Skocz do zawartości
Nerwica.com

Niezbyt długi wywód o samej sobie - prośba o jakiś odzew


Zazie

Rekomendowane odpowiedzi

Szczerze mówiąc nie wiem, co oczekuję od tego tematu, tego forum. Może chcę tylko, by ktoś to przeczytał i napisał jakieś własne refleksje (to jakoś dziwnie podnosi na duchu, że jednak istniejesz i ktoś to jakoś zauważył), bo złote rady w końcu nie istnieją.

 

 

Ciężko mi powiedzieć, kiedy moje problemy się zaczęły. Może powinnam przyjąć czas późnej podstawówki, kiedy tak naprawdę świadomie zaczęłam zauważać swoją samotność, zaczęłam czuć strach przed światem, być chorobliwie podejrzliwa i czuć tę pustkę. Do dziś pamiętam pierwszy incydent, kiedy napadł mnie ten okropny lęk, który prawie rozdarł mi płuca. Nie wiedziałam wtedy dlaczego, teraz to jest bardzo znajome. Może to dojrzewanie? Wciąż sama nie wiem. Mam 17 lat i to nie mija. Wszystkie rzeczy nasiliły się w pewnym stopniu, coś doszło.

* Wina. Oscyluję pomiędzy wrzaskiem, że kiedyś wszyscy zobaczycie, jak was wyzabijam (czasem naprawdę zastanawiam się, jak daną osobę zabić, aż kręci mi się w głowie), że przejrzałam wasze wszystkie plany, nawet nie spodziewacie się, co ja wiem, co ukrywacie - po prostu to WASZA wina - a ciągłym przepraszaniem za wszystko, bo to MOJA wina. Oczywiście wszystko w swojej głowie, na zewnątrz jest tylko pustka i cisza - nigdy bym tego realnie nie powiedziała.

* Rzeczywistość. Jak głupie nie byłyby moje myśli, jestem po prostu piekielnie przerażona, jak tak "naprawdę" wygląda świat. Teoretycznie wszystko można zbadać za pomocą zmysłów - ale to dla mnie prawie nic nie znaczy (przynajmniej nie na długo). Spiski, odgórne polecenia, eksperymenty, obcy itp. To mnie wykańcza. Do tego stopnia, że boję się strasznie ten punkt zostawić w swoim poście, na forum, gdzie tyle osób może to przeczytać (a co, jeśli...?), ale próbuję się przekonać, że to jest właśnie sensowny wybór.

* Bliskość innych ludzi. Chcę ich, ale nie chcę. Nie wiem, na czym ta wyimaginowana bliskość ma w ogóle polegać. Nie potrafię być przytulana, okazywać miłości. Czuję, że jeśli komuś się pokażę, to przestanę istnieć. Że oni mnie zniszczą. Czy w pokrętny, wysublimowany sposób, czy szybki nóż w plecy, to nie ma znaczenia, ale mnie wykończą. Mam bliskich znajomych, nawet przyjaciół. Ale to ja słucham ich, robię dla nich bardzo wiele, jednakże nie pozwalam do siebie podejść zbyt blisko. Ci bliscy są dla mnie niezwykle ważni. Bez nich uschnę. Czuję, że każda zmiana mnie zabije.

* Obraz samej siebie. Samoocena równa się okrągłemu zeru. Patrzę na siebie i nie potrafię się nadziwić, że coś tak ohydnego potrafi istnieć. Fakt, kiedyś pewna osoba powiedziała mi, że żywi do mnie pewne górnolotne uczucia, ale proszę, sama była chora. Nie zdziwiłabym się, gdyby to wynikało z jej zaburzeń. To dziwne uczucie było zbyt... niewiarygodne, bądźmy realistami. Nienawidzę własnego dotyku, moja własna seksualność jest czymś ohydnym. Nie wyobrażam sobie, bym mogła z kimkolwiek uprawiać kiedykolwiek (za 10, 20, 30 lat, teraz oczywiście mi się nie spieszy, smarkulą jestem również) seks, chociaż on sam w sobie dla mnie jest piękny, gdy tylko nie obejmuje mnie. Jako nastolatka z hormonami miewam mimowolnie jakieś tam fantazje, ale najczęściej są masochistyczne i trochę brutalne.

 

Tak pokrótce, bez większego zagłębiania się.

Hmmm, ciekawe, czy to ktoś przeczyta?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobre rady istnieją sęk w tym by umieć je wdrażać.

 

Nie znam się, ale z tego co widzę to siebie nie akceptujesz. Może się porównujesz z tymi "lepszymi" i zawsze wychodzisz na gorszą, nie wiem.

Wydaje mi się, że część z twoich cech zostały wykształcone przez to że twoi rodzice nie umieli okazać ci miłości.

Boisz się bliskości bo sama jej nigdy nie doświadczyłaś, to może już nastąpić w wczesnym dzieciństwie, kiedy dziecko wyciąga ręce w stronę matki, a ona jest bierna. Masz niską samoocenę, więc mniemam że rzadko słyszysz, że coś dobrze robisz tylko krytyka ...

Jesteśmy stworzeniami stadnymi, każdy z nas potrzebuje innych w swoim życiu. Wiesz, że łatwiej jest pomacać, ale trudniej jest przyznać się że sami potrzebujemy pomocy, może spróbuj wyjść ze swojej bezpiecznej strefy i zaryzykuj, otwórz się na innych.

 

Myślę że zarówno w Twoim otoczeniu jak i na tym forum są ludzi Tobie życzliwi.

Nie myślałaś o wizycie u psychologa ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałam. Sęk w tym, że bardzo się tego boję. Nie wyobrażam sobie, bym mogła pozwolić komuś w sobie grzebać i wszystko powiedzieć. Do tego nie jestem osobą pełnoletnią, nie mam pracy - do rodziców nie potrafię z tym pójść, to byłoby jak przyznanie się do całkowitej porażki. Plus nie potrafię z nimi rozmawiać - gdy tematy schodzą na moją osobą nagle jestem niemową. Do tego nie sądzę, żeby natychmiast poszli ze mną do specjalisty, wiem jakie jest podejście matki - "nie przesadzaj" - gdybym usłyszała od niej, że kombinuję, to rozpadłabym się na kawałki. A później co? Po takim nieudanym wyznaniu nie patrzyliby na mnie jak zwykle, a ja panicznie boję się zmian.

 

Masz niską samoocenę, więc mniemam że rzadko słyszysz, że coś dobrze robisz tylko krytyka ...

To chyba nie jest tak. Znaczy nie dostaję pochwał raz na rok. Pojawiają się raczej jak w normalnym życiu. Tylko nie wiem, czy ona zdaje sobie sprawę, jakie poczucie winy potrafi swoimi słowami we mnie wzbudzić. Czuję, że nigdy nie dosięgnę tego, czego ode mnie oczekuje i ona mi o tym może i nieświadomie przypomina.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaizie będąc bierna nic w swoim życiu nie zmienisz. Skoro piszesz o swoich problemach, sama musisz chcieć zmiany, jednak u Ciebie pojawia się lęk.

Jeśli nie chcesz nie musisz mówić wszystkiego o sobie innym. Jednak chyba warto komuś powiedzieć co w nas siedzi, co nas gryzie, to mi pomogło choć ja zwierzyłem się osobie totalnie mi obcej, bo tak było mi łatwiej. Każdy z nas potrzebuje zrozumienia.

Jeśli chodzi o mnie to w moim życiu nigdy nie było rodziców, totalna obojętność i oschłość z ich strony, jeśli masz rodziców którzy Cię kochają to powinni starać się Ciebie zrozumieć.

Wydaje mi się że chciałabyś wyrzucić wszystko swoim rodzicą, może łatwiej będzie Ci napisać to co Cię trapi na kartkę i podać im.

Chyba bardzo Ci zależy na aprobacie matki, może ona za dużo od Ciebie oczekuje.

 

Boisz się angażować w cokolwiek bo boisz się niepowodzeń, ale pamiętaj że tylko ten nie ponosi porażek, kto nic w swoim życiu nie robi.

 

Ja staram sie nie pozostawiać nic losowi, jeśli im coś nie pasuje próbują cos zmienić czasem wbrew sobie, na siłę, ale wiem, że jest warto, bo tu chodzi o moje szczęście, o moje życie.

 

Bałaś się Tu napisać, ale sama widzisz że nikt Cię tu nie ocenia, nikt nie krytykuję. Jest jeszcze psycholog szkolny.

Trzym się :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

In_love_and_death, tylko że zwierzanie się (a próbowałam delikatnie podchodzić parę razy, najczęściej pisemnie) nigdy nie przynosiło jakiejkolwiek ulgi. Zawsze powodowało, że podczas mówienia o sobie strasznie bolało mnie serce i ciężko było mi oddychać. Myślałam, że muszę dać sobie czas, ale zawsze jest tak samo, a później nieprzerwany strumień winy. Podczas pisania tutaj jedynie co się różni to to, że wina jest mniejsza niż zazwyczaj, ponieważ wiem, że nikt mnie tutaj nie zna.

 

Bałaś się Tu napisać, ale sama widzisz że nikt Cię tu nie ocenia, nikt nie krytykuję. Jest jeszcze psycholog szkolny.

Dlatego podoba mi się to forum ;) Co do psychologa, to nawet nie wiem, czy jest taki w szkole, chyba że pedagog i psycholog to jedno i to samo. Zresztą po takim zwierzeniu się, by funkcjonować w miarę normalnie, to musiałabym zmienić szkołę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popieram pisanie listów do rodziców. Mój syn też tak zaczynał. Bał się ale spróbował. Bał się że nie zrozumiem (sporo błędów wychowawczych popełniłam). Ciężko mi było zmienić swoje zachowania. Zrozumiałam jedno - kto ma pomóc dziecku jak nie rodzic. Może pokaż te posty mamie, to też forma listów.

 

[Dodane po edycji:]

 

Cos musisz zrobić, komuś się zwierzyć, najlepiej psychologowi. Samo nie przejdzie a może być gorzej bez pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agi114, jestem tchórzliwa, to fakt, ale nie mam serca, by widzieć reakcję (nawet po pisemnym) "mam myśli samobójcze/nie potrafię cieszyć się życiem, chociaż przecież wiem, ile jako rodzice dla mnie zrobiliście/boję się każdego dnia, ale nigdy nie czułam, jakbym miała w was takie prawdziwe oparcie" i tak dalej, dalej, dalej... Serce by mi rozdarło. Jako mama sama pewnie dobrze wiesz, jak po takim liście można się poczuć.

 

Na pewno muszę jakoś zacząć, ale nie sądzę, że to byłby dobry start. Czas zrobić krok, ale nic nie ma wystarczająco dużo plusów, wszędzie przeważają złe strony. Jakkolwiek beznadziejnie bym się nie czuła, takie życie dobrze znam. Nie wiem nic o leczeniu, o odkrywaniu się przed obcym człowiekiem, tak bardzo zawiedzionych rodzicach (myślę, że to byłby największy dla nich cios z mojej strony jak do tej pory).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówienie o pewnych sprawach, wracanie do tego co nas trapi faktycznie może wywoływać negatywne uczucia. Każdy z nas jest inny mnie to pomogło.

Choć muszę dodać że nie jestem do końca zdrowy czasem mam nawroty deprechy, ale staram się pilnować i sam przekierowywuje swoje myśli w stronę przyjemniejszych rzeczy.

Żyjemy w świecie, gdzie trzeba być silnym, zawsze uśmiechniętym, bez problemów bo boimy się tego by inni nas nie mieli za kogoś gorszego, ale prawda jest taka, że każdy z nas ma jakieś problemy, każdy z nas szuka bratniej duszy która by nas zrozumiała, pocieszyła, przytuliła...

 

Wydaje mi się, że zostałaś wychowana do bezwzględnego posłuszeństwa w przekonaniu, że twoje szczęście jest mniej ważne od innych, to jest autodestrukcyjne. Próbujesz uszczęśliwiać innych samej będąc nieszczęśliwą, tak się nie da. To nie jest właściwe postępowanie. Kiedyś też taki byłem potrafiłem zrezygnować ze siebie dla innych, ale się zmieniłem zdałem sobie sprawę, że jestem jedyną osobą na świecie, która jest odpowiedzialna na moje szczęście i nikt nie jest w stanie zadbać o mnie tak jak ja sam.

Nie poświęcam się dla innych kosztem siebie, nauczyłem się angażować we własne życie.

 

"Nie odnajdziesz szczęścia, jeśli nie nosisz go w sobie" pisał Kochanowski. Nigdy tak naprawdę nie uszczęśliwisz nikogo jeśli sama będziesz nieszczęśliwa.

 

Pisanie listu do rodziców z pewnością ich zaboli, ale jeśli Cię kochają to zrozumieją. Zrozumieją jeśli naprawdę Cię kochają i z pewnością będą się starali jakoś to naprawić, lepiej Cię zrozumieć tak jak agi114 swojego syna.

Jeśli chcesz mieć dobre relacje ze swoimi rodzicami to wydaje mi sie że powinniście sobie wyjaśnić pewne rzeczy w przeciwnym razie możesz mieć do nich uraz.

Nie musisz wiedzieć jak sobie pomóc, idź do psychologa on Cie pokieruje, jak nie chcesz to nie musi być to psycholog szkolny, dla Ciebie może być lepiej iść do kogoś kto leczy ludzkie dusze na co dzień.

Specjalista Cię pokieruje, wskaże Ci drogę do lepszego JA, ale bez Twojej pracy nad sobą nic nie osiągniesz. Praca nad sobą to harówka szczególnie na początku, kiedy trzeba wyłamywać się ze swoich przyzwyczajeń, nawyków myślowych. Trzeba dodać że psycholog to nie jest czarodziej jeśli sama nie weźmiesz się za siebie.

Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agi114, jestem tchórzliwa, to fakt, ale nie mam serca, by widzieć reakcję (nawet po pisemnym) "mam myśli samobójcze/nie potrafię cieszyć się życiem, chociaż przecież wiem, ile jako rodzice dla mnie zrobiliście/boję się każdego dnia, ale nigdy nie czułam, jakbym miała w was takie prawdziwe oparcie" i tak dalej, dalej, dalej... Serce by mi rozdarło. Jako mama sama pewnie dobrze wiesz, jak po takim liście można się poczuć.

 

Czułam się okropnie to fakt, byłam wściekła, rozżalona, myślałam jak on może mi takie rzeczy mówić , pisać, przecież ja chciałam dobrze. Ale jednocześnie widziałam że moje dziecko, bez mojej pomocy nie da rady. Bolało mnie to okropnie! Ale to musi zaboleć rodzica żebyś Ty mogła zdrowieć. To że się bardzo boisz też wiem ale inaczej się nie da. Jeżeli czujesz że mama może zrozumieć, rozmawiaj z nią, nie oskarżaj, mów o swoich uczuciach, co Cię bolało, gdzie czułaś się skrzywdzona. Napisz i poproś aby Ci odpisała. Spróbuj. Trzymam kciuki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×