Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam, moja historia.


thevoice

Rekomendowane odpowiedzi

Hej wszystkim, od dłuższego czasu śledzę to forum, w końcu postanowiłem, że sam zabiorę głos i opowiem o swoim problemie. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto wskaże drogę jak tu dalej postępować, bo szczerze mówiąc, jestem w lekkiej rozterce.

 

Jestem 23-letnim studentem, któremu właściwie zawsze dobrze się wiodło, praktycznie w każdym aspekcie moje życie wypełnione było większymi czy mniejszymi sukcesami, owszem, bywały jakieś porażki, niezbyt życzliwe znajomości w gimnazjum etc. jednak generalnie mógłbym o sobie powiedzieć, że dzieciństwo i okres licealny były bardzo sympatyczne i często myślami wracam do nich.

 

Wszystko jednak zaczęło się sypać w 2007 roku, kiedy to w czerwcu, już po maturze, przymierzałem się do odebrania wyników z matur, właściwie na kilka dni przed tym doznałem uczucia, którę mogę scharakteryzować jako niepokojące, zaczęło mi być duszno, miałem zerowy apetyt, napady gorąca etc. Po czterech dniach (już po odebraniu wyników, które były naprawdę dobre) z rana doszła do tego temperatura 34,8 i wysokie tętno, trafiłem na pogotowie, gdzie skwitowano mnie słowami: nerwica i dam coś tam. Po kilku dniach osłabienia, właściwie przeszło i do wakacji 2008 sytuacja była w normie, "tamto" uczucie nie wracało, czułem się ok, jednak w czasie wakacji wyjechałem na wspólny wypad ze znajomymi, 2-tygodniowa wyprawa nad morze, już na miejscu po tygodniu objawy, które były charakterystyczne dla okresu "czerwiec 2007" wróciły, czyli nieoczekiwany lęk, gorąco, potliwość etc. Na szczęście miałem przy sobie tabletki ziołowe valerin, które skutecznie mnie uspokoiły. Nie mniej sytuacja zaczynała robić się coraz gorsza.

 

W roku akademickim 2008/2009 już praktycznie nie rozstawałem się z moimi lekami valerin i ew. inne preparaty ziołowe, chociaż zażywałem je stosunkowo rzadko (raz na tydzień), przy większych stresach, sesja zimowa jako tako upłynęła, problem nie był jakiś wielki, w marcu 2009 wybrałem się z kumpelą do kina, i wtedy doznałem znowu napadu gorąca, pojawiła się dezorientacja, miałem ochotę uciec, na szczęście miałem przy sobie xanax, od lekarza rodzinnego (po sesji zdecydowałem, że warto mieć coś, co poleci lekarz), i on opanował sytuację. Później znowu był spokój, aczkolwiek wszelkie wyjścia towarzyskie zaczęły budzić we mnie już lęk i myśli typu "co się stanie, jeśli nagle zemdleję etc." Dlatego też w wakacje 2009 nie wyjechałem nigdzie samodzielnie, tylko z rodziną nad morze adriatyckie, co też było cięzkim przeżyciem, miewałem tam noce "pełne duszności" etc. wspomagałem się magnezem, hydroksyzyną (ale kilka sztuk tylko), no i słońcem, wodą, jakoś dobrze to zniosłem ten cały wyjazd, aczkolwiek sytuacje w których było mi gorąco, duszno występowały.

 

We wrześniu 2009 wyjechałem z rodziną w gory, aby się zrelaksować, jednak ja doznałem wtedy znowu potężnego ataku, trzęsawka niesamowita, brak apetytu, brak poczucia równowagi, wrażenie, ze zaraz zemdleję, mimo, iż nic nie było takiego, co mogłoby spodować moje złe samopoczucie, pogoda była idealna, zero egzaminów wrześniowych etc. Po tym zajściu stwierdziłem, ze trzeba działać. Zrobiłem wszelkie badania: krwi, tsh, tomografia głowy i odcinka szyjnego kręgosłupa, wszystko w normie, coś tam tylko z kręgiem szyjnym, ale ma to połowa populacji podobno :P Następnie udałem się do psychiatry.

Dostałem citabax i stosowałem go wedle zaleceń, mała dawka, jednak on nie pomógł mi, nadal co kilka tygodni/dni dostawałem większych ataków paniki, głownie na uczelni mnie chwytało, tutaj mógłbym się pokusić, że nastąpiło też coś w rodzaju fobii społecznej, czego wcześniej nie można było zauważyć. W listopadzie, odwiedziłem innego psychiatrę, dostałem arketis 20 mg, i muszę przyznać, że do tej pory był to jedyny lek, który spowodował wyraźną poprawę, ponieważ w grudniu tego roku, tj. 2009 wyjechałem z rodziną znowu, tym razem na Bliski Wschód i wyjazd był nad wyraz udany, pomimo znowu obcej kultury etc., zorganizowanej wycieczki, gdzie trzeba się podporządkowywać, ja czułem się ok, i dlatego tuż po wycieczce, na początku 2010 zrezygnowałem z dalszego brania, uznając, że polepszyło mi się wyraźnie i dam sobie radę bez tabletek.

 

Takie rozumowanie najwyraźniej było błędne, co prawda sesję zimową 2009/2010 zdałem super i ogólnie czułem wielkie chęci do działania i do wyjść ze znajomymi, to jednak na początku lutego znowu poczułem się gorzej, zacząłem brać ponownie arketis, ale nie przyniósł on takich efektów, znowu zaczęły się pojawiać ataki paniki, też raczej cyklicznie co kilka tygodni/dni; ponadto osłabiła się moja koncentracja, pojawiło się też dosyć takie przewlekłe zmęczenie, sztywność mięśni. Udałem się do kolejnego z kolei psychiatry na początku kwietnia 2010, tym razem fachowca, uznany i ceniony dr; dobrał on do mnie depralin 10 mg, który stosowałem do końca sieprnia mniej więcej, no i generalnie ten lek rzeczywiście był niezły, bo na przełomie czerwca/lipca czułem się naprawdę lepiej, odbyłem kilka dalszych podróży ze znajomymi, powoli myślałem, ze wszystko się układa; Jednak w sierpniu 2010 znowu zacząłem czuć się gorzej, bez jakiejś wyraźnej przyczyny; rano było fatalnie, ok. 2-3 godziny po wybudzeniu miałem jakiś skurcz mięśni, pojawiał się kompletny brak koncentracji, a jednocześnie nadpobudliwość psychoruchowa; w dodatku nastąpiły też ataki gorąca, także od czasu do czasu jakaś panika, wieczorami zawsze jednak czułem się lepiej. Ogólnie jednak wszystko zmierzało w złym kierunku.

 

Pan dr we wrześniu dał mi seronil 10mg/20mg, który jednak niczego nie zmienił, a później effectin 37,5 mg (czy jakąś jego odmianę, nie pamiętam :o), który w dodatku do ww. objawów dołączył też brak apetytu i znacząco straciłem na wadze, pomimo stosowania go ledwie przez 2 tygodnie. Generalnie zaczynał się rok akademickim 2010/2011, a ja byłem w rozsypce, nie powiem, że nie towarzyszyło mi lekkie przygnębienie, ale depresji bym się raczej nie doszukiwałem, bo raczej szukałem czegoś, czym mógłbym się zająć, nie siedziałem biernie i nie załamywałem się. Jednak z powodu ogólnego leku i ataków początek roku akademickiego był fatalny, kompletnie nie mogłem się skoncetrować, byłem rozkojarzony, duszno cholernie, a kilka razy uciekłem wręcz przed zajęciami, bojąc się ataku na tychże zajęciach. W tym czasie dr stwierdził, no, że tak być nie może, i muszę stawiać czoła temu lękowi, chociaż czasem miałem wrażenie, że to nawet nie lęk, a raczej takie dziwne uczucie wyobcowania/derealizacji etc., które bardziej mnie denerwuje. No, ale generalnie stawiłem czoła i do sesji zimowej 2011, jakoś chodziłem na zajęcia, i nawet sesję zaliczyłem, w międzyczasie jednak dostałem lek (w listopadzie 2010) doxepin najpierw, 10, potem 25, obecnie 50 mg, no i dodatkowo kventiax w dawce 50 na te uczucia derealizacji/depersonalizacji. Generalnie, po 2 miesiącach stosowania było nieźle, nabrałem na wadze, troszkę się poprawiło samopoczucie. Jednak obecnie, luty 2011, stan już w styczniu wyraźnie się pogorszył, obecnie męczę się z dużą derealizacją, mam wrażenie, że czasem mam przymus mówienia do samego siebie, cały czas chodzę taki jakby "w stresie", nadpobudliwość psychoruchowa; bóle głowy to także, co mi dokucza, zwłaszcza w płacie czołowym, w dodatku noce są meczące (zwłaszcza duszności dokuczają), wcześniej nie miałem z nimi problemów, teraz z rana sam nie wiem czy jestem we śnie czy na jawie. W dodatku przeczytanie kilku stron z podręcznika sprawia staje się męczące, i ogólnie forma fizyczna dosyć kiepskawa.

 

No, to taka moja historia, mam nadzieję, że komuś zechce się przeczytać, może doradzi, jak tu dalej postępować, zapomniałem napisać, że także od listopada 2010 chodzę do psychologa, ale efekty tej terapii chyba na razie żadne; jedynie staram się nie zwracać uwagi na takie typowe ataki paniki (trwające wedle ekspertów ok. 10-15 min) i to chyba jedyny sukces tej terapii. Sytuacja zaczyna mnie martwić, bo tyle już leków stosowałem, starałem się przełamywać na różne sposoby, podejmować wyzwania, a raczej nie idzie ku lepszemu. Nie wiem czy warto wykładać pieniądze na dalszą diagnostykę, jakieś alternatywne źródła tych wszystkich dolegliwości?? Tylko naprawdę nie mam pojęcia, skąd to się mogło przytrafić, zero chorób psychicznych w rodzinie, życie poukładane, rodzina ok, przyjaciele są; z dodatkowych informacji to mam też niezidentyfikowane plamy na skórze, które pojawiły się ok. 2008 roku, byłem hospitalizowany z tą dolegliwościa dermatologiczną pod koniec 2009 roku, okres stosowania arketisu, i nawet ten pobyt w szpitalu nie był jakimś traumatycznym przeżyciem, generalnie chorobę tą dermatologiczną zwalczono retinoidami, stosowanymi przez kilka miesiący, jednak nie sądzę, by miały one jakiś wpływ. Ponadto od czasu liceum też sukcesywnie pogarsza mi się wzrok, a nikt w rodzinie nie ma/miał takich kłopotów; a nie spędzam przed kompem/tv zbyt wiele czasu.

 

Będę wdzięczny za jakiś odzew. Pozdrawiam. :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mmm... pojęcia nie mam, jak doradzić, ale pomyślałam, że będzie miło choćby dać znać, że ktoś przeczytał wszystko co miałeś do "powiedzenia".

 

Naprawdę zastanawiające, jak złożonym mechanizmem jest człowiek. I jego psychika.

 

 

Psycholog sugerował coś może? Z czego może ten stan wynikać? Jakiś podświadomy stres? Ambicja?

I jak układa Ci się teraz z innymi ludźmi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do choroby dermatologicznej, to generalnie podejrzewano liszaj płaski, jakąś jego odmianę, ale ani badanie mykologiczne, ani też histopatologia nic nie wykazały konkretnego, i właściwie leczono mnie na różne sposoby, na szczęście, choroba jakby sama właściwie przestała się rozwijać i stanęła w miejscu. Obecnie nie stosuję na to żadnych leków; ale jestem pod kontrolą specjalistycznej placówki, nie wiem czy może mieć to jakiś z związek z nerwicą, ale nie można tego wykluczyć.

 

Co do psychologa, generalnie mówiono mi, że ludzie, którzy są perfekcjonistami, ambitni oraz bardzo wrażliwi (jak ja) mają tego rodzaju problemy 2-3 razy częściej, gdyż zawsze doszukują sie pewnych nieprawidłowości w swoim ciele, i może to wynikać z podświadomości. Ponadto podkreśla, że zawsze ludzie nerwicowi mają tendencję do robienia tzw. skanera, gdzie generalnie skanują od razu, z rana, każdego dnia, swoje ciało i tym samym dopatrują się różnych nieprawidłowości.

 

Na obecną chwilę czuję się naprawdę źle, dzisiaj widzę się z doktorem, zobaczymy co powie, przede wszystkim to odbieranie świata jakby zza szyby, ogromna derealizacja, zaczyna mnie to lekko dobijać. Przed zajęciami dzisiaj miałem atak taki niby to paniki, niby nie, tzn. generalnie nic mi nie było, a czułem się tak, jakbym zaraz miał paść; dlatego zrezygnowałem z uczestniczenia w zajęciach...

Dodatkowo, w krwi mi wyszło wysokie AlAt i ASPAT, przekroczone odpowiednio 4 i 2-krotnie, nie wiem czy to od stosowania doksepiny. Zamierzam zapytać doktora, Ech... kiepsko to wszystko wygląda.

 

Co do spirometrii, na razie nie robiłem, tzn. generalnie ostatnio pływałem, i skoro dosyć szybkim tempem udało mi się zrobić 10 basenów, to chyba nie jest tak źle z moimi płucami; chociaż tak na co dzień czuję się zmęczony...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×