Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co mi jest i co mam zrobić?


anhedonic

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć

 

mam 19 lat, w tym roku zdałem maturę, od dłuższego czasu wraz z moimi przyjaciółmi planowaliśmy wyjazd na studia do pewnego dużego miasta, wynajęcia wspólnego mieszkania, wspólne plany i ogólnie ta wizja była wymarzona. Niestety trochę obudziłem się z ręką w nocniku, bo złożyłem papiery tylko na jedną uczelnię i się nie dostałem, a zaoczne czy prywatne studia w grę nie wchodziły, więc musiałam wybrać się do innego, mniejszego, gorszego miasta (mniej atrakcji, brak znajomych + brak znajomości terenu) oddalonego sporo kilometrów od rodzinnego domu. Jak wiecie ostatnio zaczął się rok akademicki, ogarnąłem sobie 1-osobowy pokój w domu studenta, ponieważ nikogo nie znam, a nie chcę mieszkać z kimś, kogo nie polubię. ŻADEN mój znajomy tutaj nie szedł. Moi obecni ziomkowie nie są do wymiany.

Wydawało mi się, że będzie ok, mieszkanie bez rodziców, samowolka, poznam nowych ludzi, ale to nie to samo. Minął dopiero tydzień, a ja już nie mogę wytrzymać. W poniedziałek i wtorek miałem straszną depreche, zaraz po uczelni zamknąłem się w pokoju i leżałem smutny cały czas. Ledwo wstrzymywałem łzy. Wmawiałem sobie, że nie mogę być takim leszczem, ale ja po prostu cierpiałem. Jedyne na co miałem ochotę to spakować rzeczy i wynieść się z powrotem do domu, ale po pierwsze to byłaby głupota, bo skoro już tu jestem to muszę spróbować (najwyżej mnie wyrzucą - ta opcja mi odpowiada zresztą), po drugie nie chcę zawieźć rodziców (gdyby nie oni, to już pierwszego dnia bym stąd spadał, a nie - gdyby nie oni to bym w ogóle do tego miasta nie poszedł). W środę już było sporo lepiej, jedna osoba z mojego kierunku także jest w akademiku, więc trochę się zakumplowaliśmy, ale to i tak nie jest taki kumpel jak Ci z którymi mialem mieszkać w duzym miescie [sory ze tak tajemniczo pisze], nie mamy wspólnych zainteresowań. Pozostali po zajęciach zaraz jadą do domów, bo to małe miasto i większość jest z niego albo okolic, a ja pochodzę z najdalszej odległości od wszystkich i dojazd nie wchodzi w grę (musiałbym wstawać o 3 w nocy i wydawać majątek na autobus, ale to by było nie do przeżycia).

W tej chwili jestem w rodzinnym domku, bo nie wyobrażam sobie zostawać tam na weekend. Czuję się paskudnie, mam doła, jestem do niczego, 0 ambicji, bo po prostu jestem nieszczęśliwy.

Oczywiście nie rozważam samobójstwa, jestem inteligentny (mimo że leń, więc sukcesy w szkole a raczej ich brak tego nie odzwierciedlają) i nigdy bym tego nie zrobił, ale na pewno nie uciągnę w ten sposób tych studiów przez 3,5 roku (a znając moje ambicje, minimum 5).

Poważnie liczę, że sobie nie poradzę (bo to i tak ciężki techniczny kierunek) i po pierwszej sesji pojadę do domu, nie wiem co wtedy będę robił, na pewno jakaś praca, a za rok zacznę studia w tamtym mieście i ZAMIESZKAM Z KUMPLAMI (co samo w sobie daje +100000 do szczęścia), możliwe że jakies które mnie zbyt nie interesują (byleby były łatwe), zaoczne albo nawet prywatne łączone z pracą i życiem w biedzie materialnej, bylebym był happy.

 

Ciężko tak dokładnie to wszystko przedstawić, musiałbym się rozpisać sześć razy bardziej, więc tak ogólnikowo przedstawiłem sytuacje. To czego od Was oczekuję to przede wszystkim RADY, bo jest parę opcji:

a) przeżyć to jakoś, pozostać jeszcze trochę w akademiku, a nuż się potem rozkręci (w co nie wierzę, a nawet jesli to na pewno nie do satysfakcjonujacego poziomu), bo w tej chwili moje zycie to wykłady a potem siedzenie w zamkniętym pokoju z laptopem, zero życia towarzyskiego (jakiego tutaj zresztą nie chce mieć)

b) przenieść się na zaoczne - to mi bardzo odpowiada, wiem ze platne i w tygodniu musialbym pracować, ale nie musialbym mieszkac w tym cholernym akademiku a w co drugi weekend bez problemu bym sobie dojechal na studia - nie wiem tylko czy tak mozna w tej chwili, moze dopiero po semestrze albo roku? nie wiem. a w wolne weekendy wpadalbym do moich kumpli na mieszkanie (bylem np. wczoraj u nich i mają strasznie wesolo i pozytywnie, zazdroszcze strasznie)

c) rzucić studia... moze nie od razu ale powiedzmy za pare miesięcy. po co mam sie tu męczyć skoro nic mi nie odpowiada?

d) inna opcja :/

 

wiem, ze to dla niektorych dziwne ze bardziej mysle o mieszkaniu z ukochanymi kumplami niż o wlasnej przyszlosci (dobrych studiach), ale wole chodzic usmiechniety i miec pusty portfel niz odwrotnie

 

sam nie mam pojęcia co zrobić ze swoim życiem, wiem tylko jedno - jestem nieszczęśliwy, smutny [nic mnie nie cieszy, ostatnio nawet nie uprawiam zadnego hobby mimo ze bez paru (nie chce wchodzic w szczegoly) normalnie nie moge dnia wytrzymac], zdołowany i nie wiem co zmienić żeby było dobrze...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×