Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

wyśmiewałam się z chłopaka przyjaciółki, obraziła się. a ja zamiast ją przeprosić, gdy nie wiedziałam co powiedzieć, jak zwykle zaczęlam się śmiać i mówić, że nie ma się przecież o co obrażać, bo to nie o niej. potem przez 2h siedziałyśmy w jednym pokoju nie odzywając się i pisząc parę wiadomości na facebooku, bo prawdziwe przeprosiny nie chciały mi przejść przez usta. bałam się, że znowu zacznę się śmiać, jak zawsze, gdy się denerwuję... wypomniała mi to, że jestem dwulicowa, gdy raz mowię, że nie chcę się zadawać z naszą wspólną znajomą, a potem "lecę do niej jak piesek" (choć to nieprawda moim zdaniem, ale mimo wszystko z nią gadam) i obgaduję jej chłopaka. prawda. ale mam takie różne odczucia. raz ją bardzo lubię, raz wręcz nienawidzę. nie umiem tego wytlumaczyć...

 

na dodatek za wiele mówię ludziom, a gdy pytają o coś też nie umiem odmówić odpowiedzi. tak łatwo coś ze mnie wyciągnąć...

 

zakochuję się w chłopaku, który kiedyś był jednym z moich najlepszych przyjaciół, potem dłuuuugo nie gadaliśmy w ogóle, bo się pokłóciliśmy, a teraz nie potrafię ocenić jego stosunku do mnie, ale wiem, że niewiele dla niego znaczę.

 

 

dawno nie czułam się tak źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wyśmiewałam się z chłopaka przyjaciółki, obraziła się. a ja zamiast ją przeprosić, gdy nie wiedziałam co powiedzieć, jak zwykle zaczęlam się śmiać i mówić, że nie ma się przecież o co obrażać, bo to nie o niej. potem przez 2h siedziałyśmy w jednym pokoju nie odzywając się i pisząc parę wiadomości na facebooku, bo prawdziwe przeprosiny nie chciały mi przejść przez usta. bałam się, że znowu zacznę się śmiać, jak zawsze, gdy się denerwuję... wypomniała mi to, że jestem dwulicowa, gdy raz mowię, że nie chcę się zadawać z naszą wspólną znajomą, a potem "lecę do niej jak piesek" (choć to nieprawda moim zdaniem, ale mimo wszystko z nią gadam) i obgaduję jej chłopaka. prawda. ale mam takie różne odczucia. raz ją bardzo lubię, raz wręcz nienawidzę. nie umiem tego wytlumaczyć...

 

na dodatek za wiele mówię ludziom, a gdy pytają o coś też nie umiem odmówić odpowiedzi. tak łatwo coś ze mnie wyciągnąć...

 

zakochuję się w chłopaku, który kiedyś był jednym z moich najlepszych przyjaciół, potem dłuuuugo nie gadaliśmy w ogóle, bo się pokłóciliśmy, a teraz nie potrafię ocenić jego stosunku do mnie, ale wiem, że niewiele dla niego znaczę.

 

 

dawno nie czułam się tak źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może jak coś tutaj nabazgram to mi przejdzie, choć na chwile ... po 3 latach brania różnych leków postanowiłem odstawić i zaczęło dziać się źle. najpierw niepozornie ale brałem to za przejściowy efekt odstawienia i z nadzieją że 'wszystko będzie dobrze', że przez te parę lat zmądrzałem i teraz na pewno już się jakoś ułoży. ale miesiące mijały i zamiast poprawy było coraz gorzej, i pewnie byłoby tak cały czas ale spotkałem osobę, która dała jakąś tam nadzieję, że nie musi by wcale źle i że jeszcze nie można mnie spisać na straty. uczepiłem się więc tej jedynej deski ratunku. i chociaż wciąż bałem się czy ktoś jest w stanie zaakceptować moją schizę to powoli odrastały mi skrzydła. happy endu nie było - zostałem z odciętymi skrzydłami, sam ze swoją schizą. znalazłem się dokładnie w tym samym punkcie, tak jak przed 4 latami, kiedy zdecydowałem się na leczenie, pełen nadziei ze droga do wolności gdzieś mnie zaprowadzi. a dzisiaj nie wyrabiam i czekam z niecierpliwością na wizytę u psychola żeby mi coś przepisał, bo nie mogę normalnie funkcjonować. i tyle w tym temacie. ... wcale nie jest lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może jak coś tutaj nabazgram to mi przejdzie, choć na chwile ... po 3 latach brania różnych leków postanowiłem odstawić i zaczęło dziać się źle. najpierw niepozornie ale brałem to za przejściowy efekt odstawienia i z nadzieją że 'wszystko będzie dobrze', że przez te parę lat zmądrzałem i teraz na pewno już się jakoś ułoży. ale miesiące mijały i zamiast poprawy było coraz gorzej, i pewnie byłoby tak cały czas ale spotkałem osobę, która dała jakąś tam nadzieję, że nie musi by wcale źle i że jeszcze nie można mnie spisać na straty. uczepiłem się więc tej jedynej deski ratunku. i chociaż wciąż bałem się czy ktoś jest w stanie zaakceptować moją schizę to powoli odrastały mi skrzydła. happy endu nie było - zostałem z odciętymi skrzydłami, sam ze swoją schizą. znalazłem się dokładnie w tym samym punkcie, tak jak przed 4 latami, kiedy zdecydowałem się na leczenie, pełen nadziei ze droga do wolności gdzieś mnie zaprowadzi. a dzisiaj nie wyrabiam i czekam z niecierpliwością na wizytę u psychola żeby mi coś przepisał, bo nie mogę normalnie funkcjonować. i tyle w tym temacie. ... wcale nie jest lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fatalnie mi jakoś. Zbliżam się do ludzi, a później uciekam, bo chcę kontaktu i nie chcę kontaktu :roll: męczy mnie to wszystko... mam ochotę rzucić życie w cholerę. albo chociaż wyjechać na bezludną wyspę, nic nie musieć. posiadanie obowiązków, zobowiązań mnie dobija

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fatalnie mi jakoś. Zbliżam się do ludzi, a później uciekam, bo chcę kontaktu i nie chcę kontaktu :roll: męczy mnie to wszystko... mam ochotę rzucić życie w cholerę. albo chociaż wyjechać na bezludną wyspę, nic nie musieć. posiadanie obowiązków, zobowiązań mnie dobija

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmiany, obowiązki, odrzucenie... wszystkiego się boję. Tak długo funkcjonuję sama, że gdy na horyzoncie pojawia się szansa na odmianę, spierdzielam w podskokach. A później płaczę po kątach, że jestem samotna. I nic się nie chce, tylko spać. Ja pierdzielę, do dupy to wszystko. Najgorzej, że nie mam pomysłu, jak sobie pomóc. Wszystko wymaga tak dużo wysiłku

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmiany, obowiązki, odrzucenie... wszystkiego się boję. Tak długo funkcjonuję sama, że gdy na horyzoncie pojawia się szansa na odmianę, spierdzielam w podskokach. A później płaczę po kątach, że jestem samotna. I nic się nie chce, tylko spać. Ja pierdzielę, do dupy to wszystko. Najgorzej, że nie mam pomysłu, jak sobie pomóc. Wszystko wymaga tak dużo wysiłku

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sloik, Niestety za darmo nic niema..mi też od lat siedzenia na tyłku nic nie przyszło,prócz deprechy i doła,strach przed zmianami itp..typowy efekt niskiej samooceny itd...próbowałaś pomocy od specjalistów?

Chcesz naprawy tego wszystkiego?

Nastawienie to też sporo...

Ogólnie "no risk no fun.."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sloik, Niestety za darmo nic niema..mi też od lat siedzenia na tyłku nic nie przyszło,prócz deprechy i doła,strach przed zmianami itp..typowy efekt niskiej samooceny itd...próbowałaś pomocy od specjalistów?

Chcesz naprawy tego wszystkiego?

Nastawienie to też sporo...

Ogólnie "no risk no fun.."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Och, uwierz, Saiga, że zdarza mi się czasem ryzykować, ale potem zostaję z poczuciem pustki. Jestem jak taki współczesny Werter, wiecznie nieszczęśliwa ;) A niska samoocena jest, jest. Ja się właściwie nie szanuję. Jestem taką zdesperowaną idiotką, która najpierw pcha się w ramiona każdego, a potem ucieka jak najdalej. Ewentualnie miesiącami siedzi w domu i nie kontaktuje się ze światem, tak na zmianę.

 

Nie korzystałam z pomocy specjalistów, z tego co mi wiadomo w moim mieście do psychiatry na NFZ czeka się jakieś pół roku (pewnie w innych miastach jest całkiem podobnie), a na płatną terapię mnie nie stać. A Ty? Korzystasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Och, uwierz, Saiga, że zdarza mi się czasem ryzykować, ale potem zostaję z poczuciem pustki. Jestem jak taki współczesny Werter, wiecznie nieszczęśliwa ;) A niska samoocena jest, jest. Ja się właściwie nie szanuję. Jestem taką zdesperowaną idiotką, która najpierw pcha się w ramiona każdego, a potem ucieka jak najdalej. Ewentualnie miesiącami siedzi w domu i nie kontaktuje się ze światem, tak na zmianę.

 

Nie korzystałam z pomocy specjalistów, z tego co mi wiadomo w moim mieście do psychiatry na NFZ czeka się jakieś pół roku (pewnie w innych miastach jest całkiem podobnie), a na płatną terapię mnie nie stać. A Ty? Korzystasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sloik, Byłem dopiero na 1 wizycie, póki co biorę leki...za wcześnie by ocenić,jednak 1 wizyta była dosyć "mechaniczna" pogadałem sobie moment,recepta i out...

Tak powiem - jeśli nie panujesz nad swoimi nastrojami,nie masz kontroli nad sobą - polecałbym udać się do psychiatry,jeśli zaś niska samoocena,sama się blokujesz,strach itp - psychoterapia (sukcesu to nie gwarantuje,ale zapewne sporo pomoże - jednak wszystko zależy od nastawienia,determinacji,zdecydowania czego chcesz i do czego dążysz..)

 

Ogólnie jest to moje 2 konto tu - rok minął nim podjąłem jakiekolwiek kroki prawie że...potem przerwa,teraz znów próbuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sloik, Byłem dopiero na 1 wizycie, póki co biorę leki...za wcześnie by ocenić,jednak 1 wizyta była dosyć "mechaniczna" pogadałem sobie moment,recepta i out...

Tak powiem - jeśli nie panujesz nad swoimi nastrojami,nie masz kontroli nad sobą - polecałbym udać się do psychiatry,jeśli zaś niska samoocena,sama się blokujesz,strach itp - psychoterapia (sukcesu to nie gwarantuje,ale zapewne sporo pomoże - jednak wszystko zależy od nastawienia,determinacji,zdecydowania czego chcesz i do czego dążysz..)

 

Ogólnie jest to moje 2 konto tu - rok minął nim podjąłem jakiekolwiek kroki prawie że...potem przerwa,teraz znów próbuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokładnie paka fajek,pusty dom straszy,patrzenie w sufit,walnięte myśli,paniczny lęk przed wyjściem,schizy...a tak bardzo chcę wrócić do zycia...nie pamietam juz jak to było :( zamknięta w 4 ścianach przechodzę piekło. Co to znaczy lepiej sie poczuć? wychodzę z tego...dla mnie to coś nierealnego,bajka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×