Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Zazdroszczę trochę kobietom, że macie ten komfort przeżywania swoich uczuć i nikt wam nie ma tego za złe, mężczyzn uczy się od dziecka

to ja byłam wychowywana w takim razie prawdziwie po męsku.

 

To ja też. Za przeżywanie i wyrażanie uczuć byłam na różne sposoby karana i odrzucana.

Moja obserwacja jest jednak jeszcze inna: pomijając już mocne patologie, kobiety mają generalnie społeczne przyzwolenie na przeżywanie i wyrażać co innego, a mężczyźni co innego. Kobietom "wypada" (względnie) wyrażać: smutek, strach, radość, rozpacz, wzruszenie. ALE ZA TO MAMY BANA NA PRZEŻYWANIE I WYRAŻANIE AGRESJI I ZŁOŚCI!!! Bo to "niekobiece". Dziewczynki są NIEGRZECZNE i ZŁE, gdy ujawniają agresję, złość. Natomiast mężczyźni odwrotnie. Wam generalnie(!) społeczeństwo daje większe przyzwolenie na upust testosteronu i gniew. Może dlatego, podobno, autoagresja zdarza się znacznie częściej wśród kobiet?

 

-- 02 maja 2011, 14:02 --

 

naranja, tylko ja mówię nie o ostrej ekspresji uczuć. ja mówię o całkowitym kryzysie moralności.

 

Korba, ale oceniając Cię po tym co robisz zewnętrznie i jakie myśli masz w głowie to byłaby powierzchowna ocena. I tak i tak wszystko się pewnie sprowadza do tłumienia w sobie lęków przed zaufaniem, bliskością, ufnością, poczucia bezbronności, zranienia - bo to jesteś prawdziwa Ty. I mam takie wrażenie, że zarówno niemoralne postępowanie, jak i pisanie o sobie jak bardzo niemoralna-zła jesteś to taki sygnał, który wysyłasz ludziom: "nie zbliżać się, bo jestem zła, niedobra, ranię - uważajcie na mnie!". Po to, aby ochronić lub nawet zabić w sobie delikatną, zranioną kobietę.

 

-- 02 maja 2011, 14:04 --

 

A tak naprawdę..jak oddzielić zaburzenie od tego co nasze?W ktorym miejscu stapiamy się ze swoimi dysfunkcjami..po czym poznac,że cos jest dydfunkcyjne,wynikajace zchoroby,a nie jest czescia nas samych,nas prawdziwych?

 

Zastanawiałam się nad tym i odpowiedziałam kiedyś w innym wątku. Skopiuję to tutaj:

Objawem jest to, co:

- sprawia człowiekowi ból, cierpienie lub wyraźny dyskomfort

- pogarsza lub uniemożliwia normalne funkcjonowanie społeczne

- przeszkadza w jakimś stopniu w realizowaniu siebie i swojego potencjału

- spełnia pewne funkcje i pozwala coś osiągnąć, pośrednio, lecz za cenę cierpienia

- mocno ogranicza

 

Cechą charakteru jest to, co:

- nie powoduje cierpienia, depresji, lęku patologicznego, etc.

- sprzyja poczuciu satysfakcji z życia, z kontaktów z ludźmi

- sprzyja rozwojowi lub go przynajmniej go nie hamuje

- cytując z P.Coelho: "to jest to, kim jesteś, a nie to, co z Ciebie zrobiono" :smile:

 

Co myślicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mądre.

Będę to sobie powtarzać.Choc niegdys slyszalam cos podobnego,ale w innym odniesieniu.

 

Tzn? Jak pamiętasz coś jeszcze, to dopisz, ok?

 

Pamiętam, jak w szpitalu zadano mi pytanie, abym podała cechy, które mnie opisują (moją osobowość). Najpierw była długa cisza. Potem napięcie. A w końcu zaczęłam wymieniać: hmm.... cierpiąca... yyy... samotna... "pusta".... zmęczona.... może.... zbuntowana... zrozpaczona... wrażliwa... zdołowana... czująca ból... Czyli utożsamiłam siebie z nastrojem, objawami deprechy, zaburzeń. Może tylko ta wrażliwa trochę odstaje, oraz zbuntowana? Chociaż ta zbuntowana też u mnie się odnosiła do zaburzenia - w sensie, że odmawiałam sobie jedzenia.

 

Aha, co jeszcze. Naszła mnie taka refleksja ostatnio, że te wszystkie "objawy" i "cechy", które wymieniłam (tutaj) to jest reakcja emocjonalna na moją matkę... Że ja jestem reakcją emocjonalną, odpowiedzią na moja matkę. Na to, jaka ona jest i co mi robi. Tzn. bardziej ta "z przeszłości".

A tak niezależnie od niej to JAKA jestem, KIM jestem??

CZARNA DZIURA.

:arrow: "PUSTKA" :arrow: NAPIĘCIE :arrow: ZŁOŚĆ i ROZPACZ tak wielka, że muszę znowu się przykleić do kogoś, aby być odpowiedzią na niego i "zyskać" tożsamość...

STOP. Rozpacz, że prawdziwa "ja" nie byłam kochana, że musiałam się schować.

Złość na rodziców za to, że nie pozwalali mi być sobą.

Może to jest punkt wyjścia..?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To byla poprostu różnica pomiędzy zaaburzeniem a cechą-a nie konkretnie pomiędzy objawem,a cechą.A z grubsza bylo to to samo i rownież kiedys o tym pisalam,tylko,że bardzo dawno temu i pod innym nickiem. :smile:

 

naranja, jak konsultacje w 7f?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, jak konsultacje w 7f?

 

Przeszłam trzy, ostatnią mam za jakieś dwa tygodnie.

 

Źle się czułam podczas tych trzech konsultacji, nienajlepsze mam wrażenie.

Jeśli moja terapia tam miałaby tak wyglądać, jak konsultacje, to myślę, że mi nie pomogą, a mogą wręcz zaszkodzić. Na razie, opierając się na moich wrażeniach oraz na różnych refleksjach byłych pacjentów, mam niefajne wrażenie, że to taki poprawczak dla młodych gniewnych, których trzeba ustawić, pouczyć, trochę pokopać w dupę, pokazać "prawdę", wpoić im normy, nauczyć obowiązków - typu, że trzeba po sobie posprzątać, twardo urabiać na przystosowanych do społeczeństwa, ukazując nieadekwatne zachowania, powierzchownie, pomijając to, co głęboko w środku, co człowiek czuje... A jeśli tak, to z prawdziwą terapią ma niewiele wspólnego... :( I denerwuje mnie bardzo zwyczaj noszenia przez personel plakietek z podkreśleniem tytułu i pełnionej funkcji. My "mądrzy terapeuci, superwizorzy" - wy pacjenci z zaburzeniami os. Po co to? Nie widzę innego wytłumaczenie niż podkreślanie tego, kto tutaj "rządzi". Brrr... Przecież i tak i tak ludzie się sobie przedstawiają, po co więc te plakietki. Czy tylko mnie to razi?

 

Nie wiem, na ile ufać tej intuicji. Chciałabym bardzo dostać szansę pobytu na oddziale, aby się przekonać. W przeciwieństwie do osób z personelu, z którymi miałam styczność (aha, już pominę niekulturalne zachowanie pewnej pielęgniarki... oraz spóźnienie terapeuty analitycznego - ja byłam na czas; mimo, że to ja jestem "do zmiany"...) dobrze mi się rozmawiało z kilkoma pacjentami, od jednego z nich dostałam dość cenną uwagę, "obserwację z boku" 8) Taką dość trudną prawdę, prześwietlenie mnie, ale podaną bez tego uśmieszku i błysku w oczach ("mam cię!") typowego dla niektórych terapeutów. To było cenne, myślę, że takie zwroty dałyby mi sporo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja też. Za przeżywanie i wyrażanie uczuć byłam na różne sposoby karana i odrzucana.

Moja obserwacja jest jednak jeszcze inna: pomijając już mocne patologie, kobiety mają generalnie społeczne przyzwolenie na przeżywanie i wyrażać co innego, a mężczyźni co innego. Kobietom "wypada" (względnie) wyrażać: smutek, strach, radość, rozpacz, wzruszenie. ALE ZA TO MAMY BANA NA PRZEŻYWANIE I WYRAŻANIE AGRESJI I ZŁOŚCI!!! Bo to "niekobiece". Dziewczynki są NIEGRZECZNE i ZŁE, gdy ujawniają agresję, złość. Natomiast mężczyźni odwrotnie. Wam generalnie(!) społeczeństwo daje większe przyzwolenie na upust testosteronu i gniew. Może dlatego, podobno, autoagresja zdarza się znacznie częściej wśród kobiet?

Może...

Mnie ojciec ganił za płacz, smutek, kazał uśmiechać się na siłę, inaczej kpił, albo krzyczał, i tak odkąd miałem 9-10 lat powstrzymywałem się, tłumiłem w sobie smutek, wyszła z tego depresja, którą też tłumiłem. Z kolei mama, wymagała ode mnie zrównoważenia, spokoju, nie okazywania złości, bo według niej, jak nie pokazuje się gniewu, bólu i złości to ich nie ma, kompletnie mnie tym ograniczyli. Teraz mam gdzieś życie pozorami, choć mam to w nawyku i postawa asekuracyjna włącza mi się jeszcze często.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, Czyli jestes już daleko...No cóż-ktos musi odpasc po pierwszej konsultacji-i zdaje mi sie,że to niechybnie będę ja :mrgreen: .

 

To co mowisz trochę mnie zasmuca,szczegolnie te plakietki..niestety w tym wzgledzie jestem bardzo niepokorna.Nie dam sobie wmowic,że gdziekolwiek ludzie dziela sie na "lepszych" i "gorszych".Chcialabym już bardzo miec to za sobą.Boję się na kogo trafię na konsultacjach.

 

Tak bardzo chce przestac byc nieszczesliwa,że tak naprawdę wytrzymam chyba wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak paskudnie się dzisiaj czułem, ale już mi przeszło, w końcu nauczyłem się w miarę kontrolować swój stan i samopoczucie.

 

-- 02 maja 2011, 17:51 --

 

Panie Boże, daj mi jeszcze trochę czasu i spokoju, to może z tego wyjdę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja

To co mowisz trochę mnie zasmuca,szczegolnie te plakietki..niestety w tym wzgledzie jestem bardzo niepokorna.Nie dam sobie wmowic,że gdziekolwiek ludzie dziela sie na "lepszych" i "gorszych".

 

Sama nie wiem, czy tu chodzi o podział na "lepszych" i "gorszych". No, z pewnością personel MOŻE WIĘCEJ... Ciągle się zastanawiam, czy to, że jednak rażą mnie te ich plakietki, jest nienormalne.

Ale chyba nie ma co za bardzo racjonalizować uczuć. Mogłabym się może nie czepiać, ale... jednak PO COŚ je noszą. Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się najbardziej interesująca.

 

Przecież ludzie się sobie i tak przedstawiają przy pierwszym kontakcie - to po pierwsze. Po drugie, przez pół roku (i krócej) trudno nie zapamiętać nazwisk. A po trzecie - już po kilku pierwszych nocach można się obczaić, którzy to pacjenci, a którzy to personel ;) Po czwarte - żeby jeszcze te cholerne plakietki WSZYSCY nosili, i personel, i pacjenci. Albo żeby jeszcze te plakietki personelu zawierały same imiona i nazwiska, bez tytułów i pełnionej roli. A tak to, pogrubione (sic!) superwizor - psychiatra - psychoterapeuta. Po jaką cholerę? Dziwnie byłoby mi podczas terapii poczuć się w miarę intymnie i po partnersku, jak człowiek z człowiekiem, gdybym miała popłakiwać i mówić do kogoś, kto ma plakietkę z napisem SUPERWIZOR-TERAPEUTA-PSYCHIATRA. CO mi ma dawać ta informacja? Wolałabym przede wszystkim do człowieka mówić o trudnych przeżyciach, takiego zwykłego w swetrze, o którym wiem, że mu Tomasz P., a to, że jest terapeutą, to się rozumie PER SE. A nie do superwizora-xxx-xxx.

 

Ale najgorsze nie są nawet same w sobie plakietki, ale to, że jakoś mam takie dziwne WRAŻENIE, że gdybym poruszyła kwestię moich uczuć względem tych plakietek, to pewnie "problem byłby tylko we mnie" :roll: Pewnie maglowalibyśmy moja awersję do tzw. autorytetów albo szukanie "tematu zastępczego" albo lęk przed "władzą", nie wiem, co jeszcze. Czyli tym samym, że "normalna" byłaby kompletna obojętność i zrozumienie dla takiego obyczaju oraz zarezerwowanie go dla wybranego grona? Rozumiem, co innego na oddziale zamkniętym. Tam lekarze kierują pacjentem, zalecają, decydują. Ale terapia powinna zakładać relacje bardziej zbliżone do partnerskich, w moim rozumieniu. Pewnie, gdybym chciała sobie tam przykleić plakietkę "mec. N.P., mgr prawa, adwokat" to by dziwne żądanie było? ;)

 

Tak bardzo chce przestac byc nieszczesliwa,że tak naprawdę wytrzymam chyba wszystko.

 

Ale co wszystko?

Jeśli podstawą mojego szczęścia ma być np. powstrzymywanie się od decyzji, które są wbrew mnie, tak czuję, oraz odzyskanie zaufania do siebie, do mojej intuicji, oraz dawanie sobie przyzwolenia na niezadowolenie z czegoś, to wychodzi na to, że nie muszę wszystkiego wytrzymywać i pozwalać sobie na wszystko. Bo to "wytrzymywanie wszystkiego" może mnie unieszczęśliwiać właśnie. Nie wiem, czy jasno się wyraziłam, bo już późna pora i mogę coś bredzić ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

. Dziewczynki są NIEGRZECZNE i ZŁE, gdy ujawniają agresję, złość. Natomiast mężczyźni odwrotnie. Wam generalnie(!) społeczeństwo daje większe przyzwolenie na upust testosteronu i gniew. Może dlatego, podobno, autoagresja zdarza się znacznie częściej wśród kobiet?

 

Właśnie sobie o tym myślałem ostatnio, i tak, jestem przekonany, że właśnie dlatego autoagresja to "domena" kobiet.

 

-- 03 maja 2011, 00:35 --

 

pytanie za 100 pkt - skąd się wziął ten dziwaczny tytuł mojej wiadomości?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

. Dziewczynki są NIEGRZECZNE i ZŁE, gdy ujawniają agresję, złość. Natomiast mężczyźni odwrotnie. Wam generalnie(!) społeczeństwo daje większe przyzwolenie na upust testosteronu i gniew. Może dlatego, podobno, autoagresja zdarza się znacznie częściej wśród kobiet?

 

Właśnie sobie o tym myślałem ostatnio, i tak, jestem przekonany, że właśnie dlatego autoagresja to "domena" kobiet.

 

ja też tak myślę. a jeśli chodzi o moją osobę to jestem tego pewna. wychowano mnie w przekonaniu, że nie wolno okazywać złości, niezadowolenia, dawać w jakikolwiek sposób upustu emocjom, bo to bardzo złe, bo nie wypada, bo co ludzie powiedzą, bo wpędzę rodzinę do grobu, bo wtedy słyszałam, że jest mi za dobrze i już nie wiem co ze sobą zrobić, albo że jestem bydlakiem, że nic ze mnie nie będzie, albo że inne dzieci takie nie są i z nimi nie ma problemów, bo to wstyd, bo mnie straszono, że zadzwonią po pogotowie i z innych powodów... no więc przestałam. to samo dotyczyło jakichkolwiek trudnych uczuć, np. smutek - NIE WOLNO. więc byłam grzeczna i co najważniejsze - zawsze uśmiechnięta przy innych, w dobrym humorze, pomocna, pilna, odnosząca sukcesy. jak zaprogramowany robot. a emocje zjadały mnie od środka i tak jest do dziś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, Mogę się powstrzymac od wielu rzeczy-nauczona doświadczeniem,że dzialanie zgodnie z własną wolą nie zawsze bywa zdrowe i bezpieczne dla mnie.

Jeśli plakietki mnie rozdrażnią(zakladając,że zostanę przyjęta)-to raczej nie zostawię tego dla siebie.Ale mogę się z tym oswoić.Nie wiem.Gdybysmy tam wszyscy mieli nosić pasiaki i kalosze,a moi psychiatrzy w dalszym ciągu byliby zgodni co do tego,że to miejsce będzie pomocne dla mnie-chyba dalej bylabym na "tak".

Jestem w desperacji..

Pewnie te plakietki sluża temu bysmy na bieżąco ogarniali istnienie reguł,ktore tam panują..Moj psychiatra wielokrotnie mi wypominal,że dla mnie cos takiego nie istnieje.Ja sie sama lecze,jajko mądrzejsze od kury,wchodzę na sesję kiedy chcę,wychodzę jak chce.Może to bardzo ważne byśmy zdawali sobie sprawę,że to MY jestesmy tam by się leczyc,by uzyskiwac pomoc? :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Kasia, wcale nie chcesz tego zrobić, tylko teraz tak się czujesz, wiesz jak przykro byłoby tu ludziom gdybyś... :hide::(

Przeczekaj, odpocznij, nie słuchaj dołującej muzyki, niedługo pojedziesz do Krk i Ci tam na pewno pomogą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To trochę egoistyczne podejście do swojego życia.
Egoistyczne to jest twoje podejście, bo nie nacierpiałeś/aś się chyba wystarczająco, żeby to zrozumieć. :?

@Korba

Dla mnie ta myśl nigdy nie była kojąca, tylko przerażająca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×