Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dopatrywanie się zaburzeń i zagrożen w innych ludziach.


Gość Keji

Rekomendowane odpowiedzi

Być może kwestia spowodowana ogólnym przewrażliwieniem oraz odtwarzającym się na okrągło wewnątrz głosem rodziny, według której każdy inny człowiek jest zgoła podejrzany i niebezpieczny, nie wolno mu ufać, a każde towarzystwo jest złe i pewnie doprowadza do tego, że się stoczę.

 

To już jest maniakalne. Co poznam człowieka, włącza mi się alarm we łbie pod kątem - zgrozo - wszelkich dziwnych zachowań, "odchyłów", zaburzeń, jakie może wykazywać, zaraz toczy się fala myśli, czy to odpowiednia dla mnie znajomość, czy pod powierzchnią ładną nie kryje się coś złego, no idiotyzm totalny, przecież każdy ma jakieś odchyły i nikt nie jest idealny. Boję się lubić ludzi wręcz. Ale to chyba przez to, że najbardziej boję się swoich zaburzeń i nie umiem ich do końca akceptować.

 

A przecież i tak doszłam do wniosku, że ci najbardziej popierniczeni najlepiej się ukrywają i są najmniej podejrzani, o czym się na własnej skórze przekonałam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie było trochę inaczej. Każdy człowiek, z jakiegoś powodu był nic nie warty, zły, więc lepiej nie rozmawiać, nie znać. Wierzyłem w to, ograniczając krąg znajomych do ludzi, których ojciec alkoholik nie znał. Dziś, kilka lat po jego śmierci odkrywam krok po kroku, że ci ludzie nie byli źli. Wiele wyjaśniła mi żona, przekonała ludzi, że ja to nie "drugi ojciec" ale zupełnie ktoś inny. Zadziałało. Z niektórymi się nawet przyjaźnie :great: .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ze mną natomiast też na odwrót - ufność, nie umiejętność oceniania, otwartość. im bardziej popaprana osobowość przede mną majaczyła tym bardziej czułam, że trzeba było jej poświęcić uwagę, dać więcej ciepła i dobra itede... zero, kompletne zero instynktów samozachowawczych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj, ja też często nie ufam ludziom skrajnie. I czasem bardzo mnie denerwują. Niedawno doszłam do wniosku, że jest to spowodowane brakiem miłości do siebie. Ostatnio bardzo mocno nad tym pracowałam. Dobrze mi szło. Przez jakieś co najmniej dwa tygodnie cieszyłam się tym, kim jestem :) I wtedy ogarnęła mnie sympatia nawet do ludzi, których wcześniej nie cierpiałam. Bardzo polecam ten sposób. Może pomoże ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ze mną natomiast też na odwrót - ufność, nie umiejętność oceniania, otwartość. im bardziej popaprana osobowość przede mną majaczyła tym bardziej czułam, że trzeba było jej poświęcić uwagę, dać więcej ciepła i dobra itede... zero, kompletne zero instynktów samozachowawczych...

 

No właśnie mój problem też na tym polega, że ja się tyle obracałam i obracam wśród wszelkich zaburzonych osobowości, że w sumie nie wiem, pod jakimi kryteriami już mam oceniać ludzi, czy warto zaufać mojej nieufności, bo rzeczywiście coś jest na rzeczy, czy to już "tak leci po każdym z kolei". Zawsze przyciągałam i zadawałam się z outsiderami, ludźmi spoza grupy, bo czułam, że nie jestem wystarczająco dobra dla "normalnych" osób, dawało mi jakieś durne poczucie wyjątkowości, że oto ja jestem w stanie dotrzeć do takich tajemniczych i niedostępnych osobowości, no Matka Polka po prostu. A poza tym "przecież i tak wszyscy są porąbani". Brakuje mi trochę tej realnej oceny. Bo mówię, pomimo, że czuję to co opisałam w pierwszym poście, to nie unikam raczej znajomości. Tak naprawdę, to chyba nie zostałam nauczona, po co w ogóle się znajomości zawiera, co trzeba z nich czerpać, dlatego pierwsze w co poszło to - teraz już opanowywana powoli - ogromna chęć udzielenia pomocy, bycia wsparciem za wszelką cenę, podarowanie ciepła, bliskości, bycia ramieniem do wypłakania się i poznawania obszarów dla innych niedostępnych, czyli tak z lekka męczeńsko. Pewnie dlatego, że sama jeszcze tego wszystkiego potrzebuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Brakuje mi trochę tej realnej oceny. Bo mówię, pomimo, że czuję to co opisałam w pierwszym poście, to nie unikam raczej znajomości. Tak naprawdę, to chyba nie zostałam nauczona, po co w ogóle się znajomości zawiera, co trzeba z nich czerpać

 

normalny to taki co pracuje i ma jakieś hobby generalnie musi cały czas coś robić i przede wszystkim zażywac używki i dużo narzekać

normalne to takie co rodzą i wychowują dzieci i chcą sobie zrobić faceta pantoflarza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dopatrywanie się zaburzeń- ogólnie ja jestem zdania , że nie ma ludzi normalnych, u których by nic nie stwierdzono, bo każdy jest tam na swój sposób wygięty w tą czy inna stronę

Co do zagrożenia- tak już mi wpojono, nie wiem nawet jak i kiedy, że ludziom nie można ufać. skoro własnej rodzinie nie mogłam to co dopiero ludziom z zewnatrz, co nie? I tak, czesto się dopatruje, co ktoś chciał przez to powiedzieć i takie tam, ogólnie zakładam raczej złą niż dobra wolę człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

skoro własnej rodzinie nie mogłam to co dopiero ludziom z zewnatrz

Właśnie tak. Że też własna rodzina taki daje start w życie. Tam skąd powiniem każdy brać tę ufność tam jest zabijana. A potem człowiek nieufny - ludzie nieufni i tak się kręci koło. Ja jak już komuś z zewnątrz zaufam to się okazuje że nie tam skierowałem swoje zaufanie gdzie powinienem. Przez to jestem jeszcze bardziej nieufny i bardziej uważam na ludzi. A ludzie są różni więc trzeba wyczuwać z kim się zadajemy. Tu w interecie ciężko jest wyczuć intencje współrozmówców. Wiadomo w rzeczywistości ma się większe pole do popisu. No ale co - trzeba mieć umiejętności - np te emocjonalne. A jak się nie ma to ponoć jest się ślepym w relacjach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dopatrywanie się zaburzeń- ogólnie ja jestem zdania , że nie ma ludzi normalnych, u których by nic nie stwierdzono, bo każdy jest tam na swój sposób wygięty w tą czy inna stronę

Co do zagrożenia- tak już mi wpojono, nie wiem nawet jak i kiedy, że ludziom nie można ufać. skoro własnej rodzinie nie mogłam to co dopiero ludziom z zewnatrz, co nie?

Zgadzam sie z tym w duzej mierze,chociaz chyba jeszcze wciaz wierze w ludzi,wielu wspaniałych na swojej drodze spotkałam,którzy pomogli mi bezinteresownie ONI przyczynili się do tego ze dzis jestem

Tu i teraz jeszcze,ich dobro miłość jest siłą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja się dziś zdziwiłam, jak pani która chciala zamykac kasę mnie wpuściła jednak z zakupami, a pan mi ustąpił miejsca w autobusie, chyb amusialam strasznie po terapii wyglądać, że ludzie się dla mnie mili zrobili :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a właśnie a propos płaczu... jak mi terapeuta gada, że "musimy już powoli kończyć" to mi się chce płakac. chciałabym wstac i tupnac nóżką i go zatrzymac. zresztą już mu powiedziałam, że najchętniej stamtąd bym nie wyszła. ja tam z nim tak dobrze się czuję. a jak mam wyjsc znów i isc do domu to mnie na płacz bierze. ale nie zacznę mu płakac i wydzierac się niech pan mnie nie opuszcza. :roll: ale mam taką ochotę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hehe, ja to uwielbiam diagnostyków-samouków-oceniających wg siebie :lol: zabawne rzeczy z tego wychodzą :lol: dzisiaj np. dowiedziałam się, że chorowałam na psychozę :lol: ubawi po pachy - nawet rozbawiłam moją Panią psycholog :lol:

 

-- 23 sie 2012, 18:07 --

 

a od września rozpoczynam terapię w celu nauczenia się dopatrywania zagrożeń u innych. to akurat mi się bardzo przyda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kafka, pyta się mnie kiedy chcę, więc zapewne tak. tylko jedno moje słowo i zapewne by dał radę szybciej. ale on mnie kurde czuję, że sprawdza. specjalnie tak robi, żebym w końcu powiedziała "nie", "chciałabym szybciej". tak czuję no. ale nie umiem mu powiedzieć, że go potrzebuję. jak gadaliśmy tydzień temu, kiedy next spotkanie, to ja odpowiedziałam "nie wiem, mi to wszystko jedno". a przecież to nieprawda. :bezradny:

 

-- 23 sie 2012, 19:14 --

 

i on powiedział, że a mu nie jest wszystko jedno. a ja potem zaczęłam się tłumaczyć, że nie o to mi chodziło... :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×