Skocz do zawartości
Nerwica.com

nerwusss

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nerwusss

  1. Witam wszystkich, Mam taki problem który mnie dręczy od dawna, wydaję mi się że cierpią na tego typu nerwice. Mam obsesje które dotyczą spraw religijnych, wyrzutów sumienia, kary, piekła, czy aby dobrze wybieram drogę życiową. Sprawdziłam i poszukałam w necie. Termin "nerwica eklezjogenna". Chyba to jest TO Mam zaburzenia lękowe i zaburzenia osobowości związane z przekonaniami religijnymi, z dogmatami, z wiarą, z wolą Bożą. Boje się że wymaga ode mnie czegoś czego ja nie chcę, że jego wola jest sprzeczna z moimi pragnieniami i dążeniami, Cały czas mnie to dręczy czy aby dobrze zrobiłam. Chciałabym w przyszłości mieć rodzinę ale boję się że nie to jest mi pisane i doszukuje się na siłę jakichkolwiek znaków, które mówią ze powinna iść do zakonu, że powinnam się wyrzekać bo tak jest napisane w Piśmie Świętym :-( ciągły strach i udręka boje się ze jeśli tego nie zrobię to spotka mnie wieczne potepienie i piekło, bo odwracam się od woli Bożej. I tak każdego dnia o rana do wieczora, nie mogę się przez to uczuć, oglądać telewizji bo cały czas musze analizować swoje myśli, analizować swoje uczucia, analizować czy są jakieś znaki, czy aby to co sie przed chwilą wydarzyło nie było znakiem że powinnam iśc inną droga życiową. Brak mi mojego starego życia, nadzieja i marzenia są jakby nigdy nie do spełnienia... Czy tego naprawdę chce Bóg, żebym cierpiala? przecież jest napisane "potrzebuję bardziej miłosierdzia niz ofiary" . nie wiem co jest rzeczywistością a co moją wyobraźnią. Chodzą mi po głowie różne "głosy". Boję się że są to głosy od Pana... :-( ale bardzo nie chcę żeby były Proszę dajcie jakieś słowa otuchy jakąś nadzieję że jednak mogę być szczęśliwa,założyć rodzinę, Nie wiem co mam robić, nie mogę dać sobie rady,jeśli macie podobne albo inne objawy tego typu nerwicy to proszę piszcie wtedy może i mi się coś przypomni, jakies inne lęki z tym związane
  2. zwariowałam? bardzo możliwe :) aczkolwiek taki wniosek nie ja wysnułem, ale wyczytałam na stronce do której podałam link wyżej myślę że całkowite wyrzeczenie się dogmatów religijnych może być pomocne gdyż chora osoba przestanie tak się tym zamartwiać a będzie patrzyła realnie na świat... co do znalezienia odpowiedniej osoby to bardzo trudno mi jest się przemóc przed kimś :/ zanim bym znalazła odpowiednią osobę ilu psychologom bym musiała opowiadac o moich problemach :/ nie mam na to czasu ani pieniędzy w tej chwili dziękuje, że zainteresowałaś się moim postem :) pozdrawiam
  3. Podobny temat już był na forum :-) Po długich rozważaniach nad istotą mojego zaburzenia doszłam do wniosku, że w moim przypadku jest to nerwica eklezjogenna połączona z nerwicą natręctw. Wg regułki: "Nerwica eklezjogenna to nazwa grupy zaburzeń psychicznych wytwarzanych przez religie i kościoły (z gr. ecclesiae – kościół, gignomani – być wytworzonym). Ze względu na to, że źródłem nerwicy kościelnej są głębokie przekonania religijne pacjenta, choroba ta jest bardzo trudna do leczenia." źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6191 (gorąco polecam tę stronkę jest tam wiele informacji, które mogą pomóc wielu osobom w zrozumieniu swojego postępowania) zapraszam również na mojego bloga → http://nerwusek.blog.pl/ Jest to zaburzenie, którego podstawą jest religia oraz nakazy i zakazy religijne. Elementy wiary są sprzeczne z niektórymi obszarami struktury osobowości każdego chorego, powodują wystąpienie objawów nerwicowych, najczęściej jest to forma lękowa. Na którejś stronce przeczytałam, że występują częściej w tych religiach, gdzie życie religijne jest bardzo zrytualizowane i w których nakazy i zakazy mocno ingeruję w życie codzienne ludzi. Aby pojawiła się nerwica eklezjogenna "nie wystarczy" sama wiara religijna. Elementy religijne bądź dogmatyzmy religijne muszą dodatkowo natrafić na specjalną osobowość, która będzie podatna na ten konfliktu. Długo w swoim życiu zastanawiałam się co właściwie mi jest. Nigdy nie byłam u specjalisty, natomiast rozmawiałam z pedagogiem przez GG który wręcz nakazał mi zgłosić się na wizytę. Nawet poszukałam specjalistów w moim mieście, ale jakoś nie wyszła mi ta wizyta. W młodości miałam zupełne inne objawy nerwicy (typowe objawy NN) Od jakiegoś czasu przybrały one inna formę. Zaczęły wiązać się z religią i z wszystkim co jest związane z nią. Czułam ciągły przymus czytania Pisma Świętego, nie chcę pisać,że nie chciałam go czytać ale „schizy” mnie bardzo zmuszały do czytania, co wzbudzało we mnie lęk i strach. Każde zdanie przeczytane wzbudzały we mnie dodatkowy lęk gdyż myślałam, że te słowa są prawdą dosłowną i nawet nie zastanawiałam się czy to wierze czy nie tylko się tego bałam. Myślałam że muszę wszystko zostawić i nie wiem pójść do zakonu czy coś takiego, aby wyrzec się swojego dotychczasowego życia. Oczywiście bardzo tego nie chciałam. Zależało mi na studiach i na przyszłości tzn na założeniu rodziny. I tak przez około pół roku mnie męczyły te myśli. Prześladowały dzień w dzień. To było potworne, nie mogłam żyć, bałam się cokolwiek zrobić tzn. bałam się zgrzeszyć do takiego stopnia, że bałam się zjeść coś dobrego, ubrać się ładnie. Nie potrafiłam normalnie funkcjonować a tu sesja się zbliża. Oczywiście mega ogromne wyrzuty sumienia nie pozwalają mi ściągać na żadnych kolokwiach, testach więc na wszystko się uczyłam, co było niesamowitym wysiłkiem (bo jak wiadomo na studiach nie wszystkie przedmioty są „przydatne” :-P ) Czułam przymus dawania jakiejkolwiek jałmużny itp. Odczuwałam nacisk żeby w ogóle wszystko oddać biednym. I tak mijały mi miesiące do wakacji. Jedyną ucieczką był komputer i jak coś ciekawego znalazłam to zapominałam o schizach, oczywiście na krótko. Pisałam na innych forach do księży aby mi coś poradzili ale ich odpowiedzi były mało „zaspokajające”. Pisali żeby się udała do psychologa, który mi powie co i jak ze mną. Mówili też żebym stosowała zasadę AGERE- CONTRA, ale tez się tego bałam więc nic nie zrobiłam. Przez ten cały czas troszkę moje „schizy” się uspokoiły ,ale nadal są praktycznie codziennie i to coraz nowe :/ W chwili obecnej nie lubię chodzić do kościoła gdyż już nawet nie symbole wzbudzają we mnie lęk (co kiedyś było) teraz to już boję się, że jak np. zawieje wiatr to jest jakiś znak albo jakiś prąd mnie przejdzie to też jest jakiś znak i przez całą msze wstrzymuje oddech aby nic nie czuć. Potem w domu jestem jakaś nieprzytomna i zamulona. Ten sposób jest skuteczny gdyż nie mam „schizów”. Bardzo często nie mam ochoty na nic Wg. Dwighta W. Cumbee przyczynami nerwic eklezjogennych są: 1)chorobliwe poczucie winy 2) niemożność sprostania naukom kościelnym bez względu na wysiłki 3) strach przed piekłem i wiecznym potępieniem 4)brak wsparcia we wspólnocie kościelnej 5)religijny seksizm (Depresion as an ecclesiogenic neurosis, „The Journal of Pastoral Care”, 4/1980). Chyba wszystkie wymienione czynniki są źródłem mojego lęku, który nadal trwa. Sama sobie staram z tym poradzić, ale bardzo mi ciężko. Jak na razie nadal studiuję i nawet moje życie osobiste zaczęło się rozwijać więc to mi przynosi szczęście i nadzieję, ale nie wiem czy długo tak będzie. Ponoć możliwe jest wyleczenie gdy się zostanie ateistą i przyjmie racjonalizm a odrzuci dogmaty religijne, tylko jak się wierzy to jak to zrobić?
  4. nerwusss

    [Lublin]

    hej, ja jestem za! świetny pomysł, tylko musielibyśmy się tak ustawić aby każdemu pasowało i w jakimś "bezpieczym" miejscu :) pozdrawiam
  5. Drogi jaaa chciałabym powiedzieć że nie mam złych myśli na tmat Boga, żadnych bluźnierczych czy tam innych. Chodzi o to że mam pewne przymusy jak czytanie Biblii i właśnie boję się że jak nie przeczytam to coś się złego wydarzy bo Pan przez Pismo Święte akurat w tym momencie chce mi coś powiedzieć i się tym bardzo stresuje bo nie chce czytać bo się boje tego, ale też boję się że jak nie przeczytam to coś się stanie !!!! to jest chore!
  6. hej dziękuje że chociaż jedna osoba coś mi odpisała, tak bardzo mnie męczą te natręctwa na tle religijnym że nie moge dac sobie rady, boję się że spotka mnie kara niekoniecznie w życiu doczesnym ;( Ja nie mam stwierdzonej nerwicy bo nie byłam u żadnego lekarza specjalisty, ale bardzo chciałabym pójść, lecz nie mam pieniędzy na wizyty. Studiuje i właśnie trudno mi poświęcać czas na nauke bo non stop mam jakiś przymus a jak próboje to powstryzmać to jest lęk że coś się stanie i się bardzo napinam zeby o tym nie myślec , to jest strasznie wyczerpujące i chore. Co to znaczy odczyn depresyjny? czy to znaczy ze masz skłonności depresyjne, że łatwo możesz wpaść w depresje czy może tylko niektóe objawy depresji u Ciebie wystepują?
  7. Piszę tutaj, ponieważ chciałabym opisać swoje problemy, przeżycia związane ze sprawami życia i wiary. Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że mam pewne schorzenie. Otóż cierpię na nerwicę. Nie jest ona zdiagnozowana przez lekarza-specjalistę (psycholog, psychoterapeuta) lecz przez moją siostrę, która jest również lekarzem lecz od spraw ciała. Nie poszłam do psychologa ponieważ nie trwa ona w sposób ciągły, lecz pojawia się okresowo. Są to takie jakby ataki. Nagle przychodzą do mnie myśli i dopóki ich sobie nie przeanalizuje to nie odejdą. Jest to strasznie męczące, ponieważ są one czasem bardzo abstrakcyjne albo katastroficzne. Nie wiem co jest prawdą a co moim chorym wymysłem. Bardzo się wtedy męczę i nie mam ochoty na nic dopóki one nie odejdą. Cierpię na nią od kiedy tylko sięgam pamięcią. Mam 19 lat. Jak byłam małym dzieckiem objawy były bardzo delikatne. Związane były z kompulsjami, czyli przymusowymi czynnościami. Z czasem przerodziły się w obsesje, czyli przymusowe, pognębiające myśli. Kompulsje znikneły ponieważ starałam sobie uświadamiać ich niedorzeczność (np. dotykanie przedmiotów idąc ulicą itp.) w chwili obecnej nie mam takich przymusów, a jeśli coś nawet przyjdzie to jestem na tyle silna, że potrafię ten dziwny przymus oddalić. Zawsze jak przychodzą do mnie myśli są one bardzo smutne i takie jakby specjalnie mnie denerwujące. Są one tak złośliwe, że czasem aż płaczę, bo ich nie chcę np. jak nie wytrę kurzy w pokoju to coś się stanie mi albo moim najbliższym. Dla człowieka, który nie ma takich przymusów jest to coś trudnego do wyobrażenia, odgoniłby myśl i byłby szczęśliwy a dla takich nerwicowców jak ja jest to coś, co potrafi zepsuć pół dnia, dopóki nie uzmysłowię sobie niedorzeczności tych obsesji. Nie tylko ja mam podobne problemy, jak chodziłam po różnych forach naukowych, ludzie wypowiadali się, że też męczą ich podobne myśli. Kiedy to sobie uzmysłowiłam to przychodziły kolejne gorsze myśli. Zawsze jest to coś co mnie najbardziej przeraża, czego się boje. Jak jedno odejdzie to znowu przyjdzie drugie tzn. ja sama sobie je wynajduje, ale jest to ode mnie silniejsze, czasem potrafię powstrzymać się od wyszukiwania obsesji a czasem niestety nie. No i jak już wyzbyłam się tragedii związanych z najbliższymi to przyszły gorsze. Obsesje na temat Pana Boga. Miałam myśli typu „jak nie posprzątam czegoś idealnie dokładnie to coś mi zrobi” „albo mam to posprzątać dla Pana Boga” i wtedy co zrobić SPRZĄTAĆ bo jakże czegoś dla niego nie zrobić, jeju to było straszne ale szybko sobie starałam wmówić, że nie trzeba tego aż tak dokładnie robić a nawet „zrobię to tylko tak prowizorycznie dla Pana Boga” i wtedy pomału pomagało. No i zaczęło się ...wszystko czego nie chciałam zrobić moje myśli przemieniały w „ZRÓB TO! DLA Pana Boga” wiem wiem to jest strasznie dziwne ale niestety... ale miałam jednego plusa idealnie wyczyszczoną łazienke kosztem mojego zdrowia i mojej psychiki ( dokładniejsze informacje zamieściłam na blogu ŕ nerwusek.blog.pl ) Zawsze jest to coś czego nie chcę zrobić. Ostatnio moja nerwica zaczęła się inaczej objawiać. Czasem mam dziwne myśli i podczas nich towarzyszą mi przeważnie jakieś odczucia emocje. No i zaczęłam utożsamiać sobie te emocje z Panem Bogiem tzn. myślałam, że jak jest jakiś przypływ dobrych uczuć to to jest na pewno od niego, w każdej sytuacji. Na początku było w porządku bo się zgadzałam z moimi odczuciami, ale zaczęło się to odwracać przeciwko mojej woli. Odczuwałam dziwne uczucia podczas czynności albo myśli, których nie chciałam wykonywać i się strasznie bałam że Pan Bóg mi każe coś zrobić. No ale jak pomyślałam że jak tego nie zrobię to też były pozytywne uczucia i już wtedy bywałam tak totalnie zmieszana że nie wiedziałam co jest prawdą a co nie. Pozytywne uczucia tzn. chodzi mi o takie dziwne euforie. Przez to wszystko nabawiłam się takie nerwicy że naprawdę ciężko mi teraz funkcjonować. Ale nie zatraciłam wiary. Modlę się codziennie. Myśli nie pozwalają mi skupić ale staram się przynajmniej rozumieć treść słów które wypowiadam, treść modlitwy. Zastanawiam się właśnie nad tym czy Pan daje nam myśli albo emocje albo jakieś głosy? Czasem też słyszę jakieś głosy i nie wiem czy to głosy czy takie wyraźnie myśli. I się wtedy boję bo czasem mają sens a czasem nie. Jak nie to jest wszystko w porządku ale czasem jest to coś dziwnego. Nagle coś się pojawi w mojej głowie i już sobie myślę z czym to mogło być powiązane i się zastanawiam skąd nagle takie coś się bierze w głowie może to już jest schizofrenia? Jeśli przeanalizuje sobie i dojdę do wniosku że to moja nerwica i moje myśli to w porządku jest a jeśli próbuje sobie to utożsamić z Bogiem to wpadam w panikę. Czy to ma sens. Czy Pan Bóg chciałby czegoś co powoduje u mnie nerwice i kołatanie serca? Bo jeśli tak to straszne, ale jeśli nie to wszystko wydaje mi się już lepsze „kolorowe” i wtedy myślę że może jednak daje mi rozum i mądrość do tego że warto normalnie żyć a nie przejmować się głupimi myślami. Przepraszam moja wypowiedź jest taka chaotyczna i niezrozumiała pewnie dla kogoś, kto nigdy nie miał styczności z tym schorzeniem. Któregoś dnia naszła mnie myśl, że trzeba czytać pismo święte i nawet jak nie chciałam przeczytać to miałam taki przymus. Bałam się, że jak tego nie zrobię to się coś złego stanie. Natrafiłam wtedy na takie słowa: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?" "Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je." Słowa te bardzo mnie wystraszyły. Myślałam, że musze rzucić wszystko dla Pana Boga, przestać żyć jak dotychczas i poświęcić się całkowicie. Myślałam ponadto że jak na to trafiłam to to jest wola boska a nie zwykły przypadek. Bardzo mnie to wyniszczało ponieważ czułam że nie chcę iść na zakonnika lecz żyć jak dotychczas. Z drugiej strony bałam się, czułam wyrzuty sumienia że wole tak żyć niż w zakonie. Czułam właśnie że jak tego nie zrobię to coś się złego stanie i próbowałam modlić się i rozmyślać nad tym. Doszłam do wniosku, że przecież jeśli każdy by się wyrzekał to świat nie wyglądał by tak jak teraz, ludzie nie budowali by takich budowli i także nie zakładali by rodzin bo poświęcili by życie Panu. Czy asceza to jedyny warunek zbawienia? Czuję że chyba nie, że można żyć „normalnie”, rozwijać się i doskonalić swoje talenty. Czy krzyżem jest tylko dobrowolne wyrzekanie się ? wydaję mi się że nasze codzienne problemy, zmagania ze światem i samym sobą aby nie poddać się grzechu to też można nazwać krzyżem. "Jeśli kto chce pójść za Mną” -> na początku myślałam, że te słowa są skierowane tylko do wybranych na kapłaństwo, lecz teraz nie wiem czy do zwykłych wierzących również. Tak się strasznie przestraszyłam tych słów ŕ „niech się zaprze samego siebie”. Myslałam, że z dnia nadzień stracę wszystko i czułam okropny lęk, bo przecież mam plany (studia, rodzina). Miałam straszne kołatanie serca, nie mogłam zebrać myśli ale jak sobie pomyślałam a może wolą Pana jest żebym skończyła studia i założyła rodzinę to tak jakby ustąpiło to wszystko i samopoczucie znacznie mi się poprawiło. Pomyślałam że po co na siłę mam się wyrzekać skoro nie to mi jest „pisane”, skoro to było by nie prawdziwe ale zrobione ze strachu. I tak zdaję sobie sprawę z tego że rzeczy doczesne to są tylko rzeczy materialne, ale asceza byłą by sztuczna i przymusowa. Więc wole żyć w tym świecie w którym żyłam dotychczas ale się w nim jakby nie zatracać. Jestem kobietą i się zastanawiałam czy może należałoby odrzucić wszystko co charakteryzuje kobietę. No ale ja bardzo lubię się ładnie ubrać, lubię się podobać chłopcom, lubię być zadbana i czyściutka. Wydaję mi się że to nie jest złe podejście. Ale z drugiej strony nie chcę zachowywać swojego życia dla siebie, ale chcę się nim dzielić z bliskimi. Bardzo bym chciała założyć rodzinę (wydaję mi się że do tego jestem powołana a nie do życia zakonnika). Nie traktowałabym tych słów tak nadgorliwie. Chcę się modlić i wsłuchiwać się w głos swojego serca bo wydaję mi się że to dobry głos, być może głos boży. A co do drugiego cytatu to mam również wątpliwości. Czy to znaczy że jeśli się nie wyrzeknę to nie mogę się modlić albo czytać pisma świętego lub chodzić do kościoła? Czy może nie jest to aż tak radykalne a odnosi się do problemów codziennych i niecodziennych ( np.: choroby). „Kto chce znaleźć swe życie, straci je „ ŕ No i czy nie warto szukać swojego miejsca na ziemi? Jeśli np. mnie uszczęśliwia bycie razem z rodziną, ze znajomymi chodzenie na uczelnie i wspólne spotkania z przyjaciółmi to to jest złe. Czy to znaczy, że nie będę zbawiona. Właśnie nie wiem i borykam się z tym już od dłuższego czasu. Jeszcze z nikim o moich rozterkach nie rozmawiałam, bo się bałam i wstydziłam. Jestem osobą wierzącą i pochodzę z katolickiego domu ale nigdy nie byłam „nadzbyt religijna”, nie chodziłam do żadnych kół religijnych ponieważ mnie to nie ciągneło. Dopiero jak pojawiły się przymusy to zaczęłam być bardziej gorliwa, ale starałam się je zwalczać mówiąc sobie że nie wolno się modlić z przymusu ale z potrzeby serca. Myślę że więcej dobrego mogę zrobić jeśli będę żyła jak dotychczas, modliła się, pomagała ludziom i starała się żyć żyć godnie.
  8. Cześć Carlos Wydaje mi się że masz nerwice lękową połączoną z natręctw ponieważ w Twoim opisie cały czas powtarzasz że się boisz wasnych myśli. To są właśnie obsesje, którymi się zadręczasz, przez które wpadasz w panike i czujesz zupełną niemoc. Ja tez tak mam, ale nie byłam u żadnego specjalisty. Nie wiem dlaczego nie bierzesz leków, boisz się że mogą wywołać jakieś niepożadane działania i sobie nie poradzisz jak będziesz sam? Ja bym na Twoim miejscu brała, ponieważ złagodzą niepokój i lęk, przez co będzie Ci łatwiej dostrzec niedorzecznośc Twoich obsesji i przestaniesz się bać. Tak ludzie przechodzą gorsze historie życiowe (śmierć bliskiej osoby) ale czują się tak samo lęk, przygnębienie i smutek jak my nerwicowcy poniewasz nasza podświadomość czyni nasze chore myśli realistycznymi przez co panicznie się ich boimy. Pozdrawiam Cię serdecznie, sama też mam podobne zaburzenia i powiem jedno -nie warto ale trzeba być optymistą PAMIĘTAJ!!! Trzymaj się
  9. droga dzidzik naprawdę wspólczuje Ci z powodu tych natręctw, ale to tylko obsesje TYLKO I WYŁĄCZNIE Czy próbowałaś np nie pisać czy coś się wtedy działo, może warto się powstrzymywać od zapisywania tych drobiazgów? Jeśli wariujesz to watro wybrać się do specjalisty aby zapisał Ci odpowiednie leki
  10. no no ja się meczę już 4 miesiące z tymi obsesjami, już sama nie wiem co jest prawdą a co moim chorym wyobrażeniem. Chcę się z tym uporać chcę być normalna, jak dawniej ale boję się że to jest złe życie, że te moje myśli, obsesje czy impulsy, uczucia są od Pana Boga i jak się nie podporządkuje to będe przeklęta, że pójde do piekła i się przy ty strasznie boje wpadam w panike i od razu przetłumaczam że to tylki moje obsesjei już nie wiem jaka jest prawda bardzo mnie to męczy
  11. hej ja też mam obsesje myślowe, miałam kiedys natrętne myśli związane z najbliższymi i w ogóle wszytsko co najgorsze to mnie męczyło a teraz mam natręctwa religijne, np że muszę przeczytać kawałek biblii i np jeśli otworzę jakąś strone to nie jest to przypadek i to co jest tam napisane to właśnie tak ma być, a czuję że nie można brać wszystkiego tak dosłownie czy wy też tak macie? natręctwa związane z religią i Bogiem, bardzo się z tym męcze i się strasznie boję że zrobie coś złego
  12. bardzo możliwe czasem mi tez pomaga uświadomienie sobie pewnych myśli i wtedy pomaga odchodzą ale tylko czasem...
  13. no właśnie nie ma okreslonych objawów nerwicy, u każdego pojawia się coś innego, ale jeżeli czujemy że nas "coś" jakiś przymus lub myśl strasznie denerwuje, wpadamy w panike to znaczy że jest co nie tak i właśnie to jest nerwica jeśli oczywiście trwa przez jakiś dłuższy czas no właśnie nie wiem jak pozbyć się tego ch*** już nawet jak zdam sobie sprawę że to co robię lub myślę jest jakieś abstrakcyjne to i tak za dwie minuty znowu mnie atakuje i tak w kółko, analizuje coś i dochodzę do jakiś wnoisków ale za chwilkę ta sama myśl znowu mnie nachodzi a może jednak nie...
  14. lolka34 nie martw się moim zdaniem to jest nerwica normalni ludzie nie reagują aż tak strasznym lękiem jeśli zauważyłaś że jakieś czynność (joga) Ci pomagają to nalezy je kontynuować a swoją drogą lęki to "straszna rzecz" mi się już dłuższy czas utrzymują i tylko czasem przechodzą ajj nie wiem czy to minie mam nadzieje, że jak najprędzej ustąpią. Rozpoczeły się wakajce i bede miała mniejsze kontakty z ludźmi a to mi bardzo pomagało ((
  15. nie jestem może ekspertem ale swoje przeszłam i powiem że równiez miałam myśli katastroficzne na temat najbliższych (a nawet mi się to śniło) bałam się że jeszcze nie wykonam danej czynności to spowoduje jaką tragedia itp itp itp nawet nie pamiętam kiedy mi to przeszło, nie pamiętam czy brałam leki ale teraz jak mam takie myśli to po prostu oddalam je przez samouświadomienie sobie że to wytwór mojej wyobraźni, jest to bardzo w początkowej fazie choroby ale w końcu się udało pozdrawiam i zapraszam --> nerwusek.blog.pl :)
  16. i za każym razem jak czytam wasze posty to myśle że piszecie o mnie :| chyba miałam już wszytskie objawy choroby oprócz kompulsywnego mycia rąk uff (chociaż to mnie omineło) trochę wam zazdroszcze że możecie o tym z kimś porozmawiać, ja jeszcze z nikim nie rozmawiałam a do psychiatry raczej nie pójdę kompulsji się już prawie wyzbyłam ale pojawiły się obsesje na temat wszytskiego, przychodzą falowo spokój jest i tu nagle masa emocji myśli i natrćet silniejszych ode mnie, co tu zrobić aby ich nie było :|
  17. jeśli będziesz miała informacje kiedy będzie nadawany to prosze napisze, bo bardzo bym go chciała obejrzeć :)
  18. Pierwsze objawy tej choroby pojawiły się u mnie jak byłam jeszcze małym dzieckiem. Czułam ciągły przymus czegoś robienia. Czynności te były przeróżne i najczęściej jakieś niepoważne np. musiałam cały czas połykać ślinę i przy tym układać ręce jak do modlitwy, albo dotykać przedmiotów, denerwowało mnie to i męczyło, ale po jakimś czasie przeszło. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że jestem chora, nie wiedziałam, że istnieje taka choroba. Nie mogłam przejść, jeśli czegoś nie dotknęłam. Teraz już wiem, że były to kompulsje. Bardzo się ich wstydziłam, czasem nawet koleżanki patrząc się na mnie dziwnym wzrokiem zwracały uwagę - co ja robię, dlaczego itp., nie wiedziałam, co im odpowiedzieć, bo sama dokładnie nie wiedziałam, dlaczego to robię, więc coś tam zmyślałam. Kiedy dorastałam strasznie mi to przeszkadzało, zawstydzało, męczyło i starałam się jakoś je przezwyciężać. Na początku było trudno. Pokusa była silniejsza ode mnie, nie mogłam się powstrzymać od kompulsji, ale z czasem mi przechodziło. I pojawiały się znowu nowe.. i tak w kółko... teraz już nie męczą mnie kompulsje ale te obsesyjne myśli które czasem doprowadzają do obłedu człowieka... ale cóż trzeba wierzyć że się uda, bo inaczej nie wytrzymałabym tego niepokoju i myśli nerwusek.blog.pl
  19. kurde ale te schorzenie jest okrpone.. ja musiałam dotykać kiedyś różnychy rzeczy itp i tak mnie wzieło że musiałam dotknąć przednim żebym jakiegoś przedmiotu jak wyszłam z koleżanką polatać po dworze to mnie wzieło i zaczełam dotykać drewnianej huśtawki itp koleżanka na mnie się dziwnie spojrzała i się spytała ale poco całujesz to drewno?? (czy jakoś tak)
×