Skocz do zawartości
Nerwica.com

Proszę o ocenę pewnego przypadku, depresja?


Zviezda

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Bardzo Serdecznie!

 

Swego czasu korzystałem z owego forum dość regularnie jako użytkownik "gość". Aktywnie nie uczestniczyłem w życiu społeczności, ale czytałem odnośnie problemów, które również mnie dotyczyły.

Bardzo bym prosił użytkowników o ocenę pewnego przypadku. Mam na myśli śp mojego dziadka, który zmarł wczoraj. Mam pewne podejrzenia, że ostatnie lata swojego życia mógł się zmagać z depresją. A dlaczego tak sądzę? Dziadek miał 80 lat, problemy z sercem(nie wydolność krążenia) - "migotanie przedsionków", dość często puchły mu nogi i zbierała się w nich woda - nie mógł chodzić. Przez te ostatnie lata życia jak pytaliśmy się go o samopoczucie - nigdy nie był zadowolony. Zawszę go coś bolało.. jak nie to, to tamto... Rzadko kiedy widziałem żeby się cieszył z czegoś, był raczej chłodny. Nie okazywał emocji. Lubił pożartować, ale w swoim stylu - zachowawczo. Był wdowcem od prawie 40 lat, mieszkał sam w domku. Zawszę staraliśmy się przynajmniej raz w tygodniu go odwiedzić. Z tego co mi wiadomo za młodu prowadził bardzo rozrywkowy tryb życia - był towarzyski, imprezy, karty, wypad na rybki, %. A im starszy stawał się coraz bardziej marudny, chłodny. Był takim odludkiem. Przez ostatnie 2-3 lata byliśmy u niego po 2-3 razy w tygodniu. Ale nie przepadał za naszymi długimi odwiedzinami. 3-4 godziny i mówił" jedźcie już". No i teraz do rzeczy... Przez ostatnie 5 lat miał 2-3 poważne stany zdrowia. Nie dbał o siebie za bardzo - jeżeli chodzi o wizyty lekarskie. Nie bardzo chciał chodzić do lekarza. Oczywiście leki brał, ale ograniczał wizyty do minimum. Myślę, że w jego wieku kontrolne wizyty powinny być systematyczne i stosunkowo częste. Zawsze wzywaliśmy lekarza, gdy jego stan był nienajlepszy... Ale udawało mu się z tego wykaraskać. 2 tygodnie temu przewrócił się wieczorem w domu - zbił bark i opadł z sił. Przeleżał kilka dobrych godzin na podłodze za nim udało mu się jakoś dopełzać do telefonu i przedzwonić do nas. Jak byliśmy już na miejscu - jego stan fatalny - nie mógł chodzić, nie miał sił, wszystko go bolało. Kategorycznie nie chciał do szpitala. Udało się go przekonać do domowej wizyty lekarskiej. Oczywiście diagnoza - zaostrzenie choroby krążenia i skierowanie do szpitala. Tam ocenili jego stan na ciężki z złymi rokowaniami. Było wiadome dla personelu lekarskiego, że umrzę "za 2 dni może 2 tygodnie a nawet 2 miesiące" Dopiero w szpitalu zaczęły się przechery - spędził tam ostatnie 2 tygodnie swojego życia, ale im dłużej siedział tym bardziej nie chciał dać sobie pomóc. Protestował, nie chciał przyjmować leków, chciał żeby go wypisali do domu. Jego stan chwilowo poprawiał się, po czym znów się pogorszył. Nie bardzo chciał jeść - twierdził, że go mdli. Wykryto u niego cukrzyce. Widać było, że cierpi. Odniosłem wrażenie, że czuł że to końcówka. Chciał, aby go wypisali do domu - tam jak twierdził, że ma "wspaniałe łóżko", stół, telewizor. Wszystko co mu potrzeba było w domu, a on by spokojnie tam pożył. Strasznie naciskał z tym wypisaniem, protestował a leki brał w kratkę... Z relacji pielęgniarek wynikało, że był w stosunku do nich chamski. Natomiast zupełnie inne miał podejście do lekarzy - szacunek. Mówił jeszcze:" Jacek nie rób nadziei...", " on był wole ojca spełnił" i tego typu podobne. Nawet sąsiad z łóżka obok mówił mu:" Panie Zenonie jak nie będzie Pan jadł to nie przeżyjesz Pan do wieczora - a co mnie to...". Odniosłem wrażenie, że dziadek po prostu wiedział, zdawał sobie sprawę że to jego końcówką. Wycierpiał się, stracił ochotę do życia. Możliwe, że cierpiał od dłuższego czasu na depresje? Po prostu codzienne życie stawało się coraz cięższe, dokuczliwe i stracił sens swojego egzystowania. Sam mówił, że śmierci się nie boi i jest gotów na jej przyjście. Co myślicie o tym przypadku? Gdzieś czytałem, że depresja dosięga i ludzi starszych... Może ciężkie ostatnie lata doprowadziły do stanu, gdzie ochota na życie odeszła. Dodam, że praktycznie wszyscy jego koledzy z dawnych lat poodchodzili z tego świata. Praktycznie został sam. Z góry dziękuję za odpowiedź forumowiczom

 

Pozdrawiam M.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bym skupił się na tym że ojciec przyjmował wasze odwiedziny czyli pewnie was kochał . A czy miał depresję? Myślę że jedna choroba więcej w tym wieku nie jest warta uwagi.

 

-- 03 lip 2012 --

 

Sory, ojciec->dziadek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem był chory na starość tak jak moja babcia, która żyła prawie sto lat, ale na starość chorowała ostatnich 15 na pewno, wszyscy znajomi w jej wieku już nie żyli w sensie dosłownym, czuła się wyobcowana a ze świata problemy jej wnuków i prawnuków nie były jej problemami jej świat już odszedł w przeszłość ,i wprost mówiła ,ze jest zmęczona i ja to rozumiem spróbuj popatrzeć na coś takiego z punktu widzenia starego człowieka ,świat nie jest taki jak z punktu widzenia kogoś o połowę młodszego kto ma 40 powiedzmy.

Trudno wymagać od starego schorowanego człowieka by kipiał szczęściem jak już nie podskoczy i nie zatańczy bo wszystko boli. Trochę empatii wykaż i zrozumienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×