Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dzienne Wrony - Nocne Darki (czynne 24 h na dobę)


Dryagan

Rekomendowane odpowiedzi

To i ja opowiem. Moja pierwsza psychiatra, specjalistka od młodzieży (miałam 17 lat), była bardzo zdroworozsądkowa i pomocna. Moja druga psychiatra, już dla dorosłych, była bardzo troskliwa, chociaż z perspektywy lat trochę powątpiewam w jej kompetencje. Następny psychiatra była bardzo życzliwy i pomocny, chociaż na niektórych wizytach wydawał się być taki trochę nieobecny. Psychiatrów szpitalnych nie liczę, bo leczyłam się u nich krótko, najwyżej parę tygodni.

U nowego psychiatry byłam dopiero raz. Załatwiłam wszystko, co było do załatwienia, ale lekarz wydał mi się niezaangażowany i mało empatyczny, taki jakoś obojętny, a to nie są pożądane cechy u psychiatry. No ale trudno, po recepty będę chodzić do rodzinnego, a w razie kryzysu do najbliższego centrum zdrowia psychicznego. No ale jednak trochę szkoda, bo psychiatra powinien być nieco bardziej życzliwy i otwarty, w końcu to nie ortopeda, który spojrzy na zdjęcie rtg i założy gips. Psychiatria opiera się na rozmowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja psychiatra też od razu widzi czy jest lepiej czy gorzej. Po jednej wizycie, na której mówiłam o depresji i lęku stwierdziła wstępnie, że jestem w spektrum autyzmu, co potem się potwierdziło. Ogólnie lubię do niej chodzić, bo ma fajny vibe i zachowuje się jak zwykły człowiek, bez przeintelektualizowanej psychologicznej gadki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem kilku psychiatrów w przeciągu 15 lat ale to było na zasadzie królika doświadczalnego...Bo mało które leki na mnie działały i często miałem zmieniane.Początek nerwicy był tak na prawdę dla mnie śmiertelną chorobą i ataki paniki jeden za drugim,SOR i pogotowie gościło mnie bardzo często.Dopiero po kilku ładnych miesiącach lekarz z Soru powiedział że nie może tak być abym co chwilę przyjeżdżał po zastrzyk Relanium i w nocy zadzwonił do szpitala psychiatrycznego po karetkę aby zabrali mnie na oddział, zgodziłem się i pojechałem karetką do szpitala psychiatrycznego gdzie oburzona Pani ordynator szpitala obudzona o 3 w nocy stwierdziła że nie ma takiej podstawy abym teraz trafił na odział bo nie ma zagrożenia życia dla mnie jak i innych...Więc wstawiłem się na umówiony dzień na odziale już własnym transportem...Tam pobyt trwał 10 dni i najgorsze że był to odział zamknięty gdzie nie interesowali zbytnio terapią tylko szprycowanie lekami.. Zdiagnozowali jako zaburzenia nerwicowe gdzie ta diagnoza jeszcze nie była poprawna.. Dostałem Pramolan i do widzenia... Dalsze leczenie było tak samo trudne jak wcześniej i oczywiście ataki paniki się powtarzały coraz częściej a Pramolan słabo działał..Nie miałem dużo szczęścia aby trafić na dobrego psychiatrę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, mienta napisał(a):

U nowego psychiatry byłam dopiero raz. Załatwiłam wszystko, co było do załatwienia, ale lekarz wydał mi się niezaangażowany i mało empatyczny, taki jakoś obojętny, a to nie są pożądane cechy u psychiatry. No ale trudno, po recepty będę chodzić do rodzinnego, a w razie kryzysu do najbliższego centrum zdrowia psychicznego. No ale jednak trochę szkoda, bo psychiatra powinien być nieco bardziej życzliwy i otwarty, w końcu to nie ortopeda, który spojrzy na zdjęcie rtg i założy gips. Psychiatria opiera się na rozmowie.

Zawsze możesz spróbować znaleźć kogoś innego, chyba że dasz mu jeszcze szanse. Ja nie dałam i jak raz miałam takie odczucia to była to moja jedyna wizyta u tego psychiatry. 

Moja historia:

Pierwsza psychiatra-chodzialm 5,5 roku. Bardzo fajna, empatyczna, pomogła mi. 

Drugi psychiatra- 0,5 roku podczas leczenia na oddziale dziennym, miły facet, raczej dobrze wspominam.

Potem mialam jedna wizytę u pewnego lekarza, ale nie poczułam że chce kontynuować. 

Kolejny-pierwsza wizyta online, potem teleporady chyba ok 2 lat, odczucia takie sobie w końcu nie zadzwonił i się skończyło. 

Kolejny-doslownie kilka wizyt jak miałam gorszy okres, przestałam chodzić jak mi się polepszyło. 

Troche mi szkoda jak mówicie "mój psychiatra", że takowego nie mam, ale szkoda mi kasy na wizyty prywatne  to raz, a dwa zapytałam terapeutę ktory jest psychiatra czy on uważa, że powinnam wrócić do leków i powiedział, że niekoniecznie. Jak powiedziałam, że się męczę i nie wiem czy dam rady bez to odpowiedział żeby w takim razie wrócić, wiec no wiadomo decyzja należy do mnie. Ja jak myśle "mój psychiatra" to w głowie mam tą pierwszą panią doktor.  Ostatnią wizyte u niej miałam jakieś 5 lat temu. Gdyby przyjmowła na nfz to bym się pewnie zapisała, a tak to przy obecnych cenach i tym, że się po prostu źle czuje płacąc za wizyty chyba odpuszczę. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, acherontia styx napisał(a):

Yyyy, @bei, dziwne podejście. Ja rozumiem, że ktoś może nie pracować i wtedy zrozumiałe, że go nie stać na wizyty prywatne, ale psychiatra to nie lekarz do którego latasz co 2 tygodnie, tylko przeważnie co 2-3 miesiące, albo i jeszcze rzadziej. Serio wydanie nawet 300zł na wizytę pracując jest dla Ciebie taką szkodą? 

To może być kwestia wychowania. Pamiętam może raz, że mama wzięła mnie na płatną wizytę jak byłam dzieckiem do dentysty i potem jak byłam w liceum to może z dwa razy do okulisty. Kojarzy mi się to źle, ww sensie ze byl to dla niej duzy wydatek. Ja do tej pierwszej pani doktor chodziłam chwile prywatnie jak przestała przyjmować na nfz i przestałam bo po prostu zeszłam z leków. Wydałam też  troche na terapię (wole chyba nie liczyć ile). Po prostu źle sie z tym czuje. Jak poszłam prywatnie do endokrynologa to stwierdziłam, że była to moja najgorsza wizyta u niego i że już wole zaczekać te 2-3 miesiące i pójść na nfz jak nie ma wcześniej terminu. Pozatym po coś płacimy te składki. To czy kogoś stać czy nie to inna sprawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@acherontia styx, trochę jesteśmy do siebie podobne,tylko ty masz większą siłę przebicia.😉

Nieraz miałam różne sytuacje...,teraz się z tego śmieję.

W piątek przychodzę do pracy,nie zdążyłam nawet słowa powiedzieć,a pan mechanik już mi się z czegoś tłumaczy, mówiąc na sam koniec "Nie denerwuj się."

A ja nie powiedziałam ani jednego słowa.😁

Czasami bywam wiedźmą.

A najczęściej po prostu mówię wprost to co myślę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, acherontia styx napisał(a):

To nie wiem gdzie Ty mieszkasz, że czekasz do endokrynologa 2-3 miesiące. U mnie terminy do endokrynologa na NFZ to minimum 8-10 miesięcy.

Chodziło mi o to że byłam w czerwcu i miałam się umówić na grudzień ale byl termin dopiero na luty. Mogłam teoretyczne iść poprosić lekarza o kartkę którą zwykle daje żeby pokazać w rejestracji żeby mnie zarejestrowali wcześniej (akurat ostatnio mi nie dał,może teraz od razu będę o nią pytać jak sam nie da), ale zapisałam się na ten luty. Kiedyś gdy tak nie było terminu to poszłam do niego prywatnie i więcej tak nie zrobię. Wyrzucenie pieniedzy w błoto za 5 min i receptę. Jak ma mi zrobić usg to zrobi mi na nfz i jak ma mi wypisać recepte tez zrobi to na nfz. Nie chce za to płacić. 

 

4 godziny temu, zew napisał(a):

Z tymi wizytami to też chyba potrzeba trochę szczęścia. Sam mam na koncie, ale także moi bliscy, wizyty prywatne, których pożałowaliśmy, była to strata czasu i pieniędzy, ale i niejednokrotnie duża dawka niepotrzebnego stresu. Ale akurat z endokrynologiem mnie się poszczęściło. Każdy inny lekarz (rodzinny, psychiatra, kardiolog i neurolog) mówił, że z moją tarczycą wszystko ok, wyniki w normie i tyle. I w sumie u endo pojawiłem się nie w związku z tarczycą, a innym problemem hormonalnym. I całe szczęcie, że miałem przy sobie wyniki badań tarczycy. Bo problem, z którym do niego się zwróciłem okazał się nie być problemem, za to skierował moją uwagę na tarczycę i jak się okazało słusznie.

Ja nie skacze po endokrynologach. To mój trzeci lekarz na przestrzeni 20 lat, w tym jeden zmarl i dlatego musiałam zmienić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, lorana napisał(a):

Ktoś wie, jak wygląda leczenie jeśli czy w przychodni czy w oddziałach szpitalnych każdy lekarz mówi, że farmakologicznie już wszystko wykorzystano i nie ma jak leczyć mojej depresji?

 

https://podyplomie.pl/neurologia/22329,postepowanie-w-depresji-lekoopornej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Denial napisał(a):

Dzięki za zainteresowanie, ale miałam już całe serie Ew, ketaminę i TMS.

2 minuty temu, acherontia styx napisał(a):

Wszystko tzn.? Wszystko co dostępne w Polsce czy leki z za granicy niedostępne w Polsce też sprowadzałaś w ramach importu docelowego?
Poza tym metody niefarmakologiczne.

Raz lekarz próbował sprowadzić jakiś lek z zagranicy, ale mu odmówiono.

Z innych metod mam terapię, miałam ketaminę, EW i Tms, wszystko bez żadnego efektu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz, acherontia styx napisał(a):

A jakie było uzasadnienie?

5 minut temu, acherontia styx napisał(a):

 

Nie było żadnego uzasadnienia, przyszła z Ministerstwa sama odmowa na maila. Przez EW nie pamiętam, co to był za lek.

Zaraz potem wylądowałam w szpitalu i sprawa się rozeszła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, Wirginia Zachodnia napisał(a):

@Purpurowy lubisz pracę, którą wykonujesz? Może to był sabotaż twojej nieświadomości. 

@Purpurowy

Niby lubię. Jedyna realna opcja, którą ktoś zasugerował, to taka, że sprężyna w nitownicy się przesunęła i nit wyleciał tyłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, Purpurowy napisał(a):

Jak zwykle coś musiałem odwalić. Tym razem w robocie. Nitowałem blachy, zrobiłem ze sto nitów, robię sto pierwszy i... i to jest najlepsze. Nie wiem co się stało. Nikt z osób z którymi pracowałem nie wie...

 

Tak żartując po szkodzie to jak już masz coś odwalać, to chyba najlepiej w robocie. Bo przy wypadku przy pracy przysługuje zwolnienie 100% i odszkodowanie.

 

(Ja sobie kiedyś w pracy niechcący wbiłam skalpel w rękę xD)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, Denial napisał(a):

 

Tak żartując po szkodzie to jak już masz coś odwalać, to chyba najlepiej w robocie. Bo przy wypadku przy pracy przysługuje zwolnienie 100% i odszkodowanie.

 

(Ja sobie kiedyś w pracy niechcący wbiłam skalpel w rękę xD)

Ja to na czarno, to trochę inny temat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakaś dziwna ta noc była. Wydawało mi się, że wgl nie spałam, ale na pewno spałam, bo nie czuję niewyspania. Ale swoją drogą, to długo się wierciłam w łóżku i się przebudzałam. Miałam mega dużo szybkich myśli i takich bezużytecznych jak śmieci xD 

 

@mienta U mnie na Esce leci M. Jackson 😛

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×