Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy coś mi dolega? Moja skrócona historia Warning DŁUGIE


Rekomendowane odpowiedzi

Witaj Evia!

 

Zależy Ci chyba na tym, by ktoś jasno określił, co Ci dolega, a przez Internet tego zrobić się nie da. Po diagnozę musiałabyś udać się do specjalisty, a chęci do tego nie przejawiasz. ;) Nie będę Cię do tego namawiać, tym bardziej, że uważam, iż etykieta diagnostyczna nie jest najważniejsza. Istotne jest to, że czujesz, że coś nie gra, że odczuwasz subiektywny dyskomfort. Podejrzewam, że wybuchy złości i różnego rodzaju "tiki", o których wspomniałaś, to skutek nagromadzonego w Tobie stresu, napięcia, gniewu. W pracy się powstrzymujesz, ale już w domu pojawiają się wybuchy złości. Może na początku postaraj się popracować nad relaksacją. Nie wiem... Rób to, co lubisz, poszukaj sposobów na rozładowanie napięcia, np. biegaj, idź na basen, aerobik, rozwijaj swoje pasje. Rób cokolwiek, co sprawia Ci przyjemność i pozwala na odprężenie. Może wówczas dolegliwości somatyczne przestaną tak bardzo doskwierać. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź. Nie chciałam żeby ktoś jasno określił co mi dolega, wystarczyłaby mi chociaż jakaś poszlaka :P

Np informacja czy istnieje prawdopodobieństwo, że to jednak nerwica

 

Racja, najważniejsza jest eliminacja mojego dyskomfortu (to idealne określenie na to co teraz czuję w tej lewej stronie ciała) Zastanawiałam się jednak czy nie będą konieczne jakieś leki.

Wczoraj piłam litrami melisę i na nic się to nie zdało. Próbowałam również brać jakieś suplementy na zszargane nerwy.

 

Jeśli wysiłek fizyczny może rozwiązać mój problem to byłabym wyjątkowo rada.

 

To jest takie trochę błędne koło.

 

"Usztywnia" mnie z nerwów a jak już czuję ten dyskomfort to nie mogę spać i dodatkowo zaczynam się denerwować, że nic na to nie mogę poradzić. Zmaganie się z bezsilnością i walka z opanowaniem dodatkowych nawyków zaczyna doprowadzać mnie do szału.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, diagnostykę w kierunku nerwicy prowadzi się odwrotnie. Najpierw wyklucza się wszystko inne. Nerwica pozostaje, bo jej wykluczyć nie ma sposobu. Stąd odpowiedź: tak, prawdopodobieństwo istnieje. (Na moją intuicję niefachowca jest ono znaczne.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NN4V, możliwe, tylko żeby wykluczyć wszystko inne, musiałabym to wszystko znać, a niestety moja wiedza nie jest aż tak rozbudowana w tej kwestii.

Przypisywałam już sobie wiele zaburzeń, podejrzewałam nawet, że mogę być psychopatką :P A może mam hipochondrię polegającą na wymyślaniu sobie zaburzeń psychicznych :P

 

Wielokrotnie się spotkałam z zamiennikiem używanym przy nerwicy- zaburzenie lękowe. Już sama nazwa wskazywałaby na wykluczenie tej przypadłości, ponieważ nie towarzyszą mi żadne lęki...

Myślę, że nawet w czasie mojego dzieciństwa, gdzie byłam w dosyć poważnym stanie, nie doskwierało mi uczucie lęku...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodziło mi o wykluczenie fizycznych przyczyn objawów somatycznych. Jeśli badania wykluczają fizyczny defekt, pozostają przyczyny leżące w psychice.

Powiem Ci, że o ile jestem raczej spokojny i wnerwić mnie w realu niełatwo, to jedna osoba potrafi mnie wnerwić w ciągu 5 sekund od zera do stopnia, że wychodzę z trzaśnięciem drzwi. Mamusia. ;)

Powiem CI też, ze jeśli chcę znaleźć rozwiązanie jakiegoś problemu, nie pytam po forach, bo to strata czasu. Raczej szukam fachowej literatury i nabywam fragmenty wiedzy z potrzebnej dziedziny. Później staram się te fragmenty analitycznie scalić w spójne hipotezy dot. interesującego mnie zagadnienia. To zdecydowanie bardziej pracochłonna metoda, ale też zdecydowanie efektywniejsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia tak sobie poczytałam o Tobie i o płatkach róż....i tak mi stanęły przed oczami role pełnione przez dzieci w rodzinie dysfunkcyjnej. Tak, te osławione DDA, DDD, czy inne DD...... Podstawówka to bohater rodzinny, później kozioł ofiarny, a teraz się z domu wyzwoliłaś więc już nie musisz nikomu niczego udowadniać więc się już spokojnie zsocjalizowałaś. Tylko, że Ci zostały nieumiejętności w różnych sferach, głównie w radzeniu sobie z uczuciami i inne jeszcze rzeczy, i Ci teraz żyć spokojnie nie dają.

 

Nie wiem, czy Ci to banalne spostrzeżenie pomoże ale w wolnej chwili proponuję poczytać. W sumie w życiu miałam tak samo jak Ty, tylko mniej widowiskowo.

 

Powiem Ci, że o ile jestem raczej spokojny i wnerwić mnie w realu niełatwo, to jedna osoba potrafi mnie wnerwić w ciągu 5 sekund od zera do stopnia, że wychodzę z trzaśnięciem drzwi. Mamusia. ;).

 

To też jakby z tej samej bajki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....

Powiem Ci' date=' że o ile jestem raczej spokojny i wnerwić mnie w realu niełatwo, to jedna osoba potrafi mnie wnerwić w ciągu 5 sekund od zera do stopnia, że wychodzę z trzaśnięciem drzwi. Mamusia. ;).[/quote']

 

To też jakby z tej samej bajki.

Bo ja wiem. Na mamusie mam chyba głeboko zinternalizowane automatyzmy, bo ona wnerwiająca jest. Skutecznym sposobem jest minimalizacja kontaktów i to się sprawdza.

U nas raczej nie było kozłów - a jeśli już to ojciec podpadał. :D

Siebie raczej nie widzę w żadnej z opisanych ról. (Znaczy nie widziałem, kiedy czytałem o tym.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodziło mi o wykluczenie fizycznych przyczyn objawów somatycznych. Jeśli badania wykluczają fizyczny defekt, pozostają przyczyny leżące w psychice.

 

Jeśli chodzi o fizyczne przyczyny objawów somatycznych, to tak naprawdę nawet nie brałam ich za bardzo pod uwagę... Prawie pewne jest to, że podłożem moich dolegliwości jest psychika.

Miałam tego nie pisać, ale niech będzie... Chodzi o to, że ten dyskomfort, który odczuwam polega między innymi na tym, że po prostu wkurza mnie moja lewa strona ciała :? Musiało mi coś siąść na psychikę :?

Najlepsze jest to, że spotkałam się już z podobnymi przypadkami, np osoby, które z tego powodu chciały sobie usunąć jakąś część ciała. Myślałam sobie "ale czuby" a teraz mam to samo :?

Wszystko zaczęło się od lewej nogi. Początkowo myślałam, że to może syndrom niespokojnych nóg. Teraz doszedł cały bok, ręka, część szyi i przede wszystkim oko. Górna partia ciała jest najgorsza, albo na niej się najbardziej skupiam. Po prostu mam ochotę coś z tym zrobić... Jakoś rozciągnąć te mięśnie... Wielokrotnie leżąc w łóżku mówiłam sama do siebie, że wszystko jest ok, że sobie wszystko wmówiłam, że nic tam się nie dzieje, ale dupa... Mój racjonalizm nie działa. Z przykrością muszę stwierdzić, że wysiłek fizyczny również.

 

Powiem Ci, że o ile jestem raczej spokojny i wnerwić mnie w realu niełatwo, to jedna osoba potrafi mnie wnerwić w ciągu 5 sekund od zera do stopnia, że wychodzę z trzaśnięciem drzwi. Mamusia.

 

Widzisz, wbrew pozorom to ja również nie jestem aż taką furiatką. W kryzysowych sytuacjach potrafię zachować zimną krew, potrafię pracować w stresie i pod presją, można mi też patrzeć na ręce.

Myślę, że dzieje się tak wtedy kiedy czuję, że mam nad wszystkim kontrolę. Tak jest właśnie w pracy. Tam zawsze udaje mi się ze wszystkiego wybrnąć (co daje mi również w pewien sposób satysfakcję)

Złością chyba reaguję wtedy, kiedy jestem na coś bezsilna, kiedy coś mi się nie udaje itd

Przypomniałam sobie, że nie do końca jest tak, że w pracy w ogóle się nie denerwuję. Bywało, że wyprowadzało mnie z równowagi, kiedy inne osoby źle się wywiązywały ze swoich obowiązków, kiedy nie respektowano niektórych zasad, kiedy pomimo licznych wskazówek i instruktaży, nadal popełniano te same błędy. Działało mi to na nerwy, jednak później doszłam do wniosku, że skoro szefowa ma to wszystko gdzieś, to ja tym bardziej powinnam mieć na to wywalone, dlatego już się tym nie przejmuję.

Jest jednak inna drażniąca mnie rzecz w pracy. Bajzel na stanowisku koleżanki. Podczas jej nieobecności, czasem czegoś potrzebuję i nie mogę tego znaleźć. Tam nie ma żadnego składu ani ładu, i zaczynam się wtedy denerwować. Nie mam na to żadnego wpływu

No i bliscy... Z nimi chyba jest mi trudniej się dogadać, na co również reaguję złością.

Wściekłam się również przed chwilą, ponieważ to wszystko muszę pisać drugi raz :? (przeglądarka mi się wyłączyła)

 

. Raczej szukam fachowej literatury i nabywam fragmenty wiedzy z potrzebnej dziedziny. Później staram się te fragmenty analitycznie scalić w spójne hipotezy dot. interesującego mnie zagadnienia. To zdecydowanie bardziej pracochłonna metoda, ale też zdecydowanie efektywniejsza.

 

To jest właściwa droga do rozwiązywania wielu zagwozdek, jednak podejrzewam, że w przypadku psychiki może być to trochę utrudnione... Tutaj nieustannie wkrada się subiektywizm (nawet podświadomie) co uniemożliwia czasem spojrzenie na coś w rzeczywisty sposób. Tutaj jest potrzebny obiektywizm.

Robiłam tak jak piszesz (właściwie to nadal to robię) jednak efektem było to, że potrafiłam błędnie sobie przypisać wiele zaburzeń. Istnieje coś takiego jak "choroba studentów medycyny" gdzie owi studenci utożsamiają się z chorobami, których się uczą. U mnie może być podobnie.

 

Nawet się zastanawiam, czy może moje rozdrażnienie wcale nie jest niczym dziwnym... Może mam po prostu taki choleryczny temperament...

 

NaaN, wcale nie jest to banalne spostrzeżenie. To co piszesz jest bardzo ciekawe i przyznam, że nie spojrzałam na to w ten sposób...

Jeśli chodzi o te syndromy DDA czy DDD... Kiedyś o tym czytałam i robiłam sobie nawet na to test, który wskazywał, że nie mam tego syndromu. Byłam więc święcie przekonana, że jestem od tego wolna..

Jednak kiedy teraz trafiłam na pewną stronę, to jednak trochę odnajduję w tym siebie

Na 15 wymienionych cech, pasują do mnie: 1 (lęk przed utratą kontroli) 2 (lęk przed uczuciami) 11(tendencja do mylenia miłości z litością) 14 (zalegający żal) 15 (zdolność przetrwania)

źródło http://rodzina.opoka.org.pl/dwaplus/trud/6912.1,Najczestsze_zachowania_i_lista_cech_DDA.html

Niby tylko 5 z 15, ale są jakby żywcem ze mnie wyjęte...

Nie podoba mi się, że jednak pasuję do jakichś schematów. Ostatni podpunkt dotyczący zdolności przetrwania, zawsze uważałam za swoją siłę, a teraz okazuje się, że to zwyczajna cecha zaburzenia :?

 

Co do mojej socjalizacji po wyjściu z domu, to może coś w tym być. Myślę, że kluczowa była również śmierć ojca, która w pewnym sensie przyniosła mi trochę spokoju. W końcu mogłam bez żadnych zakłóceń, emocji itd zrozumieć wiele spraw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia

Wiem jak ważne jest zlokalizować trudność, więc jeśli w w tym odrobinę pomogłam to się cieszę. Druga podstawowa trudność to "obiektywne" spojrzenie na samą siebie. Raczej rzadko występuje, przynajmniej na początku. Sądzę, że wiem o czym piszesz bo sama jestem "Zosią-samosią" i sobie sporo tym zaszkodziłam. Ale to inna bajka.

Z ciekawostek, to co prawda nie mam takich somatycznych odczuć jak Ty ale za to wszystkie moje choroby dotyczące różnych tkanek i narządów zawsze mi się umiejscawiały po lewej stronie :(

Wracając:

Jednak kiedy teraz trafiłam na pewną stronę, to jednak trochę odnajduję w tym siebie

Na 15 wymienionych cech, pasują do mnie: 1 (lęk przed utratą kontroli) 2 (lęk przed uczuciami) 11(tendencja do mylenia miłości z litością) 14 (zalegający żal) 15 (zdolność przetrwania)

źródło http://rodzina.opoka.org.pl/dwaplus/trud/6912.1,Najczestsze_zachowania_i_lista_cech_DDA.html

Niby tylko 5 z 15, ale są jakby żywcem ze mnie wyjęte...

strona wygląda na rozsądną :)

Myślę, że trop wart jest zainteresowania bo przy zmianie tych cech może nastąpić wyrazna poprawa jakości życia.

Nie podoba mi się, że jednak pasuję do jakichś schematów. Ostatni podpunkt dotyczący zdolności przetrwania, zawsze uważałam za swoją siłę, a teraz okazuje się, że to zwyczajna cecha zaburzenia :?

Indywidualizm ponad wszystko ????? :D (też tak mam :D). Nie przejmowałabym się tym tak bardzo. To tylko zestaw cech i to jak widać ogromny, który ma ułatwić i uporządkować w jakiś ograniczony jednak sposób. Nikt nie ma tych wszystkich cech.

Zdolność przetrwania (też ją mam, czasami niestety aż za dużą:() jest siłą i Ty ją w sobie wykształciłaś. Nie każda osoba wywodząca się z trudnego domu rodzinnego była w stanie ją wytworzyć. Jak kiedyś powiedziała Alice Miller jedni wychodzą z obozu koncentracyjnego silniejsi, drudzy się załamują Dużo cech, zachowań z tej listy jest bardzo pozytywnie oceniana.

Co do mojej socjalizacji po wyjściu z domu, to może coś w tym być. Myślę, że kluczowa była również śmierć ojca, która w pewnym sensie przyniosła mi trochę spokoju. W końcu mogłam bez żadnych zakłóceń, emocji itd zrozumieć wiele spraw.

Wiem jak to zabrzmi ale śmierć swoich rodziców przyjęłam z ulgą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przy zmianie tych cech może nastąpić wyrazna poprawa jakości życia.

 

Jeśli chodzi o zmianę tych cech to nie jest taka prosta i oczywista sprawa

Otóż wyjaśniam na podstawie podanych cech

 

1. Lęk przed utratą kontroli

 

- Staram się nie reagować zbyt emocjonalnie.

 

- Lubię, kiedy wszystko jest na swoim miejscu.

 

- Czuję się zaniepokojony, kiedy mam świadomość, że nie panuję nad wszystkim.

 

- Czułbym się znacznie lepiej, gdybym miał większy wpływ na to, co się dzieje.

 

- Ktoś w mojej rodzinie nie panował nad sobą.

 

- W mojej rodzinie miała miejsce przemoc fizyczna.

 

- W mojej rodzinie chaos wybuchał zupełnie niespodziewanie.

 

Myślę, że to nie jest wcale takie złe. Przynajmniej te poczucie kontroli daje mi w pewnym sensie satysfakcję.

 

2. Lęk przed uczuciami

 

- Trudno mi wyrażać uczucia.

 

- Często nie jestem świadom swoich uczuć.

 

- Czasami myślę, że uczucia są wyłącznie ciężarem.

 

- Przeraża mnie, czego mógłbym się dowiedzieć, gdybym pozwolił sobie na jakiekolwiek uczucia.

 

- W mojej rodzinie nie należało wyrażać uczuć, takich jak: wina, skrucha, wstyd, lęk, radość, ból, miłość, złość, smutek.

 

Już jakiś czas temu doszłam do wniosku, że moje problemy z wyrażaniem uczuć są głównym powodem moich utrudnień w relacjach międzyludzkich, a dokładniej chodziło o niemożność utrzymania bliskich i trwałych relacji. Myślałam, że jeśli to w sobie zmienię to wszystko już będzie w porządku i wszystkie problemy znikną.

Potrzebowałam jedynie osoby w miarę godnej zaufania. Poznałam mojego obecnego faceta i postanowiłam tak postępować. Początkowo działało, jednak z czasem dostałam za to solidnego kopniaka...

Teraz wszystko sprowadza się do tego, że znów zaczynam wracać do punktu wyjścia.

 

11. Tendencja do mylenia miłości z litością

 

- Przyciągają mnie ludzie, którym mogę pomóc lub których mogę wyleczyć.

 

- Mam skłonność do nawiązywania bliższych znajomości z osobami, które zostały zranione lub są trudno dostępne.

 

- Największą bliskość odczuwam wówczas, gdy komuś pomagam.

 

- W mojej rodzinie zawsze ktoś miał kłopoty.

 

- W mojej rodzinie byłem dla wszystkich powiernikiem.

 

- W mojej rodzinie być blisko kogoś oznaczało pomagać mu.

 

Sam nagłówek jest dosyć mylnie sformułowany. Wcale nie mylę litości z miłością, poza tym wcale się nad potencjalnymi potrzebującymi nie lituję.

Jednak poniższe podpunkty pasują do mnie jak ulał.

Jakby nie było to w tym przypadku również nie uważam, żeby to było coś złego. Dzięki tej skłonności nabyłam trwałą przyjaciółkę. Poza tym takie postępowanie mi w pewien sposób pomaga i czuję się lepiej.

 

"14. Zalegający żal

 

- Staram się unikać mówienia o swojej rodzinie.

 

- Często myślę: „Przeszłość jest już zamknięta, nie warto się nią zajmować”.

 

- Tak bardzo próbuję nie myśleć o przeszłości, a ona wciąż mnie prześladuje.

 

- Pamiętam, jak mówiono mi: „Nie denerwuj się”.

 

- W mojej rodzinie smutek był zabroniony.

 

- W mojej rodzinie smutek był uważany za przejaw słabości.

 

- Kiedy opowiadam historię o mojej przeszłości, mam tendencję do odcinania się od swoich uczuć."

 

Nie zlikwiduję swojej przeszłości, poza tym nie mogę się do niej przyznawać w swoim otoczeniu ponieważ mogłoby mi to zaszkodzić.

Chociaż z drugiej strony mówię o tym, tutaj na tym forum i zaczynam to roztrząsać.

 

 

15. Zdolność przetrwania

 

- Często czuję się jak bojownik, któremu udało się przetrwać.

 

- Często mam wrażenie, że po tym, co przetrwałem w dzieciństwie, dam sobie radę z każdą sprawą.

 

- W mojej rodzinie wróg był w domu.

 

- Przetrwanie umożliwiła mi moja niezależność.

 

- Nauczyłem się, że nie mogę na nikim polegać.

 

- Pomimo moich gorących modlitw, nikt w mojej rodzinie nie przyszedł mi z pomocą.

 

Jak już zostało wspomniane wcześniej. To również są dobre cechy :P

 

 

Wiem jak to zabrzmi ale śmierć swoich rodziców przyjęłam z ulgą.

 

Bo w niektórych kwestiach ulga faktycznie przyszła...

Chyba nigdy nikomu o tym nie mówiłam (bo to również niezbyt dobrze nie brzmi) ale przez kilka lat od śmierci ojca miewałam koszmary senne, że ożył...

 

Z drugiej strony nie mam już chyba żalu do nikogo. Myślę, że mój ojciec był po prostu chory, a matka chciała jak najlepiej tylko nie zawsze jej to wychodziło. W sumie na samym początku ojciec również chciał dobrze, tylko miał po prostu inną, dziwną wizję dobrego wychowania...

Najgorsze jest to, że chyba czasem zachowuję się tak jak mój ojciec... Słyszałam to nawet od innych :? Może częściowo to prawda ale częściowo mogło chodzić tylko o to aby mi dopiec...

 

Chyba nie ma co gdybać ;) tylko jeżeli jest Ci źle w życiu, to idź do psychoterapeuty - który Ci powie co można zrobić. Terapia, leki albo nic ;)

 

No właśnie nie wiem czy jakakolwiek terapia miałaby sens skoro sama potrafię wiele spraw rozpracować (co już nawet w kilku kwestiach mi się udało)

Jeśli chodzi o leki to w sumie nie miałabym nic przeciwko (nie wiem dlaczego wszyscy się przed nimi wzbraniają)

Jest tylko jeden warunek.

Nie mogłabym od nich przytyć :P

Wtedy na pewno by mi się pogorszyło

 

Myślę, że gdybym łyknęła coś na rozluźnienie, to moja lewa strona by się uspokoiła (a raczej mój mózg)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do dosyć niedawna ciągle brałam pod uwagę domniemaną psychopatię, jednak teraz dzięki temu tematowi zrozumiałam kolejną sprawę.

Mój problem z wyrażaniem emocji a raczej spłycenie, ma związek z moim wychowaniem, gdzie nie pozwalano mi okazywać niektórych emocji, a płacz był komentowany kpiną.

Oprócz wychowania, w którym musiałam tłumić negatywne emocje, zaczęłam też tłumić te pozytywne, ponieważ moja radość zawsze była szybko kwitowana rozczarowaniem.

Doszłam wtedy do wniosku, że nie można się cieszyć na zapas, że lepiej jest czasem się miło zaskoczyć niż rozczarować.

Niestety te miłe zaskoczenia chyba nie pojawiały się zbyt często. Teraz już chyba również znam przyczynę tego, dlaczego nie umiem się za bardzo niczym cieszyć.

 

Rozumiem już swoje wypranie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, myślę że terapia ma sens - choćby z tej przyczyny że sami terapeuci (którzy bądź co bądź mają większą wiedzę niż my) muszą iść na swoją terapię .

Wydaje mi się, że z samej wiedzy nikt się jeszcze nie wyleczył. Bo tak - można by przeczytać książki, albo samemu dojść skąd akurat u mnie coś jest ... no i powinnam być zdrowa ;)

 

Dupa, tak to nie działa ;///

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oprócz wychowania, w którym musiałam tłumić negatywne emocje, zaczęłam też tłumić te pozytywne, ponieważ moja radość zawsze była szybko kwitowana rozczarowaniem.

Rozumiem już swoje wypranie...

Nie da się tłumic uczuć wybiórczo. One są albo ich nie ma.

Również jestem zdecydowaną zwolenniczką terapii jak essprit. Do badania, rozwoju uczuć potrzebny jest drugi człowiek. To w relacji odnajdujemy swoje uczucia, uczymy się przyjmować je od innych no i w końcu radzić sobie z nimi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit, wiem, że to tak nie działa, że same książki nam pomogą

ale już kiedyś udało mi się wyjść z tych tików, nawyków itd. Nauczyłam się powstrzymywać przed tym aż zaczęło ustawać

Poza tym rozpracowałam sama ze sobą jeszcze inną zagrzebaną i bolesną sprawę, z którą już potrafię normalnie funkcjonować

 

Pomagało mi zwyczajne analizowanie i racjonalizm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie da się tłumic uczuć wybiórczo. One są albo ich nie ma.

 

tylko, że w moim przypadku właśnie tak było

W domu nie pozwalano mi płakać i smucić się, i faktycznie tak się stało. Stłumiłam w sobie to do tego stopnia, że nie uroniłam już żadnej łzy przez wiele lat.

Zaczęło się to zmieniać przy moim obecnym, co było dużym błędem

Powiedziałam sobie tak samo jak kiedyś w domu "nie dam ci tej satysfakcji, już nigdy nie zobaczysz moich łez" i tak się właśnie dzieje

Złościć się również nie mogłam ale akurat to nie poskutkowało, możliwe, że dlatego ponieważ dawano mi sprzeczne sygnały. Czasem reagowano na to złością, czasem obojętnością, a czasem czymś w stylu współczucia.

Poza tym złość nigdy nie była uznawana za słabość, więc mogłam sobie na to pozwolić.

 

Radość sama wyeliminowałam.

 

Nigdy jednak nie miałam problemu z odczuwaniem rozbawienia i gniewu.

Więc jakby nie było, to można odczuwać wybiórcze emocje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit, wiem, że to tak nie działa, że same książki nam pomogą

ale już kiedyś udało mi się wyjść z tych tików, nawyków itd. Nauczyłam się powstrzymywać przed tym aż zaczęło ustawać

Poza tym rozpracowałam sama ze sobą jeszcze inną zagrzebaną i bolesną sprawę, z którą już potrafię normalnie funkcjonować

 

Pomagało mi zwyczajne analizowanie i racjonalizm

 

Evia z nawyków jest stosunkowo łatwo wyjść, zmieniając je. Z tikami...nie masz pewnośći czy nie zepchnęłaś ich głębiej bo pojawiła się somatyzacja,

Ogólnie praca ze swoimi trudnościami nie polega na usuwaniu ich tylko na integrowaniu,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak naprawdę to mi chyba nie przeszkadza już za bardzo mój problem z uczuciami itd

Wcześniej było gorzej bo wielokrotnie się zastanawiałam czy nie jestem przypadkiem psychopatką, jednak teraz kiedy to wszystko zrozumiałam i raz na zawsze mogę wykluczyć te zburzenie, to mam już spokojną głowę w tej kwestii.

 

Nawet mogę nadal się złościć na byle głupoty

 

Jedyne czego nie mogę znieść to tej lewej strony ciała... Głównie oka, którym mam ochotę przez cały czas wywracać :? Muszę ciągle się kontrolować i powstrzymywać przed tym.

Tak samo było właśnie w dzieciństwie, moje tiki/nawyki były dla mnie powodem do wstydu, dlatego zaczęłam się uczyć powstrzymywać. Oczywiście wiązało się to z katuszami wewnętrznymi.

I tak też jest właśnie teraz... Naprawdę, gdyby była na to jakaś tabletka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i widzisz, sama sobie odpowiedziałaś ... masz wiedzę, świadomość skąd prawdopodobnie są twoje problemy a twoje oko jakoś Ciebie nie chce słuchać ;))

 

Ostatnio - w jakimś art. - jakiś tam terapeuta mówił, że ludzie jeżdzą do mechanika z autem jak coś się zepsuło od razu, a do terapeuty - mimo że coś nie działa od wielu lat - to trafiają bardzo późno albo wcale. I w sumie tak to jest ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie da się tłumic uczuć wybiórczo. One są albo ich nie ma.

 

tylko, że w moim przypadku właśnie tak było

W domu nie pozwalano mi płakać i smucić się, i faktycznie tak się stało. Stłumiłam w sobie to do tego stopnia, że nie uroniłam już żadnej łzy przez wiele lat.

Zaczęło się to zmieniać przy moim obecnym, co było dużym błędem

Powiedziałam sobie tak samo jak kiedyś w domu "nie dam ci tej satysfakcji, już nigdy nie zobaczysz moich łez" i tak się właśnie dzieje

Złościć się również nie mogłam ale akurat to nie poskutkowało, możliwe, że dlatego ponieważ dawano mi sprzeczne sygnały. Czasem reagowano na to złością, czasem obojętnością, a czasem czymś w stylu współczucia.

Poza tym złość nigdy nie była uznawana za słabość, więc mogłam sobie na to pozwolić.

 

Radość sama wyeliminowałam.

 

Nigdy jednak nie miałam problemu z odczuwaniem rozbawienia i gniewu.

Więc jakby nie było, to można odczuwać wybiórcze emocje

Wiesz, jest różnica między uczuciami a emocjami.

Jest różnica między radością a rozbawieniem

I między złością a gniewem.

To nie jest tak, że chcę Cię przekonać na siłę. Zrobisz tak jak będziesz uważała.

Ja zmarnowałam sporo czasu na zdobywaniu wiedzy. Pokornie wróciłam ale wiedza oczywiście b. mi się przydaje.

Nie widzę sensu w wdawaniu się w dłuższe dyskusje i analizy bo na serio nie chcę Cię przekonywać. Zauważyłam coś w Twoim wątku co wydawało mi się znajome i dlatego się odezwałam i zaproponowałam Ci drogę, którą sama szłam.

Może tylko jeszcze jedna uwaga. Może to, że ludzie widzą w Tobie zachowania Twojego ojca to nie jest ich złośliwość tylko obserwacja ? Może nieświadomie przejęłaś jego sposób reagowania chociaż sobie obiecywałaś, że nigdy i za nic?

Pamiętam ten dramat gdy uświadomiłam sobie, że przez wiele lat powtarzałam znienawidzone przeze mnie zachowania mojej matki. Dlaczego to robiłam chociaż nie chciałam i nie zdawałam sobie sprawy, że tak robię? Bo nie znałam niczego innego. Innego musiałam się nauczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, jest różnica między uczuciami a emocjami.

Jest różnica między radością a rozbawieniem

I między złością a gniewem.

 

Nie wiedziałam, że jest jakaś różnica... Jaka?

 

Ile czasu trwała Twoja dobra droga? Jakie miałaś problemy?

 

Może to, że ludzie widzą w Tobie zachowania Twojego ojca to nie jest ich złośliwość tylko obserwacja ?

 

Myślę, że jest to raczej złośliwość, ponieważ mówi mi o tym mój facet, który nigdy nie znał mojego ojca :?

Poza tym, kiedyś w domu porównanie do ojca było uznawane za obelgę...

 

Teraz nikt z mojej rodziny mi tego nie mówi (w końcu nikt teraz nie chce mówić o nim źle)

Jednak sama widzę po sobie, że faktycznie w niektórych kwestiach zachowuję się jak on... :?

 

masz wiedzę, świadomość skąd prawdopodobnie są twoje problemy a twoje oko jakoś Ciebie nie chce słuchać ;))

 

Racja... Twoje spostrzeżenie wywołało u mnie gorzkie rozbawienie :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Ile czasu trwała Twoja dobra droga? Jakie miałaś problemy?

Ahahaha, główny problem miałam taki, że uważałam, że sobie sama poradzę zdobywając wiedzę z ksiązek :hide:

Spowolniłam się o jakieś 3 lata.

 

Może to, że ludzie widzą w Tobie zachowania Twojego ojca to nie jest ich złośliwość tylko obserwacja ?

 

Myślę, że jest to raczej złośliwość, ponieważ mówi mi o tym mój facet, który nigdy nie znał mojego ojca :?

Poza tym, kiedyś w domu porównanie do ojca było uznawane za obelgę...

 

Może mu za dużo i za dobrze opowiedziałaś :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NaaN, a ile czasu trwała Twoja terapia? Z jakimi problemami się borykałaś? Miałaś również jakieś zaburzenia somatyczne?

 

Może mu za dużo i za dobrze opowiedziałaś :mrgreen:

 

No właśnie wydawało mi się, że nie za bardzo mu o nim opowiadałam...

Pewnie pozbierał opowieści od wszystkich po kolei.

Np kiedyś wujek powiedział tylko tyle, że mój ojciec był uparty, co oczywiście mój facet z automatu wychwycił

Podobnie pewnie było również z innymi sprawami

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NaaN, a ile czasu trwała Twoja terapia? Z jakimi problemami się borykałaś? Miałaś również jakieś zaburzenia somatyczne?

Trudno mi policzyć, bo się w międzyczasie szkoliłam głównie metodą treningów interpersonalnych i intrapsychicznych...jakieś 3-4 lata bitej terapii. Ale to nie jest dla Ciebie żaden wyznacznik bo tak na oko wydaje mi się, że mogłabyś być moją córką no i ja w tym czasie nie próżnowałm tylko śmiało kroczyłam w swoją dysfunkcjonalność,

Chyba największą trudnością było zauważenie i zaakceptowanie tego jak blisko spadłam koło swoich rodziców i jak dzielnie wcielałam ten model w swoim życiu na nieświadomce.

 

Chorowałam dużo i łączę to z zastojem w moim życiu, ewidentnych somatyzacji nie miałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×