Skocz do zawartości
Nerwica.com

"Niech ktoś zatrzyma świat ja wysiadam" - Witam forumowiczów


kojoti

Rekomendowane odpowiedzi

Ok...kochani, więc może teraz moja historia w wielkim skrócie.Mam na imię Armand. Swoją żonę Ewę poznałem w 1999 roku. Kilka lat narzeczeństwa, udanego i szczęśliwego – nie będę pisał teraz Harlekina i zanudzał was szczegółami. W roku 2001 żona kończy studia i dostaje dobrą pracę, rok później awans. W tym czasie wyjeżdzamy na Cypr tam w „pięknych okolicznosciach przyrody” oświadczam się, Ewa mówi „tak”. Po powrocie do Polski Ewa ciężko choruje, diagnoza: depresja wymagająca hospitalizacji. Oczywiście nie zgadzam się na psychiatryk, Ewa zostaje w domu,znajduję jej dobrego lekarza i terapeutę. Niestety w trakcie leczenia żona próbuje popełnic samobójstwo, na szczęście zdążam na czas. Leczenie trwa kilka miesięcy. Kto pomagał osobie cierpiącej na depresję wie ile zdrowia i poświęcenia to kosztuje. Nie pytam Ewy ale cały czas zastanawiam się dlaczego ? Kochamy się, jest nam dobrze, planujemy małżeństwo, robimy karierę, jest kasa są emocje,jesteśmy szczęśliwi......i nagle ona postanawia „zostawic mnie z tym całym bałaganem”......przyznaję po raz pierwszy zwątpiłem w jej uczucia. Wydawało mi się, że miłośc może przezwyciężyc wszystko, nie pozwoli Ci na „taki numer” jeśli naprawdę kochasz, masz cel i obraz ukochanego w sercu. Później jak o tym rozmawiamy Ewa przyznaje, że stresowała się pracą, nowym stanowiskiem.....wiedziałem o tym bo symptomy były oczywiste: wahania nastroju, „pańszczyzna” w łóżku - dodam, że w jej biurze panowała świetna i przyjacielska atmosfera więc raczej powodów nie było.Udało się Ewa wyzdrowiała chociaż nie była już tak naprawdę tą samą wesołą i uśmiechniętą dziewczyną w której tak zakochałem się bez pamięci. Oczywiście w jej rodzinnym domu zapanowała radośc i euforia, kwiatom,wystąpieniom i podziękowaniom nie było końca.....dałem radę. Dwa lata później pobieramy się. W tym czasie Ewa miewa małe „załamki” ale twierdzi, ze to normalne...wystarcza wtedy jakieś zakupy czy fajny weekendowy wyjazd. Rok 2006 rodzi się nasza córeczka Rozalia. Ja zakładam firmę, żona po trzech miesiącach od urodzenia córki wraca do pracy. Z uwagi na to, ze mogę firmą zarządzac z domu, zajmuję się wychowywaniem naszego maleństwa. Dwa lata opiekuję się Rozalią kilkanaście godzin dziennie. Kiedy śpi bawię się w zarządzanie firmą. Bywało, że na kolanie bujałem Rozalkę i odpisywałem na e-maile klientom.Ewa pracuje w biurze ale twierdzi, że ma już dośc tej „tyrki”,że się wypaliła. Wspomnę tylko jeszcze, że prowadzimy bardzo aktywne życie. Sport, zabawa, podróże – nie ma czasu na nudę......tylko jakoś tak ciągle w łóżku nie „halo”.....chociaż staram się urozmaicic te zbliżenia....wiecie jakieś gadżety i takie tam różne inne pomysły.....nie skutkuje. Dziewczyna nie może się wyluzowac do tego przeżywa rozwód swojej siostry,powtarza się koszmar sprzed kilku lat......depresja i ponownie....próba samobójcza. Nie łamię się. Dzwonię do swojej mamy która prowadzi restaurację we Francji, chcemy przekonac Ewę że musi rzucic źródło swoich stresów, zmienic otoczenie i wyjechac do Francji....jeśli nie na zawsze to przynajmniej na jakiś czas. Na miejscu czeka praca i dom. Zgadza się na wyjazd, wspólnie więc planujemy sprzedac mieszkanie i opuścic kraj......oczywiście wszystkie moje działania podporządkowuję temu celowi. W ostatniej chwili Ewa wycofuje się z tego pomysłu, zdrowieje, wraca do pracy !!! To ja przez ten czas jestem silny, ja muszę wiedziec lepiej, pomagac, motywowac....kochac....na szczęście mam moją Rozalkę.....dla niej....dla nas.....wierzę w lepsze jutro. Kolejne lata to mniejsze lub większe nawroty choroby. Żona zaczyna mnie unikac, nie rozmawia ze mną jest ciągle przemęczona i po powrocie z pracy natychmiast zasypia......o współżyciu nie wspominam bo i o czym....W 2009 moja firma plajtuje, mam problemy finansowe ale walczę....sam. Odwracają się ode mnie „przyjaciele” na rodzinę nie mogę liczyc. Ewa w tym czasie znowu choruje.....tym razem twierdzi, że przytłoczyły ją moje problemy. Ma pretensję, że o tym z nią nie rozmawiałem.....że nie mówiąc jej jak jest źle, oszukiwałem ją......że gdybym kochał ją i dziecko to nigdy by do tego nie doszło.....jestem załamany jej podejściem. Teraz już nie mam wyjścia. Żeby spłacic wierzycieli muszę wyjechac do pracy do matki. Ewa zgadza się, żebym zabrał ze sobą dziecko. Jeszcze raz próbuję ją 'ściągnąc" do Francji, niestety bezskutecznie. Na jej prośbę odwożę Rozalię po trzech miesiącach do Polski – chociaż chciałem żeby dziecko chodziło tutaj do przedszkola....ale myślę sobie: „tęskni kobieta”. W Polsce rozmawiamy ale mam wrażenie, że mówię „obok” Ewy. Żona obiecuje przyjechac z Rozalką na urlop do mnie – pojawia się nadzieja. Niestety w tym czasie nadchodzi apogeum depresji. Kolejna próba samobójcza, tym razem oddział psychiatryczny....Rozalka zostaje u teściowej. Podczas hospitalizacji jestem w ciągłym kontakcie z żoną, znowu motywuję, zapewniam, roztaczam piękne widoki na resztę życia....chociaż miga już "lampka rezerwy" wiem, że jestem potrzebny. We środę Ewa wychodzi ze szpitala.....otrzymuję od niej sms-y typu, wiecie: „muszę wszystko sobie poukładac”, „przemyslec”, „może na razie nie dzwoń”. Ogólnie teraz wersja jest taka, że to moje długi doprowadziły ją do tego stanu...w czym także utwierdza ją i jej najbliższe otoczenie moja "kochana" teściowa. Nie wiem ludziska czy mam w tej sytuacji walczyc dalej.....córkę kocham nad życie, dzwonię do niej i piszę listy.. Dostałem w pysk kilka razy i teraz jeszcze kopa w dupę....nie robię z siebie „Matki Teresy” bo nie jestem tez bez winy.......miłośc zniesie wszystko.....miłośc jest dobra i wszystko wybacza.....tylko trzeba w nią wierzyc.....no własnie - tylko kto uwierzy we mnie.Nie potrafię się pozbierac, zastanawiam się co będzie teraz dla nas najlepsze i nie wiem. „Niech ktoś zatrzyma świat ja wysiadam”......zarzuccie mnie proszę jakimiś „iskierkami nadziei”......Pozdrawiam.

Armand.

 

No i podśpiewuję sobie jeszcze:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem , że czujesz sie wypalony..To bardzo trudna sytuacja i sam musisz sobie odpowiedzieć , czy chcesz tak dalej życ.Jesli kochasz żonę, to walcz, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości , to odpocznij , i przemyśl.Pamiętaj jednak , że masz prawo być zmęczony .Masz prawo , mieć tego dość.Może porozmawiaj z psychologiem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najważniejsza jest córka..Z żoną możecie się jeszcze zejść,jeśli nie teraz to może za 5,10 lat ale to co małej zostanie w psychice teraz to ukształtują ją na zawsze!! Poza tym z Twojej opowieści wynika raczej że żona ma zaburzenia osobowości a nie tylko depresję..Sama depresja nie sprawia tak gwałtownych zachowań..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przeczytałam Twoją historię i się popłakałam..........jestes wspaniałym człowiekiem...twoja historia pokazuje co to znaczy prawdziwie kochac druga osobę....dzięki Tobie zrozumiałam że mój związek to cholerna fikcja to miłośc na pokaz, ale dośc o mnie..............chciałabym ci jakos pomóc (choć pewnie marny ze mnie doradca skoro sama w swoim związku się pogubiłam)...... miłość z twojej strony jest ogromna.....lecz czy wystrczajaca by uszczęsliwic wasz związek..?.....hmm...myslę że najlepiej daj sobie i żonie czas........może ona nie wie co ma..dopóki nie poczuje że mogłaby to stracić....a Ty dbaj o siebie ...znajdz sobie jakies hobby , zajęcie ktore dałoby ci mozliwosc odreagowania stresów...zrób sobie jakąś przyjemność....pomyśl o sobie.....Od kilku lat żyjesz tylko uszczęsliwianiem żony...gdzie w tym wszystkim TY???....tez jak każdy z nas masz prawo do szczęscia....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

 

Dziękuję Wam za wszystkie posty.Cieszę się, że mogłem Wam coś o sobie napisac.

 

Ewryst77 – wiesz jest we mnie jakaś siła która potrafi się odnawiac, regenerowac. Wypalam się ale wolniej,nie gasnę tylko się żarzę bo imaginuję sobie, że w końcu pojawi się ktoś lub coś co doda mi siły czasami wystarczy,że zajrzę w siebie....

 

maleńka – wiem, że najważniejsza jest córka....a te 5 czy 10 lat to tak strasznie dużo......nieskończonośc.....tym bardziej dla mnie, który zdaje sobie sprawę z upływającego czasu.....dzieci rosną tak szybko......a ja ciągle jestem tak daleko.

 

julia6000 - dziękuję za te słowa, są dla mnie bardzo ważne......własciwie to już mi pomogłaś. Chętnie wysłucham Twojej historii jeśli zechcesz się nią ze mną podzielic, może też w jakimś stopniu będę mógł dodac Ci otuchy.....Faceci od czasu do czasu potrzebują pocieszenia,muszą ułyszec jacy to są wspaniali, zaradni i w ogóle...niezastąpieni....Mam pasję, mam hobby w przeciwnym wypadku dawno oszalałbym od natłoku myśli – te mogę jakoś okiełznac, tylko to głupie serce nie chce słuchac......

 

Coś o mnie tylko w "babskim" wydaniu:

 

Kto chce bym go kochała,nie może być nigdy ponury

i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.

 

Kto chce bym go kochała,musi umieć siedzieć na ławce

i przyglądać się bacznie robaczkom i każdej najmniejszej trawce.

 

I musi też umieć ziewać,gdy pogrzeb przechodzi ulicą,

Gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.

 

Lecz musi być za to wzruszony,gdy na przykład kukułka kuka,

lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powłokę buka.

 

Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić,

I śmiać się,i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści

i nie wiedzieć nic,jak i ja nie wiem i milczeć w rozkosznej ciemności.

 

I być dalekim od dobra i równie dalekim od złości

 

Pozdrawiam

Armand

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może nie jestem najlepszym autorytetem w udzielaniu rad szczególnie w tak ciężkiej sytuacji ale zgadzam się julii6000, bo powinieneś pomyśleć o sobie. Właśnie gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? W życiu nie można tylko dawać, trzeba czegoś chcieć dla siebie. Jestem przekonana, że problemy finansowe nie są przyczyną choroby Twojej żony, biorąc pod uwagę że chorowała też wcześniej. Naprawdę bardzo Ci współczuję, ale współczuję też jej bo nikt z nas nie wybiera sobie bycia chorym. Myślę też, że na pewno nie chciałaby Ciebie ranić. Jeśli masz jeszcze siłę to walcz o rodzinę i wasz świat, ale pamiętaj o sobie i musisz wiedzieć na pewno czy Twoja żona też chce walczyć. Na koniec chciałam dodać, że podziwiam Twoją siłę i chęć walki, po tym co przeczytałam stałeś się moim autorytetem:) Pozdrawiam gorąco :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×