Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

też mi się to niepodoba. w ogóle wywaliłam oczy jak weszła tam sobie ta matka ot tak, żadnej pokory, jakby bpd było zżądzeniem losu, a nie wynikiem jej nieudolnych działań wychowawczych :evil: uważam, że nie powinno jej tam być z czystej przyzwoitości, a już na pewno nie w roli pokrzywdzonej przez posiadanie dziecka z bpd.

 

no dokladnie, rowniez zwrocilam na to uwage. wszystko przedstawione bylo w taki sposob, jakby bpd ta rodzine "dotknelo", a nie pojawilo sie min. przez nia. zdawala sie jakby i tak nic z tego nie pojmowac.

 

tak by the way, Wasi rodzice wiedza? bo moi nie. nie potrafilabym z nimi o tym pogadac. zreszta- znajac moja matke to zbagatelizowalaby problem, powiedziala, ze sobie wkrecam a juz napewno nie przyjelaby do wiadomosci, ze to oni mnie tak urzadzil.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mój bierze mnie na poważnie, ale nie wie że to bpd, myśli to taka tam depresja. matka niema pojęcia, że w ogóle chodze na terapie. ale z nią nie ma dyskusji. w to, że coś mi jest, na pewno by uwierzyła, tyle że doszłaby do wniosku że to wyłącznie wina mojego ojca, który "spier*olił jej życie" że pozwole sobie zacytować. ale ona w ogóle urojeniowa jest. uważa, że w naszym domu są podsłuchy zamontowane przez mojego brata :roll: dzisiaj śniło mi się, że dałam jej w mordę :105: to był cudowny, terapeutyczny sen.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

widac taki juz urok rodzicow dzieci z bpd- w koncu skads nam sie to wzielo, wiec oni musza byc raczej "na jedno kopyto". mysle, ze oni wszyscy by sie wyparli swojego udzialu w budowaniu naszego skrzywienia a niektorzy z nich posuneliby sie do tego, by stwierdzic, ze jestesmy poprostu wybrakowani sami w sobie. moja matka powiedzialaby, ze byla cudownym rodzicem i ze to moja wina, ze bylam "nieusluchliwym gowniarzem". taa, szkoda tylko, ze ja pamietam, co dzialo sie w dziecinstwie- praktycznie rzecz biorac to nic sie nie dzialo, bo nie mialam z ich strony zadnej uwagi.

(ohhh jak dobrze sie wygadac. nie gadam za duzo?)

 

zielona mietowa, mieszkasz z nimi? bo ja, odkad sie wyprowadzilam z domu jest duzo lepiej. nawet w innych kwestiach, nie tylko porozumienia z nimi. mysle, ze urywajac w jakis sposob kontakt z rodzicami jednoczesnie polepszylam sobie relacje z nimi (no bo dzwonie... czasemm, czesto nawet codziennie, dzielimy sie problemami i gadamy o pierdolach, ale jest znacznie lepiej, niz bylo, kiedy mieszkalam z nimi) no i zmiany zaszly rowniez we mnie. zawsze mialam wszystko podstawone pod d*pe, a teraz musze ogarniac sama i to mi daje kopa i pomaga mi wydoroslec i pracowac nad soba. szkoda tylko, ze musialam udac sie jakies 2tys km od domu, zeby poczuc poprawe. whatever, czasami spontaniczne i wielkiej rangi (na pierwszy rzut oka) decyzje sa najlepsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

impermeable, nie, nie gadasz za dużo ;) ja (bogu niech będą dzięki) również nie mieszkam z rodzicami już 4 lata. przyjeżdżam jedynie do nich w święta i jak mam więcej wolnego na uczelni. z ojcem mam na prawde dobry aktualnie kontakt, zbliżamy się do siebie (bo w dzieciństwie tej więzi poprostu nie było) natomiast od wrześnie nie odzywam się do matki (przej*bała sobie) i tak już zostanie. omijam ją szerokim łukiem jak gówno na ścieżce, a ile złości we mnie tkwi to chyba widać, nie trzeba pisać. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,że się tak wtrącę do tego wątku...myślicie,że wyprowadzka z domu na prawdę jest plusem jeżeli chodzi o zaburzenia osobowości?Ja wczoraj byłam u psychiatry i ona mnie zachęcała,żebym się wyprowadziła do chłopaka,jakieś 200 km dalej...Ja mam bardzo skomplikowaną sprawę bo nie dość,że jestem zaburzona to do tego jeszcze niepełnosprawna,ale czuje,że jak się nie zmieni nic w moim życiu to będzie koniec...

Nie radzę sobie z emocjami.Nie radzę sobie z życiem.Myślicie,że takie rzucenie się "na głęboką wodę" może coś dać?Jakieś oczyszczenie,nie wiem jakąś zmianę w moim myśleniu.Myślałam,też żeby pójść tam (duże miasto) na terapię bo u nas na Śląsku terapeuci nie są zbyt dobrzy i słyszałam to już kilka razy.Jak widzicie wszędzie szukam potwierdzenia,że dobrze robię.Nawet na forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z ojcem mam na prawde dobry aktualnie kontakt, zbliżamy się do siebie (bo w dzieciństwie tej więzi poprostu nie było)

 

 

to chyba ze wszystkimi tak jest, nie tylko w relacjach zaburzonych z rodzicami. kiedy ja wyprowadzilam sie od bylego (mieszkalismy po rozstaniu razem jakies 2 miechy i uwierzcie- z mojej strony lataly kubki w powietrzu, rzucilam w niego suszarka na pranie, kazda rozmowa konczyla sie wypominaniem wszystkiego i karczemnymi klotniami etc) poczulam niesamowita ulge a pozniej... spotkalismy sie po 3 miechach i jestesmy przyjaciolmi. moze to poprostu naturalna kolej rzeczy- jesli nie musisz z kims mieszkac, nie musisz znosic jego nawykow i przyzwyczajen na codzien, to wtedy zaczynasz inaczej patrzec na ta osobe i rzeczywiscie w wiekszosci przypadkow lapiecie kontakt.

 

sliwka_, a jakie sa Twoje relacje z rodzicami na dzien dzisiejszy? chcesz sie wyprowadzic wogole? a jesli tak, to dlatego, ze nie mozesz ich zniesc, czy bo chcialabys zamieszkac z chlopakiem? mysle, ze jesli jest Ci z nimi ciezko, to przeprowadzka moze pomoc, zwlaszcza, ze bedziesz miala na kogo liczyc (chlopak). teoretycznie zawsze przeciez mozesz wrocic, jesli nie trzasniesz drzwiami z hukiem. mysle, ze rzucic sie na gleboka wode to czasami jedyne rozsadne (albo i nie) wyjscie. dla mnie to zawsze bylo swego rodzaju katharsis. mozna zaczac od poczatku. mozna poczuc sie lepiej. mozna, ale nie ma reguly. ja nie zaluje. ale jesli masz w perspektywie nadzieje na lepsze zycie a dodatkowo mozliwosc pojscia do sprawdzonego i dobrego terapeuty, to ja bym o tym pomyslala na powaznie.

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa, impermeable, mam konflikt z rodzicami chociaż może tego nie widać.Tzn na co dzień niby wszystko jest ok,ale nie jest ok.Mam w sobie mnóstwo złości (zwłaszcza do matki) że mnie tak wychowała -że teraz w wieku 29 lat jestem zalękniona i czuje się jak dziecko.Niby inteligencja wszystko cacy,ale mam w sobie taką bezradność i przeświadczenie,że nic nie zależy ode mnie.Nie chce już pisać a co będzie jak mi się nie uda,jak zwariuje w tym nowym mieście bo nie będę miała "wsparcia" rodziców.Nie chce mi się już nad tym zastanawiać.Życie jest za krótkie.Boli mnie to wszystko.Może gdybym nie była niepełnosprawna to lepiej bym sobie radziła.Ale w tym momencie bardziej przeszkadza mi mój stan psychiczny niż fizyczny.Chce ŻYĆ ale tak naprawdę a nie myśleć na każdym kroku o czyhających na mnie zagrożeniach.Mam wrażenie,że cała składam się z lęków i niepewności mojego otoczenia.Jeśli teraz nie powiem sobie dość,to za niedługo może już być za późno...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tym razem bylam tak blisko smierci, jak jeszcze nigdy. tym razem, po raz pierwszy, modlilam sie o smierc, nie chcialam nikogo nastraszyc ani niczego udowadniac. chcialam tylko nareszcie zaznac wiecznego spokoju. ten moment gdy uswiadamiasz sobie, ze byles na granicy zycia i smierci jest nie do opisania. gdy zaczyna cie wchlaniac ta czarna bezkresna otchlan, ktorej wcale sie nie opierasz, uswiadamiasz sobie jak latwo osiagnac ten spokoj, to, na co czekasz od tylu lat. to jest tak przerazajace i kuszace jednoczesnie jak nic innego czego w zyciu dotad doswiadczylam. komu powiedziec jak sie czuje? ze boje sie samej siebie i mam realne podstawy by myslec, ze owladnieta impulsem moge w najblizszym czasie umrzec? nigdy nie czulam sie tak dobrze rozumiana jak przez niedoszlych samobojcow z oddzialu, ktorzy widzieli ta otchlan. ale oni juz sa trupami za zycia, w nich jest smierc, a tam gdzie jest smierc nie ma zycia. dlatego niemozliwym jest chyba, zebym w jakikolwiek sposob mogla porozumiec sie z zyjacymi. pozostaje mi unosic sie w tym dziwnym swiecie pomiedzy zyciem a smiercia albo wybrac ostatecznie to, czego tak sie boje, a co mnie tak fascynuje i co - jak mialam okazje sie przekonac, jest naprawde latwe do wykonania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wczoraj byłam u psychiatry i ona mnie zachęcała,żebym się wyprowadziła do chłopaka,jakieś 200 km dalej...

A przepraszam ona wie o Waszych problemach i o tym, że ten związek na chwilę obecną to stoi trochę na glinianych nogach? Ja mówiąc szczerze nie uważam, żeby przeprowadzka akurat do chłopaka była dobrym pomysłem, kiedy ten chłopak, nawet nie mieszkając z Tobą, mówi, że zaczyna się męczyć w związku...

 

Aczkolwiek przeprowadzka sama w sobie byłaby dobra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was...Zdecydowałam się napisać tu na forum,ponieważ mam problem ze sobą.Mam 22 lata i przypuszczam,że mam osobowość borderline.Mniej więcej od momentu kiedy zaczęłam się rozwijać nie mogłam sobie poradzić ze swoimi emocjami i tak mam do dziś.Zakochiwałam się zawsze jak wariatka.Gdy już byłam w związku był to cały mój świat,ale wystarczył jeden zły gest ukochanej osoby i zaczynałam ją nienawidzić.Potrafiłam gnębić,zrywać,a,gdy już byłam sama czułam ulgę a za moment potworną pustkę i liczyłam na powrót.Gdy ta osoba wracała było dobrze parę dni a potem znów prowokowałam rozstanie.Ukochanej osobie nie wybaczałam niczego,wypominałam rzeczy sprzed kilku miesięcy.Zawsze znajdowałaś coś o czym non stop myślałam i zawsze były to rzeczy sprawiające mi ból.Gdy zostawałam sama wciąż myślałam o osobie,którą kocham,żyłam jej życiem do momentu aż znów się nie zakochałam.Nie myśłam o powrocie,bo nie umiałabym żyć z takim bagażem emocjonalnym,patrzeć na osobę,która mnie raniła(każde ranienie mnożyłam przez 10...).Nosiłam w sobie potężny gniew i noszę do dziś.Jestem od pół roku sama.Obawiam się,że każdy następny związek będzie u mnie taki sam jak poprzednie.

Co do szkoły zawsze byłam prymuską,obecnie studiuję.Chodziłam na liczne olimpiady,byłam powodem do dumy dla rodziców,wzorem dla rówieśników.Nie byłam kujonką,ale miałam głowę do nauki.Zawsze bardzo dbałam i dbam o swój wygląd,momentami przesadzam.Mam dużo znajomych,jestem osobą lubianą.Problemem są u mnie bardzo zmienne nastroje,które zauważają ludzie w moim otoczeniu.Potrafię się cieszyć,bawić a za moment coś złego mi się przypomina i popadam w smutek.Potem znów się cieszę...Potrafię obudzić się rano i płakać,a za parę godzin popaść w błogostan.Problemem moim są napady lęku,potrafię się bać i sama nie wiem czego.W sytuacjach ciężkich popadam z panikę.Każde złe słowo ludzkie zapamiętuję i analizuję po 100 razy.

Jeśli chodzi o używki staram się nie sięgać po nie,ale bardziej dlatego,że dbam o swój wygląd i zdrowie,bo swego czasu nadużywałam alkoholu z powodu emocji,z którymi nie mogłam sobie poradzić.Odchudzam się praktycznie od zawsze,każdy kg w górę jest dla mnie tragedią.Czasami odnoszę wrażenie,że nie mam po co żyć,że żyję tylko po to,aby nie dać fatysfakcji wrogom,że np.popełniłam samobójstwo....

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vian

 

Ja wczoraj byłam u psychiatry i ona mnie zachęcała,żebym się wyprowadziła do chłopaka,jakieś 200 km dalej...

A przepraszam ona wie o Waszych problemach i o tym, że ten związek na chwilę obecną to stoi trochę na glinianych nogach? Ja mówiąc szczerze nie uważam, żeby przeprowadzka akurat do chłopaka była dobrym pomysłem, kiedy ten chłopak, nawet nie mieszkając z Tobą, mówi, że zaczyna się męczyć w związku...

 

Aczkolwiek przeprowadzka sama w sobie byłaby dobra.

 

 

Wydaje mi się,że za szybko oceniłaś sytuację.Według Ciebie to co ja mam niby zrobić,zamęczać się w domu czy spróbować żyć na własny rachunek mieszkając z chłopakiem?.To,że Go to męczy to ja wiem,ale przemyślałam,wiele rzeczy i chce dać sobie czas żeby stanąć na własnych nogach.Żeby poczuć się pewniej.Nie mam zamiaru buczeć Mu nad uchem,że mi źle bo wiem,że do niczego to doprowadzi jak tylko do Jego kolejnego stwierdzenia,że jest ze mną źle.Chciałabym poszukać pracy i zacząć w końcu żyć.Bo do tej pory to ja tylko egzystuje a nie żyje.Nie wiem gdzie mnie to zaprowadzi,ale chce spróbować bo nie mam innego wyjścia.Bo to funkcjonowanie które mam teraz się nie sprawdza.Czuję jak ściągam się sama na dno..Nie chce już tak...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się,że za szybko oceniłaś sytuację.Według Ciebie to co ja mam niby zrobić,zamęczać się w domu czy spróbować żyć na własny rachunek mieszkając z chłopakiem?.

No niech Ci będzie, może i za szybko, ale na zwykłą logikę - jakby chłopak na odległość źle na Ciebie działał, to byś chciała z nim zamieszkać? Pewnie przyjąć Cię przyjmie, ja bym przyjęła, ale to może raczej zaognić Wasze wzajemne stosunki niż poprawić.

 

No ale rób jak chcesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strzyga się pewnie z Tobą zgodzi, ale ja nie mogę.

Niby dlaczego PŁYTCY. Jak nie jesteś zaburzona i nie cierpisz w życiu, nie pieprzysz sobie tego życia co jakiś czas, to jesteś płytka i nijaka?

 

 

napewno nie glebsza, niz ludzie z zaburzeniami, ktorzy maja wrodzona sklonnosc do analizowania i myslenia wiecej, niz inni ludzie. napewno jestesmy bardziej barwni, niz inni ludzie. ale tak, jak mowilam- nie ma osoby w stu procentach normalnej, wiec ta barwnosc poprostu sie waha miedzy minimum a maximum.

ale niektorzy ludzie poprostu sa... plytcy. ci normalniejsi. przynajmniej tak wynika z mojej obserwacji. moze dlatego, ze porownuje do standardow zycia dziewczyny z bpd.

 

No ja Cię rozumiem, impermeable.

 

Bo mi się w ogóle wydaje, że ludzie wrażliwsi to ludzie mądrzejsi. W ogóle to uważam, że każdy jest na swój sposob mądry i dobry-bo ktoś kto pracuje 04903 h dziennie oraz potem tylko śpi je i robi kupę to też jest dobry i mądry na swój sposób. Cały wszechświat jest na swój sposób ułożony tak by wszystko się wzajemnie przeplatało. Dlatego ktoś się rodzi i ktoś umiera.

 

Mnie każdego dnia np. boli, że planeta umiera. Myślę o kosmosie. O tym, że ludzie są chorzy psychicznie. Cieszą się z filmu i z tego że pójdę na imprezę. Ja jeszcze niedawno też się cieszyłam. Ale wg mnie to było trochę jakby zagłuszenie mojej prawdziwej natury. A moja prawdziwa natura to chore filozofowoanie, tworzenie 'sztuki' i inne takie.

 

I ja w ogóle się z tym nie czuję nadzwyczajna. Bo wielu takich ludzi znam. Po prostu może różnie się od większości. Ale ta większość znowu aż taka przeważająca nie jest. Bo jest co raz więcej takich ludzi jakby zaburzonych. Wg mnie człowiek zaburzony to człowiek bardziej myślący. Ale nie, że myślący w takim sensie, że jest mądrzejszy, że umie lepiej matematykę i fizykę i jest dobry dla ludzi. Myślący w sensie bardziej świadomy.

 

Wysoka świadomość w dzisiejszym świecie może zabić = samobójstwo. Jestem nadświadoma. Wiem, że mogę jutro umrzeć. Wiem, że on może mnie porzuci. Wiem, ze mogę zabić człowieka. Ja mogę wszystko. A mogę też nic. Mogę być wesoła i mogę być smutna. Mam za dużo możliwości na planecie. To powoduje, że wkrada się nihilizm do mojego życia. Bo skoro mogę wszystko robić to mogę też i nic nie robić. I tak umrę, wszystko na marne.

 

Większościu ludzi moje myślenie wydaje się proste, prostackie, złe, egoistyczne i zwyczajnie głupie. Nie szanujesz życia, Strzyga! Taaak? Właśnie szanuję, bo byc może cierpię tak bardoz dlatego, ze aż tak mocno żyję.

 

Najbardziej mnie boi, gdy nic nie czuję. To boli najbardziej.

 

W dzisiejszym świecie zwyczajnie nie można być normalnym. Przyznajmny się - świat jest niedoskonały. I to właśnie czyni go jednocześnie i niestety doskonałym...

 

Wydaje mi się, że tyle chorób psychicznych teraz, ponieważ będzie nowa cywilizacja w końcu, będzie nowy człowiek. Nadludzie będą w końcu. No bo wy wszyscy myślicie że na małpie ewolucja się kończy. I potem jest człowiek i linia prosta - będzie zawsze. A dlaczego nie dopuścicie do siebie mysli, że to może ten 2012 to prawda? Że będzie to koniec świata takego jaki znamy? A będzie co raz więcej ludzi bardziej swiadomych?

 

Niedługo tyle robotow będzie, ze i matrix zacznie istnieć w pojęciu materialnym [bo na razie istnieje duchowo], oraz nanotechnologia, rozwój świata co raz szybszy. Człowiek tego nie ogarnia. Wydje mi się, że w przyszłości nie będzie prądu, będzie powrót do czegoś tam, bla bla.

 

Wydaje mi się, że utopia jest możliwa. Tylko potrzeba nadludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawie.

 

-- 21 lis 2012, 10:17 --

 

Dobra. A więc 'nic nie czuję' - jest taki temat. I ten temat to pier&%^&lenie, ponieważ musicie zrobić tak:

 

DDA nic nie czuje, bo ma zamrożone uczucia.

Często mówi się, że DDA czuje zbyt wiele. Ale to złudzenie, czuja zbyt wiele przez chaos i obawę. Jak ktoś płącze ze strachu to to jest zowu negatywna emocja, niepotrzebna. Jak ktoś płacze z radości - to jest ok, tego się trzymajcie.

 

Wymieńcie sobie tutaj wszystkie negatywne emocje jakie istnieją na świecie:

............

Oczywiscie, one robią z nas ludzi. One są ludzkie. Jednak jeśli chcecie czasem NIE cierpieć to polecam:

 

- medytacja, ćwiczenia oddechowe

- jakiś mał sport, nie musicie biegać jak barany za piłą [ ja np. nienawidzę gier zespołowych, są agresywne często, bo grasz z daunami na polu ; p - żart ]

- odżywiać się inaczej - warzywa, owoce, wiadomka, i zwróćcie uwagę na magnez, na żelazo [jak któraś ma okres obfity - np. ja], na witaminy B, cynk i inne te które są w tabsach rozpuszczalnych a la Pluszsz z biedronki

- otwierać okna, wietrzyć, dużo powietrza z dworu,

- nie spać do 10, wstawać zaraz po tym jak wstanie słońce. nie polecam też wstawać jak jest ciemno. gdyby ludzie nie wymyślili takich popier55654lonych godzin pracy to nasz organizm wstawałby zgodnie ze słońcem, tak pracuje szyszynka, ale trzeba też pamiętać by nie iść spać o 5. w ogóle to lepiej jest spać mniej niż wiecej. to też jedna z niekonwencjonalnych metod na depre przecież...

- trzeba też pamiętać o 'niemyśleniu', nauczyć się korzystać z podświadomości. tutaj może pomóc medytacja,

- nie siedzieć dużo przy tv i kompie. internet jest zły. internet jest nerwowy, facebook też. fora. i inne. zwróćcie uwage jak wiele osób jest uzależnionych a szczególnie dda i bpd i nerwicowcy. i to od czego? od internetu. u mnie w rodzinie to popularne. jak nie internet to telewizja...

- miejcie jakaś mała pasje, np. malowanie,

- trzeba lubić siebie, cały czas, szanować siebie, być dla siebie dobrym. i psychicznie i fizycznie.

- pijcie herbaty jakieś ziołowe, lipa, dziurawiec.

- słońce - zimą solarium raz na jakiś czas.

 

na pewno zadziała. tylko musicie się skupić i wyciszyć czasem.

 

i to jest idealne dla wszystkich. widzicie, przemysł farmaceutyczny, ten psychiatryczny ma się b. dobrze. właśnie dlatego. że ludzie nie maja czasu przez pracę i zdobywanie pieniędzy na myślenie o sobie.

 

i to nie jest dda i bpd. oczywiście, coś takiego istnieje. tutaj mam a myśli relacje międzyludzkie bardziej. bo sama depresja się nie bierze sama z siebie. ludzie z zaburzeniami emocji i szczególnie osobowości powinni korzystać z takiego trybu życia jaki jest powyżej. i to bardzo intensywnie. do tego terapia i nie wierzę, że ktoś nie nauczy się żyć.

 

ponad połowa, gdzieś z 70-80-% może i nawet procent ludzi na świecie nie potrafi żyć. rodziny dysfunkcyjne - wiecie ile tego jest? rodziną dysfunkcyjną jest pierwsza lepsza z brzegu. a to przez ten dzisiejszy świat. to wszystko przez to. zastanówcie się - praca praca praca, a gdzie rodzina?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam! przeglądanie tego forum nie było mi obce, gdy czułam się bardzo źle. Teraz jest lepiej. Świadoma neurotycznej natury znalazłam swoje osobiste sposoby, żeby sobie z tym radzić. Zrobiłam kursy i czytam książki, które mi pomogły i wciąż pomagają. Niedawno zaczęłam pisać bloga, jeśli ktoś byłby zainteresowany to zapraszam lepiej.mblog.pl

Opisuję sposoby, które mi pomagają. na razie tego niewiele, ale może znajdzie się ktoś komu problemy i rozwiazania stana sie jakos blisko znajome. Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strzyga, musze sie zgodzic z Toba. bo znam to z autopsji. od kiedy zaczelam sie chocby zdrowo odzywiac, pic duzo wody, lykac witaminy, od razu widze znaczna poprawe.

ostatnio zaczelam ostro nad soba pracowac. nie z dnia na dzien- powoli. najpierw robilam liste rzeczy, ktore chcialabym zmienic/osiagnac/zrobic. teraz jestem na etapie szukania sposobu ich realizacji. ciagle tez zastanawiam sie nad moja obecna relacja (nie jestesmy razem, spotykamy sie, ale wszystko jest na dobrej drodze). nie udaje. nie gram nikogo. klade nacisk na to, by nie starac mu sie na sile przypodobac. by nie byc tym, kim on chcialby, zebym byla, a co nagminnie robilam w przeszlosci. zaczelam miec odwage byc soba rowniez przy innych. nie podpasowuje sie. znalazlam hobby. powoli wybieram kierunek studiow.

czulam, ze moje zycie nie jest pelne, czegos mu brakuje. dlatego postanowilam cos z tym zrobic. a ze na terapeute mnie nie stac, to wzielam sprawy w swoje rece. niewiem, czy to dobrze, ale raczej sobie tym nie zaszkodze. zaczelam zyc swoim zyciem, choc ciagle je jeszcze kreuje. zastanawiam sie, czy z innymi tez tak bylo (z facetami)- ale chyba nie. to chyba najzdrowsza relacja z moich wszystkich.

 

chcialabym napisac jakas ogolna porade, ale lepiej mi powiedziec cos z autopsji. bo tak naprawde jestes masz zycie i glowe zajete roznymi sprawami, ktore Cie pochlaniaja, nie masz czasu tyle myslec i sie dolowac. chocby to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to tez nie jest takie dobre. tzn. jest dobrze:) nawet bardzo. to co robisz. bardzo dobrze, jesli dbasz o siebie to nic lepszego nie mozesz robic. ludzie przede wszystkim powinni dbac o siebie fizyznie - zdrowo sie odzywiac i psychicznie - stawac sie lepszą osobą. i to wystarczy. pomagajac sobie pomagamy innym. bzdurą jest pomaganie komuś - bo często ten ktoś nie chce sam sobie pomóc. to wtedy grochem o ścianę. trzeba dawać wskazówki, ale nie wyręczać. psycholog, który podaje rade to nie psycholog. dobry terapeuta to taki, który rozumie i uczy SAMOŚWIADOMOŚCI.

 

samoświadomość to podstawa. oto co wyczytałam na pewnym forum:

 

epresja to lajcik nie jest, ale przy borderline rzeczywiście wydaje się być "pistoletem na wodę";

Znajoma z borderline, z którą się przyjaźniłem (piszę w czasie przeszłym bo już dawno zniknęła z mojego i naszych wspólnych znajomych życia, poodcinała kontakty), opowiadała, że "jeszcze żyje" dzięki medytacji (wspólna praktyka w grupie Zen);

Irie, może to dobry pomysł, aby się tą techniką zainteresować. Medytacja pozwala się zdystansować, odseparować uczucia, emocje, którymi stajesz się tracąc kontrolę (to nie znaczy, że je tłumisz, po prostu możesz je "zobaczyć").

 

dla mnie buddyzm to nie religia ani nic to po prostu zdrowie. tak samo psychologia, ta gdzie nie wystawia sie diagnoz, tylko dziala, to tez zdrowie. zdrowie psychiczne to samoświadomość. obserwacja swoich zachowań, patrzenie z dystansu. tego mi i chyba każdemu border brakuje.

 

ja np. ciagle ranie siebie i innych. i nie jestem swiadoma. tzn. - jestem swiadomo nieswiadoma. z tego robi się poczucie winy. a gdybym umiała wyjść ze swojego 'ja' i spojrzeć z bku to byłoby super. na razie umiem tylko czasami.

 

medytacja np. wlasnie tego uczy i buddyzm. no i zdrowie fizyczne. ono tak bardoz się przeplata z psychicznym.

 

dzisiaj na świecie niezdrowie żarcie, wszystko niezdrowe, tryb życia szybki = mało świadomych osób = stąd błędy rodziców = stąd zaburzenia psychiczne...

 

na prawdę warto chcieć obserwować siebie...

 

prawdziwa medytacja to trudna sprawa. wiele osób tylko się relaksuje przy niej, ale nie potrafi dojść do świadomości. trzeba się tego uczyć. bardzo bardzo.

 

pozdrawiam...

 

 

+ napisalam na poczatku ze nie jest dobre, bo pomyslalam o sobie - tez tak robila, ale w koncu wytracilam sie z życia, wykoleiłam i jak patrze a to co bylo to to bylo strasznie nieświadome, jedna wielka projekcja, jakby sen... ale wtedy też źle sie odzywialam i nie dbalamo siebie. wiec... to tak ode mnie troche ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×