Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak tu żyć kiedy wiesz że twoje życie nie ma sensu


nerwosol24

Rekomendowane odpowiedzi

witam jestem tu nowy, a więc na dzień dobry "dzień dobry" :) nie sugerujcie się tą usmiechnieta buzka, wcale nie jestem taki wesoły, wręcz przeciwnie, ostatnio jestem w takim stanie ze nic mi sie nie chce, włącznie z życiem.nie wiem czy to co mnie dotyka to nerwica natręctw, nerwica lękowa czy coś innego, jak zwał tak zwał, w każdym bądź razie potrzebuje pomocy i pewnej porady od WAS co zrobić aby zacząć żyć i cieszyć sie tym życiem jak dawniej.Wszystko zaczęło się jakieś 10 miesięcy temu ( a właściwie w dzieciństwie ale o tym za chwilę). 10 miesięcy temu poznałem dziewczynę, zakochałem się, ja byłem szczęśliwy, chciałem jej zapewnić wszystko co tylko chciała, nie mogłem jej zapewnić tylko poczucia miłości do mnie, mimo iż ja byłem w niej bardzo zakochany.przez jakieś 5 miesięcy wszystko było dobrze, byłem cały w skowronkach, ale w pewnym momencie się załamałem pod wpływem tego co działo się ze mną w przeszłości...i tu na chwilę zatrzymajmy się i cofnijmy wstecz.

jako młody chłopak byłem zamknięty, skryty w sobie itd, w pewnym momencie swojego młodego życia zacząłem słuchać muzyki satanistycznej, która to raczej do pozytywnych nie należy, wiem że zrobiłem sobie ogromną krzywdę przez tą ideologię. w pewnym momencie załamałem się, zawsze byłem religijny itd, i właśnie dlatego nastąpiło moje załamanie, czytałem dużo na temat religii, dowiedziałem sie ze jedyny grzech ktory nie zostanie wybaczony człowiekowi to grzech przeciwko duchowi świętemu, choć tak na prawdę nie wiedziałem jak to sformułować, co to takiego jest, zaczęło mi się wydawać że właśnie to popełniłem. i właśnie od tego momentu moje życie stało się koszmarem, miałem natrętne myśli, przeklinałem boga, miałem jakieś koszmary, że moje życie nie ma sensu, że po co to moje życie, przecież ja i tak nie mam po co żyć, odpędzałem je ale czasami się nie dało, byłem sfrustrowany i wykończony, nie chciało mi się żyć, zawsze moje myśli pędziły ku rzeczom które normalnego 14 letniego chłopaka nie powinny interesować. zaczęło się liceum, jakoś dochodziłem do siebie,powoli, stopniowo patrzyłem na to z innego punktu widzenia, choć w liceum też miałem problemy ze sobą.a więc natrętne myśli, lęki przed którymi nie mogłem, nie umiałem uciec,poddawałem się im przez co jak sobie teraz uzmysłowię niektórzy ludzie mogli mnie postrzegać jako trochę niezrównoważonego, ale co tam.Podniosłem się, na prawdę, zapomniałem co się ze mną działo i powiedziałem "Jezu co ja robię???Zastanów się człowieku"pomogło mi to, bylem szczesliwy.poszedlem na studia, caly okres studiow to byla jedna wielka radosc zycia, pozytyw, zapomnialem o moim dziecinstwie, nie obchodzilo mnie to, bylem takim czlowiekiem jakim zawsze chcialem byc, wyluzowany, radosnym, zadowolonym itd.studia skonczylem z powodzeniem uzyskujac dyplom i poznalem dziewczyne....

...no wlasnie wróćmy do chwili obecnej. nie jestem tym samym człowiekiem, bedąc z dziewczyną zacząłem sobie znowu przypominac co sie ze mna działo w młodości, zaczęły się lęki, natrętne myśli, że po co ja komu jestem potrzebny, kto chciałby mieć takiego człowieka jak ja?itd, czułem się niedowartościowany, płakałem, wyobrażałem sobie różne dziwne rzeczy, że znowu moje życie nie ma sensu, że ona nie może być ze mną....to było straszne. w pewnym momencie zaczęło się to samo co dawniej (po tym kiedy to zdenerwowałem się za to jak moja dziewczyna mnie traktuje - krótko mówiąc "przedmiotowo" i jak gówniarza, nie rozumiałem jak można kogoś tak potraktować, kogoś kto jest dla mnie wszystkim, wokół kogo kręci się całe moje życie, kto jest moim powietrzem, moim sensem życia itd....)W dniu kiedy wyrządziła mi taką straszną krzywdę wypiłem parę piw z kumplem, położyłem się do łóżka i się zaczęło, najpierw oblał mnie zimny pot, fale gorąca przechodzące przez całe ciało, znowu zimny pot, strach, jakiś wszechogarniający, zacząłem ją wyzywać, przypominanie sobie tego co było kiedyś i tak w kółko.znowu ten sam koszmar, przeżywanie tych samych myśli co kiedyś,odpędzanie ich. za to co mi zrobiła zacząłem na nią kląć, wyzywać ją w myślach, nie mogłem się od tego odpędzić, dręczyły mnie cały czas, i znowu jakoś dziwnie "znienawidziłem boga" itd...gdy to piszę jestem w takim stanie że szkoda gadać.po tym co zrobiłem nie powinienem już w ogóle starać się dalej, tylko olać to, ale ja jakoś jeszcze chciałem, starałem się,bo jak się kocha to jest się w stanie wybaczyć wszystko...ale wiem że to był mój błąd.dręczą mnie myśli o mojej rodzinie, klne na nich, dręczą mnie myśli, koszmary, moje życie nie ma sensu, czasami nawet biorę w dłoń swój nadgarstek i patrzę się na swoje żyły i wyobrażam sobie jak je podcinam...to jest koszmar, wiem że jedyne co mnie trzyma przy życiu to moja rodzina której nigdy w życiu (choćby nie wiem co) tego nie zrobię bo mnie wspierają. Ostatnio porozmawiałem z matką o moich problemach (bardzo się tego wstydziłem ale uważam to za sukces, przez tyle lat żyłem z tym sam aż w końcu powiedziałem to. Kiedy powiedziała mi że "cokolwiek bym nie usłyszała i tak cie bede kochać" wręcz nie uwierzyłem że tyle się z tym ukrywałem, dla niej wszystko jest takie proste. W chwili obecnej mija pare godzin od kolejnej rozmowy z nią, jestem w pracy, jakoś dziwnie zadowolony, choć z drugiej strony nie do końca szczerze zadowolony. przeżywam straszne męczarnie, kładę sie do łóżka, nagle ogarnia mnie jakiś strach, zupełnie bez przyczyny, bez żadnych podstaw, boję się rzeczy, których nie powienienem się w ogóle obawiać, dziwne myśli że "chciałbym kogoś mieć, ale nie chciałbym żeby ktoś był ze mną", i każda taka myśl zaczyna cię tak dołować, jedna za drugą, do tego dochodzi trzecia, czwarta, człowiek nie śpi, albo jak śpi to nagle budzi się pod wpływem jakiejś myśli która go dręczy i nie daje mu spokoju.do tego dochodzi ciśnienie 1500 na 2900, ręcę w pracy trzęsą się od nerwicy, nie można utrzymać długopisu, do tego człowiek chudnie w oczach, zaczyna mu się wydawać że to wszystko jest złe, że nie ma sensu, że po co żyć???skoro jestem zły (mimo iż wiem że nigdy nie wyrządziłem i nie wyrządzę nikomu żadnej krzywdy), zaczyna cię dręczyć coś co jest w ogóle bezpodstawne a jednak boisz się ze może to prawda ( choć wiesz że tak nie jest)...jak tu żyć???pomóżcie!!!błagam, miałem zamiar iść do psychiatry ale boję się jakiegoś wyroku, że jestem nienormalny czy coś w tym stylu, a to ze względu na wszechogarniające poczucie wstydu.jakiś rok temu znałem swoją wartość i samoocenę.uważam się za inteligentnego człowieka.jestem informatykiem, pracuję już od czterech miesięcy w pewnej instytucji państwowej, mam perspektywy na dobre życie, dobry start w przyszłość....ale jedyne co mi przeszkadza to natręctwa a co się za tym wiąże ogólny bezsens życia, więc jak tu żyć kiedy wiesz że twoje życie nie ma sensu krótko po 20 roku życia???:( pomocy, poradźcie coś.chciałbym rzucić palenie, a wiem że z jednej strony pomaga mi przetrwać a z drugiej mnie pogrąża.brak snu, ciśnienie, oczy podkrążone, trzesące ręce, natrętne myśli, samobójcze, ogólny bezsens, zastanawianie się czy ja jestem dobry czy zły....:( jeszcze raz pomocy proszę!!!mam nadzieję że odmienię swoje życie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że powinieneś udać się do psychiatry aby rozpocząć leczenie farmakologiczne (pozbyc się lęków, natrętnych myśli) i równocześnie rozpocząć leczenie i psychologa. Nie bój się, że psychiatra uzna cię za nienormalnego (niestety w naszym społeczeństwie nadal pokutuje opinia, że kto chodzi do psychiatry ten jest wariat), ja też tak myślałam dopóki wymęczona nerwicą nie przemogłam sie i trafiłam do psychiatry, która niesamowicie mi pomogła i postawiła na nogi (odpowiednio dobranymi lekami). Zachęcam cię do tego, bo widzę że raczej sam sobie nie pomożesz - zbyt zaawansowaną masz nerwicę, która nie leczona tylko się będzie pogłębiać, po lekach gdy poczujesz poprawę możesz sam nad sobą/swoją psychiką pracować jednak to też wymaga niestety czasu i samozaparcia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim - pamiętaj, że to choroba. Te wszystkie myśli, że jesteś zły, że nie masz po co żyć - to wynik, czy może raczej objawy choroby. Spójrz na to wszystko obiektywnie - jesteś młody, inteligentny, wykształcony, masz pracę, rodzinę. Jesteś też chory, to prawda, ale przecież możesz z tym walczyć. Jeśli czujesz, że sam sobie nie radzisz- idź do lekarza. Powodzenia :).

Aha, jeszcze jedno - nie ma się czego wstydzić. Spójrz jak wiele jest osób z podobnymi problemami. W społeczeństwie rzeczywiście panuje jakiś głupi pogląd, że kto chodzi do psychiatry, ten jest wariatem, ale zadajmy sobie pytanie - ile warta jest opinia takiego społeczeństwa? I co to tak naprawdę znaczy "wariat" lub "nienormalny"?

Pomyśl, przecież wizytą u lekarza nic nie ryzykujesz, a jak wiele możesz zyskać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja chciała dołączyć się do wypowiedzi moich poprzedników i poradzić Ci, zebys wybrał sie do specjalisty. Tez cierpię na nerwicę natręctw. Wczesniej leczyłam sie farmakologicznie, teraz chodzę na psychoterapie grupową i moje natrętne mysli nadal czasem wystepują, ale nie są juz tak intensywne jak kiedys. Początkowo nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje, nie wiedziałam, co to nerwica natręctw. I to zagubienie było straszne. Teraz juz jestem tego bardziej swiadoma. Na terapii dowiedziałam sie, ze to, co sie stało, to tylko objawy. Problem tkwi gdzies wewnątrz nas. I chodzi o to, zeby go sobie uswiadomic,zrozumiec, zeby zajrzec w głąb siebie. Ja własnie jestem w trakcie tego poszukiwania. Myslę, ze Ty tez powinienies poszukac. I zycze Ci, aby udało Ci sie znalezc:) pozdrawiam Cie ciepło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam tylko powiedzieć, oprócz tego iż jak nie pójdziesz natychmiast do lekarza to Cie znajde i osobiście skopie Ci tyłek:), chciałam powiedzieć że nie jesteś sam z takimi objawami. Mam prawie identyczne, a więc wniosek jest jeden. Skoro mamy podobnie, jest to choroba i a nie Twój zły charakter. Byłam u psychiatry, później u psychologa. Przez moją głupote i lenistwo znowu mi o cholerstwo wróciło, bo porzuciłam leczenie. Nie rozumiem tez obaw ludzi co do wizytu u psychiatry. Przeciez nikt o tym nie musi wiedzieć. O moich wizytach wiedziała tylko najbliższa rodzina, a to tylko dlatego, że sama im powiedziałam. Nie uciekaj od odwiedzenia lekarza. Powodzenia:*

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzięki za wszystkie wasze porady, nie wiem co mam ze sobą zrobić, nadal czuję sie jakoś tak dziwnie, biorę jakieś leki które dostałem od ciotki (miała podobno nerwicę lękową), niby jestem spokojny ale jakoś tak nie do końca, wiem że to tylko tydzień a może nawet mniej jak je biorę. wiem że powinienem się udać do psychiatry i pewnie to zrobię. czuję się tak jakby ktoś wyrwał mi jakąś część duszy, czuję ogromną pustkę po stracie dziewczyny. wiem że te wszystkie lęki, natrętne myśli to tylko moja psyche, i w sumie mi to pomaga, sam fakt że to tylko moja psychika, powtarzam sobie "co ja sobie wkręcam do tej mojej główki???" ale wolał bym jakiejś stabilizacji, potwierdzenia moich odczuć dlatego chyba wybiorę się do psychiatry....mój najgorszy lęk to lęk przed chorobą psychiczną....:( pozdrowienia, życzcie powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzięki za wszystkie wasze porady, nie wiem co mam ze sobą zrobić, nadal czuję sie jakoś tak dziwnie, biorę jakieś leki które dostałem od ciotki (miała podobno nerwicę lękową), niby jestem spokojny ale jakoś tak nie do końca, wiem że to tylko tydzień a może nawet mniej jak je biorę. wiem że powinienem się udać do psychiatry i pewnie to zrobię. czuję się tak jakby ktoś wyrwał mi jakąś część duszy, czuję ogromną pustkę po stracie dziewczyny. wiem że te wszystkie lęki, natrętne myśli to tylko moja psyche, i w sumie mi to pomaga, sam fakt że to tylko moja psychika, powtarzam sobie "co ja sobie wkręcam do tej mojej główki???" ale wolał bym jakiejś stabilizacji, potwierdzenia moich odczuć dlatego chyba wybiorę się do psychiatry....mój najgorszy lęk to lęk przed chorobą psychiczną....:( pozdrowienia, życzcie powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj! Wlasciwie moglabym podpisac sie pod Twoim postem napady leku jakie przezywasz u mnie wygladaly identycznie.Bardzo pomoglo mi to co nazywasz "potwierdzeniem swoich odczuc" dostalam to od specjalisty psychologa od dwoch miesiecy nie mialam silnego napadu leku .Gdy TO sie zaczyna umiem to juz stlumic narazie wystarcza mi sily zreszta wydaje mi sie ze juz zawsze bedzie mi wystarczac :D najwazniejsze to znalezc zrodlo nerwicy i przyczyne lub przyczyny jej wystapienia czasami moga byc bardzo blahe ale powoduja leki.Nerwica to nie jest choroba ktora od nas nie zalezy nad ktora nie mamy kontroli wiem ze to tak wyglada poniewaz sama znajdowalam sie przez dlugi czas w stanie totalnego "uspienia" z ogromnym lekiem tylko ludzie na tym forum wiedza co to znaczy i umieja wyobrazic sobie to uczucie .Teraz juz wiem ze to wszystko da sie pokonac ,ze tak naprawde to wytwor wyobrazni .Psychoterapia bardzo pomaga wlasciwie dla mnie okazala sie zbawienna nikt w moim przypadku o niej nie wie za wyjatkiem naprawde najblizszych mi osob, wiec nie musisz sie obawiac pojscia do psychiatry .Poza tym jestem pewna w 100% ze nie uslyszysz ze jestes NIENORMALNY skoro ktos taki jak ja kto nie umial sie ruszyc z miejsca kto robil bardzo dziwne rzeczy w stanie ogromnego leku tego nie uslyszal.Napewno zrozumiesz co ci dolega i szybko dasz sobie rade tylko pozwol sobie czasami na zle samopoczucie podejdz do tego z wiekszym spokojem im bardziej buntowalam sie i myslalam o lekach tym czestrze i wieksze one byly.Teraz sa malutenkie jak czytam o roiznych chorobach to pojawia sie mysl i lek ze je mam (choroby psychiczne) ale szybko mijaja .GLowa do gory ...duzo optymizmu pozwol sobie na poczucie szczescia w tych malutkich codziennych sprawach:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc, Ty lepiej idz do lekarza i niech on Ci e zdiagnozuje i przepisze leki.Leki od ciotki to mozna sobie brac na bol glowy a nie na nerwice. Zastanow sie czy chcesz z tego stanu wyjsc.Jezeli tak to czym predziej do psychologa lub psychiatry. Takimi lekami nie lecz sie sam. Leczenie nerwicy nie konczy sie na jednym opakowaniu leku.Takim braniem kilku tabletek mozesz pogorszyc swoj stan, a nie o to przeciesz chodzi. Podejmnij meska decyzje i smigaj do psychologa a on juz dalej pokieruje. Pozdrawiam :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie co?sam juz nie wiem co mam o tym sądzić, zdecydowalem sie pojsc do lekarza i mam nadzieje ze to mi pomoze, mam do was jedno pytanie.Macie natrectwa na tle religijnym???chore mysli, w ktorych wymyslacie kolejne bluzniercze mysli o Bogu.nie wiem czy ktos ma cos takiego jak ja, ale to jest najgorsze co moze byc,mowie wam, ja juz sam nie wiem czy ja jestem opetany czy nie, nie rozumiem tego wszystkiego.czytalem kiedys na ten temat i przezywam totalny kryzys,chcialbym byc tym czlowiekiem ktorym bylem rok temu, kiedy to mialem dla kogo zyc, ale niestety sie zalamalem, myslalem ze moge jej zrobic jakas krzywde mimo ze bardzo ja kochalem, to wszystko jest jakies chore. czuje sie tak jakbym istnial tylko ja, albo otaczajacy swiat, jakbym zamykal sie hermetycznie w srodku i nie chcial wychodzic na zewnatrz. pewnej nocy zaczalem sie strasznie bac sam nie wiem czego, zaczal mnie oblewac pot, fale zimnego i goracego potu, jakis paniczny strach nie wiadomo na litosc boska przed czym, to jest jakas paranoja. czasami wydaje mi sie ze moje zycie nie zalezy ode mnie ale wiem ze wcale tak nie jest. dzieje sie tak tylko dlatego ze mam niechciane mysli i natrectwa i zrobilem cos czego nie chcialem zrobic, a to wszystko przez moje dziecinstwo...potrzebuje pomocy tego wiem na pewno i mam nadzieje ze wyjde z tego bo wiem ze jestem dobrym czlowiekiem i nigdy nie zrobie nikomu nic zlego...to jakis koszmar, pozdrowienia dla wszystkich

 

[ Dodano: Czw Lis 09, 2006 8:19 pm ]

jutro ide do lekarza z rana, modle sie do boga zeby to nie byla schizofrenia, bo nie wiem czy wtedy podolam to wszystko pociagnac, mam nadzieje ze nie uslysze takiego wyroku. ogolnie to czuje sie strasznie, czuje sie tak jakbym nie istnial, chore to jest, bo przeciez jestem swiadomy siebie a jednak jestem masakrycznie rozkojarzony, błądzę gdzieś w nieznane rejony świadomości, nie potrafię się skupić na czymkolwiek, na szczęście przez ostatnie 4 dni przebywałem wśród ludzi i troche mnie to wyluzowało, ale czasami miałem straszne momenty, łezka niejedna spadła na dywan, ból, cierpienie, paniczna samotność, czujesz sie nikomu niepotrzebny, czujesz sie tak jakbyś nie mógł mieć nikogo już nigdy, przerażające to jest...:( pozdrowienia

 

[ Dodano: Sob Lis 11, 2006 12:14 am ]

hehe dowiedziałem się że mam osobowość schizoidalną, nieźle co??a tak poważnie czy macie takie natręctwa, że tak strasznie nie dają wam spokoju że "tak jakby" je wymawiacie. to znaczy nie wiem, w moim przypadku jest tak że na przykład jak przełykam ślinę i mam te chore myśli to tak jakoś podświadomie jakbym układał język i już za chwilę miałbym to powiedzieć :( wiecie jakie to jest męczące i uporczywe!!! to jest straszne :( pozdrowienia. życie to ciężki orzech do zgryzienia, a szczególnie moje :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nervosolku! Mam podobny problem, też nie wierzę w siebie i ciągle zastanawiam się za co można mnie kochać.... Przecież tak niewiele albo nic nie jestem warta.... W moim życiu narobiłam trochę krzywdy innym, niestety...A będąc dzieckiem słyszałam, że mam "trudny charakter", mama mi tak wmówiła, że w końcu w to uwierzyłam.... A natręctwo mam jedno - to paniczny lęk przed odrzuceniem przez męża i innych ludzi, lęk przed zdradą, przed samotnością, potworna zazdrość o męża czasem potrafi mi tak zatruć życie (jemu zresztą też) że szkoda gadać... Pisząc na forum mamy jednak tę radość, że inni nam radzą, stajemy się zauważeni przez kogoś, całkiem obce osoby, ale mamy to szczęście, że choć przez chwilę ktoś o nas myśli. Nie uważasz, że to cudowne? Ja chodzę do psychiatry, tobie też radzę, to pomaga, pozwala walczyć o siebie, o każdy następny dzień, wierzyć, że znów nam będzie lepiej, że będziemy się cieszyć z życia kiedyś....Pozdrawiam, nie jesteś sam, a inni myślą o tobie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam 9 lat pewnego czwartku rozmawiałam z koleżankami o tym który chłopak mi się najbardziej podoba tydzień później poprosił mnie żebym była jego dziewczyna to on mi się podobał no właśnie podobał ale to później przez to pytanie mam problemy z sercem i trzęsą mi się czasami ręce teraz dziwnie się czuję zamykam się w sobie i nie chcę mi się nic i poczułam że to co robiłam w życiu niema sensu i często płaczę próbuje o tym nie myśleć i przeważnie mi się udaje zazwyczaj siedziałam przy komputerze i mi się to znudziło czułam się zagubiona pewnie to wszystko przez to plis maż jakieś sposoby by przestać plis od pisz!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×