Skocz do zawartości
Nerwica.com

ból istnienia


nerwusss

Rekomendowane odpowiedzi

Piszę tutaj, ponieważ chciałabym opisać swoje problemy, przeżycia związane ze sprawami życia i wiary.

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że mam pewne schorzenie. Otóż cierpię na nerwicę. Nie jest ona zdiagnozowana przez lekarza-specjalistę (psycholog, psychoterapeuta) lecz przez moją siostrę, która jest również lekarzem lecz od spraw ciała. Nie poszłam do psychologa ponieważ nie trwa ona w sposób ciągły, lecz pojawia się okresowo. Są to takie jakby ataki. Nagle przychodzą do mnie myśli i dopóki ich sobie nie przeanalizuje to nie odejdą. Jest to strasznie męczące, ponieważ są one czasem bardzo abstrakcyjne albo katastroficzne. Nie wiem co jest prawdą a co moim chorym wymysłem. Bardzo się wtedy męczę i nie mam ochoty na nic dopóki one nie odejdą.

Cierpię na nią od kiedy tylko sięgam pamięcią. Mam 19 lat. Jak byłam małym dzieckiem objawy były bardzo delikatne. Związane były z kompulsjami, czyli przymusowymi czynnościami. Z czasem przerodziły się w obsesje, czyli przymusowe, pognębiające myśli. Kompulsje znikneły ponieważ starałam sobie uświadamiać ich niedorzeczność (np. dotykanie przedmiotów idąc ulicą itp.) w chwili obecnej nie mam takich przymusów, a jeśli coś nawet przyjdzie to jestem na tyle silna, że potrafię ten dziwny przymus oddalić.

Zawsze jak przychodzą do mnie myśli są one bardzo smutne i takie jakby specjalnie mnie denerwujące. Są one tak złośliwe, że czasem aż płaczę, bo ich nie chcę np. jak nie wytrę kurzy w pokoju to coś się stanie mi albo moim najbliższym. Dla człowieka, który nie ma takich przymusów jest to coś trudnego do wyobrażenia, odgoniłby myśl i byłby szczęśliwy a dla takich nerwicowców jak ja jest to coś, co potrafi zepsuć pół dnia, dopóki nie uzmysłowię sobie niedorzeczności tych obsesji. Nie tylko ja mam podobne problemy, jak chodziłam po różnych forach naukowych, ludzie wypowiadali się, że też męczą ich podobne myśli. Kiedy to sobie uzmysłowiłam to przychodziły kolejne gorsze myśli. Zawsze jest to coś co mnie najbardziej przeraża, czego się boje. Jak jedno odejdzie to znowu przyjdzie drugie tzn. ja sama sobie je wynajduje, ale jest to ode mnie silniejsze, czasem potrafię powstrzymać się od wyszukiwania obsesji a czasem niestety nie. No i jak już wyzbyłam się tragedii związanych z najbliższymi to przyszły gorsze. Obsesje na temat Pana Boga. Miałam myśli typu „jak nie posprzątam czegoś idealnie dokładnie to coś mi zrobi” „albo mam to posprzątać dla Pana Boga” i wtedy co zrobić SPRZĄTAĆ bo jakże czegoś dla niego nie zrobić, jeju to było straszne ale szybko sobie starałam wmówić, że nie trzeba tego aż tak dokładnie robić a nawet „zrobię to tylko tak prowizorycznie dla Pana Boga” i wtedy pomału pomagało. No i zaczęło się ...wszystko czego nie chciałam zrobić moje myśli przemieniały w „ZRÓB TO! DLA Pana Boga” wiem wiem to jest strasznie dziwne ale niestety... ale miałam jednego plusa idealnie wyczyszczoną łazienke kosztem mojego zdrowia i mojej psychiki

( dokładniejsze informacje zamieściłam na blogu ŕ nerwusek.blog.pl )

Zawsze jest to coś czego nie chcę zrobić.

Ostatnio moja nerwica zaczęła się inaczej objawiać. Czasem mam dziwne myśli i podczas nich towarzyszą mi przeważnie jakieś odczucia emocje. No i zaczęłam utożsamiać sobie te emocje z Panem Bogiem tzn. myślałam, że jak jest jakiś przypływ dobrych uczuć to to jest na pewno od niego, w każdej sytuacji. Na początku było w porządku bo się zgadzałam z moimi odczuciami, ale zaczęło się to odwracać przeciwko mojej woli. Odczuwałam dziwne uczucia podczas czynności albo myśli, których nie chciałam wykonywać i się strasznie bałam że Pan Bóg mi każe coś zrobić. No ale jak pomyślałam że jak tego nie zrobię to też były pozytywne uczucia i już wtedy bywałam tak totalnie zmieszana że nie wiedziałam co jest prawdą a co nie. Pozytywne uczucia tzn. chodzi mi o takie dziwne euforie. Przez to wszystko nabawiłam się takie nerwicy że naprawdę ciężko mi teraz funkcjonować. Ale nie zatraciłam wiary. Modlę się codziennie. Myśli nie pozwalają mi skupić ale staram się przynajmniej rozumieć treść słów które wypowiadam, treść modlitwy.

Zastanawiam się właśnie nad tym czy Pan daje nam myśli albo emocje albo jakieś głosy?

Czasem też słyszę jakieś głosy i nie wiem czy to głosy czy takie wyraźnie myśli. I się wtedy boję bo czasem mają sens a czasem nie. Jak nie to jest wszystko w porządku ale czasem jest to coś dziwnego. Nagle coś się pojawi w mojej głowie i już sobie myślę z czym to mogło być powiązane i się zastanawiam skąd nagle takie coś się bierze w głowie może to już jest schizofrenia? Jeśli przeanalizuje sobie i dojdę do wniosku że to moja nerwica i moje myśli to w porządku jest a jeśli próbuje sobie to utożsamić z Bogiem to wpadam w panikę. Czy to ma sens. Czy Pan Bóg chciałby czegoś co powoduje u mnie nerwice i kołatanie serca? Bo jeśli tak to straszne, ale jeśli nie to wszystko wydaje mi się już lepsze „kolorowe” i wtedy myślę że może jednak daje mi rozum i mądrość do tego że warto normalnie żyć a nie przejmować się głupimi myślami. Przepraszam moja wypowiedź jest taka chaotyczna i niezrozumiała pewnie dla kogoś, kto nigdy nie miał styczności z tym schorzeniem.

Któregoś dnia naszła mnie myśl, że trzeba czytać pismo święte i nawet jak nie chciałam przeczytać to miałam taki przymus. Bałam się, że jak tego nie zrobię to się coś złego stanie. Natrafiłam wtedy na takie słowa:

 

"Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?"

 

"Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je."

 

Słowa te bardzo mnie wystraszyły. Myślałam, że musze rzucić wszystko dla Pana Boga, przestać żyć jak dotychczas i poświęcić się całkowicie. Myślałam ponadto że jak na to trafiłam to to jest wola boska a nie zwykły przypadek. Bardzo mnie to wyniszczało ponieważ czułam że nie chcę iść na zakonnika lecz żyć jak dotychczas. Z drugiej strony bałam się, czułam wyrzuty sumienia że wole tak żyć niż w zakonie. Czułam właśnie że jak tego nie zrobię to coś się złego stanie i próbowałam modlić się i rozmyślać nad tym. Doszłam do wniosku, że przecież jeśli każdy by się wyrzekał to świat nie wyglądał by tak jak teraz, ludzie nie budowali by takich budowli i także nie zakładali by rodzin bo poświęcili by życie Panu. Czy asceza to jedyny warunek zbawienia? Czuję że chyba nie, że można żyć „normalnie”, rozwijać się i doskonalić swoje talenty. Czy krzyżem jest tylko dobrowolne wyrzekanie się ? wydaję mi się że nasze codzienne problemy, zmagania ze światem i samym sobą aby nie poddać się grzechu to też można nazwać krzyżem.

"Jeśli kto chce pójść za Mną” -> na początku myślałam, że te słowa są skierowane tylko do wybranych na kapłaństwo, lecz teraz nie wiem czy do zwykłych wierzących również. Tak się strasznie przestraszyłam tych słów ŕ „niech się zaprze samego siebie”. Myslałam, że z dnia nadzień stracę wszystko i czułam okropny lęk, bo przecież mam plany (studia, rodzina). Miałam straszne kołatanie serca, nie mogłam zebrać myśli ale jak sobie pomyślałam a może wolą Pana jest żebym skończyła studia i założyła rodzinę to tak jakby ustąpiło to wszystko i samopoczucie znacznie mi się poprawiło. Pomyślałam że po co na siłę mam się wyrzekać skoro nie to mi jest „pisane”, skoro to było by nie prawdziwe ale zrobione ze strachu. I tak zdaję sobie sprawę z tego że rzeczy doczesne to są tylko rzeczy materialne, ale asceza byłą by sztuczna i przymusowa. Więc wole żyć w tym świecie w którym żyłam dotychczas ale się w nim jakby nie zatracać. Jestem kobietą i się zastanawiałam czy może należałoby odrzucić wszystko co charakteryzuje kobietę. No ale ja bardzo lubię się ładnie ubrać, lubię się podobać chłopcom, lubię być zadbana i czyściutka. Wydaję mi się że to nie jest złe podejście. Ale z drugiej strony nie chcę zachowywać swojego życia dla siebie, ale chcę się nim dzielić z bliskimi. Bardzo bym chciała założyć rodzinę (wydaję mi się że do tego jestem powołana a nie do życia zakonnika). Nie traktowałabym tych słów tak nadgorliwie. Chcę się modlić i wsłuchiwać się w głos swojego serca bo wydaję mi się że to dobry głos, być może głos boży.

 

A co do drugiego cytatu to mam również wątpliwości. Czy to znaczy że jeśli się nie wyrzeknę to nie mogę się modlić albo czytać pisma świętego lub chodzić do kościoła? Czy może nie jest to aż tak radykalne a odnosi się do problemów codziennych i niecodziennych ( np.: choroby).

„Kto chce znaleźć swe życie, straci je „ ŕ No i czy nie warto szukać swojego miejsca na ziemi? Jeśli np. mnie uszczęśliwia bycie razem z rodziną, ze znajomymi chodzenie na uczelnie i wspólne spotkania z przyjaciółmi to to jest złe. Czy to znaczy, że nie będę zbawiona.

Właśnie nie wiem i borykam się z tym już od dłuższego czasu. Jeszcze z nikim o moich rozterkach nie rozmawiałam, bo się bałam i wstydziłam. Jestem osobą wierzącą i pochodzę z katolickiego domu ale nigdy nie byłam „nadzbyt religijna”, nie chodziłam do żadnych kół religijnych ponieważ mnie to nie ciągneło. Dopiero jak pojawiły się przymusy to zaczęłam być bardziej gorliwa, ale starałam się je zwalczać mówiąc sobie że nie wolno się modlić z przymusu ale z potrzeby serca. Myślę że więcej dobrego mogę zrobić jeśli będę żyła jak dotychczas, modliła się, pomagała ludziom i starała się żyć żyć godnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem Ci, że nie przeczytałam Twojego posta w całości, bo naprawdę jest tego dużo, ale rozumiem Cię i te wszystkie myśli. Ja tez mam stwoierdzoną nerwicę natręctw z odczynem depresyjnym i teraz ta depresja przeważa... A co robisz ogólnie w życiu? JAkie masz zainteresowania? Czasem myślenie o sprawach przyziemnych [omaga, bo inaczej można zwariować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej

dziękuje że chociaż jedna osoba coś mi odpisała, tak bardzo mnie męczą te natręctwa na tle religijnym że nie moge dac sobie rady, boję się że spotka mnie kara niekoniecznie w życiu doczesnym :( ;(

Ja nie mam stwierdzonej nerwicy bo nie byłam u żadnego lekarza specjalisty, ale bardzo chciałabym pójść, lecz nie mam pieniędzy na wizyty.

Studiuje i właśnie trudno mi poświęcać czas na nauke bo non stop mam jakiś przymus :( a jak próboje to powstryzmać to jest lęk że coś się stanie i się bardzo napinam zeby o tym nie myślec , to jest strasznie wyczerpujące i chore.

Co to znaczy odczyn depresyjny? czy to znaczy ze masz skłonności depresyjne, że łatwo możesz wpaść w depresje czy może tylko niektóe objawy depresji u Ciebie wystepują?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz jak sie meczysz to idz do psychiatry jak najszbciej to widac ze to NN

idz nawet do bezplatnego a do religii sie zdystansuj dla wlasnego zdrowia

wkoncu Bog sie za zle mysli nie obrazi bo cie stworzyl sam z tym NN i wie ze to zaburzenie a nie ty;)

wiec wyluzj nie pojdziesz do piekla za te mysli;)

jelsi wogole pieklo o bog jest;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogi jaaa

chciałabym powiedzieć że nie mam złych myśli na tmat Boga, żadnych bluźnierczych czy tam innych. Chodzi o to że mam pewne przymusy jak czytanie Biblii i właśnie boję się że jak nie przeczytam to coś się złego wydarzy bo Pan przez Pismo Święte akurat w tym momencie chce mi coś powiedzieć i się tym bardzo stresuje bo nie chce czytać bo się boje tego, ale też boję się że jak nie przeczytam to coś się stanie !!!! to jest chore!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hey nerwuss:)

w wieku nastoletnim miałam podobne natręctwa-np. wszystko musiało być idealnie posprzątane i poukładane w moim pokoju zanim wychodziłam gdzieś w ważnej sprawie (egzamin), bo inaczej zdarzyło by mi się coś złego (obleję); dzięki Bogu przeszło mi samoistnie, ale niestety obecnie nabawiłam się obsesji niskiej wartości-właściwie mam wrażenie że zawsze we mnie była tylko teraz się ujawniła w całym splendzorze: "do niczego się nie nadajesz, wszyscy wokoło są lespi, zdolniejsi, bystrzejsi" i tak de facto nie mam chęci do życia (deprecha);

wygląda na to jakbyś wzrastała w ultrakatolickiej rodznie, gdzie Boga uważa się za kogoś srogiego i karzącego, który nic innego nie robi tylko czycha by nas skarcić;

nie mniej jednak nie chcę sie wymądrzać bo żaden ze mnie lekarz-powtórzę co życzliwi ludzie powyżej: udaj się do psychiatry, szkoda życia, które może i powinno być piękne dla nas wszystkich :)

 

greets

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×