Skocz do zawartości
Nerwica.com

kompletnie sobie nie radzę


panna_nikt21

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

mam 21 lat, jak wskazuje mój nick - jestem kobietą. Od pewnego czasu moje życie to dla mnie coś w rodzaju wegetacji. Problemy zaczęły się jakieś 4 miesiące temu. Zacznę może od tego, że podczas pracy wakacyjnej poznałam chłopaka, który zaczął do mnie pisać, zabiegać o mnie - jednym słowem [podobno] się zakochał. Ja początkowo nie chciałam mu robić nadziei, bo nic do niego nie czułam, ale pisaliśmy ze sobą codziennie i stopniowo przyjaźń przerodziła się w coś więcej. Problem w tym, że on zaczął być strasznie zmienny. Kiedy podjęliśmy decyzję, żeby spróbować czegoś więcej on stwierdził, że jest egoistą, nie nadaje się do związku i jest mu dobrze samemu. Było to o tyle dziwne, że przez 2 miesiące, kiedy ja mu niczego nie obiecywałam, on ciągle mi mówił, że bardzo by chciał, żeby nam się udało, że bardzo mu na mnie zależy i będzie czekał tak długo, aż ja w końcu zmienię zdanie. I kiedy układało się między nami naprawdę dobrze on zaczął odprawiać jakieś cyrki. Miał być między nami koniec, ale tak się składało, że nie mogliśmy przestać utrzymywać kontaktu, więc co jakiś czas pisaliśmy do siebie, kilkakrotnie się spotkaliśmy. W grudniu ponownie się zeszliśmy, ale on po kilku dniach stwierdził, że znowu nie jest gotowy i w styczniu historia znowu się powtarzała. Pisał, że nie może zapomnieć, że jestem ważna i że tak naprawdę mnie nie chce stracić. Ale ciągle było to samo - kłóciliśmy się, rozchodziliśmy, potem on zaczynał pisać, ja wybaczałam, dawałam szansę, próbowaliśmy, a po kilku dniach znowu on dochodził do wniosku, że nie jest gotowy na związek i tak w kółko. Ostatecznie od jakichś dwóch tygodni byliśmy znowu razem, a wczoraj on mi napisał, że chyba nie chce mi już robić nadziei i to koniec, bo poznał kogoś i nie chce być nieuczciwy, a przecież chyba bym nie chciała żeby kręcił i z tamtą i ze mną. Póki co to tylko koleżanka, ale dobrze się razem bawili i z jego strony to koniec. Powiem szczerze, że od 4 miesięcy nie zaznałam ani minuty spokoju. Ciągłe myśli, bo mi zależało, bo się zaangażowałam, bo po prostu się zakochałam. I mam cholerny żal, że walczył o mnie i chciał żebym ja się zaangażowała mimo że podobno wiedział, że się nie nadaje do związku. Dostał ode mnie 4 kosze i powiedział, że się nie podda. A teraz takie coś. Był to dla mnie straszny policzek. Ponadto mam problem z zaakceptowaniem samej siebie. Mam wiele kompleksów i mimo że ludzie mówią mi, że jestem ładna i niepotrzebnie mam jakieś kompleksy, to jest to silniejsze ode mnie. Odkąd pamiętam zawsze miałam problemy z samoakceptacją. Do tego dochodzą jeszcze studia, które też mnie wykańczają. Jestem z natury ambitna i zawsze jechałam na piątkach, teraz też chcę dać z siebie jak najwięcej, ale czuję, że nie mam siły się już starać.

Zaczęło się to wszystko sypać łańcuszkiem. Najpierw od października problemy uczuciowe, a potem posypało się wszystko. W domu też różnie mi się układa. Kiedyś żyłam z rodzicami naprawdę w super relacjach. Od pewnego czasu mam wrażenie, że się oddaliliśmy, jest to pewnie spowodowane tym, że ja dorosłam, mam już inne problemy, żyję trochę czym innym, ale coraz gorzej się rozumiemy. Ogólnie to czuję się naprawdę, naprawdę samotna. Mam przyjaciółki z którymi mogę szczerze porozmawiać, ale czuję, że nie ma osoby, która by mnie tak naprawdę zrozumiała. Nikt nie wie, co siedzi w moim wnętrzu. Chciałabym być w końcu szczęśliwa i od pewnego czasu myślę nad tym, że tylko samobójstwo mi to umożliwi. Wiem, wiem. Życie jest piękne, trzeba z niego korzystać. Ludzie są chorzy, przykuci do łóżka, ale się nie poddają - wszystko to wiem, tylko mi to nie pomaga. Pocieszenie, że inni mają gorzej jest naprawdę mało budujące. Nie chce mi się wstawać rano z łóżka, nie chce mi się uczyć, nie chce mi się nawet otwierać gęby do kogokolwiek. Nie widzę już pozytywnych aspektów swojego życia. Ciągle mi się coś psuje. I kiedy już sobie myślę, że w końcu będzie dobrze, bo nawet nawet się układa, nagle coś musi się posypać. Sprawa z tym chłopakiem mnie strasznie dobiła, najgorsze jest to, że wiem, że powinnam zapomnieć, ale to cholernie boli. Naprawdę nie cieszy mnie już nic, zupełnie nic. Szukam pomocy tutaj, może znajdzie się ktoś, kto cudem sprawi, że zobaczę choć jedno pulsujące światełko w moim czarnym życiu.

I proszę, nie piszcie, że mam dopiero 21 lat i tak naprawdę nie wiem nic o życiu, bo wiek tutaj nie ma nic do rzeczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację, jestem wykończona. Jest ze mnie kłębek nerwów. Jestem naprawdę na skraju wytrzymałości. Boję się, że któregoś dnia pęknę i skończę ze sobą, bo mam już wszystkiego dość.

 

To, co się wydarzyło z tym chłopakiem jest dla mnie niesamowitym policzkiem. Ktoś zostawia mnie z dnia na dzień, bo poznał inną podczas jednego wieczoru. Mam wrażenie, że moje życie to od jakiegoś czasu pasmo niepowodzeń. Nie widzę sensu swojej egzystencji, wydaje mi się, że to tylko bezsensowna wegetacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×