Skocz do zawartości
Nerwica.com

potrzebuję pomocy


agi114

Rekomendowane odpowiedzi

Mam tak dość i że dziś mi się pomyślało aby wywalić dziecko z domu. Rok się leczy. Od miesiąca chodzi na oddział dzienny, wczesnie przez tydzień był oddział szpitalny. Stwierdzili zaburzenia osobowości schizoidalne. Zanim połozył się na oddział leczono u niego depresję. Bylo można się z nim nawet fajnie dogadać. Rozmawiał ze mną, chciał mówić, prosił żebym słuchała. Wspierałam go, dogadywaliśmy się powoli w tej jego chorobie. Po postawieniu prawidłowej diagnozy zamknął się w sobie. Mam wrażenie , jakby to napisać.... jestem chory , odczepcie się, będę chodził na oddział dzienny ale nie codziennie bo nie wszystko mi się tam podoba. Jak nie idzie na oddział to albo ślęczy przed komputerem albi śpi. Coraz mniej pomaga w domu a dziś prosba o wypranie dywany skończyła się awanturą. Zapytałm go przed chwilą jak mogę mu pomóc, powiedziałam że oddala się, że go kocham i chcę wiedzieć co się z nim dzieje. Te słowa podziałały na niego jak płachta na byka. Usłyszałm że wychodzi, że w tym domu nie można wytrzymać, nie chce mu się gadać i gadać z nikim nie będzie a w ogóle to mam spier.... Był wulgarny i agresywny. Do szkoły nie chce chodzić, leczyć się chce na własnych zasadach. Co ja mam robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ma 20 lat więc pytanie lekarzy jest utrudnione. Ale nosze się z takim zamiarem. Jego pani psychiatra jest dość pomocna, dwa razy z nią rozmawiałam. Ale nie zmienia to faktu że jest gorzej i on sam nie chce chyba już z tym nic robić. A na siłę sie nie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i stało się. Na 3 miesiące przed ukończeniem szkoły moje dziecko powiedziało ze więcej do niej nie pójdzie. Pracy też nie chce szukać, innej szkoły także. Nic mu nie wychodzi, nic nie może, chce ale nie może - to jego słowa. Była zmiana psychologa, zaczynały być efekty, postanowienia, lepsze samopoczucie. W niedzielę było genialnie, mnóstwo odwagi, chęć pójścia na praktykę i chęć wyjasnienia kierownikowi dlaczego nie było go tam przez miesiąc. Po czym w poniedziałek stwierdził że się wyprowadza bo chce robić nic bo i tak się nie uda. A jeżeli mam ochotę mu pomóc to powinnam dać mu ten jego pokój i się odczepić, jeść też nie musi jak mu nie dam. Przestał brać leki. Wspólnie z psychologiem z którym mam świetny kontakt namówiliśmy go na kolejną wizytę u niego. Ale poszedł do niego i będzie chodził bo ja tego chce, jemu wszystko jedno, nawet z pokoju nie musi wychodzić jak nie mam ochoty patrzeć na niego. Zabrałam internet, telefon, pomyślałam - ponudzi się to może zmądrzeje ale to nic nie daje. Wydawało mi się że wiele potrafie zrozumieć ale okazało się że jestem w błędzie. Mimo wielu trudności moje dziecko w wielu sytuacjach sobie radziło, fakt, że nie tak jak ludzie bez zaburzeń, ale sobie radziło. Wiele trudu go to kosztowało ale wychodziło, udawało się. Teraz to wszystko neguje, nikogo nie kocha, nie lubi, zabija w sobie wszystkie pozytywne uczucia. Nie mogę patrzeć jak moje dziecko marnuje sobie życie. Za chwilę nie będzie mnie stać na terapię, bez alimentów nie dam rady ale on ma to serdecznie gdzieś, przecież to ja chcę a nie on. Nie chce go utrzymywać do końca życia, wyrzucić też go nie chcę. Najgorsze że on też nic nie chce. Jestem wściekła, rozżalona, mam ochotę ukręcić mu łepek. Wzięłam wolne w pracy, ciągle wybucham płaczem. Bezradność, czuję potworną bezradność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie sytuacje są ciężkie! Faktycznie rozmowa z jego lekarzem mogłaby pomóc. Albo jakaś grupa wsparcia dla matek z podobnymi problemami. Pewnie dopadła go teraz depresja po usłyszeniu diagnozy. Załamał się, przeraził. Ale on potrzebuje czasu aby to przetrawić. Myslę, że kiedy zobaczy, że dana diagnoza to jeszcze nie wyrok to Wasze relacje się unormują. Ten lekarz, czy psycholog powinien mu uśiwdomić, że znając swój problem dzięki tej wiedzy ma większy wpływ na siebie i swoje życie. Łatwiej będzie mu poradzić sobie ze swoimi problemami wiedząc czym one są, jakie zaburzenie to powoduje, niż gdyby jedyne co wiedział to, to że czuje się fatalanie, nie radzi sobie w życiu i jest z tym wszytskim jak we mgle. Znajomość diagnozy może bardziej pomóc. Niech go nie przeraża, że to tak starsznie sie nazywa itp. To tylko nazwa! Najważniejsze, że nie jest chory psychicznie. To jest tylko zaburzenie, z pomoca terapii może prowadzić całkiej normalne życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to faktycznie dość ciężka przypadłość...w sumie Go trochę rozmiem, bo ja też się totalnie rozwaliłam, od 1,5 roku myślę ciągle i ciągle, kilkanaście razy dziennnie o samobójstwie, bo już nie mogę wytrzymać tego cierpienia...też mnie wszystko przestało interesować, przestałam kochać, nic mi się nic chce robić, w ogóle nie chcę żyć. Byłam pewna, że to schizofrenia porsta, ale psycholożka dowodzi, że to niby taka dziwna odmiana borderline...biorę rózne leki, ale co jeden to gorzej się czuję...nie mam dostępu do uczuć wyższych, to mnie rozwala.Diagnoza może faktyznie porazić...schizoidalne czy borderline to już są takie cięższe zaburzenia. Ja głownie nie odczuwam uczuć - przede wszystkim tych wyższych, to już 2,5 roku ( nie wiem czy to się nie zrobiło po lekach!), a przez ostatni rok żyłam w kompletnej pustce, nie robiłam nic, siedzialam przed kompem i błagałam BOga o śmierc...teraz może jest trochę lepiej, ale nawet dzis rano wyłam i blagałam o śmierć...bo jak nic nie czujesz, jak NIC Ci nie sprawia przyjemności i ulgi... wkońcu za zgodą lekarza wzięłam dziś 4 clonazepamy i czuję dość przyzwoicie...ale powiem Ci że tak ciężki zaburzenia osobowości to męka...nikomu tego nie życzę, lepiej nogi nie mieć (uchowaj Boże), a mieć zdrową psychikę...moja mama powiedziała, że mnie utrzymywać nie będzie...tyram więc w pracy, choć to co dla innych jest zwykłym 8h pracą, dla mnie jest okupione takim cierpieniem i zmęczeniem, że często płaczę ze zmęczenia...też wiele rzeczy chcę, a nie mogę... wtej sytuacji jednak dobrze - wręcz koniecznie trzeba by przekonać syna, żeby się przemęczył si skończył te ost. 3 mce szkoły. Potem może Kraków? To specjalistyczny odział przeznaczony do leczenia zaburzeń osobości ( szpital babińskiego). Terapia tra pół roku. Niektórych stawia na nogi....mi nic nie pomogli, bo ja wtedy kompletnie nic nie czułam i nie miałam o czym mówić...ale oni się jdnak specjalizują w ciężkich z.o. Warto spróbować. Tylko żeby tam się dostać, trzeba przejść przez 4 konsultacje i na każdej pokazywać, że jest się bardzo zmotywowanym do zmiany

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie skreslaj syna, postaraj sie go zrozumiec, chociaz wiem, ze pewnie wydaje Ci sie to niemozliwe. Pare osob na tym forum ma podobne problemy jak Twoj syn i to naprawde jest pieklo. Niech skonczy te szkole i pozniej ja oleje, jesli stwierdzi, ze w niej nie wytrzyma. Najwazniejsze jest jego zdrowie. Tylko niech nie siedzi w domu i nie obija sie, tylko chodzi na jakis oddzial, bierze leki, niech postara sie zmienic. Ale nie zmuszaj go do takiego wielkiego wysilku jak szkola, jesli nie jest w stanie go udzwignac. Niektorym to pomaga, ale nie sadze, zeby osobie z taka diagnoza, specjalnie sluzyla. Trzeba to dokladnie z synem przegadac, moze moglby robic cos w domu albo jakas lekka prace wykonywac.

W kazdym razie, bez satysfakcji, bez uczuc, bez motywacji czlowiek zostaje z niczym i ciezko wykonywac nawet podstawowe czynnosci, jesli swiat, zycie sa calkowicie puste.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wczesnie przez tydzień był oddział szpitalny

Rzuciłam jeszcze raz okiem na Twój post i mnie zmroziło. PRZEZ TYDZIEŃ??????????? To jaja sobie z Was zrobili... Jeszcze nie słyszałam, żeby przez tyzień obserwacji już stawiać diagnozę...zazwyczaj to trwa kilka tygodni...co można stwierdzić przez tydzień..przez tydzień to się człowiek dopiero przyzwyczaja do szpitala...

Nie wiem co CI radzić...ale jeśli Twój syn ma naprawdę os. schizoidalną, to możecie mieć bardzo bardzo ciężko w życiu...to poważna sprawa i nie wiem na ile da się z tego wyleczyć.

Ale nie zmuszaj go do takiego wielkiego wysilku jak szkola, jesli nie jest w stanie go udzwignac

Kolega może mieć rację...ale ja bym jeszcze poszła gdzieś prywatnie i zweryfikowała diagnozę, albo wysłała syna na naprawdę, naprawdę dobry odział na diagnozę...polecam oddział F10 IPINU w Warszawie - jest to oddział dr Krzyżanowskiej - Zbuckiej - wspaniała jest ta kobieta, a warunki na oddziale komfortowe....napisz skąd jesteś i gdzie Wam postawili taką diagnozę? Może w jakimś bzdetnym rejonowym szpitalu?

Poza tym chcę zauważyć, że oddziały dziennnie mają za zadanie raczej rehabilitację i aktywizację osób z poważnymi problemami, a nie terapię...

 

-- 27 kwi 2011, 10:07 --

 

No i stało się. Na 3 miesiące przed ukończeniem szkoły moje dziecko powiedziało ze więcej do niej nie pójdzie. Pracy też nie chce szukać, innej szkoły także. Nic mu nie wychodzi, nic nie może, chce ale nie może - to jego słowa. Była zmiana psychologa, zaczynały być efekty, postanowienia, lepsze samopoczucie. W niedzielę było genialnie, mnóstwo odwagi, chęć pójścia na praktykę i chęć wyjasnienia kierownikowi dlaczego nie było go tam przez miesiąc. Po czym w poniedziałek stwierdził że się wyprowadza bo chce robić nic bo i tak się nie uda. A jeżeli mam ochotę mu pomóc to powinnam dać mu ten jego pokój i się odczepić, jeść też nie musi jak mu nie dam. Przestał brać leki. Wspólnie z psychologiem z którym mam świetny kontakt namówiliśmy go na kolejną wizytę u niego. Ale poszedł do niego i będzie chodził bo ja tego chce, jemu wszystko jedno, nawet z pokoju nie musi wychodzić jak nie mam ochoty patrzeć na niego. Zabrałam internet, telefon, pomyślałam - ponudzi się to może zmądrzeje ale to nic nie daje. Wydawało mi się że wiele potrafie zrozumieć ale okazało się że jestem w błędzie. Mimo wielu trudności moje dziecko w wielu sytuacjach sobie radziło, fakt, że nie tak jak ludzie bez zaburzeń, ale sobie radziło. Wiele trudu go to kosztowało ale wychodziło, udawało się. Teraz to wszystko neguje, nikogo nie kocha, nie lubi, zabija w sobie wszystkie pozytywne uczucia. Nie mogę patrzeć jak moje dziecko marnuje sobie życie. Za chwilę nie będzie mnie stać na terapię, bez alimentów nie dam rady ale on ma to serdecznie gdzieś, przecież to ja chcę a nie on. Nie chce go utrzymywać do końca życia, wyrzucić też go nie chcę. Najgorsze że on też nic nie chce. Jestem wściekła, rozżalona, mam ochotę ukręcić mu łepek. Wzięłam wolne w pracy, ciągle wybucham płaczem. Bezradność, czuję potworną bezradność.

Boże, jak ja CI bardzo współczuję...sama jestem w podobnej sytuacji do Twojego syna...też NIC mi się nie chce i mogę całymi dniami robić nić...nie potrzebuję telewizora, ksiązek, bo i tak nie czuję się na siłach czytać, tv mnie drażni...komórka i internet to jedyne przy czym spędzam wolny czas...wegetuję...leki bardziej szkodzą niż pomagają. Moim problemem jest zanik uczuć, a wtedy nic się już nie chce...jedyne moje pragnienie, która czuję od ponad roku po kilkanaście, kilkadziesiąt razy dziennnie to zabić się...bo za bardzo cierpię...może Twój Syn czuje w jakiś spośób podobnie...jak Mu zazdroszczę, że ma Matkę, która szuka dla niego pomocy, która wchodzi na fora i stara się dwoeidzieć co cyn może przezywać...moja mama ogranicza się do powiedzenia " wszystko będzie dobrze tylko uwierz to" ( co za bzdury, jak to słyszę, to mam ochotę zabić się natychmiast), a jak ciągle Jej mówię o moim cierpieniu to mówi "widocznie to jest Ci jest pisane, żebyś tak pisała, to musisz cierpieć". I oczekuje, że z tym potwoprnym cierpieniem, bez uczuć, ciągle niewyspana i zmulona po lekach będę "żyć normalnie" - pracować ( co robię - Bój jeden wie jakim wysiłkiem) i ciągle mysli, że w końcu założę rodziną...a mam już 31 lat...i kazdego dnia zagryzam zęby, żeby się nie zabić...jak mam wyjść za mąż bez uczuć? Jak mam wychować dzieci, gdy ja nie mam siły naczyń umyć?

Nie chcę Cię martwić, ale to są strasznie ciężkie problemy, a Wy - rodzice i bliscy, jesteście jedynymi ludźmi, którzy mogą nam choc trochę pomóc...psychiatrzy są zaangażowani przez kilka pierwszych wizyt. Potem widzą, że sprawa jest beznadziejna i się wycofują...Życzę Ci, aby w Waszym przypadku było lepiej, zwł. że Syn jest jeszcze młody i może coś się uda pozmieniać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możliwe, że masz jakieś genetyczne predyspozycje do swojej choroby, ludzie z poważnymi chorobami genetycznymi nie powinni mieć dzieci.

to jest gdybanie. a jak to sprawdzic?

ALe szczerze mówiąc tez o tym myslalam, że nawet jak odzyskam uczucia, to moze nie powinnam miec dzieci, bo cos w genach moze byc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możliwe, że masz jakieś genetyczne predyspozycje do swojej choroby, ludzie z poważnymi chorobami genetycznymi nie powinni mieć dzieci.

to jest gdybanie. a jak to sprawdzic?

ALe szczerze mówiąc tez o tym myslalam, że nawet jak odzyskam uczucia, to moze nie powinnam miec dzieci, bo cos w genach moze byc...

 

Nie sprawdzisz tego, ale fakt jest taki, że masz problemy psychiczne, nawet jeżeli to była reakcja na lek to była bardzo nietypowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć napisał(a):

Cytuj:

Możliwe, że masz jakieś genetyczne predyspozycje do swojej choroby, ludzie z poważnymi chorobami genetycznymi nie powinni mieć dzieci.

 

to jest gdybanie. a jak to sprawdzic?

ALe szczerze mówiąc tez o tym myslalam, że nawet jak odzyskam uczucia, to moze nie powinnam miec dzieci, bo cos w genach moze byc...

 

 

Nie sprawdzisz tego, ale fakt jest taki, że masz problemy psychiczne, nawet jeżeli to była reakcja na lek to była bardzo nietypowa.

 

Dołuje mnie to, co napisałeś...dzieci i rodzina było moje największe marzenia do czasu aż straciłam uczucia...zajmowałam się dziećmi sąsiadów, poczytywałam fora o dzieciach, od dziecka tak miałam, że bardzo chciałam być mamą i nauczycielką...miałam wspaniały kontakt z dziećmi i wiem, że gdyby udało mi się wrócić do odczuwania uczuć i wróciłaby mi energia życiowa...to myślę, że byłabym dobrą matką... ja w ogóle mam łatwość w kontaktach z ludźmi, której mi wiele osób zazdrości, bo bardzo lubię ludzi...uważam, że człowiek jest stworzeniem arcyciekawym...tylko teraz to wszystko jest przytłumione przez brak uczuć::(:(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to do cholery jest?!!!! Po 'rzucaniu" szkoły przez moje dziecko, zatargałam go pracodawcy od praktyk. Wczesniej ustaliłam z jego psychologiem że pójdzie na oddział dzienny. Tam, cicho, pod nosem wydukał z siebie, że idzie na oddział, że chce skończyć szkołę, że będzie długie zwolnienie, czy mu pozwolą? Pozwolili. w ubiegły czwartek zapomniałam o wywiadówce w szkole - ostatnia klasa i końcowe oceny. Wychowawca zadzwonił, że do środy potrzebna mu ocena z praktyki. Wczoraj pojechał syn na praktykę i stwierdził że ocena będzie na środę. Mój syn kłamie i nie bardzo mu w to uwierzyłam. Zadzwoniłam. W ogóle się nie pojawił w firmie. Powinien zawieżć tam dzienniczek praktyk i jakiś zeszyt i na podstawie tego wystawiają ocenę. Wracałam z pracy biegiem i ze łzami w oczach. Naskoczyłam na niego, nakrzyczałam. A on mi mówi, że na szkole mu zupełnie nie zależy i ma to gdzieś. Nie słuchałam, kazałam znależć dzienniczek, zeszyt i uzupełnić. I tu zupełnie sie pogubiłam. Nie zależy mu a pięknie pouzupełniał, dzienniczka zabrakło więc znalazł zeszyt, porysował ramki, popisał co trzeba.Skoro, komuś nie zależy to albo to robi zupełnie na odpieprz bo ktoś mu każe albo nie robi w ogóle. Na pewno nie robi tego ładnie i dokładnie. Chce a nie chce. Pojąć nie mogę. Niektórzy pisali mi tu że chcieliby aby ich matka tak się interesowała nimi, rozumiała jak ja. Dziś się dowiedziałam, że jestem niepogodzona z chorobą dziecka i tak naprawdę to wydaje mi się że rozumiem. Powiedział mi to mój psycholog do którego zaczęłam chodzić żeby nie zwariować. Ma rację. Wiem że w takich sytuacjach jak ze szkołą powinnam go traktować jak małe dziecko, za rączkę i załatwiamy razem. jednocześnie coś się we mnie buntuje i na niego krzyczę: weź się w garść i to załatw. Przecież to jest dorosły 20-letni chłop- "jak sobie pościelisz tak się wyśpisz". Jednak bez pomocy tego nie załatwi. Pomagać nie pomagać? Do końca życia bedę tak za nim chodzić? A najgorzej to mnie boli to że on nie powie, że chce aby w czymś mu pomóc. Przeciez gdyby powiedział nie dam rady sam tego zrobić bo np. nie widzę sensu, wisi mi to albo się boję to bym przecież załatwiała razem z nim. On kłamie i czasem jest już za późno żeby coś zrobić. Jestem zmęczona i mam wrażenie że będę zmęczona do końca życia. Powinnam zająć się sobą a nie potrafię, ciągle się martwię. Mam prośbę do tych, których rodzice choć trochę starają się im pomagać, być może nieudolnie, być może po omacku. Powiedzcie im czasem że ich pomoc jest Wam potrzebna i że ją doceniacie. Od dawna nie słyszałam tego od syna i mam wrażenie że walczę z wiatrakami. Amen. Się nagadałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tak dość i że dziś mi się pomyślało aby wywalić dziecko z domu.

 

Co...?

Boże...

 

Stwierdzili zaburzenia osobowości schizoidalne. Zanim połozył się na oddział leczono u niego depresję.

 

A czy Ciebie kiedykolwiek zastanawiało, SKĄD syn ma tak poważne problemy osobowościowe?

Przecież nie z powietrza. Wiesz, skąd się zaburzenia osobowości biorą?

 

Po postawieniu prawidłowej diagnozy zamknął się w sobie. Mam wrażenie , jakby to napisać.... jestem chory , odczepcie się, będę chodził na oddział dzienny ale nie codziennie bo nie wszystko mi się tam podoba.

 

Może syn ma problemy m.in. dlatego, bo nie czuje, że może o czymkolwiek sam decydować? Że chce, aby coś zależało od niego? Albo może chce sprawdzić, czy jest kochany i akceptowany bezwarunkowo, nawet, gdy "nic nie robi"?

 

 

Coraz mniej pomaga w domu a dziś prosba o wypranie dywany skończyła się awanturą.

 

Może czuje, że głównie od niego wymagasz? A nie dostaje tego, czego mu brakuje.

 

Zapytałam go przed chwilą jak mogę mu pomóc, powiedziałam że oddala się, że go kocham i chcę wiedzieć co się z nim dzieje. Te słowa podziałały na niego jak płachta na byka.

 

Może czuje, że to tylko puste słowa, a wcale go nie kochasz.

Moja matka też tak twierdzi i nie sądzę, że kłamie, tylko po prostu bierze za miłość coś, co nią nie jest. Co to jest miłość? Np. moja babcia MYLI miłość z nadopiekuńczością, wyręczaniem, kontrolowaniem, decydowaniem za mnie (w dobrej wierze).

 

Usłyszałm że wychodzi, że w tym domu nie można wytrzymać

 

Widocznie są ku temu przyczyny, że nie może z czymś wytrzymać (zastanawiałaś się, z czym JEMU może być w domu trudno?) i że ma aż zaburzenia osobowości.

 

Co ja mam robić?

 

Iść do psychologa ze sobą. Serio. Aby się zastanowić nad tym, dlaczego Twojemu synowi może być tak źle w Waszej rodzinie i skąd może mieć takie problemy (bo to Wy jako rodzice odpowiadaliście za to, aby wychować dziecko emocjonalnie zrównoważone). I jak wygląda jego kontakt z ojcem, czy są blisko i się fajnie dogadują? I czy jest na równo traktowany z rodzeństwem. Z czym syn ma problemy. I być gotową na odkrycie gorzkiej prawdy o sobie i swojej rodzinie. Ja nie widzę innej rady, jak próby zrozumienia tego, co się z nim dzieje i dlaczego i jaki w tym jest Twój i męża wkład. I dać synowi prawo do decydowania o sobie - może właśnie temu ten "bunt" służy?

 

Współczuję mu, bo jego opis przypomina mi trochę siebie :(

Niestety moja matka nigdy nie zrozumie, że tak naprawdę miłości mi nigdy nie dała...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alimenty na razie mam bo szkołę ciągle udaje się jakoś ratować. Ale tylko do sierpnia będą bo do końca wakacji bedzie miał status ucznia, mam nadzieję. Jak nie pójdzie do szkoły dalej to po alimentach. Leczenie z NFZ? Godzina raz na miesiąc lub półtora - śmiech na sali. Póki co jest na oddziale dziennym z Funduszu ale to jest leczenie 3 miesięczne a potem to nie wiem jak to będzie. A tatuś? Ma to głęboko w dupie. W odpowiedzi na pozew alimentacyjny odpisał że nie będzie dawał na prochy, wódę i dyskoteki ( o jak bym chciała żeby syn w ogóle wychodził z domu! a dskoteka? nierealne.) Kazał wynająć kuratora skoro ja jestem nieudolna wychowawczo. Od dwóch lat w ogóle się z synem nie kontaktował. Nawet na 20-ste urodziny nie zadzwonił. Kawał z niego.... wiecie czego kawał!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro, komuś nie zależy to albo to robi zupełnie na odpieprz bo ktoś mu każe albo nie robi w ogóle. Na pewno nie robi tego ładnie i dokładnie. Chce a nie chce. Pojąć nie mogę.

 

Dobrze to określiłaś: chce, a nie chce. To może wynikać z tego, że chce czuć,że to ON SAM coś chce, a nie dlatego, że mu się karze.

 

Z Twoich postów wydajesz mi się matką kontrolującą, narzucającą, pilnującą za niego jego sprawy (KOSZMAR), nie mającą empatii dla syna (tylko poirytowanie, dlaczego on tak się zachowuje). I to może być jeden z powodów jego problemów. Drugim powodem może być jakieś napięcie na linii ojciec-syn.

 

Chłopak mi się wydaje strasznie niedokochany i osaczony :(

 

-- 31 maja 2011, 17:41 --

 

A tatuś? Ma to głęboko w dupie. W odpowiedzi na pozew alimentacyjny odpisał że nie będzie dawał na prochy, wódę i dyskoteki ( o jak bym chciała żeby syn w ogóle wychodził z domu! a dskoteka? nierealne.) Kazał wynająć kuratora skoro ja jestem nieudolna wychowawczo. Od dwóch lat w ogóle się z synem nie kontaktował. Nawet na 20-ste urodziny nie zadzwonił. Kawał z niego.... wiecie czego kawał!

 

Biedny chłopak. Kontrolująca mama, która zamiast zrozumieć, co się dzieje z dzieckiem ma myśli, aby go wywalić plus nieobecny tata :-|

 

Kurcze... straszny ten świat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Historii ciąg dalszy. Przez ostani rok syn mnie wyzywał, ubliżał, groził, okradł mnie,leczył się w kratkę. Współpracuję z dzielnicowym, raz wzywałam policję. Po tym jak mnie okradł puściły nerwy. Zażądałm wyprowadzki do mieszkania po mojej babci. Przestraszony poleciał do psychologa. Udało się wspólnie ustalić jakieś zasady i się wyprowadził. Dwa miesiące nie ten chłopak, załatwiał grupę niepełnosprawności, zarejestrował się w pośredniaku, szukał pracy, w międzyczasie miewał momenty furii - wyzywał ubliżał, groził w esemesach że mnie zabije bo na przykład nie chciałam zawieżć go do sklepu. Niestety te najgorsze usunęłam przez przypadek. Potem przepraszał na kolanach. W czwartek zrobiłam obdukcję. Zaatakował mnie w moim mieszkaniu, pchnął razem z drzwiami, wpadłam do mieszkania, udało mi sie wykręcić, znależć na klatce, zaczęłam wrzeszczeć, odstąpił ode mnie, udało mi się sięgnąć po telefon wezwać policję. Mam obtłuczoną, sinę rękę. Nie wiem czy to on złapał mnie za rękę, czy uderzyłam się o szafę ale to juz mało wazne. Ważnie jest to co powiedzili mi policjanci. Jeżeli zgłoszę znęcanie się to prokuratura najprawdopodobniej śledztwo umorzy. Brak dowodów. Nie mam świadków. Po za tym zadali pytanie - po co go pani wpuszcza jak od długiego czasu jest agresywny. Wychodzi na to że dostaję łomot i sama sobie jestem winna.Sa tylko zgłoszenia na policję i garstka esmesów które zachowałam ale te już nie grożą tylko ubliżają. Syn przez ostatnie trzy tygodnie przychodził do mnie, wchodził bez słowa, siadał przed telewizorem, pij kawę, którą go częstowałam i bez słowa wychodził. Zapytałam czemu służą te wizyty, ani słowa nie powiedział. Chciałam żeby mówił dzień dobry, do widzenia, zdejmował buty ale na prośby twarz robiła mu sie agresywana. Mieszkanie babci od momentu jak sie tam przeprowadził utrzymuję ja, również ja daję synowi pieniądze na życie. A raczej dawałam. Bo nie dostanie już grosza. Jutro idę do prawnika dowiedzieć się jak mogę go wymeldować z mojego mieszkania. jeżeli nie zacznie mi oddawać pieniędzy za media i czynsz, bedzie musiał opuścić mieszkanie babci, a nie chcę go u siebie bo po prostu sie boję. Nie oczekuję żadnej wdzięczności, oczekuję szacunku. Rozmawiałam z jego psychiatrą. Powiedziała wprost - karnie musi odpowiedzieć za własne czyny, za przemoc i że to będzie dla niego najlepszą terapią, kazała zerwać bliski kontakt, nie wpuszcać do domu jeżeli bedzie go traktował jak oborę. Po raz pierwszy widzę w synu nie własne dziecko któremu za wszelką cenę trzeba pomagać, nawet własnym kosztem a dorosłego człowieka który znęca się nade mną. Przejrzałam na oczy dzięki jego psychiatrze. Wprost mi powiedziała albo ja albo on, Stwierdziła że agresja w nim do mojej osoby narasta i będzie coraz gorzej. Boje się. Starsznie mi źle z tym że w swojej własnej obronie muszę świadczyć przeciwko synowi. Nie mam niestety wyjścia jeżeli chcę godnie żyć. Syn najwidoczniej wybrał inne życie, pozwalam mu żyć tak jak chce, nie będe juz pomagać w żaden sposób. Boli mnie to ale tak muszę zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×