Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica

  1. Witam, mam 22 lata i od momentu rozpoczęcia pandemii Covid-19 (nie jestem zarażony) dopadają mnie następujące objawy. -Bóle mięśni -Napięcia mięśni -Mroczki -Biegunka -Ataki paniki -Odczuwalne bicie serca -Napływy gorąca do głowy -Gorące ucho -Mrowienia -Pieczenia -Drętwienia -Drżenia ciała -Ciężkie nogi -Uczucie pulsujących żył -Bóle brzucha, pleców i stóp -Paraliże Wszystkie objawy zaczęły się nasilać stopniowo. Mam manie sprawdzania wszystkich objawów w internecie i nakręcania się na wybraną chorobę Np.Stwardnienie Rozsiane czy zakrzepica. 3 miesiace temu odstawiłem po kilku latach energetyki i papierosy. Badanie przeprowadzone przez neurologa nie wykazało żadnych odchyleń (skierował na badanie dna oka). Morfologia jak elektrolity wyszły super. Witamina D delikatnie niska. Badanie IgG i IgM przeciw Boreliozie negatywnie. Mam normalny apetyt, a nawet przytyłem 2kg. Czy dopadła mnie Nerwica? Nie miałem spokojnego/szczęśliwego dnia od 2 miesięcy. Pozdrawiam
  2. Witam , mam pewien problem Nazywam się Krzysiek mam 22 lata zawsze byłem wesolym zwariowanym typem Wszystko zaczęło sie od tego jak wyjechałem do Anglii mieszkając już tam pewien czas pewnego wieczoru po zjedzonej kolacji dostałem tak teraz myślę " ataku paniki " serce zaczęło mj kołatać nogi uginać myślałem że umieram przyjechała karetka zbadali mnie wszystko było okej przez kolejne trzy dni dalej byłem roztrzęsiony Po około pół roku wróciłem do Polski i miałem jeszcze z 4.5 ataków zgłosiłem się do psychiatry stwierdziła że tak czasami dzieje się w moim wieku i dostałem Rexetin och jaki ja byłem po nim szczęśliwy brałem go 3 miesiące po odstawieniu było nawet okej ataków już nie mialem Ale dalej mam uderzenia gorąca piszczenia w uszach co chwilę.cos mnie kłuje wydaje mi się że jestem.chory A najgorsze są moje.mysli widzę nóż wydaje mi się że mogę zrobić komuś krzywdę chociaż to już przeszło Albo wydaje mi się że jestem złym człowiekiem (chociaż nigdy nikomu krzywdy nie zrobiłem) Zamieszkałem z dziewczyną to teraz dręczą mnie myśli czy na pewno ja kocham i nie dają mi spokoju to najbardziej mnie martwi czuje taki lęk odrazu w brzuchi Siedząc w pokoju na imprezie muszę obejrzeć wzrokiem dokładnie każdy przedmiot Często ściskam.piesci lub drapie się itd itp Te myśli czasami nie dają mi spokoju to strasznie irytujące gdy mnie to dopada czuję pustkę w środku to mega nie przyjemne macie jakieś rady?
  3. Macie jakieś rady jak sobie radzić z natrętnymi myślami?
  4. Witam. Jestem tu nowa. Widzę, że jest dużo wątków na temat który chcę poruszyć, lecz chciałabym wiedzieć czy ktoś miał podobne objawy, podobne leki i co byli dalej. Moja nerwica uruchomiła mi się po kilku ciężkich przebytych sytuacjach w moim życiu. Wcześniej miałam słabe objawy typu lekkie duszności, ostatecznie jestem na takim etapie, że mam nerwice somatyzujacą, atakuje ona moje organy udając choroby. Na tym etapie mam objawy dotyczące serca czyli kołatania że czuję je aż w szyi, uczucie nierownego bicia serca ucisko w klatce klucia wszystko co z sercem związane. Dodatkowo też odczuwam taki ciężar, ciężko mi jest chodzić jakbym tysiące km przebiegła takie okropne zmęczenie. Oprócz tego czuje się psychicznie dobrze, dokuczaja mi tylko objawy fizyczne. Dostałam lek selatoft 50. Kwestia jest taka że boję się go wziąć. Czy ktoś miał nerwice ktora zaatakowała mu serce, jak czuliscie się po tym leku (tu na forum naczytalam się że niektórzy okropnie w to może zależy od nerwicy i organizmu) ja nie mam ani depresji ani dziwnych myśli nic nie mam. Psychicznie czuje się super ale strasznie dokuczaja te objawy fizyczne. kiedy była poprawa? Czy objawy po leku nasilaly się? Czy skutki uboczne były do zniesienia i jakie były? Czy po odstawieniu objawy wróciły? Opiszcie swoje historie
  5. Witam, jestem nowy na forum... Zaczne moze od przedstawienia sie: Jestem młodym chłopakiem lat 24, pracuje, i... Potrzebuje pomocy... Prosze o przeczytanie wszystkiego mimo ze wiem ze to bedzie pewnie trudne dla wiekszosci. Zacznę od tego ze wychowywałem się w domu z rodzicami przy których brakowalo mi zauwazenia, chcialem zeby mnie zauwazyli, docenili, którzy ciagle mowili zebym spowaznial ze jestem dzieciak itd... oraz dziadkiem alkoholikiem. W podstawowce tylko tata pracował, więc bylem biedny. Trafilem do snobistycznej klasy i bylem wysmiewany i dreczony. Dzis nie boje sie o tym mowic, tak po prostu bylo. Plakalem, bylem sam, nie mialem zadnych przyjaciół. Wszyscy byli przeciwko mnie i nigdzie nie mogłem znaleźć pomocy. W domu wracałem to były afery z dziadkiem, nigdzie nie było spokoju. Mama w tym wszystkim była prawie niezauważalna, mówiła tylko ze bardzo mi współczuje. Pierwsze znajomości zaczalem zawierać w technikum, miałem czesc klasy w porządku i część ktora tez próbowała sie z czegos nasmiewac, ale nauczony bledami przeszlosci bylem wyczulony i reagowalem agresywnie i nie dalem sobie wejsc na glowe. Jednak odreagowywalem nieprzespanymi nocami, myslac o zagrozeniu ze powtorzy sie szkola podstawowa, uciekaniem z lekcji do domu, pod pretekstem bycia szkolnym cwaniakiem, łobuzem. A prawda byla taka ze czulem sie zle i wialem do domu... Obecnie pracuje, mam dziewczynę, która jest kochająca, wierna, troskliwa, mądra i bardzo ładna. Jedynymi jej minusami sa kontrola i zazdrosc. (Jednakze na poczatku znajomosci zrobila mi krzywde mowiac ze ma inny typ faceta, że nie ukrywa ze nie jestem taki... bylismy juz razem, i widzialem w jej oczach jakis zawod... Stalo sie to jak kiedys bylismy w sklepie i cos przymierzalem, potraktowala mnie zle przy swoich przyjaciolach, ktorych zupelnie nie znalem, nie zwracala na mnie uwagi, slowem sie nie odzywala. Chcialem sie z nia wtedy rozstac, przepraszala mnie 2 tygodnie i stwierdzilrm ze zobacze co bedzie dalej, no i faktycznie minelo kilka miesiecy i sie na prawde zakochala... Przeprasza mnie po dzis dzien za to co zrobila i mowi ze nigdy sobie nie wybaczy.) Do tej pory uwazalem ze ja kocham, i chyba nadal tak mysle. Mam z nia wspolne plany, konczy studia i mam zamiar wziac kredyt i kupic nam mieszkanie (jesli przez tego wirusa oczywiscie nie strace pracy) Celowo napisalem do tej pory gdyz chce zobrazowac swoj problem Wydawalo mi sie ze wszystko jest miedzy nami okej, jednakze przez tego wirusa widujemy sie teraz rzadko i jako ze dziewczyna bardzo mnie kontrolowala, to nie przeszkadzalo mki jakos bardzo to z jakis czas sie nie bedziemy widziec. Niby tesknilem, ale nie tak jak ona i w pewnym momencie stwierdzila ze mi to przychodzi jakos latwo, i ze nie tesknie za nia. Ze stalem sie malo wylewny a wczensiej bylem bardzo... No i sie zaczelo... Zaczalem myslec ze moze ja juz jej nie kocham? Zaczalem myslec ze gdzies ide i widze nieraz jakas atrakcyjna kobiete i sie spojrze na nia, ze mi sie spodoba, ze zauwazam po prostu inne i ze to znaczy ze jej nie kocham. Nagle zaczela mi sie przypominac kolezanka z ktora sie kiedys spotykalem przed nia i ktora byla atrakcyjna. Zaczelo sie poczucie winy, obawa ze ja skrzywdze, z drugiej strony ze sam sobie wszystko zniszcze bo chce z nia byc i zalozyc rodzine... No i ze nie powinienem miec nihdy watpliwosci jesli to prawdziwa milosc... No i spirala trwa od jakiegos czasu non stop. 500x dziennie sobie mowie ze jest madra, fajna, ladna, ze ja kocham... Jakbym chcial sie sam na sile przekonywac. I mowie sobie kurde, na sile tak nie mozna, ale przeciez jak jestesmy razem (spotykamy sie juz) to wszystko jest okej, caluje ja ciagle, przytulam, mowie jej o sobie wszystko, wie o moich problemach o wszystkim... No i wyczytalem ze jest cos takiego jak nerwica natrectw czy zaburzenia obsesyjno kompulsywne w zwiazku i poza nim. No i mam pytanie czy takie nakrecanie sie i myslenie jest wlasnie takim czyms? W domu tez np mowie przedmioty ktore sa w okolo mnie. Czasem lapie sie na tym ze np patrze sie na biurko i obok i mowie 6 kawalkow ciasta, woda... W ogole nie wiem po co. Jak byłem mały to mialem kiedys mysli samobójcze i wystraszyłem sie ich i mowilem w kolko ,,nie nie nie, nie poddam nigdy sie." W pewnym momencie musialem zaczac mowic to glosno i moj pijany dziadek powiedzial ze jestem pier... No dobra, to jest jedna kwestia, ale pisze w temacie depresja, wiec juz tlumacze dalej i łączę wątek z dziewczyną. Mam jakis stan apatii czy anhedonii (brak poczucia szczescia) jestem ciagle zmeczony obojetnie ile bym spal. Bola i pieką mnie miesnie i stawy. Mam slabe libido i problemy z erekcja. Trwa to już kilka lat... Zaczalem ostatnio nieco unikac kontaktu, nie ze zupelnie, ale po prostu z moja dziewczyna jest tak ze sie spotkamy a zaraz musze wisiec przy telefonie i pisac dalej caly dzien. Informowac o wszystkim. No i jak sobie to tlumacze, to ta chec jej kontroli i jej zlosc jak np wyjde porozmawiac z kolega (jak nie ma stanu epidemii, nie mowie ze teraz, bo teraz to sie siedzi w domu...) to po prostu przez to troche tez sie dystansuje, i przez to ze mam wlasnie taki nastroj i nie chce zeby mnie ciagle w takim widziała... smutek nagle bez powodu taki ze mysle sobie po co w ogole zyc, nie wiem skad sie on bierze... Łącząc wątki chodzi mi o sedno sprawy, ze jak czasem nie mam ochoty faktycznie ciagle z nia rozmawiac to mam znowu kolejny powod do myslenia ze moze juz jej nie kocham, moze jej robie krzywde, zebym jej kiedys nie zdradzil. Mimo ze wiem ze bym tego nie zrobil i ze zadnej innej nie chce... A wracajac do depresji, a moze nerwicy, cholera wie czym to cale gowno jest... Jak budze sie rano to ciezko jest mi wstac. Mam takie mysli znowu to gowno, kiedy to sie skonczy... I jakies poczucie lęku, trzese sie w srodku, serce wali... Mozna zwariowac. Zyje weekendami, w tygodniu ide do pracy (pomimo ze teoretycznie ja lubie) mysle tylko czy sobie poradzę, czy mnie nie zwolnia przez tego wirusa co panuje teraz, jak to bedzie dalej, czy bede mogl kupic mieszkanie, mecza mnie tez mysli zwiazane z dziewczyna, ze martwie sie tym co powiedziala mi na poczatku ze ma inny typ, boje sie ze kiedys sobie takiego znajdzie, tym bardziej ze mam problemy z erekcja, i tu kolejna cegielka do braku poczucia wlasnej wartosci, obaw... I tu tez jest przyklad natrectwa, jak mi nie wyszlo 1 raz z pierwsza dziewczyna (ta jest 2ga) to w mojej glowie powstala mysl, a moze jestem gejem... Mimo ze nigdy nie interesowal mnie zaden facet i mnie takie cos obrzydza wrecz, i nigdy w zyciu czegos takiego bym nie mogl robic... Problem taki ze ta mysl wraca do dzis za kazdym razem jak mi nie chce stanac penis... Tez chore natrectwo i nie wiem jak sobie poradzic z tym. Byl tez czas ze myslalem ze jestem aseksualny i zaczalem o tym czytać i tez wracaly te mysli non stop, ale no przetlumaczylem sobie ze przeciez mam jakies fantazje, ze chociaz splycone to czuje checi jakies tam, ze podobaja mi sie kobiety, ze zawsse swoja musze zlapac gdzies... I pytanie do was do kogo powinienem sie udac, czy mozecie nakreslic na podstawie tego co napisalem co mi moze byc, jak to zmienic... Czy da sie cos zrobic z tym czy już cale zycie taki bede... Chodze na terapie juz poltorej roku.. Z przerwą teraz bo przez tego koronawirusa moja terapeutka zawiesila dzialanosc na jakid czas... Bylem u psychiatry w technikum, bO mialem problemy z rozwolnieniem na tle nerwowym, a pozniej lek ze jak wyjde to mnie dopadnie rozwolnienie... No i tak bywalo... Bralem asertin przez pol roku... Swoja drogs mysle ze problemy z libido i erekcja moga byc teraz tego skutkiem... Bylem jeszcze kiedys u psychiatry i probowalem lekow na te bole miesni i problemy z libido, dal mi coaxil, a potem wellbutrin xr. Coaxil jest chyba delikatny, ale nie mialem jakichs efektow i go odstawilismy, potem bralem wellbutrin i troche mi libido ruszylo, niewiele, ale cos tam ruszylo, jednakze ogolnie wiekszych efektow nie bylo i mialem zmieniac leczenie na moklobemid, ale po wellbutrinie trzeba bylo odczekac jakis czas zeby przejsc na moklobemid i potem juz dalem sobie spokoj z lekami, stwierdzilem ze to tuszuje tylko wszystko... Nie wiem jak sobie pomoc, nie wiem co zrobic, nie mam pojecia, blagam o pomoc. Nie chce stracic dziewczyny, nie chce stracic calego swojego zycia... Chce w wieku 24 lat sie urodzic i byc szczesliwym, zyc normalnie a nie wegetowac... Dziekuje jesli ktos to csle przeczytal... Pozdrawiam... I przepraszam ze chaotycznie.
  6. Kaska4444

    Nerwica a koronawirus

    Witam. Jak tam wasze nerwice w obliczu zagrożenia koronawirusem? u mnie jest ciężko. Miałam już ustabilizowana nerwice przez pół roku czułam się już bardzo dobrze, aż tu nagle ten wirus. Na początku to chyba jak każdy nie przejmowałam się ale od jakiegoś tygodnia sobie nie radzę. Nie popadam w jakaś paranoje nie wykupuje papieru kilogramami jak inni ani nie robię zapasów. Bardziej meczy mnie lęk przed tym ze jak już zachoruje to nie wyobrażam sobie siebie z tą nerwica w szpitalu itp itd chce być dobrej myśli bo jestem młoda mam 26 lat i to o starszych powinno się martwić ale w obliczu mojej nerwicy jest to dla mnie masakra zważywszy ze mam obsesje na punkcie mojego zdrowia. Eh wiem ze przesadzam i sama sobie to mówię ale są takie dni ze jest ciężko. A jak u was? Ma tez tak ktoś ? Czy jestem przewrażliwiona...
  7. Witam, Na początek trochę historii mojego przypadku: Przez ostatnie 3 lata miałem bardzo dużo stresów i zmian w życiu (zmiana statusu cywilnego, urodziny dziecka, zmiana pracy, przeprowadzka do mieszkania, kupno działki itd.). Jestem typem nerwicowca i ciągle się stresowałem. Przez ten czas czułem ciągłe zmęczenie - klasyczne objawy syndromu przewlekłego zmęczenia. We wrześniu zmarł mój wujek i na początku października któregoś piątku przestało mi się chcieć jeść. W sobotę ogarnęła mnie duża senność i praktycznie kolejny tydzień w całości przespałem. W tym czasie zacząłem mieć napady paniki na tle mojego zdrowia. Po tygodniu wróciłem do pracy i pierwszego dnia tak źle się czułem, że dostałem napadu paniki - myślałem, że umieram. Wezwałem karetkę i wróciłem do domu. Kolejny tydzień też spędziłem na L4. Po tygodniu wróciłem do pracy i starałem się jakkolwiek funkcjonować, co było mordęgą. Ciągłe obawy o moje zdrowie, brak apetytu (schudłem 8 kg, musiałem wmuszać w siebie jedzenie żeby cokolwiek zjeść), zmęczenie w którym nie potrafiłem czasem nawet herbaty sobie zrobić, złe samopoczucie. Chodziłem zgarbiony jak stary dziadek. Głośniejsza rozmowa osoby obok potrafiła mnie przestraszyć. Porobiłem badania krwi, gastroskopię, rtg górnego odcinka szyjnego (miałem kręcz) - jedynie wyszedł stan zapalny żołądka. W styczniu poszedłem drugi raz do psychiatry (wcześniej byłem w listopadzie - miałem nadzieję, że samo przejdzie) i zdecydowałem się na leczenie antydepresantem, dostałem Mozarin 10 mg/dzień. Dostałem także miesięczne zwolnienie z pracy. Po 3 tygodniach główne zmęczenie znikło (takie "przytłoczenie"), myśli nerwicowe na temat mojego stanu zdrowia się wyciszyły. Także powoli apetyt mi wracał, stałem z wagą już praktycznie od początku leczenia. Mój problem: Teraz już jestem po 5 tygodniach leczenia nerwicy Mozarinem i zostały mi trzy objawy. Jeden to ból gardła podobny do zapalenia (dużo leżę, może zgaga?), nie jest to ciągły ból, czasem poboli 2h, czasem cały dzień. Drugi to czasem szumi mi w uszach i mnie bolą. Trzeci ten który najbardziej mi przeszkadza czyli zmęczenie. Zmęczenie jest dość "upierdliwe", bo potrafi przyjść nagle i bez ostrzeżenia. Ogólnie w takim momencie co raz bardziej czuje się zmęczony, chodzenie sprawia mi co raz większy problem, później ciężko nawet cokolwiek mi powiedzieć i muszę się przespać. Po około godzinie snu organizm się potrafi zregenerować i wraca w normalny tryb. Zdarza się to raz dziennie, zwykle po południu lub wieczorem. Mój nocny sen trwa od 22 do 7, zwykle bez pobudek. Wydaje mi się, że budzę się w miarę wypoczęty. Staram się jeść normalnie w ciągu dnia, dużo odpoczywać (zakaz ćwiczeń fizycznych od psychiatry), robię sobie przynajmniej jeden spacer dziennie. Za 2 tygodnie wracam do pracy i może się to stać pewnym problemem. Co prawda mam pracę przed komputerem, ale nie mam gdzie się przespać. Miał ktoś coś takiego?
  8. Witam ! Piszę tu bo mam problem już nie wiem jaki. Ale od początku jak to się zaczęło. Jako dziecko byłem lubiany przez wszystkich bo byłem najlepszym najfajniejszym dzieckiem w rodzinie mądry itp. Zawsze miałem bujną wyobraźnie lubiłem sobie wyobrażać swoje przyszłe życie i sytuację z nim związane co bym powiedział gdyby mi ktoś aferę zrobił no i ogólnie do teraz myślę co bym zrobił gdyby... Też jako dziecko rodzice ciągle starali się mi zapewnić jak najlepsze dzieciństwo pomimo tego że nie było za dużo pieniędzy ogólnie zajebiście było. Ale jako super gość lubiłem kłamać wymyślać bić się itp. Nigdy się tym nie martwiłem pomimo że jako dziecko bawiłem się sam ze sobą jakbym z kimś był a byłem sam ogólnie odwalałem wiele głupich akcji. Ale przejdę do sedna problemu że: od jakiegoś czasu nie widzę sensu życia. Zaczęło się to wszystko tak że mój dziadek się zabił to samo w sobie nie sprawiło mi wielkiego problemu ale zostawił wujka który ma schizofrenie wszystko to spadło na moich rodziców i cała ta sprawa z tym wujkiem mnie dobijała bo już nie poświęcali mi tyle czasu denerwowali się ja ogólnie czułem do niego nienawiść że zabrał mi wszystko nagadywałem na niego ogólnie rzecz biorąc brałem go za wroga nie że mu chciałem zrobić krzywdę czy coś lecz go nie lubiłem. Długi czas się trzymałem przy tym przekonaniu. Dopóki nie zaczął mnie ciekawić temat chorób zaburzeń i zacząłem o tym czytać w internecie a w internecie ból głowy oznacza raka a jak ja się interesowałem psychicznymi rzeczami to czytałem o tym i kilka rzeczy z tego co wcześniej napisałem w internecie było opisywane jako schizofrenia i takie tam ja zacząłem się martwić że mnie to może spotkać i od października do grudnia se szukałem od czego to się bierze że wpływ na to może mieć wcześniactwo oglądałem ludzi tych chorych to też myślałem że po wyglądzie że u niektórych to widać od dziecka że są dziwni wypytywałem jakie miały objawy znajomych z mojej rodziny itp. dowiedziałem się że się bali krzyży mieli urojenia że ktoś za nimi idzie dziwne jazdy. Ciągle czytałem o tym i dowiadywałem się coraz więcej a mój stan się pogarszał płakałem bałem się że coś zrobię ludziom ale se tłumaczyłem że jestem świadomy swoich myśli i że nawet nie chce tego zrobić ale ciągle o tym myślałem i jak ,,wyleczyłem" jeden problem pojawiał się drugi np mam takie coś że plamy mi się przed oczami, miałem coś takiego że w półśnie się zrywałem albo jak leżałem czasem lekko się zrywałem. Miewam czasem tak że piosenka gra mi w głowie albo ktoś coś mówi i coś powie od czego zaczyna się moja ksywka myślałem że mam głosy ostatnio kolega gadał z kimś przez telefon powiedziałem innym i gadali i mówili a ja myślałem że mówili że żebym poszedł zobaczyć o czym gadają nie mówili tak ale gadali i to dość cicho więc miałem chyba prawo pomyśleć że to to. Ale jak przeczytałam że w zaburzeniach np. się myśli że cię obgadują więc jak ktoś się śmiał albo gadał ciszej przypominało mi się że chorzy mają tak że myślą że ich obgadują i kolejny powód stresu. Teraz mam tak że idę i przypomni mi się wyraz typu cukier i myślę czemu tak mi się przypomniało a jak to chorobowe myślenie bo schizofrenicy tak mają ogólnie nabawiłem się derealizacja i depersonalizacji zobaczyłem że ten wujek się drapie tak samo jak ja i zmartwiło mnie to w całym tym problemie mówię do siebie tyle że w myślach co też było powodem stresu gdy myślę o czymś wyskakuje mi w głowie coś czego wgl nie miałem na myśli , myślę o tym co mówili inni albo myślę o czymś nagle zapominam o tym a pamiętam że szczegółami to o czym gadałem 7 lat temu ogólnie mam też coś takiego że jakby ktoś był za mną choć wiem że nikogo nie ma ale boli mnie głowa s tyłu i plecy bo mam nadwagę i może o przez to tyle że też pamiętam ciągle o tym. W całym tym problemie długo nie mówiłem o tym nikomu , dopiero nie dawno powiedziałem tacie i myśleliśmy o psychologu , psychiatrze lecz chciałem sam sobie dać radę ale myślę że jednak nie uda mi się tego osiągnąć. Dziś gdy mama powiedziała że mam słabe oceny pomyślałem że w chorobie bym na nią naskoczył. Przed całym problemem od marca 2019 nie miałem kolegów chyba że tyle co w szkole. Siedziałem w chacie i telefon męczyłem dopiero w grudniu zacząłem wychodzić z domu. Jeśli macie jakieś sugestie lub przechodziliście to możecie napisać jak z tego wyszliście czy to poważny mocno problem jestem otwarty na wszystko nawet to najgorsze. P.S Myślę że jakbym miał schizofrenie czy coś takiego to bym nie myślał teraz o chorobach psychicznych. Znajomi i rodzina nie zauważają we mnie żebym był jakiś walnięty co prawda jestem trochę głupkiem i głupio gadam ale jestem świadomy tego że mam dziwne zachowania ale wszyscy koledzy z klasy są tacy jak ja. Także proszę o opinie, pomoc. Pozdrawiam
  9. Witajcie! Od kilkunastu lat zmagam się z nerwicą lękową, a dopiero 3 lata temu zostałam zdiagnozowana. Od tamtego czasu nauczyłam się wiele na temat tego, jak sobie z nią radzić i bardzo chciałabym pomóc innym w życiu z nerwicą, bo sama w najgorszych momentach czytałam różne fora i blogi, głównie żeby sprawdzić, czy nie oszalałam. Dlatego założyłam bloga, na którym poruszam różne tematy, dzięki którym mam nadzieję, ktoś z zaburzeniami lękowymi będzie mógł poczuć, że nie jest z tym samym i że może pięknie żyć. Zapraszam Was serdecznie do czytania: https://nerwicajestok.blogspot.com/ Posty są na razie dopiero trzy, bo właśnie zaczęłam mój blog, ale mam już w planach dużo więcej! Chętnie przeczytam też, o czym wy chcielibyście przeczytać, czego się boicie, czy macie jakieś stany, w których wydaje się wam, że jesteście sami? Chciałabym stworzyć z mojego bloga taki podręcznik przetrwania dla nerwicowców, bo sama szukałam takich tekstów w swoich najgorszych chwilach. Dajcie znać
  10. Cześć wszystkim! To mój pierwszy raz na forum i chciałam się przywitać. Wczoraj byłam pierwszy raz u psychiatry ponieważ w grudniu pojawiły się u mnie ataki lęku, do tego wybudzenia w nocy, pogorszenie snu, poranne biegunki i ogólne uczucie niepokoju. Doktorka przepisała mi leki (Asentra i hydroksyzynę doraźnie) i zaproponowała mi uczęszczanie na psychoterapię bo w rozmowie zauważyła, że są sprawy nad którymi warto popracować. Między innymi to, że zawsze sama rozwiązuję swoje problemy i nie pozwalam sobie na szukanie pomocy u innych. A ostatnie problemy ze zdrowiem spowodowały, że zaczęłam tracić kontrolę nad swoim życiem i to spowodowały moje ataki lęku. Na psychoterapię jestem zapisana na najbliższy poniedziałek. Jestem dobrej myśli ale dziś rano lęki znów dały o sobie znać. W nocy budziłam się chyba z 4 razy, ostatnio raz przed 6.00 i już nie zasnęłam. Nie mogłam nawet zjeść śniadania,. Udało mi się jednak wyjść do pracy ale siedzę w ciągłym napięciu. Chciałam zapytać też jak u was wyglądały pierwsze dni leczenia. Mam szczególnie pytania odnośnie tej Asentry. Doktorka powiedziała, że zaczyna działać po ok. 2 tygodniach a wcześniej mogą się nasilić objawy lęku. Czy skutki uboczne były bardzo dokuczliwe? Czytam o tych wszystkich działaniach niepożądanych i dodatkowo mnie to stresuje, mam mętlik w głowie. Zastanawiam się czy warto w ogóle iść w farmakologię skoro idę na terapię. Czytałam, ze terapia w napadach lęku jest bardzo skuteczna i daje efekty długotrwałe. Mam jeszcze pytanie, odnośnie tej hydroksyzyny. Czy powoduje jakieś skutki uboczne? Mam ją przepisaną doraźnie do zażywania jak się np. przebudzę w nocy z lękiem. Ktoś brał ją w ten sposób? Tak strasznie chciałabym żeby ten czas szybciej mijał… Pozdrawiam!
  11. Nerwowa_16

    DUBEL

    Cześć wszystkim! To mój pierwszy raz na forum i chciałam się przywitać. Wczoraj byłam pierwszy raz u psychiatry ponieważ w grudniu pojawiły się u mnie ataki lęku, do tego wybudzenia w nocy, pogorszenie snu, poranne biegunki i ogólne uczucie niepokoju. Doktorka przepisała mi leki (Asentra i hydroksyzynę doraźnie) i zaproponowała mi uczęszczanie na psychoterapię bo w rozmowie zauważyła, że są sprawy nad którymi warto popracować. Między innymi to, że zawsze sama rozwiązuję swoje problemy i nie pozwalam sobie na szukanie pomocy u innych. A ostatnie problemy ze zdrowiem spowodowały, że zaczęłam tracić kontrolę nad swoim życiem i to spowodowały moje ataki lęku. Na psychoterapię jestem zapisana na najbliższy poniedziałek. Jestem dobrej myśli ale dziś rano lęki znów dały o sobie znać. W nocy budziłam się chyba z 4 razy, ostatnio raz przed 6.00 i już nie zasnęłam. Nie mogłam nawet zjeść śniadania,. Udało mi się jednak wyjść do pracy ale siedzę w ciągłym napięciu. Chciałam zapytać też jak u was wyglądały pierwsze dni leczenia. Mam szczególnie pytania odnośnie tej Asentry. Doktorka powiedziała, że zaczyna działać po ok. 2 tygodniach a wcześniej mogą się nasilić objawy lęku. Czy skutki uboczne były bardzo dokuczliwe? Czytam o tych wszystkich działaniach niepożądanych i dodatkowo mnie to stresuje, mam mętlik w głowie. Zastanawiam się czy warto w ogóle iść w farmakologię skoro idę na terapię. Czytałam, ze terapia w napadach lęku jest bardzo skuteczna i daje efekty długotrwałe. Mam jeszcze pytanie, odnośnie tej hydroksyzyny. Czy powoduje jakieś skutki uboczne? Mam ją przepisaną doraźnie do zażywania jak się np. przebudzę w nocy z lękiem. Ktoś brał ją w ten sposób? Tak strasznie chciałabym żeby ten czas szybciej mijał… Pozdrawiam!
  12. Nerwowa_16

    Zaczynam swoją walkę.

    Cześć wszystkim! To mój pierwszy raz na forum i chciałam się przywitać. Wczoraj byłam pierwszy raz u psychiatry ponieważ w grudniu pojawiły się u mnie ataki lęku, do tego wybudzenia w nocy, pogorszenie snu, poranne biegunki i ogólne uczucie niepokoju. Doktorka przepisała mi leki (Asentra i hydroksyzynę doraźnie) i zaproponowała mi uczęszczanie na psychoterapię bo w rozmowie zauważyła, że są sprawy nad którymi warto popracować. Między innymi to, że zawsze sama rozwiązuję swoje problemy i nie pozwalam sobie na szukanie pomocy u innych. A ostatnie problemy ze zdrowiem spowodowały, że zaczęłam tracić kontrolę nad swoim życiem i to spowodowały moje ataki lęku. Na psychoterapię jestem zapisana na najbliższy poniedziałek. Jestem dobrej myśli ale dziś rano lęki znów dały o sobie znać. W nocy budziłam się chyba z 4 razy, ostatnio raz przed 6.00 i już nie zasnęłam. Nie mogłam nawet zjeść śniadania,. Udało mi się jednak wyjść do pracy ale siedzę w ciągłym napięciu. Chciałam zapytać też jak u was wyglądały pierwsze dni leczenia. Mam szczególnie pytania odnośnie tej Asentry. Doktorka powiedziała, że zaczyna działać po ok. 2 tygodniach a wcześniej mogą się nasilić objawy lęku. Czy skutki uboczne były bardzo dokuczliwe? Czytam o tych wszystkich działaniach niepożądanych i dodatkowo mnie to stresuje, mam mętlik w głowie. Zastanawiam się czy warto w ogóle iść w farmakologię skoro idę na terapię. Czytałam, ze terapia w napadach lęku jest bardzo skuteczna i daje efekty długotrwałe. Mam jeszcze pytanie, odnośnie tej hydroksyzyny. Czy powoduje jakieś skutki uboczne? Mam ją przepisaną doraźnie do zażywania jak się np. przebudzę w nocy z lękiem. Ktoś brał ją w ten sposób? Tak strasznie chciałabym żeby ten czas szybciej mijał… Pozdrawiam!
  13. Kochani Chciałbym z Wami podzielić się moim doświadczeniem i jednocześnie zapytać, czy i Wy tak macie, a może i mieliście. Czuje się strasznie samotny w swoich problemach, mam nadzieję, że mój problem nie jest odosobniony... Odkąd mam nerwice, staram się robić na prawdę wszystko, aby odzyskać spokój. Całkiem niedawno udało mi się wprowadzić pewien ład i porządek w moim życiu, co poskutkowało tym, że poczułem się silniejszy, a tym samym zadecydowałem po raz kolejny spróbować odstawić leki. Brałem wówczas Duloksetyne w dawce 30 mg. Nie brałem leków przez trzy miesiące, aż do świąt. W święta niestety wszystko wróciło i to z nawiązką z nowymi objawami, ale no właśnie… Jest jakby inaczej... Od dłuższego czasu staram się pracować nad sobą, słuchać siebie, swoich emocji. To na prawdę pomaga. Teraz kiedy jestem już w komfortowej sytuacji życiowej, nie muszę już w sobie dusić emocji, mam pewien komfort psychiczny. Ten komfort spowodował, że zamiast samych ataków paniki, lęku, czy też głupich myśli, zaczęły się u mnie wybijać same negatywne emocje… Chce mi się płakać, choć już od dawien dawna nie płakałem, nawet wydawało mi się, że już straciłem te zdolność. Odczuwam straszny, przygniatający wręcz smutek, żal, pustkę… nie mam na nic siły, nawet zacząłem się obawiać, że to nie minie... Moje pytanie brzmi co teraz? Dodam, że wróciłem na Duloksetynę, biorę ponownie od tygodnia. Jest lekka poprawa, ale jest też kilka innych negatywnych skutków ubocznych, jak wstręt do jedzenia, bezsenność, napady lęku, napięcie i takie tam… Czuję, że we mnie się gotuje od najróżniejszych emocji, znów się martwię, że mogę zwariować, że już może mam schizofrenię... P.S: Od 8 Stycznia zaczynam psychoterapię behawioralno poznawczą.
  14. Solidar

    Bezsenność

    Cześć wszystkim forumowiczom! Z racji, że dziś Wigilia, w pierwszej kolejności chciałbym wszystkich serdecznie pozdrowić i życzyć wszystkim przede wszystkim wewnętrznego spokoju chciałem też sam sobie zrobić prezent pod choinkę w postaci zarejestrowania się tutaj i włączenia aktywnej dyskusji w swoją terapię. Pozwolę sobie podzielić się moim problemem. Jest nim przeciągająca się, nie dająca normalnie funkcjonować bezsenność. Pracuję jako steward w liniach lotniczych, kocham nad życie swoją pracę, jednak wiąże się ona z pewnego rodzaju zaburzeniem trybu dnia i nocy, gdyż nasze funkcjonowanie uzależnione jest od wyznaczonego wcześniej, bardzo nieregularnego grafiku. Wiązało się to ze zmuszaniem się do wcześniejszego kładzenia się spać, często nie będąc nawet zmęczonym. Presja, która na siebie nakładałem była tak olbrzymia, że w efekcie nie zasypiałem w ogóle, to natomiast doprowadziło do rozwoju u mnie dość silnej nerwicy lękowej, którą wywołuje chodzeniem do łóżka. Jestem wewnętrznie napięty do granic, nic mnie nie cieszy, chodzę wiecznie zmęczony, nie potrafię naturalnie zasnąć nawet na urlopie, natomiast każdy Boży dzień upływa mi na kompulsyjnym rozmyślaniu jak długo będę się dzisiaj męczył zanim zasnę i czy zasnę. Gdy już się położę zazwyczaj moje ciało zaczyna reagować jak w przypadku zagrożenia - napina się każdy mięsień, rozpoczyna się kołatanie serca, natłok myśli, uderzenia gorąca, w skrajnych wypadkach dostaję ataku paniki, którego nie jestem w stanie powstrzymać. Czy są tu osoby, które również zmagają się z podobnym problemem i cierpią na deprywację snu lub pracują w trybie zmiamowym? Jak wy radzicie sobie z nocnymi napadami paniki? Pozdrawiam wszystkich serdecznie
  15. Witam wszystkich. Mam na imię Michał, mam 24 lata i czuję się jak starzec z demencją i zagubione, zalęknione dziecko jednocześnie. Mówią, że całe życie przede mną, ale ja już od kilku lat czuję, że moje życie już się skończyło i teraz to już jest ciągnięcie na siłę. Nie odnajduję wsparcia, zrozumienia. Rodzice, mimo że to dobrzy ludzie, jednak bagatelizują moje problemy, jakby przez wyparcie ich miałyby zniknąć. Ciągle zewsząd czuję presję by żyć jak normalny człowiek, ale nie potrafię. Świat jest dla mnie miejscem okrutnym, życie przeraża mnie. Wszystko jest takie chłodne, ponure. Od dziecka byłem inny, w szkole mnie prześladowano. Początkowo było tylko dokuczanie, w późniejszych latach także bicie. Miałem bardzo mało kolegów a i wśród nich byli tacy zauważyli, że daję sobie wchodzić na głowę i też mi zaczęli dokuczać, często spotykali się ze mną chyba tylko po to żeby mnie podręczyć i tym podnieść sobie ego. Tak wyglądała większość moich kontaktów z rówieśnikami. Od dziecka chodziłem po psychologach, bo już od małego dziecka widać było, że coś jest ze mną nie tak. Stwierdzili, że mam zaburzenia emocjonalne. We wrześniu 2012 otrzymałem diagnozę od psychiatry ,,zaburzenia depresyjno-lękowe". I prawdopodobnie w mniejszym lub większym stopniu miałem to od zawsze (szczególnie wśród ludzi), jednak w 2012, po śmierci babci, a także pójściu do zawodówki mój stan psychiczny uległ znacznemu pogorszeniu. Dostawałem różne leki psychiatryczne, które pozwalały mi poczuć się lepiej, ale nie poprawiały zbyt wiele moich kontaktów z ludźmi. Nadal jak byłem gapowaty tak jestem do tej pory. Mam duże problemy z myśleniem, koncentracją (nie potrafię skoncentrować się jak ktoś mi coś tłumaczy, szybko zapominam o tym co powiedział), podzielnością uwagi (jak wykonuję jakąś pracę to jestem jak w transie i nie zwracam na nic innego uwagi), pamięcią (z wyjątkiem rzeczy, które mnie interesują - do nich pamięć mam ponadprzeciętną), orientacją w terenie, poruszam się niezdarnie. Zachowuję się często ekscentrycznie, mam obsesje, natręctwa, unikam kontaktu wzrokowego, to co mówię jak i mój głos w kontaktach ludźmi często brzmi jakbym czytał jakąś książkę. Często wśród ludzi robię totalne głupoty, ośmieszam się. Gdziekolwiek w większej grupie ludzi bym się nie pojawił na dłużej (szkoła, praca) to staję się prędzej czy później pośmiewiskiem, obiektem drwin. Myślę, że nie wynika to tylko z samej fobii społecznej, nerwicy czy depresji. Mam też diagnozę Zespołu Aspergera (podważaną przez jedną panią psycholog), ale i z tym zaburzeniem ludzie dobrze sobie radzą, funkcjonują dobrze w społeczeństwie. Ja jestem upośledzony. Nigdy mimo najszczerszych chęci nie miałem dziewczyny, nie mogę zdać prawka, każdą pracę, do której uda mi się dostać szybko kończę (najdłuższy okres pracy to 3,5 miesiąca), bo we znaki dają się wspomniane przeze mnie wyżej problemy. Czasami moje błędy/zachowania w ostatniej pracy były tak żenujące, że szkoda słów. A to i tak nie wszystko, bo tylko objawy psychiczne, a jeszcze do tego dochodzą fizyczne od tego stresu związanego z tym, że mam presję, a radzę sobię jak beznogi i bezręki wyrzucony w morze. Jestem skrajnie niezaradny, gdyby rodzice umarli to byłbym jak Robinson Crusoe, walczyłbym o przetrwanie każdego dnia. Na forum Aspergerów zasugerowano mi też ,,upośledzenie zdolności niewerbalnego uczenia się". Nie nadaję się chyba do żadnej pracy ani do kontaktu z ludźmi, bo tylko się ośmieszam i denerwuję innych. Mam ochotę po prostu się zamknąć w domu, całkowicie odizolować od ludzi, bo całe życie doznawałem od nich bólu, cierpienia. Boję się przyszłości, że nie będę miał kiedyś za co żyć jak rodzice umrą. Ciągle o tym myślę i to nie daje mi spokoju. Proszę o poradę jak żyć. Pozdrawiam.
  16. Ghost.

    Ciężki czas

    Czy ktoś może do mnie napisać na priv? Boje się napisać tutaj o sobie a potrzebuje z kimś porozmawiać bo nie mam do kogo się odezwać a za dużo mam w sobie. Cierpię na depresje i nerwice lękowa...
  17. Cherry11

    To już chyba koniec.

    Cześć. Piszę tutaj, bo łapię się ostatniej deski ratunku. Może zdarzy się cud, w który tak po cichu kiedyś wierzyłam. Chociaż już na to nie liczę, za długo się zmagam ze sobą. Mam problemy z życiem. Nie mam siły, wszystkie aktywności życiowe są dla mnie bezsensowne, nie potrafię wykrzesać z siebie radości z życia, żyję bo muszę. Tak ciężko o tym mówić.. Wie tylko mój mąż, przed wszystkimi ukrywam, wstydzę się, że nie jestem jak inni. Nawet dla męża staram się jakoś żyć, bo szkoda mi go:( Wstydzę się, że mój mąż trafił na taką wariatkę bez przyszłości i lepiej żebym popełniła samobójstwo, on wtedy będzie miał szansę poznać kogoś normalnego i uwolnić się ode mnie. Bardzo mnie kocha, a ja nie umiem opisać jak bardzo jest dla mnie ważny, najważniejszy. Mam 25 lat, jesteśmy dwa lata po ślubie. Mieszkamy razem, staram się wykonywać obowiązki domowe i pracuję. Jest mi tak cholernie ciężko, dużo płaczę, jestem zrezygnowana, boję się wszystkiego, nie umiem opisać moich odczuć.. Czasem się zmotywuję, żeby iść np. na siłownię, ale to nie pomaga. Biorę leki od roku, diagnoza to problemy adaptacyjne. Biorę je, ale wydaje mi się, że to nie kwestia farmakologii, a coś we mnie siedzi, w mojej głowie i nie pozbędę się tych myśli, bo taka już jestem. Nie mogę się zdobyć na jakiś cel w życiu, żyję za karę, nie chcę już, nie chcę, żeby mój mąż musiał się za mnie wstydzić, nie chcę żeby rodzina i znajomi wiedzieli, że jestem nienormalna.. Buduję mur wokół siebie, wychodzę na zimną, złośliwą i wredną kobietę. Boże, nie wiem co robić. Przez to zdarza mi się palić, napić alkoholu, bo wtedy nie myślę, jest mi lepiej. Ale wiem, że nie tędy droga, boję się, że skończę jeszcze w rynsztoku.. Zwariuję, chyba tylko pod pociągiem moje miejsce, nie wierzę już, że cokolwiek się zmieni... Nie mam siły i wiary. Pomocy proszę..
  18. Cześć, znalazłem was przez przypadek mam zdiagnozowaną nerwicę z zaburzeniami lękowymi od dwóch lat. Żyje w sumie tylko dzięki lekom które przyjmuje każdego dnia. Mam nadzieję że znajdę u was pomoc i może sam podzielę się z kimś swoimi przemyśleniami.
  19. Xanncig

    Moje lęki

    Moje lęki Każdy z nas w życiu doświadcza lęków, niepokoju. Niektórzy radzą sobie z tym lepiej, niektórzy gorzej. Ja jestem z tych, których lęk dobija całkowicie lub w ogóle. Tekst będzie opierał się na moich przeżyciach z tym okropnym uczuciem, które towarzyszyły mi od najmłodszych lat. Zacznę od tego, ze byłem wychowywany przez matkę, która starała się robić wszystko aby w życiu było mi dobrze. Mimo tego, że rzeczywiście robiła wszystko i nadal robi, towarzyszy jej myśl że nie jest wystarczająco dobra. Drugą najbliższą mi osobą jest babcia, która zastępowała mi ojca, który nas opuścił. Mam także siostrę, która nie ingeruje zbytnio w sprawy związane z domem, ale i tak jest kochana (czasami). Gdy miałem 3 latka, poszedłem do przedszkola, juz wtedy czulem ogromny niepokój oderwania sie od domowego zacisza. Byłem na tyle przywiązany do matczynego spokoju i domowej swobody, ze wyczyniałem cuda gdy mama zostawiała mnie na te kilka godzin w przedszkolu. Z ciężkim sercem wracała do auta, gdy słyszała mnie, wołającego do niej: „Nie zostawiaj mnie, nigdy Cię nie zapomnę. Będę tu czekał". Było tak za każdym razem. Przesiadywałem sam na ławce pod oknem i wypatrywałem ukochanej mamy. W wieku 6 lat poszedłem do klasy zerowej podstawówki, w której chyba czułem sie najlepiej. Miałem swoją przyjaciółkę Natasze, z którą nie mogłem przestać sie bawić. W tamtym czasie także odczuwałem lęk, ale nie był on na tyle silny aby przeszkadzał mi w normalnym funkcjonowaniu. Na klasie zerowej zakończył sie mój pozornie wewnętrzny spokój. Każdy kolejny rok spędzałem pod ścianą, nerwowo gryząc moje długie, czarne włosy. Po szóstej klasie, rozwiązały sie wszystkie moje kontakty z kolegami, było ich nie wielu. To wszystko spotęgowało mój lęk przed nową szkołą i trudnościami w nawiązywaniu kontaktów z grupą. Jednym słowem, czułem sie jak niewlasciwy odłamek puzzelka, w każdej możliwej sytuacji. Przed rozpoczęciem nauki w gimnazjum, wyprowadziliśmy się na wieś. Pierwszy rok minął dosyć ciężko, lecz większość mnie zaakceptowała i nie czułem się taki samotny. Nauczyciele nie byli niestety zbyt wyrozumiali, lecz nie mogę tego powiedzieć o wszystkich. Szkolny pedagog wraz z dyrektorką, zadufaną w sobie i swojej świetności oraz władzy, czepiali sie wszystkiego. Sam nie byłem święty. Wiele razy prowokowalem sytuacje po to, aby podyskutować i marnie udowodnić im moją racje. Byłem w tym wszystkim jednak szczery. Nikomu nie robiłem dobrze po to aby mi samemu było lepiej. Wszystko co mi się nie podobało wyrażałem słowami lub czynem. Ludzie tego nie tolerują. Trzeba być jednolitym ze stadem. Nie można odłączać się od reszty i dokonywać zmian. Podważanie czegoś jest niewłaściwe. Po co to robić, przecież jesteś, żyjesz, to ci wystarczy, tak myśli większość. Wszystkie te rzeczy podbudowywały mnie i w dziwny sposób zabijały lęk, tak naprawde przed niczym. Wiedziałem wtedy ze funkcjonuje, że coś robię, dokądś dąże. Przed rozpoczęciem drugiej klasy gimnazjum znalazłem przyjaciela. Kamil był w wielu rzeczach podobny do mnie. Był introwertykiem, który czasami jednak ulegał grupowej presji, lecz nie tak jak wszyscy. Był jedyną osobą dla mnie. Z całej szkoły tylko on mi odpowiadał. Zaczęliśmy się kumplować. W wieku 13/14 lat wypiliśmy razem nasze pierwsze piwo „Baca". Było cudownie i prześmiesznie. Wakacje mijały na ogół spokojnie, nie byłem zdenerwowany całym systemem i stadem glupich ludzi, ktorzy mnie otaczali. Mogłem na chwilę odetchnąć. W wakacje przed rozpoczeciem kolejnego roku szkolnego, znalazłem dziewczynę. Nie byłem jak wszyscy. Traktowałem to wszystko na poważnie, liczyłem na prawdziwy, młodzieńczy związek (nie przeliczyłem sie). W drugiej klasie gimnazjum zaczalem często pić z Kamilem. Po pewnym czasie stało sie to po prostu nudne i monotonne, nie dawalo nam nic poza bólem brzucha. Zacząłem palić marihuanę, której zwolennikiem byłem od zawsze. W przeciwieństwie do alkoholu dawała mi ona spokój i opanowanie, mogłem na wszystko spojrzeć z innej strony. Zrezygnowałem totalnie z alkoholu. Paliłem dość rzadko. Razem z moim przyjacielem, zastąpiliśmy alkohol marihuaną. Nie robiliśmy tego tak często jak z butelką. Nie ciągnęło nas. Mój lęk do całego swiata odwrócił się, zacząłem żyć i funkcjonować jak każdy inny człowiek. Czułem się świetnie. Na kolejnych wakacjach spotkała mnie przykra sprawa z moją dziewczyną, która zaindukowała u mnie lekką depresję i wyciągnęła lęki na wierzch. Przestałem sobie radzić ze światem. Udałem sie wtedy pierwszy raz do psychiatry, który rzeczywiście mi pomógł, dostałem leki. Po 2 miesiącach stanąłem na nogi. Raczej zadziałała tu autosugestia, ponieważ leki po mniej wiecej tym czasie stają się „aktywne". Przez kolejne kilka miesięcy bylo przeciętnie, popałałem marihuanę i piłem okazjonalnie piwo. Moje lęki nie były bardzo mocne, miałem czasami trudności, ale każdy z nas je ma. W domu niestety bylo gorzej. Mama nie dogadywała się ze swoim narzeczonym, który nie traktował jej dobrze. Przez to wszystko zacząłem sie izolować, zamykałem sie w pokoju, byłem drażliwy. Podświadomie moje lęki i złość na mamy wybrańca rosły. Przechodziłem trzecią klasę gimnazjum. Pod koniec zacząłem więcej palić, alkohol wtedy odstawiłem całkowicie. Eksperymentowałem wtedy także z różnymi psychodelikami. Było to raczej z mojej wrodzonej ciekawości poznawczej. Byłem ciekawy wszystkiego. Mama się dowiedziała i zaczęła sie afera. Pozostałem tylko przy marihuanie i niczego więcej poza okazjonalną kodeiną nie używałem. W domu nie było dobrze. W tej chwili już mąż mojej matki zaczął byc agresywny i ciągle sfrustrowany. Zamykałem się juz coraz częściej w pokoju. Zostałem sam z lękiem i obawami o mame. Pewnego razu, nie mogąc patrzec jak ją traktował, postawiłem mu się i wyciągnąłem wszystko na wierzch. Wyprowadził się. Zaczęły się groźby w moja stronę. Po pewnym czasie sytuacja zamilkła i wszystko złagodniało. Dom stał sie na nowo oazą spokoju. Do czasu. Nie paliłem juz w tamtym okresie marihuany. Bałem sie, ze nasili moje lęki i pogłębi sytuację, w której wszyscy sie znajdowaliśmy. Wszystko na pozór było dobrze. Niewiele czasu po całej sytuacji dostałem bardzo silnych lęków z atakami paniki i depresją. Myślałem, ze przejdzie. Wytrzymałem kilka dni w tym stanie, po czym doszła tak silna derealizacja że nie odróżniałem czasami co jest prawdą a co fikcją. Mama próbowała zarejestrować mnie do psychiatry, niestety nieskutecznie. Kolejki były strasznie długie, a ja potrzebowałem pomocy na już. Udałem się do rodzinnego, od którego dostalem xanax i ssri, które przytłumiły moje emocje, niestety bardzo lekko. W tej chwili raz jest lepiej, a raz gorzej. Za dwa dni mam wizyte u psychiatry i decyduję się na psychoterapie. Niektóre dni to naprawdę męka. Nie życzę tego żadnemu wrogowi. Zwracajcie uwagę na to w jakim srodowisku sie obracacie i co jest dla was dobre. Niektóre rzeczy podświadomie wpływają na naszą psychikę i problemy wychodzą dopiero z czasem. Dlatego powinniśmy szanować swoje poczucie spokoju jak i innych, aby nie byc w sytuacji w której w tej chwili znajduję się ja.
  20. Witam jestem nowy na forum.Generalnie mam problem ze swoją nerwica od blisko pół roku. Mianowicie dotyczą one homoseksualizmu.Wmawiam sobie ze jestem gejem itp mimo iz w zyciu mialem wiele dziewczyn nigdy chłopaka i tylko z dziewczynami miałem zbliżenia. Wiem ze to logiczne dowody ze jestem hetero jednak mimo wszystko dalej mnie to męczy. Przyklady.Ide sobie ulica i widze jakiegoś mężczyznę nie wazny wiek wyglad nic i od razu chore mysli ze przyszly chlopak i w ogóle takie obrzydliwe.Nie wiem jak radzić sobie z tym natrectwem.Potrzebuje pomocy jakieś rady czy coś. Dodam że zawsze byłem obojętny do gejów wręcz mnie to brzydzilo to teraz sam sie tego obawiam.Czasami mysle ze moze serio nim jestem i teraz sie to objawiło.Nigdy nawet sie nie masturbowalem na widok mężczyzny wiec to tym bardziej dziwne ze mam takie mysli bo nigdy nie miałem żadnch zapedow homoseksualnych.Prosze o pomoc jak sobie z tym radzic i ile miej więcej mnie to będzie męczyć.
  21. Gość

    Hej wszystkim witam się :)

    Cześć. Jestem o kobietą, mam 34 lata, męża, dziecko i od dość dawna nie potrafię sobie poradzić z nerwami i samą sobą. Kurczę, to brzmi naprawdę słabo. Ech... zaczęło się od tego - w skrócie - że zamieszkałam po ślubie z mężem u jego rodziców. I oni mnie powoli wykańczają...od drobnych spraw po wtrącanie się w wychowanie dziecka etc. Łatwo powiedzieć "wyprowadźcie się" ale na ten moment nie ma szans. Najistotniejsze, że nie umiem się uspokoić, wyciszyć, nic mnie nie cieszy, jak dawniej, nawet rzeczy, które kiedyś sprawiały radość dziś, po prostu stały się nijakie. Nerwy i stres, non stop, bez przerwy, ciemność...... czuję jakbym spadała w dół, nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
  22. pestkaw

    Moja historia.

    Witam. Moja historia jest bardzo długa i czuje potrzebe podzielenia się z nią tutaj, ponieważ chyba muszę już szukać pomocy na wszystkich frontach. Obecnie leczę się u psychiatry na depresję i efekty są narazie ciężkie do oceny. Dawno temu miałem kilka traumatycznych przeżyć które sprawiły, że miewałem lęki i ataki paniki(palenie trawki wzmocniło ich genezę). Piłem wtedy sporo alkoholu, co jeszcze bardziej zniszczyło mi zdrowie, relacje i system nerwowy. Dziś już nie miewam ataków paniki, aczkolwiek występuje ciągle lęk taki wolnopłynący. Sport pomaga, ciekawe zajęcia pomagają, aczkolwiek niestety nie mogę się ustabillizować i wpadam w okresy super aktywności i okresy gorszego samopoczucia. Borykam się od bardzo dawna z niską, praktycznie nieistniejąca samoooceną, która często przeobraża się w poczucie wyjątkowości i "mi się należy być mądrym i wyjątkowym". Zupełnie nie mogę sobie poradzić z tym uczuciem. Przeszkadza mi prowadzić stabilne życie i relacje międzyludzkie. Bardzo się denerwuje, kiedy mam do czynienia z osobami wyżej w hierarchii i które wiedzą więcej ode mnie w temacie od którego zależy moja samoocena(jak praca np). Czuje się ciągle głupi, przewrażliwiony, podatny na wywieranie wpływu przez osoby o silniejszej psychice. Nie wiem czego chce od życia, nie wiem co mam robić. Mam słomiany zapał praktycznie we wszystkim. Żongluje różnymi zainteresowaniami na przestrzeni lat, co chwile do nich wracając nigdy nie zagłębiajac sie w nic na dłuższy czas. Przez co zawsze jestem średni, mierny. Ciągle czuje się niekompletny i za głupi. Nie wiem co z tym zrobić. Medytuje, miewałem okresy nawet kilkumiesięcznej praktyki non stop, jednak zawsze wypadało coś co przerywało ten etap. Mam kobietę, aczkolwiek nie jestem w stanie czerpać z tego faktu jakichś wzniosłych uczuć i czerpać sensu życia. Brakuje mi celu, czegoś trwałego w tym zmiennym świecie. Mam niskie żelazo, kwas foliowy, ferrytyne, wit d. Z ostatniej pracy się zwolniłem, byłem wypalony, poirytowany. Poszedłem do nowej, jednak po kilku miesiącach w nowej pracy wyszło że mam ogromne problemy z pamiecia, koncentracja i motywacja. Parę dni temu oświadczyłem, że i z tej pracy się zwalniam. Mam spory kredyt do spłacenia, aczkolwiek nawet on nie spowodował paraliżu przed tą decyzją. Często zyje z dnia na dzien, nie planuje. Zyje tu i teraz, uciekajac w fantazje i rozmieniajac sie na drobne. Chciałbym z tym skończyć, tylko nie wiem jak.
  23. Witam Od ponad roku moje życie z dnia na dzień rozpada się coraz bardziej na mniejsze i słabsze części.. Zaczęło się na początku od sprawdzania kilka razy czy zamknąłem drzwi od pracy, za każdym razem zamykalem i nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się zostawić otwartych (idąc do auta po pracy, wracam pod drzwi z dwa razy upewnić się czy zamknąłem). Po paru tygodniach to nie wystarczało, bo w głowie padało pytanie "A CO JEŚLI 3 RAZY SPRAWDZILEM TE DRZWI I ZOSTAWILEM JEDNAK OTWARTE???", więc zaczynałem nagrywać telefonem jak zamykam drzwi i wtedy miałem super pewność, że to zrobiłem sprawdzając nagranie wieczorem w domu. Niestety nie było tak kolorowo.. Po jakimś czasie zacząłem nagrywać zamykanie drzwi w domu, zamykanie bramy, czy zgasilem światła w aucie.. Na przełomie 2018/2019 dostałem obsesji na temat jazdy autem, jeżdżąc do pracy ciemnym rankiem, że mogłem kogoś zahaczyc idącego poboczem czy zarysowac auto na parkingu.. Dlatego kupiłem wideorejestrator samochodowy. Nagrywalem - sprawdzałem i tak w kółko, zostawialem nagrania na laptopie w razie jakieś w głowie zagwostki, że miesiąc temu może coś zrobiłem a może i nie... Za każdym razem sprawdzając nagranie nic się nigdy nie wydarzyło ale SAMO SPRAWDZANIE NAGRAN stawało się koszmarem.. Nie mogłem nic zrobić póki nie przeanalizuje nagrań.. Także przeniesolo się to na codzienne czynności jak chodzenie do sklepu (musiałem mieć pewność że nic nie wziąłem czy komuś nic nie zrobiłem - więc nagrywalem momentami co robię w danym momencie). Wyjście ze znajomymi też niedawno zdarzyło mi się uwiecznić w telefonie bo w głowie myśl, że jeśli coś by się stało to pewnie byłoby na mnie i lepiej byłoby mieć uwiecznione co robię.. Od niedawna także boje się że ktoś mógłby wslizgnac mi się pod auto i mógłbym kogoś najechac bo mam dość wysokie auto, więc robię zdjęcia lub nagrywam co sie pod nim znajduje ale wiadomo jak ZAWSZE NIC, mysli robia i tak swoje.. Mógłbym pisać o tym naprawdę dużo i dokładnie, ale mam pytanie.. Czy ktoś ma takie lub miał dolegliwości? Ktoś chorował na to? Wyleczyl się??
  24. Cześć. Ostatnio bardzo u mnie źle. Dostałem od lekarza dodatkowy lek doraźny w postaci Aproxu(Alprazolamum). Biorę 2x dziennie Bibloc(betabloker). Czy mogę brać Alprox? Informowałem wcześniej przy doborze głównego leku(Mozarin), że biorę betabloker i psychiatra mi normalnie zapisał. Przy Alproxie nie wiem czy pamiętał i mi go zapisał czy nie pamiętał i wchodzi w interakcje z Betablokerem
  25. Gondolier

    Witam

    Witam Cierpię od ponad 12 lat na fobię społeczną. Mam nadzieję wtrącić na forum jakieś cenne uwagi od czasu do czasu.
×