Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich,

Mam pewien spory problem z bliska mi osoba i nie wiem jak sie za to wszystko zabrac..

Mam 23 lata i przez pierwsze 3 lata studiow przyjaznilam sie z chlopakiem, ktory na prawde bardzo mnie kochal i robil mase glupich rzeczy z tego powodu i wiedzialam o tym.

Probowal sie odkochac, probowal mnie znienawidzic, odseparowalismy sie na caly rok, probowal spotykac sie z innymi,

ale nic nie podzialalo, nie mogl o mnie zapomniec, spotkalismy sie znowu jakby nigdy nic i zaczelo do mnie docierac, ze czuje do niego cos wiecej.

Gdy bylam tego pewna, dalam mu to do zrozumienia, zaczelismy razem byc i bylo nam rewelacyjnie.

Przez 10 miesiecy bylismy razem. Z racji kilkuletniej wczesniejszej przyjazni, czy to bardzo bliskiej relacji, myslelismy o sobie powaznie i bardzo przyszlosciowo.

Zdarzaly sie zgrzyty i klotnie, ale po jakims czasie J. nauczyl sie do nich konstruktywnie podchodzic, wyciagac wnioski i staralismy sie nigdy nie popelniac tych samych bledow dwa razy. Generalnie jest typem czlowieka, ktory zawsze ma racje, zawsze sobie sam najlepiej poradzi i ciezko do niego czasem dotrzec, by powiedziec, ze mogl sie pomylic...

Jakis miesiac temu spedzalismy razem 4 dni w miescie, w ktorym studiujemy i bylo razem cudownie i przeszczesliwie. Wrocilismy na swoje wsie na weekend, byla drobna sprzeczka o to, ze prosilam by nie pil wodki dwa dni z rzedu, obiecal, nie dotrzymal obietnicy, ja zla i dupa. No i kolejnego dnia po weekendzie bylam raczej obrazono-zla, ale sie spotkalismy i znowu mielismy jechac do jego mieszkania, popracowac nad naszymi pracami inżynierskimi do obrony. Atmosfera do zniesienia, ale powiedzmy mogloby byc lepiej. Zaczelam sie zle czuc drugiego dnia na tyle bardzo, ze w nocy juz mnie przytulil i nastepnego dnia wrocily nam humory, zartowalismy i bylo bardzo milo. Ale zauwazylam, ze nie glaszcze mnie, nie przytula, nie ciagnie go do dotyku, czy innej formy kontaktu fizycznego. Zwrocilam mu na to uwage, powiedzial, ze nie wie co sie dzieje, jakos tak. Kolejnego dnia ni z gruchy ni z pietruchy uznal, ze nie spelnia moich oczekiwan (poglaskania mnie po glowie raz na dzien, bo brakuje mi jego dotyku) wiec musimy sie rozstac. Spakowalam swoje rzeczy, wyszlam. Przybiegl za mna i na kolanach ze lzami w oczach przepraszal, zebym wrocila, glupi byl, nie myslal i zaluje i wogole. Wrocilam do mieszkania, ale dalam sobie czas do rana zeby zdecydowac o powrocie do niego. Rano sie zgodzilam pod warunkiem, ze powie, ze mnie kocha. Powiedzial, ze nie moze tego teraz zrobic, bo nie. Po 40 min namyslu uznal, ze mnie nie kocha. Po tygodniu milczenia napisalam mu, ze nie wierze, ze mozna odkochac sie niemalze z dnia na dzien po tylu latach i niech sobie pouklada w glowie. Ja poczekam, ale nie w nieskonczonosc.. Wtedy zaczelismy pisac o tym, ze nie zmusi sie przeciez do kochania mnie. Cos zniknelo, on sam nie wie co. Nadal mu sie podobam, nadal mi ufa i mnie lubi i lubi ze mna rozmawiac. Nie wie czego mu brakuje. Moze obsesji, jaka kiedys mial, moze nie. W kolejnych rozmowach przyznal, ze ma problem ze soba, ze probuje sie z czyms uporac, czego nie rozumie, ale nie zamierza sie tym z nikim dzielic. Wiem, ze ma sporo problemow w domu rodzinnym, problem z kasa i znalezieniem pracy, rodzice na niego naciskaja z kazdego powodu i obwiniaja za wszystko, nie radzi sobie z praca inzynierska i wszystko ogolem idzie nie tak. W ciagu ostatnich kilku dni uznal, ze otworzy sie przede mna, ze moge pytac o wszystko i na wszystkie pytania mi odpowie, ale sam nie mowi, bo zwyczajnie nie wie co mowic. Nie rozumie dlaczego cos przestal do mnie czuc, bo nie bylo zadnej przyczyny ku temu i przeraza go to, ze nie wie czemu.. Nie chce ze mna stracic kontaktu, chce sie dalej przyjaznic, a ja chce mu pomoc zrozumiec co sie z nim samym dzieje. Przyznal, ze chyba ja rozumiem go lepiej, niz on siebie sam. Jak poczatkowo zaprzeczal jakiejkolwiek depresji, czy skutkom tlumienia emocji, tak teraz chyba depresje rozwaza i dopuszcza do swojej swiadomosci.. A ja nie wiem czy to depresja, nie wiem juz co sie z nim moze dziac i tymbardziej nie wiem jak z nim rozmawiac, zeby mu pomoc. I moze pomoc tez tym samym sobie. Wtedy moze zrozumiem dlaczego tak z dnia na dzien mnie odepchnal od siebie bez zadnej konkretnej przyczyny...

Blagam, pomozcie mi ta sprawe rozwiklac, bo glowie sie nad tym juz jakies 3 tygodnie i sama odczuwam skutki tej walki na swoim zdrowiu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. NA pewno ma problem, ale jego duma i zamknięcie na innych powoduje, że sam będzie chciał się z tym uporać. Może to zająć dużo czasu i przy okazji odsunie na bok innych. Może też go stres wewnętrznie zżera. A może też namiętność się wypaliła z biegiem czasu, zauroczenie i pojawiła sie szara rzeczywistość. Trudno dokładnie ocenić, ale by się przydała szczera rozmowa i otwarcie z jego strony na pomoc i przyznanie się do problemów. Może też warto pójść do psychologa by ktoś z zewnątrz pomógł mu to wszystko zrozumieć. Z jego strony to wygląda trochę na ucieczkę przed tym co w sobie w skrywa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

( Dean )^2, Kolega tańczy? Ja tańczyłem kiedyś Zumbę w akademiku pełnym kobiet. Jakie było ich zdziwienie, że tańcze :o, a raz jak mnie nie było to z tekstem: "oj jak dawno cie nie było!'.

 

Dla mnie fakt ze nie mam skill'a to mnie nie obchodzilo, ważne że nie siedziałem wtedy przy kompie w samotności...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@kolekcjoner snów: pytałam go, czy moze po prostu bawilo go ganianie kroliczka przez kilka lat, w koncu zlapal i mu sie znudzilo. odpowiedzial, ze nie, to zupelnie nie tak. Bo zauroczony mna byl dawno temu i gdyby to bylo tylko to, to w ktoryms momencie przez 4 lata by mu przeszlo.. A namietnosc? Jesli moze zaniknac z dnia na dzien praktycznie, to moze i to mozliwe, ale jeszcze niecaly tydzien wczesniej traktowal mnie jak swoje oczko w glowie pod kazdym wzgledem i nie dawal chwili spokoju i na prawde cieszyl sie wszystkim.

Uswiadomilam mu juz, ze sam sobie moze z tym nie poradzic i otworzyl sie przede mna. Tylko nie wie co mowic. A ja nie wiem o co pytac, a moge pytac o doslownie wszystko. Jestem chyba jedyna osoba, ktora moze mu teraz jakos pomoc, bo nie wyobrazam sobie, zeby na prawde poszedl do psychologa/psychoterapeuty.

Do problemow mi sie przyznal. Wiem co go dreczy, co go przeraza (chocby nagly zanik uczuc i to nie tylko w stosunku do mnie, ale w stosunku do wszystkich i wszystkiego, niezrozumienie samego siebie..). Wiem wiele i moge wiedziec wszystko. Ale co dalej z tym zrobic..?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aurora92, łączę się z tobą w marudzeniu :)

Wczoraj wyszłam z grupką w której były osoby których wcześniej nie znałam. Jeszcze tego samego wieczoru jeden z nich pytał dlaczego jestem taka zamknięta i na uboczu. To na prawdę interesujące bo myślałam, że wczoraj było ok, jakoś się dogaduję i w ogóle wyglądam normalnie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aurora92, łączę się z tobą w marudzeniu :)

Wczoraj wyszłam z grupką w której były osoby których wcześniej nie znałam. Jeszcze tego samego wieczoru jeden z nich pytał dlaczego jestem taka zamknięta i na uboczu. To na prawdę interesujące bo myślałam, że wczoraj było ok, jakoś się dogaduję i w ogóle wyglądam normalnie :(

Może on miał jakiś problem ze sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kh13, (nawiasem mówiąc powinnaś utworzyć na to oddzielny temat). Podobne objawy mają osoby chore na nerwicę. Im też z dnia na dzień "znika" miłość. Jest na forum post pt. "Co jakbym przestał(a) go/ją kochać" (czy jakoś podobnie) i tam jest naprawdę sporo takich osób.

Zapytaj się czy ma dużo problemów z innymi rzeczami: pracą, snem, skupieniem, nastrojem czy natrętnymi czynnościami. Przydałoby mu się jakby przyszedł z tym do psychologa. Jednocześnie zwróć uwagę że miłość to nie tylko uczucia, ale ten jego stan prawdopodobnie jest podszyty jakimiś problemami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

JAAAAAAAAAAAA PIEEEERDOOOOOOOOLE.

 

Jak przedstawić argument osobie, która jest: zawzięta, ograniczona intelektualnie, wulgarna, zgorzkniała, zawistna, nie przyjmująca żadnej uwagi. Ktoś ma jakieś pomysły ? Albo inaczej, jak wymusić na niej podjęcie decyzji na moją korzyść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hyperactive, jest to prawie niemożliwe. Moim zdaniem ta osoba musiałaby sama w jakimś momencie zrozumieć, że nie ma racji. Argumentacja najprawdopodobniej będzie odbijać się od tego pancerza, który sobie wytworzyła. Nie znam przypadku, ale wiem, że ludzie sami muszą doświadczyć konsekwencji swojego postępowania, żeby coś zmienić. A czasem i to nie wystarcza bo potrafią się usprawiedliwić w jakiś pokręcony sposób. (Teraz nie wiem, czy o to pytałeś) Ostatecznie zawsze możesz spróbować tanich chwytów jak socjotechnika, która moim zdaniem nie działa, ale może ja się nie znam na tym, a tobie się uda.

 

tarantula, Aurora92, Jeśli chcecie po prostu z kimś pogadać - napiszcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego wszyscy tak lubią tępą, rozpieszczoną szmatę? Zeszytów nie nosi, zadań nie odrabia, na sprawdzianach ściąga, na lekcji chichocze i szczerzy się do telefonu, jedyne co ją w życiu interesuje to obgadywanie innych ludzi, tatuś ją do szkoły wozi jak tylko spadnie deszczyk a i tak wzbudza i u nauczycieli, i u innych większą sympatie. Ja ciężko pracowałam na to żeby nauczyciele zwrócili na mnie uwagę i mnie w końcu pochwalili, ciągle mam pod górkę i ludzie mnie nie lubią. Ona ma chłopaka, mnóstwo znajomych a ja ani chłopaka, ani znajomych. Bardziej dba o to żeby miała ładne włosy na sprawdzianie niż żeby go dobrze napisać. Ona zawsze ma wszystko to co chce. A jak nie ma to jest strasznie pokrzywdzona i smutna. No kur... mać czy już na prawdę nie ma nikogo kto bardziej ceni inteligencję od wyglądu? Nie uważam się za jakąś mądrą i inteligentną ale do czegoś takiego co prezentuje ona to jest mi daleko. Nie wiem czy ktokolwiek to czyta i wątpię no ale jeśli tak to wyobraźcie sobie, że nauczycielka jej dzisiaj zwróciła uwagę, na którą sobie jak najbardziej zasłużyła i ta na przerwie się popłakała. Nie odzywałam się, miałam to gdzieś, stałam obok i sobie jadłam jak gdyby nigdy nic. Poszła więc do kogoś innego się przytulić i wszyscy się na mnie patrzyli morderczym wzrokiem jaka to ja zła nie jestem. Żenujące na prawdę. Co miałam jej powiedzieć? Nauczycielka się ciebie uczepiła? Nie, gówno robiłaś cały weekend, nie odrobiłaś choćby jednego zadania domowego to ci się kur.. należało. Ja siedziałam 2 dni nad tymi zadaniami...

Ponawiam zatem pytanie: Dlaczego ją wszyscy lubią a mnie nie? Ze mną jest coś nie tak czy z innymi ludźmi? Po prostu tego nie rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Indifference1, Jesteś jak najbardziej nienormalna. Jeśli za normę obierać dzisiejszy motłoch ubogi intelektualnie i upośledzony życiowo. I mam nadzieję, że zostaniesz tak nienormalna jak najdłużej, aż w Twoim otoczeniu znajdziesz ludzi, równie nienormalnych jak Ty. Ten dzień prędzej czy później nadejdzie, nawet jeśli Ty nie będziesz ich szukać, to oni Cię znajdą. I wtedy okaże się, że Ci normalni ludzie przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie. Bądź sobą, nienormalna koleżanko, i nie daj się stłamsić! Będę trzymał za Ciebie kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

S♂♂, wielkie dzięki za odpowiedź :) Bałam się, że jak zawsze mój post przejdzie niezauważony a ja na prawdę potrzebuję jakiegokolwiek kontaktu z kimś równie nienormalnym jak ja, choćby miało to być tylko wymienienie zdania. Inaczej kompletnie zwariuje. Oby mi starczyło cierpliwości i nadziei :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Indifference1 - nie bój się, nie wiem, czy jestem w gimnazjum czy liceum, ale na studiach takie tępe dziwki pierwsze odpadają, więc ucz się dla siebie, bo na studiach to się przyda. Wiem co mówię. Sama miałam takie lafiryndy to studiów nie pokończyły, bo za bardzo je obchodził makijaż, niż nauka, i w końcu wykładowcy widzieli jak ściągają, a jak zaczęły się kłócić to miały przerąbane w zdaniu egzaminu...

także, głowa do góry!!

 

 

Ja dziś mam ochotę położyć się umrzeć.

Nie dość, że musiałam wstać na te yebane studia na 8 (a ja dojeżdżam, więc wstałam o 5!), to jeszcze wszyscy coś ode mnie chcą!!!!!!!! :why:

 

-- 09 gru 2013, 16:31 --

 

Indiffenernce1 - ja mam jedną koleżankę obecnie, a w szkole nie miałam żadnej :D

na przerwach siedziałam sama, i dobrze mi tak było

 

jestem zosia-samosia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×