Skocz do zawartości
Nerwica.com

ot


elo

Rekomendowane odpowiedzi

 

Wina nie zawsze leży po obu stronach, Salir, nie daj sobie wmówić pierdół.

Dlatego sądy orzekają o wyłącznej winie jednego małżonka małżonka, bo taka sytuacja zachodzi.

Ważny jest też stopień winy - jedna osoba może ponosić winę większą, inna mniejszą. Nikt nie powie chyba, że wina faceta, który leje żonę, jest na tym samym poziomie, co jej wina, bo "nie mówi komplementów".

 

Nie ta sama wina ale w konkretnym przypadku wina lezy po obu stronach...nie wiem czyja wieksza...niewazne dla mnie.

 

W konkretnym przypadku może tak, odniosłam się do tego, co inni wcześniej pisali.

 

Z tą małomównością też bym nie przesadzała - ja mam egzemplarz, który może gadać 3 godziny i nie ma dość gadania.

Wiesz ile ja się nasłuchałam o tej wielkiej Marylin? :D

 

Moj by stwierdzil "I po co Ci to bylo" :?

 

A nie, to mój ma: "kochanie, to nie może tam wisieć, to źle wygląda, przeczy jakimkolwiek zasadom estetyki, teraz mamy podziurawioną ścianę, nie rozumiem po co ci to wielkie zdjęcie..... " (i tak w kółko) :D

 

Salir, w rękach kobiety jest dużo, ale nie wszystko. W rękach mężczyzny też jest zresztą dużo, ale nie wszystko. Mają mniej więcej podobny wkład.

 

No wlasnie tak jest...on inaczej pojmuje staranie niz ja oczekuje analogicznie tez moze byc w druga strone.

A może pogadacie?

Bo skoro się stara, ale inaczej, to chyba nie jest tak źle ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wystarczy ze jedna strona nie ma pojecia co to zwiazek i jak wspolzyc z plcia przeciwna. Wazne jest wiedziec czego tak naprawde chce i potrzebuje druga strona... i jak to osiagnac mimo ze sie jej kompletnie nie rozumie.

 

Gorzej jak wychodzi, że każdy ma inną definicję związku.

A bardzo często z czasem dopiero "wychodzi w praniu" co kto chce lub jaki jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Ktoś albo ma dane predyspozycje, albo ich nie ma.

Nie zrobisz z idioty, który przebumblował podstawówkę tak, że ledwo czyta, profesora-geniusza, choćby i najlepsza kobieta się znalazła.

 

 

Jeżeli ktoś zna swoją wartość, to krytyka jej nie zniszczy, zwłaszcza ta konstruktywna.

 

Zgadzam się z Tobą :brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wystarczy ze jedna strona nie ma pojecia co to zwiazek i jak wspolzyc z plcia przeciwna. Wazne jest wiedziec czego tak naprawde chce i potrzebuje druga strona... i jak to osiagnac mimo ze sie jej kompletnie nie rozumie.

 

Gorzej jak wychodzi, że każdy ma inną definicję związku.

A bardzo często z czasem dopiero "wychodzi w praniu" co kto chce lub jaki jest.

 

Dokładnie, Tella ma racje.

Poza tym to, że jedna osoba nie wie, co to związek, wcale nie przekreśla szansy powodzenia związku.

Wychodziłam za mąż mając 22 lata, związałam się mając lat 20. Był to mój pierwszy związek, nigdy wcześniej nawet nie chodziłam na randki, chłopcy dla mnie - wówczas nastolatki - nie istnieli. Związałam się z facetem 16 lat starszym.

Co ja mogłam wiedzieć o związkach? Ja nie wiedziałam niczego o życiu, nie wiedziałam nawet zbyt wiele o sobie samej (z racji tego, że "wychowałam" się w rodzinie patologicznej). I cóż z tego? Byłam szczęśliwa, on był szczęśliwy, kochaliśmy się i kochamy nadal.

 

Związek to nie jest walka o swoje!!! Nie muszę koniecznie umieć postawić na swoim, żeby mąż mnie szanował, szanował moje zdanie, nie robił niczego wbrew mojej woli. Nie muszę umieć się bronić, żeby nie być w związku obrażana, poniżana, nawet bita.

Myślicie, że umiałam to mając 20 lat i decydując się na zamieszkanie z mężczyzną 36-letnim, głównie dlatego tak szybko, że nie miałam gdzie iść.

Prawda jest taka, że mógł zrobić ze mną, co tylko chciał, "ustawić", jak tylko chciał, "wyszkolić", wykorzystać właściwie w każdym aspekcie - bo ja miałam wypaczone spojrzenie na związek z racji oglądania przez prawie 20 lat matki i "ojca".

Nie umiałam walczyć, ale nie musiałam tego robić. Szanował mnie mimo że ja wówczas nie wiedziałam nawet, co znaczy szanować samą siebie.

 

Co więcej - związek związkowi nierówny. Nie ma jednej, odgórnie narzuconej przez jakieś wyimaginowane, niewidoczne guru definicji związku.

A płeć przeciwna to nie jest zbiór identycznych osobników, ale czasem zupełnie różnych od siebie jednostek.

Znajdziesz i moją koleżankę, która w pracy jest posłuszna i miła, a w domu chce rządzić i decydować, i mnie, która ma zupełnie na odwrót - w pracy lubi być twarda, w związku chce mieć oparcie w opiekuńczym i silnym mężczyźnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może pogadacie?

Bo skoro się stara, ale inaczej, to chyba nie jest tak źle ;)

 

Nie twierdze ze jest zle...ale wiem, ze zmierza w zlym kierunku. Gdzies moje problemy zaczely negatywnie wpływać...ja jestem inna osoba..wycofana w kontaktach z ludzmi...lubie swoja samotnie tak jak pisalam ludzie mnie draznia. Dzis np non stop przychodzi do mnie kobitka z sasiedniego stoiska i zagaduje na rozne tematy. Nudzi sie a mnie szlag trafia od tych cukierkowych rozmow i wspanialego jej zycia. Nie potrafie sie cieszyc tym co inni. Mam swoje zwyzki humoru ale nie zawsze mam ochote sluchac. Chcialabym aby moj maz wykazywal zainteresowanie moim zdrowiem a nie robi tego.Wiec nie opowiadam co lekarz powiedzal...tak jakby mial to gdzies. Bardziej rozumie cukrzyce swojej matki niz mnie. Moich problemow tak jakby nie dostrzega. Jakby to bylo obojetne...troche tego nierozumie i w sumie przykre to. Skutkuje to tym, ze nie opowiadam o sobie i sie usuwam na bok. I to takie oddalanie sie kazdego dnia nic dobrego nie przynosi. Tak jakby to wszystkie co codzienne jest ok ale kazda ze stron swoje wewnetrzne zale zostawiala tylko dla siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie twierdze ze jest zle...ale wiem, ze zmierza w zlym kierunku. Gdzies moje problemy zaczely negatywnie wpływać...ja jestem inna osoba..wycofana w kontaktach z ludzmi...lubie swoja samotnie tak jak pisalam ludzie mnie draznia.

No, jeżeli unikasz męża, to nie masz prawa dziwić się, że związek się psuje. Myślisz, że gdybym się nagle zaczęła zamykać i gustować w "samotni", a nie choćby w przebywaniu z mężem (bo nie trzeba nawet ciągle gadać - można nawet siedzieć razem i czytać książki, my tak robimy, teraz siedzi naprzeciwko mnie i też grzebie w laptopie), to byłoby ok? Nie byłoby.

To nie on się wypalił - to Ty go odsunęłaś.

 

 

Dzis np non stop przychodzi do mnie kobitka z sasiedniego stoiska i zagaduje na rozne tematy. Nudzi sie a mnie szlag trafia od tych cukierkowych rozmow i wspanialego jej zycia.

I tego ja nie rozumiem na tym forum - Twojego podejścia (i innych - takiego samego).

Podejrzewam, że ona nie ma cukierkowego życia. Ona ma normalne życie, tak samo jak i ja. Normalne życie, osób bez stanów depresyjnych nazywacie często cukierkowym i wylewacie jad. Wybacz, że tak wprost, ale to mnie drażni. W Twojej wypowiedzi widać jad wobec tej kobiety, która mówi o czymś tam pozytywnie.

 

Po cholerę mam ludziom opowiadać, że mnie boli brzuch, kark i jestem senna? Po cholerę mam sama siebie w to wkręcać i skupiać się na negatywach? Przejdzie jutro. Zamiast tego, wolę opowiedzieć koleżance z uczelnianego gabinetu, że widziałam świetną bluzkę i takiej poszukuję, ze ciekawa konferencja się szykuje, albo że jadlam wczoraj genialne tosty z mozarellą i bazylią. Można? Można. Czy są to jakieś wielkie rzeczy? Nie są. I jedne, i drugie, są drobnostkami. Mogę więc skupić się na tym, jak mi źle, albo skupić się na tym, że jest dobrze.

Mogę skupić się na tym, że młodej zostało jeszcze poł roku do końca studiów i że za nią tęsknię, albo na tym, że niedługo święta i będziemy razem ubierać choinkę i dekorować dom, no i będziemy wszyscy w komplecie.

Mogę się skupić na tym, że mój mąż jest oschły, zdystansowany i generalnie ma głęboko gdzieś większą część świata i nie jest specjalnie empatyczny wobec obcych, albo na tym, że jest dobry dla swojej rodziny i że de facto przecież nikomu krzywdy nie robi.

Widzisz, o co chodzi? Nie o cukierkowe życie. Chodzi o nastawienie i podejście do tego, co nas spotyka.

 

Są i pozytywy, są i negatywy. Ta kobitka zapewne również ma w swoim życiu i jedno, i drugie. Pytanie - na czym ona się skupia? Na czym skupiasz się Ty?

I odpowiedz sobie, kto na tym lepiej wychodzi i z kim milej się spędza czas.... również i mężom.

 

Nie potrafie sie cieszyc tym co inni. Mam swoje zwyzki humoru ale nie zawsze mam ochote sluchac. Chcialabym aby moj maz wykazywal zainteresowanie moim zdrowiem a nie robi tego.

A czy Ty wykazujesz zainteresowanie swoim mężem, czy uciekasz do "samotni"?

Kiedy ostatnio zapytałaś, jak się czuje? A może jest zmęczony? A może potrzebuje spędzić cały wieczór z własną żoną? A może chce gdzieś wyjść? A może chce, żeby żona powitała go rano z kawą i uśmiechem? Zastanowiłaś się nad tym, czego on mógłby chcieć?

Nie tylko osoby z problemami mają prawo do zainteresowania ze strony partnera. Szczerego zainteresowania, również czynem, nie tylko słowem.

 

Wiec nie opowiadam co lekarz powiedzal...tak jakby mial to gdzies. Bardziej rozumie cukrzyce swojej matki niz mnie.

Bo cukrzyca jest namacalnym, fizjologicznym problemem. Mój mąż również zajmuje się moim zdrowiem (mam leukopenię), a tym, że jego siostra ześwirowała (wybacz słownictwo, ale ona naprawdę ześwirowała), nie zajmuje się wcale. Zajmował się sprawą póki jej nie odebrali praw rodzicielskich do młodej.

 

 

Moich problemow tak jakby nie dostrzega. Jakby to bylo obojetne...troche tego nierozumie i w sumie przykre to. Skutkuje to tym, ze nie opowiadam o sobie i sie usuwam na bok. I to takie oddalanie sie kazdego dnia nic dobrego nie przynosi. Tak jakby to wszystkie co codzienne jest ok ale kazda ze stron swoje wewnetrzne zale zostawiala tylko dla siebie.

Ale czy Ty mu się dziwisz? Czego od niego oczekujesz?

Wiesz, jak na ludzi wpływa słuchanie żali? Bardzo negatywnie. Ja nie poruszam takich tematów - jak widzisz nie odpowiadam na posty z żalami. Dlaczego? Dlatego że mnie samej psuje to samopoczucie.

Przebywanie z osobami wiecznie nieszczęśliwymi powoduje, że ten przebywający również staje się coraz bardziej nieszczęśliwy. To normalne, że chce się przed tym ratować i zająć czymś, na co ma wpływ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja z początku myślałam, że faktycznie źle coś robię, bo w koncu też młodsza od niego a on taki z doświadczeniem.

Ale co innego popełniać błędy, a co innego być poprawianym, bo jest nie tak jak niby powinno.

 

Różne sytuacje, gdzie można się wściekać, o nic..a dopiero z czasem wychodzi, że taki typ.

Że kobieta musi robić wszystko,musi dawać z siebie. a facet nie. Dopiero jak ja będę ok, on s tez Nie pójdziecie nigdzie, bo on nie będzie płacić,

chce obiadki, ale pieniędzy nie położy..tylko pretensje, że talerz nie tak, szampon nie tak ułożony..

Rozwalać talerze czy ryz specjalnie to pierwszy.

Ale "nigdy nic ode mnie nie dostaniesz"..bo to niby zasłużyć trzeba

I tak tu byla walka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tella, to co ty opisujesz to juz jest patologia i powinnas sie skonsultowac ze specjalista aby wyjasnic czemu cie do niego ciagnie.

 

Z drugiej strony on by ci powiedział, że nie sprzątałam, mialam wszystko gdzieś i byłam dla niego niemiła i zdziwienie, że mozna byc niemilym jak nonstop sie człowieka tak traktuje. wiecie, ze z czasem człwoeik boi się robić cokolwiek, bo wie, że i tak xle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze tylko jedna rzecz mnie zastanawia; inni męzowie wyjeżdżają zagranice, sprowadzają po jakimś czasie żone; pracują na dom, dokładjaą się. a ten mój nazywa to pasożytem, a wyjazd by wyglądał tak sama coś znajdziesz, bo masz dobry zawod, a ja na pewno bynm coś poszukał (zważywaszt , że cały czas ma prorblem z pracą) To może ja mam złe spatrzone podejście do związków, ale jak widzę inni faceci nie wyżygują

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze tylko jedna rzecz mnie zastanawia; inni męzowie wyjeżdżają zagranice, sprowadzają po jakimś czasie żone; pracują na dom, dokładjaą się. a ten mój nazywa to pasożytem, a wyjazd by wyglądał tak sama coś znajdziesz, bo masz dobry zawod, a ja na pewno bynm coś poszukał (zważywaszt , że cały czas ma prorblem z pracą) To może ja mam złe spatrzone podejście do związków, ale jak widzę inni faceci nie wyżygują

 

Mnie mąż wziął ze sobą na dwa lata i rok (przedzielone czasowo) na stypendium to nie pracowałam - nie usłyszałam nigdy żadnych wyrzutów, dziękował że pojechałam :D

Mówię Ci, on jest tyranem. Rzuć go.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A myślałam, że to są tylko bajki o psychopatach..tyranach..

 

Ale wszyscy Ci tłuką, że nie, to nie bajki i że facet ma po prostu - wybacz - popier.... we łbie.

a Ty się dalej dziwisz.

Chcesz się uwolnić, czy latami wałkować problem na forum, ale dalej w tym tkwić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....Wiesz, jak na ludzi wpływa słuchanie żali? Bardzo negatywnie. Ja nie poruszam takich tematów - jak widzisz nie odpowiadam na posty z żalami. Dlaczego? Dlatego że mnie samej psuje to samopoczucie. Przebywanie z osobami wiecznie nieszczęśliwymi powoduje, że ten przebywający również staje się coraz bardziej nieszczęśliwy. To normalne, że chce się przed tym ratować i zająć czymś, na co ma wpływ.

Ooo... na mnie źle wpływa nawet jak moje dziewczę jest smutne, ale kilka sucharów zazwyczaj ją rozwesela.

Nie wytrzymałbym tygodnia z nieustannie jęczącą marudą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....Wiesz, jak na ludzi wpływa słuchanie żali? Bardzo negatywnie. Ja nie poruszam takich tematów - jak widzisz nie odpowiadam na posty z żalami. Dlaczego? Dlatego że mnie samej psuje to samopoczucie. Przebywanie z osobami wiecznie nieszczęśliwymi powoduje, że ten przebywający również staje się coraz bardziej nieszczęśliwy. To normalne, że chce się przed tym ratować i zająć czymś, na co ma wpływ.

Ooo... na mnie źle wpływa nawet jak moje dziewczę jest smutne, ale kilka sucharów zazwyczaj ją rozwesela.

Nie wytrzymałbym tygodnia z nieustannie jęczącą marudą.

 

Mój mąż jak marudzi, to nigdy w tonie "ale jest źle" tylko "ktoś jest idiotą".

Zawsze jest to zabawne ;)

Też bym nie wytrzymała, jakby ktoś mnie dołował - czy to świadomie, czy nieświadomie przez swoje zachowanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcialabym aby moj maz wykazywal zainteresowanie moim zdrowiem a nie robi tego.Wiec nie opowiadam co lekarz powiedzal...tak jakby mial to gdzies. Bardziej rozumie cukrzyce swojej matki niz mnie. Moich problemow tak jakby nie dostrzega. Jakby to bylo obojetne...troche tego nierozumie i w sumie przykre to. Skutkuje to tym, ze nie opowiadam o sobie i sie usuwam na bok. I to takie oddalanie sie kazdego dnia nic dobrego nie przynosi. Tak jakby to wszystkie co codzienne jest ok ale kazda ze stron swoje wewnetrzne zale zostawiala tylko dla siebie.

To jest błędne koło: on nie wykazuje zainteresowania - Ty się zamykasz w sobie - on się nie interesuje, bo przecież się nie domyśli - jeszcze bardziej się zamykasz w sobie. Pytanie czy powiedziałaś mu o tym, że brak zainteresowania z jego strony Cię boli? Może on nie rozumie, że dla Ciebie to ważne i trzeba mu to powiedzieć? A może sam ma problem, bo nie wie jak powinien się zachowywać wobec Twoich problemów? Myślę, że musisz się przełamać i szczerze z nim porozmawiać.

 

I tego ja nie rozumiem na tym forum - Twojego podejścia (i innych - takiego samego).

Podejrzewam, że ona nie ma cukierkowego życia. Ona ma normalne życie, tak samo jak i ja. Normalne życie, osób bez stanów depresyjnych nazywacie często cukierkowym i wylewacie jad. Wybacz, że tak wprost, ale to mnie drażni. W Twojej wypowiedzi widać jad wobec tej kobiety, która mówi o czymś tam pozytywnie.

Zauważ, że Ty też nie rozumiesz czyjegoś podejścia, tylko zgoła innego. To, że salir drażni pani z innego stoiska wcale nie musi być dla niej stanem pożądanym (czytaj: ona może wcale nie akceptować tej irytacji). Emocje się pojawiają, nie są złe ani dobre, wiele dziwnych (z punktu widzenia osoby zdrowej) emocji pojawia się u osób z depresją, te osoby wcale nie muszą akceptować tego, że te emocje się pojawiają. Natomiast wyrażanie emocji jest ważne, szczególnie dla osoby, która zazwyczaj je w sobie tłamsi. Niestety, żyjemy w kulturze, w której uczy się nas, że wyrażanie emocji jest złe i należy je w sobie tłumić.

 

Zamiast tego, wolę opowiedzieć koleżance z uczelnianego gabinetu, że widziałam świetną bluzkę i takiej poszukuję, ze ciekawa konferencja się szykuje, albo że jadlam wczoraj genialne tosty z mozarellą i bazylią. Można? Można. Czy są to jakieś wielkie rzeczy? Nie są. I jedne, i drugie, są drobnostkami. Mogę więc skupić się na tym, jak mi źle, albo skupić się na tym, że jest dobrze.

Wszystko fajnie, tylko osoby z depresją mają często zaburzone odczuwanie przyjemności, więc skupienie się na tym, co dobre, to nie jest taka prosta sprawa jak dla Ciebie.

 

No, jeżeli unikasz męża, to nie masz prawa dziwić się, że związek się psuje. Myślisz, że gdybym się nagle zaczęła zamykać i gustować w "samotni", a nie choćby w przebywaniu z mężem (bo nie trzeba nawet ciągle gadać - można nawet siedzieć razem i czytać książki, my tak robimy, teraz siedzi naprzeciwko mnie i też grzebie w laptopie), to byłoby ok? Nie byłoby.

To nie on się wypalił - to Ty go odsunęłaś.

Co to znaczy "nie masz prawa"? Nie ma sensu szukać tutaj winnego, bo to w niczym nie pomoże, a sytuacja jest złożona i nie wynika z niczyjej złej woli (tzn. na pewno nie ze złej woli salir, o mężu zbyt mało informacji). Ona ucieka przed ludźmi z jakiegoś powodu, gdyby to była dla niej niebywała przyjemność siedzieć samej, to nie pisałaby o tym, że ludzi jej brakuje albo że chciałaby poprawić relację z mężem.

 

Bo cukrzyca jest namacalnym, fizjologicznym problemem. Mój mąż również zajmuje się moim zdrowiem (mam leukopenię), a tym, że jego siostra ześwirowała (wybacz słownictwo, ale ona naprawdę ześwirowała), nie zajmuje się wcale. Zajmował się sprawą póki jej nie odebrali praw rodzicielskich do młodej.

Problemy psychiczne też są problemem, może nie tak namacalnym, ale są. To, że Twój mąż nie zajmuje się swoją siostrą nie jest podstawą do tego, żeby mąż salir miał się nią nie interesować.

 

Wiesz, jak na ludzi wpływa słuchanie żali? Bardzo negatywnie. Ja nie poruszam takich tematów - jak widzisz nie odpowiadam na posty z żalami. Dlaczego? Dlatego że mnie samej psuje to samopoczucie.

Przebywanie z osobami wiecznie nieszczęśliwymi powoduje, że ten przebywający również staje się coraz bardziej nieszczęśliwy. To normalne, że chce się przed tym ratować i zająć czymś, na co ma wpływ.

Bycie w związku obejmuje wzajemne wspieranie się. Czyli TEŻ czasem żalenie się. Trzeba czasem powiedzieć, że coś nam nie pasuje, żeby móc to razem zmienić.

Nie proponuj jej zamiatania problemu pod dywan poprzez tłumienie w sobie negatywnych emocji, bo to nie sprawi, że problem się rozwiąże. Ona nie ma zakładać zadowolonej maski i dostosować się do męża. Raczej razem powinni znaleźć rozwiązanie ich wspólnego problemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co to znaczy "nie masz prawa"? Nie ma sensu szukać tutaj winnego, bo to w niczym nie pomoże, a sytuacja jest złożona i nie wynika z niczyjej złej woli (tzn. na pewno nie ze złej woli salir, o mężu zbyt mało informacji). Ona ucieka przed ludźmi z jakiegoś powodu, gdyby to była dla niej niebywała przyjemność siedzieć samej, to nie pisałaby o tym, że ludzi jej brakuje albo że chciałaby poprawić relację z mężem.

 

Owszem, może ma prawo, ale jest to nieracjonalne.

Nie można oczekiwać, że coś się poprawi, jednocześnie samemu to psując - a taka izolacja psuje związek.

 

Bycie w związku obejmuje wzajemne wspieranie się.

Wzajemne. Na to położyłabym nacisk. Dlatego też zapytałam o zainteresowanie mężem. Ja do swojego zadzwoniłam, jak tylko się obudziłam. Bez powodu, polecam. Właściwie nawet nie miałam nic do powiedzenia, bo byłam zaspana.

 

Nie proponuj jej zamiatania problemu pod dywan poprzez tłumienie w sobie negatywnych emocji, bo to nie sprawi, że problem się rozwiąże. Ona nie ma zakładać zadowolonej maski i dostosować się do męża. Raczej razem powinni znaleźć rozwiązanie ich wspólnego problemu.

Nigdy nikomu nie proponuję zamiatania problemu pod dywan. ALE nie można liczyć, że od samego rozmawiania o problemie i przewałkowania go milion razy on się rozwiąże. Bo nie, nie rozwiąże się. Jeżeli Salir będzie więcej czasu spędzać tutaj z nami niż z osobą, która powinna być dla niej najważniejsza w życiu (co się nie wyklucza, bo można i napisać, i z kimś być), to nigdy nie będzie lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolcie, ze na razie nie bede sie wypowiadac ale czytam wasze wypowiedzi i probuje wyciagnac wnioski.

Moj maz jest dobry dla mnie ale nie idealny, jak kazdy czlowiek ma swoje wady. Troche glupio mi na niego sie zalic bo nie jedna by powiedziala, ze czepiam sie. Zreszta cala moja rodzina uwaza go za ideal i gdy tylko cos probuje powiedziec to slysze, ze przesadzam. Nawet moja mama go broni i widzi we mnie wine. Zle sie z tym czuje bo jestem ta gorsza polowka w oczach wszystkich. Chyba jestem zadrosna o to, ze nawet moja rodzine owinol sobie wokol palca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Owszem, może ma prawo, ale jest to nieracjonalne.

Dużo rzeczy w nas jest irracjonalne. Ty patrzysz na sytuację z pozycji obserwatora, tutaj widać rzeczy, których dana osoba sama w swoim zachowaniu nie dostrzega, stąd może się pojawić u niej zdziwienie, bo brakuje jej elementu układanki, który by racjonalnie tłumaczył sytuację.

 

Nie można oczekiwać, że coś się poprawi, jednocześnie samemu to psując - a taka izolacja psuje związek.

Nie odczytuję samego wyrażenia zdziwienia jako zaniechania działania. Raczej jako dobry punkt wyjścia do jego rozpoczęcia.

 

Wzajemne. Na to położyłabym nacisk. Dlatego też zapytałam o zainteresowanie mężem.

Położyłam nacisk właśnie na to, że wspólny, bo postawiłaś salir w roli dużo wymagającej, a mało dającej od siebie, a mamy zbyt mało danych na tak śmiałe założenia.

 

Nigdy nikomu nie proponuję zamiatania problemu pod dywan. ALE nie można liczyć, że od samego rozmawiania o problemie i przewałkowania go milion razy on się rozwiąże. Bo nie, nie rozwiąże się.

Nigdzie nie powiedziałam, że mają tylko porozmawiać i potem nic nie robić. To oczywiste, że trzeba podjąć jakieś działania. Ale żeby to zrobić muszą najpierw porozmawiać, bo inaczej nie poznają swoich oczekiwań i nie postanowią co dalej.

A sama rozmowa jest już dużym wsparciem dla osoby, która ma w danym momencie np. depresyjnego doła. Nawet sama obecność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moj maz jest dobry dla mnie ale nie idealny, jak kazdy czlowiek ma swoje wady.

No bo ogólnie mało wiemy o Twoim mężu, ale z tego co wiemy nie wygląda na złego człowieka. Pewnie po prostu są jakieś błędy w komunikacji między Wami.

 

Troche glupio mi na niego sie zalic bo nie jedna by powiedziala, ze czepiam sie.

Ale to nie ich związek, tylko Twój :)

 

Zreszta cala moja rodzina uwaza go za ideal i gdy tylko cos probuje powiedziec to slysze, ze przesadzam. Nawet moja mama go broni i widzi we mnie wine.

Możesz podać jakiś przykład jak próbujesz coś powiedzieć, w jaki sposób to mówisz? (chce się upewnić, że moje domysły są dobre)

 

Zle sie z tym czuje bo jestem ta gorsza polowka w oczach wszystkich.

Możliwe, że źle to odbierasz, ale nie znam reakcji Twojej rodziny.

 

Chyba jestem zadrosna o to, ze nawet moja rodzine owinol sobie wokol palca.

Ale myślisz, że to było celowe działanie (tak brzmi "owinięcie wokół palca") czy tak po prostu wyszło?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×