Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pytanie do psychologa


Rekomendowane odpowiedzi

Ja się podpinam pod pytanie black swan..bo przecież gdybym ja miała możliwość samorealizacji, to bym nie stękała, że wszystko jest bez sensu, tylko się tym zajęła. O to się cały czas rozchodzi ekspercie. A że jest tak jak opisałam w poprzednim poście, to teraz muszę ponosić negatywne skutki, w postaci chęci "strzelenia sobie w łeb", nie widząc żadnego wyjścia z sytuacji mojego życiowego udupienia. :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

black swan, pytasz, jak znaleźć swoją drogę, swoją misję, cel życia. No cóż, to nie tyle pytanie psychologiczne, co wręcz filozoficzne. Wiele osób pytało, jak znaleźć swoją drogę życiową, jak realizować swoje powołanie i też nie zawsze potrafili odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, czy ta odpowiedź też nie pozostawi niedosytu, bo tak naprawdę jest to temat rzeka. To trochę pytanie o to, jak być szczęśliwym z tego, co się robi i jak znaleźć to, co lubi się robić. ;) W tym miejscu warto odwołać się do książki Nathaniela Brandena "6 filarów poczucia własnej wartości", który wymienia, co jest ważne, by uwierzyć w siebie, by mieć pozytywną samoocenę i motywację do działania:

1. świadome życie – chęć poznania świata, gotowość do ciągłego uczenia się i zmiany poglądów, akceptacja tego, czego zmienić nie można, analiza siebie, swoich potrzeb, emocji, pragnień;

2. praktyka samoakceptacji – bycie swoim przyjacielem, troszczenie się o siebie;

3. praktyka odpowiedzialności – poczucie kontroli nad własnym życiem, chęć podejmowania decyzji i liczenia się z ich konsekwencjami;

4. praktyka asertywności – dbanie o własne prawa i potrzeby, umiejętność wyrażania siebie bez krzywdzenia innych;

5. praktyka życia celowego – umiejętność określania i realizacji priorytetów zgodnie z własnymi potrzebami i marzeniami; (myślę, że ten element jest kluczowy, jeśli chodzi o określenie swoich celów, swojej "misji");

6. integralność osobista – życie w zgodzie z samym sobą, z własnymi przekonaniami, wartościami i normami oraz rozwój życia duchowego.

 

Ja się podpinam pod pytanie black swan..bo przecież gdybym ja miała możliwość samorealizacji, to bym nie stękała, że wszystko jest bez sensu, tylko się tym zajęła. O to się cały czas rozchodzi ekspercie. A że jest tak jak opisałam w poprzednim poście, to teraz muszę ponosić negatywne skutki, w postaci chęci "strzelenia sobie w łeb", nie widząc żadnego wyjścia z sytuacji mojego życiowego udupienia.

ego, podejrzewam, że Twoje życie może nie jest bardziej "udupione" niż innych, tylko jest powód, dla którego chcesz swoje życie w taki sposób widzieć. Przyzwyczaiłaś się do status quo. Poza tym, łatwiej jest właśnie narzekać, stękać i utyskiwać, jak nie na złą Bozię, to na zły los albo złych ludzi, ewentualnie też na złą siebie (szczególnie silne w przypadku osób z niską samooceną) i biadolić, jak mi źle niż realnie wziąć się do pracy i rzeczywiście zacząć coś zmieniać. Ja nie mówię, że od razu trzeba zrewolucjonizować swoje życie i zmienić je o 180 stopni, ale warto nawet zacząć od małych zmian, pracować metodą małych kroków. Skoro chcesz się samorealizować, doprecyzuj, co dokładnie znaczy to pojęcie, co kryje się pod tym hasłem, np. samorealizacja to według mnie skończenie takich a takich studiów, zapisanie się na taki i taki kurs, dokończenie tego i tego projektu, pójście na fitness dwa razy w tygodniu, by zadbać nie tylko o umysł, ale także ciało... Rozbijasz sobie jeden główny cel na kilka mniejszych. Te mniejsze możesz rozbić na jeszcze mniejsze i w ten sposób odhaczać, co już udało Ci się osiągnąć. Tak naprawdę cel pt. "samorealizacja" jest bardzo abstrakcyjny i enigmatyczny, więc trzeba go dookreślić, by był mierzalny, by dało się zweryfikować, czy uda się go osiągnąć i by zaplanować konkretne czynności, jakie trzeba zrobić, by cel osiągnąć. Praca nad motywacją to głównie praca dla coacha, ale samemu też można wiele zrobić. Najpierw trzeba znaleźć cel, a nie szukać tylko dla siebie alibi, że czegoś znowu mi się nie udało, bo coś tam i odwoływać się do atrybucji zewnętrznych czy wewnętrznych albo dodatkowo stosować bardziej lub mniej świadomie strategię samoutrudniania. U Ciebie jest trochę coś z samoutrudniania. Nie piszę tutaj żeby Cię jakoś zdołować, o cokolwiek oskarżyć, co raczej skłonić do refleksji. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Pozdrawiam serdecznie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ekspert_abcZdrowie, ponad pól roku temu zachorowałem na depresje, spowodowane to było tym, że chciałem pogłębiać swoją wiedzę na temat tego jak być szczęśliwym. Od zawsze byłem pozytywnie nastawiony do życia, lubię spotykać się ze znajomymi i być w centrum uwagi. Czasami nachodziły mnie jakieś melancholijne myśli itd, ale w gruncie rzeczy było na prawde w porządku. Przeczytałem wszystkie książki Beaty Pawlikowskiej na temat podświadomości. W skrócie jej metoda na bycie szczęśliwym polega na tym żeby mówić do siebie tysiące razy jakiś kod. np. jestem ważny i po jakims czasie bedziemy tak myslec. Ja ślepo stosowałem sie do jej sposobów. Na początku było super itd. , każdego dnia wykonywałem ćwiczenia, chodziłem na spacery itd. Byłem tak na prawde skupiony głównie na tym by zmieniać ten sposób myślenia choć mój naturalny był w porzadku patrzac na to dzisiaj. Ja brałem wszystko co tam bylo napisane bardzo do siebie, stałem sie troche niewolnikiem tego. Dzisiaj jest już na prawde dobrze, czasami mowie cos do siebie ale nie juz tak obsesyjnie. Największym problemem jest jednak nerwoból w okolicach pępka. Czuje jak mi tam pulsuje w miare szybkim tempie już tak od sierpnia 2014. Jak mogę się od tego uwolnić? Czy moge czuc to, dlatego, ze o tym mysle. Prosze o pomoc :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5. praktyka życia celowego – umiejętność określania i realizacji priorytetów zgodnie z własnymi potrzebami i marzeniami; (myślę, że ten element jest kluczowy, jeśli chodzi o określenie swoich celów, swojej "misji");

Dobrze, spróbuję więc zdefiniować po krótce moje priorytety zgodnie z moimi potrzebami i marzeniami: utrzymywanie dobrego zdrowia fizycznego oraz stanie się na tyle bogatą, by nie musieć martwić się swoją przyszłością (i swojej rodziny) oraz móc zamiast zapieprzania po 8h dziennie na wegetację spełniać swoje wszelkie marzenia i zachcianki wymagające nierzadko sporych środków finansowych. Ok, teraz jak zabrać się za realizację? A już całkiem sporo lat mam takie priorytety. O pierwsze potrafię jako tako zadbać, ale jeśli wzbogacanie się będzie mi szło w takim tempie jak dotychczas, to nie dożyję tego... Prawda jest taka, że dopóki będzie mi starczało zaledwie od 1 do 1 (a wszelkie oszczędności będę musiała wydawać na nagłe, nieprzewidziane wydatki), to moje życie będzie jedną wielką walką, wędrówką pod wiatr, poświęcaniem swojego czasu i zdrowia dla garstki ludzi, którym się udało - jako wynajęty zasób, ręce do pracy, którym się za tę pracę daje na jedzenie i na jakąś klitkę do spania. Jestem teraz trybem. Pionkiem. Realizuję się prywatnie (priorytety) w tempie ślimaka (bo jak tu się realizować ze znikomą ilością czasu i środków?). Ciągle jednak żywię nadzieje, że w końcu moje brnięcie w tej zagęszczonej mazi ustanie i będę mogła korzystać z życia tak, jak mi się podoba. Tylko czy te nadzieje nie są próżne? Ile można żyć samą nadzieją? Ile można się wspierać lekami by nie czuć psychicznego bólu z tym wszystkim związanego? Dlaczego większość ludzi nie przejmuje się tym, że gówno znaczą w tym świecie, są nikim i zawsze będą tylko pieprzonymi pionkami? Czy ktoś im zrobił lobotomię przy porodzie, że tego nie czują? Że zachowują się jak owce, jak roboty wyprodukowane do tworzenia dóbr w zamian za miskę ryżu? Czy tylko ja czuję się jak robot, któremu źle zainstalowano sterowniki i przez to nie chce nim być?

 

Miało być krótko, a trochę się zapędziłam. Mogłabym być robotem - w zamian za dużo mniej mojego czasu i dużo większą zapłatę. Wtedy nawet nie czułabym się jak robot, tylko człowiek, który ma kiedy i za co realizować swoje priorytety. Czemu wszyscy się nie buntują? Nie rozumiem. Ślepe roboty dające się legalnie ruchać w dupy i wydaje im się, że wszystko jest ok. A ja w tym wszystkim tkwię siłując się z rzeczywistością. A mam na to siłę dzięki substancjom chemicznym przepisywanym przez lekarza. Jakby na to spojrzeć z boku, to jakaś tragikomedia i paradoks. Czemu tak jest..? :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

black swan dobrze napisane. Ja bym do tego jeszcze dodała problemy ze zdrowiem fizycznym, uniemożliwiające normalne funkcjonowanie (nie mówiąc już o dbaniu o formę czy realizacji marzeń, do których takie zdrowie jest niezbędne).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

black swan,

 

Ciągle jednak żywię nadzieje, że w końcu moje brnięcie w tej zagęszczonej mazi ustanie i będę mogła korzystać z życia tak, jak mi się podoba. Tylko czy te nadzieje nie są próżne? Ile można żyć samą nadzieją? Ile można się wspierać lekami by nie czuć psychicznego bólu z tym wszystkim związanego? Dlaczego większość ludzi nie przejmuje się tym, że gówno znaczą w tym świecie, są nikim i zawsze będą tylko pieprzonymi pionkami?

 

 

realia są takie, że w większości wypadków jak coś wybierasz to coś innego trzeba poświęcić... na przykładzie piramidki Maslova, wybierasz jeden wyższy poziom - samorealizacje poznawczą, przez co inne poziomy kuleją, nie ma na nie czasu ani środków, dlatego cała ta teoria jest trochę oderwana od rzeczywistości bo to w końcu ideał, polegający na założeniu, że ma się nieograniczoną ilość czasu i środków, czy że potrzeby z poszczególnych poziomów się wspierają - skupisz się na rodzinie to z pod ziemi wyrośnie czas, chęci i środki do nauki, a przecież tak jak najniższy poziom biologiczny tak te wyższe również trzeba na bieżąco zaspokajać, to nie są dożywotnie tytuły które się zdobywa tylko raz ;)

 

więc jeśli wybierasz kariere, kasę to ryzyko jest takie, że może się nie udać, nie będzie czasu na pasje, chyba że praca jest jednocześnie pasją, jak w przypadku raperów, którzy w swoich kawałkach ogłaszają "nam się udało, Tobie też może, walcz, do góry głowa" :)

 

-- 11 lut 2015, 08:42 --

 

black swan, to jest bardzo ważny temat, który przedstawiłaś...zwracają na niego uwagę już socjolodzy i różni tacy, mianowicie chodzi o to, że teraz często ludzie doszukują się problemu w sobie, np. aby osiągnąć spokój umysłu, ulżyć swoim cierpieniom, idą na terapię, albo medytują itd., a to nie w nich jest problem jakby chciała im wmówić neoliberalna ideologia, czy Mateusz Grzesiak twierdzący że problemem jest ego:

 

 

 

 

 

problem jest w realiach które dają do wyboru albo charówkę, albo wegetacje, w realiach które nie dają poczucia stabilizacji, w realiach które aby znieść, musisz się ogłupiać lekami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jetodik a spójrz na sytuację tak (częściowo powtórzę Twoje stwierdzenia):

żeby móc realizować pasje, trzeba mieć na to pieniądze (w zależności od pasji - mniej lub więcej, ale więcej niż minimum, które starcza tylko na rachunki i wyżywienie). Więc trzeba chodzić do pracy i tam harować (a i tak bez gwarancji zarobienia wystarczającej kwoty). Jeśli chodzi się do pracy, dodatkowo wyrabia nadgodziny, to nawet, jeśli uzbiera się pieniądze, to nie ma czasu na realizację pasji a często nie ma też już na to sił i energii. I powstaje błędne koło - albo ma się pieniądze albo czas. Realia dzisiejszego rynku pracy są niestety takie, że trudno mieć i jedno i drugie.

 

A co, jeśli pojawiają się jeszcze dodatkowe czynniki utrudniające zarabianie pieniędzy, zabierające dodatkowo czas, utrudniające wykonanie czegokolwiek?

 

Z pracy nie można zrezygnować, bo trzeba mieć za co żyć. I w takim razie siłą rzeczy trzeba zrezygnować z pasji, samorealizacji. I jak mieć chęć do życia w takiej sytuacji? Życie skupione na pracy, to nie życie, to wegetacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jetodik to było pytanie retoryczne z mojej strony :)

w każdym razie jak ktoś nie doświadczył takiej sytuacji, to nie zrozumie, będzie mu się wydawało, że wystarczy jakoś się zmobilizować, bardziej postarać itp. co nie jest takie proste, często jest niemożliwe z różnych powodów. A na drobne przyjemności też czasem nie starcza i one nie są wystarczające, żeby zrekompensować tę całą beznadziejność dnia codziennego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Największym problemem jest jednak nerwoból w okolicach pępka. Czuje jak mi tam pulsuje w miare szybkim tempie już tak od sierpnia 2014. Jak mogę się od tego uwolnić? Czy moge czuc to, dlatego, ze o tym mysle. Prosze o pomoc :)

runninghigh, a czy konsultowałeś się w tej sprawie z jakimś lekarzem? Stres i długotrwałe odczuwanie napięcia może dawać różne dziwne somatyczne objawy, niemniej jednak w pierwszej kolejności zawsze należy udać się do lekarza, który sprawdzi, czy nieprzyjemne dolegliwości w okolicy pępka nie są ze strony organizmu. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

 

black swan, rozumiem Twoje rozżalenie czy pretensje. Myślę, że moje marzenia też nie odbiegają od Twoich (zdrowie + taki status materialny, by nie bać się, że zabraknie do pierwszego) i też muszę niejednokrotnie dokonywać wyboru, czy praca, czy pasje, częstokroć rezygnując z pasji. Do kogo mam mieć pretensje, że nie jestem bogata, nie odziedziczyłam pokaźnego spadku po babci albo nie mam ustawionych rodziców? Do losu, polityków, rządu, siebie, swojej nie-przedsiębiorczości? Też czasem się zastanawiam, czy nie jestem trybikiem, pionkiem? Wiem jednak, że hodując w sobie żal i pretensje, tak naprawdę jeszcze bardziej sobie dokopuję. Czyż nie lepiej zamiast narzekać i szukać winnych wokół, starć się, by poprawić swój stan? Może panaceum na taką sytuację jest właśnie filozofia Wschodu, by cieszyć się z rzeczy małych i nie koncentrować się tylko na "Ja"? Podobają mi się słowa, które powiedział Dalajlama o paradoksie naszych czasów:

 

"Dzisiaj mamy większe domy, ale mniejsze rodziny

Więcej możliwości, ale mniej czasu

Mamy więcej tytułów, ale mniej zdrowego rozsądku

Więcej wiadomości, ale mniej trafnych osądów

Mamy więcej specjalistów, ale i więcej problemów

Więcej służby zdrowia, ale mniej opieki

Tracimy wiele bezpowrotnie

Śmiejemy się za mało

Jeździmy za szybko

Gniewamy się za wcześnie

Godzimy za późno

Czytamy za mało

Telewizji oglądamy za dużo

A modlimy się zbyt rzadko…

Pomnożyliśmy nasze majątki, ale okroiliśmy nasze wartości

Mówimy za dużo, kochamy za mało, a kłamiemy zbyt często

Uczymy się jak zarabiać na życie, ale nie jak żyć

Wydłużyliśmy okres życia, ale nie życia w ciągu roku

Mamy stabilne budowle, ale kruche charaktery

Szersze autostrady, ale węższe poglądy

Więcej używamy, ale posiadamy mniej

Więcej kupujemy, ale mniej mamy satysfakcji

Podróżujemy na księżyc i z powrotem, ale mamy problem przejść przez ulicę odwiedzić sąsiadów

Zdobywamy wszechświat, ale nie swoje wnętrze

Rozbiliśmy atom, ale nie nasze wyobrażenia

Piszemy więcej, uczymy się mniej

Więcej planujemy, a mniej realizujemy

Nauczyliśmy się spieszyć, ale nie czekać,

Mamy wyższe wynagrodzenie, ale niższą moralność

Wytworzyliśmy więcej komputerów dla większej ilości danych oraz większej ilości kopii, ale mniej się komunikujemy

Mamy większą ilość, ale gorszą jakość

To jest czas szybkiego jedzenia, ale wolnego trawienia

Wysokich mężczyzn i małych charakterów

Większej ilości wolnego czasu, a mniejszej ilości zabawy…

Większej ilości rodzajów pożywienia… ale mniej ilości substancji odżywczych

Podwójnej wypłaty… ale większej ilości wydatków

Piękniejszych domów… ale większej ilości rozwodów

Dlatego proponuję, nie zostawiaj nic na szczególną okazję,

Gdyż każdy dzień, który przeżywasz, jest szczególną okazją

Poszukuj wiadomości, więcej czytaj, siedź na werandzie

i podziwiaj krajobraz bez myślenia tylko o swoich potrzebach.

Spędzaj więcej czasu z rodziną i przyjaciółmi, jedz ulubione potrawy,

I odwiedzaj miejsca, które lubisz.

Zycie jest łańcuchem radosnych chwil

Nie tylko o przetrwaniu

Używaj swoich kryształowych kieliszków,

nie oszczędzaj najlepszych perfum,

ale używaj ich zawsze, jeśli czujesz, że tego chcesz.

Odrzuć ze swego słownika wyrazy takie jak:

„kiedyś może”, oraz „ później”

napisz ten list, który chciałeś napisać

„może kiedyś”

Powiedz swojej rodzinie i przyjaciołom

Jak bardzo ich kochasz

Nie odkładaj nic, co wprowadza uśmiech

i radość do Twojego życia

Każdy dzień, każda godzina, każda minuta jest wyjątkową

A Ty nie wiesz, czy nie będzie Twoją ostatnią

Jak jesteś bardzo zajęty i nie masz czasu,

by przekazać to przesłanie komuś, kogo kochasz,

i mówisz, że przekażesz je kiedyś „później”

To wierz mi, że kiedyś „później”

może Ciebie już tu nie być, byś mógł to zrobić".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ekspert_abcZdrowie,

ten tekst Dalajlamy jest chyba kierowany do ludzi którym się bardzo powiodło, mają przykładowo miliony i dalej gonią za pieniędzmi, wskazują na to fragmenty:

 

Dzisiaj mamy większe domy, ale mniejsze rodziny

Pomnożyliśmy nasze majątki,

Piękniejszych domów…

Podwójnej wypłaty…

Większej ilości wolnego czasu,

 

i realia przedstawione w drugiej części, zakładające że odbiorca tekstu może sobie pozwolić jednocześnie na:

 

- dom z werandą:

"Poszukuj wiadomości, więcej czytaj, siedź na werandzie

i podziwiaj krajobraz bez myślenia tylko o swoich potrzebach".

 

- dużo wolnego czasu:

Spędzaj więcej czasu z rodziną i przyjaciółmi,

- mnóstwo wolnego czasu:

"Nie odkładaj nic, co wprowadza uśmiech

i radość do Twojego życia"

 

- brak konieczności oszczędzania:

"Nie odkładaj nic, co wprowadza uśmiech i radość do Twojego życia"

"jedz ulubione potrawy"

"Używaj swoich kryształowych kieliszków,

nie oszczędzaj najlepszych perfum,

ale używaj ich zawsze, jeśli czujesz, że tego chcesz".

 

i możliwość realizacji swoich fantazji na już:

"Odrzuć ze swego słownika wyrazy takie jak:

„kiedyś może”, oraz „ później”".

 

dla mnie te fragmenty mówią bogaczom, żeby przestali już obsesyjnie gonić za pieniędzmi, bo teraz jest czas uczty, mogą spokojnie oddać się konsumpcji, w innym kontekście tego nie widzę ;)

 

model życia na który większość ludzi w Polsce może sobie pozwolić i przy którym nie muszą charować nie mając na nic czasu, czy wpakowywać się w kredyty, a mogą realizować jakieś hobby, pasje wygląda mniej więcej tak:

 

praca 8h

pasje takie co nie kosztują: czytanie, sport, muzyka, granie na lapku, internet itp.

raz na tydzień, dwa, nieobciążające finansowo spotkania z przyjaciółmi, partnerem (życie towarzyskie)

dzieci, wybudowanie domu to już trzeba albo charować albo być bogatym, więc odpada.

oszczędzanie na każdym kroku.

podróże po świecie odpadają.

 

i to jest prawdziwy minimalizm :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlatego cała ta teoria jest trochę oderwana od rzeczywistości bo to w końcu ideał, polegający na założeniu, że ma się nieograniczoną ilość czasu i środków

Tzn chodzi o teorię przedstawioną przez ekspert_abcZdrowie, żeby wyznaczyć swoje priorytety i do nich dążyć? Masz rację, ja to widzę, że wygląda ona tak ładnie tylko w teorii.

 

A co do piramidy Maslowa - wygooglałam i szczerze mówiąc nie sądzę, żeby wszystkie z tych poziomów były dla mnie niezbędne. Potrzeby fizyczne, potrzeba względnego bezpieczeństwa - jak najbardziej. Potrzeba samorealizacji - też. Ale pozostałe? To już zależy od indywidualnego charakteru danej osoby. Nie każdy potrzebuje przynależności i uznania innych. Albo potrzebuje tego w bardzo małym stopniu - że choćby takie forum potrafi to zaspokoić, albo wizyta u rodziców raz na dwa miesiące, albo pies czy kot.

 

więc jeśli wybierasz kariere, kasę to ryzyko jest takie, że może się nie udać, nie będzie czasu na pasje, chyba że praca jest jednocześnie pasją

Lubię swoją pracę, inaczej bym jej nie wykonywała. Ale nie lubię samej idei chodzenia do pracy, nie lubię tego, że praca zajmuje tyle czasu i daje tak mało pieniędzy. Poza tym mam większe pasje od mojej pracy i gdyby to było proste, to bym chętnie zarabiała na tych większych pasjach (oczywiście nie na żaden etat), na razie próbuję coś w tym kierunku robić, ale idzie to jak krew z nosa - tu wracamy do punktu mało czasu i mało kasy. I tak się kręci to zamknięte koło. :? Kiedy z niego wyjdę? Naprawdę chciałabym jak najszybciej, ale warunki jakie do tego mam mi nie sprzyjają.

 

problem jest w realiach które dają do wyboru albo charówkę, albo wegetacje, w realiach które nie dają poczucia stabilizacji, w realiach które aby znieść, musisz się ogłupiać lekami.

Dokładnie!

 

A na drobne przyjemności też czasem nie starcza i one nie są wystarczające, żeby zrekompensować tę całą beznadziejność dnia codziennego.

No właśnie, a wtedy pozostaje tylko faszerowanie się chemią. :(

 

ekspert_abcZdrowie, nie hoduję w sobie żalu i pretensji. Odczuwam je - to prawda, ale na co dzień staram się walczyć, bo nie chcę zostać w tym punkcie, w którym jestem. Chcę mieć lepiej, dużo lepiej. Dopóki mam siły psychiczne i fizyczne, będę dążyć do tego, co sobie wymarzyłam. Gdybym miała porzucić to dążenie, mogłabym się równie dobrze położyć do trumny. W sumie już nie raz mogłam położyć się do trumny, lecz wtedy stwierdzałam, że zaryzykuję pójście do psychiatry. To była właściwie ostatnia deska ratunku - żeby przepisał mi jakieś tabletki na uśmierzenie bólu i odzyskanie sensu życia. I udało się. Dzięki temu mogę sobie dalej iść pod wiatr i pokonywać coraz to nowsze kłody pod nogami. Co do tekstu Dalajlamy, zgadzam się z jetodik,.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn chodzi o teorię przedstawioną przez ekspert_abcZdrowie, żeby wyznaczyć swoje priorytety i do nich dążyć?

 

nie, odnosiłem się do piramidki Maslova, wyznaczenie priorytetów i dążenie do nich jest teorią którą popieram, bo jest ekonomiczna i zgodna z prawdą, że zawsze dysponuje się ograniczoną ilością czasu/środków i z coś trzeba odrzucić żeby wybrać inne.

niestety często jest tak że trzeba wybierać między ważnym a ważnym :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jetodik, przecież to oczywiste, że przytoczona wypowiedź Dalajlamy jest swoistą metaforą i tak powinno się ją traktować ;) Dla mnie to bardzo mądre słowa, w sumie jedne z niewielu, jakie ostatnio przeczytałam na forum :? Mnie tam kryształowe kieliszki w ogóle do szczęścia nie są potrzebne, a perfum praktycznie nie używam, wystarczy mi antyperspirant :mrgreen: ale to przecież nie o to chodzi. Dla mnie głównym przesłaniem z zacytowanych słów jest to, żeby cieszyć się z tego, co mamy, z drobnych rzeczy, drobnych przyjemności ;) Oczywiście nie zawsze to jest możliwe, jak ktoś jest np. bardzo chory i naprawdę trudno mu dostrzec cokolwiek pozytywnego w życiu ... nie mniej większość osób powinna się starać docenić to, co ma ;) Jasne, że zawsze może być lepiej, możemy mieć więcej ... tylko pytanie, czy naprawdę będziemy wtedy szczęśliwi. Nie jestem za tym, żeby odrzucić wszystkie dobra tego świata i zamknąć się w jaskini, oddając się wyłącznie kontemplacji, ale o próbie odnalezienia się we własnym życiu, w swojej sytuacji. Ktoś mi może zarzucić, co Ty dziewczyno wiesz o życiu, nie masz pewnie żadnych większych problemów, dlatego łazisz sobie bez celu po forum i spamujesz wątki dla zabawy :? Ale to nie jest nawet 1/10 prawdy o mnie. Już nie raz miałam ochotę założyć temat Klub nieudaczników życiowych, bo tak się na co dzień czuję :bezradny: Nie mam sił do życia, antydepresantów boję się brać, od 10 lat śpię na prochach, od ponad 2 nie mogę skorzystać z komunikacji miejskiej, studia nadal w czarnej dupie, znajomych w realu jak na lekarstwo, każde wyjście z domu jest problemem ( bo nie mam siły, bo lęki, bo po jasną cholerę ) i nawet tutaj, gdzie wreszcie znalazłam dla siebie swoisty "azyl" pojawiają się ludzie, którzy potrafią dokopać ... a dlaczego ? Bo albo nie doceniają tego, co mają albo próbują wyładować swoją frustrację na innych, albo zwyczajnie nie mają świadomości tego, że swoim zachowaniem mogą drugiej osobie sprawić przykrość :? Ale nie zamierzam z tego powodu generalizować, że wszyscy na forum tak postępują ... udało mi się znaleźć naprawdę nieoszlifowane perły i w tym miejscu dziękuję im bardzo za to, że są :uklon::uklon::uklon:

 

stefan-teddynash-marienkaefer-auf-der-blume-2-32430.jpg

 

Myślę, że zamieszczony przez ekspert_abcZdrowie, tekst jest najlepszym podsumowaniem toczącej się dyskusji :!: Do mnie przynajmniej przemawia bardziej niż pseudonaukowy bełkot :?

 

A Klub całkiem prawdopodobne, że jednak niebawem założę :mrgreen: ( bo myślę, że znalazłby się popyt :mhm: )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie tam kryształowe kieliszki w ogóle do szczęścia nie są potrzebne, a perfum praktycznie nie używam, wystarczy mi antyperspirant :mrgreen: ale to przecież nie o to chodzi. Dla mnie głównym przesłaniem z zacytowanych słów jest to, żeby cieszyć się z tego, co mamy, z drobnych rzeczy, drobnych przyjemności ;)

 

No właśnie. Myślę, że to jest kwintesencją tych słów, chociaż każdy może je sobie zinterpretować na swój sposób.

 

Ja również, podobnie jak niektórzy w tym wątku, też mam dylematy i czasem żal, że muszę wybierać między pracą a przyjemnościami. I często, gęsto pracuję więcej i dłużej niż 8 godzin, a kokosów z tego nie mam. Nie opływam w dostatki, nie mam domu z werandą, nie mam czasu i szans podziwiać zachodów słońca, bo niejednokrotnie wracam do domu, gdy już wokół ciemno. Ale staram się dostrzegać plusy w swoim położeniu. Może nie zarabiam dużo, ale robię to, co lubię, rozwijam się, spotykam ciekawych ludzi, od których mogę się nauczyć nowych rzeczy, ludzi, którzy inspirują. Może nie mam zbyt wiele czasu dla znajomych, ale jak już się spotkamy, to celebrujemy te chwile wspólnie spędzone i to jest naprawdę świetny czas. Mamy go mało, więc go podwójnie doceniamy. Myślę, że to jest zdrowsze podejście niż gdybym miała siedzieć, biadolić, płakać i narzekać, że źle, kiepsko, za mało zarabiam, mam za mało czasu. Nie jest różowo, ale też nie jest szaro czy czarno. Jest "kolorowo", a przez to ciekawiej ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż, ekspert_abcZdrowie, każdemu co innego wystarczy do poczucia pewnego poziomu spełnienia. Mi się marzą podróże, obce i dalekie krainy, wolność i swoboda, różne sporty ekstremalne i jakiś przytulny własny kąt do powrotów. Nie chcę w codziennym kieracie zgubić tego celu z oczu i zapomnieć po co właściwie robię to co robię. Może kiedyś napiszę, jak mi idzie dalsza walka z rzeczywistością i dążenie do tego, co sobie wyznaczyłam. Przeczytałam w jakiejś książce, że aby osiągnąć swój cel nie należy godzić się na mniej, niż się wymarzyło. I tak staram się postępować. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To była właściwie ostatnia deska ratunku - żeby przepisał mi jakieś tabletki na uśmierzenie bólu i odzyskanie sensu życia. I udało się. Dzięki temu mogę sobie dalej iść pod wiatr i pokonywać coraz to nowsze kłody pod nogami.

 

A co byś zrobiła, jakby ta ostatnia deska ratunku w postaci tabletek zawiodła ? Wyobraź sobie, że dużo osób jest właśnie w takiej sytuacji i co mają zrobić ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam w jakiejś książce, że aby osiągnąć swój cel nie należy godzić się na mniej, niż się wymarzyło. I tak staram się postępować.

black swan, ale cieszenie się z rzeczy małych, z tego, co się osiągnęło dotychczas wcale nie oznacza obniżania sobie poprzeczki i rezygnowania z marzeń albo godzenia się na pół-środki. Czyż nie można cieszyć się z tego, co takie niby oczywiste (pięknie pachnącej kawy, orzeźwiającej kąpieli, ciepłych promieni słońca na twarzy etc.), a jednocześnie wyznaczyć sobie cel, marzenie, priorytet, do którego się dąży, mimo różnych przeciwności losu? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam,

Bliska mi osoba cierpi na silne bóle ,kregosłupa i serca,często jest śpiaca, zmeczona i robi się jej słabo nasilają się wtedy kiedy jest zdenerwowana,czy taka osoba może zmienic swój nawyk przeżywania stresu i jakoś go z siebie wyrzucać?

Robiła wiele badań u specjalistów i najczęściej wychodzily dobre,wiec myśle ze to ze stresu. Z tego co mi mówiła od ok. 2 lat ma nawyk tłumienia swoich negatywnych emocji czy da się to zmienić i sprawić żeby próbowała czasami krzyknać albo kiedy się zdenerwuje?

Bo zawsze jest bardzo opanowana i niestety strasznie się to odbija na jej zdrowiu

 

Z góry dziękuje za odpowiedz

 

-- 16 lut 2015, 07:37 --

 

a co by mi pomogło na chwiejne nastroje,ciągłe wpadanie w doły i dużą nerwowość? I czym to może być spowodowane?

A z tymi nerwami to już od małego dziecka mam problem :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj asdf27!

 

Bliska mi osoba cierpi na silne bóle ,kregosłupa i serca,często jest śpiaca, zmeczona i robi się jej słabo nasilają się wtedy kiedy jest zdenerwowana,czy taka osoba może zmienic swój nawyk przeżywania stresu i jakoś go z siebie wyrzucać?

Ludzie różnią się między sobą stylem radzenia sobie ze stresem. Jedni, podobnie jak Twoja bliska osoba, tłumią emocje w sobie, drudzy reagują bardzo ekspresywnie, jeszcze inni stosują strategie unikowe, chcą "przeczekać" problem. Oczywiście można pracować nad sobą i zmienić sposoby radzenia sobie z negatywnymi emocjami. Zamiast je kierować do środka, kumulować w sobie, można np. rozładowywać napięcie przez wysiłek fizyczny, sport, biegi, pływanie albo próbę wyciszenia się np. podczas muzyki relaksacyjnej czy stosując trening autogenny. Na każdego działa coś innego, dlatego potrzeba czasu, by odnaleźć własną metodą, która pomoże nam opanować stres.

 

a co by mi pomogło na chwiejne nastroje,ciągłe wpadanie w doły i dużą nerwowość? I czym to może być spowodowane?

A z tymi nerwami to już od małego dziecka mam problem :(

Niestety, przez Internet nie da się postawić diagnozy i znaleźć przyczyny Twoich chwiejnych nastrojów, nerwowości i kiepskiego samopoczucia. Jeżeli problem trwa od dawna (już od dzieciństwa), to najlepiej skonsultować się osobiście z psychologiem. Wówczas będzie można postawić konkretne rozpoznanie (czy to niska samoocena, jakieś problemy osobowościowe itp.), czy po prostu nieumiejętność radzenia sobie z trudnymi emocjami. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

natrętek, nie wiem, pewnie męczyłabym się dalej, staczała w powolnym trybie na dno psychiczne i społeczne, stawała się powoli wyrzutkiem cywilizacyjnym...

 

ekspert_abcZdrowie, no tak, cieszę się czasem z różnych małych przyjemności, ale to cieszenie się z nich nie jest dla mnie celem samym w sobie. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

natrętek, jak to się mówi: nadzieja umiera ostatnia - bez tego gatunek ludzki pewnie dawno już by wymarł w wyniku samobójstw. ;) A nieco poważniej, moja psychiatra mówiła już mi parę razy, że powinnam się zapisać na jakąś psychoterapię, bo na część rzeczy, które powodują moje psychiczne utrapienie leki niestety nie pomogą, a na pewno nie na dłuższą metę. Może więc coś w tym jest, że nie na wszystko potrafią pomóc leki...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

black swan, i ja się tego trzymam, bo mam kilkunastoletnie doświadczenie z lekami i z przykrością muszę przyznać, że właśnie na część moich rzeczy, powodujących psychicznie cierpienie leki mi nie pomogły :(

Zatem teraz atakuje od strony psychoterapeutycznej, w sytuacjach kryzysowych posiłkując się silniejszymi benzo w postaci lorafenu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×