Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Ola72 wiem, o czym piszesz, bo ja też tak mam. Kiedy zdarzają się takie dni, że nic się nie dzieje, a ja nawet zaczynam się cieszyć życiem, to nadchodzi ten niepokój i wszystko szlag trafia. Mam wtedy jakby pod skórą taki lęk, że zaraz zawali się mój świat, i pojawiają się objawy. Ja to sobie tłumaczę tak, że za dużo zła stało się w moim życiu, żebym mogła uwierzyć w to, że nic złego się nie dzieje. Psycholog mówi o tym, że utraciłam poczucie bezpieczeństwa i nie mam oparcia w innych, ale i w sobie samej, stąd to wszystko. Jedyne, co w takiej chwili robię, to nie walczę w głowie z tymi objawami, tylko myślę, że przecież to minie i staram się zająć jakąś absorbującą rzeczą, najlepiej jakaś aktywnością fizyczną. Tak na siłę, bo wcale nie mam ochoty wtedy niczym się zajmować. Ale to pomaga, jakoś nieco spowalnia tę machinę w głowie. To tak jak z małżeństwem, które wyjeżdża na wakacje i zamiast się cieszyć czasem, wspólnym byciem, to oni się strasznie kłócą. Z nami też tak jest. Nie umiemy odpoczywać, nie umiemy się cieszyć tym, że jest dobrze, i sami wywołujemy wilka z lasu. Sztuką wielką jest przechytrzyć samego siebie, swoją wykrzywioną psychikę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie! Miło wiedzieć że istnieje strona poświęcona takim problemom. Jeśli chodzi o moje ataki, w życiu nie czułem się gorzej (niż podczas ataku). W ciągu dnia po prostu mnie zamrozi na chwilę, potelepie i zmusi do hiperwentylacji. Niestety to samo się zdarza w nocy, około 3-5 razy. A w najgorszych sytuacjach zdarza się tak, że moje ciało próbuje wstać (bo ja nie mam nad nim wtedy kontroli) i powoli w drgawkach wstaje, po czym padam na łóżko sparaliżowany i chyba tracę przytomność. Później wstaję z okropnym atakiem paniki - potykam się o własne nogi, praktycznie jęczę ze strachu i mam zaniki pamięci (dzisiaj np. musiałem zadzwonić do mamy i zapytać co robiłem w takich przypadkach, bo nie pamiętałem że mam brać xanax w przypadku silnych ataków).

 

Na szczęście jeszcze "tylko" dwa miesiące czekania na terapię...

 

Z jednej strony cieszę się że aż tyle ludzi jest w stanie mnie zrozumieć, z drugiej jednak przykro mi że tak dużo z nas musi cierpieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Souwaylier, to jest masakra, że tyle trzeba czekać na terapię :( Ja dopiero się zgłosiłam, bo do tej pory wszystko robiłam prywatnie, ale trochę za dużo kasy zaczęło to pochłaniać i czekam właśnie na jakiś termin, mają mnie poinformować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już czekam od dobrych paru miesięcy; zostałem przyjęty ze dwa tygodnie temu, okazało się jednak że na terapię uczęszcza już członek mojej rodziny (taka rodzina co nic, trzecia woda po kisielu jak to mówią), ale i tak jest to wbrew zasadom. Kolejne paliwo do nerwicy, a ja tylko co wieczór się modlę żeby mnie rano nie spotkał paralityczny koszmar. Prywatnie nie ma sensu, głównie właśnie z powodu pieniędzy, terapia powinna być skuteczna, chociaż podobno to strasznie męczące, trzeba się obnażać przed ludźmi ze swoich lęków i życiorysu i poddawać się ocenie. Wierzę jednak, że to skuteczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carita dziękuję za odpowiedź . Masz całkowitą rację, życie w stresie przez wiele lat nauczyło mój organizm funkcjonowania pod presją. Kiedy jej brakuje albo trzeba w końcu odreagować zaczyna się atak. Smuci mnie, że coraz częściej pojawiają się lęki i boję się, że pewnego razu już nie odejdą, a ja zwariuje:-( Jestem w trakcie psychoterapii, ale na razie bez efektu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ola72 ja też miałam taki czas, że było lepiej, a potem znów fatalnie. Tylko że ja oprócz psychologa korzystałam z pomocy psychiatry. Nie jestem miłośniczką psychotropów. Nie potrafię jak inni opowiadać o tym, co brałam, ile jak... Po prostu nienawidzę tych tabletek, bo wiem, że one sztucznie zmieniają moją świadomość. Ale ponieważ chcę Ci napisać o moim stanie, to i napisze o tych nielubianych przeze mnie tabletkach. Był taki czas po załamaniu (jakieś 8 miesięcy po), że jakoś chwilowo uspokoiło się moje życie i wtedy zaczęłam lepiej spać i w ogóle lepiej się czuć. I powoli odstawiłam pigułki. Przez jakiś czas było super. I przyszedł taki moment, o którym piszesz, że masz go teraz, że wszystko zaczęło się nasilać, że znów miałam wrażenie, że atak paniki zaczyna się tuż pop przebudzeniu, a puszcza dopiero gdzieś koło 16.00 lub później. Byłam wykończona. Zmęczenie nerwicą spowodowało, że doszły elementy depresji. To było gdzieś w marcu. Poszłam do psychiatry i bardzo tego nie chcąc, wzięłam receptę. Jestem na najmniejszej dawce (chyba takiej w ogóle nie ma). Dzielę małą tabletkę, którą inni biorą całą lub nawet dwie, na cztery części i codziennie rano biorę 1/4. Ale to totalnie zmieniło jakość mojego życia. Psycholog był za. Powiedział, że muszę się wzmocnić, muszę wzmocnić mój system obronny. A jak mam to zrobić, skoro cały czas żyję w lęku i w paraliżu. I chyba miał rację. Sztucznie bo sztucznie, ale zniwelowałam te straszne stany do minimum (no nie tak, że już w ogóle nic mi się nie zdarza). I przez to moja psychika miała czas nabrać sił. Czuję się teraz silniejsza. Absolutnie nie polecam tabletek jako panaceum na wszystko. Wiem jednak, że kiedy jest już tak totalnie nieznośnie, kiedy człowiek czuje się jakby był w matni, to wizyta u dobrego, mądrego psychiatry pomaga. I trzeba tylko mieć ten rozsądek, żeby nie faszerować się wielkimi dawkami. Psychiatrzy są przyzwyczajeni, że z reguły tabletki nie działają, że pacjenci biorą coraz więcej i przepisują duże dawki (mój przypadek pokazuje, że zupełnie niezłośliwie po prostu za duże). A są takie osoby, jak ja, które nigdy wcześniej nie brały nic i wystarczy im mniejsza dawka niż przewiduje producent. Za jakiś czas spróbuję to w ogóle odstawić. Zobaczymy, jak to będzie.

Trzymaj się Ola dzielnie i pamiętaj, że wszystko mija. Kiedyś przeczytałam na blogu jednego nerwusa, że kiedy poczuł się lepiej zaczął żałować czasu, który w życiu stracił na ataki i lęki, bo życie jest takie krótkie, a tyle jeszcze można zobaczyć, zrobić, doświadczyć... Tobie Ola, sobie i wszystkim Wam, nerwusy, życzę, abyśmy kiedyś wyszli na prostą i na nasze dolegliwości patrzyli w czasie przeszłym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carita, jakbym czytała o swoim nastawieniu: obawa przed uzależnieniem od psychotropow powstrzymujenie przed wizytą u psychiatry. Z drugiej strony widzę, że psychoterapia nie przynosi oczekiwanych rezultatów , zatem trzebaby podjąć kolejne decyzje... Bardzo dziękuję Ci za słowa otuchy, jest mi lżej, kiedy wiem, że Ktoś mnie rozumie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

RoyalBlue, myślę że najlepiej będzie, jeśli umówisz się do lekarza psychiatry. On Tobie da skierowanie do psychologa, u którego możesz zacząć psychoterapię.

 

Jak tak czytam, to nie mam żadnych więcej objawów podobnych do waszych, oprócz tego duszenia się, guli w gardle itp. Zaczynam wątpić żeby to miało podłoże psychiczne, raczej fizyczne, tak mi się wydaje. Do psychiatry nigdy nie pójdę, bo nawet jeśli faktycznie postawiłby mi taką diagnozę, to nie wyobrażam sobie łykania tych wszystkich leków. Ogólnie nie jestem fanką leczenia się "tabletkami" i zażywam je dopiero kiedy już naprawdę muszę (np. na alergię, albo antybiotyki na zapalenie).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

RoyalBlue, mam tak samo. Ja nie łykam leków. Postawiłam na psychoterapię, czyli leczenie tego, co odpowiada za mój strach. Ale żeby iść do psychoterapeuty z NFZ, najpierw musisz mieć skierowanie od psychiatry lub internisty. Psychiatra nie każe Ci brać leków - możesz trafić na takiego, który poświęci Ci duzo czasu i powie Tobie, czy to nerwica.

A czytając co pisałaś, myślę że to może na nią wskazywać: obsesyjnie koncentrujesz się na swoim problemie przełykania; nie możesz zasnąć; im bardziej się zamartwiasz, tym gorzej Ci się śpi; gdy jest gorzej, panikujesz i płaczesz, co pogarsza problem (nie tylko dlatego, bo gorzej się przełyka, ale też dlatego, że tracisz nad sobą kontrolę); wyobrażasz sobie, że umierasz. No i ostatnie: wlazłaś na to forum i opisałaś swój problem, więc gdzieś tam w głowie Ci tkwi, że to może to. Wcale nie musi tak być, ale lepiej żebyś sprawdziła tę ewentualność zanim zaczniesz sobie wymyślać choroby, co wiele osób robi, rozwijając nerwicę hipochondryczną. Nie mówię że wymyślasz ten akurat problem, ale sama nie znasz odpowiedzi :bezradny:

Jesteś w stresującym czasie, zdawałaś maturę, podejrzewam że teraz idziesz na studia i stresujesz się rekrutacją. Albo tym, co będziesz robić po szkole. Może napięcie z Ciebie schodzi. To bardzo sprzyjający czas na to, żeby pogorszyło się funkcjonowanie fizyczne. Może organizm tak po prostu reaguje na przeciążenie. Kiedy mój organizm był przeciążony fizycznie, miałam drgawki, bezsenność, hiperwentylację i około 2 miesiące zajęło mi odkrycie faktu, że odpowiada za to psychika, a nie choroba. A jak się zaczęłam bawić w psychoterapię okazało się, że to wszystko wiążę się ze skrzywionym dzieciństwem.

To nie musi być nerwica, to nie musi być choroba; ale może przyczyną jest zbyt duże obciążenie i może pomocne będzie po prostu, jak dasz sobie odrobinę spokoju i odstresowania ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wracam do was moi mili, jest coraz gorzej, dziś zapisałam się na terapię, zaczynam od poniedziałku, o ile wcześniej nerwica mnie nie zabije. Maa dość, jest tragicznie, dwa lata temu było bardzo źle, ale teraz jest koszmar, doszły mi okropne skoki - nagłe ciśnienia i kołatanie serca- coś strasznego, jakby ptak trzepotał skrzydłami, niemiłe uczucie strasznie, a toi ciśnienie- dobijające, płonie mi twarz, zaczynam czuć ból w klatce, wpadam w ogromna panikę. A to tylko napędza koło! Podejrzewam ze mam tez nerwicę natręctw, bo jak nie zmierzę ciśnienia 10 razy w ciągu godziny to szaleje, ciśnieniomierz mam wszędzie i zawsze ze sobą. Właśnie miałam przerwę na pomiar! jest źle, boje się, może to nie nerwica

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dusznomi ja też mam problemy z ciśnieniem. Kilka lat temu brałam concor, potem inne leki na obniżenie, które skakalo jak szablone. Trafiłam kilka razy na pogotowie, cisnieniomierz nosiłam że sobą wszędzie. W końcu lekarz przepisał mi captopril, tabletki pod język, które mam wziąć tylko w razie wysokiego ciśnienia. Powiedział też żeby mierzyć ciśnienie TYLKO w wypadku złego samopoczucia, ale nie lęku. Minalo ok 1,5 roku... Wzięłam 2 tabletki i to w najniższej dawce. Ciśnienie za kazdym razem spadło, a pewność, że w razie czego mam lek spowodowała, że problemy z ciśnieniem wyraźnie oslably, przerzucily się w stronę żołądka i jelit, co też przyjemne nie jest:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ola, musze koneicznie tez dostac takie leki, mam mega klopoty z tym cisnieniem, to ze skacze to jeszcze nic, najgorsze jest to jak serce zaczyna szalec, amm nierowne bicie, czuje jakby stawało i za chwile zaczynało tak "bulgotac", jak klade reke na szyi nie czuje bicia serca tylko pojedyncze bardzos ilne udezenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dusznomi doskonale Cię rozumiem, bo przez to przeszłam. Miałam założony holter ekg, a potem cisnieniowy (u mnie w poradni koszt ok 50 zł za jeden). Wykryto arytmię, pomoglo uzupełnienie potasu i chyba magnezu. Drugie badanie wykazało rzuty cisnienia,tzn. jeden pomiar 50/90, następny 110/180, dostałam concor. Objawy ustaliły, ale po kilku latach wróciły. W między czasie poszłam do dobrego kardiologa, który po szczegółowych badaniach stwierdził, że serce mam zdrowe! Zatem to wynik nerwicy. Jednak każdy przypadek może być inny, dlatego wg mnie powinien zbadać Cię dobry lekarz. Nie każdy skurcz serca jest tak samo silny, ponoć tych słabszych możemy nie czuć. Mojego lekarza najbardziej zaniepokoilo, że podczas snu tętno spada do 38, ale po leczeniu wszystko wróciło do normy, a ja co chwilę myślałam, że umieram. Trzymam kciuki za Twoje zdrowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ola, ja już u 2 kardiologów byłam, w sumie badanie UKG i ECHO miałam 3 razy, EKG- nie naliczę !!! Oboje stwierdzili, ze serducho mam jak dzwon. Cisnienie skacze nie wiem dlaczego. Ja tez miałam holter, ale wątpię w jakość jego odczytu- bo wyszło 5 epizodów częstoskurczu nadkomorowego- ale uważam, ze Holter był źle odczytany, bo np. wychodzi : epizod 1: godz 14:01:02 do 14:01:03 wiec jak w czasie 00:00:01 mogło mi serce bić 150/min. ???? Pierwszy raz mi się zdarzyly te palpitacje- sa okropne- BOZE- teraz sie tak starsznie boje, nie moge sama siedziec, staram sie nie myslec, mam ten moj cisnieniomierz i boje sie zbadac cisnienie, ze jest duze, ze znów ataku dostane tych palpitacji!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja chodzę na terapię na NFZ i jestem zadowolona.

Co do ataków ja mam 2 rodzaje : ataki lękowe i ataki paniki , pierwsze pojawiają się gdy jestem w dużym skupisku ludzi, boje się, że się posiusiam, czy dostanę biegunki nie zdążę do toalety. Oczywiście wszystko charakteryzuje się bólem brzucha i uczuciem napiętego pęcherza, jak zwalczam? Przypominam sobie ważny cytat " Zauważ, że kiedy opuszczasz niekomfortowe miejsce wszystkie Twoje dolegliwości znikają" i powtarzam to sobie aż uda mi się pojąć , że tak naprawdę to nic mi się nie dzieje. To jest tylko w mojej głowie. Im dłużej człowiek wytrzymuje w takiej sytuacji tym lepiej, z czasem to mija. Drugie pojawiają się bez przyczyny, zwyczajnie gdy zasypiam albo jestem sama w domu np. uczucie umierania, zaczyna się od drętwienia i bólu nóg aż po dziwny, piekący ból do samej szyi. Mam ochotę wstać, biegać i wołać o pomoc, terapeutka wyjaśniła mi, że to rodzaj takiego impulsu z głowy, który powoduje gwałtowny wzrost adrenaliny ale trwa maksymalnie do 100 sekund a reszta to tylko takie skutki tego "wybuchu" i najgorsze już minęło. Kiedy siebie przekonam, że faktycznie tak to właśnie wygląda, wszystko mija :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bedzie dobrze , zobaczysz... :cry:

 

 

A skąd ty wiesz że "będzie dobrze." Jestes w stanie przewidziec co bedzie np, jutro.? Bo raczej nie... no chyba że jestes.?!

 

Ja wiem, bo to wszystko kwestia czasu i pracy. Wszystko minie paradoksalnie wtedy kiedy przestaniesz o tym rozmyślać i zwracać na to uwagę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×