzymać, wbrew swojej woli, Waszym uwagom i ogólnie całemu światu który mówił mi, że z depresją i takim zniechęceniem powinienem był odpocząć, zrealizować jakieś swoje marzenia lub zrobić cokolwiek aby uwolnić się od psychicznego terroru ze strony teoretycznie najbliższych mi osób. Po rozmowach z dziekanem udało mi się dostać 2 warunki i kontynuować naukę na tejże uczelni z zamiarem zaliczenia dosłownie wszystkiego w tym semestrze. Odstawiłem też "bardzo mądrze" po 2 dniach brania tabletki, które przepisał mi psychiatra.

 

Niestety, nie potrafił on określić dokładnego źródła problemów, dzięki którym nagle zupełnie straciłem zdolność nauki, powiedział, że może być to presja psychiczna a mogą być problemy zdrowotne, nie udałem się na dalsze wizyty, bo przecież poczułem w sobie nagłą zmianę (kolejny idiotyzm)... z początku szło nawet nieźle, udało się zaliczać większość kolokwiów siedząc całe dnie w książkach i wkuwając rzeczy które jeszcze szybciej uciekały, ignorowałem złośliwe uwagi rodziców, no ale niestety przy 7 egzaminach w sesji ciężko było zaliczyć wszystko i jeden z przedmiotów uwaliłem grzebiąc w ten sposób jakiekolwiek szanse na utrzymanie się na uczelni. Dopiero wczoraj rano zebrałem się, aby powiedzieć o tym rodzicom...

 

Najpierw była reakcja w stylu niedowierzania, potem matka zaczęła płakać a ojciec głośno się śmiać, dopiero na koniec posypała się cała masa po prostu chamskich złośliwości, porównań do innych kuzynów/wujków, którzy przecież są prezesami a ja wyleciałem ze studiów itd, na koniec, że przecież jak ktoś z rodziny o tym się dowie to będą mieć straszną utratę reputacji oraz, najbardziej bolesne- że równie dobrze mogę sobie teraz żyć na własny rachunek bo niczego opłacać mi już nie będą, co zrozumiałem równocześnie jako polecenie wyprowadzenia się z domu.

 

Okropnie mnie to podłamało, przestałem być sobą, wszystkie plany na temat "rób to na co masz ochotę, nie patrz na innych" i inne rzeczy o których mi mówiliście, stały się całkiem szare i nieatrakcyjne, postanowiłem skończyć ze wszystkim...

 

Napisałem list, w którym uzmysłowiłem im, że to jest jedyny sposób w jaki oni mogą zrozumieć co mi właśnie robią, że nie była to moja wina, bo robiłem co mogłem aby zostać na studiach, po prostu nie byłem tak zdolny jak oni by tego chcieli, a ich presja mnie zwyczajnie zjadała... ładnie się ubrałem, przygotowałem masę różnych tabletek żeby skończyć skutecznie, a nie tylko zwrócić na siebie uwagę i nagle, będąc już na to zdecydowany i gotowy ktoś wszedł do domu... postanowiłem przemyśleć to jeszcze raz (nie napiszę "na spokojnie" bo większość z Was nie wie jak to jest być zdecydowanym, nawet przez chwilę, na to, żeby się zabić) i nagle dotarło do mnie to, nad czym myślałem i co proponowaliście mi pół roku temu oraz takie rzeczy, że życie jest przecież darem i nie warto go samemu sobie odbierać...

 

Pisałem kiedy pierwszy raz tu zajrzałem, że jest w moim życiu pewna dziewczyna, z którą nie spotykam się często, właściwie są to spotkania raz na miesiąc od jakichs 2-3 lat, ale nie sprowadzają się tylko do seksu, kiedy się widzimy zachowujemy się tak para, jest między nami coś bardzo fajnego co sprawia, że zawsze(przynajmniej z mojej strony) czuję się z nią świetnie, a kiedy jej nie ma- tęsknię. Niestety mieszka 300km od mojego miasta. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę i wbrew temu co mówili ludzie "nie angażuj się nigdy w żaden związek zbyt mocno", czy też że "kobiety to (dowolne złe określenie)- wykorzystają Cię i zostawią" napisać jej prawdę, a jednocześnie to, czego nigdy jej nie powiedziałem- że ją kocham i chcę z nią być, a oprócz tego jest jedyną osobą której nie jestem obojętny i która nie jest mi obojętna (co prawda mam znajomych i koleżanki, na co dzień robię dobrą minę do złej gry, udając osobę może nie szczęśliwą, ale na pewno nie taką, która chce ze sobą skończyć).

 

O dziwo odpowiedziała mi, że też mnie kocha i to już od dawna. Opowiedziałem jej o wszystkich swoich problemach, o tym co czuję a ona napisała, żebym czym prędzej do niej się przeprowadził. Nie mając nic do stracenia poprosiłem rodziców o pieniądze na miesiąc utrzymania i zapewniłem że więcej na oczy się im nie pokażę. Nie byli ani zaskoczeni, ani też zawiedzeni, bez słowa dali mi tą kasę.

 

Jutro wyjeżdżam, mam nadzieję, że tym razem mi się uda... znajdę sobie jakąś pracę odpowiadającą średniemu wykształceniu, zamieszkam z osobą, którą kocham (choć nie wiem ile ta miłość wytrzyma, ale na razie jest to jedna z niewielu rzeczy która mobilizuje mnie do działania) i będę powoli realizował swoje marzenia oraz, mam nadzieję, cieszył się, w końcu cieszył się życiem. Oczywiście nie zapomnę też, aby wizytować jakiegoś psychiatrę, z moją psychiką nie jest dobrze i nie chcę, żeby kiedykolwiek powtórzyło się to co w ostatnich dniach...

 

Przepraszam, że ten post jest tak długi, przepraszam za swoje zachowanie i za to, że nie posłuchałem Waszych dobrych rad, ale jeśli komuś będzie się chciało go przeczytać, to proszę by napisał coś od siebie (tylko nie- jesteś idiotą bądź innym gorszym) tylko cokolwiek konstruktywnego, co może przydać mi się w realizowaniu moich postanowień nowego życia.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem Ci jedno. Dobrze jest kogoś kochać ale to nie znaczy ,że musisz poświęcać mu 100% swojej uwagi.

Chodzi mi o to ,że nawet jeżeli jest wam dobrze i wam sie uklada pomysl o sobie. chciales byc informatykiem z wyksztalceniem wyzszym to bądź. Tego Ci nikt nie odbierze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

 

przeczytałam Twoją historię i jestem wstrząśnięta zachowaniem twoich rodziców. Nie rozumiem dlaczego opinia rodziny była

dla nich ważniejsza niż Twój problem, twoje zdrowie i samopoczucie!!!. Mogli Cię wesprzeć, zaproponować przerwę na studiach, poradzić wizytę u psychologa/ psychiatry. Kompletne niezrozumienie z ich strony, bardzo Ci współczuję. Choć sama nie mogę się zdecydować na psychoterapię Tobie radzę się na nią wybrać. Dobrze napisałeś, - to nie była Twoja wina, że nie udało Ci się utrzymać na studiach, starałeś się i na pewno nie wyleciałeś ot tak.

 

Nie wiem co napisać dalej, naprawdę ,postawa Twoich rodziców....szkoda słów, wybacz. Zamiast Cię pocieszyć odwrócili się plecami...

 

Z całego serca życzę Ci szczęścia, obyś je znalazł u boku dziewczyny, pogody ducha i optymizmu, że wszystko się ułoży...musi. Trzymam kciuki!!!!!!!

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×