Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

...

1. Inżynieria społeczna wymaga dostępu do nowoczesnej biurokracji, nowoczesnej propagandy i generalnie - nowoczesnych środków technicznych, bez policji

rozbudowanej w tak absurdalny sposób jak w III Rzeszy i ZSRR, wielotysięcznej armii urzędników inżynierii społecznej nie da się przeprowadzić....

Bzdura. Hans - koleś kompletnie nie ma pojęcia o czym pisze. Wyciąga z rzyci fałszywe tezy i nie umie ich uzasadnić.

Policja, biurokracja ani super nowoczesna technika nie jest konieczna do praktycznego stosowania socjotechniki na masową skalę.

Właściwie wystarczy jeden kanał radiowy (-> radio Maryja).

 

Jeśli uważasz Rydzyka za manipulatora na poziomie np. totalitarnego Związku Radzieckiego, czy kogoś uprawiającego w ogóle coś na "masową skalę", to nie ma o czym mówić.

Inżynieria społeczna próbuje wyrwać człowieka z kulturowych archetypów i wspólnot organicznych (jak rodzina, naród), żeby wstawić na to miejsce swoje własne wzory kultury i wydać człowieka oderwanego od najbliższego środowiska na łup władzy. Nie bez powodu wyśmiewano "świecką tradycję". Inżynieria społeczna wymaga wielu zsynchronizowanych elementów. Zmierza m.in do demoralizacji społeczeństwa, uzależniania go od niskich przyjemności i konsumpcji, żeby nie odczuwał potrzeby myślenia o ważnych kwestiach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poglądy dawniej popularne wśród katolików jakoś przypominają mojej mentalności poglądy obecne w kalwinizmie. Kalwinizm jawi mi się jako coś, co "zawdzięcza" swoje istnienie rzekomym "kardynalnym błędom" z dzieł św. Augustyna z Hippony. Pewne teksty Augustyna (a może tylko ich interpretację - sam Augustyn nie jest nieomylny) wywołują bardzo złe wrażenie na mojej mentalności - "głoszą" one bardzo pesymistyczną wizję losu ludzkości, coś, co mentalność nazywa "brakiem bezinteresownej miłości" i "skąpością łaski". Chodzi tu o "rygorystyczny", "ekskluzywistyczny" pogląd na zbawienie wieczne. Pewne bardzo niepodobające się mojej naturze poglądy obecne wśród katolików (zwłaszcza w dawniejszych czasach) zdają się mieć związek z poglądami Augustyna czy przynajmniej czemuś, co się z nim wiąże lub z czymś, co może bazować na jego tekstach. Przerażające może być np. twierdzenie o dzieciach nienarodzonych umierających bez łaski chrztu (mentalność uważa, że każde dziecko nienarodzone powinno otrzymać wszystkie łaski niezbędne do zbawienia wiecznego).

 

Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Teologia_Augustyna_z_Hippony (z własnymi wyróżnieniami):

 

Według Geralda Bonnera, nauczanie Augustyna, jakkolwiek nie do końca jasne, nie może być rozumiane na sposób, w jaki zinterpretował je kalwinizm. Augustyn pisał o przedwiedzy Boga. Ale czasem wypowiadał się jakby niektórzy ludzie byli przeznaczeni na karę. Wizja grzechu pierworodnego Augustyna wskazuje na to, że nie rozumie on tych stwierdzeń jako arbitralnej decyzji Boga, by stworzyć pewnych ludzi jako "naczynia gniewu", których potępienie miałoby służyć większej chwale Bożej. Najgorsze, czego można ew. dopatrzeć się w tezach Augustyna, jest jedynie to, że Bóg nie ma absolutnej woli, by zbawić wszystkich ludzi.

 

Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Augustyn_z_Hippony (z własnym wyróżnieniem):

 

Aureliusz Augustyn z Hippony, łac. Aurelius Augustinus (ur. 13 listopada 354 w Tagaście, zm. 28 sierpnia 430 w Hipponie) – filozof, teolog, organizator życia kościelnego, święty Kościoła katolickiego, jeden z ojców i doktorów Kościoła, znany jako doctor gratiae (doktor łaski), pisarz i błogosławiony prawosławny o berberyjskich korzeniach. Wielu protestantów uważa go również za duchowego przodka protestantyzmu, jako że jego pisma miały duży wpływ na nauki Lutra i Kalwina.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poglądy dawniej popularne wśród katolików jakoś przypominają mojej mentalności poglądy obecne w kalwinizmie. Kalwinizm jawi mi się jako coś, co "zawdzięcza" swoje istnienie rzekomym "kardynalnym błędom" z dzieł św. Augustyna z Hippony. Pewne teksty Augustyna (a może tylko ich interpretację - sam Augustyn nie jest nieomylny) wywołują bardzo złe wrażenie na mojej mentalności - "głoszą" one bardzo pesymistyczną wizję losu ludzkości, coś, co mentalność nazywa "brakiem bezinteresownej miłości" i "skąpością łaski". Chodzi tu o "rygorystyczny", "ekskluzywistyczny" pogląd na zbawienie wieczne. Pewne bardzo niepodobające się mojej naturze poglądy obecne wśród katolików (zwłaszcza w dawniejszych czasach) zdają się mieć związek z poglądami Augustyna czy przynajmniej czemuś, co się z nim wiąże lub z czymś, co może bazować na jego tekstach. Przerażające może być np. twierdzenie o dzieciach nienarodzonych umierających bez łaski chrztu (mentalność uważa, że każde dziecko nienarodzone powinno otrzymać wszystkie łaski niezbędne do zbawienia wiecznego).

 

Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Teologia_Augustyna_z_Hippony (z własnymi wyróżnieniami):

 

Według Geralda Bonnera, nauczanie Augustyna, jakkolwiek nie do końca jasne, nie może być rozumiane na sposób, w jaki zinterpretował je kalwinizm. Augustyn pisał o przedwiedzy Boga. Ale czasem wypowiadał się jakby niektórzy ludzie byli przeznaczeni na karę. Wizja grzechu pierworodnego Augustyna wskazuje na to, że nie rozumie on tych stwierdzeń jako arbitralnej decyzji Boga, by stworzyć pewnych ludzi jako "naczynia gniewu", których potępienie miałoby służyć większej chwale Bożej. Najgorsze, czego można ew. dopatrzeć się w tezach Augustyna, jest jedynie to, że Bóg nie ma absolutnej woli, by zbawić wszystkich ludzi.

 

Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Augustyn_z_Hippony (z własnym wyróżnieniem):

 

Aureliusz Augustyn z Hippony, łac. Aurelius Augustinus (ur. 13 listopada 354 w Tagaście, zm. 28 sierpnia 430 w Hipponie) – filozof, teolog, organizator życia kościelnego, święty Kościoła katolickiego, jeden z ojców i doktorów Kościoła, znany jako doctor gratiae (doktor łaski), pisarz i błogosławiony prawosławny o berberyjskich korzeniach. Wielu protestantów uważa go również za duchowego przodka protestantyzmu, jako że jego pisma miały duży wpływ na nauki Lutra i Kalwina.

 

Św. Augustyn żył w mrocznych czasach, sypało się największe imperium ówczesnego świata, latarnia ówczesnej cywilizacji, Barbarzyńcy szli coraz dalej i dalej, sypał się ponad pięćsetletni porządek świata. Mało kto umiałby wykrzesać z siebie optymizm. O ile dobrze pamiętam św. Augustyn pisał swoje refleksje pod wpływem złupienia Rzymu przez Wizygotów, to był niebywały cios. Wielu myślało, że wraz z Rzymem wali się cały świat, a wraz z barbarzyńcami podąża wieczna ciemność, zaś stary porządek wysila resztki sił, by ją nawet nie powstrzymać, ale znużyć na chwilę. Ciężko było wówczas wierzyć w Pana Boga i w to, że ma on jakąś pieczę nad wydarzeniami nad tym światem. Wielu obwiniało wówczas chrześcijaństwo, w dobie starych bogów Rzym miewał rozmaite kryzysy, zbierał różne, nieraz dotkliwe ciosy, ale zawsze w końcu wychodził z tarapatów obronną ręką. Św. Augustyn chciał dać odpór tym oskarżeniom, czy mu się to udało - tego nie wiem- bo nie czytałem jego dzieł.

 

Z tego co piszesz, wiem że się powtarzam, to przemyślenia św. Augustyna mają co nieco wspólnego z karmą. Niektórzy ludzie są z natury gniewni i przywykli do przelewania krwi. I coś w tym jest, nie ma tym nic imponującego, bo nie ma nic imponującego w zbytnim oddawaniu się swym instynktom, w szczególności krwiożerczym. Faktycznie barbarzyńcy nauczyli wygodnickich nieco pokory, a po ich podbojach życie toczyło się dalej, wprawdzie znacznie skromniejsze, ale świat się nie zawalił. Analogia z współczesną inwazją muzułmanów na Europę nasuwa się sama.

 

Bardzo nie-buddyjskie jest jego twierdzenie o ekskluzywizmie zbawienia, w buddyzmie oświecenia może dostąpić najgorszy łotr, kompletna szuja i zwierz w ludzkiej skórze, tylko zajmie mu to odpowiednio więcej czasu, np: eony czasu miast tysiącleci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmierza m.in do demoralizacji społeczeństwa, uzależniania go od niskich przyjemności i konsumpcji, żeby nie odczuwał potrzeby myślenia o ważnych kwestiach.
Co to są te ważne kwestie, pewnie wiara w Boga :mrgreen: no ale bez niej można żyć a bez jedzenia czyli konsumpcji nie. A co to są te niskie przyjemności :?: pewnie internet, telewizja i oczywiście seks i czemu to ma być bardziej niskie od chodzenia do kościoła i modlitwy, to subiektywne podejście. Zresztą systemy totalitarne wcale nie zamierzały hodować człowieka do tzw niskich przyjemności a raczej do wzniosłych celów jak np ciężka praca dla zwycięstwa światowego komunizmu albo wielkich Niemiec.

Inżynieria społeczna próbuje wyrwać człowieka z kulturowych archetypów i wspólnot organicznych (jak rodzina, naród), żeby wstawić na to miejsce swoje własne wzory kultury i wydać człowieka oderwanego od najbliższego środowiska na łup władzy.

Czyli rzymskie chrześcijaństwo się na to załapuje bo zastępowało kulty pogańskie, solarne itd kultami chrześcijańskimi oczywiście bez mediów i takiej propagandy jak dziś przebiegało to dłużej ale efekt był ten sam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dodam jeszcze, Droga Pani, światem nie rządzą jakieś magiczne siły, które można ładnie wyprosić o jałmużnę i ją dostać.

 

Życiem rządzi matematyka i fizyka, tylko że ona niejedno ma imię, a współczesny człowiek zna chyba tylko jej podstawy.

Drogi Panie, dziekuje za info, że swiatem nie rządza magiczne siły, sama bym na to nie wpadła :-| z Twoich obfitych ale niejasnych wypowiedzi trudno wyłuszczyć jakies konkrety, ale na podstawie poniższych zakładam ,ze to Ty wierzysz w jakies twory magiczne, typu Siła Wyzsza , Absolut, umysł istniejący po śmierci :bezradny:
Człowiek sam kształtuje swój los i jeśli mu się nie udaje nijak nie ma prawa winić jakiejś Siły Wyższej, że mu nie pomogła, chociaż o to prosił. Odpowiedzialność leży po jego stronie. Jeśli jednak ze szczerego serca kształtuje swój wyrywek rzeczywistości na lepsze, a zarazem posiada pewne podstawy, które pozwalają mu odpowiednio działać i myśleć, nie dla własnej korzyści, a dla dobra ogółu, życie nabiera sensu, a wiara w pewien Absolut- uzasadnienia.

+

Wraz z śmiercią traci się jedynie swe ciało, umysł zostaje zachowany, tylko wciela się w inną powłokę. Umysł musi się zmagać z podobnymi problemami co uprzednio, ma podobne skłonności co uprzednio i podobne pokusy

 

Co do reszty zgadzam się z @Hansem i @Carlosembueno, wiec nie mam za wiele do dodania. Poza tym życze wszystkim wesołych Walentynek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogi Panie, dziekuje za info, że swiatem nie rządza magiczne siły, sama bym na to nie wpadła :-| z Twoich obfitych ale niejasnych wypowiedzi trudno wyłuszczyć jakies konkrety, ale na podstawie poniższych zakładam ,ze to Ty wierzysz w jakies twory magiczne, typu Siła Wyzsza , Absolut, umysł istniejący po śmierci :bezradny:

 

Wyciągasz błędne wnioski z moich obfitych i dla niektórych niejasnych wypowiedzi.

 

Skoro już muszę stracić i wyłożyć raz jeszcze swoje przekonania. To wierzę w buddyzm, co do istnienia Boga w jakiejś formie nie mam pewności, gdyż wolę nie próbować medytacji, chorzy psychicznie nie powinni medytować.

 

Światem rządzi fizyka i matematyka na rozmaitych poziomach, również w bilansie karmicznym danej osoby, który w dziwny sposób ''zagina'' rzeczywistość na korzyść albo niekorzyść danej osoby. Karma zależy od czystych uczynków, czystej mowy, czystości ciała i czystych intencji, zarówno w obecnej inkarnacji, jak i wielu poprzednich. Wraz ze śmiercią człowiek traci ciało bezpowrotnie, ale umysł przechodzi do innego ciała, które spełnia odpowiednie uwarunkowania, w odpowiedniej rodzinie i na odpowiedniej szerokości geograficznej, w zależności od sumy kar i zasług danego umysłu, potencjału intelektualnego, pokus którym ulegał itd. Po prostu nie pojmuję człowieka tylko jako krew, kości, skórę i mózg. Prócz ciała w człowieku tkwi coś więcej, inaczej nie zaszedłby tak daleko albo i niedaleko. Wieczny umysł to nie dokładnie to samo, co wieczna dusza. Umysł może na przestrzeni continuum czasowego zmieniać się radykalnie na korzyść albo i niekorzyść, w zależności od uwarunkowań i otoczenia, ale musi sobie na to zasłużyć. Po jednym życiu czeka kolejne, z kołowrotu wcieleń może wyrwać jedynie podwyższenie swej świadomości do stopnia, który umożliwi osiągnięcie nirvany.

 

Uważam, że są religie, które też ukazują prawdę o świecie, w tym chrześcijaństwo, ale robią to w bardziej zawoalowany sposób. Po jednym życiu nie czeka nikogo definitywnie niebo albo piekło, to by było zbyt proste i niesprawiedliwie, bo ludzie rodzą się i żyją w radykalnie odmiennych warunkach.

 

Nie lubię się powtarzać, ale czasem trzeba.

 

Nie wierzę w magię.

 

I tyle.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro już muszę stracić i wyłożyć raz jeszcze swoje przekonania. To wierzę w buddyzm, co do istnienia Boga w jakiejś formie nie mam pewności, gdyż wolę nie próbować medytacji, chorzy psychicznie nie powinni medytować
Rozumiem, ze wierzysz w buddyzm, karme itd. Ale "wiara w coś " nie powinna być argumentem w dyskusji, bo fakt ze Ty w cos wierzysz, nie jest dowodem, ze coś istnieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, ze wierzysz w buddyzm, karme itd. Ale "wiara w coś " nie powinna być argumentem w dyskusji, bo fakt ze Ty w cos wierzysz, nie jest dowodem, ze coś istnieje.

 

Powtarzam, to nie jest żadna magia polegająca na ślepej wierze.

 

Medytacji nie próbowałem. Medytacja w rozmaitych odmianach umożliwia poszerzenie swej percepcji, dla mnie ta droga jest na razie niedostępna. Taka moja ułomność i ograniczenie karmiczne nie do przeskoczenie, mogę się z tym tylko pogodzić.

 

Budda uczył, żeby nie polegać na dogmatach i nie przyjmować niczego na ''ślepą wiarę w coś'', lecz samemu to sprawdzić empirycznie. Ja mogę jedynie robić na poziomie życiowego doświadczenia. Pewnych spraw nie mogę podotykać własnoręcznie palcami i muszę brać na wiarę, podobnie jak na wiarę przyjmuję się wzory na polibudzie, których nie potrafi się wyprowadzić, ale które pozwalają zdać egzamin, bo zwyczajnie wolę nie ryzykować medytacji z borderem i innymi ciekawostkami w głowie, niemniej wszystko tu jest spójne i zgodne zarówno z dokonaniami nauk ścisłych jak i zdrowym rozsądkiem (może niektórym wyda się to zabawne, nic nie szkodzi).

 

Karma działa. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości, tego uczy w pewnym momencie życie. Starzy ludzie podejrzanie często wierzą w Boga, dewocyjność nie bierze się tylko ze świadomości bliskości śmierci, ale także z doświadczenia życiowego, które pozwala stwierdzić, że tym światem nie rządzą ślepe przypadki, każdy przypadek ma swoją przyczynę.

 

Bogaci ludzie nie przypadkiem lubią się dzielić swoim majątkiem z potrzebującymi i nie robią tego tylko dlatego, żeby polepszyć swój image.

 

Rozumnie pojmowana jałmużna też od wieków była obowiązkiem w niemal wszystkich religiach też nie dlatego, że przypadkowo tak się zwidziało rozmaitym prorokom, którym zdarzyło się spacerować po ziemi.

 

Gdyby życiem rządził ślepy przypadek człowiek utknąłby na etapie stworzenia ziemno-morskiego wychodzącego na powierzchnie ledwie od czasu do czasu, wątpliwe nawet czy zaszedłby tak daleko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, jeżeli powyższe dywagacje to dla Ciebie dowód, że karma działa, to nie mam nic do dodania. Najwyrazniej Twoja zdolność logicznego myslenia utknela na poziomie refrenów i ambarasów.

 

Czy wyprowadziłem podany wzór? Nie, tylko go podałem, nie chce pisać rozprawek, bo nie ma to sensu, każdy ma własne rozprawki.

 

Twojej umiejętności logicznego myślenia nie skomentuję, bo po co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fragmenty z http://www.milosierdzie.info.pl/milosierdzie-boga-w-dzielach-jego/82-tom-3/364-14-czym-jest-odrzucenie.html:

 

Według tomistów Bóg z miłosierdzia swego chciał, by niektórzy byli świętymi i otrzymali nadprzyrodzone szczęście. Dlatego wybrał i wyróżnił ich od niewybranych powołując do wiary chrześcijańskiej i udzielając im łaski skutecznej, gdy wszystkim innym dał tylko łaskę dostateczną. Toteż tylko wolna wola Boża jest przyczyną powołania i wybrania. Dlaczego Bóg tak postępuje, jest dla nas tajemnicą miłosierdzia Bożego, która się nie sprzeciwia ani mądrości ani sprawiedliwości Bożej, jak powiada Apostoł: „Zmiłuję się nad tym, komu jestem miłościw, a miłosierdzie okażę temu, nad kim się ulituję” (Rzym. 9, 15). Podziwiając tę dobroć Boga, Apostoł w uniesieniu wołał: „O głębokości bogactw, mądrości i umiejętności Bożej! Jakże niepojęte są sądy jego i niedościgłe drogi jego!” (Rzym. 11, 33).

 

System molinistów bardziej odpowiada świętości, dobroci i miłosierdziu Bożemu, albowiem bardziej wyjaśnia Wolę Bożą co do zbawienia wszystkich bez wyjątku ludzi, nikogo nie wykluczając przed przewidzeniem ich ciężkich grzechów i sprzeciwiania się tej zbawczej woli. Natomiast zdanie tomistów, jakkolwiek teoretycznie bardzo się różni od potępionego przez Kościół Kalwina, to w praktyce jest bardzo podobne, albowiem na jedno wychodzi, czy skazać kogoś do piekła przed przewidzeniem jego win, czy wykluczyć go albo nie wybrać do nieba również przed przewidzeniem jego grzechów.

 

Bóg więc z jednej strony decyduje o zbawieniu człowieka przeznaczonego do jego osiągnięcia i przygotowuje mu środki, przy pomocy których on na pewno zbawienie osiągniea z drugiej strony powołuje do zbawienia także i odrzuconego człowieka, przygotowując mu również środki dostateczne, aby zbawienie otrzymał. Przewidując jednak jego grzechy i ostateczną niepokutę, orzeka o jego odrzuceniu. Odrzuceni czynią się więc sami potępionymi, mimo że wola Boża przyznaje im niebo i wszystkie łaski potrzebne do jego osiągnięcia. „Bóg śmierci nie uczynił i nie weselił się w zatraceniu żywych” (Mądr. 1, 13). Przeciwnie, stworzył niebo i powołuje wszystkich do niego, dając z miłosierdzia swojego odpowiednie środki, by mogli wejść do niego. „Chwalcie Pana, bo na wieki miłosierdzie jego!”

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spotkałem się z takimi zdaniami przypisywanymi Augustynowi: "Przez przewinienie Adama wolność ludzkiej woli została całkowicie stracona" czy "Przez wielkość pierwszego grzechu, straciliśmy wolną wolę do kochania Boga" (czytałem te zdania w innym języku niż polski, to tylko własne tłumaczenia). Czy Augustyn naprawdę napisał takie słowa? Może były one z okresu, kiedy św. Augustyn był początkującym adeptem manicheizmu? Przez ok. dziewięć lat był on początkującym adeptem manicheizmu (któremu potem zdecydowanie się sprzeciwiał).

 

Manicheizmsystem religijny stworzony w III wieku przez Babilończyka Maniego (Manesa). Był syntezą wielu religii: staroirańskiego zoroastryzmu, buddyzmu i chrześcijaństwa. Dwa podstawowe elementy systemu filozoficzno-religijnego manicheizmu to dualizm i podkreślanie poznania w procesie wyzwalania się spod wpływu zła. Początkującym adeptem (373-382), a po przejściu na chrześcijaństwo zdecydowanym oponentem manicheizmu był Święty Augustyn. Manicheizm objął swoim zasięgiem znaczne obszary Azji, północnej Afryki i Europy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja doceniam Buddyzm jednak zdecydowanie bardziej przekonuje mnie Chrześcijaństwo takie w wydaniu Philipa Yanceya czy Davida Bentleya Harta, uprawiałem medytacje, stosowałem też modlitwy wg książki "Sposób na niewidzialnego Boga" doświadczenia po wielu medytacjach były nieporównywalne z Doświadczeniem po krótkiej modlitwie wg książki "Sposób na niewidzialnego Boga".

Chrześcijaństwo ze swoim "Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności" - Ewangelia wg św. Jana, jest niesamowicie zbieżne ze współczesną kosmologią, oraz to, że stworzenie ma swój początek.

 

Chrześcijaństwo daje też najlepszą wg mnie odpowiedź na najgłębsze filozoficznie pytanie "dlaczego jest raczej coś niż nic", a porównywałem ją z wieloma teoriami czysto naukowymi, filozoficznymi i wschodnimi.

Buddyzm natomiast ze swoją odpowiedzią, zawsze coś było, wikła się w pewne logiczne trudności.

Tutaj już zdecydowanie lepiej wypada Neokonfucjanizm.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja doceniam Buddyzm jednak zdecydowanie bardziej przekonuje mnie Chrześcijaństwo takie w wydaniu Philipa Yanceya czy Davida Bentleya Harta, uprawiałem medytacje, stosowałem też modlitwy wg książki "Sposób na niewidzialnego Boga" doświadczenia po wielu medytacjach były nieporównywalne z Doświadczeniem po krótkiej modlitwie wg książki "Sposób na niewidzialnego Boga".

Chrześcijaństwo ze swoim "Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności" - Ewangelia wg św. Jana, jest niesamowicie zbieżne ze współczesną kosmologią, oraz to, że stworzenie ma swój początek.

 

Chrześcijaństwo daje też najlepszą wg mnie odpowiedź na najgłębsze filozoficznie pytanie "dlaczego jest raczej coś niż nic", a porównywałem ją z wieloma teoriami czysto naukowymi, filozoficznymi i wschodnimi.

Buddyzm natomiast ze swoją odpowiedzią, zawsze coś było, wikła się w pewne logiczne trudności.

Tutaj już zdecydowanie lepiej wypada Neokonfucjanizm.

 

1. Każdy ma swoją drogę, jeśli Twoja droga Ci służy, to znaczy, że jest dobra. Można być katolickim buddystą, nawet nieświadomie. Trochę żartuję i prowokuję, ale taka jest prawda.

 

2. Wskaż mi proszę jakąkolwiek logiczną trudność w buddyzmie.

 

Nie zarzucam Ci, rzecz jasna, ignorancji w tym temacie, natomiast bywa, że przystępuje się do czytania tekstów bez odpowiedniej podstawy merytorycznej i odczytuje się niekoniecznie to, co jest w nich zawarte.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moją mentalność bardziej nawet odpychać może "rygorystyczny ekskluzywizm" głoszący trudność i niewielką dostępność zbawienia niż wiara w reinkarnację czy ateizm. Może ją zastanawiać, skąd wzięła się "tak pesymistyczna teologia" w Kościele, która głosiła, że nawet nienarodzone dzieciątka nie otrzymują łask niezbędnych do wiecznego zbawienia, tylko cierpią cieleśnie w ogniu piekielnym. Mentalność bardzo źle ocenia pewne teksty kojarzone ze św. Augustynem, nie chce się jej nawet za bardzo wierzyć, że to święty napisał te teksty (które zdały się odegrać rolę w formowaniu doktryn Lutra czy Kalwina), tylko przypuszcza, że mógł to być jakiś "Pseudo-Augustine", który napisał te teksty.

 

Kartagina, w której Augustyn uczył się retoryki, bardzo źle się kojarzy - z paleniem dzieci żywcem dla semickiego bałwana Baala. Czytałem gdzieś, że przed nawróceniem Augustyn bywał w domach publicznych w Kartaginie (czy tylko miał nieślubne dziecko, czy też może dopuszczał się większej ilości nieczystych uczynków przed nawróceniem, np. kontaktów seksualnych z nierządnicami w Kartaginie)?

 

Augustynowi z Hippony przypisano zdanie broniące nierządu, w tłumaczeniu brzmiące mniej więcej tak: "Jeżeli usuniesz prostytucję ze społeczeństwa, zachwiejesz wszystkim z racji pożądliwości". Mi to zdanie wygląda na jakiś antykatolicki podstęp - czy święty, który tak bardzo krytykował pożądliwość, mógłby tak powiedzieć o NIERZĄDZIE?

 

Fragment z https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_prostitution (dla mentalności nielogiczne jest też uznawanie prostytucji za mniejsze zło niż masturbacja):

 

During the Middle Ages, prostitution was commonly found in urban contexts. Although all forms of sexual activity outside of marriage were regarded as sinful by the Roman Catholic Church, prostitution was tolerated because it was held to prevent the greater evils of rape, sodomy, and masturbation (McCall, 1979). Augustine of Hippo held that: "If you expel prostitution from society, you will unsettle everything on account of lusts". The general tolerance of prostitution was for the most part reluctant, and many canonists urged prostitutes to reform.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie chce się jej nawet za bardzo wierzyć, że to święty napisał te teksty (które zdały się odegrać rolę w formowaniu doktryn Lutra czy Kalwina), tylko przypuszcza, że mógł to być jakiś "Pseudo-Augustine", który napisał te teksty.

 

przed nawróceniem Augustyn bywał w domach publicznych w Kartaginie (czy tylko miał nieślubne dziecko, czy też może dopuszczał się większej ilości nieczystych uczynków przed nawróceniem, np. kontaktów seksualnych z nierządnicami w Kartaginie)?

 

Augustynowi z Hippony przypisano zdanie broniące nierządu, w tłumaczeniu brzmiące mniej więcej tak: "Jeżeli usuniesz prostytucję ze społeczeństwa, zachwiejesz wszystkim z racji pożądliwości". Mi to zdanie wygląda na jakiś antykatolicki podstęp - czy święty, który tak bardzo krytykował pożądliwość, mógłby tak powiedzieć o NIERZĄDZIE?

 

Fragment z https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_prostitution (dla mentalności nielogiczne jest też uznawanie prostytucji za mniejsze zło niż masturbacja):

 

During the Middle Ages, prostitution was commonly found in urban contexts. Although all forms of sexual activity outside of marriage were regarded as sinful by the Roman Catholic Church, prostitution was tolerated because it was held to prevent the greater evils of rape, sodomy, and masturbation (McCall, 1979). Augustine of Hippo held that: "If you expel prostitution from society, you will unsettle everything on account of lusts". The general tolerance of prostitution was for the most part reluctant, and many canonists urged prostitutes to reform.

 

 

1. Rozmaicie bywali święci, skoro świętym mógł być św. Bernard z Clairvaux, piewca idei krucjat, a oprócz tego także wielki umysł, to mógł być nim także święty Augustyn. Święty wciąż jest człowiekiem i zachowuje ludzkie wady. Kanonizacja nie czyni z człowieka anioła w ludzkiej skórze.

 

2. Tak czasem bywa, że świetnym materiałem na świętego jest ktoś kto sobie uprzednio używał, zauważono to również w prawosławiu. Poza tym zapewne wiesz, że Chrystus nie odtrąca nikogo, skoro św. Augustyn miał szczerą chęć poprawy i ją zrealizował, czemu miałby zostać odtrącony?

 

3. Św. Augustyn miał rację, człowieka nie zmienią akty normatywne. Wiara w magiczną moc aktów normatywnych wywodzi się z oświecenia i jest zwyczajnie błędna. Nie zaprogramuje się człowieka jak maszynkę i nie uszczęśliwi żadną konstytucją, nie zmieni również radykalnie jego popędów i nawyków. Niektórzy nie potrafią powściągnąć swych żądz i nie mają nawet takiego zamiaru, lepiej żeby degradowali siebie w odpowiednim miejscu, u kobiet które świadomie obrały taki zawód, zamiast polować z pragnienia na niewinne kobiety.. Czyni się w ten sposób mniej szkód.

 

Po to ma człowiek ma swoją wolę, ktoś chce iść do lupanaru - proszę bardzo. Ktoś chce tam pracować - również nie ma żadnych przeszkód, niemniej obie strony poniosą konsekwencje swych działań. Lepiej żeby podobni sobie szkodzili sobie nawzajem, zamiast szkodzić społeczeństwu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mojego rozumu stwierdzenie, że masturbacja jest gorsza od stosunku waginalnego z nierządnicą, jest absurdalne. Z masturbacji nie może być poczęcia dziecka i nie jest ona (masturbacja) czynnością, w której bierze udział druga osoba. Współżycie z nierządnicą jawi mi się jako coś o wiele bardziej nieodpowiedzialnego, przez to i ogólnie gorszego.

 

Dla mnie obraz Stwórcy wyłaniający się z "augustynizmu" wywołuje bardzo złe reakcje... Jest tak absurdalny, że "głowa mała" i jawi się jako straszne bluźnierstwo. Nie chodzi tu o ocenę czy potępienie Augustyna, ale o pewne doktryny, poglądy z nim wiązane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, twierdząc, że zawsze było coś, nie wyjaśniamy dlaczego coś ma taki kształt a nie inny, to jest ta trudność, przykładowo (tutaj metafora nie moja a zdaje się Jima Holta), jeśli mamy kartkę tekstu, mówimy czemu tekst jest abc? bo jest kopią poprzedniego abc, a to jest kopią jeszcze poprzedniego abc i tak w nieskończoność... nie jest to jednak odpowiedź dlaczego właśnie abc.

 

weźmy przykład zła w buddyzmie, jest ono wynikiem złej karmy, no dobra ale skąd się wzięła zła karma? musiała wyniknąć z wcześniejszej złej karmy, złych intencji itd, te z jeszcze wcześniejszych, no dobra ale to tak jak na przykładzie kartki nie wyjaśnia w ogóle dlaczego akurat zło.

 

albo jeszcze inaczej mamy ciąg przyczynowo-skutkowy, powiedzmy jak niektórzy na pytanie czemu coś, wyjaśniamy to innym coś, wcześniejszym i tak w nieskończoność, no dobra, ale to nie daje odpowiedzi na pytanie czemu cały ten ciąg przyczynowo-skutkowy a nie raczej nic, które wydaje się najmniej arbitralne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dochodzę do wniosku, że zło powstało w wyniku zmarnotrawienia szansy na zdobycie zasługi przez Szatana. Wolą Stwórcy było, aby anioł, który stał się Szatanem, nie zgrzeszył. Nie uważam oczywiście, że ów anioł miał jakąś bardzo trudną pokusę czy był "ofiarą niepojętego planu Stwórcy" - wręcz przeciwnie, niezgrzeszenie dla niego musiało być bardzo łatwe, łatwiejsze niż w przypadku nas. Co mogło wywołać upadek Szatana? Myślę, że mogło mu się "bardzo nie spodobać" to, że w planie Stworzenia byli dwaj ludzie - Wcielony Stwórca (który jest nie tylko Człowiekiem) i Jego Matka (która, w przeciwieństwie do Swego Syna, jest jedynie Człowiekiem i Stworzeniem). Fakt istnienia Matki-Dziewicy mógł być dla niegdyś największego z aniołów "boleśniejszy" niż fakt istnienia Jej Syna, który, choć ma ludzką Duszę, ludzką Wolę i ludzkie Ciało, to jest Osobą Boską. Lucyfer mógł za wszelką cenę nie chcieć dopuścić do utraty przez siebie pozycji najwspanialszego ze stworzeń, najwspanialszej ze stworzonych osób. Ze względu na istnienie unii hipostatycznej i Matki-Dziewicy mógł z całego serca zbuntować się przeciwko Najwyższemu, znienawidzieć Go w niepojęty sposób, a także znienawidzieć całą ludzkość (a zwłaszcza Wcielonego i Jego Matkę), do których zaistnienia mógł nie chcieć dopuścić. Może Szatan jakoś szczególnie znienawidził kobiety, bo i najwspanialsza z osób, która jest tylko stworzeniem, jest kobietą? Może jakoś szczególnie Diabłu zależało na wprowadzeniu jadu pożądliwości seksualnej do rodzaju ludzkiego? A twierdzenie, że gdyby ne było grzechu, to nie byłoby Wcielenia (a co za tym idzie, i Matki-Dziewicy) wygląda mi ewidentnie bluźnierczo, gdyż jakby czyni ono "dziecko grzechu" z Człowieczeństwa Wcielonego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Prawda jest jedna, ale podawana w rozmaity sposób. Takie religie jak chrześcijaństwo czy buddyzm mają z sobą wiele wspólnego. Wszystkie przekazania chrześcijaństwa można przełożyć na buddyzm i vice-versa. To co głosił Budda jest zadziwiająco zbieżne z tym, co głosił Chrystus. Bóg jakkolwiek go definiować, mówi do różnych ludzi w różny sposób, a święci chrześcijaństwa są czczeni również w buddyzmie, wprawdzie nie wszyscy, choćby dlatego, że za pontyfikatu Jana Pawła II szalenie się owych świętych namnożyło, czego nie wartościuje, bo może mieć to swoje plusy.. Nawet islam zawiera pewną cząstkę prawdy, bo Mahomet zapożyczył od innych religii również pewne pożyteczne cytaty i zagadnienia.

Świat nie ma końca, ani początku - Ja jestem Alfa i Omega

Ekskluzywizm religijny nigdzie nie prowadzi do niczego dobrego, w przeszłości, gdy religię traktowano poważniej niż teraz, prowadził do wojen religijnych i krucjat. Dzisiaj... do zwątpienia, bo wszak jest tyle religii, większość głosi że to one mają monopol na prawdę, a dobrzy ludzie są na każdej szerokości geograficznej. Zatem owi dobrzy ludzie są skazania na potępienie, tylko dlatego, że nie mają dostępu do sakramentów? Osobliwe podejście.

Można być katolickim buddystą, prawosławnym buddystą, protestanckim buddystą. W drugą stronę to nie działa, bo stoi temu na przeszkodzie właśnie chrześcijański ekskluzywizm.

Akwen

Rzeczywiście niewiele czytałem o buddyzmie, i to wiele lat temu, więc w tym co piszę poniżej mogę się mylić, może nawet znacznie.

Z tego co pamiętam i co można przeczytać w wielu artykułach jego teistyczny charakter jest jednak wątpliwy.

Co do podobieństwa z chrześcijaństwem. Nie przesadzałbym: Chrystus uważał się za Boga, Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, są w centrum chrześcijaństwa, więc to już wyklucza wielkie podobieństwo. Eschatologia zupełnie różna. Czy Budda dokonywał cudów?

Czy wszystkie przykazania rzeczywiście można przełożyć na buddyzm: te o braniu krzyża, o miłości nieprzyjaciół, o uniżeniu, nadstawianiu drugiego policzka, zakazie rozwodów?

Przede wszystkim dla mnie buddyzm jest ucieczką od cierpienia, a chrześcijaństwo często mówi zupełnie na odwrót: św. Teresa - Pati Domine, aut mori, rzesze świętych przyjmujących cierpienie jako ofiarę za grzechy innych. Czy to mamy w buddyzmie?

Mi buddyzm przypomina stoicyzm i greckich cyników, jest sensowną filozofią życia, mądrą postawą, ale nie ma w nim specjalnie czegoś nadziemskiego. To sesnsowne wezwanie do wycofania się, tak należałoby może myśleć, gdyby nie było objawienia.

Ale to Ewangelia jest prawdziwie nieziemską Księgą: Chrystus-Bóg umywający nogi, nakazujący miłość nieprzyjaciół, dający się umęczyć to są rzeczy absolutnie niebywałe, nadprzyrodzone. I do dziś poruszające prawdy.

Owszem Pan Jezus czasem mówi jak stoik, czy buddysta: "Przypatrzcie się liliom polnym..." "Marto, marto troszczysz się...", mówi jakby: "wyluzuj"

Ale... W chrześcijaństwie zaraz mamy męczenników, niebywałych ascetów, ludzi heroicznych, którzy niespecjalnie "wyluzowali" Bo prawie cała nadzieja chrześcijanina jest zwrócona TAM, a nie tu.

Zupełnie na odwrót mam wrażenie jest w buddyzmie, gdzie najważniejszy jest doczesny spokój.

Poza tym kwestia smaku: estetycznie średnich lotów przedstawienie Chrystusa, czy jakiegoś świętego, jest przy różnych złotych Buddach dla mnie o wiele piękniejsze. Nie mówiąc o jakichś obrazach np. Caravaggia. Wiem, że to jakoś może subiektywne i nie chcę nikogo obrażać, ale przy estetyce chrześcijańskiej dawnych wieków, estetyka buddyzmu jest dla mnie po prostu kiczowata. Część zarzuca buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów.

http://www.proroctwa.com/w.cejrowski-buddyzm.htm

Nie potrafię tego do końca ocenić, ale estetyka buddyzmu jest też dla mnie czasem po prostu odrażająca.

Piszesz o owocach ekskluzywizmu. A ilu ludzi ginie duchowo w bagnie konsumpcjonizmu? Ilu zabiły ateistyczne reżimy?Zwątpienie jest raczej owocem relatywizmu, czy indyferentyzmu religijnego, a nie wiary. I jeżeli ktoś ma możliwość korzystania z sakramentów, a tego nie robi to oczywiście bardziej ryzykuje zatracenie, co w tym dziwnego?

Co do islamskich imigrantów: w tamtej kulturze aktywni, utrzymujący rodzinę są głównie mężczyźni, więc to ich przybywa większość. Kobiety, zgodnie z naturą, mają zazwyczaj inne zadania. I to, że dla wielu muzułmanów młode Europejki są swego rodzaju prostytutkami mnie specjalnie nie dziwi, patrząc na wyuzdany ubiór i zajęcia, którym one poświęcają życie, dzietność w stosunku do okresu współżycia, liczbę partnerów itp. Czasem spojrzenie z zewnątrz jest przydatne, by zobaczyć gdzie zaszliśmy (w tym wypadku z feminizmem i biurokratycznym socjalizmem).

Ale gwoli ścisłości: większość naszych mężczyzn dla muslemów jest z kolei chyba frajerami ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, twierdząc, że zawsze było coś, nie wyjaśniamy dlaczego coś ma taki kształt a nie inny, to jest ta trudność, przykładowo (tutaj metafora nie moja a zdaje się Jima Holta), jeśli mamy kartkę tekstu, mówimy czemu tekst jest abc? bo jest kopią poprzedniego abc, a to jest kopią jeszcze poprzedniego abc i tak w nieskończoność... nie jest to jednak odpowiedź dlaczego właśnie abc.

 

weźmy przykład zła w buddyzmie, jest ono wynikiem złej karmy, no dobra ale skąd się wzięła zła karma? musiała wyniknąć z wcześniejszej złej karmy, złych intencji itd, te z jeszcze wcześniejszych, no dobra ale to tak jak na przykładzie kartki nie wyjaśnia w ogóle dlaczego akurat zło.

 

albo jeszcze inaczej mamy ciąg przyczynowo-skutkowy, powiedzmy jak niektórzy na pytanie czemu coś, wyjaśniamy to innym coś, wcześniejszym i tak w nieskończoność, no dobra, ale to nie daje odpowiedzi na pytanie czemu cały ten ciąg przyczynowo-skutkowy a nie raczej nic, które wydaje się najmniej arbitralne.

 

1. Zawsze było coś, czyli zawsze w znanym nam świecie istniały jakieś formy, nic nie stało ''ot tak''. Znany nam świat nie jest jedynym. Dlaczego coś ma kształt taki, a nie inny? życie to po prostu jeden ciąg przyczynowo-skutkowy. Dlaczego abc? gdyż uprzednio w ich miejscu znajdowały się jakieś inne litery, o których współcześnie człowiek nie ma pojęcia.

 

2 Zło istnieje dlatego, że musi istnieć wraz z dobrem. Bez procesu ''dziania się'' zła, nie byłoby też dobra. Stąd się wzięło. Idealny świat, w którym żyją sami aniołowie w ludzkiej skórze jest nierealny. Dobro zlewa się z dobrem tworząc karuzelę życia i wcieleń. W świecie idealnym, bajkowym nikt nie miałby szans na nirvanę, życie byłoby bezproblemowe. Zło bierze się z gniewu, ignorancji i zachłanności, a z tych źródeł wynika zazdrość, strach, popędliwość, krwiożerczość i pochodne, te naturalne skłonności, nad którym zwierzęta nie mają kompletnie kontroli - człowiek potrafi odrobinę powściągnąć, ale też świat ludzki jest odrobinę bardziej uładzony, ludzie nie zjadają się dosłownie na ulicach, tylko zazwyczaj w nieco bardziej wysublimowany sposób.

 

''Zło'' przybiera postawy złych myśli, które nawiedzają umysł człowieka, ten który ulega własnym emocjom jest na nie skazany w większym stopniu.

 

Skąd wzięło się zło? Równie dobrze można się spytać dlaczego istnieją wirusy, przecież jedynie szkodzą. Widocznie życie nie może być bajką i nie było nią nigdy, nawet tuz po wielkim wybuchu. Cząstka ''złego'' istniała w każdym elemencie materii już wówczas, zanim sprawy znacznie się skomplikowały.

 

''Zło'' zlewa się wraz z ''dobrem'' i tworzy całość. ''zło'' podobnie jak drapieżnicy w środowisku naturalnym wyłapuje słabe jednostki w stadzie i dokonuje pewnej selekcji naturalnej.

 

W warunkach cieplarnianych nie dojrzewa psychika, człowiek się nie rozwija tak jak należy, nie musi stawiać czoła własnym lękom, zapewne podobnie jest w naturze. Rozleniwieni roślinożercy nie mieliby bodźca, by podążać szlakiem ewolucji, bez zagrożeń nie ma problemów, nie trzeba gonić w wyścigu ewolucyjnym, ani nad sobą pracować. Po wyjściu z kołyski człowiek stawia czoła złu, własnemu i cudzemu na każdym kroku, dzięki temu wspina się powoli na coraz wyższe etapy i formy świadomości. Zło, podobnie jak i dobro reguluje homeostazę zarówno na poziomie społecznym, jak i świata naturalnego. Aby istniał ogień, musi istnieć woda, aby móc rozróżniać światło, musi istnieć ciemność, podobnie jest z dobrem i złem.

 

3. Skąd się wzięła praprzyczyna? Doskonałe pytanie. Sądzę, że stąd iż w uniwersum znalazła się kolejna nisza do zapełnienia.

 

Równie dobrze można by wywodzić, dlaczego Bóg dał niedojrzałym ludziom pokusę, a mógł przecie ich lepiej uwarunkować już na starcie, , chociaż wiedział, że jej ulegną.

 

Ja jestem Alfa i Omega - czyli jestem siłą, która reguluje ten świat od zarania, a przed zaraniem też był jakiś zmierzch i tak do minus nieskończoności, jak w matematyce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy człowiek i każde zwierzę rodzi się z pewnym ładunkiem egotyzmu i głupoty, odpowiednio potem warunkowanym przez otoczenie. Dlaczego inaczej miałoby być ze światem? Równie dobrze można się spytać skąd wzięło się dobro? Zapewne miało te samo źródło co zło, promienie Słońca czy opady deszczu, one nie mogą istnieć bez siebie, nawzajem się uzupełniają

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świadomość istniała zawsze, jej przejawy są widoczne w znanym nam świecie. Cząstki owej świadomości w trakcie ''stawania się'', przejawiania w widzialnym człowiekowi świecie zyskiwały pewną tożsamość, pewna źle pojęte ''ja'' i z tego złego pojmowania ''ja'' można wywieść źródło zła, podobnie jak źródło dobra z właściwego pojmowania ''ja''. Umysł dążący ku dobro potrafi oczyścić swój umysł z emocji reprezentowanych ku źle pojmowanemu ''ja'', by mieć dostęp do wyższej świadomości i owoców czystej myśli. Umysł dążący ku złu postępuje dokładnie odwrotnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Prawda jest jedna, ale podawana w rozmaity sposób. Takie religie jak chrześcijaństwo czy buddyzm mają z sobą wiele wspólnego. Wszystkie przekazania chrześcijaństwa można przełożyć na buddyzm i vice-versa. To co głosił Budda jest zadziwiająco zbieżne z tym, co głosił Chrystus. Bóg jakkolwiek go definiować, mówi do różnych ludzi w różny sposób, a święci chrześcijaństwa są czczeni również w buddyzmie, wprawdzie nie wszyscy, choćby dlatego, że za pontyfikatu Jana Pawła II szalenie się owych świętych namnożyło, czego nie wartościuje, bo może mieć to swoje plusy.. Nawet islam zawiera pewną cząstkę prawdy, bo Mahomet zapożyczył od innych religii również pewne pożyteczne cytaty i zagadnienia.

Świat nie ma końca, ani początku - Ja jestem Alfa i Omega

Ekskluzywizm religijny nigdzie nie prowadzi do niczego dobrego, w przeszłości, gdy religię traktowano poważniej niż teraz, prowadził do wojen religijnych i krucjat. Dzisiaj... do zwątpienia, bo wszak jest tyle religii, większość głosi że to one mają monopol na prawdę, a dobrzy ludzie są na każdej szerokości geograficznej. Zatem owi dobrzy ludzie są skazania na potępienie, tylko dlatego, że nie mają dostępu do sakramentów? Osobliwe podejście.

Można być katolickim buddystą, prawosławnym buddystą, protestanckim buddystą. W drugą stronę to nie działa, bo stoi temu na przeszkodzie właśnie chrześcijański ekskluzywizm.

Akwen

Rzeczywiście niewiele czytałem o buddyzmie, i to wiele lat temu, więc w tym co piszę poniżej mogę się mylić, może nawet znacznie.

Z tego co pamiętam i co można przeczytać w wielu artykułach jego teistyczny charakter jest jednak wątpliwy.

Co do podobieństwa z chrześcijaństwem. Nie przesadzałbym: Chrystus uważał się za Boga, Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, są w centrum chrześcijaństwa, więc to już wyklucza wielkie podobieństwo. Eschatologia zupełnie różna. Czy Budda dokonywał cudów?

Czy wszystkie przykazania rzeczywiście można przełożyć na buddyzm: te o braniu krzyża, o miłości nieprzyjaciół, o uniżeniu, nadstawianiu drugiego policzka, zakazie rozwodów?

Przede wszystkim dla mnie buddyzm jest ucieczką od cierpienia, a chrześcijaństwo często mówi zupełnie na odwrót: św. Teresa - Pati Domine, aut mori, rzesze świętych przyjmujących cierpienie jako ofiarę za grzechy innych. Czy to mamy w buddyzmie?

Mi buddyzm przypomina stoicyzm i greckich cyników, jest sensowną filozofią życia, mądrą postawą, ale nie ma w nim specjalnie czegoś nadziemskiego. To sesnsowne wezwanie do wycofania się, tak należałoby może myśleć, gdyby nie było objawienia.

Ale to Ewangelia jest prawdziwie nieziemską Księgą: Chrystus-Bóg umywający nogi, nakazujący miłość nieprzyjaciół, dający się umęczyć to są rzeczy absolutnie niebywałe, nadprzyrodzone. I do dziś poruszające prawdy.

Owszem Pan Jezus czasem mówi jak stoik, czy buddysta: "Przypatrzcie się liliom polnym..." "Marto, marto troszczysz się...", mówi jakby: "wyluzuj"

Ale... W chrześcijaństwie zaraz mamy męczenników, niebywałych ascetów, ludzi heroicznych, którzy niespecjalnie "wyluzowali" Bo prawie cała nadzieja chrześcijanina jest zwrócona TAM, a nie tu.

Zupełnie na odwrót mam wrażenie jest w buddyzmie, gdzie najważniejszy jest doczesny spokój.

Poza tym kwestia smaku: estetycznie średnich lotów przedstawienie Chrystusa, czy jakiegoś świętego, jest przy różnych złotych Buddach dla mnie o wiele piękniejsze. Nie mówiąc o jakichś obrazach np. Caravaggia. Wiem, że to jakoś może subiektywne i nie chcę nikogo obrażać, ale przy estetyce chrześcijańskiej dawnych wieków, estetyka buddyzmu jest dla mnie po prostu kiczowata. Część zarzuca buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów.

http://www.proroctwa.com/w.cejrowski-buddyzm.htm

Nie potrafię tego do końca ocenić, ale estetyka buddyzmu jest też dla mnie czasem po prostu odrażająca.

Piszesz o owocach ekskluzywizmu. A ilu ludzi ginie duchowo w bagnie konsumpcjonizmu? Ilu zabiły ateistyczne reżimy?Zwątpienie jest raczej owocem relatywizmu, czy indyferentyzmu religijnego, a nie wiary. I jeżeli ktoś ma możliwość korzystania z sakramentów, a tego nie robi to oczywiście bardziej ryzykuje zatracenie, co w tym dziwnego?

Co do islamskich imigrantów: w tamtej kulturze aktywni, utrzymujący rodzinę są głównie mężczyźni, więc to ich przybywa większość. Kobiety, zgodnie z naturą, mają zazwyczaj inne zadania. I to, że dla wielu muzułmanów młode Europejki są swego rodzaju prostytutkami mnie specjalnie nie dziwi, patrząc na wyuzdany ubiór i zajęcia, którym one poświęcają życie, dzietność w stosunku do okresu współżycia, liczbę partnerów itp. Czasem spojrzenie z zewnątrz jest przydatne, by zobaczyć gdzie zaszliśmy (w tym wypadku z feminizmem i biurokratycznym socjalizmem).

Ale gwoli ścisłości: większość naszych mężczyzn dla muslemów jest z kolei chyba frajerami ;)

 

1. Co do teistycznego charakteru buddyzmu, rozmaici buddyści różnie go postrzegają. Ja bym to uzasadnił w ten sposób, że Ci którzy zaprzeczają istnieniu Boga, zwyczajnie źle interpretują dawane im sygnały. Nikt nie jest doskonały, niezależnie czy jest buddystą czy rastafarianinem. Sam nie mogę się ostatecznie o tym ostatecznie przekonać, gdyż jak wspominałem dostęp do wyższych stopni wtajemniczenia jest dla mnie w tym rozdaniu zamknięty, choroba psychiczna niesie z sobą pewne ograniczenia, a nie chcę mieć jeszcze większych ''odchyłów od normy'' niż te, które obecnie posiadam.

 

2. Podobieństwa, no cóż

 

Chrystus głosił miłość wobec każdej istoty ludzkiej

 

Budda głosił współczucie wobec każdej istoty, jako kolejnej cząstki wszechświata

 

''Pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi'' - Te słowa doskonale można odnieść do sansary. Ludzie bogaci i dobrze traktowani przez życie w danej chwili mają tendencję do popadania w dekadencję, pychę, pogardę wobec reszty i egotyzm. Z kolei ludzie dotknięci przez los częstokroć zdobywają się na empatię, potrafią wyciągnąć pewne wnioski, których człowiek pyszny wyciągnąć nie potrafi. W rezultacie ci pyszni obniżają swoją świadomość, zaś ubodzy- powiększają. ''Łatwiej wielbłądowi wejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego''

 

''Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju'' - Te słowa Chrystusa również można odnieść do sansary. Człowiek wykazujący uprzednio postawę łotrzykowską, u kresu okazał skruchę, tym samym polepszył swą karmę i zwiększył szansę na korzystniejsze wcielenie i przyśpieszenie procesu nirvany.

 

Chrystus zawsze daje szansę- Każdy, absolutnie każdy, człowiek zły, chciwy, chamski w każdej chwili może nawrócić się na i podążać po właściwej ścieżce, nie ma na to kilkudziesięciu lat, lecz praktycznie całą wieczność. Zarazem w każdej chwili może z niej zejść, jeśli wskutek zbyt korzystnych uwarunkowań nabierze przekonania o własnej wielkości.

 

''Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie''- W każdym i we wszystkim tkwi natura Buddy, niby diament pokryty pyłem. Namiętności, emocje, pożądliwość to ów pył. Wystarczy go zdmuchnąć, by odsłonić w sobie to co właściwe i szlachetne.

 

W Buddyzmie też istnieje trójca, zacytuję fragment pewnej książki:

 

 

 

Ciało Buddy ma trojaką naturę. Ma ona aspekt Istoty, czyli Dharmakaji, aspekt Możliwości, czyli Sambhogakaji oraz aspekt Przejawiania, czyli Nirmanakaji. Dharmakaja jest substancją Dharm. Oznacza to, że jest treścią samej Prawdy. W tym aspekcie Budda nie ma kształtu ani barwy. Ponieważ nie ma kształtu ani barwy, nie przybywa i nie oddala się w przestrzeni. Podobnie jak błękitne niebo, obejmuje wszystko, a ponieważ jest wszystkim, niczego w nim nie brak. Istnieje nie dlatego, że ludzie w niego

wierzą; nie znika więc, gdy ludzie o nim zapominają. Nie ma szczególnego obowiązku ukazywania się ludziom, gdy są szczęśliwi i spokojni. Podobnie, nie musi znikać, gdy są lekceważący i leniwi. Budda wykracza poza wszelkie wyobrażalne kierunki ludzkiego myślenia. W tym aspekcie osoba Buddy wypełnia każdy zakątek wszechświata; dociera wszędzie i trwa wiecznie, niezależnie od tego,czy ludzie wierzą w Jego istnienie czy wątpią. 4. Sambhogakaja oznacza, że natura Buddy, nie mający kształtu duch stanowiący

połączenie Miłosierdzia i Mądrości, przejawia się za pośrednictwem symboli narodzin i śmierci, symboli czynienia ślubów, ćwiczeń oraz objawienia Jego świętego imienia, aby doprowadzić wszystkich ludzi do wybawienia. Zatem Miłosierdzie jest Istotą Jego ciała i w tym duchu Budda używa wszelkich środków, aby wyzwolić wszystkich, którzy są do tego przygotowani. Podobnie jak ogień, który raz rozniecony nie zagaśnie dopóki jest paliwo, tak Miłosierdzie Buddy nie ustanie aż

do wyczerpania ziemskich namiętności. I jak wiatr, który zwiewa pył, Miłosierdzie Buddy zwiewa proch ludzkiego cierpienia. Nirmanakaja oznacza, że Budda Możliwości udzielił ludziom pomocy, ukazując się światu w cielesnej postaci. Stosownie do ludzkich charakterów i możliwości zrozumienia przedstawił aspekty narodzin, wyrzeczenia się tego

 

Czy analogie nie nasuwają się same? Dharmakaja to Bóg Ojciec, Sambhogakaja - Duch Święty, zaś Nirmanakaja - Syn Boży, który przejawiał się ludzkości w rozmaitych postaciach na przestrzeni tysięcy lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×