Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chcesz pokoju ? Walcz


Margaryna9

Rekomendowane odpowiedzi

Artykuł zaczerpinięty z jednej ze stron... tez dużo ludzi z osiedla mnie nie lubi może nie jestem dręczony ale mam sposób jak z nimi walczyć :)

 

 

 

Do kilku cynicznych przemyśleń skłoniła mnie rozmowa z młodymi ludźmi, którzy narzekając na problemy z agresywnymi rówieśnikami chcieli ćwiczyć, wziąść los w swoje ręce i wywalczyć swoją godność i szacunek. Niby nic trudnego, ale: boks który polecam nie, bo gwardia daleko i późno treningi, lepiej posiedzieć na necie i poklikać jakie życie jest do dupy. Worek w domu też nie, bo hałas, bo rodzice, bo trzeba dziure wywiercić w suficie i się dywan pobrudzi, bo palce można połamać. Karate kiepskie, krav maga dla pedałów, kung fu dla skośnookich a siłownia dla pustaków. Same puste ćwiczenia fizyczne? No ok, ale po 10 przysiadach kolano boli więc nie bo może uraz będzie. Pompki też nie, bo się koszulka ubrudzi i syf w ogóle na podłodze. Odkurzyć podłogę? Nie chce mi się, poczekam aż mama odkurzy. Problem tylko w tym że gdy napadnie Cię osiedlowy dominator, to będzie Cię z całej siły walił pięściami w twarz i kopał w głowę aż się załamiesz i zeszczasz w gacie, zaczniesz wyć i płakać, piszczeć i skamleć, błagać o litość, nie będzie przerwy na otarcie glutów z nosa i łez, mama nie przytuli, a koledzy uciekną i nikt Ci nie poda pomocnej ręki.

 

 

Bezczynność, lenistwo, narzekanie, marudzenie, płakanie po tym gdy kolejny raz osiedlowy bandzior strzelił karczycho, kopnął i obśmiał z kolegami, czy „pożyczył” trochę hajsu na browiec, albo strzelił z dyńki i rozbił nos czy oko dla zabawy bo się nudziło ziomkom na ławce i mieli bekę z osiedlowego frajera. Tak, oczywiście, mój rozmówca chce się zmienić i przestać być frajerem jak na filmach w telewizji, ale nie chce włożyć pracy i energii w realizację swojego marzenia. Chce tylko mówić o pragnieniach, chce dostać ale nie chce nic dać od siebie w zamian. Chciałby mieć to co mają mistrzowie walki którzy całe życie poświecili na trening, za darmo. Smutna prawda jest taka że nawet jakby jakimś cudem dostali to na co nie zapracowali, to i tak nic to nie pomoże, bo trening jest po to by wyćwiczyć szacunek do siebie, nawyki walki i obrony. Żeby to zadziało trzeba zainwestować czas, energię, wtedy są też chęci na walkę, na wygranie jej – coś się wtedy człowiekowi w ogóle chce, na czymś mu zależy. Dlatego ja gdy ludzie mnie proszą o pomoc w różnych sprawach życiowych, od razu piszę – wpłać 100, 200pln na schronisko dla zwierząt i wtedy pogadamy. Żeby coś Ci się chciało, musisz zainwestować, dać coś z siebie. To przede wszystkim kwestia szacunku dla siebie, jest on tylko wtedy gdy zainwestujesz.

 

 

Gdy tak słucham czy czytam ludzi którzy właśnie w ten sposób który opisałem narzekają, przypominam sobie swoja młodość. Otóż kiedy jako młody człowiek, żyjąc w lęku przed upokorzeniem przed silniejszymi mężczyznami, podjąłem decyzje ze już nie chcę, sprzedałem bardzo drogą monetę w spadku po świętej pamięci dziadku na starówce (sprzedawca wziął mnie za złodzieja z kolegą) za grosze, ale jednak wystarczyło na dobry worek bokserski, ciężarki na nogach (jeśli ktoś chce szybko zniszczyć kolana to polecam) i dzień po dniu ćwiczyłem. Teraz młodzież nie ćwiczy bez napoju energetycznego, odżywek, specjalnych ubrań i szeregu gadżetów wymyślonych dla ćwiczeń. A to wszystko jest w sumie śmieszne – za moich starych lat był stary tshirt, jedzenie to kiełbasa z cebulą (nokaut oddechem :) ) czy standardowy warszawski kotlet z ziemniakami, a po treningu woda albo herbata z cytryną. I cios za ciosem w worek, dzień za dniem, miesiąc za miesiącem aż pot dosłownie lał się ciurkiem na dywan.

 

 

W młodości nie miałem znajomych którzy by mnie obronili poniewaz nigdy nie umiałem funkcjonować w grupie i podporządkować nikomu, podlizywać się nie umiałem chociaz nie ukrywam że próbowałem, ale widać było że udaję, a tego nikt nie lubi :) rodzeństwa starszego które by mnie wsparło też nie miałem, ojciec nienawidził przemocy więc męskiego wsparcia nie miałem, płuca miałem bardzo słabe i szybko się zawsze męczyłem i największy wróg – moja psychika. Tak naprawdę moja osobowość jest silnie lękowa, nerwowa, i to ona była zawsze moim największym ograniczeniem w walce o swoją godność. Tak naprawdę gdy żyje się w grupie wystarczy jedno, dwa, czasem trzy ustawki przy innych by mieć święty spokój od dręczycieli. Bójką pokazuje się gotowość do walki i męstwo, szanowane w męskim świecie - przepraszanie i dawanie się upokarzać zawsze budzi w dręczycielu szczególny rodzaj rozkoszy, poczucia sily, przewagi – i zawsze jest wykorzystywane, czasem z tragicznymi skutkami dla ofiary która naiwnie myślała że wzbudzanie litości popłaca – popłaca tylko Paniom udającym bezradne idiotki, ale nie w męskim, bezwzględnym świecie. Człowiek poddany przemocy w młodości zawsze później będzie nosił w sobie ten strach i ból. Wyjście praktycznie jest jedno – przełamać się i bić. Gwarantuję Państwu że w 99% przypadków po takiej bojce nie dość że nie jest się juz atakowanym, ale i staje się człowiekiem szanowanym. Oto prawa grupy w młodości. Gdy się dorasta miejsce bojki zajmuje dominacja finansowa i społeczna, i w tej dziedzinie ludzie prześladowani często wygrywają bo pięści i umysł to zupełnie inne sposoby i style walki, oraz umiejętności. Przeciętny osiedlowy silnoręki w dorosłym życiu przewaznie zostaje więźniem latami wdychającym gazy jelitowe współwięźniów, menelem czy osiedlowym kozakiem ze strachu nie wypuszczającym się poza swoje miejsce zamieszkania, który siedzi na ławeczce z wózkiem z dzieckiem, tlenioną blondynką z tipsami i spożywają alkohol a mieszkają jak to kozacy osiedlowi - z rodzicami.

 

 

A gdy jesteś moim czytelnikiem i masz 40 tkę na karku, i nadal Cię boli że się poddaleś kiedyś, przegrałeś, załamałeś czy stchórzyłeś? Przede wszystkim nie jesteś sam – ja przegrałem, załamałem, i stchórzyłem, nie raz. Czy ja się z tego powodu potępiam? Nigdy w życiu. Spójrz na największych bokserów, karateków, judoków – każdy z nich to samo przeżył i przeżyje nie raz. Widziałeś w telewizji jak się łamią? No własnie. Skoro oni mogą, Ty też możesz i nie jest to żaden powód do wstydu. Po prostu zawsze będzie ktoś szybszy, silniejszy, cwańszy. Ale teoria jedno, a praktyka drugie – i to boli, wiem jak mocno. Dlatego zawsze oprócz afirmacji i standardowych technik które stosuję z facetami, zawsze moim warunkiem jest zapisanie się na boks czytelnika, i pod okiem dobrego trenera ćwiczenie, a z czasem walka w ringu. Wystarczy raz się przełamać i pobić w kontrolowanej walce, dodać do tego dobrą pracę z podświadomością i problem znika. Same afirmacje niestety nie wystarczą, nie u mężczyzny gdzie jest tak potężny kulturowy nacisk na bycie męskim. Przykład – mój czytelnik, problemy z erekcją, lekarze nic nie widzą, nic nie działa, tragedia przez duże T. A ja od razu wiedziałem o co chodzi, i miałem rację. Chodziło o bójkę przy dziewczynie gdzie czytelnik został pobity, i każdy seks utożsamiał z poczuciem upokorzenia, nie on a jego podświadomość. Afirmacje nie działały, wizualizacja i modlitwa też. Wtedy nie staje drogie Panie, naprawdę :) wyleczenie? Klub bokserski w miejscu zamieszkania, badania lekarskie i ring, kilka sparringów z kolegą z grupy wagowej, raz wygrał, raz przegrał, ale walczył. Erekcja wróciła razem z większa chęcią na życie, pewnością siebie – oczywiście piszę to za pozwoleniem mojego drogiego kolegi, pozdrawiam serdecznie z tego miejsca Cię, łobuzie :)

 

 

Niektórzy rodzą sie jako wojownicy którzy kochają walkę i gniew, a ja nigdy tego nie lubiłem, i nie umiałem. W walce nie czuję gniewu tylko strach, bezdenny strach przed konfrontacją. Mając to wszystko na uwadze ćwiczyłem dzień po dniu wiedząc że warto iść przez życie mając dobry cios, tak na wszelki wypadek. Wiedziałem też ze zanim zostanę pobity przez mój własny strach muszę znokautować przeciwnika, albo go na tyle poranić że będzie miał szacunek nawet jesli przegram. W ulicznych konfrontacjach jeśli ktoś chce szybko i dobrze się nauczyć sobie radzić, liczą się tylko dwie sztuki walki – boks, i w mniejszym stopniu zapasy. Wszystko inne różni się skutecznością, ale zawsze to będzie coś znacznie mniej praktycznego w ulicznych solówkach. Do dziś pamiętam jak w podstawówce zostałem mocno pobity przez kolegę w szkole i się załamałem. Popłakałem się z rozpaczy kuląc się pod ścianą, a całą twarz miałem opuchniętą i porozbijaną. To była moja pierwsza walka na pięści, gdyż wcześniej zawsze się tarzałem po ziemi i nie wiedziałem jak mam się bić. Co próbowałem podejść do kolegi, to dostawałem pięścią w twarz. Od tego momentu nigdy nie zostałem już pobity i stało się to moją, sztucznie podsycaną motywacją w czasie bójki. Jedni czują gniew, chcą rzadzić, a ja czułem coś co jest znacznie lepszym motywatorem – przerażający strach przed upokorzeniem gdy się leży i płacze, a więc nie gniew a strach. Jak się później okazało, strach daje więcej siły i wyzwala więcej mechanizmów obronnych w ludzkiej psychice niż gniew.

 

 

Ale wróćmy do tematu. Ćwiczyłem dzień po dniu, aż do kilku bójek gdzie w sumie zakończyła się konfrontacja nokautem. Biłem się też z dwoma napastnikami, a raz można powiedzieć w uproszeniu pewnym że z trzema. Raz biłem się też będąc zaatakowanym przez znanego bandytę z telewizji, (stał sie „sławny” nieco później, po morderstwie) który zarabiał biciem ludzi. Profesjonalista słynący z K.O. ludzi na których dostał zlecenie, do czasu gdy dostał zlecenie na mnie, przeziębionego 18 latka któremu głos w głowie powiedział co się stanie zanim się stało i dzięki temu oszczędziłem zdrowie, bo miałem mieć połamane kończyny za postawienie się łajzie, która miała brata w grupie przestępczej i napuszczała na ludzi kolegów. Kilka razy zrezygnowałem z walki, ponieważ wiedziałem że nie mam szans z bandą, nie wtedy gdy mieszkam ze starymi rodzicami którzy mogą być pobici za mnie. Dlatego zasada jest jedna – próbuj się dogadac z napastnikami, ale nigdy nie zwieszaj głowy, patrz w oczy z szacunkiem, ale nigdy nie umniejszaj siebie – masz prawo żyć, istnieć, i to jest Twoje największe prawo. Jeśli Cie nie traktują z szacunkiem, walcz. Jesli jest ich wielu, uciekaj, jeśli mają nóż – uciekaj. Dopadnij ich później, po jednym, i mocno pobij. Pewnie wtedy się zdziwisz, jak i ja. Pierwsza bójka, strasznie się boję, chcę uciec, zakryć się rękoma – ale oto zanim się zorientowałem i zanim uciekłem, zadziałal odruch wyrobiony latami na worku – i silnoręki leży na ziemi jęcząc i trzymając się za twarz. Z nawyku też skoczyłem, usiadłem na nim i zacząłem go okładać po twarzy, i powiem Państwu że to co mnie zszokowało to to że człowiek którego uważałem za nie znającego lęku, twardego jak skała - płakał jak dziecko, całkowicie się załamał. Kolejny jak dostał w ucho leząc na ziemi zsiusiał się. Zawsze też honorowo kończyłem walkę, podając rękę. Raz gdy biłem się na ulicy i z zaskoczenia dostałem w brzuch i upadłem facetowi do nóg, ugryzłem go w łydkę. Inaczej by mnie zmasakrował. Zrobiłem to dlatego że gdy mnie uderzył widziałem pogardę i uśmiech w jego oczach z łatwej wygranej, jak się okazało chwilkę później przegranej.

 

 

To co polecam zawsze moim czytelnikom, to nieważne jakie w życiu odnoszą sukcesy (oby jak największe), to warto ćwiczyć na worku bokserskim, albo najlepiej w klubie. Ja na nikogo nigdy nie napadłem – lata ćwiczeń aby się bronić, zyskać szacunek w grupie którego i tak w sumie nie zyskałem, ale na co mi szacunek tępaków – ważne że wiedzą że nie można obrazić, zaatakować bo się źle skończy – to mi wystarcza. Tak moi Państwo, nie trzeba się bić a wystarczy się tego nie bać tak by paraliżowało, a już inni to czują. Od kiedy poczułem że strach mnie nie blokuje i umiem się bronić, nigdy nie zostałem napadnięty. To widać, w oczach, ruchach, więc jesli się nie zaczynam i nie prowokuję, to po co napadać na kogoś kto może pobić? Wybiera się wtedy słabszą ofiarę – bo nie odda. Jak więc ćwiczyć? Uliczny fighter, nie zawodnik a ktoś kto umie się bić na honorowej solówce (nie niehonorowej przegra mistrz każdej sztuki walki) powinien ćwiczyć pompki, podciąganie się na drążku, przysiady, skręty tułowia (ważne!) i worek. Dobra garda, trochę techniki, i systematyczny trening. Mozna też uczyc sie walki w zwarciu, ale z moich doświadczeń wynika ze w otwartej walce żaden judoka czy zapaśnik szansy z bokserem nie ma. O karate nie wspominam, bo zanim karateka podniesie nogę to już leci w powietrzu ze złamanym nosem. Gorzej jak bokser nie trafi i zapaśnik czy judoka go chwyci – po bokserze, ale to rzadkość. Zresztą kto napada ludzi i jest sportowcem, zapaśnikiem dobrym? Żeby tak trafić to trzeba mieć wielki niefart, nawet ja z moim szczęściem na coś takiego nie trafiłem nigdy :) reasumując - lepiej raz mieć rozbitą twarz, niż latami być popychadłem a potem do końca żyć w poczuciu że się dało ciała. Zabierz babci emeryturę, i do klubu bokserskiego zapisac się - biegiem marsz :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dobre rady dla...dresów

nie dla nerwicowców,depresantów i schizofreników

ja tam jako histeryk wole unikać sytuacji konfliktowych,a jak bym sie przypakował i miał dobrą technike to możliwe że sam bym szukał zaczepki:p

jak ktoś się boi dresów do nosić w torebce gaz na psy

natomiast sam trening jaknajbardziej,tylko komu by sie chciało :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dobre rady dla...dresów

Też tak uważam....w realnym życiu ( znaczy zależy gdzie się pracuje i z kim przebywa) takie umiejętności można o kant pupy otłuc....

 

:lol: a po co mi trening? poważnie? Nie dla każdego siła i przemoc fizyczna, wzbudzanie respektu swoją masą są ważne......

Sporty walk - owszem - ale nie jakieś kretyńskie Muai Thai czy inne takie ale coś z filozofią która pozwala się udoskonalać........

Zdecydowanie wolę szacunek za to co potrafię zrobić za moje kompetencje niż strach.......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hehe, a ja właśnie chciałabym się zapisać na muay thai, żeby pomóc sobie w walce z nerwicą - zawsze uważałam, ze jak człowiek nauczy się panować nad swoim ciałem, będzie nad nim pracował to przełoży się to na pracę nad psychiką i kontrolę emocji..

a poza tym - trening fizyczny sam w sobie dodaje energii i umacnia wolę walki:)

 

myślę, że to lepsze, niż użalanie się nad sobą..

 

może nie należy tego cytowanego artykułu traktować tak dosłownie - jako zachętę do nauki wygrywania bójek osiedlowych - ale właśnie jak motywację do "wzięcia byka za rogi", o ten psychologiczny aspekt gotowości do walki - nie tyle w sensie fizycznym, co własnie walki ze swoimi słabościami (lękami), z nerwicą, z przeciwnościami losu..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×