Skocz do zawartości
Nerwica.com

terapeuta


Gość madlen92

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem co mam zrobić. Opisze pokrótce o co mi chodzi.

 

Od roku chodzę do psychoterapeutki, która jest psychologiem klinicznym. Najpierw oczywiście trafiłam do psychiatry na własne życzenie, miałam myśli samobójcze i chciałam się zabić, ale po wielu miesiącach, a także zrobionym teście osobowości nic mi "nie wyszło" w związku z tym psychiatra nadal nie wie co mi jest o ile w ogóle coś mi jest. Nie mam żadnych lękówi innych objawów o które co wizytę mnie pytał. Ale do sedna... skierował mnie na pierwszej wizycie do psychologa (na NFZ).

 

W sumie fajna babka od razu mi się spodobała, jest trochę starsza od moich rodziców. Zdążyła mnie wkurzyć na pierwszej wizycie, ale wróciłam do niej bo nie chowałam urazy ani nic takiego. Chciałam zobaczyć jak to dalej będzie, nie chciałam zakonczyć wizyt na pierwszej. Była przekonana, że już do niej nie przyjdę i się zdziwiła :D Była miła, sympatyczna, usmiechała się, trzymała za ręce kilka razy gdy chciała się dowiedzieć czy nie lubię dotyku drugiego człowieka (apropo osobowości schizoidalnej którą chyba podejrzewała u mnie) .Ale jej stosunek do mnie zmienił się od kiedy rzuciłam drugą już szkołę (wcześniej rzuciłam poprzednie LO). Była oschła, nie uśmiechała się, obwiniała mnie o wszystko (wszystko było moją winą) nie umiała i chyba nie chciała mi pomóc. Ogólnie wizyta u niej trwa 45 minut, ale ja zawsze wychodziłam po 20, 25 minutach bo mówiła, że już koniec. Bardzo mnie to irytowało, bo pacjenci przede mną zawsze wcyhodzili po 45minutach, nawet troche czasami się im przedłużało. To było dla mnie zawsze bardzo frustrujące bo nie rozumiałam dlaczego mnie wypuszcza tak wcześnie, często nie miałyśmy o czym rozmawiać ona próbowała "ciągnąć mnie za język" ale w którymś momencie zabrakło już tematów do rozmowy. Dwa miesiące temu kazała mi przedstawić moje cele terapii, gdy się zapytałam czemu dopiero teraz to odpowiedziała, że wcześniej byłam w kiepskim stanie psychicznym czy coś takiego. Miałam ogromny problem z przedstawieniem jej tych celów bo ja tak naprawdę nie wiem z czym mam problem wiem tylko tyle , że moje życie nie mam sensu, nie cieszy mnie nic, mam problem z mówienem o swoich emocjach, uczuciach, kilka miesięcy miałam jakby epizod depresyjny, ale wyszłam z tego po lekach fluanxolu który jeszcze biorę.

 

Wiele razy mówiłam już sobie, że kończę tę bezsensowną terapię czy co to jest, ale nie umiem tego zakończyć, ostatnio wkurza mnie ta kobieta , ale nie umiem tego zakończyć, zawsze wracam. Prosze o rade co mam zrobić dalej się męczyć i chodzić do nijej postarać się otworzyć przed nią i zapytać czemu jeszcze ani razu nie dotrwałam u niej do końca wizyty, dlaczego mnie zbywa lub tylko mi sie tak wydaje, dlaczego nie chce ze mną rozmawiać i mi pomóc czy przestać przychodzić i olać to w pizdu. Zauwazyłam, że ją idealizuję, jako kobietę i jako człowieka, często mi się to zdarza. Zamiast mi pomóc jeszcze mi gorzej, ale ciągle wracam bo bez rozmowy jeszcze mi gorzej. Błędne koło. Powiedziała mi raz, że zawsze mogę zmienić psychologa, jesli ze chcę, ale wypaliła z tym jak nie wiem z czym i przy jakiej okazji. Ja nie chcę nikogo więcej, ja chcę jej jako psychoterapeutę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cholera wie o co tu chodzi, ale na pewno najlepiej o tym powiedzieć i zapytac. Z mojego doświadczenia wynika, że coś jej nie gra. Terapeuci wybieraja sobie klientów, a nie odwrotnie.

Ty nie jestes w stanie przeciez sprawdzić kazdego i wybrac tego który najbardziej odpowiada, w drugą strone to sie dzieje. Ten swiat jest przedstawiony kolorowo, ale rzeczywistośc to zwykły syf. Syf w którym połapac sie nie potrafię, a druga strona ma to chyba gdzieś bo tak jest wygodniej. Miałem podobne doświadczenia i też z psychologiem klinicznym.

 

Psycholog kliniczny leczy psychopatologie. Jesli nic ci nie wychodzi, to nic nie masz i chyba tak sprawa dla niego wygląda. Np ostatnio byłem u psychologa klinicznego (niby terapeuty). Okazało sie, że on terapeutą nie jest. Jest diagnostą. Zakonczył proces pomocy kiedy mu było wygodnie, ale nawet nie zdążyłem mu wyjaśnić co mnie trapi. On powiedział że mam tenedencje do uciekania w swiat wewnętrzny więc on bedzie mnie trzymał w realu(jego słowa). Prowadził te sesje bardzo autorytarnie i nie pozwalał mi sie rozwinąć. Jednak wynik był taki, że ja nawet nie dałem rady mu wyjasnić jak moje leki wygladają. Zakonczył proces mówiąc że napotkał "na scianę"(wczesniej robił podobne rzeczy jak opisałaś i podobne jak inny psycholog kliniczny). Na koniec wysłał mnie na diagnozę do psychiatry(150 zł nz 40 minut wizyty), który powiedział jasno że nie ma szans żeby mnie rzetelnie zdiagnozować w takim czasie(Wczesniejszy psycholog kliniczny wysłał mnie do neurologa(jakiegoś znajomego)). Na koniec ten psycholog powiedział żebym zadzwonił jak mnie zdiagnozują bo on jest ciekawy. Bo nie daje mu to spokoju, ponieważ żadko mu sie zdażało żeby nie wiedział co komu jest. LOL. Tak jakbym był tylko ewentualnym wyzwaniem intelektualnym. Tak jakby traktował mnie przedmiotowo. Nie byłem nawet 3 mieś, nic mi nie powiedział. Kase wziął, wysłał do innego i tyle.

Oni prowadzą kursy, testy na broń, testy dla kierowców, pracują w sądzie.

Potem idą na emeryturę i prowadzą terapie w swoim domu(co jest z założenia terapii niedopuszczalne, bo trzeba ją prowadzić na gruncie neutralnym) itd...itp... Najlepsze jest to, że oni ci jasno nic nie powiedzą. Niczego sie nie dowiesz. Nie ma "pan sie nie nadaje na terapie" czy coś takiego. Będa cie zniechęcać.

 

Miałem iśc do szpitala na diagnozę, ale zostałem nawówiony na innego terapeutę. Z tym nowym troche o tym wszystkim gadałem. Wyszlo że owy terapeuta(który jak sam mówił 20 lat pracował w szpitalu i sądzie, czyli praktyki terapeutycznej chyba specjalnie ie miał) jest własnie diagnostą. Powiedziała mi, że prawdopodobnie nie wiedział w którą stronę poprowadzić terapie i postanowił zakonczyć. Mówiła mi też, że ma wielu znajomych terapeutów którzy sobie wybierają klientów. Wybierają, że biorą tych "łatwych". Takich którym w zasadzie nin nie jest i z którymi łatwo sie pracuje, a wyniki widac szybko. Ze unikają klientów "męczących". Nie chodzi tu bynajmniej o agresywnych itd... tylko takich bardziej zaburzonych, z którymi kontakt jest trudniejszy i trzeba najormalniej w swiecie sie postarać i wysilić. Oczywiście nikt ci tego nie powie i nigdzie nie napisze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja terapia trwała 6mc i też w sumie do niczego nie prowadziła. Brakowało nam tematów a pomagała jedynie jako przyjaciółka spojrzeć postronnie na problemy życia codziennego nie związanego z zaburzeniami. Dużo opowiadała mi o sobie i jakby oczekiwała rozwinięcia tematu w stronę jej prywatnego życia. Terapię zakończyłam nagle i bez uprzedzenia. Podobno za wcześnie. Być może miała ona wobec mnie swoje plany tylko byłam jeszcze zbyt spięta wobec niej tak by zaufać. Może czekała na odpowiedni moment i miała jakiś plan. Prawda jest taka że kiedy leki zaczęły na tyle działać że nerwica mi odpuściła ja zrezygnowałam ze wszystkiego, wydawało mi się że jestem uleczona. Po kilku miesiącach wszystko wróciło a ja jestem w punkcie wyjścia. Może należy zaufać psychologowi i porozmawiać szczerze o swoich wątpliwościach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaufac, tak. Tylko czy na pewno? Dokoncze relacje z tej 3 miesiecznej przygody z diagnoza, u terapeuty który nie jest terapeutą.

Od pierwszego spotkania koles zachowywał sie troche jak paw. Odbierał po 6 telefonów w ciagu jednej sesji. Miałem wrazenie że on ich w jakims sensie potrzebuje, on sie z tym dobrze czuł. Z takim przeswiadczeniem, że musi być pod telefonem bo jest innym potrzebny, że ciagle ktos dzwoni. Czuł sie ważny ... takie odniosłem wrazenie. Do tego strasznie był nastawiony na intelektualne łapanie mnie na niescisłościach, czy błędach logicznych. Mnie to smieszyło, bo ob to przedstawiał jakbym miał być zaskoczony. On tak sie zachowywał jakby ..strzelił bramke, lub osiągnał coś, czy jakby coś mu sie udało. Jednoczesnie cały czas powtarzał że jestem inteligentny, ale tak jakby mu to przeszkadzało.

Do tego strasznie mnie katował swoimi wywodami na przerózne tematy. Tłumaczył mi rózne rzeczy, ale tak jakbym był uposledzony. Cały czas przerywał pytaniem czy rozumiem.

Ja juz wiem o co mu chodzi, ale on jeszcze przez 5 minut uprawia pustosłowie i wodolejstwo. Powiedziałem mu, że nie jestem uposledzony. Może dażyć prosto do celu i puentować. Łapie o co mu chodzi i wiem co chce powiedzieć już w połowie wywodu, a on ciągle przewleka i przewleka. Nie dośc że gada rzeczy bez znaczenia, to jeszcze strasznie długo... Potem sie dowiedzialem, że to jest cześc tej taktyki trzymania mnie w realu. Ze on gada i ja słucham??? Huj wie o co chodzi.... w każdym razie strata czasu

 

Jeden raz przyszedłem na 11, a byłem umówiony na 12. :) Ani nie otworzył mi drzwi, ani nie odebrał domofonu. Jak ja byłem w srodku to zdażało sie że ktos przychodził i zawsze wyglądał przez okno zobaczyć kto i wychodził otworzyć, czy odebrac domofon. Więc na bank mnie widział. Nie otworzył choc stałem jak jebany idiota i dzwoniłem, zastanawiając sie o co chodzi. Potem dzwoniłem telefonem i oczywiście nie odebrał(jezdziłem do niego autobusem, ale tym razem byłem samochodem). Jade do domu, ale z o 11.50 dzwonie do niego. On odbiera i pytam sie co jest grane. On mówi że bylismy umówieni na 12(nie wiem czy sie spodziewał że nie dam rady, ze względu na dojazd autobusem) ale ja powiedziałem że juz jade i bede za 10 minut. ... I tak to sie odbywa. Trzeba zaufać. Musisz to i tamto. On ci mowi jakie sa zasady itd...Tobie sie wydaje że jest mądry pan, który biednemu cierpiącemu bedzie pomagał... a wychodzi wielki huj. Czujesz sie jak mały dyzio, jak po mięso za komuny. On jest panem sytuacji i on rzadzi. Robi ci sie przykro, zastanawiasz sie co zrobiłes nie tak, co on chce powiedzieć i czemu tak reaguje... jak zbity pies co dostał kopa, a nie wie o co chodzi. ... Dla mnie to było żenujące. Troche mnie to wkórwiło, ale troche mi było przykro ze względu na niego. Nie wiem czemu, ale nie byłem bardziej zły, tylko bardziej mu ...współczułem? Po co on sie tak zachował? Czemu nie otworzył, nie odebrał? Jakas komedia i dzeicinada. W kontekście tego jak go widziałem i odbierałem, to było groteskowe i zupelnie niepotrzebne.

 

Po jakimś czasie on powiedział, że już nie jest w stanie nic zrobić. Wysłął mnie na konsultacje do tego psychiatry i wpisał jakieś możliwośći. Było tam nawet podejrzenie schizofrenii. Ja jednak po wizycie u psychiatry zadzwoniłem do niego na ostatnie spotkanie. Miałem przyjść i mu powiedzieć co ten psychiatra powiedział. Nie powiedział nic, bo nie był w zasadzie w stanie. Ja na tym spotkaniu, ani nie byłem zły, ani specjalnie rozczarowany...raczej było mi głupio, że w takie gówno inwestuje nadzieje, czas i pieniądze. Czułem sie jak frajer. Ta ostatnia rozmowa przebiegała juz inaczej... On nie musiał "trzymac mnie w realu" i ja konretnie starałem sie wypytac o szpital, warunki, przepisy itd... on i jego terapia czy pomoc juz dla mnie nie istaniały, a po tym co on zaprezentował to nawet sie cieszyłem. On podczas tej ostatniej rozmowy robił coraz większe oczy. Nie wiem czy sie spodziewał, że sie wkórwie, czy że bede chciał zostać czy co... ale najlepsze było na koniec. Skonczylismy ta gadke i wychodze. On mnie zaczepia na odchodne i mowi że "prawdopodobnie diagnoza bedzie bardzo optymistyczna i mi sie to nie spodoba". Więc pytam, po jaki huj chodze w takim razie do psychiatry? Czy własnie takie coś nie nadaje sie na terapie? On po chwili wachania nie patrząc mi w o czy mowi "nie". Mówie dobra dziekuje i do widzenia. Zmeczył mnie i nawet nie chciało mi sie z nim gadać. Chyba mu sie wydawało, że zniose to gorzej, lub że bedę sie trzymał nogawki wszelkimi sposobami.... Czyli na koniec powiedział, że nic mi nie jest. A wczesniej wjebał mi schizofrenie i inne jakieś gówna, o których nikt nawet nie słyszał. Tak przebiegła diagnoza. Zupelne dno, zupelne nic. w tym całym procesie był tylko on i jego ego. Tak to widziałem. Czułem że nie czól sie najlepiej z ta swiadomością, że idę do szpitala. Mi to pasowało i w zasadzie najnormalniejsze w swiecie "na razie".

 

Jak takiemu komus zaufać? Pamietam jak mówiłem mu o swoich kompleksach. Ze miałem sie kiedyś z kims bić i sie strasznie bałem, że generalnie jestem strasznie lekowy(to jest miedzy innymi moj klopot). " No to jest pan tchórzem, no i co z tego?" Starałem sie podchodzić do słów specjalisty otwarty i spodziewam sie że może wychodzić trudna dla mnie prawda. Jednak takie coś, to w zasadzie nic nie daje... tak to każdy może powiedzieć.

 

Przeanalizujmy preces. Bierze 100 zł za h. Co otrzymałem? Zupelne nic. Nic. Takie coś jest moim zdaniem niedopuszczalne. Zdaje sobie sprawę, że coś może sie nie udac, że to że tamto. Ale tutaj nic nie było, mu nie zalezało. On traktował mnie troche z góry, nie szanował mnie...ale najlepsze jest to, że zupelnie mnie to nie ruszało. Miałem wrazenie, że ocenił mnie zupelnie inaczej niż ja sie czuje. To było słabe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj, trafiłeś do jakiegoś szarlatana-pseudoterapeuty. "Moja" pracuje pod superwizją. A skoro jest pod nią to ja nie mam prawa się jej czepiać zbytnio zwłaszcza że jest psychoterapeutą z doświadczeniem no i ta superwizja...

 

Psychiatra też mnie wyprowadza z równowagi tą swoją niewiedzą. Kazał mi zrobić test osobowości u innej psycholożki to zrobiłam, ale napisała, że nic nie wyszło, że ewentualnie moz eto być z.o. i tyle, a skoro jej nic nie wyszło, to on tym bardziej nie wie co mi jest bo opiera sie tylko na tym jebanym teście, co wizytę pyta mnie o te same rzeczy i nie zwrca uwagi na moją aspołeczność, mysli samobojcze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie. Nie trafiłem do szarlatana. Psycholog kliniczny II stopnia ma od razu uprawnienia terapeutyczne. To był koleś z bardzo dużą wiedzą i doświadczeniem, ale nie jako terapeuta.

Teraz poszedł na swoje i wykorzystuje wiedze i mozliwości do zarabiania. To że ci co przychodzą spodziewają sie czegoś innego, nie ma znaczenia. Na pierwszym spotkaniu powiedział, że proponuje pomoc psychologiczną, a nie terapie. Powiedziałem ok, ale nie miałem pojęcia co to ma znaczyć. Tak to własnie wygląda.

Od twojej strony spodziewasz sie tego czym jesteś karmiony, a od drugiej jest troche inaczej. Ja miałem wrazenie, że koles dobrze sie czuje, miał ładny dom, zna wielu ludzi, zarabia kupe kasy i ma w zasadzie fajne wygodne zycie. Mówił mi o znajomości wszystkich włascicieli agencji detektywistycznych(w moim miescie). Nie jest tajemnicą, że te agencje to w dużej wiekszości funkcjonariusze za minionego systemu. Co w zasadzie powiedział mówiąc, ze oni wszyscy wywodza sie z byłych słóżb mundurowych. Taki koleś co zawsze wie jak sie zakręcić i ma fajne udane zycie(przynajmniej pod kątem materialnym).

 

Jak byłem wczesniej u innego psychologa klinicznego, to było w zasadzie jeszcze gorzej. Jezdziłem do sąsiedniego miasta, a on nie informując mnie nie zjawiał sie na spotkania robiąc coś innego. Były wojskowy, psycholog kliniczny, pracuje w sądzie, robi badania na broń itd... zarabia także na takich jak ja, ale nie jestem pewien co im proponuje. Np raz jak juz dojezdzałem na spotkanie, to zadzwonił i powiedział że musi przelożyć spotkanie na inna godzine. Musi to zrobić bo musi sie z kims spotkać. Czyli poinformował mnie, że pilnie ktoś inny wskoczył na moje miejsce, bo jest ważniejszy. Choć mógł go chyba wpakować na godzine pozniej. Stałem w zimę na parkingu przed tesco i wpieprzałem chipsy czekając godzine. Innym razem pomylił godziny. Z 4 razy bez zapowiedzi sie nie pojawił i nawet specjalnie sie nie tłumaczył. Tak arogancko i w zasadzie bez spięciowo sie nie pojawiał, a raczej był gdzie indziej. Konczył spotkania przed czasem "bo ma cos do zrobienia".... Nie zaproponował mi nic. Mówił o lekach, polecił mi wizyte u jakiegoś neurologa(tez jakiś wojskowy) choc nie wiem po co. Nie dał zadnej wskazówki, żadnej diagnozy...zupelnie nic. Zrobiłem pelno testów. Przerónych testów, z których nic nie wynikało. Miałem bardzo dobre wyniki. Zrobiłem test osobowości. Wyszła mi skraja introwersja. Tylko, że mi to nie pasowało, bo miałem wrażenie ze z natury nie jestem introwertykiem, tylko że moje lęki sprawiają że unikam róznych sytuacji. On jednak mówił że nim jestem, że moja budowa ciała o tym swiadczy itd... itp... Teraz sie dowiedziałem, że skrajna introwersja nie jest traktowana jako cecha osobowości. To jest traktowane jako unikanie, a nie introwersja. Ze względu na leki ludzie unikają zycia i może wyjśc introwersja, ale nie jako osobowość, a raczej jakko patologia.

 

To nie są terapeuci. Oni wpisują sobie terapeuta bo mają formalne możliwości i na papierze nimi są. Jednak nie sa nimi, w sensie nie mają zamiaru tych terapii przeprowadzać. Lub z jakichś powodów pewni klienci im nie pasują. Ich kariera zawodowa nie opierała sie na terapeutyzowaniu. Ta obecna terapeutka jest terapeutką. Czyli jej praktyka zawodowa jest nastawiona na terapię i tym sie zajmuje. Tez jest psychologiem klinicznym, ale ma zamiar byc terapeutką, a nie siedziec w szpitalu i diagnozowac ludzi i zastanawiac sie jaki lek jest dla nich najlepszy czy coś takiego.

Tamci pracowali po kilkadziesiąt lat w szpitalach, w sądach i sa diagnostami, maja uprawnienia do przeprowadzania róznych badań. Jak przeszli na swoje to zarabiają tak jak mogą. Sa juz w zasadzie jedną nogą na emeryturze i chyba za bardzo nie chcą sie pakowac w niewiadomo co.

Tego nigdzie nie ma. Tego sie nie dowiesz od nikogo. Oni nie sa nastawieni na pracę z dziwakami, z pokręconymi ludzmi, z jakimis powaznymi problemami. To jest i trudne i meczace, czesto nieprzyjemne, a nie koniecznie ciekawe. Nie chca tego, bo do szczescia nie jest im to potrzebne. Nie mają takich ani ambicji, ani zamiarów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam wrażenie, że moje terapeutka specjalnie mnie wyprowadza z równowagi bym przestała do niej chodzić. Ja po prostu nie moge tego wytrzymać. Z jednej strony nie chcę jej widzieć i nie chce tam iść i czuć sie jak śmieć, a z drugiej musze bo nie wiem co sobie zrobie. Wiem, że jak zwnou do niej pójdę to spotka mnie to samo co na poprzedniej wizycie, poczuje znowu rozgoryczenie ta wizytą. Znowu będę się czuć jak śmieć, znowu jak pies do niej przyjdę. Znowu. Ciagle o tym myślę, cały czas mnie to wqrwia i powoduje, że mam ochotę palnąć sobie w łeb.

 

Olewa mnie pełną gębą, a ja ciąglę do niej chodzę. To jest jakieś cholerne uzależnienie.

 

Ona mi wmawia, że mam złe relacje z rodziną. Tylko dlatego, że nie rozmawiam z rodzicami i siostrą bo nie mam o czym z nimi rozmawiać. Porusza tematy które sa dla mnie mało ważne, a omija to co najważniejsze. Ostatnio nie da się z nią normalnie porozmawiać. W ogóle się nie usmiecha, jest bardzo szorstka w "byciu", w mowie. W ogóle nie doradza. Ma mnie w dupie. Czuję upokorzenie gdy tam jestem i gdy wypuszcza mnie po tych jebanych 20 minutach. To wszystko jest dobijające.

 

nie chce mi się żyć, a ona mi nie pomogła i nie pomaga

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi ten pierwszy koleś powiedział, że na terapie sie nie nadaje. Jednak powiedział, że nienadaje sie bo jestem oderwany od swiata i jestem zbyt skoncentrowany na swoim swiecie wewnetrznym. Generalnie to był wlasnie kłopot z którym przyszedlem, a okazalo sie że jest to powod dla ktorego na terapie sie jego zdaniem nie nadawalem. Na terapie nadają sie tacy co funkcjonuja z lekami, a tacy których te leki wypychaja z zycia to juz nie. Troche to było dla mnie bez sensu i jakos nie potrafiłem pojąć o co chodzi. Tak jakby powiedział, że jestem tak zaburzony, że przekroczyłem jakąś granice i juz terapia nie ma sensu. Myslalem że to wlasnie z takimi klopotami sie przychodzi. z drugiej strony powiedział że schizofreni nie mam i nerwicy tez nie mam... Jednak nie wyraził sie jasno i zupelnie brakowało konkretow. Ten drugi koles powiedział jasno, że koniec i był koniec. Takie zniechęcanie i olewanie jest dla mnie nie dopuszczalne.

 

Ta babka pewnie z jakiegoś powodu, w pewnym sensie cie odrzuca. cos jej nie pasuje i coś musi być na rzeczy. Ja nie wiem co mam powiedzieć, ale moge cie zapewnić że do niczego jej nie zmusisz. Sama przyznasz, że grożenie strzelaniem sobie w łep bo ktoś nie robi tego co miałby zrobić nie jest optymalną reakcją. Na pewno takie nastawienie nic nie da. Ja w koncu dałem spokój, no bo bez jaj. Albo to wyjasnij, albo sprubuj gdzie indziej. Albo wyjasnij i sprubuj gdzie indziej. Jesli sie okopiesz w swoim narożniku i im bardziej ona bedzie cie olewać, ty bedziesz tym bardziej sie wkorwiać, spinac i od niej wymagać... to nic nie osiagniesz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

madlen92 szczerze powiedziawszy to mi to wygląda na jej powrót do założeń jej nurtu (założyłem, że to psychodynamiczna - psychoanalityczna). Tam terapeuta ma być niczym maską, bez emocji. Ty masz imaginować jej obraz. Chodzi o ukazanie przeniesienia. Prowadzi Cię teraz jak "rasowa" psychoanalityczka. Może to jest rada od superwizora?

Czy to dobrze dla Ciebie - nie mam pojęcia.

 

Co do uzależnienia to najlepiej jej o tym powiedzieć. W tym kontekście, że chcesz zakończyć terapię U NIEJ, a nie potrafisz tego zrobić. Zobaczysz co na to powie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No a mi przyszło do głowy, że to nurt behawioralny. Do tego to nie jest tak, że na psychodynamicznej terapeuta ma być jak robot i bez emocji. Jeśli ty chcesz mówić o swoich wewnetrznych przezyciach, że sie zle czujesz itd... bez konkretów ze swiata rzeczywistego, bez konkretów dotyczących zycia to w zasadzie nie macie nad czym pracować, jesli jest to nurt behawioralny. Tym bardziej że to psycholog kliniczny, więc raczej mi sie wydaje że pracuje w nurcie behawioralnym

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj ja bym właśnie powiedział, że psycholog kliniczny to głównie psychodynamiczna. Przynajmniej w Poznaniu to tak wygląda. Niestety, ale poznawczo-behawioralna terapia jest rzadko spotykana w odpowiedniej postaci. Z reguły u niektórych sesje wyglądają, tak, że terapeuta prowadzi to na styl poz-beh. ale robi to, bo pracuje nijak, tzn. nie trzyma się nurtu psychodynamicznego, ale się pod nim podpisuje. Takie odnosze wrażenie.

Poza tym z tego co czytałem, to w psychodynamicznej jednak ze strony terapeuty ma być minimum emocji. U mnie chyba nawet na terapii jej nie ma, choć są te negatywne (w moim mniemaniu). Głaz?

Przyjmuję, że tak ma być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×