Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica

  1. Witam wszystkich użytkowników! Czytałam kilka wątków na tej stronie na temat nerwicy pęcherza moczowego oraz ciągłego uczucia parcia na pęcherz. Sama cierpię przez tą dolegliwość już jakieś 3 lata. Zawsze byłam osobą lubiącą wychodzić na spacery, na imprezy, na spotkania, zakupy...Teraz? cieszę się jak wariatka, kiedy nie muszę nigdzie wyjść z domu. Już nawet nie liczę ile nabiegałam się przez to do lekarzy... Wyniki badań krwi, moczu, pęcherza - wszystko w normie. Wizyty u psychologa? Są. Wizyty u psychiatry? Też. Tabletki? owszem... a problem nie znika. Aktualnie biorę lek Pramolan, dzięki któremu czasem jest lepiej czasem gorzej... Lepiej kiedy wezmę większą dawkę, co z kolei powoduje ociężałość, senność i problemy z układem pokarmowym (zaparcia, niedrożność jelit, okropne wzdęcia, przybieranie masy ciała). Wszyscy z Was, którzy również borykają się z tym problemem wiedzą jakie to uciążliwe, więc nie będę rozpisywać się na temat tego jak bardzo mój pęcherz rujnuje mi życie. Chciałabym tylko zapytać Was czy coś finalnie komuś pomogło? Jakiś konkretny lek? Jakaś konkretna terapia? Czy ktoś w końcu całkiem pozbył się tego problemu? Chwilami tak bardzo mam tego dość, że odechciewa mi się żyć, dlatego tak bardzo chciałabym wiedzieć, czy jest chociaż cień szansy na to, żeby się z tego jakoś całkiem wyleczyć?
  2. Kochani, Dołączyłam tutaj, bo mam za sobą ciężką walkę, którą wygrałam. Wygrałam, bo wierzyłam we własne siły i się nie poddałam. Każdy z nas może z tego wyjść, ale trzeba zmienić styl życia i myślenia, nie stanie się to w ciągu jednego dnia czy tygodnia, ale po kilku tygodniach, a na pewno miesącach będziecie wolni. To nie jest puste gadanie, ważyłam 31 kilogramów, bałam się wszystkiego... Oto moja historia: xxxxx Nieładnie tak reklamować swój kanał...
  3. Witam, jestem nowym użytkownikiem. Problem z którym borykam się już od kilku lat wielu z was może wydać się dośc dziwny. Nie chodzi o żadne głosy w głowie czy coś w tym stylu. Chodzi o to, że od kilku lat próbóje jakby to powiedzieć... spełnić się twórczo. Kilka lat temu zacząłem pisać książke. Na początku szło mi dosyć dobrze, ale raz po raz uznawałem, ze to jeszcze nie to i tqworzyłem coraz to nowe wersje. Dodam, że nigdy nie udało mi się jej skończyc. Mocno zaniedbałem przez to nauke, ale mature na szczęście zdałem. Teraaz, znaczy od ponad roku próbóje rysować komiks, zacząłem od tworzenia zarysu fabularnego, rysowałem szkice koncepcyjne itd ale było to samo co poprzednio. Krótko mówiąć nie daje mi to spokoju i chciałbym zapytać czy ktoś miał podobny problem i czy udało się coś z tym zrobić.
  4. Dzień dobry, Mam pytanie, bo potrzebuję trochę obiektywnej oceny osób, które też korzystały z terapii. Od kilkunastu miesięcy zmagam się z lękiem uogólnionym. Nieustannym napięciem, zmęczeniem, niewyspaniem, brakiem możliwości "wyluzowania się", trudnościami w zasypianiu. Od ponad roku jestem na lekach. Od 5 miesięcy chodzę też na terapię. Z polecenia mojego lekarza jest to terapia poznawczo-behawioralna, która z założenia nie miała trwać długo. Problem w tym, że mam wrażenie, że na tej terapii nic się nie dzieje, że ona mi nic nie robi. Moja terapeutka bardzo dużo mi mówi, mam wrażenie że jakby mówi mi dużo o teorii, jak pewne mechanizmy działają, jak się warunkujemy, jak powtarzamy pewne mechanizmy. Natomiast brakuje mi przełożenia tego wszystkiego na mój konkretny przypadek. Za każdym razem zadaję sobie pytanie "No ok, to ma sens, ale teraz co ze mną". Mam wrażenie, że większość naszych spotkań jest jak pierwsze trzy spotkania, na których ona ciągle mówi mi "no, będziemy pracować nad tym, u nas robi się to tak, będziemy robić takie ćwiczenia" itp. Itd. Dwukrotnie w czasie trwania terapii powiedziała mi, że w sumie ona nie jest do końca pewna, co mi jest, i na razie tak próbuje różnych metod. Kilkukrotnie powitała mnie słowami "ooo dobrze że pan jest, po ostatnim spotkaniu to myślałam, że pan już nie przyjdzie". Oczywiście to wszystko co tu piszę, to wnoszę też na tę terapię, wszystkie moje wątpliwości, itp. Ale wtedy powiedziała mi np. raz, że czuje się niekomfortowo z tym co mówię, i że czuje się teraz jak na castingu, na którym to ona ma mnie przekonać, że to co ona mi oferuje rzeczywiście działa. A ja dalej nie potrafię zasypiać, dalej gaszę światło i cały mój mózg budzi się na nowo. Dalej nic mi ta terapia nie daje. Nie mam takiego poczucia, że jestem właściwie zaopiekowany, nie czuję, żeby moja terapeutka miała takie poczucie, że ona jest pewna tego co robi, że wie co robi, że mi pomoże. Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że ona bardzo chce, że jej zależy, że chciałaby mi pomóc, ale mam takie wrażenie - że nie wie w ogóle jak. Nie wiem trochę co robić. Wewnętrznie czuję, że ta terapia mi nie pomaga, ale równocześnie wiem, że to nie jest sztuka terapię rzucić i przerwać, więc chce mieć 100% pewności, że to rzeczywiście to. Że może powinienem spróbować u kogoś innego, a może terapia poznawczo-behawioralna nie jest dla mnie.
  5. Witam wszystkich!:) Na co dzień jestem bardzo otwartą i komunikatywną osobą, lubię sobie pożartować , zagadywać do obcych ludzi na ulicy. Jednak od paru lat mam jeden poważny problem, którym jest uczucie ciągłego lęku. Nie wiąże się on z żadnymi kontkretnymi sytuacjami, czy myślami, po prostu towarzyszy mi na codzień. Zacząłem się tym interesować od strony medycznej no i wychodzi na to , ze cierpię na nerwice lekową. Na codzień studiuje , pracuje(nie jest ani trochę stresująca) , trochę poimprezuje No i jestem dość aktywny fizycznie. Jedyny wpływ na to może mieć fakt , ze niepotrzebnie analizuje każdą pierdołe zamiast się po prostu nie przejmować. Jeśli chodzi o używki to bardzo sporadycznie. Byłem u psychiatry , który chwile posłuchał , przepisał jakieś leki i papa. Nie mam zamiaru brać lekow psychotropowych. Sporo dało mi przestudiowanie książki o tematyce nerwicy. Czy według Was jest możliwe pokonać to poprzez terapie polegającą wyłącznie na rozmowie ze specjalistą? Pozdrawiam:)
  6. 1,5 roku temu przyszła pierwszy raz nerwica. Żołądek się ścisnął ze stresu na pół roku. Zaczęłam przyjmować leki i myśli i lęki minęły, ale niestety żołądek był ściśnięty. Pomogła homeopatia i wydawało mi się ze wszystko wróciło do normy. Po roku nerwica zaatakowała bez jakichkolwiek większych stresów, po prostu małe stresujące sytuacje sprawiały ze zmieniała się chemia mozgu. Czy ktoś z was to kiedyś czuł? z każda sytuacja było coraz gorzej, czułam się jakbym miała „kaca” po 4 dniach myślałam ze zwariuje wiec poszłam do lekarza i znowu leczenie. Przez rok nie miałam objawów ale nerwica mnie zmieniła. Czesciej zamykam się w domu itp. a wy jak tam?
  7. Agnieszka7792

    Hej nerwusy 😊

    Hej wszystkim. Czytam wasze komentarze i jakbym o sobie czytała... Właśnie nie mogę spać bo miałam atak paniki, o tak o sobie co by nudno nie było.... Nie przepadam za pisaniem na forum, czy jest ktoś kto chciałby popisać, pogadać na priv?
  8. Witam, mam 16 lat i problemy z rozpoznaniem swojej orientacji. Strasznie źle czuję się z tym, że mogłabym stworzyć kiedyś związek z kobietą. Nie wyobrażam sobie takiego związku, może go nie chcę po prostu, bądż jest to dla mnie inne.... A najgorsze jest to że mogłabym, ale gdy o tym pomyśle, to nie wyobrażam sobie związku na dłuższą metę. Kocham tego przyjaciela, przynajmniej mi się tak wydaję. Boli mnie to, bo naprawdę nie chce, nie chcę go krzywdzić, on wiele przeszedł, a moje problemy mogą go tylko dobić. Naprawdę myślę, że wolałabym abym myślała o czymkolwiek innym niż własnej orientacji. Bardzo boję się, że pewnego dnia obudzę się i powiem, że jestem innej orientacji, gdzie wcale jej nie chce. Cały czas o tym myślę, chciałabym być 100% hetero, nie zastanawiać się tylko żyć jak inni. Boję się, że to może być od ,, drobnych'' problemów rodzinnych, cały czas kiedyś musiałam włączać sobie specjalnie muzykę dla OCD żeby w ogóle móc normalnie zasnąć. Dużo czytałam na forach o HOCD, jest to jedna z najgorszych nerwic, ale teraz nie wiem czy to tylko typowe zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Chciałabym mieć spokój ducha i wiedzieć, że stworzę kiedyś normalną rodzinę z mężczyzną u boku, ale z tymi myślami już sobie nie radzę. Napadło mnie to wczoraj i nie śpię już cały dzień. Kompletnie nic nie jem, nie mam na nic ochoty. Porównuję poziom podniecenia u obu płci, ostatnio też nawet sprawdzam czy mam na myśl kogoś motylki. Strasznie martwi mnie gdy odczuwam je przy kobiecie a z drugiej strony bardzo nie dawno przed atakiem myśli ze mogę być homo, kochałam chłopaka ,nie wiem czy nadal ale martwi mnie to, bo czy można przestać kochać tak z dnia na dzień i przestać odczuwać motyki co do tej osoby i jakiekolwiek uczucia ?strasznie się nakręcam, a wydaje mi się że to dla mnie dużo gorzej. Czy może mnie podniecać każda kobieta którą zobaczę na jakichkolwiek socialmediach? Przeraża mnie ten fakt. Miałam taki atak już wcześniej przed świętami bo śnił mi się stosunek z kobietą przez to przez całe święta schudłam z cztery kilo a z natury jestem bardzo chudziutka i mam niedowagę . Po jakimś czasie był spokój . Wtedy wydarzyła się niepokojąca sytuacja związana z moja koleżanką , z pokoju w internacie(mówiła straszne rzeczy przez sen,co było dla mnie traumatyczne i kilka dni nie mogłam się pozbierać, mówiła po angielsku coś w stylu ,,że jest demonem i nie może wyjawic swojego imienia bo to ja zniszczy,, moja psychika podupadła i nie mogłam dojść do siebie przez kilka dni, ale nie o tym to wyznanie niestety...).I w tym czasie zbliżyłam się do przyjaciela który już wcześniej mi się podobał, bardzo dużo przeszedł, nadal jest we mnie zakochany. A ja co? Nie chcę krzywdzić osoby do której coś czułam/czuję, opowiedziałam mu o tym co ostatnio przeżywam, ale on sam strasznie dużo przeszedł i mówi że zakochał się pierwszy raz (we mnie). Nie chciałabym się obudzić i stwierdzić, to nie to, jestem homo. Najgorsze w tym wszystkim jest to że przez to nie jem i nie śpię cały czas mam w głowie ''Dlaczego ja? Dlaczego musisz myśleć akurat o orientacji? Chciałabym być 100% heteryczką!" Boję się że będę homo , ale mam z drugiej strony nadzieję że to ta nerwica. Nie radzę już sobie z tymi myślami zabierają mi całe dnie, ale jeśli te objawy sprzed świąt ustąpiły i mogłam zakochać się w chłopaku? Mam straszne wyrzuty sumienia, od tego pojawiają mi się, sporadycznie myśli samobójcze . I nie wiem czy po prostu nie akceptuję tego że mogę być odmiennej orientacji, czy niej jestem i mam nerwice a do tego wmawiam sobie, że muszę być hetero,lub to po prostu nerwica. Dodam że z pójściem do psychologa u mnie ciężko rodzice zlekceważą moje objawy, bo naprawdę wiem, że łatwo powiedzieć udaj się do psychologa, on Ci pomoże, jestem z małej miejscowości, i nie ma tu za bardzo tolerancyjnych osób jak mi się wydaję.
  9. Cześć. To mój pierwszy wpis tutaj. Proszę o wyrozumiałość, jeśli czytacie coś podobnego po raz setny, ale chciałam opisać dokładnie swój przypadek. Mam 25 lat, a ataki nerwicy zaczęły się u mnie jakoś ok 18stki. Były częste, prawie co noc. Nasilaly się w sytuacjach stresowych czy po alkoholu. W wielu 20 lat zamieszkałam u swojego chłopaka i na początku ataki były takie jak zawsze, ale chyba ze względu na jego obecność stopniowo ich ilość oraz intensywność zmniejszyły się. Na około półtora roku w ogóle zapomniałam co to atak nerwicy. Zasypialam jak dziecko, spałam do rana, no po prostu zwykły człowiek bez swoich urojen. Niestety miesiąc temu sytuacja życiowa zmusiła mnie do wyprowadzki z jego domu i wprowadzenia się z powrotem do swojego rodzinnego. No i się zaczęło... pierwszy tydzień był ok. Spałam normalnie ale już z tyłu głowy moje nerwicowe lęki się uaktywnialy. Teraz nie śpię już druga noc z rzędu przytłoczona swoimi lękami, bólem i ciężkością w klatce piersiowej, dretwieniem lewej ręki i oczywiście ogromnym strachem przed śmiercią. Jestem bardzo zmęczona marzę o śnie ale jak tylko Oko się przymknie to zaraz wybudza mnie nagły skurcz serca A za chwilę jego kołatanie i strach że to na pewno już tym razem zawał... czy uważacie że moja nerwica wróciła przez to że znowu mieszkam w swoim domu i podświadomie przypomina mi się że to tutaj miały miejsce wszystkie moje najgorsze ataki? Czy może dlatego że śpię znowu sama po tylu latach spania obok kogoś kto sama obecnością hamowal moje ataki, a gdy przyszły pomagał się z nimi uporać? Jestem prawie pewna że gdyby był obok mnie spalabym teraz normalnie... Nie wiem co będzie dalej. Jak mam zasnąć wiedząc że za chwilę obudzi mnie strach i ból... boję się że tak będzie już co noc i w końcu padne z wycieńczenia. Wstydzę się dzwonić do chłopaka i zameczać go przez telefon swoimi nerwicowymi problemami. Pozdrawiam wszystkich nerwicowcow którzy nie mogą spać i myśleć o niczym innym niż ten irracjonalny strach...
  10. Paulinaski

    Nerwicowcy w Suwałkach

    Pisałam już podobny post gdzie indziej i z góry przepraszam jeżeli nie jest to miejsce na tego typu pytania, ale czy znajdę w Suwałkach kogoś z nerwicą natręctw? Pisać na priv.
  11. Paulinaski

    Nerwicowcy Suwałki

    Czy jest ktoś z nerwicą natręctw w Suwałkach. Pisać na priv.
  12. Hej. Mam za sobą pierwsze kroki w walce z nerwicą natręctw i wiem już jak trudna jest to walka. Jestem pod specjalistyczną opieką psychiatry i psychologa. Przyjmuję leki. Problem polega na tym, że potrzebuję do wygadania się osoby, która zna ten problem od podszewki. Jeżeli ktoś z tym schorzeniem chciałby porozmawiać to piszcie na priv. Będę wdzięczna, bo jest mi naprawdę trudno. Pozdrawiam wszystkich!
  13. Witam, interesuje mnie - jak w temacie - problem zapchanego nosa, a dokładniej rzecz biorąc uczucia zapchanego nosa, czyli stanu gdzie błona w nosie jest przewlekle obrzęknięta i uniemożliwia swobodne oddychanie. Nie mam na myśli problemów alergicznych, ale stan który utrzymuje się całymi latami, bez względu na porę roku. Najbardziej utrudnia to spanie, bo oddychanie ustami wysusza gardło i powoduje wybudzanie i konieczność łyknięcia wody. Kataru nie ma, lub jest go nie na tyle dużo by to on sprawiał powazny dyskomfort, ale własnie ten obrzęk i niemożnośc normalnego oddychania. Czy ktokolwiek spotkał się z takim problemem w połączeniu z objawami braku energii i stanów lękowych/niepokoju? Czy może być to choroba psychosomatyczna? I najważniejsze, czy ktokolwiek mam pomysł jak z tym walczyć, albo co zrobić by uzyskać chociaż częściową poprawę? (Wieloletnie wizyty u wielu specjalistów w niczym nie pomogły, operacje zatok, prostowania przegrody i różne koagulacje prądem czy wypalanie mrożonym powietrzem gówno dały). A może ktoś znalazł sposób żeby to zwalczyć? Wszystkich którzy zmagaja się z czymś podobnym gorąco zachęcam do DYSKUSJI, być może wspólnie uda się przynajmniej częściowo poprawić ten dziadoski stan.
  14. Witam, mam na imię Karol, jestem młodym studentem pierwszego roku studiów technicznych. Od dzieciństwa jestem osobą dosyć wrażliwą na różne bodźce psychiczne, osobą, która dużo myśli o swoich decyzjach, przyszłości, konsekwencjach wyborów i najbliższym otoczeniu. Najprościej mówiąc - moje podejście do życia wahało się między racjonalizmem a przesadnym pesymizmem a niekiedy przesadnym optymizmem nawet. Ludzie otaczający mnie mogą odnosić mylne wrażenie, że jestem twardym introwertykiem, który dobrze sobie radzi z emocjami. W wieku 13 lat przechodziłem nerwicę lękową, która była najprawdopodobniej skutkiem ubocznym dojrzewania, zaczynałem wtedy inaczej patrzeć na świat i moja psychika nie potrafiła tego udźwignąć. Do dziś nie umiem określić i nikt nie wskazał sensowniejszego powodu tej choroby. Minęło 6 lat od tamtego czasu i wkraczając powoli w dorosłe życie czuję, że nie jestem na to gotowy. Przez gimnazjum i szkołę średnią prowadziłem styl życia introwertyka, tzn spędzałem czas wolny w domu przed komputerem, książkami, telewizją oraz na zabawie z psem. Czasami spotykałem się z kolegami z mojej wsi i graliśmy w nogę. Spotkania towarzyskie, większe imprezy stresowały mnie (do dziś stresują), więc gdy miałem wybór bez konsekwencji omijałem je w większości. Nadszedł czas studiów - czas, który inaczej sobie wyobrażałem. Myślałem, że studia to przyjemny czas, że to taka dłuższa i trudniejsza szkoła średnia z domieszką "dorosłego" życia. Moja psychika zakłuła mnie po raz kolejny. Z dala od domu, w mieście, w akademiku, zdany na siebie i swoją delikatną psychikę. Z technicznego punktu widzenia radziłem sobie dobrze, nie miałem problemów z załatwianiem różnych spraw na własną rękę. Wydawało się pod koniec pierwszego tygodnia studiów, że nie jest tak źle, ale najgorsze było przede mną.. Po przyjeździe na weekend do domu bardzo szybko nadszedł czas na powrót do studenckiej rzeczywistości. I właśnie tu moje nerwy dały o sobie znać... Uświadomiłem sobie, że za parę lat się usamodzielnie i będę musiał opuścić dom. To co wcześniej było dla mnie czymś normalnym, nagle stało się strasznie cenne. Nagle zaczęło brakować mi rodzinnego ciepła, każdy tydzień był przeprawą "byle do piątku" i kończył się jak najwczesnym pojawieniem się w rodzimej miejscowości, a następnie rozpaczą w dniu powrotu do akademika (moja uczelnia była w innym mieście). Zdarzały się tygodnie, w których powrót nie był tak bolesny, ale i takie, które mnie rozklejały. Z biegiem czasu stany nerwicowe się unormowały, zdałem semestr i rozpocząłem nowy. I w tym nowym semestrze pojawiły się nasilone nawroty moich problemów. Doprowadzają mnie one do bezsilnego płaczu i destabilizacji moich planów m.in. na naukę. Boję się, że przez całe studia nie wygram z tym i po skończeniu ich wrócę do rodzinnego domu skreślając karierę na rzecz uspokojenia psychiki. Nie wiem co robić.. Czy to normalne? Czy jest szansa, że samo przejdzie kompletnie z czasem? Proszę o pomoc i rady... albo chociaż pocieszenie.. (Jeśli moja historia jest niejasna mogę ją spróbować jeszcze raz opowiedzieć lub rozwinąć)
  15. Czas się przyznać oficjalnie. Mam problem i to poważny. Jest to kodeina a właściwie thiocodin. Nieobce były mi inne używki; jedna wypierała kolejną. Od kilku lat, regularnie umieram na raty. Próbowałam leczyć chyba swoje problemy używkami. Teraz wypadło na kodeinę. To poczucie ciepła, ukojenia, wypełnienia pustki sprawiło, że po raz pierwszy nie potrafię skończyć, zastąpić. Przeraża mnie to, co się dzieje. Co zrobiłam i co robię. Pominę już fakt, że stałam się wrakiem człowieka a życie przypomina "dzień świstaka" (monotonia). Ja już nie mam siły, nie potrafię żyć. Boję się ludzi, nienawidzę swojego ciała (dlatego kodeina pozwala mi na chwilę zapomnieć o nim). Nie przyjmuje leków od kilku lat, może dlatego wszystko tak się posypało. Chciałam tylko schudnąć, nie być słaba, być towarzyska, żyć. Poszło zupełnie w drugą stronę. Nie wiem jak rzucić kodeine, tak by funkcjonować! Nie chce by ktokolwiek wiedział, nie mogę też rzucić pracy, bo to jeszcze jedyna rzecz, która mobilizuje by wstać z łóżka. Nie wiem co robić. Czy przy najbliższej wizycie u psychiatry przyznać się? Boję się. Zastanawiam się czy może przepisanie odpowiednich leków sprawi, że będzie mi łatwiej skończyć z używkami? Fajki, kodeina, jedzenie pod wpływem emocji a potem zwracanie albo unikanie żarcia. Mam problem z koncentracją, ciągle choruję, nie potrafię... nic! Obecnie nawet mając pracę nie potrafię sobie sprawić przyjemności (w postaci kupna ciuchów, koncertów). Nadal nie wiem czasami kim ani czym jestem. Każdy dotyk sjeaeuq, więcej bólu niż przyjemności. Najchętniej bym zasnęła. Nie chodzi o śmierć ale możliwość.. Obudzenia się lepszego dnia, w lepszym ciele. Czy możliwe jest zastąpienie kodeiny? Czy przy wprowadzeniu odpowiednich leków łatwiej będzie odstawić kodeine? Podkreślam, że chcę pracować, funkcjonować.
  16. Miuma

    Cześć

    Hej, jestem Marta i mam nerwicę. W każdym razie jestem praktycznie tego pewna, ale jeszcze nie byłam u psychiatry. Rozglądam się, ale najbliższe wizyty na NFZ są dopiero ok czerwca. Zostaje tylko pójście prywatnie... Pierwsze epizody nerwicy miałam kilka lat temu, ale z jakiegoś powodu minęły same i miałam dość spokojne kilka lat, ale teraz wszystko powróciło nagle i bardzo intensywnie. Jestem zła i sfrustrowana bo przeszkadza mi to w pracy i w normalnym funkcjonowaniu. Czuję się dobrze, a nagle przychodzi do mnie takie odczucie odrealnienia, serce zaczyna szybko bić, robi mi się słabo jakbym miała zaraz upaść i ręce trzęsą mi się tak ze nie można niczego trzymać. Czasami mam dreszcze, tak jakby było mi zimno, a leżę pod kocem i czuję się jakbym nie mogła nabrać do końca powietrza. Balabym się, że mam coś z sercem, ale miałam robione do pracy EKG i wszystko wyszło ok. Czasem skacze mi rownież cisnienie, czuję kołatanie serca i nie mogę skupić myśli. Kiedyś na delikatne objawy pomagało skupienie się np na filmie i melissa, ale teraz to za mało. Mam lekarstwa na razie od mamy, bo u mnie cała rodzina nerwicowa - siostra też chodziła do psychiatry, ale już dobrze się czuje. Dała mi Cloranxen. Biorę go w sytuacjach kryzysowych doraźnie, ale te sytuacje doraźne występują coraz częściej. Słyszałam, że ten lek bardzo uzależnia przez co boję się go trochę brać, ale nie daje rady. Byłam u lekarza rodzinnego bo zaczęłam mieć epizody prawie codziennie w pracy, a nie mogę tam zniknąć na 30 minut w toalecie i się wyciszyć. Dał mi zwolnienie na tydzien i wypisał COAXIL- jedna tabletka rano. Nie wiem tylko czy mogę je brać razem, niby lekarz wie, że biorę CLORANXEN, ale ja jakoś boję się leków. Jak przeczytam ulotkę to mam wrazenie, że dostanę wszystkie działania niepożądane... Przez to wszystko ciągle nie mam humoru, mam epizody, że tylko bym płakała. To wszystko jest takie frustrujące. Czasem boję się iść gdzieś, bo może mnie złapać atak nerwicy w trakcie. Głupota... To wszytko jest strasznie frustrujące. Wiem, że pierwszy krok to wizyta u psychiatry i mam taki zamiar, ale martwię się powrotem do pracy, bo teraz codziennie źle się czuję. Dobra wylałam swoje gorzkie żale :D. Wiem, że nie jestem sama z tymi problemami i ludzie wychodzą na prostą, więc staram się myśleć pozytywnie. Pozdrawiam wszystkich nerwicowców
  17. Hey, Witam, dziś naszedł mnie taki problem... Otóż przypomniałem sobie o sprawie sprzed 10 lat jakoś, miałem wtedy 13 lub 14. Nigdy mnie to nie trapiło ani nie nurtowało, ale teraz jakoś mi wpadło do głowy... Byłem gościem uzależnionym od masturbacji i porno. Tak konkretnie. I to ryło mo banię. Przypomniałem sobie, jak raz była u mnie kuzynka z kuzynem. W coś tam się bawiliśmy. Ona mogła mieć... 7 czy 8 lat? Jakas tak różnica jest między nami. Z jakiegoś względu poczułem w pewnym momencie, ze odczuwam podniecenie co do niej, albo tak mi się wydawało. Strofowałem siebie, mówiłem stary to chore, opanuj się, co ty myslisz... Niemniej potem gralismy w jakas gre. Podczas niej dwukrotnie poprosilem kuzynke, zeby usiadla przede mną. W sensie dotykalem ją kroczem przez spodnie i czułem podniecenie. Nic więcej nie zrobiłem, totalnie nic. Ręce miałem przy sobie. Potem chyba ktoś nas zawołał z dołu albo ktoś przyszedł po nas i poszliśmy. Zrugałem siebie, że jestem delikatnie mówiąc rąbnięty z takimi myślami, chyba trochę czasu mnie to trzymało. I przeszło. Kuzynka chyba niczego nawet nie poczuła ani nie myślała, w końcu nic nie zrobiłem poza tym siedzeniem krótkim przy niej. Z resztą w naszej relacji nic się nie zmieniło, lubie ją i mamy dobry kontakt do dziś. Nigdy później podobne myśli ani zachowanie mi się nie zdarzyło. No pedofilem nie jestem, obrzydza mnie to i nigdy nawet nie wpadłem na to żeby do czegoś takiego dojść. Niemniej zacząłem sobie teraz wyrzucać że może ona coś wyczuła, że zniszczyłem jej dzieciństwo, że ma do mnie żal którego nie pokazuje, może za parę lat powie że ją molestowałem, chociaż kurna poza tym siedzeniem przez chwilę nic nie zrobiłem, nawet nie dotknąłem jej. Chociaż pamiętam jeszcze, że uciekalem i masturbowalem się w pokoju obok, mówiąc, że zaraz przyjdę. Nie myślałem wtedy jednak o niej. To było głupie i chore, no ale miałem wtedy te 13 czy 14 lat. Nigdy więcej takie coś mi się nie przytrafiło. Czy jest sens to rozpamiętywać? Wracać i martwić się że coś takiego się działo? Eh... Z jednej nerwicy w drugą...
  18. wi.ne

    Nerwica lękowa

    Witam postanowiłam tu napisać bo nie wiem jak mam postępować Mam 18lat od 2,5 choruje na nerwice, nerwice lękowa (somatyczna) i depresje. W tym roku zaczęłam chodzić do psychologa oraz psychiatry (raz w miesiącu) Czuje że to za mało z początku byłam silna dawałam sobie z tym jakos rade a teraz nie. Nie mogę "funkcjonować" tak jak dawniej przez to czuje jakbym się zatrzymala w zyciu. Po tabletkach jest troche lepiej ale nadal się boję przełamać (chociażby wejść do sklepu na dłuższe zakupy, jechac pociągiem, wyjść gdzies czy pojsc do szkoły/pracy) Złapałam jakiegoś doła
  19. Mam pytanie do osób leczących się na nerwicę natręctw. Jak to jest z przerwaniem wykonywania rytuałów? Jakie macie doświadczenia? Czy poszło Wam z tym łatwo czy wręcz przeciwnie? Czy po takim jakby „odstawieniu” ich mieliście jakieś skutki fizyczne? Ja odkąd postanowiłam, że nie będę ich wykonywać zupełnie nic nie jem, bo nie mogę, ciągle mi niedobrze, bez przerwy czuję strach, serce wali mi tak jakby zaraz miało wybuchnąć, mam problemy ze snem, nie jestem w stanie nic zrobić i ciągle te obsesyjne myśli o rytuałach, taka niepewność, że być może gdybym je wykonała to znowu się rozluźnię i będzie spokój, ale jak długo można w nie uciekać. Uciekałam w nie przez tyle lat i przy każdej kryzysowej sytuacji się im poddawałam. Czy to możliwe, że to dlatego jest mi teraz tak ciężko? Czy można to przetrwać?
  20. Paulinaski

    Cześć

    Cześć jeszcze raz. Napisałam już jedną notkę i teraz myślę, że zaczęłam od złej strony. Mam nadzieję, że mi wybaczycie moją desperację. Mam 21 lat i cierpię na nerwicę natręctw od wielu lat, od jakiegoś czasu postanowiłam z tym skończyć i mam wrażenie, że całkowicie postradam zmysły. Wczoraj byłam na konsultacji u psychologa, planuję terapię. Byłabym niezwykle wdzięczna, gdyby ktoś chciał posłużyć radą albo swoim doświadczeniem. Z góry dziękuję .
  21. Ostatnio miałam gorszy okres (przeprowadzka, rozstanie, problemy rodzinne) i powoli przestałam sobie z tym radzić, więc poszłam do terapeuty. Tam dowiedziałam się, że moje nałogowe skubanie skórek, wyciskanie krostek na nogach i odrywanie strupów nie jest niewinnym dziwactwem, tylko rodzajem nerwicy i nazywa się dermatillomania. Zawsze się śmiałam z tego mojego ,,masochizmu", a okazało się, że to nie jest takie niewinne, zaczęło się już dawno temu i to z konkretnego powodu. Uważajcie dziewczyny, bo takie typu zachowania mogą się wydawać nieszkodliwe, ale tak naprawdę pokazują, że siedzi w was jakiś problem, którym prawdopodobnie warto się zająć i to nie tylko po to, żeby mieć ładniejsze paznokcie
  22. Witam, mam 28 lat i jak w moim opisie jestem od roku trzeźwą alkoholiczką (piłam 8 lat; przestałam po przeżyciu delirium tremens), osobą w depresji (od kiedy pamiętam) i z nerwicą lękową i natręctw (od ponad 9 lat; pojawiła mi się bezpośrednio po ciężkim porodzie, który ledwo przeżyliśmy, gdyż odkleiło mi się łożysko, miałam bardzo silny krwotok i ponoć 15minut życia, przetaczaną wielokrotnie krew, syn miał wtedy 3pkt w skali Apgar) oraz z zespołem opóźnionej fazy snu (od kiedy pamiętam; ale ostatnio już całkowicie dzień zamienił mi się z nocą, co najbardziej mnie dołuje). Szukam jakiegokolwiek wsparcia, bo jestem bardzo już zdesperowana całym swoim życiem, coraz częściej też pojawiają mi się myśli samobójcze, a już jedną próbę miałam (kilka lat temu, wraz z obławą policyjną na mnie, chciałam skoczyć z mostu, zostawiłam list pożegnalny, samookaleczałam się i byłam pod wpływem alkoholu, w dodatku mój były mąż jest policjantem i on też tam był) i mam syna, więc teoretycznie mam dla kogo żyć. Jestem samotną matką, bezrobotną w wyniku moich problemów, które uniemożliwiają mi podjęcie pracy, borykam się z problemami finansowymi w sumie całe życie, co mnie bardzo przytłacza. Nie stać mnie na prywatnego psychologa, na NFZ gdzie nie pytałam, tam wizyty średnio dopiero za rok, a ja czuję, że jeśli skądś nie otrzymam pomocy to będzie źle... Od kiedy pamiętam, mam jakby pozakładane blokady wszędzie i nie umiem ich zdjąć, uniemożliwia mi to normalne funkcjonowanie. Od listopada dopadła mnie totalna niemoc, depresja, z którą nie mogę poradzić sobie do dziś. Nie mam na nic sił, motywacji i co najgorsze, żadnej nadziei i perspektyw na lepsze życie. Bardzo chcę je zmienić na lepsze, chociażby finansowo, ale nie potrafię się przemóc, w ogóle jestem niezdolna do jakiegokolwiek działania. Dodatkowo przez niewyjaśniony paraliżujący mnie strach, oblałam właśnie studia, skąd także dostawałam pomoc socjalną i to mnie wyjątkowo załamało. Nie umiałam iść na zajęcia ze strachu, a tym bardziej, że dzień zamienił mi się z nocą i tak przesypiam całe dnie, a w nocy normalnie funkcjonuję (dziś zasnęłam o 8 rano, a wstałam o 19.30). Trwają ferie i dziecko jest u dziadków, ale one się niedługo kończą i jakoś będę musiała się męczyć i usiłować wstać o 7 rano i zawieźć dziecko do szkoły. To mnie także wyjątkowo dołuje i przeraża, bo zwykle nie potrafię zasnąć wcześniej niż 5rano. Poza tym, nawet jeśli udałoby mi się zasnąć o 22 to nawet o 7 nie potrafię się obudzić. Mam ogromny problem z obudzeniem się ze snu, mam bardzo twardy sen. Jak już zasnę to nie wiem, co się wokół mnie dzieje i nie słyszę totalnie nic, tym bardziej budzika, a i często nawet syn nie jest w stanie mnie dobudzić. Z tego powodu często syn nie chodził do szkoły, co mnie całkowicie przybijało i traciłam i tak nieistniejące poczucie własnej wartości. Zdarzało się, że nie spałam np po dwie doby, spałam co drugi dzień, żeby tylko syn poszedł do szkoły, albo jeśli musiałam gdzieś pilnie być. Jestem bezsilna wobec moich problemów ze snem i tej otaczającej mnie beznadziei. Jak mam rozwiązać moje problemy ze snem i depresją? Bardzo proszę o pomoc, poradę, ciepłe słowo, cokolwiek ;( Jestem po rozwodzie, obecnie w toku jest unieważnianie małżeństwa kościelnego, mąż, będący policjantem znęcał się nade mną psychicznie, podobnie jak mój następny partner. W toksycznej matce także nie miałam nigdy wsparcia, obecnie jestem bardzo samotna, nie mam przyjaciół, ani nawet znajomych. Jedynie jestem w związku z partnerem, w którym także nie mam wsparcia, gdyż on nie rozumie moich problemów, nic dziwnego, bo sam jest ciężko chory i potrzebuje przeszczepu nerki, żeby przeżyć. Przez kilka miesięcy po moim delirium chodziłam na terapię dla uzależnionych i tam psychiatra wypisał mi leki na nerwicę, które do teraz biorę, na terapię jednak nie chodzę, bo akurat w tym czasie syn ma zajęcia pozalekcyjne, na które bardzo chce chodzić, a ja bardzo z tego powodu ubolewam. Po przejściu delirium zrozumiałam, że muszę żyć dla syna i tego się kurczowo trzymam. Muszę - bo nie chcę, ja żyję tylko dla syna. A skoro już żyć muszę, to bym chciała się tak nie męczyć codziennie, bo nie wiem, czy będę w stanie wytrzymać w swoim postanowieniu.
  23. rangzen

    Witam

    Witam. Mam na imię Kasia. Bardzo się cieszę, że istnieje to forum! Mieszkam w Irlandii od 5lat. Przeszłam terapię psychoanalityczną. Cierpie na nerwice natręctw myślowych, związane z odrzuceniem i wyidealizowanych oczekiwań do bliskich relacji z ludzmi...upraszczając w skrócie Ostatnio urodziłam dziecko,jest to trudny czas i w głowie aż się kotłuje. Orginalnie pochodzę z Poznania. Pozdrawiam wszystkich
  24. Jak pisałam w temacie powitalnym, zmagam się z wieloma problemami, ale ostatnio najdotkliwszymi jest dla mnie nerwica oraz nasilająca się fobia społeczna, izolacja. Od ponad dwóch lat nie byłam nigdzie "na mieście", tak po prostu, poza jednym samotnym wyjściem do kina i jednym spotkaniem koleżanki z dawnych lat spoza miasta. Obecnie jestem po zakończonym prawie dwuletnim związku, zakończonym z mojej inicjatywy, ale ja nie o tym... Niemniej to poniekąd ważne w kontekście tematu. Język będzie dość dosadny, jeśli komuś to przeszkadza, uprzedzam; podobnie jak poruszenie wątku seksu. Jak ZMUSIĆ się do zrobienia czegoś, z czego - na dłuższą metę - będę odrobinę "zadowolona" i zmniejszy to moją izolację (chodzi o wyjście z kimś na pseudo-randkę, spotkanie zapoznawcze, ale nie poruchawcze... jeszcze) - ale czego się tak kurewsko boję...? ...że od paru dni nie mogę prawie spać i wyję, układam w głowie tysiąc scenariuszy od tego jak się ubiorę jeśli pójdę, co powiem jeśli nie, że nie wybaczę sobie nigdy i pogłębię izolację jeśli nie to doskonale zdaję sobie sprawę, ale opcja "pójdę" niesie za sobą panikę i wyjście poza strefę komfortu, wyrzucenie wręcz poza nią... Zawsze na spotkaniu w pubie mogę niby wstać i odejść jak coś będzie nie tak, ale chyba aż tak asertywna nie jestem, pomyślę sobie 'wytrzymam, głupio mi' i jakoś tak... Czuję się jak z rozdwojeniem jaźni. :( Wiem, że mi to pomoże, jak wspominałam, ale nie mogę się do tego przekonać mimo ustalenia już dziś dokładnego terminu, myślałam że jak to zrobię to trudniej będzie mi się wycofać. Próbuję sobie wyobrazić ulgę już po, ale nie chcę by ulga po spotkaniach z ludźmi wynikała u mnie tylko z faktu zakończenia tych spotkań i możliwości powrotu do chujowego comfort zone zaciskającego się niczym pętla na szyi, coraz ciaśniej... A to wymyślanie scenariuszy to moje przekleństwo i pierdolec; jak usiądę, jak się ubiorę, co odpowiem; tak bardzo chciałabym się z tego cieszyć i być spontaniczna. Zamiast tego (tu już mam świadomość, że lekko przesadzam, ale pojawia się cichy głosik - a jeśli nie?) mam wrażenie, że druga osoba ucieknie zamiast się do mnie IRL przysiąść, bo mam zwyczaj bycia 20 min wcześniej niż 2 minuty za późno. A jeśli będę wystawiona, to już w ogóle powrót do izolacji w chuj, choć teoretycznie są na to małe szanse... Zaś jeśli gadka nie będzie się kleić, no to bywa, koniec świata to nie będzie (choć i tak będę to tylko sobie wypominać przed snem miesiącami), progress jakiś tam w postaci odważenia się wyjść z kimś po raz pierwszy przez dwa lata z własnej inicjatywy, ale... No właśnie, mam tych ale z pięć tysięcy. :( To coś w stylu "chciałabym, ale się boję". Czasem dobrze skoczyć na głęboką wodę (jak np. pokonanie lęku wysokości skokiem na bungee, co zrobiłam i adrenalina po jest cudna), ale na samą myśl o wyjściu z domu włącza mi się tętno 200 i atak paniki oraz świadomość miliona złych cech swojego wyglądu/charakteru, nawet jeśli podświadomie wiem, że to choroba przesadza. Kolejna sprawa, boję się bliskości, boję się seksu, boję się jego konsekwencji, podczas wątpliwej jakości zbliżeń w przeszłości nie mogłam myśleć o niczym tylko "czy kondom się nie zsuwa/nie pęka", bo nie mogę przyjmować antykoncepcji hormonalnej ze względu na PCOS. Z tego też względu mam nadwagę i dość dysproporcjonalne ciało, małe piersi, na pewno nic seksownego mimo prób poprawy sytuacji przekłuciem sutków... Wiem INTELEKTUALNIE, że zabezpieczenie się prezerwatywą + tabletką poronną (jeszcze ważną mam w domu, Ellę sprzed wprowadzenia recepty) w razie czego daje mi PRAWIE pewność jeśli dobrze jej użyję, ale... No właśnie, mieszkam z babką, która najchętniej by widziała mnie żyjącą jako starą pannę z kotami, straszy mnie ciągle odnośnie zajścia w ciąże i dziecka, gdybym zaszła - albo aborcja (nie stać mnie) albo samobójstwo, bo nie urodziłabym, nie wyobrażam sobie tego, zniszczyłoby mi to studia i wszystko, całe moje życie. Zwłaszcza z facetem, z którym na 2-3 spotkaniu np. decyduję się iść do łóżka, ale nie jesteśmy w związku... Ot, przykład. Mam swoje "fetysze" i wiem, co lubię, teoretycznie jestem osobą otwartą w kwestii seksu; a jednak, w praktyce się spinam, boję się zdjąć stanik, boję się pokazać swojego ciała, boję się odrzucenia... Boję się ponad wszystko wpadki, choć intelektualnie wiem, że to możliwe w 0,00001% (anty + PCOS, który utrudnia zajście + tabletka w razie czego), teksty rzucane przez babkę jakoś "podświadomie" do mojego mózgu się wbijają i tam głęboko zostają. Jest to osoba z demencją, potrafiąca wyzwać mnie (wnuczkę) i swoją córkę (moją matkę) od "ćpunek, dziwek" i innych... Boję się, że na przykład po seksie oralnym skończonym w środku ust zostaną tam plemniki, pocałuję go gdzieś i jakimś cudem trafią do mojej pochwy, co zakrawa już na chorą obsesję; wybaczcie graficzne opisy, ale jestem w stanie pomyśleć jeszcze o wielu takich sytuacjach, np. przeniesione na palcach, na języku, źle założona prezerwatywa, felerna prezerwatywa, pisząc to płaczę i się nakręcam... TL;DR "chcę, ale się boję i wmawiam sobie chorobowo, że nie chcę wcale bo boję się odrzucenia, ale jeśli nie próbuję - tylko pogłębię izolację" - jakby nie było dobrego wyjścia... Niestety nie mam nikogo znajomego, takiego żeby mnie zaprowadził na siłę - rozważałam już to, i wtedy jakiś drink na odstresowanie i pewność, że nie ucieknę z pubu. Nie chcę nikogo skrzywdzić ani swoją chujową osobą, ani wystawieniem, bo to bardzo nie w porządku. :( Odważyłam się to napisać tylko dlatego, że rycząc jestem w 3/4 butelki wina. Mam dość spędzania każdego tygodnia tak samo, samotnie, płacząc, mam 22 lata i umarli mają w sobie więcej samoakceptacji i życia ode mnie...
  25. Moim problemem są natrętne myśli. Męczą mnie ciągle, nie mogę skupić się na rozmowie z kimś, ciągle myślę najczęściej o tym, co muszę zrobić. Nie jest to normalne, bo powtarzam to ciągle, nawet najprostsze czynności , np. zrobienie herbaty. Ciągle jestem zestresowana, najczęściej dlatego boli mnie brzuch, mam mokre ręce, bardzo mi zimno i drżą mi nogi. Boję się chodzić do szkoły, spotkania z ludźmi, kiedy przechodzę obok, myślę, że się że mnie śmieją, zaczynam wmawiać sobie, że jestem beznadziejna etc. Może się to wydawać śmieszne, ale od zawsze boję się matematyki, kiedyś serce na lekcji biło mi tak szybko, że myślałam, że zemdleje. Nie umiem pokonać tego strachu, mam już wszystko przygotowane na kolejny dzień, umiem materiał, a i tak podświadomie wmawiam sobie, że nie jestem wystarczająco dobrze przygotowana. Dochodziło też u mnie kiedyś do autoagresji. Próbuje powiedzieć moim przyjaciołom jak się czuje, ale jest to dla mnie trudne, bo mało mówię o swoim zyciu, ale potrzebuje im się wygadać. Ostatnio, na imprezie powiedziałam w "zartach", że chyba mam nerwica, jedną przyjaciółka zgodziła się, a druga jakzwykle stwierdziła, że wszystko wyolbrzymiam i nie mam żadnego problemu. Kiedy to usłyszałam, zaczęłam sobie wmawiać, że wymyślam i po prostu jestem nienormalna Jak powoli zwalczać natrętne myśli, może macie jakieś rady? I myślicie, że powinnam powiedzieć przyjaciołom?
×